125330.fb2
Kręte schody zaprowadziły go wprost na płytę startową na dachu budynku. Layne rozejrzał się, ale w zasięgu wzroku nie było nikogo. Gdzieś z dołu dobiegał tylko odgłos nerwowej krzątaniny.
– Szuka mnie pan?
Layne odwrócił się, ale przestrzeń przed pomieszczeniem kontroli lotów była również pusta. Dopiero po chwili zza lśniącej oślepiającym blaskiem szyby wyłonił się mężczyzna z lotniczym kaskiem w ręku.
– Tak, jestem Marty Layne.
Tamten wyciągnął wolną dłoń.
– Greg Brodowski.
– Przepraszam, a gdzie drugi pilot?
Brodowski wskazał drzwi toalety.
– Już lecimy? – spytał.
– Nie, nie – Layne nie miał pojęcia, w jaki sposób zjednać sobie pilota. – Przyszedłem tak tylko… Czy maszyny są dobrze przygotowane do lotu?
Brodowski zerknął na dwa śmigłowce Bell 222 zaparkowane na przeciwległych narożnikach dachu.
– Czas pokaże – mruknął.
Layne poczuł, że miękną mu nogi.
– Ale wybraliśmy chyba dobre maszyny do tego zadania? – spytał niepewnie.
– Można było wybrać lepsze. Osobiście wziąłbym AH-64 Apache, albo chociaż Hueycobry.
– Ale zdaje się, że to są wojskowe śmigłowce… Niezdatne do transportu.
Brodowski uśmiechnął się lekko.
– Służyłyby tylko jako eskorta. Ładunek wziąłby Boeing Vertol CH-47 Chinook. I tak cały zespół rozwijałby większą szybkość od tych dwóch gratów.
– A z cywilnych? Co wybrałby pan z cywilnych? – spytał prawie drżącym głosem Layne.
– Na przykład Aerospatiale AS 332 Super Pumę, tylko najpierw trzeba byłoby ją ściągnąć z Francji. Albo Westlanda 30 z Anglii. Ten pierwszy jest szybszy i ma większy zasięg, a ten drugi… Hm, nie wiem dlaczego, ale mam zaufanie do konstruktorów z Yeovil.
Drzwi za plecami Brodowskiego otworzyły się i Layne zobaczył drugiego pilota. Najpierw cofnął się, potem wyjął chustkę i nerwowo przetarł czoło.
– Co jest, Greg, lecimy? O, jest pan Layne…
Maureen Havoc zręcznym ruchem przerzuciła swój niesamowicie długi warkocz na plecy.
– Wygląda pan jak ktoś, kogo nieboszczyk złapał za ramię.
Layne przestąpił z nogi na nogę.
– Nie mówiłam panu, że jestem pilotem? – głęboki głos Maureen zniżył się jeszcze bardziej.
– Nie, chyba nie.
Na dole rozległ się tupot wielu nóg.
– Dlaczego przyjęła pani naszą propozycję?
– Kiedy ogłosiliście w Mountain Helicopters, że szukacie doświadczonych pilotów do niezbyt bezpiecznego zadania, od razu wiedziałam, że to coś dla mnie. Chyba jestem doświadczona, co, Greg?
Brodowski tylko machnął ręką.
– On lubi kobiety tylko w spódnicach – uśmiechnęła się Maureen. – Szkoda, że nie widział pan, jak się zachowuje, kiedy jestem bez kombinezonu. W porównaniu z nim można śmiało nazwać Rudolfa Valentino gburem.
Drzwi z tyłu otworzyły się z hukiem. Biegnący na czele grupy uzbrojonych mężczyzn Ashcroft skwitował widok Maureen tylko krótkim uniesieniem brwi.
– Lecimy! – krzyknął do Layne’a.
Rzucili się do maszyn. Ashcroft, Layne i jeszcze jakiś policjant zajęli miejsce w śmigłowcu prowadzonym przez Maureen Havoc. Layne nachylił się w stronę przyjaciela.
– Skąd ten nagły pośpiech? – spytał starając się przekrzyczeć ryk zapuszczanego silnika.
Ashcroft spojrzał na zegarek.
– Kierują się na lotnisko. Nie przewidzieliśmy tego.
– No to co?
– Jeśli wsiądą do jakiegokolwiek samolotu, nie będziemy mieli żadnych szans, żeby ich dogonić. Musimy być tam wcześniej.
Ashcroft zdjął pokrywę z ekranu radionamiernika i włączył prąd.
– Cholera, niezbyt się znam na obsłudze tego modelu, a Earl jest w drugiej maszynie.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Koniecznie chciał być razem z Freddie’ym i Lionelem.
Layne odruchowo chwycił poręcze fotela, kiedy silnik zagrzmiał nagle ze zdwojoną mocą. Śmigłowiec trzęsąc się i wibrując uniósł się w powietrze.
– W tamtej kabinie nie ma ekranu? – spytał.
– Nie, tylko antena i automatyczny przekaźnik grupujący dane w naszym komputerze – Ashcroft stuknął palcem w ciemną skrzynkę za siedzeniem pilota. – Poza tym przecież ustaliliśmy, że do końca zachowamy przynajmniej jaką taką tajemnicę. Myślę, że chłopcy niezbyt orientują się we wszystkim, co jest grane.
– Ja też niezbyt się orientuję – mruknął Layne. – Przynajmniej tak czuję.
Ashcroft roześmiał się głośno.