Droga prowadziła nas wokół jeziora. Słońce skryło się za szczytami gór przez kilka minut śniegi okrywające ich wschodnie zbocza zdawały się płonąć — i dolina pogrążała się w cieniu. Usłyszałem miłosne wołanie sów. Na królewskim niebie zapłonęła Wenus. Zrobiło się zimno i krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach.
— Brr! — zawołała Jo. — Teraz chętnie bym się czegoś napiła.
W ciemności wieczoru nie rozróżniałem dobrze jej rysów. Na niebie pojawiało się coraz więcej gwiazd. Ale Jo była tylko sylwetką, gorącym dotykalnym cieniem. Równie dobrze mogła to być Maria.
Gdyby to była Maria! Maria byle piękna i mądra, i pociągająca… Zapewne zmieniała kochanków jak rękawiczki, kiedy opuszczałem dom na całe miesiące; zgodziliśmy się, że moją kochanką jest przyroda. Ale zapominali o nich natychmiast, kiedy do niej wracałem… Och, gdybyśmy mogli być tu razem!
Wkrótce całe niebo roziskrzy się gwiazdami, Droga Mleczna zmieni się w biały wodospad, a potem odbije w nieruchomej tafli jeziora… Pół ostatniej nocy spędziłem zapatrzony w gwiazdy i ich ziemskie odbicia…
Światło gwiazd było już tak jasne, że nie musieliśmy używać latarek, by znaleźć wejście do bazy. Warstwa izolacyjna ustąpiła pod moim dotknięciem. Weszliśmy do wnętrza, zapiąłem błyskawiczny zamek wejścia i włączyłem fluorescencyjne oświetlenie i wentylację.
Jo mieli rację; te przenośne bazy nie różnią się niczym między sobą (Jo miała stała bazę, zbudowana z drewna, w której zgromadzili wszystkie rzeczy miłe jej sercu). Pomijając kilka książek i niewielka ilość drobiazgów, mój jedyny pokój miał charakter czysto funkcjonalny. Co prawda telefon po zwołał mi doświadczyć złudnej obecności dowolnej osoby czy rzeczy, gdziekolwiek by się nie znajdowała. Ale my, mieszkańcy miast, kiedy udajemy się w podróż, zabieramy ze sobą niewiele rzeczy. Wnętrze mojej bary miało dobre proporcje, co wraz z miłym zabarwieniem ścian pozwalało czuć się w nim wygodnie: a sama baza znajdowała się na wspaniałej górskiej łące. Czego więcej potrzebowałem?
Wyjąłem obiad z lodówki i zabrałem się do przygotowania go. Potem przyniosłem prażoną kukurydzę, rum i sok owocowy i przyrządziłem alkohol zgodnie z gustem Jo. Ostatecznie zdecydowała się nie pomagać mi, lecz wygodnie usadowili się w fotelu. Nie powiedzieliśmy sobie wiele w czasie spaceru. Teraz spodziewałem się, że skoro znaleźliśmy się wewnątrz bazy rozgada się i będzie mówić nerwowo, szybko, z podnieceniem. Ale zawiodłem się. Jej koścista sylwetka tkwili nieruchomo w fotelu, a ręce spoczywały na kolanach okrytych perłową suknia, tak bardzo do niej nie pasującą.
Zrzucila kurtkę i podałem Jo alkohol.
— Zapomnijmy o smutkach! Nadszedł czas zabawy! — powiedziałem żartobliwie rozkazującym tonem. Wzięła podawaną szklankę. Traciliśmy się. Wolna ręka dotknąłem kącików jej ust. — Hej, uśmiechnij się! Nie słyszałaś, co po wiedziałem? Mamy się bawić!
— Bawić się? — Kiedy podniósła wzrok, zobaczyłem, że oczy ma pełne łez.
— Oczywiście! Wcale nie chcę stad wyjeżdżać.
— Gdzie trzymasz fotografię Marii?
To był szok. Nie spodziewałem się tak otwartego pytania. — Dlaczego? — zacząłem. I urwałem. Dobra. Rzecz posuwa się naprzód szybciej, niż planowałeś. Teraz musisz stanąć na wysokości zadania. Przełknąłem łyk alkoholu, wyprostowałem się i powiedziałem z determinacją w glosie: — Nie chciałem zawracać ci głowy moimi kłopotami, Jo. Ale teraz muszę ci powiedzieć, że zerwałem z Marią. Pozostało nam tylko załatwić formalności rozwodowe.
— Co takiego?!
Otworzyła usta ze zdumienia, cala wpatrzona we mnie. Nawet nie zauważyła, że trochę alkoholu ulało się z jej szklanki, wstrząśniętej gwałtownym gestem… Czyżby już mi się udało? Tak szybko?
Wzruszyłem ramionami. — Tak, tak… właśnie wczoraj dostałem zawiadomienie o jej gotowości do rozwodu. I nie jest to dla mnie niespodzianką. Miała już dość czekania na mnie.
