125912.fb2 Przebudzenie kamiennego boga - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 23

Przebudzenie kamiennego boga - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 23

— Jeśli mózg umrze, a Drzewo nadal będzie żyć, to przynajmniej nie będzie wysyłać swoich plemion na was. Oni są prymitywni, nieliczni i bada wojować z sobą.

— Jeżeli Drzewo służy Dhulhulikhom do sprawowania kontroli nad lądem, wówczas zabicie nietoperzy zdezorganizuje inne ludy żyjące na nim. I wtedy możemy zająć się problemem unicestwienia samego Drzewa. Sugerowałbym truciznę.

— To będzie wymagać dużej dawki — zauważył Shegnif.

— Mam na ten temat dużą wiedzę.

Shegnif zmarszczył skórę w miejscu, gdzie byłyby brwi, gdyby je miał:

— Naprawdę? Cóż, odłóżmy trucizny. Daj przykład, jak byś zaatakował Dhulhulikhów? Oni mają przewagę.

Ulisses zdradził mu swój plan. Mówił przez ponad godzinę. W końcu Shegnif zdecydował, że już dość wysłuchał. Odrzuciłby te pomysły, gdyby przedstawił je ktoś inny. Ale Ulisses twierdził, że urządzenia, które zbuduje, były niegdyś powszechne, i nie widział powodu, by w nie wątpić. Wezyr musi te propozycje przemyśleć.

Trochę pijany, Ulisses opuścił Wielkiego Wezyra. Był nastawiony optymistycznie, ale pamiętał także, że Shegnif będzie rozmawiać z nietoperzami, nie miał pojęcia, jak na niego wpłyną.

Oficer, przewodnik, zaprowadził go na pokoje, zamiast do koszar. Ulisses spytał, dlaczego separują go od jego ludzi.

— Nie wiem — odpowiedział oficer. — Mam takie rozkazy i według nich tutaj muszę ciebie zakwaterować.

— Wolałbym być ze swoją załogą.

— Niewątpliwie — przytaknął Neshgaj, spoglądając na niego z góry, ponad trąbą, sterczącą pod kątem czterdziestu pięciu stopni do powierzchni twarzy. — Przekażę twoją prośbę moim przełożonym.

Mieszkanie przeznaczone było dla Neshgaja, a nie dla człowieka. Ogromne meble nie były dla niego wygodne. Lecz nie miał mieszkać tu sam. Przydzielono mu do posługi dwie kobiety.

— Nie potrzebuje tych niewolnic — zwrócił się do Neshgaja. — Sam sobie poradzę.

— Niewątpliwie — odparł oficer. — Przekażę tę prośbę.

I na tym się skończy, pomyślał Ulisses. Te niewolnice nie są tu wyłącznie dla mojej wygody. To także szpiedzy.

Neshgaj zatrzymał się przy drzwiach, z ręką na klamce:

— Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, a kobiety nie będą w stanie tego zapewnić, przemów do pudełka na stole. Zgłoszą się strażnicy z zewnątrz.

Otworzył drzwi, zasalutował, dotykając prawym palcem wskazującym końca wzniesionej trąby i zamknął drzwi. Zamek szczęknął głośno.

Ulisses spytał kobiety o imiona. Jedna miała na imię Lusha, a druga Thebi. Obie młode i atrakcyjne, jeżeli przymknąć oko na małą łysinę i zbyt wystające brody. Lusha była szczupła, o małych piersiach, lecz pełna gracji, chodząc, kołysała biodrami. Thebi miała pełne piersi, znajdowała się o krok od otyłości. Jej oczy były jasnozielone i często się uśmiechała. Bardzo przypominała mu jego żonę. Możliwe, mówił sobie, że ona jest potomkiem jego żony. I oczywiście, jego samego, gdyż miał troje dzieci. Jednak podobieństwo do Klary mogło być zupełnie przypadkowe. Nie mogła przejąć żadnych genów od tak odległych przodków.

Lusha i Thebi miały gęste, ciemne, kręcone włosy, które zaczynały się w połowie głowy i opadały do pasa. Zdobiły je małe drewniane figurki, pierścienie i kilka kolorowych wstążek. W uszach nosiły kolczyki wydęte wargi pokrywał róż, a oczy miały pomalowane na niebiesko. Z szyi zwisał im sznur kolorowych kamieni, a brzuch zdobiły namalowane symbole. Jak wyjaśniły, oznaczały ich właściciela, Shegnifa.

Ich kilty były purpurowe, w zielone pięciokąty. Po zewnętrznej stronie obu nóg biegł cienki, czarny pasek i kończył się kołami wokół kostek. Sandały miały pomalowane na złoty kolor.

Zaprowadziły go do łazienki, gdzie cała trójka musiała wspiąć się po drewnianych, przenośnych schodach dostarczonych przez gospodarza. Usiadł w umywalce, przeznaczonej dla Neshgajów do mycia rąk. Obie kobiety stanęły na krawędzi i umyły go.

