125330.fb2
Kelly pokręcił głową, ale nie zdążył zrobić ani kroku, kiedy tuż przed nimi zatrzymała się luksusowa furgonetka.
– Hej, wy tam – z okienka wychylił się jakiś grubas. – Chodźcie tutaj!
– My? – spytał Slayton.
– A do kogo mówię?
Kelly zrobił krok do przodu.
– O co panu chodzi?
– To ja pytam, czy jest tu jakiś kemping?
– Tutaj? Co pan chce tu robić?
– To moja sprawa – grubas poczerwieniał na twarzy. – Więc jest coś czy nie?
– Nie… – zaczął Kelly, ale Slayton chwycił go za ramię i wtrącił:
– Tak, jest pole namiotowe, tu niedaleko. Ale żeby się tam dostać, trzeba objechać spory kawałek bagien. Droga jest dość długa, więc może pojedziemy z panem i pokażemy…
– Dobra – grubas otworzył tylne drzwiczki i machnął na nich ręką.
– Co ty robisz? – Kelly odruchowo nachylił się do kolegi. – Przecież w całej okolicy nie ma żadnego kempingu.
– Siedź cicho – szepnął Slayton. – On nas zawiezie do miasta.
– Znalazłeś coś w tych papierach? – Ashcroft zdjął kapelusz i rzucił go na zawalone segregatorami biurko.
– Nic ciekawego – mruknął Layne. – W twoich aktach brakuje najważniejszych danych.
– Czego brakuje? Przecież masz tu stenogramy przesłuchań, zeznania świadków i wszystkie dane o mordercach.
– Wszystkie dane? Chyba żartujesz – Layne zdjął okulary i roztarł czerwone ślady na nosie. – Słuchaj, ja potrzebuję prawdziwych danych, o rodzinie mordercy, o jego przodkach, muszę zobaczyć zestawienia rozkładu struktur społecznych w mieście, segregacje elementów napływowych i przynajmniej pobieżną listę rdzennych rodzin zamieszkujących te tereny do piątego pokolenia wstecz…
– O Boże… – westchnął Ashcroft.
– Chcę się zapoznać z konfiguracją struktury zatrudnienia w służbach miejskich, zarówno pod względem wieku, jak i wykształcenia, chciałbym też znać główne ośrodki, skąd przybywała ludność napływowa, a u tych, którzy nie pochodzą z północy, interesuje mnie, gdzie żyły ich rodziny, zaczynając od drugiego pokolenia wstecz.
– To wszystko?
– Nie. Jest jeszcze parę innych rzeczy.
– Skąd chcesz te informacje uzyskać?
Layne wyjął i zapalił papierosa, choć zdążył się już dowiedzieć, że denerwuje to Ashcrofta.
– Wymienię kolejno: miejskie archiwum, kartoteka policyjna, dane lokalnego oddziału FBI, a przede wszystkim karty pacjentów ze wszystkich szpitali w mieście, bo oni zazwyczaj przeprowadzają bardzo dokładny wywiad. Poza tym muszę mieć wgląd w kartoteki banków udzielających kredytów i firm ubezpieczeniowych. Oni też dysponują dokładnymi danymi na temat swoich klientów.
Ashcroft pokręcił głową. Potem wypełnił jakiś formularz i podał go Layne’owi.
– Wszystko stoi przed tobą otworem. Coś jeszcze?
– Dobry, to znaczy szybki komputer i zgrany sztab ludzi otrzaskanych z taką robotą.
– W komendzie mamy jeden z ostatnich modeli firmy Hawlett-Packard. Ale skąd ja ci wytrzasnę ludzi?
– Postaraj się.
Ashcroft wzruszył ramionami.
– Przynajmniej dopiero teraz dowiedziałem się, co to znaczy prawdziwy statystyk.
Layne uśmiechnął się.
– A dotychczas uważałeś mnie za prawie normalnego człowieka, prawda?
Ashcroft chciał coś powiedzieć, ale przerwało mu wejście Dennisa.
– No tak, tego się spodziewałem – prawie krzyknął komendant policji. – Siedzisz sobie w gabinecie nad jakimiś papierami, a prawdziwa robota czeka, tak?
– Ale…
– Wiesz, co się dzieje w dzielnicy portowej? Wiesz, gdzie pojechali wszyscy moi ludzie, co? Oczywiście nie, bo co by cię to mogło obchodzić.
– My też ciężko pracujemy…
Dennis wzniósł ręce w geście rozpaczy.
– I ty to nazywasz pracą! A tymczasem ktoś pikietuje budynek rady. W okolicy portu demonstracje…
– Przepraszam – wtrącił się Layne. – Co było przyczyną tego wszystkiego?
– Plany nowych osiedli. – Dennis zajął ostatni wolny fotel. – A właściwie nawet nie same plany, tylko to, że robimy miejsce dla wielu nowych obywateli.
– Czy nie można wstrzymać dopływu obcych?
– Jak? Połowa członków rady miejskiej to właściciele firm budowlanych. A poza tym napływ ludzi powoduje, że miasto się rozwija. Po prostu – ruch w interesie, rozumie pan?
Layne poruszył się niespokojnie.
– To bardzo ciekawe – powiedział. – Czyli miasto rozrasta się niezwykle dynamicznie?
– Właśnie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że pewne warstwy starych mieszkańców obawiają się dużej liczby obcych. Zwiększa to liczbę ludzi na rynku pracy, a co za tym idzie, mogą zmaleć zarobki i coraz trudniej będzie o jakiekolwiek stanowisko.
Ashcroft korzystając z chwilowego uspokojenia Dennisa przysunął się bliżej i nachylił w jego stronę.