125912.fb2
— Tylko mówiłem do siebie językiem martwym od tysięcy lat, wasza wysokość — wyjaśnił Ulisses.
— Ach, tak małe, zielonkawe oczka Shegnifa zapaliły się. — Zobaczymy, czy nasi uczeni mają ten język. Prawdę mówiąc, planujemy wiele zajęć dla ciebie na pewien czas. Nasi naukowcy dowiedzieli się o tobie i nie mogą powstrzymać ciekawości.
— To interesujące — powiedział Ulisses. Czy miał zostać tylko doświadczalnym królikiem dla tych ludzi? — Aleja mogę się przydać nie tylko przy zapisie przeszłości. Mam bardzo jasno określone zadania na teraz i na przyszłość. Mogę być kluczem do odrodzenia Neshgajów.
Ghlikh spojrzał na niego dziwnie, a Shegnif uniósł trąbę.
— Naszego odrodzenia? Naprawdę? Mów dalej!
— Wolałbym nie mówić w obecności tego Dhulhulikha.
Ghlikh wzdrygnął się.
— Wasza wysokość, protestuję! Milczałem jak kazałeś, kiedy ten człowiek przedstawił tę zakłamaną historię o swoich rzekomych przygodach na Drzewie! Ale dłużej milczeć nie mogę! To poważna sprawa! On zarzuca nam, Dhulhulikhom, niecne sprawki. Nam, którzy tylko chcą żyć ze wszystkimi w pokoju i zajmować się interesami, korzystnymi dla każdego!
— Nie ogłoszono żadnego wyroku — przerwał Shegnif. — Wysłuchamy zdania wszystkich, włączając twego kolegę Khyuksa. Właśnie teraz inni są przesłuchiwani. Później zapoznam się ze sprawozdaniami z tych rozmów. A propos, i to ciebie też zaciekawi, Nietoperzu, mamy dowody, że Kamienny Bóg był kiedyś tutaj. On na pewno wygląda jak Kamienny Bóg. I z pewnością nie jest jednym z naszych ludzi. Zauważyłeś proste włosy, pokrywające całą głowę i pięć palców, chyba tak, co?
— Nie twierdzę, że jest niewolnikiem, czy też Yroomawem, wasza wysokość.
— Tym lepiej dla ciebie — skwitował Wezyr.
Przemówił do pomarańczowego, drewnianego pudełka na biurku i wielkie drzwi otworzyły się z rozmachem. Ulisses był ciekaw, czy mają także radio. W mieście, nie zauważył żadnej anteny, ale wtedy była noc.
Shegnif wstał i oznajmił:
— Muszę teraz zająć się pilniejszymi sprawami. Jednak, jeżeli potrafisz udowodnić, jak mówiłeś, że będziesz kluczem do naszego v odrodzenia, wysłucham każdego słowa. Mogę się spotkać z tobą na specjalnym przesłuchaniu dziś późnym wieczorem. Ale lepiej nie marnuj mojego czasu, jest drogocenny.
— Będę z tobą dzisiaj mówić — zadeklarował się Ulisses.
— Czy będę miał szansę się bronić? — zajęczał Ghlikh.
— Niejedną, jak dobrze wiesz — odpowiedział Shegnif. — Nie zadawaj niepotrzebnych pytań. Wiesz, że jestem zajęty.
Ulissesa zaprowadzono do aresztu, a Ghlikha zabrali do innego pokoju, gdzie prawdopodobnie trzymano też Khyuksa.
Gdy Ulisses wrócił, powracali także ostatni z przesłuchiwanych, wraz z Neshgajami i niewolnikami.
Podbiegła do niego Awina.
— Jak poszło, panie?
— Nie wpadliśmy w ręce istot nierozsądnych — odpowiedział. — Żywię nadzieję, że zostaniemy sprzymierzeńcami tych ludzi.
Skrzyń z bombami nie zabrano im. Właściwie to nadal mieli całą swoją broń. Skoro pozwolono ją zatrzymać, to dlatego, że Neshgaje nimi gardzili. Chociaż jedna bomba otworzyłaby drzwi ich więzienia, zabijając kilka słoniowatych stworzeń i wstrząsając innymi. Mieliby wolną drogę do przystani. Tam zajęliby galerę, którą z pewnością łatwo się obsługuje. Albo, gdyby chcieli uciec dalej, wzięliby statek, których wiele było na przystani, i który, jak podejrzewał, posiadał dodatkowe silniki roślinne.
Ale to nie miało sensu, chyba w ostateczności. Gdyby Neshgaje planowali uwięzienie lub wymordowanie ich, na pewno zabraliby broń. Powie im o planach ucieczki, jeśli Neshgaje będą chcieli zmienić zdanie.
