125912.fb2
Co do jej uczuć nie było wątpliwości. Na widok tych dwóch kobiet, otworzyła szerzej oczy, spod czarnych warg wysunęły się ostre zęby, ogon się naprężył. Zwolniła krok i spojrzała na niego. Uśmiechnęła się, lecz nie potrafiła utrzymać uśmiechu. A kiedy podeszła bliżej, rozszyfrował wyraz jej twarzy pod aksamitnym futrem. Była wściekła.
Awina nie próbowała nawet kryć swoich zamiarów, chociaż stłumiła wrogość, którą musiała pałać.
— Mój panie, jak dobrze jest być znowu u twego boku. Będziesz miał przy sobie swą pomocnicę i wyznawczynię.
Mówiła Ayratą, z pewnością po to, aby obie kobiety mogły ją zrozumieć.
— Dobrze, że jesteś z powrotem przy mnie — odpowiedział ponuro.
Drżał na myśl, jak ją zaboli, gdy jej powie, że odtąd będzie spała w oddzielnym pokoju. Co z niego za nędzny bóg. Bóg powinien być nieczuły na zwykłe ludzkie uczucia.
Wiedział, że jest tchórzem i nienawidził siebie za to. Odłożył tę sprawę na później.
By znaleźć wymówkę, pomyślał, że trzeba zająć się teraz o wiele ważniejszymi problemami. Ale wiedział, że tylko siebie okłamuje.
To ona poszła z nim na naradę, a obie kobiety zostały z tyłu. Była inteligentna i mogła wyjaśnić jego ludziom w czym rzecz. Będą niespokojni przez jakiś czas, bo w jego planach nie było dla nich miejsca. Nie posiadali wiedzy, ani umiejętności potrzebnych w następnej fazie wojny przeciw Drzewu i jego sługom. Powie im o tym, a także wyjaśni, że nadejdzie czas, kiedy będą potrzebni. Jeśli zaatakują już Drzewo i Dhulhulikhów, wszystkie trzy grupy kotów będą o wiele cenniejsze w tamtym terenie niż ci gruboskórni albo ludzie. Lepiej znali Drzewo i byli bardziej zwinni.
Dni i noce spędzali pracowicie, chociaż nie tak bardzo, jak sobie życzył. Neshgaje tak przypominali słonie, iż wydawało się, że obce im są takie ludzkie cechy jak małostkowość, zazdrość, przekupstwo, walka o prestiż, pieniądze i pozycję, mściwość i po prostu zwykłą głupotę. Niestety nie wznieśli się ponad to, tylko dlatego, że byli powolni. Tak więc, wypadki potoczyły się w tempie chorego żółwia lub anemicznego słonia. Ulisses połowę czasu tracił na rozwiązywanie administracyjnych sporów, wysłuchiwanie petycji o awanse lub szalonych planów wykorzystania sterowców, próbując się jednocześnie dowiedzieć, co się stało z materiałami albo robotnikami, których zamówił.
Skarżył się Shegnifowi, który tylko wzruszał ramionami lub machał trąbą.
Ulisses starał się zachować spokój.
— Zwiadowcy z granicy donoszą, że na gałęziach na skraju Drzewa zbiera się wiele Vignoomów i Glassimów. Wkrótce zaatakują. Czy zamierzasz wziąć pod rozwagę możliwość niesprawiedliwości w stosunku do nich, jeżeli zaatakujemy ich pierwsi? Czy dasz im wybór czasu i miejsca?
Shegnif uśmiechnął się:
— Chcesz powiedzieć, że jeżeli nie podejmę szybkich kroków, to zadadzą nam poważne straty? Cóż, może masz rację, ale nic nie mogę zrobić dla przyspieszenia prac i zmniejszenia kosztów. I nie kłóć się ze mną.
Nie było już do kogo się zwrócić. Każda apelacja do władcy — Zhigbruwzha przeszłaby przez ręce Shegnifa.