— Och, Pete! — Wyciągnęła ramiona w moją stronę.
Miałem całkowitą świadomość sytuacji. Ściany bazy, półki z książkami, noc w oknach, szum aparatury ogrzewającej, widok lamp kontrolnych radionicznego pieca i zapach przygotowywanego w nim mięsa, ta kobieta, którą muszę nauczyć się pożądać… Przez głowę przebiegła mi myśl, że lepiej zrobię, jeśli udam, iż nie zauważyłem jej gestu. — Nie oczekuję twojego współczucia — powiedziałem stanowczo. — Prawdę mówiąc, odczułem to raczej jako ulgę.
— Myślałam — szepnęła. — Myślałam, że byliście z Marią szczęśliwi…
Oczywiście, moja droga, ja i Maria byliśmy szczęśliwi. Choć jako wyrafinowany mediaman zawsze podejrzewałem, że nasze szczęście (w przeciwieństwie do szczęścia innych ludzi) w poważnej mierze zawdzięczaliśmy moim częstym i długim nieobecnościom w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Nieobecnościom, które były solą naszego związku. Czymś, czego tobie, Jo, zawsze będzie brakować, niezależnie od okoliczności. Niestety, nie można żyć samą solą.
— Wszystko ma swój koniec — powiedziałem zgodnie z planem. — Znalazła sobie kogoś bardziej odpowiedni o. Mogę się tylko cieszyć.
— Ty, Pete?
— Dam sobie radę. No, a teraz pijmy. Mamy się przecież bawić… Przełknęła łyk alkoholu. — Masz rację.
I po chwili: — Nawet nie masz nikogo, kto by cię odwiedził w domu…
— „Dom” niewiele znaczy dla mieszkańca miast, Jo. Jedno mieszkanie nie różni się od drugiego i w ciągu życia zmieniamy ich wiele. — Alkohol musiał zrobić swoje, bo nagle przyspieszyłem trochę sprawę: — Tu, w górach — na przykład — jest zupełnie inaczej. Każdy skrawek tej ziemi jest absolutnie unikalny. Można spędzić cale życie poznając go, niejako wrastając weń…
Nacisnąłem guzik i poduszka powietrzna, na której siedziała Jo, rozciągnęła się, robiąc również miejsce dla mnie.
— Masz ochotę na trochę muzyki? — zapytałem.
— Nie. — Jo spuściła oczy. Miała krótkie rzęsy — i zaczerwieniła się widziałem czerwone plamy na jej policzkach — ale nie zająknęła się ani razu; wypowiadali słowa z uporem, którego nie mogłem nie podziwiać. Ktoś z takim charakterem nie mógł być złym towarzyszem życia. — I tak byśmy jej nie słuchali. A poza tym to moja ostatnia szansa, by porozmawiać z tobą, Pete… naprawdę porozmawiać…
— Nie sądzę. — Więcej namiętności w głosie, chłopcze. — Na Boga, mam nadzieję, że nie!
— Dobrze nam tu było ze sobą. Moi koledzy to mili chłopcy, jak wiesz, ale — zamrugała szybko — ale to nie to, co ty.
— I ty byłeś dla mnie kimś specjalnym. Drżała nieco. Patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów. Ponieważ rzadko pijała alkohol, przeto — jak mogłem przypuszczać — nawet ta niewielka ilość, którą wypiła, rozkleiła ją zupełnie. Pamiętaj, że nie masz do czynienia z dziewczyną z miasta, która ochoczo pójdzie z tobą do łóżka i zapomni o tym w dwa dni później. Jo pochodziła z małego miasteczka i od razu po uniwersytecie przyjechała tutaj. Być może, nawet jest dziewicą. Ale cóż, Pete, stary draniu! Pracowałeś nad nią od wielu miesięcy — i oto nadeszła upragniona chwila…
Sądzę, że był to najłagodniejszy z pocałunków, jakie kiedykolwiek otrzymałem.
— Prawdę mówiąc, bałem się zacząć pierwszy — wymruczałem w jej włosy, w których słońce równin pozostawiło swe ślady. — I ciągle jeszcze się boję. Ale nie chcę cię stracić, Jo… Słyszysz? Nie mogę cię stracić!
Na pól z płaczem, na pół ze śmiechem wróciła do moich ust. Nie wiedząc o tym, przywarta do mnie całym ciałem. Czy pójdzie ze mną do łóżka już tej nocy?
