125872.fb2 Problem s?u?by - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

Problem s?u?by - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

I to właśnie był jeden z powodów, dla których był całkowicie niezbędny. Moddo miał po prostu na tyle rozumu, żeby wiedzieć, jak bardzo się na to stanowisko nie nadaje. Gdyby nie Garomma, dalej szukałby jakichś interesujących różnic w statystyce w którymś z pomniejszych wydziałów Służby Edukacji. Wiedział, że nie ma dość siły, aby radzić sobie sam. Nie był też na tyle przyjacielski, by stworzyć jakieś układy. Tylko jemu, spośród wszystkich Sług w całym Gabinecie, Garomma mógł całkowicie zaufać.

Pod wpływem nieśmiałego dotyku ręki Moddo skręcił w drzwi olbrzymiej sali wystrojonej z przepychem na jego przybycie i wszedł na pokryty złotogłowiem podest. Usiadł na nie heblowanym drewnianym stołku postawionym na szczycie. W chwilę później Moddo zasiadł na krześle o jeden stopień niżej, a Wice-Sługa Edukacji zajął miejsce znów o jeden stopień pod nim.

Kierownicy wydziałów Centrum Edukacji, ubrani w białe fałdziste szaty, powoli weszli do sali i ustawili się rzędem naprzeciw podwyższenia. U jego stóp zajęła miejsce osobista ochrona Garommy.

Zaczęła się ceremonia. Ceremonia z okazji osiągnięcia całkowitej kontroli.

Najpierw najstarszy urzędnik Służby Edukacji wyrecytował odpowiednie urywki z Tradycji Mówionej. Jak to co roku w każdym reżimie, począwszy niemal od prehistorycznych czasów demokracji, pobierano próbki psychometryczne wśród abiturientów szkół podstawowych na całym świecie, aby dokładnie określić stopień powodzenia politycznej indoktrynacji dzieci.

Jak co roku odkrywano, że coraz bardziej przeważająca większość wierzyła, iż aktualny władca jest niezbędnym czynnikiem dobrobytu ludzkości, życiodajną podstawą ich codzienności, a tylko nieliczna mniejszość — pięć procent, siedem procent, trzy procent — z powodzeniem opierała się indoktrynacji i musiała być w dorosłym wieku pilnie strzeżona jako potencjalne źródło zarazy.

Jak dwadzieścia pięć lat temu wraz z nastaniem Garommy i jego Sługi Edukacji, Moddo, zaczęła się nowa era intensywnej indoktrynacji mas, oparta na dużo ambitniejszych założeniach.

Starzec skończył, skłonił się i wrócił na swoje miejsce. Powstał Wice-Sługa Edukacji i obrócił się z gracją, aby stanąć twarzą do Garommy. Opisał te nowe założenia, które można było streścić w sloganie „całkowita kontrola”, w przeciwieństwie do staromodnej 95 lub 97 — procentowej kontroli poprzednich gabinetów. Omówił nowe ekstensywne mechanizmy zastraszania i rozszerzone kontrole psychometryczne w niższych klasach szkolnych, za pomocą których można było osiągnąć całkowitą kontrolę. Owe techniki wypracował Moddo „dzięki nieomylnej inspiracji i bezcennym radom Garommy, Sługi Wszystkich” i w ciągu kilku lat sprawiły, że ilość próbek świadczących o niezależności młodzieńczego umysłu spadła poniżej jednego procenta. Wszyscy inni hołd wobec Garommy uznawali za równie oczywisty jak oddychanie.

Potem postępy straciły na szybkości. Nowe metody przemówiły do najzdolniejszych dzieci, ale trafiły na litą skałę u upośledzonych i społecznie nieprzystosowanych, których wewnętrzne wady sprawiały, że nie mogły w żaden sposób zaakceptować przeważającej postawy społeczeństwa, niezależnie od tego, jaka to była postawa. Całymi latami pracowano z mozołem nad techniką indoktrynacji, która umożliwiałaby nawet upośledzonym włączyć się w życie społeczne poprzez kult Garommy i wreszcie, po latach pracy, ilość próbek wskazujących na negatywny stosunek do doktryny zaczęła być bliska zeru: 0,016%, 0,007%, 0,0002%.

