125745.fb2 Planeta Smierci 1 - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

Planeta Smierci 1 - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 26

25

Z tej nocnej jazdy pozostał Jasonowi w pamięci jedynie szereg nie powiązanych z sobą obrazów. Niektóre z nich były ostro zarysowane, na przykład widok wielkiej jak statek kosmiczny bryły rozżarzonego żużlu, która wpadła do jeziora koło nich, opryskując ich gorącymi kroplami wody. Ale głównie zachował wrażenie nie kończącej się jazdy, którą, będąc wciąż bardzo osłabiony, nie przejmował się zbytnio. O brzasku obszar zagrożenia pozostał za nimi i tempo marszu znacznie osłabło. Zwierzęta znikły udając się własną drogą, wciąż w milczącym zawieszeniu broni.

Pokój spowodowany wspólnie zagrażającym niebezpieczeństwem wkrótce się jednak skończył. Jason przekonał się o tym na własnej skórze, kiedy zatrzymali się na odpoczynek. Chciał usiąść z Rhesem na miękkiej trawie nie opodal zwalonego drzewa. Uprzedził ich w tym jednak dziki pies. Leżał pod pniem, mięśnie miał sprężone do skoku, a oczy połyskiwały mu czerwonawym blaskiem. Rhes stał o parę kroków od zwierzęcia, całkiem znieruchomiały. Nie próbował sięgnąć po broń ani wołać o pomoc. Jason też stał nieruchomo, żywiąc w duchu nadzieję, że Pyrrusanin wie, co robi.

Nagle pies bez żadnego ostrzeżenia skoczył prosto na nich. Pchnięty ręką Rhesa Jason upadł na plecy. Pyrrusanin padł również — tylko że teraz miał w ręku długi nóż wyrwany błyskawicznym ruchem z pochwy przytroczonej do uda. Z niewiarygodną szybkością nóż został uniesiony w górę, a pies okręcił się w powietrzu chcąc chwycić nóż zębami. Długie ostrze zatonęło jednak w ciele tuż za przednimi nogami i sam ciężar bestii spowodował, że ostrze rozpruło jej cały brzuch. Pies żył jeszcze, gdy opadł na ziemię, ale w tej samej chwili Rhes siadł na nim okrakiem i poderżnął mu gardło.

Pyrrusanin obtarł nóż o sierść zwierzęcia i schował do pochwy. — Zwykle nie mamy z nimi kłopotów — powiedział spokojnie — ale ten był podniecony. Zapewne reszta jego stada zginęła podczas trzęsienia ziemi. — Jego postępowanie było całkowitym przeciwieństwem postępowania miejskich Pyrrusan. Rhes nie szukał zwady i nie rozpoczynał walki. Unikał jej tak długo, jak mógł. Ale gdy zwierzę zaatakowało, zostało szybko i skutecznie pozbawione życia. Teraz, zamiast pysznić się swoim zwycięstwem, Rhes wydawał się zmartwiony tą niepotrzebną śmiercią.

To miało swój sens. Nic na Pyrrusie nie było bezsensowne. Teraz Jason już wiedział, jak rozpoczęła się ta śmiertelna walka planetarna — i wiedział, jak można ją zakończyć. Te wszystkie śmierci nie były daremne. Każda z nich na swój sposób pomogła mu w osiągnięciu ostatecznego celu. Pozostała już tylko jedna rzecz do zrobienia.

Rhes przyjrzał mu się i odgadł, że myślą o tym samym.

— Powiedz wreszcie — rzekł. — Co miałeś na myśli, mówiąc, że możemy teraz zniszczyć śmieciarzy i zdobyć wolność?

Jason nawet się nie troszczył, żeby go poprawić. Lepiej niech sobie myślą, że jest po ich stronie.

— Zwołaj tu wszystkich, to powiem. Chciałbym zwłaszcza zobaczyć tu Naxę i innych mówców.

Na wieść o tym natychmiast wszyscy się zebrali. Wiedzieli, że zabito jednego ze śmieciarzy, aby ocalić tego człowieka zza świata, od którego zależało ich ocalenie. Jason patrzył na tłum twarzy zwróconych ku niemu i szukał odpowiednich słów, żeby im powiedzieć, co należy zrobić. Sytuację pogarszała świadomość, że dla osiągnięcia celu wielu z nich miało postradać rycie.

— Wszyscy chcemy zobaczyć wreszcie koniec tej wojny na Pyrrusie. Jest sposób, aby ją zakończyć, lecz wielu z was może przy tym stracić życie. Sądzę, że warto zapłacić tę cenę, bo zwycięstwo da wam to wszystko, czego od dawna pragniecie. — Spojrzał wokół po twarzach pełnych oczekiwania. — Zdobędziemy miasto. Przebijemy się przez umocnienia obwodu. Wiem, jak można to zrobić…

Tłum zaszemrał. Jedni wydawali się szczęśliwi, że będą mogli zacząć zabijać odwiecznych wrogów, inni patrzyli na Jasona jak na wariata. Jeszcze inni wydawali się oszołomieni myślą, że oto wreszcie dobiorą się do twierdzy uzbrojonego po zęby wroga. Uspokoili się, gdy Jason uniósł dłoń.