Pójdzie czy nie pójdzie — nie o to chodzi. Ważne jest to, że Zarząd Parków Narodowych zezwala małżeństwom mieszkać razem na terenie parku, jeśli mąż i żona posiadają odpowiednie kwalifikacje i prowadzą wspólne prace. Jo jest leśnikiem, a ja, dzięki moim umiejętnościom technicznym, mógłbym być jej asystentem…
A potem…
Do dziś nie wiem, co się stało. Wypiliśmy jeszcze kilka szklanek alkoholu, potem długo całowałem ją i pieściłem, Jo była już prawie naga, a nasz obiad zaczynał się przypalać, kiedy nieopatrznie okazałem zniecierpliwienie, bo Jo byle zbyt skrępowana czy wstrzemięźliwa, i natychmiast to wyczula; a może poszło o to, że wyszeptałem jedno z tych słów, które są zarezerwowane tylko dla najbliższej istoty, i Jo — i tak już nieco przestraszana — uznała, że to nie był przypadek ani dawne przyzwyczajenie, lecz że wyobrażam sobie, iż jestem z Marią, bo oczy miałem zamknięte; a Jo nie byle tak naiwna, jak mi się wydawało (choć nigdy nie udawała naiwnej), i w jednym z tych momentów refleksji, które (wbrew potocznym wyobrażeniom) nachodzą kochanków, zadała sobie pytanie: Do diabła! Co właściwie się dzieje?!
Nieważne, o co poszło. Nagle Jo zapragnęli zatelefonować do Marii.
— Jeśli jest tak, jak mówisz, Pete, to Maria będzie szczęśliwa, kiedy dowie się że…
— Zaczekaj! Zaczekaj chwilę! Więc nie wierzysz mi?!
— Och, Pete mój kochany, więrzę ci, oczywiście, że ci wierzę, ale…
— A więc tak… — Odsunąłem się od niej, by dać jej odczuć, jak bardzo jestem obrażony.
Zamiast rzucić mi się w ramiona, podniosła głowę i patrząc mi w oczy zapytała cicho: — A ty… wierzysz mii Nieważne. Nikt nie może odpowiedzieć na takie pytanie. Obydwoje próbowaliśmy, choć nie powinniśmy tego robić. Pamiętam tylko, że wyprowadziłem ją z bary. Zapach spalonego mięsa unosił się za nami. Na zewnątrz powietrze było chłodne i czyste, niebo rozżarzone gwiazdami, szczyty gór bielejące. Patrzyłem, jak Jo, potykając się, zmierza do swego helikoptera. Gwiazdy oświetlały jej drogę. Płakała przez cały czas. Ale nie odwróciła się ani razu.
Mimo niepowodzenia przyjąłem z ulgą rozwiązanie problemu. Niewiele brakowało, żebym zrobił duże świństwo Marii, która przecież bardzo mnie kocha. I nasze mieszkanie jest całkiem przyjemne, jeśli tylko odizolować je od otoczenia. Należymy oboje do niedużej mniejszości szczęśliwców. Zawarliśmy z Marią ponowny związek. Moja żona nawet bąknęła coś o przedłożeniu władzom prośby o pozwolenie na spłodzenie i urodzenie dziecka. Na szczęście zachowałem jeszcze dość zdrowego rozsądku, żeby natychmiast zmienić temat rozmowy.
Następnego wieczoru odbyto się zebranie mieszkańców naszego miasta, od którego nie mogliśmy się wykręcić. Dzielnicowi mogą mieć rację, jeśli chodzi o większość obywateli. „Sensifon, niezależnie od tego, do ilu obwodów jest podłączony, nie może zastąpić fizycznego kontaktu i poczucia wspólnoty między ludźmi”. Ale nam zebranie to pozostawiło jedynie ból głowy, szum w uszach od skandowanych okrzyków, dławienie w płucach od powietrza, które przeszło przez tysiąc innych płuc, i tłusty brud na całym ciele. W drodze do domu wpadliśmy w smog tak gęsty, że musieliśmy wysiąść z naszego samo. chodu. I w ten sposób znaleźliśmy się w samym środku kolejnych zamieszek; zanim policja wyciągnęła nas z tłumu, zdążyłem jeszcze zauważyć, jak seria z kaemu przecina na pół jakiegoś człowieka. Toteż z ogromną ulgą przeszliśmy przez kontrolę dokumentów przed wejściem do naszej dzielnicy i wsiedliśmy do transportera, który nie zepsuwszy się ani razu, zawiózł nas pod sam dom.
Po powrocie wzięliśmy wspólny prysznic, zużywając ogromny procent naszej miesięcznej racji wody, osuszyliśmy się i ja przebrałem się w piżamę, a Maria w strój lekki i przejrzysty. Potem wypiliśmy i przekąsiliśmy coś przy muzyce Haydna i wreszcie mogłem rozprężyć się nieco aż do chwili, kiedy Maria, potrząsnąwszy swymi długimi lokami, pochyliła się ku mnie i szepnęła mi do ucha: — Przysuń się do mnie, mój bohaterze… Komputery przygotowały już wszystko, co trzeba. Długo czekałam na tę chwilę…
Przez moment pomyślałem o Jo. Oczywiście, nie było obawy, że pojawi się w filmie przeznaczonym dla szerokiej publiczności. Filmie poświęconym Żywej Przyrodzie… Sam byłem ciekaw tego, co nakręciłem, i nie sądziłem, że rewizyta w parku za pomocą elektronicznego — marzenia może sprawić mi ból, jeśli nawet byłem tam tak niedawno…
Ale pomyliłem się.