125743.fb2 Planeta Smierci 2 - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 16

Planeta Smierci 2 - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 16

Rozdział 15

— Zapłacą, oo, zapłacą mi za to! — mruknął Hertug straszliwie zgrzytając zębami. Pociągnął ze szklaneczki brandy wyprodukowanej przez Jasona, a jego oczy i nos były czerwieńsze niż zwykle.

— Cieszę się, że tak uważasz, to właśnie bowiem miałem na myśli — rzekł Jason na wpół leżąc na otomanie. Na jego piersi stała nieco większa szklanka. Przemył ranę na udzie przegotowaną wodą i owinął ją sterylnymi bandażami. Pobolewała go nieco, ale nie “ sądził, by przysporzyła mu kłopotów. Przestał zwracać na nią uwagę i przystąpił do układania planów.

— Musimy zaraz rozpocząć wojnę — oznajmił.

— Czy to nie za szybko? — Hertug zamrugał. — To znaczy, czy jesteśmy już gotowi?

— Napadli twój zamek, zabili twoich żołnierzy, zniszczyli twój…

— Śmierć Trozelligoj! — wrzasnął Hertug i cisnął szklanką o ścianę.

— To już lepiej. I pamiętaj, jaki numer wycięły ci te zdradzieckie sukinsyny. Nie możesz puścić tego płazem. A poza tym, powinniśmy zacząć wojnę jak najszybciej, bo potem będziemy bez szans. Jeżeli Trozelligoj zadali sobie aż tyle trudu, żeby mnie schwytać, to znaczy, że są poważnie zaniepokojeni.

A ponieważ plan się nie powiódł, przygotują następny, mocniejszy i najprawdopodobniej uzyskają pomoc niektórych klanów. Zaczynają się ciebie bać, Hertugu i lepiej będzie, jeżeli to my zaczniemy tę wojnę, zanim zdecydują się połączyć i nas zniszczyć. A pojedynczo, możemy sobie dać z nimi radę.

— Dobrze by było, gdybyśmy mieli więcej ludzi i trochę czasu…

— Mamy około dwóch dni — tyle czasu zajmie mi wyposażenie mojej floty inwazyjnej. To wystarczy, byś mógł wezwać posiłki. Chcemy zaatakować i zdobyć fortecę Trozelligoj i jest to nasza jedyna szansa. A nowa katapulta parowa załatwi sprawę.

— Czy została wypróbowana?

— W wystarczającym stopniu, by przekonać się, że jest w stanie wykonać to, do czego ją zaprojektowano. Celowanie i próbne strzelanie przeprowadzimy, biorąc za cel Trozelligoj. Rozpocznę pracę o brzasku, a tymczasem proponuję zaraz wysłać posłańców, żebyś zdołał^na cz,as zebrać wielu ludzi. Śmierć Trozelligoj!

— Śmierć! — odezwał się jak echo Hertug i wykrzywił się straszliwie, dzwoniąc na służbę.

Było jeszcze wiele do zrobienia i Jason zdołał załatwić wszystko rezygnując ze snu. Gdy czuł się zmęczony, przypominał sobie zdradę Mikaha oraz zastanawiał się, jaki los spotkał Ijale i natychmiast wściekłość przydawała mu nowych sił do pracy. Nie miał żadnej pewności, że Ijale w ogóle jeszcze żyje, po prostu zakładał, iż została porwana. No, a z Mikahem miał sporo porachunków.

Ponieważ machina parowa i śruba zostały jux zamontowane w kadłubie i sprawdzone bez wypływanią za bramę, prace wykończeniowe na okręcie wojennym zabrały niewiele czasu. Polegały one przede wszystkim na zamontowaniu płyt żelaznych tak, by chroniły nadbudówki i kadłub powyżej linii wodnej. Opancerzenie na dziobie było grubsze i Jason zadbał również o wzmocnienie wewnętrznej konstrukcji tej części okrętu. Początkowo zamierzał umieścić kata-pultę na jego pokładzie, ale potem zarzucił ten pomysł. Bardziej prosty sposób był lepszy. Katapultę zainstalowano na dużej, płaskodennej barce, na której znalazł się również kocioł, zbiornik z paliwem i zestawem starannie zaprojektowanych pocisków.

Perssonoj przybywali. Wszyscy płonęli gniewem i żądzą zemsty za zdradziecką napaść. Drugiej nocy, mimo ich wrzasków, Jason zdołał jednak przespać się kilka godzin. Na jego polecenie zbudzono go o świcie. Flota się zgromadziła i przy akompaniamencie łomotu bębnów i wycia trąb, postawił żagle.

