125917.fb2 Przesiadka W Piekle - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Przesiadka W Piekle - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

– Co się stało? – Przywołany na usta uśmiech nie był zbyt przekonujący.

– Oni dysponują telepatami. Spokojnie… – dodała, widząc jego reakcję. – Nie potrafią czytać myśli. Mogą jednak namierzyć osobę dysponującą takimi umiejętnościami, jak ty i Kate.

– Ja? Ja jeszcze niczym nie dysponuję…

– Przeczytałeś skrypt, więc proces uczenia się jest już rozpoczęty i… Och, kochanie, tak dawno cię nie widziałam – znowu pocałowała go w usta.

Przechodzące obok starsze małżeństwo nie zwróciło na nich uwagi.

– W związku z tym odlatujesz już jutro – podjęła, kiedy wokół nie było nikogo. – Masz skrypt przy sobie?

– Tak.

– Nie wracasz do mieszkania. Posiedź w pubie, jak długo się da, potem idź prosto na dworzec. Rano musisz być w Cheshow Lake – pieszczotliwie otarła się udami o jego nogi.

– Tak, ale…

– Słuchaj uważnie. Niedaleko jest baza RAF-u – zmierzwiła mu włosy. – Pojedziesz w jej kierunku. Na ostatnim przystanku autobusowym przejmie cię człowiek w mundurze służb technicznych – przeciągnęła końcem języka po jego nosie. – Rudy jak marchewka… Zrobisz wszystko, co ci powie.

– Po co to wszystko, do cholery…? – oddał jej uścisk zbyt mocno.

– Auu… On wprowadzi cię na lotnisko – wpadła mu w słowo z wytrenowanym uśmiechem. – Umieści cię w samolocie, którym polecisz do ściśle tajnego ośrodka…

– Gdzie?

– Dowiesz się po starcie. Razem z tobą poleci trzech instruktorów i dwóch ludzi z ochrony – to mówiąc rękoma wykonywała skomplikowane ewolucje, głaszcząc jego plecy. Fargo czuł, że wstrząsają nim dreszcze. – Dostarczymy ich w hibernatorach wraz z urządzeniami podtrzymującymi funkcje życiowe.

– Będą w letargu? – Znowu zrobił poważną minę, ale zaraz zreflektował się i przybrał rozmarzony wyraz twarzy.

– Normalny człowiek nie przeżyje długo w małej szczelnej skrzyni.

– Więc dlaczego ich tam pakujecie? – chwycił wargami jej ucho.

– Zobaczysz, to zrozumiesz, a teraz uśmiech, proszę – upomniała go. – Nie dysponujemy własnym lotnictwem, a ta operacja jest ściśle tajna. Ze względów, które poznasz niedługo. Samolot odpowiedni do tego zadania musi być przystosowany do głębokiej, lecz dyskretnej penetracji terenu nieprzyjaciela. Musi mieć odpowiedni zasięg i specjalistyczne wyposażenie.

– Jezu Chryste, te założenia…

– Tak, te założenia spełnia na przykład MH-130 Combat Talon, specjalna wersja herculesa, której używają amerykańskie siły specjalne – dokończyła spokojnie, patrząc mu z uwielbieniem w oczy. – I tu zaczynają się schody, nie mamy takich. Oficjalnie przynajmniej. Ale Keldysh ma dojścia i mógł opracować tę zaskakująco skuteczną metodę przerzutu pracowników komórki.

– Działacie nielegalnie?

– Owszem, bo tych maszyn oficjalnie nie ma. Używa ich SAS. A w bazie mamy zaledwie kilka osób, w tym wśród personelu latającego. Wprowadzenie ciebie sprawi już dość kłopotów – rozejrzała się dyskretnie. – Zrozum, baza, w której stacjonują transportowce sił specjalnych, to nie miejsce, gdzie każdy może się kręcić. Ale za to nikogo nie zdziwi nocny start z dodatkowymi zbiornikami. I nikt nie będzie pytał. Tak za tobą tęskniłam, kotku. Kochasz mnie jeszcze?

Para młodych ludzi przechodziła obok wolnym, spacerowym krokiem. Chwile, kiedy musieli się całować, płynęły nieznośnie wolno.

Wreszcie Elaine odsunęła twarz.

– Rany boskie, to jakaś paranoja…

– Kontroluj uśmiech – szepnęła. – Muszę ci przekazać jeszcze jedno – popatrzyła uważnie w jego oczy. – Keldysh został zmuszony do stworzenia całkiem nowego wydziału…

– Co mnie to obchodzi? – warknął rozzłoszczony na samą myśl, że wplątują go w kolejne afery.

– Jesteś pracownikiem tego wydziału – powiedziała powoli. – Co więcej, mój drogi, od dzisiaj jesteś jego szefem. Szefem kontrwywiadu.

– Co?! To jakiś żart? – ścisnął Elaine tak mocno, że nie potrafiła powstrzymać syknięcia.