— Wiem, że to wydaje się niemożliwe — rzekł. — Ale pozwólcie, że wytłumaczę. Coś trzeba zrobić… i teraz właśnie jest na to pora. Odtąd wasze położenie może się tylko pogorszyć. Miejscy Pyrr… śmieciarze potrafią żyć bez waszej żywności, ich koncentraty są ohydne, ale wystarczą dla utrzymania się przy życiu. Będą was prześladowali, jak tylko potrafią. Przestaną dawać wam metale na narzędzia i części zamienne do urządzeń elektronicznych. Drążąca ich nienawiść sprawi, że zaczną niszczyć wasze gospodarstwa bronią umieszczoną na statku kosmicznym. Nie będzie to bardzo przyjemne… a przyjdą jeszcze gorsze rzeczy. Oni, tam w mieście, przegrywają wojnę przeciwko planecie. Z każdym rokiem jest ich coraz mniej i któregoś dnia wszyscy zginą. Znając ich jestem pewien, że zanim to się stanie, zniszczą statek, a może nawet całą planetę, o ile to jest możliwe.

— Jak ich możemy powstrzymać? — zapytał ktoś z tłumu.

— Przez natarcie na nich t e r a z — odparł Jason. — Znam całe miasto i jego system obronny. Ich obwód jest przeznaczony do obrony przed światem zwierzęcym, ale zdołamy się przez ten obwód przedrzeć, jeśli naprawdę zechcemy.

— Jaka z tego korzyść? — warknął Rhes. — Przebijemy się przez obwód i oni się wycofają… a potem przystąpią do kontrataku. Jak zdołamy się im oprzeć?

— Nie będziemy musieli. Ich kosmodrom przylega do obwodu i wiem dokładnie, gdzie stoi statek. Tam się właśnie przebijemy. Na statku nie ma żadnej straży i tylko kilku ludzi znajduje się na tym obszarze. Zdobędziemy statek. Nieważne, czy potrafimy go uruchomić, czy nie. Kto włada statkiem, włada Pyrrusem. Znalazłszy się na pokładzie, zagrozimy, że zniszczymy statek, jeśli śmieciarze nie zgodzą się na nasze żądania. Będą mieli do wyboru zbiorowe samobójstwo albo współpracę z nami. Mam nadzieję, że okażą się na tyle rozsądni, by wybrać współpracę.

Przez chwilę milczeli wstrząśnięci jego słowami, potem w tłumie zawrzało. Byli podnieceni, ale niejednomyślni w swej opinii i j Rhes musiał ich przywołać do porządku.

— Cisza! — krzyknął. — Czekajcie, aż Jason skończy, a dopiero wtedy zadecydujecie. Jeszcze nam nie powiedział, jak ta inwazja ma być przeprowadzona.

— Powodzenie mego planu zależy od mówców — kontynuował Jason. — Czy jest tutaj Naxa? — zaczekał, aż przyodziany w skóry człowiek wysunie się naprzód. — Chcę wiedzieć coś więcej o mówcach, Naxo. Wiem, że potraficie przemawiać do psów i dorymów, ale czy potraficie również podporządkować swej woli dzikie zwierzęta? Czy potraficie je zmusić, aby zrobiły, co zechcecie?

— Są zwierzętami, więc oczywiście potrafimy do nich zagadać. Więcej mówców, większa siła. Zmusimy, żeby robiły, co zechcemy.

— Więc atak się powiedzie — rzekł Jason podniecony. — Możesz zgromadzić mówców z jednej strony miasta… przeciwnej do tej, w której znajduje się kosmodrom… i rozjątrzyć zwierzęta? Spowodować, aby zaatakowały miasto?

— Pewnie, że tak! — zawołał Naxa porwany tą myślą. — Ściągniemy zwierzęta z całej planety i przypuścimy szturm, jakiego żaden ze śmieciarzy jeszcze nie widział!

— To bardzo dobrze! Twoi mówcy spowodują atak z przeciwnej strony obwodu. Jeśli będziecie siedzieli w ukryciu, śmieciarze pomyślą, że jest to zwykły zwierzęcy atak. Widziałem, jak postępują w takich wypadkach. W miarę nasilania się ataku ściągają posiłki z miasta, a potem ludzi strzegących inne części obwodu. I właśnie w takiej chwili poprowadzę grupę, która przedrze się i przez linię obwodu i opanuje statek. Taki jest mój plan i plan ten musi się udać.

Jason usiadł, wyczerpany. Odpoczywając słuchał debaty Pyrrusan, którą kierował Rhes. Wysuwano i eliminowano różne przeszkody. Nikt nie mógł zarzucić planowi żadnego poważniejszego błędu. Miał on mnóstwo drobnych usterek, mogły zaistnieć różne nieprzewidziane przeciwności, ale Jason o tym nie wspominał. Ci ludzie chcieli, żeby jego plan się powiódł, i z pewnością sprawią, że się powiedzie.

Wreszcie debata została zakończona i ludzie się rozeszli. Rhes podszedł do Jasona.

— Załatwiliśmy podstawowe sprawy — rzekł. — Wszyscy zebrani wyrazili zgodę. W tej chwili wysyłają posłańców po resztę mówców. Oni stanowią główną siłę naszego ataku, więc im więcej ich będzie, tym lepiej. Boimy się używać komunikatorów do ich zwołania, bo istnieje szansa, że śmieciarze przejmą wiadomość. Upłynie pięć dni, zanim będziemy gotowi.

— To bardzo dobrze. Teraz musimy odpocząć, jeżeli mamy się do czegoś przydać — odparł Jason.