Aż wreszcie w tym roku. Nareszcie! Wice-Sługa Edukacji przerwał i nabrał powietrza w płuca. Pięć tygodni temu Jednolity System Edukacyjny Ziemi wypuścił następny rocznik młodzieży ze szkół podstawowych. Pobrano zwykłe przy tej okazji próbki na całej planecie, których zestawienie i weryfikacja trwała aż do tej pory. Rezultat: Próbek negatywnych było zero, aż do ostatniego możliwego miejsca po przecinku! Kontrola całkowita.

W sali wybuchnął spontaniczny aplauz, do którego przyłączył się nawet Garomma. Pochylił się w przód i po ojcowsku położył dłoń na rozczochranej głowie Moddo. Na widok niespodziewanej łaski, jaka spotkała ich szefa, owacje urzędników jeszcze się wzmogły. Wśród panującego zgiełku Garomma nareszcie miał okazję spytać Moddo:

— Co tacy przeciętni ludzie wiedzą o dzisiejszym dniu? Co im właściwie mówisz?

Moddo zwrócił ku niemu twarz o nerwowo zaciśniętych szczękach.

— Większość wie, że jest jakieś tam święto. Niejasne plotki, że osiągnąłeś całkowitą kontrolę nad środowiskiem człowieka, aby ostatecznie poprawić jego los. Tylko tyle, że to jest coś, co tobie się podoba, a więc mogą się cieszyć razem z tobą.

— Na swój niewolniczy sposób. To mi się podoba. — Garomma przez dłuższą chwilę upajał się poczuciem nieograniczonej władzy. Potem tę rozkosz zatruła mu pewna myśl. — Moddo, chcę dzisiaj rozstrzygnąć sprawę Sługi Bezpieczeństwa. Zajmiemy się tym, gdy tylko wrócimy.

Sługa Edukacji skinął głową.

— Mam parę pomysłów. Wiesz, to nie jest takie proste. Jest problem z następcą.

— Tak. Zawsze to samo. No, cóż, może za parę lat, jeśli te próbki się potwierdzą i rozszerzymy nową technikę na nieprzystosowane elementy w dorosłej populacji, będziemy mogli się całkiem obyć bez Bezpieczeństwa.

— Może. Chociaż silnie zakorzenione postawy dużo trudniej jest przystosować. A wśród wyższych urzędników zawsze będzie potrzebny system bezpieczeństwa. Ale zrobię, co będę mógł, najlepiej, jak potrafię.

Garomma skinął głową i usiadł prosto. Moddo zawsze robił wszystko najlepiej, jak potrafił. I jak na razie wystarczało to do zaprowadzenia porządku. Niedbale podniósł rękę. Owacje i wiwaty ustały. Następny kierownik wydziału wystąpił, aby opisać w szczegółach metodę próbkowania. Ceremonia trwała dalej.

Był to dzień całkowitej kontroli…

Moddo, Sługa Edukacji, Ubogi Nauczyciel Ludzkości, potarł nabrzmiałe bólem czoło starannie wymanikiurowaną dłonią i z rozkoszą wchłaniał w siebie poczucie najwyższej władzy, władzy absolutnej, o jakiej do tej pory żaden człowiek nie ośmielił się zamarzyć.

Całkowita kontrola. Całkowita…

Został jeszcze tylko ten problem następcy Sługi Bezpieczeństwa. Garomma będzie domagał się decyzji, gdy tylko wrócą do Szopy dla Służby, a on jeszcze był daleki od jej podjęcia. Każdy z dwóch Wice-Sług Bezpieczeństwa doskonale pasował na to stanowisko, ale nie na tym polegał problem.