Później Thebi zamówiła posiłek i ciemny trunek „amusa” w języku Ayrata. Wspiął się przenośną drabiną na łóżko i zasnął, gdy one skuliły się razem na kocu na podłodze.

Rano, po śniadaniu otworzył skrzynkę na stole i zbadał ją. Zawierała twarde roślinne płytki, które wyglądały jak obwody drukowane, ale reszta wyposażenia wykonana była ze stałej substancji, jednak nie metalicznej. Wydawało mu się, że to wszystko żyje i czerpie pożywienie z roślinnej skrzynki z trzema połączeniami. Mógł to być zbiornik z roślinnym paliwem. Nie widział żadnych wskaźników. Prawdopodobnie ten organizm posiadał jakieś biologiczne urządzenie, które pracowało automatycznie jako odbiornik lub nadajnik, reagujący na ustne rozkazy.

Zbadawszy urządzenie ponownie, zwrócił się do kobiet z pytaniami. Bez wątpienia były szpiegami, ale mógł także od nich zdobyć informacje. Odpowiadały dość chętnie. Tak, były niewolnicami i potomkami długiej linii niewolników. Tak, wiedziały o pojmaniu Vroomawów, a raczej ich części. Niektórzy, dzięki atrakcyjnym propozycjom poddali się bez walki. Pozostali zostali zmuszeni do poddania się po najeździe przeważających sił Neshgajów. Następnie zaprowadzono Vroomawów do granic państwa Neshgajów, gdzie stacjonują razem z rodzinami w koszarach. Są żołnierzami, będą chronić Neshgajów przed najazdem z Drzewa. One są wolne, ale ograniczają je pewne tereny. Z niewolnikami mają mały kontakt. Thebi nie powiedziała tego dosłownie, ale przekazała myśl, że między niewolnikami a wojskiem z pogranicza istnieje większa wspólnota, niż przypuszczają Neshgaje.

Thebi nie była szczera, kiedy mówiła o nastrojach wśród niewolników. A przynajmniej, tak wyczuł Ulisses, była daleka od prawdy. Może dlatego, iż obawiała się, że doniesie władcom, albo że pokoje są podsłuchiwane. Przeszukał mieszkanie i nie znalazł żadnych urządzeń podsłuchowych, ale nieznajomość żywych urządzeń mogła spowodować, że ich nie rozpoznał.

Ponadto, Thebi mogła nie mieć pojęcia co do ogólnych nastrojów wśród niewolników.

Sam będzie musiał sprawdzić, jak szczęśliwi są niewolnicy. Nie, nie miał żadnych planów poprowadzenia ich do powstania lub przyłączenia się do podziemia, jeżeli takie istniało. Nie wierzył w niewolnictwo, ale nie zamierzał niszczyć istniejącego stanu rzeczy bez ważnego powodu. Jego głównym celem, teraz, kiedy odnalazł ludzi, była walka z Drzewem.

Istniała także kwestia znalezienia odpowiedniej stałej towarzyszki, która dałaby mu dzieci i stała się dobrym przyjacielem. Genetyka tych ludzi różniła się w jakiś sposób od jego, ale miał nadzieję, że nie do tego stopnia, iż stanowiliby osobne gatunki. Nawet gdyby miał dzieci zjedna z nich, nie wiedziałby, czy są płodne, aż dorosną.

Późnym rankiem wezwano go do biura Shegnifa. Wielki Wezyr nie tracił czasu na powitanie.

— Tych dwóch Dhulhulikhów uciekło! Jak ptaki wyfrunęli z klatki!

— Pewnie doszli do wniosku, że przyjmiesz moją wersję — powiedział Ulisses. — Wiedzieli, że prawda wyjdzie na jaw.

— Odpowiedzialny za nich oficer otworzył drzwi do ich celi, a oni wtedy wylecieli, zanim zdołał ich złapać. Są znacznie szybsi niż my. Polecieli korytarzem, dość szerokim by pomieścił ich skrzydła. Mieli szczęście, bo korytarz był pusty, a okno, niestety nie miało krat. Teraz ja muszę wyjaśnić shauzgroozowi wszystkie skutki tej ucieczki.

„Shauzgrooz” znaczyło tyle co władca, król, sułtan czy główny potentat, a dosłownie „Najdłuższy Nos”. Obecnie shauzgroozem był Zhigbruwzh IV, do pełnoletności brakowało mu dwóch lat. Faktycznie rządził Shegnif, chociaż Zhigbruwzh miał prawo oddalić go, gdyby tylko chciał. Młodzieniec jednak bardzo labił Shegnifa i istniał jeszcze jeden powód, by nie pragnął wydalenia Wielkiego Wezyra. Jak twierdziła Thebi, w pałacu wybuchały już bunty.

— Na skutek ucieczki — mówił Ulisses — Dhulhulicy dowiedzą się, co ja chcę zrobić i zakładają, że zaakceptujesz moje pomysły. To znaczy, że zaatakują, zanim zdołamy wprowadzić w życie te plany. Czy przyjmiesz moje propozycje, czy nie, oni i tak to zrobią. Jedynym sposobem oparcia się temu atakowi jest przyjęcie mojego planu.