Pierwszy wypłynął okręt wojenny “Dreadnaught”, na którego opancerzonym mostku znajdowali się Jason i Hertug. Okręt holował barkę, a za nimi, w szyku torowym, podążały rozmaite jednostki wypełnione wojskiem. Całe miasto wiedziało, na co się zanosi i kanały były puste. Bramy fortecy Trozelligoj były zamknięte. Twierdza oczekiwała na atak. Jason, na długo zanim znalazł się w zasięgu strzał z łuków, dał sygnał syreną i cała flota zatrzymała się niechętnie.

— Czemu nie atakujemy? — zapytał Hertug.

— Ponieważ mamy ich w zasięgu strzału, a oni nas nie.

Potężne włócznie o żelaznych grotach wyrżnęły w wodę ponad trzydzieści metrów od dziobu okrętu.

— Strzały jetilol — Hertug wzdrygnął się. — Widziałem jak bez trudu przebijały siedmiu ludzi naraz.

— Ale nie tym razem. Chcę zademonstrować im, na czym polega naukowy sposób prowadzenia wojny.

Jetilo były równie skuteczne, co wrzaski żołnierzy na murach, którzy ciskali klątwy, tłukąc mieczami o tarcze i wkrótce Trozelligoj przerwali ostrzał. Jason przedostał się na barkę i dopilnował, by ją solidnie zakotwiczono, dziób miał być skierowany na fortecę. W czasie gdy ciśnienie w kotle rosło, wycelował katapultę i na chybił trafił ustawił kąt podniesienia.

Urządzenie było proste, ale potężne i pokładał w nim wielkie nadzieje. Na platformie, którą można było obracać, a także zmieniać jej kąt nachylenia, znajdował się wielki cylinder parowy z tłokiem umocowanym do krótszego ramienia długiej dźwigni. Gdy do cylindra wpuszczono parę, krótki, lecz potężny suw tłoka wprawił w gwałtowny ruch górną część ramienia, które zatrzymywało się, uderzając w wyściełaną poprzeczkę i wyrzucało to, co znajdowało się w łyżce umocowanej do zakończenia dźwigni. Mechanizm przeszedł próby i okazało się, że działa doskonale, ale jak dotąd z katapulty nie oddano ani jednego strzału.

— Pełne ciśnienie! — zawołał Jason do swych techników. — Załadować do łyżki jeden kamień. — Przygotował duży wybór pocisków. Każdy z nich ważył mniej więcej tyle samo, co upraszczało sprawę celowania. Gdy ładowano pocisk na katapultę, jeszcze raz sprawdził elastyczne przewody pary. Z ich wykonaniem miał najwięcej kłopotów, ale mimo to wciąż zdarzały się nieszczelności — zwłaszcza przy długim ich używaniu pod wysokim ciśnieniem.

— Jazda! — zawołał i przycisnął dźwignię zaworu.

Tłok przesunął się szybko, ramię dźwigni poderwało się do góry i z łomotem wyrżnęło w poprzeczkę. Kamień pomknął ze świstem, zmieniając się stopniowo w malejącą kropeczkę. Wszyscy Perssonoj wrzasnęli triumfalnie. Wrzask ten umilkł jednak, gdy kamień przeleciał dobre pięćdziesiąt metrów ponad najwyższą wieżą i chlupnął do kanału po drugiej stronie twierdzy nie wyrządzając najmniejszych szkód. Trozelligoj widząc to zaczęli wznosić szydercze okrzyki.

— To tylko próbne strzały — zbagatelizował niepowodzenie Jason. — Trochę mniejszy kąt podniesienia i następny kamień wrzucę im prosto na dziedziniec.

Przekręcił zawór odprowadzający i siła ciężkości opuściła dłuższe ramię dźwigni do pozycji horyzontalnej, przesuwając zarazem tłok do pozycji wyjściowej. DinAlt uważnie zamknął zawór i zmienił kąt podniesienia. Załadowano następny kamień i Jason odpalił.

Tym razem triumfalne okrzyki rozległy się tylko w twierdzy Trozelligoj. Kamień wzbił się prawie pionowo do góry, a potem spadł, posyłając na dno jedną z łodzi Perssonoj.

— Kiepska jest ta twoja piekielny machina — oznajmił Hertug, który zjawił się, by obejrzeć strzelanie.