Zastanawiał się, który z nich będzie w stanie utrzymać Garommę w poczuciu niepewności, jakie wpoił mu Moddo przez ostatnie trzydzieści lat.

Dla potrzeb Moddo była to jedyna istotna funkcja Sługi Bezpieczeństwa: służył on jako worek treningowy dla napędzanej strachem podświadomości Garommy do czasu, gdy jego konflikt wewnętrzny nabrzmiewał ponad wytrzymałość. Wtedy usuwając człowieka, wokół którego myśli Sługi Wszystkich stale się obracały, mógł Moddo chwilowo zmniejszyć presję.

Przypominało to trochę łowienie ryb. Popuszczałeś trochę linki, mordując Sługę Bezpieczeństwa, a potem spokojnie, bez ustanku kręciłeś kołowrotkiem przez następnych parę lat, ukradkiem podsuwając mu myśli o nadmiernych ambicjach następcy. Tylko że nigdy nie wyciągałeś ryby na brzeg. Wystarczyło, że wzięła haczyk i masz ją stale pod kontrolą.

Sługa Edukacji uśmiechnął się wewnętrznym, niewidzialnym uśmiechem, tak jak się nauczył już we wczesnym dzieciństwie. Wyciągać rybkę? Oznaczałoby to, że musiałby sam zostać Sługą Wszystkich. A który inteligentny człowiek zaspokoiłby swoją żądzę władzy tak idiotycznym celem?

Nie, niech się o to troszczą jego koledzy, poprzebierane kukły urzędnicze z Szopy dla Służby, wiecznie coś knujące i spiskujące, wchodzące w układy i kontrukłady. Sługa Przemysłu, Sługa Rolnictwa, Sługa Nauki i cala reszta tych mocno nadętych głupców.

Być Sługą Wszystkich oznaczało stać się celem spisków, być w centrum uwagi. Każdy rozsądny człowiek w tym społeczeństwie musiał nieuchronnie w końcu dostrzec, że władza — choćby nie wiem jak zawoalowana i ukryta — była jedynym niezmiennym celem w ich życiu. A Sługa Wszystkich — choćby to ukrywać na setki możliwych upokarzających sposobów — to wcielenie władzy.

Nie, Lepiej dać się poznać jako nerwowy, niepewny siebie podwładny, którego nogi uginają się pod ciężarem odpowiedzialności nie do udźwignięcia. Czyż nie słyszał tych pogardliwych głosów szepczących za jego plecami?

„… marionetka Garommy do specjalnych poruczeń…”

„… ten głupi lokaj Garommy…”

„… podnóżek pod stopy, trzeba przyznać, że dość wpływowy podnóżek, ale cały czas pod stopą Garommy…”

„… głupi, trzęsący się ze strachu cham…”

„… kiedy Garomma kicha, Moddo dostaje kataru…”

Ale na tym podrzędnym, pogardzanym stanowisku być rzeczywistym źródłem polityki, władcą i panem ludzi, de facto dyktatorem całej ludzkości…

Znowu podniósł rękę i potarł czoło. Ból stawał się nie do zniesienia. A oficjalne świętowanie całkowitej kontroli pewnie zajmie jeszcze z godzinę. Powinno mu się udać wykroić z tego dwadzieścia parę minut dla Looba Uzdrowiciela, nie wzbudzając podejrzeń Garommy. W tych dniach kryzysu Sługa Wszystkich musi być traktowany ze szczególną delikatnością. Niepewność, którą w nim wywołał, mogła go doprowadzić do podjęcia rozpaczliwej, samodzielnej decyzji. A taką możliwość, mimo iż nieprawdopodobną, należało zdusić w zarodku. Zbyt była niebezpieczna.

Przez chwilę Moddo słuchał, jak jakiś młodzieniec trajkocze o środkach i metodach, ugięciach krzywych i zbieżnych korelacji, cały ten statystyczny żargon, pod którym krył się blask rewolucji w psychologii przeprowadzonej przez niego, przez Moddo. Tak, powinno potrwać jeszcze z godzinę.