Tymczasem zobaczy, jak się sprawy potoczą z Neshgajami. Potrzebował ich, a oni jego. On posiadał wiedzę i wolę działania, oni materiały i ludzi. Razem mogli zaatakować Drzewo. Albo ludzi-nietoperzy, którzy — w to wierzył — stanowili siłę kryjącą się za Drzewem.
Tego wieczoru oficer, który przedstawił się jako Tarshkrat, przyszedł do niego. Ulisses podążył za falującą szatą olbrzyma do biura Shegnifa. Wielki Wezyr poprosił go, by usiadł i poczęstował ciemnym płynem, przypominającym wino. Ulisses przyjął poczęstunek z podziękowaniem, lecz dużo nie wypił. Nawet od tej odrobiny płonęły mu żyły.
Shegnif wciągnął płyn do nosa i wtrysnął sobie do ust, a po policzkach popłynęły mu łzy rozkoszy, albo bólu. Kamienny pojemnik, stojący przed nim, mieścił więcej niż dwa galony trunku, ale niewiele go pił. Próbował tylko wywołać wrażenie, że pije. Słuchając przemowy Ulissesa, często maczał trąbę w kamiennym naczyniu, ale prawdopodobnie mieszał tylko płyn końcem trąby.
W końcu powstrzymał Ulissesa, podnosząc dłoń i zadudnił:
— Więc myślisz, że Drzewo to nie jest inteligentna istota?
— Nie, nie sądzę — odparł Ulisses. — Wydaje mi się, że Dhulhulicy chcą, by wszyscy w to wierzyli.
— Chyba szczery jesteś w swoim przekonaniu — zagrzmiał Wielki Wezyr. — Ale się mylisz. Ja wiem, że Drzewo jest pojedynczą myślącą osobą!
Ulisses wyprostował się bardziej i spytał:
— Skąd wiesz?
— Powiedziała nam o tym Księga Tiznak — wyjaśnił Shegnif. — A raczej niektórym z nas. Nie potrafię czytać tej Księgi, oprócz pewnych wyjątków, ale wierzę tym, którzy twierdzą, że potrafią z niej czytać o Drzewie.
— Nie wiem, do czego zmierzasz.
— Nie spodziewam się tego. Ale dowiesz się.
— Czy Drzewo jest, czy nie jest, istotą myślącą, ono rośnie — powiedział Ulisses. — Zakryje cały ląd za około pięćdziesiąt lat. I gdzie wy, Neshgaje, wtedy pójdziecie?
— Rozrost Drzewa ograniczony jest w pobliżu morza — wytłumaczył Wezyr — inaczej zarosło by nas dawno temu. Rośnie w kierunku północnym, aż ostatecznie zacieni tam całą ziemię. Z wyjątkiem wybrzeży. To nie rozrostu Drzewa boimy się. Obawiamy się ludzi z Drzewa. Drzewo wysyła ich na nas i nie przestanie, dopóki nas nie wyniszczy lub zmusi, by żyć z nim.
— Ty naprawdę w to wierzysz? — Ulisses zdziwił się.
— Jestem przekonany!
— A co z Dhulhulikhami?
— Nie wiedziałem, że żyją na Drzewie. Dopiero ty powiedziałeś. Oni zawsze twierdzili, że pochodzą z północy. Jeżeli twoja opowieść jest prawdziwa, to są naszymi wrogami. Oni są, można powiedzieć, oczami Drzewa. Tak jak inni, Vignoomowie, są rękami Drzewa.
Ulisses podjął temat.
— Skoro Drzewo jest inteligentną jednostką, to powinno posiadać scentralizowany mózg, i ten mózg, gdy już go zlokalizujemy, można zniszczyć. Jeżeli Drzewo jest bezmyślną rośliną, kontrolowaną przez Dhulhulikhów, to ich trzeba poszukać i zniszczyć.
Shegnif rozważył to przez kilka minut. Ulisses przyglądał mu się ponad brzegiem wysokiej szklanki, sącząc mocną miksturę. Jak dziwnie, myślał, siedzieć na Brobdingnagskim krześle i rozmawiać z istotą wywodzącą się od słonia. Rozmawiać o małych, skrzydlatych ludziach i roślinie, która prawdopodobnie posiada mózg lub wiele mózgów.
Shegnif zwinął trąbę i podrapał się w czoło rozdwojonym koniuszkiem.
— W jaki sposób zabicie centralnego mózgu albo Dhulhulikhów powstrzyma rozrost Drzewa?
— Jeżeli zabije się mózg zwierzęcia, to całe zwierzę ginie — odparł Ulisses. — To może okazać się prawdą także w przypadku złożonej istoty roślinnej. I Drzewo umrze.
Shegnif nie uśmiechnął się. Może poczucie humoru u Neshgajów różniło się od ludzkiego.