125330.fb2 Nostalgia za Sluag Side - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Nostalgia za Sluag Side - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Ashcroft nawet nie musiał patrzeć na zegarek, żeby sprawdzić, że jest dopiero trzecia godzina. Otworzył drzwi.

– Lionel, zrób tak, jak pani prosi – mruknął i wyszedł.

Layne wskazał oczami na uśmiechającą się od ucha do ucha kobietę.

– Czym ją tak uszczęśliwiłeś? – spytał.

Ashcroft wziął go pod ramię.

– Uszczęśliwiać to ją będzie zaraz ktoś inny. Dałem jej tylko alibi – powiedział ruszając korytarzem. – Zanim powiesz mi, jaki burdel jest u nas w archiwum, odpowiedz na jedno pytanie.

Layne zerknął niepewnie.

– Jakie?

Oczy Ashcrofta spoczęły na jego skroni.

– Powiedz mi, jak się czuje facet, który ma w uchu dziurę wielkości pięciocentówki? Czy to się może do czegoś przydać…?

* * *

Dwudziestu ludzi w brudnych drelichach przypadło do ziemi i popełzło w kierunku ocieniających drogę drzew. Sunący na przodzie rudzielec dotarł tam pierwszy i delikatnie, starając się nie potrącać liści, odchylił gałązki karłowatego krzaka.

– Zachować ciszę – szepnął. – Są na wzgórzu.

– Carlos – odezwał się ktoś z tyłu. – Mamy mało amunicji.

Tamten jednak nawet nie odwrócił głowy.

– Uwaga – warknął szarpiąc zamek automatu. – Naprzód!!!

Dwudziestu ludzi poderwało się z ziemi i biegiem ruszyło naprzód. Gdzieś z góry zagdakał leniwie cekaem.

– Wyłącz to wreszcie – powiedział Kelly.

– Dlaczego? Muszę zobaczyć, co będzie dalej.

– I tak wiesz, co się stanie – Kelly sięgnął do wyłącznika i ekran telewizora zgasł. – Nasi zdobędą to wzgórze, zatkną na nim flagę, potem zdobędą następne, zatkną na nim…

– Hej, Kelly – Slayton wstał z krzesła. – Przecież to był film o rewolucji kubańskiej. A ci na ekranie to partyzanci.

– No to co?

– A ty powiedziałeś o nich „nasi”. Rany boskie, Kelly, jesteś komunistą!

– Dobra, dla ciebie mogę być nawet wyznawcą Kriszny. Chodź, skoczymy do miasta.

Slayton spojrzał na zegarek.

– Chętnie, ale muszę jeszcze zajrzeć do tego faceta na dole.

Kelly podniósł się również.

– Pójdę z tobą. Chyba też powinienem go odwiedzić.

Zrezygnowawszy z powolnej windy zbiegli po schodach i w zwykłych ubraniach, nie zakładając fartuchów, weszli do sali intensywnej terapii.

– Dzień dobry pani – Slayton skłonił się czuwającej przy chorym pielęgniarce. – Pacjent nie odzyskał przytomności, encefalogram zero, impulsy czynnościowe zero, pozostałe czynniki również bez zmian.

– Tak, ale… ale to ja powinnam powiedzieć!

– Proszę się nie przejmować. Słyszałem to już od pani tyle razy, że zdołałem wszystko zapamiętać.

Stojący z tyłu Kelly podszedł do poowijanej w bandaże mumii. Zrobił ruch ręką, jakby chciał dotknąć któregoś z popiskujących urządzeń, pulsujących ekranów czy dziesiątków kabli, łączących nieruchome ciało ze skomplikowanymi układami hydraulicznymi i całymi tonami elektroniki. Dłoń zawisła jednak w powietrzu, potem Kelly cofnął ją i odwrócił się do Slaytona.

– Przecież ten człowiek nie żyje – powiedział nagle schrypniętym głosem. – Do jasnej cholery, po co oni go tu trzymają?

– Pewnie, że nie żyje. Ustawa jednak zakazuje odłączenia go przed upływem dwóch miesięcy.

– Bzdury. W tym przypadku można zastosować procedurę specjalną. Przecież trzymanie go tutaj jest zupełnie bez sensu.

Slayton rozłożył ręce.

– Stary też mówi, że to ewidentny przypadek zgonu. Na jutro czy pojutrze zapowiedziane jest zebranie w jego sprawie.

– Wyłączą go? – spytała pielęgniarka.

– Najprawdopodobniej. Chodźmy, Kelly.

Slayton pożegnał dziewczynę ruchem ręki i ruszył przodem.

– Bierzemy samochód? – spytał po chwili.

– Coś ty. Ten cholerny policjant z patrolu zawziął się na mnie. Powiedział, że jak jeszcze raz zobaczy mnie pijanego za kierownicą, to zabierze prawo jazdy.

– A jesteś pijany?

– Teraz nie, ale jak będziemy wracać… Ten cwaniak zawsze czai się wieczorem.

Tuż za metalowym płotem ograniczającym teren ośrodka prawie wpadli na grupę obdartych dziewczyn. Obydwaj uśmiechnęli się automatycznie, ale żadna nie zwróciła na nich uwagi. Skwaszeni powlekli się dalej w kierunku skrzyżowania.

– Hej, Kelly, patrz! – zawołał nagle Slayton wskazując ręką pobliski pagórek.

U jego stóp dwóch ludzi rozbijało mały kolorowy namiot.

– Czego oni tu chcą?

– Może to ci od wężów… no… serpentolodzy.

– W takim namiocie? Nie, to turyści albo ktoś z miasta.