125917.fb2 Przesiadka W Piekle - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

Przesiadka W Piekle - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 18

– Jedź na punkt, już kończymy. Słuchaj, Lynn – Keldysh po raz pierwszy zwrócił się do niego po imieniu – teraz dam ci kopie materiałów dotyczących wszystkiego, czego musisz się nauczyć, aby „wstrzelić” swoją osobowość w innych. Słuchaj mnie uważnie.

– Tak. – Fargo nerwowo przełknął ślinę.

– Te materiały to prawdziwa bomba – słowa płynęły coraz wolniej – musisz ich strzec przed wszystkimi. Musisz je nosić ze sobą, brać wszędzie, nawet do toalety. Powinienem cię izolować, ale chwilowo nie ma na to warunków.

– Ale…

– Czekaj. Gdyby coś się stało, powiesz, że to e-book powieści grozy, którą dał ci kolega. Zapoznaj się z tekstem. Odrzuć kamuflaż akcji i czytaj od strony osiemdziesiątej. Nie przejmuj się zaklęciami używanymi przez bohaterów książki, to również kamuflaż. Rozumiesz?

– Tak, proszę pana.

Keldysh wyjął z trzymanej na kolanach teczki spory palmtop. Zawahał się.

– Lynn, to materiały, które dadzą ci ogromną władzę – powiedział, akcentując mocno każde słowo. – Mam nadzieję, że nie wykorzystasz ich do celów prywatnych – nachylił się, spoglądając w oczy Fargo. – Trudno – dodał po chwili. – I tak nie mam innego wyjścia.

– Ale ja… Ja naprawdę…

– Daruj sobie zapewnienia! – Keldysh wyjął z teczki jakąś kartkę. – Niepokoi mnie co innego.

– Tak?

– Wyniki twoich testów wskazują na jeszcze jedną dziwną cechę… Masz, jakby to powiedzieć, wciągającą… – zawahał się – nie, wchłaniającą osobowość.

– Co to znaczy?

Keldysh zignorował pytanie.

– Czy zdarza ci się często być pod wpływem innych osób? – patrzył mu w oczy z uwagą.

– Nie.

– Nigdy?

– Raczej nie… – Fargo wydął wargi. – Co dokładnie znaczy „pod wpływem”?

I tym razem nie doczekał się odpowiedzi.

– A czy zauważyłeś, żeby kiedyś ktoś postępował wzorując się na tobie?

– O rany, nie wiem – westchnął ciężko.

– Dobrze. Haroldzie – Keldysh pochylił się do przodu – zatrzymaj się przy skrzyżowaniu.

– Rozumiem.

– Słuchaj, chłopcze, tu masz klucze i adres twojego mieszkania…

– Ale uczelnia, akademik…

– Tam wszystko załatwimy sami. – Keldysh nie dał sobie przerwać. – Wiesz, gdzie jest pub MacMillana?

– W Soho?

– Tak. Pójdziesz tam jutro o dwudziestej trzeciej. Spotkasz łączniczkę o imieniu Elaine, która przekaże ci instrukcje. Musicie udawać parę zakochanych.

Ogarnięty jakimś szczególnym rodzajem rezygnacji, Fargo nie pytał, dlaczego ona nie może przyjść wprost do niego. Nie pytał, czy musi znać jakieś hasło ani co się stanie z jego rzeczami. Praca tajnych służb była mniej zrozumiała, niż widywał to na filmach.

Clancy zaparkował na niewielkiej wolnej przestrzeni przy chodniku.

– To wszystko. – Keldysh pomógł mu otworzyć drzwi. – Nie strzel jakiegoś głupstwa, nie kontaktuj się z nikim i… Pamiętaj, nie chcemy, żebyś był Bondem.

Fargo długo patrzył na odjeżdżający samochód. Niestety, mętlik w głowie nie chciał ustąpić. Zerknął na palmtop i na klucze. Na breloku zauważył nazwę ulicy i numer. Stał dokładnie przed bramą prowadzącą do nowego mieszkania.

– Boże, to jakiś koszmar – szepnął.

* * *

Ogromna minutowa wskazówka zegara umieszczonego nad sklepem drgnęła, przesuwając się o jedną kreskę. Fargo zerknął na swój zegarek. Czas był ten sam, mógł więc jeszcze chwilę pospacerować ulicą wzdłuż wystaw sklepowych, reklam małych kin, klubów i teatrzyków, gdzie tacy jak on samotni przechodnie nie budzili żadnych podejrzeń.

Nie czuł zdenerwowania, choć jeszcze poprzedniego wieczoru trząsł się cały, paląc papierosa za papierosem. Nie mógł skupić się nad dostarczonym mu tekstem, nie potrafił też odróżnić, co jest jedynie kamuflażem, a co zaleconymi ćwiczeniami. Pierwsza spędzona w nowym mieszkaniu noc nie należała do najprzyjemniejszych. Teraz, poza resztkami złości stłumionej pastylkami uspokajającymi, nie czuł niczego poza nieśmiałą i w pewnym sensie perfidną ciekawością.

Znowu zerknął na zegarek. Zawrócił, powoli łapiąc się na tym, że zaczyna grać swoją rolę przed przypadkowymi przechodniami. Wiedział, gdzie stoi wybrany przez Keldysha pub, zaczął się jednak niepokoić, czy przypadkiem nie pomylił ulic. Odetchnął na widok znajomego neonu. Przed zwieńczonym markizą wejściem jak zwykle kręciło się kilka osób. Ruszył w tamtym kierunku, zastanawiając się, jak rozpozna łączniczkę, ale i ta wątpliwość rozwiała się bardzo szybko.

– Lynn! – stojąca niedaleko żeliwnej barierki, która otaczała schody do piwnicy lokalu, bardzo ładna młoda kobieta machała w jego stronę ręką. – Tu jestem, kochanie!

Podszedł bliżej, nie tając radości. Zarzuciła mu ręce na szyję, całując w usta.

– Dobrze, że jesteś – szepnęła kilka sekund później prosto do ucha. – Idziemy prosto do pierwszego załomu w murze… Och, jak dawno cię nie widziałam – to dodała już głośno.

Ruszyli wzdłuż ulicy, obejmując się.

– Zaszły pewne komplikacje – szept Elaine był ledwie słyszalny. – Musimy wszystko drastycznie przyspieszyć…

Podziwiał jej umiejętność przekazywania rzeczowych informacji z promiennym uśmiechem na ustach.

– Jest jeszcze gorzej, niż wczoraj przypuszczał Keldysh. Mamy nowe informacje, ale nasza siatka jest krańcowo przeciążona. – Krótki pocałunek. – Działa praktycznie na granicy możliwości.

Zatrzymali się przy małej wnęce, stając twarzami do siebie.

– Co się stało?

Znowu zarzuciła mu ręce na szyję.

– Kate nie żyje – pocałowała go w policzek, muskając jednocześnie szyję długimi paznokciami. – Dostali ją dzisiaj rano.

– Jak?! – nie mógł pohamować okrzyku.

– Uśmiechnij się – wycedziła, prezentując garnitur bielutkich zębów. – Rozmawiasz ze swoją narzeczoną.

Fargo długo nie mógł się uspokoić.