Ulisses nie był pewien, czy Shegnif nie pozbędzie się go, gdy tylko proch, produkcja maszyn latających i technika nawigacji będą w pełni zrozumiałe. W końcu był człowiekiem i nie miał powodu by być lojalnym wobec Neshgajów. Poza tym, Shegnif mógł uważać go nadal za agenta Drzewa, który przybył tu na przeszpiegi. Miał zbuntować niewolników i spowodować produkcję powietrznej floty, która w końcu obróci się przeciw samym Neshgajom.
Ulisses przyznał sam sobie, że gdyby był Shegnifem, rozważyłby tę możliwość i uległby pokusie uwięzienia go, gdy ten wykona podstawowe zadania.
Pozostała tylko nadzieja, że Shegnif uświadomi sobie, iż potrzebuje go na długi, długi czas. Shegnif musiał wiedzieć, że dla pełnego bezpieczeństwa Neshgajów, wpierw trzeba unicestwić Drzewo.
W międzyczasie ruszyła produkcja czarnego prochu, bomb i rakiet. Wstępne czynności wytworzenia kwasu siarkowego i zdobycia wystarczającej ilości cynku, z którym kwas miał reagować, aby dać wodór, już zostały zakończone. Żelaza, które także można było tutaj wykorzystać, nie było nawet w śladowych ilościach. Oczywiście żelazo znajdowało się w niektórych skałach, ale praca i czas, potrzebne do jego wydobycia byłyby zbyt długie, jak twierdził Shegnif. Ulisses przeszkolił grupę do poszukiwania cynku i po dziesięciu dniach jeden z ludzi znalazł metal w postaci sfalerytu. Znalezioną rudę siarczkową, podgrzano dla powstania tlenku, który następnie zmieszano ze sprasowanym węglem drzewnym i powtórnie podgrzano do temperatury tysiąca dwustu stopni Celsjusza (czyli sześciuset „grengzhuyn”). Para cynkowa kondensowała się poza komorą reakcyjną i powstały bloki cynku. Przy użyciu niskiej, temperatury siarczek zamieniono w siarczan, następnie wyrugowano wodę, i w końcu otrzymano czysty cynk przy pomocy elektrolizy, używając roślinnych baterii.
Pokrycie sterowca stanowiła wewnętrzna łuska rośliny, wykorzystywanej w konstrukcji silników. Była nadzwyczaj lekka, mocna i giętka. Pięćdziesiąt łusek zszytych razem tworzyło wystarczająco duży worek na wodór.
Główny problem sprawiał silnik. Brakowało żelaza, aby zrobić; chociaż jeden, nie było nawet boksytów do produkcji aluminium, lub. jakiegoś zastępczego metalu. Jedyną siłę poruszającą stanowił roślinny mięśnio-silnik, wykorzystywany w samochodach, ciężarówkach i łodziach. Ulisses spróbował zastosować wodę w podobny sposób jak w mechanizmach odrzutowych pojazdów naziemnych, lecz śmigło nie obracało się dosyć długo i szybko. Eksperymentował z silnikami odrzutowymi statków morskich, które pobierały i wyrzucały wodę jak ośmiornice.
Rozwiązał ten problem Fabum, człowiek pracujący jako dozorca na plantacji silników. Przesłał Ulissesowi pomysł drogą formalną. Pismo zaginęło gdzieś w administracyjnej dżungli, która wyrosła dookoła zalążka sił powietrznych. Fabum zniecierpliwił się czekaniem na odpowiedź i udało mu się uzyskać pozwolenie od bezpośredniego zwierzchnika, Neshgaja, na samodzielne wykonanie eksperymentu. Zamknął w gondoli dwa silniki samochodowe w taki sposób, że końcówki mięśni obu silników zrosły się. W wyniku tego energia wyjściowa nie tylko podwoiła się, ale po troiła. Cztery takie gondole, czyli razem osiem silników mogły poruszać sterowcem z prędkością dwudziestu pięciu mil na godzinę, bez pomocy wiatru.
Wówczas szef Fabuma udał się bezpośrednio do Ulissesa (za czyn ten otrzymał później kilka nagan) i opowiedział, czego dokonał jego podwładny.