— Nie bądź taki pewien — pohamował go Neshgaj. — Myślisz, że wodzisz mnie za nos, aleja mogę zrobić inaczej. Jesteśmy starym narodem i jako jedyni posiadamy rozwiniętą naukę i technikę. Nie musimy polegać na krótkonosych karłach, by pokonać naszych wrogów.

Ulisses nie przerywał. Shegnif był zły i prawdopodobnie też przerażony ucieczką dwójki ludzi-nietoperzy oraz jej konsekwencjami. Neshgaj wiedział bardzo dobrze, że potrzebuje tego, co Ulisses jest w stanie mu dać. Ale musiał być hardy, aby podeprzeć swoją odwagę.

Zapadła długa cisza. Nagle Shegnif uśmiechnął się, unosząc trąbę tak, by Ulisses w pełni mógł rozkoszować się jego uśmiechem.

— Ale nic się nie stanie, jeżeli porozmawiamy o twojej ewentualnej pomocy. Istnieje coś takiego jak realizm. A ty pochodzisz z ludu dalece starszego niż Neshgaje, chociaż nie chciałbym byś mówił o tym naszym niewolnikom, ani żadnemu Neshgajowi.

Stało się jasne, że Shegnif niechętnie patrzył na produkcję prochu. Nie chciał, by niewolnicy lub wolni ludzie to poznali.

Oznaczało to, że niewolnicy nie byli zadowoleni ze stanu rzeczy i, być może, kiedyś w przeszłości zbuntowali się. Z drugiej strony, mogli być szczęśliwi, ale Shegnif znał na tyle naturę ludzką i wiedział, że będą próbować przejąć inicjatywę, gdyby środki ku temu stały się dostępne.

Ulisses rozważył możliwości kontrolowania produkcji prochu. Shegnif przystał na tajne fabryki, gdzie pracowaliby tylko Neshgaje. Jak najszybsze otrzymanie prochu było na wagę życia. Poza tym tajemnica nie utrzyma się zbyt długo. Neshgaje produkujący proch będą musieli ze sobą rozmawiać, co dotrze do czujnych uszu niewolników. Gdyby tak się nie stało, Ulisses z łatwością rozpowszechni sekret. Wszyscy ludzie muszą dowiedzieć się w jakich proporcjach zmieszać węgiel drzewny, siarkę i azotan potasu lub sodu. I kiedy już raz „tajemnica” wyjdzie na jaw, nigdy tego nie zapomną. Nigdy? To nie jest właściwe słowo. Człowiek, który przetrwał dziesięć milionów lat nie powinien być tak niedbały w tych sprawach. W każdym razie, minie dużo czasu, zanim ludzie zapomną.

Potem Ulisses wyjaśnił, jak zbudować sterówce. To wymagało bardziej skomplikowanej technologii i znacznie więcej materiałów niż produkcja prochu, Shegnif zmarszczył brwi i powiedział, że zniesie pewne restrykcje, ale dla bezpieczeństwa samego Ulissesa i dla dobra państwa nie będzie wolno mu przebywać w dowolnych miejscach.

Niestety Shegnif nie zrozumiał albo nie chciał zrozumieć naczelnej myśli Ulissesa. Wezyr zamierzał wpierw użyć powietrzną flotę przeciwko Vignoomom. W ogóle chciał wykorzystać flotę jedynie na skraju Drzewa, aby nie narażać jej na atak ze strony ludzi-nietoperzy. Mogła być użyta do kontroli granic.

Ulissesa rozdrażniła ta krótkowzroczność i bojaźliwość. Przypomniał sobie, że na brak wyobraźni cierpieli nie tylko Neshgaje. Teraz musi zdobyć tylko broń, statki powietrzne i załogę, a potem będzie się martwić ewentualnym wykorzystaniem broni.

Zanim narada dobiegła końca, zrodził się jeszcze jeden problem. Shegnifowi nie podobało się, że większość członków załogi sterowców będą stanowić ludzie. Domagał się większej liczby Neshgajów w siłach powietrznych.

— Ależ to jest kwestia ciężaru — bronił się Ulisses. — Każdy Neshgaj na pokładzie, to o tyle mniej paliwa i bomb! Zmniejsza się zasięg lotu i siłę ognia.

Kiedy następnego dnia Ulisses zobaczył Awinę, poczuł się szczęśliwy. Nie było powodu, dla którego miałby się obwiniać, w końcu Lusha i Thebi były kobietami, a nie stworami o kocich oczach, sierści, ogonie i zębach drapieżnika. Wolno mu robić, co chce, i coraz bardziej podobała mu się Thebi.

Mimo to, na widok Awiny ogarnęło go poczucie winy. Chwilę potem, rozmawiając z nią, poczuł radość, a serce zabiło mu szybciej.