— Doświadczenia w warunkach polowych zawsze stwarzają pewne problemy — wycedził Jason przez zaciśnięte zęby. — Lepiej przypatrz się uważnie następnemu strzałowi. — Postanowił dać sobie spokój z wymyślnymi trajektoriami stromotorowymi i spróbować strzelania bezpośredniego. Zauważył, że machina dysponowała o wiele większą mocą, niż początkowo przypuszczał. Obracając wściekle pokrętłem mechani/mu podniesienia uniósł tylną część katapulty tak, że kamień po opuszczeniu łyżki powinien był lecieć niemal równolegle do powierzchni wody.

— To będzie strzał, który da się im we znaki oznajmił z przekonaniem, którego wcale nie czuł i zaciskając kciuk swobodnej dłoni, odpalił. Kamień zniknął z basowym buczeniem i uderzył w mur tuż pod wieńczącymi go krenelażami, rozwalając potężny fragment umocnień wraz ze znajdującymi się w nich żołnierzami. Tym razem ze strony Trozelligoj nie rozległy się żadne okrzyki.

— Strach ich ogarnął! — wrzasnął radośnie Hertug.

— Do ataku!

— Jeszcze nie — wyjaśnił cierpliwie Jason. — Zapomniałeś o ważnym elemencie sztuki oblężniczej. Przed atakiem musimy wyrządzić jak najwięcej szkód — to pomoże zmienić stosunek sił. — Zmienił nieco celownik i następny kamień rozwalił dalszy fragment muru.

— Kiedy kamienie zniszczyły już duży fragment muru i zaczęły wybijać dziury w głównym budynku, Jason podniósł nieco punkt celowania. — Załadować specjalny — rozkazał. Były to namoczone w ropie pęki szmat obciążone kamieniami i przewiązane sznurami.

Gdy umieszczono pocisk w łyżce, zapalił go własnoręcznie i odczekał, aż dobrze się zajmie. W czasie lotu pęd powietrza jeszcze silniej podsycił ogień, który rozprysnął się po krytym strzechą dachu nieprzyjacielskiej fortecy. — Poślemy im jeszcze parę sztuk — oznajmił Jason zaciskając z satysfakcją ręce.

Zdesperowani Trozelligoj spróbowali przejść do kontrataku dopiero wtedy, gdy w zewnętrznym murze powstało już kilka wyłomów, zawaliły się dwie wieże, a większa część dachu stała w płomieniach. Jason czekał na ten moment i natychmiast zauważył, że wrota bramy morskiej się otwierają.

— Przerwać ogień — polecił — i uważać na ciśnienie. Jeżeli kocioł wyleci w powietrze, osobiście zamorduję każdego, który przeżyje. — Zeskoczył do łodzi, która z pełną obsadą czekała u burty. — Do pancernika! — powiedział i w tej samej chwili do łodzi wskoczył Hertug, przechylając ją niebezpiecznie.

— Hertug zawsze prowadzi do boju! — wrzasnął i wymachując wściekle mieczem omal nie skrócił o głowę jednego z wioślarzy.

— W porządku — odparł Jason — ale uważaj na miecz i gdy zacznie się draka, trzymaj głowę nisko.

Kiedy DinAlt wspiął się na mostek “Dreadnaugh-ta” dostrzegł, że niezgrabny bocznokołowiec minął bramę morską i kieruje się prosto w ich stronę. Słyszał już mrożące krew w żyłach opisy tego straszliwego narzędzia zagłady i z niekłamaną radością przekonał się, że zgodnie z jego przewidywaniami jest to rozklekotany, nieopancerzony stateczek.

— Cała naprzód! — ryknął do tuby głosowej i sam stanął przy sterze.

Okręty, płynąc naprzeciwko siebie, zbliżały się gwałtownie. Włócznie z jetilo, przerośniętych kusz, zagrzechotały o pancerz “Dreadnaughta” i plusnęły do wody. Nie wyrządziły żadnych szkód i obie jednostki pędziły dalej kursem na zderzenie. Widok niskiej, buchającej dymem sylwetki “Dreadnaughta” zapewne wstrząsnął nieprzyjacielskim kapitanem, który uzmysłowił sobie, że przy tej prędkości kolizja nie wyjdzie jego jednostce na zdrowie i gwałtownie zaczął wykonywać zwrot. Jason energicznie zakręcił kołem sterowym, wciąż celując dziobem w burtę wrogiego statku.