Oczywiście dodatkowe silniki i paliwo dawało większy ciężar, ale, jak obliczył Ulisses, wyprawa do miasta-bazy Dhulhulikhów będzie wspomagana przez wiatr całą drogę.
Shegnif był zadowolony z raportów. Dał Fabumowi wolność, co w praktyce oznaczało, że nadal był niewolnikiem. Mógł jednak mieszkać w lepszych kwaterach, mógł zarabiać więcej pieniądzy, gdyby jego pracodawca chciał mu więcej płacić. I nie musiał już prosić o pozwolenie opuszczenia miejsca zamieszkania.
Wielki Wezyr wcale nie martwił się ograniczonym zasięgiem i prędkością sterowcow. Nie miał bowiem planów użycia ich gdzie indziej, z wyjątkiem skraju Drzewa, w pobliżu granic Neshgajów.
Trzy tygodnie później pierwszy sterowiec wyruszył w swój dziewiczy rejs. Lot trwał godzinę, statek zatoczył kilka kół ponad pałacem, aby ludność mogła popatrzeć. Później, w drodze powrotnej do hangaru, zrzucono ze sterowca dwadzieścia trzydziestofuntowych bomb. Tylko jedna trafiła w cel, którym był stary dom, ale to wystarczyło, aby go zniszczyć. Ulisses wytłumaczył Shegnifowi, że praktyka poprawi celność.
Kiedy załogi przechodziły naziemne szkolenie, zbudowano jeszcze dziewięć sterowców. Ulisses znowu zaczął narzekać na zbyt dużą liczbę oficerów Neshgajów i wynikającą z tego redukcję zasięgu i ładunku bomb. Shegnif nadal twierdził, że to nie ma znaczenia.
Od zwiadowców nadchodziły dalsze raporty o gromadzeniu się niedźwiedzic- i leopardopodobnych olbrzymów na Drzewie, a starcia między patrolami granicznymi i grupami wroga były coraz częstsze. Ulisses nie rozumiał, dlaczego do tej pory nie zaatakowali. Na pewno mieli dość zbrojnych, aby wedrzeć się na terytorium Neshgajów. Co więcej, utrzymanie spokoju między tymi, z natury wrogimi plemionami, oraz wyżywienie ich było zajęciem wymagającym sprawnej organizacji. Jako że żadna z tych grup nie posiadała wystarczającej inteligencji, aby sprostać temu zadaniu, podejrzewał o to ludzi-nietoperzy. Według doniesień, kręciło się ich sporo, ale nie tyle, by podnosić alarm.
Samotny skrzydlaty człowiek pojawił się nad lotniskiem cztery razy, obserwował ich, jednak poza zasięgiem strzału. Czterokrotnie nietoperz przeleciał obok sterowca. Nie wyrządził żadnej szkody, oprócz kilku obraźliwych gestów.
Już wtedy Ulisses przeniósł swoją kwaterę — za zgodą Shegnifa — z pałacu na lotnisko. Leżało ono dziesięć mil za miastem, a nie stać go było na stratę czasu na podróż tam i z powrotem. Jednak przy pomocy radioroślin składał Shegnifowi raport dwa razy dziennie.
Lusha odeszła, mimo że była przydzielona Ulissesowi. Obiecano ją wydać za żołnierza stacjonującego na granicy. Z płaczem — chociaż cieszyła się, że poślubi tego człowieka — udała się w drogę. Nawet Thebi, której nie można było obwiniać, że jest o nią zazdrosna, popłakała się. Ucałowała ją i wyraziła nadzieję, że się wkrótce zobaczą. Awina wyglądała na zadowoloną, że pozbywa się jednej z kobiet. Ale gdy tylko Lusha zniknęła, zasępiła się ponownie. Thebi, pewna teraz swojej pozycji, zaczęła traktować Awinę jak niewolnicę. Awina przyjmowała docinki i bezceremonialne traktowanie bez narzekań. Najwidoczniej nie chciała narażać więzi z Ulissesem, ukazując swoją gwałtowność, której normalnie dałaby upust, gdyby ją ktoś obraził. Ale Ulisses widział, że gotowała się w sobie. Karcił więc Thebi, która przez to zalewała się łzami, a Awina śmiała się jak kot, który ukradł łososia.