– Przyjdzie pora, wszystko ci wyjaśnią – szarpnęła się, nieco za nerwowo. – Tyle ci mogę powiedzieć, że to dla twojego dobra. A swoją drogą, kiedy minie zagrożenie, będzie mu to potrzebne do pewnych rozgrywek w administracji.

– Ale… – tysiące myśli cisnęło mu się do głowy.

– Cicho – wsunęła mu do kieszeni kartę kredytową. – Dotknij kciukiem jej rogów…

– Nie tak się umawialiśmy…

– Uważaj – przerwała mu długim pocałunkiem. Jakiś mężczyzna przystanął niedaleko, szukając czegoś po kieszeniach.

– Jak mi dobrze z tobą, kochanie – powiedziała Elaine, przysuwając się bliżej. – To, co teraz się dzieje, to już otwarta wojna. Jesteś cudowny, kochanie…

Fargo z coraz większym trudem kontrolował ogarniającą go złość. Ja ci dam „kochanie” – przemknęło mu przez głowę. Czuł, że cała jego wściekłość skupia się na dziewczynie.

– Mnie też jest dobrze z tobą – powiedział głośno, opuszczając rękę wzdłuż jej biodra. Jego dłoń dotarła do końca krótkiej spódniczki i tam zmieniła kierunek. Czuł pod palcami delikatną skórę wewnętrznej strony jej uda.

– Och, kochanie – przysunęła usta do jego ucha. – Co ty wyrabiasz? – szepnęła.

Dłoń Fargo powoli sunęła coraz wyżej i wyżej, aż dotarła do miejsca, gdzie łączą się uda.

– Zabierz natychmiast tę rękę.

– Co mówisz, kotku? – spytał z obłudnym uśmiechem.

– Kocham cię – jej oczy miotały gromy – ty perwersyjna świnio!

Mężczyzna znalazł wreszcie papierosa i wsunął go do ust. Teraz szukał zapałek. Elaine, obejmując Fargo rękami za szyję, nic nie mogła zrobić. Mimo wymuszonego pogodnego wyrazu twarzy zaciskała zęby.

– Opisz to wszystko w raporcie – poradził jej.

– Drań! – szepnęła. – Muszę już iść – usiłowała wykorzystać chwilę, kiedy mężczyzna wreszcie odszedł.

– Nie teraz. Zbliża się jakaś wycieczka.

Elaine jęknęła cicho.

* * *

Fargo patrzył na przesuwający się za oknem autobusu krajobraz, słuchając muzyki z przenośnego odtwarzacza mp3. Po drodze na dworzec kupił najbardziej pojemny model i załadował do niego chyba ze trzysta nagrań z witryny HMV. Dwadzieścia godzin samych przebojów, nie licząc powtórek, a niektórych melodii można słuchać w kółko.

Co jakiś czas uśmiechał się do siebie, czasem zerkał na pasażerów: młodą parę siedzącą z tyłu, kilku robotników, starszego mężczyznę o wyglądzie steranego życiem komiwojażera i kilkunastu żołnierzy w wyjściowych mundurach. Różnił się od otaczających go ludzi i miał tego świadomość.

W nocy, kiedy wsiadał do dalekobieżnego pociągu, jego nastrój znacznie odbiegał od tego, co czuł w tej chwili. Wtedy, przybity wiadomością o śmierci Kate, osamotniony, przerażony szybkością następujących po sobie zdarzeń, pogrążył się w jałowym roztrząsaniu czyhających z każdej strony niebezpieczeństw. Pierwsza godzina samoudręczeń podczas podróży doprowadziła do tego, że o mało nie wyskoczył przez okno luksusowego wagonu. Później wszystko się zmieniło. Najpierw zasnął czy raczej popadł w niespokojną, graniczącą z koszmarem drzemkę, a potem… Potem ktoś potrząsnął go za ramię. Fargo czuł, że we śnie spada gdzieś z nieprawdopodobną szybkością. Chciał się obudzić, za wszelką cenę. Nie mógł jednak. Zdawało mu się, że patrzy na siebie z zewnątrz. Znowu uczucie spadania. Potrząsający głową konduktor w drzwiach. Jakaś kobieta krzycząca, że zasłabł ktoś z obsługi pociągu. Wtedy zdał sobie sprawę, że wcale nie śpi, że Keldysh nie jest maniakiem, a skrypt, który mu podarował, zawiera prawdę. Zrozumiał wtedy, co naprawdę znaczą jego możliwości. Nie, nie możliwości. Teraz to już umiejętności. Dużo później, już w Cheshow Lake, czekając na autobus, jeszcze dwa razy sprawdził ukryty w jego mózgu mechanizm. Wtedy też po raz pierwszy poznał smak siły. Jego siły. W każdej chwili mógł zawładnąć każdym człowiekiem w zasięgu wzroku.