— Trzymać się, zaraz w nich uderzymy — krzyknął, gdy obok mignął wysoki, ozdobiony smoczą głową dziób statku. A potem metalowy taran “Dreadnaugh-ta” wyrżnął w sam środek koła łopatkowego i wbił się głęboko w kadłub nieprzyjaciela. Wstrząs zderzenia zbił wszystkich z nóg, a “Dreadnaught” zatrzymał się ze zgrzytem.

— Cała wstecz, musimy się uwolnić! — rozkazał Jason obracając z całych sił koło sterowe.

Na opancerzony pokład “Dreadnaughta” spadł albo został zrzucony z okrętu Trozelligoj jakiś nieprzyjacielski żołnierz. Hertug, drąc się na całe gardło, wygramolił się przez okienko mostku, ciął mieczem w kark oszołomionego mężczyznę i kopniakiem strącił jego ciało do wody. Z bocznokołowca dobiegły krzyki, łomoty i przeraźliwy świst uciekającej pary. Hertug jednym skokiem znalazł się z powrotem na mostku, gdy w jego stronę poleciały pierwsze bełty kusz.

Śruba zaczęła pracować na pełnych obrotach wstecz, ale “Dreadnaught” zawirował tylko i nie ruszył z miejsca. Jason zaklął pod nosem i obrócił koło sterowe do oporu w przeciwną stronę. Okręt zakołysał się i uwolniwszy się, ruszył płynnie do tyłu. Woda z bulgotem chlusnęła do wnętrza bocznokołowca, który natychmiast zaczął się przechylać na burtę i coraz głębiej osuwać w wodę.

— Widziałeś, jak zgładziłem łotra, który ośmielił się nas zaatakować? — zapytał Hartug z niezwykłą satysfakcją w głosie.

— Potężny jest twój miecz — odparł Jason. — A ty, czy widziałeś, jaką dziurę wybiłem w ich łajbie? Aaa! Poszedł ich kocioł — oznajmił słysząc przeciągły huk i widząc chmurę pary oraz dymu wydobywającą się z tonącego okrętu przeciwnika. Bocznokołowiec przełamał się na pół i szybko zniknął pod wodą.

Gdy Jason wykonał zwrot, kierując pancernik w stronę swego miejsca w szyku, na powierzchni nie było już nawet śladu bocznokołowca, a brama morska znowu została zamknięta.

— Rozjechać rozbitków! — rozkazał Hertug, ale Jason nie zwrócił uwagi na jego słowa.

— Na dole jest woda — oznajmił człowiek, wysuwając głowę z luku. — Sięga nam do kostek.

— Od uderzenia puściło kilka szwów — odparł Jason. — Czego się spodziewaliście? Dlatego właśnie założyłem pompy i wzięliśmy na pokład dziesięciu dodatkowych niewolników. Zapędź ich do roboty.

— To dzień zwycięstwa — powiedział uszczęśliwiony Hertug spoglądając na krew spływającą po mieczu. — Jakże te świnie muszą żałować, że zaatakowali naszą twierdzę!

— Pożałują tego jeszcze bardziej, nim się dzień skończy. Przystępujemy do następnej fazy. Jesteś pewien, że twoi ludzie wiedzą, co robić?

— Powtarzałem im wiele razy i dałem wydrukowane kartki z rozkazami, które przygotowałeś. Wszyscy czekają na sygnał. Kiedy będę mógł go dać?

— Wkrótce. Zostań na mostku i trzymaj rękę na dźwigni syreny, a ja oddam jeszcze kilka strzałów.

Jason przedostał się na barkę i wysłał parę pocisków zapalających, by podtrzymać ogień na dachu. Następnie posłał jeszcze z pć. dna szrapneli — wypełnionych kamieniami wielkości pięści skórzanych worków, które pękały w chwili strzału i spędził nimi z dachu żołnierzy, by wyjść z ukrycia w celu gaszenia ognia. Potem znowu ostrzeliwał mur ciężkimi kamieniami krusząc go jeszcze bardziej i przesuwał celownik tak długo, aż wreszcie pociski sięgnęły bramy morskiej. Wystarczyły cztery głazy, by rozbić w szczapy ciężkie belki wrót i zmienić je w bezkształtną ruinę. Droga stała otworem. Jason machnął ręką i wskoczył do łodzi. Syrena ryknęła trzykrotnie i oczekujące jednostki Perssonoj ruszyły do ataku.