Ulisses pracował do późna w nocy, a wstawał tak wcześnie, że kiedy praca się kończyła, pragnął tylko paść na łóżko. Nikomu nie wolno było wchodzić do jego pokoju i Awina tym się rozkoszowała. Thebi nie protestowała, że ma tak niewiele okazji, aby mu służyć. Nadal była niewolnicą.
Nużyło go zażegnywanie sporów między obiema kobietami. Nie miał po prostu czasu na te delikatne układy. Czasami pragnął, aby obie zostawiły go w spokoju. Wprawdzie mógł je oddalić bez ceregieli, ale nie chciał ich tak bardzo ranić. Poza tym lubił je obie, ale na inny sposób. Awina była niezmiernie szybka i bardzo inteligentna. Wywodziła się z niepiśmiennego społeczeństwa, ale uczyła się łatwo i potrafiła pracować jak operatywna sekretarka. Thebi nie było stać na podobną postawę. Znakomicie spisywała się w pracach gospodarskich, i nic poza opieką nad mężczyzną i dziećmi nie interesowało jej.
Pewnego dnia Ulisses zabrał wszystkie dziesięć sterowców na trudne manewry. Od morza wiał stały wiatr z prędkością piętnastu mil na godzinę, wielkie balony gazu szły powoli pod prąd. Nagle dwa z nich się zderzyły i oderwały się gondole z silnikami. Natychmiast porwał statki wiatr. Ulisses podał rozkaz przez radio, aby spuścić gaz i w ten sposób sprowadzić maszyny na ziemię. Załogi miały wrócić pieszo, na pole, odległe o około dwadzieścia mil.
Potem sterówce zawróciły i dotarły na lotnisko przed zachodem. Zanim wciągnięto jego statek powietrzny do hangaru, wyjrzał przez tylną burtę gondoli. Na horyzoncie, na tle czerwonego nieba, rysowały się drobne postacie. Mogły to być ptaki, ale sylwetki upewniły go, że są to ludzie-nietoperze.
Tej nocy obudził go krzyk pod drzwiami. Na zewnątrz, wartownik starał się rozdzielić dwie walczące i piszczące postacie. Awina trzymała kamienny nóż, a Thebi oplatała dłonią nadgarstki Awiny. Awina była niższa i lżejsza, ale także dużo silniejsza, i tylko desperacja Thebi i wysiłki strażnika powstrzymywały nóż od zagłębienia się w brzuchu niewolnicy.
Ulisses krzyknął, aby rzuciła nóż.
W tej samej chwili za budynkiem nastąpił wybuch; wysadził okna, niszcząc je doszczętnie.
Ulisses i strażnik padli na ziemię.
Thebi zwolniła uchwyt i odwróciła się od Awiny.
Ta, ignorując eksplozję i jeszcze trzy następne, rzuciła się na kobietę.
Thebi zdążyła unieść ramię i nóż ześliznął się po nim, jednocześnie je rozpruwając, aż krew trysnęła w twarz Awiny. Nóż podążył dalej w górę i wbił się w szczękę Thebi. Siła uderzenia została jednak bardzo zredukowana.
Thebi krzyknęła. Ulisses doskoczył, uderzył Awinę w nadgarstek, wytrącając nóż na podłogę.
Następny wybuch, znacznie bliższy, wywalił drzwi w końcu korytarza i chmura dymu wypełniła wnętrze.
Awina upadła na kolana, ale zerwała się, gdy dotarł do niej dym. Ulisses zabrał nóż, wtedy ona krzyknęła do niego.
— Nie! Oddaj! Nie użyję go przeciw Thebi! Nie rozumiesz? Zaatakowano nas! Będę go potrzebować!
Mimo, że był na pół ogłuszony eksplozją, usłyszał ją. Bez słowa podał jej zakrwawione ostrze, ujęła rękojeść. Jakaś postać wyłoniła się z dymu, krzycząc.