Trzydzieści pięć lat temu, pisząc pracę magisterską w Centralnej Szkole Pomaturalnej Służby Edukacji, w hałdach statystyk indoktrynacji masowej, nagromadzonych przez kilka wieków, odnalazł cudowny klejnot: koncepcję różnic indywidualnych.

Przez dłuższy czas uważał, że trudno się z tą koncepcją pogodzić: skoro cała nauka nastawiona była na kierowanie postawami ludzkimi w kategoriach milionów osób, rozważanie postaw i uczuć pojedynczego człowieka było tematem śliskim niczym węgorz. Świeżo złapany i wijący się w agonii.

Ale kiedy skończył pisać pracę i oddał ją — pracę na temat proponowanych technik osiągnięcia całkowitej kontroli, którą poprzednie władze wpisały do katalogu i szybko zapomniały — powrócił do zagadnienia indywidualnej indoktrynacji.

I przez następnych parę lat, nudząc się jak mops w Biurze Statystyki Stosowanej Służby Edukacji, zajął się problemem wyizolowania jednostki z grupy, czyli przeszedł od większego do mniejszego.

Jedno stało się jasne. Im młodszy materiał, tym łatwiejsze zadanie — dokładnie tak, jak w indoktrynacji masowej. Ale jeśli zaczynałeś od dziecka, potrzeba było lat, żeby zaczęło efektywnie działać podług twoich zamierzeń. Poza tym w przypadku dziecka trzeba było przeciwdziałać balastowi indoktrynacji politycznej, która wypełniała wczesne lata szkolne.

Potrzebny był młodzieniec, który już zdobył jakieś miejsce w hierarchii, ale który, z tych czy innych powodów, miał w sobie wielki nie zrealizowany — i niezindoktrynowany — potencjał. Najlepiej jeszcze, żeby to był ktoś z osobowością pełną lęków i żądz w rodzaju tych, które mogły posłużyć za drążki sterownicze.

Moddo całymi nocami przeglądał akta swoich kolegów w poszukiwaniu takiego człowieka. Znalazł dwóch czy trzech, którzy pasowali. Ten zdolniacha ze Służby Transportu, przypomniał sobie Moddo, przez jakiś czas wydawał się dość ciekawy. A potem natrafił na akta Garommy.

I Garomma okazał się idealny. Od początku. Typ władczy, ale sympatyczny, zdolny… i bardzo podatny na wpływy.

— Mógłbym się od ciebie wiele nauczyć — wyznał nieśmiało, gdy spotkał się z Moddo po raz pierwszy. — Ta Stolica to takie wielkie i skomplikowane mrowisko. Tyle się dzieje na raz. Od samego myślenia o tym dostaję zawrotów głowy. AJe ty się tu urodziłeś. Widać, że umiesz się poruszać wśród tych bagien i moczarów pełnych żmij.

W wyniku niedbałej pracy Komisarza Indoktrynacji Szóstego Okręgu strony rodzinne Garommy stały się ojczyzną całkiem sporej liczby quasi-niezależnych umysłów na różnych poziomach. Większość z nich dążyła prostą drogą do rewolucji, zwłaszcza po dekadzie rekordowo niskich zbiorów i wygórowanych podatków. Ale Garomma był ambitny, odwrócił się od swego chłopskiego środowiska i wszedł do niższych władz miejscowej Służby Bezpieczeństwa.

Dlatego kiedy wybuchło Powstanie Chłopskie w Szóstym Okręgu, jego zasługi dla niemal natychmiastowego stłumienia rebelii sprawiły, że szybko awansował. Co więcej, zwolniono go dzięki temu od inwigilacji i dodatkowej indoktrynacji dla dorosłych, której normalnie by go poddano, jako człowieka o podejrzanym pochodzeniu.