Jason nie łudził się, że którykolwiek z Perssonoj byłby w stanie wykonać z sensem powierzone mu zadanie i w związku z tym musiał nie tylko dowodzić atakiem, ale również był celowniczym, ładowniczym, dowódcą statku, i tak dalej, aż wreszcie zaczęły go boleć nogi od ciągłego biegania tam i z powrotem. Wdrapywanie się na mostek “Dreadnaughta” było połączone z coraz większym wysiłkiem. Gdy szturmujący wedrą się już do twierdzy, będzie mógł wypocząć i pozwolić im zakończyć walkę w swój zwykły, krwawy i skuteczny sposób. Zrobił już, co do niego należało. Osłabił obrońców i zadał im poważne straty. Teraz jego wojska przystępowały do walki wręcz, torując sobie drogę do całkowitego zwycięstwa.

Mniejsze poruszane żaglami i wiosłami jednostki przebyły już połowę dystansu do pogruchotanych murów, ale poruszany parową machiną pancernik szybko zrównał się z nimi. Nacierający rozstąpili się i pędzący pełną parą okręt przemknął między nimi, celując prosto w smętne resztki wrót. Opancerzony dziób uderzył w nie, wyrwał ze zgrzytem z zawiasów i wdarł się do wewnętrznego basenu. Mimo że maszyny pracowały całą wstecz, wciąż posuwali się do przodu, aż wreszcie uderzyli w nabrzeże. Okręt zadygotał i stanął z dziobem wbitym głęboko w pirs. W ślad za nim wdarli się z wrzaskiem Perssonoj, na ich spotkanie runęli broniący się Trozelligoj i natychmiast rozpoczęła się śmiertelna walka. Straż przyboczna Hertuga znajdowała się w pierwszej fali atakujących ł oczekiwała, by osłaniać swego wodza, który ruszył do szturmu.

Jason zdjął z wyściełanego uchwytu podręczną manierkę z domowym destylatem i pociągnął ożywczy łyczek. Następną porcję nalał do pucharka, by cieszyć się nią nieco dłużej i obserwował bitwę z wysokości mostka kapitańskiego.

Od pierwszej chwili wynik walki nie podlegał najmniejszej wątpliwości. Obrońcy byli poturbowani, poparzeni, mniej liczni i z poważnie nadszarpniętym morale. W obliczu Perssonoj wdzierających się przez porozbijane mury i morską bramę mogli jedynie cofać się, walcząc. Podwórzec szybko został oczyszczony i walka przeniosła się do wnętrza donżonu. Jason zaś musiał wystąpić teraz w nowej roli.

Wysączył swój pucharek, na lewe ramię założył niewielką tarczę, a w prawą chwycił morgensztern, który już raz okazał się tak użyteczny. Był pewien, że Ijale jest gdzieś tam i musi ją odnaleźć, zanim nie zdarzy się jakieś nieszczęście. Czuł się za nią odpowiedzialny — gdyby się nie zjawił, do tej pory wędrowałaby spokojnie po wybrzeżu wraz z gromadą niewolników. Tak czy owak, to on był przyczyną wszystkich jej obecnych kłopotów i musiał teraz zadbać o jej bezpieczeństwo. Pospieszył na brzeg.

Ogień na wilgotnej strzesze zgasł nie wyrządzając większych szkód kamiennemu budynkowi, ale korytarze pełne były dymu. W pierwszej sali niepodzielnie panowała śmierć — ciała, krew i kilku rannych. Jason kopniakiem otworzył drzwi i wszedł w głąb donżonu. Nieliczni obrońcy toczyli swą ostatnią walkę w głównej sali jadalnej, ale dinAlt ominął ją i wdarł się do kuchni. Znajdowali się tu tylko niewolnicy i główny kucharz, który zaatakował go tasakiem. Jason wytrącił mu go z ręki ciosem morgenszterna i zagroził, że umrze w mękach, jeżeli nie powie, gdzie znajduje się Ijale. Kucharz zeznawał chętnie, podtrzymując swą krwawiącą rękę, ale nic nie wiedział. Niewolnicy tylko bełkotali coś beznadziejnie, drżąc ze strachu i Jason popędził dalej.

Straszliwy zgiełk głosów i ciągły brzęk broni zwróciły jego uwagę. Podążył w tym kierunku i znalazł się w obliczu ostatniej większej potyczki toczonej najwyraźniej w głównej komnacie, obwieszonej flagami i proporcami. Teraz sala wyglądała jak jatka, w której walczące grupy przewalały się tam i z powrotem, ślizgając się we krwi i potykając o ciała zabitych i rannych. Grad bełtów wystrzelonych przez kuszników stojących w drugim końcu komnaty rozdzielił walczących i zmusił atakujące oddziały do osłonięcia się tarczami.

Przez całą szerokość sali stał mur opancerzonych i osłoniętych tarczami wojowników, a za ich plecami widniała niewielka grupka bogato ubranych mężczyzn — niewątpliwie szlachetna familia Trozelligoj we własnych osobach. Stali na podwyższeniu, gdzie zazwyczaj zasiadali podczas uczt i mogli obserwować walkę toczącą się poniżej. Jeden z nich spostrzegł wkraczającego do sali Jasona i wskazał go pozostałym końcem swego miecza. Wszyscy spojrzeli w tę stronę i grupka na podwyższeniu się rozstąpiła.

DinAlt zobaczył, że pomiędzy nimi stoi Ijale, zakuta w łańcuchy i skrępowana okrutnie, jeden zaś z Trozelligoj trzyma miecz przytknięty do jej piersi. Wskazali mu ją gestami i bez trudu odgadł znaczenie tej pantomimy — nie waż się nas atakować, gdyż w przeciwnym razie ona zginie. Nie mieli pojęcia, czy dziewczyna w ogóle coś dla niego znaczy, ale musieli podejrzewać, że jest do niej na swój sposób przywiązany. Wisiało nad nimi widmo rzezi i warto było wypróbować każde posunięcie.

Jasona ogarnęła dzika wściekłość, która sprawiła, że rzucił się do przodu. Zdawał sobie sprawę, że nie ma już miejsca na kompromisy — zwycięstwo było w zasięgu ręki i każda próba pertraktacji z Hertugiem czy przypartymi do muru Trozelligoj musi spowodować śmierć Ijale. Musi do niej dotrzeć.

Roztrącił znajdujących się przed nim żołnierzy Perssonoj i rzucił się na mur opancerzonych strażników. Strzała chybiła go o włos, ale nie zwrócił na nią uwagi i zwarł się z Trozelligoj. Jego gwałtowny atak, pomnożony przez wagę jego rozpędzonego ciała sprawił, /e s/ereg wojowników pęki. Kula morgens/terna świsnęła w szczelinę między dwiema tarczami i uderzyła prosto w osłoniętą chełmem głowę. Wychwycił na tarczę spadający miecz i całym ciężarem ciała uderzył w atakującego go przeciwnika, przewracając go na ziemię. Gdy tylko przedarł się przez broniący dostępu szereg żołnierzy, nie włączył się do walki, ale rzucił się naprzód. Trozelligoj zaś usiłowali zewrzeć szyk, by stawić czoła nieprzyjaciołom, którzy starali się wykorzystać samobójczy atak Jasona.

Na podwyższeniu znajdował się jeszcze jeden, nie zauważony poprzednio przez Jasona członek grupy — dostrzegł go dopiero teraz, w czasie ataku. To był Mikah, zdrajca, tutaj! Stał obok Ijale, którą za chwilę zamordują, bo Jason nie zdoła dotrzeć do niej w porę. Miecz już opadł.

Jason spostrzegł Mikaha w chwili, gdy zrobił on krok do przodu, schwycił zamierzającego się mieczem Trozelligo za ramiona i cisnął go na ziemię. W tym samym momencie Jasona zaatakowano ze wszystkich stron. Siły były zbyt nierówne — pięciu, sześciu na jednego. Atakujący mieli pancerze i stawiali wszystko na jedną kartę. Ale nie musiał pokonać ich wszystkich, lecz tylko powstrzymać jeszcze przez kilka sekund, do chwili, gdy dotrą doń jego ludzie. Byli tuż, tuż za nim, słyszył ich zwycięski ryk, gdy ostatecznie pękł mur obrońców. Jason odbił tarczą opadający miecz, odrzucił kopniakiem drugiego napastnika, trzeciemu zadał cios morgenszternem.

Ale było ich zbyt wielu. Wszyscy nacierali tylko na niego. Odrzucił na bok dwóch, potem odwrócił się, by stawić czoło tym, którzy zachodzili go od tyłu. Tam — starzec, wódz Trozelligoj, wściekłość w spojrzeniu… długi miecz w dłoni… szykuje się do ciosu.

— Zgiń, demonie! Zgiń, niszczycielu! — wyskrzeczał starzec i pchnął.

Długie, zimne ostrze ugodziło Jasona tuż ponad pasem, wbiło się przeszywającym bólem w jego ciało i przebiło go, wychodząc plecami.