125917.fb2
– Powodzenia.
Major wyszedł i zatrzasnął drzwi do kabiny. Fargo uśmiechnął się w myślach. Zimny, obcesowy ton, jakim go traktowano, odpowiadał jego wyobrażeniom o pracy wywiadu. Rozejrzał się po kabinie. Siedział w fotelu przy małym stoliku, a właściwie blacie przykręconym do ściany za miejscami pilotów. Zapewne miejsce mechanika pokładowego albo operatora systemów zakłócających, jak można było sądzić po dużych, martwych teraz i wygasłych ciekłokrystalicznych monitorach. Nie miał pojęcia, do czego służą, wnętrze tego herculesa wyglądało inaczej niż to, które zapamiętał z dawnych czasów. Glass cockpit, wielofunkcyjne monitory, wyświetlacze przezierne przed oczyma pilotów. Przypomniał sobie, co słyszał o tej wersji maszyny. Między innymi to, że można ją prowadzić korzystając tylko z obserwacji pasywnej, w podczerwieni. Nieco poprawiło mu to humor, wyglądało, że szanse rosną. Wyjął spod kurtki uwierający go e-book, przez chwilę szukał wzrokiem miejsca, po czym odłożył go na małą półeczkę nad zestawem monitorów. Dłuższą chwilę mocował się z fotelem, aż udało mu się trochę opuścić oparcie. Ponownie się uśmiechnął.
W pół godziny później przez przednią szybę zauważył odchodzącego majora i żołnierza dźwigającego skrzynię. Otarł pot z czoła, nawet po zdjęciu kurtki pocił się jak mysz. Podczas postoju w tego typu maszynie klimatyzacji nie można było włączyć, a owiewki mechanicy zostawili zamknięte i bał się je ruszyć ze względu na rozstawionych wokoło strażników. Słońce ciągle pięło się w górę. Początkowo było mu po prostu ciepło. Potem pot zaczął zbierać się nad brwiami, później we włosach, na karku i plecach. W końcu drobne drażniące strumyczki płynęły po całym ciele. Wydawało mu się, że ma gorączkę. Męczące pragnienie, a później i głód sprawiły, że mimo bezsennej ostatniej nocy nie mógł zasnąć. Nie mógł też czytać, litery rozmywały się w znużonych, zalewanych przez pot oczach. Prawie godzinę bawił się swoją kartą kredytową. Nie mógł zrozumieć, na jakiej zasadzie działa, zastanawiał się też, skąd wywiad wziął jego odciski palców. Niestety, plastikowy prostokąt nie mógł odwrócić na długo myśli od oszronionej butelki z colą, wysokich kufli zimnego piwa czy grzechoczących lodem szklanek z sokiem. Potem już tylko wpatrywał się w zegarek, starając się popędzić płynące minuty.
Kiedy wreszcie słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, usłyszał kroki dudniące na metalowej podłodze ładowni. Ktoś otworzył klapę i dwóch mężczyzn wkroczyło do kabiny.
– Cześć, jestem Norman – przedstawił się wyższy. – A to jest Don. Żyjesz jeszcze?
Norman podał mu termos z kawą, zajmując miejsce pierwszego pilota.
– „Palety” już załadowane? – spytał Fargo.
– Tak. – Don czekał cierpliwie, aż odstawi termos. Potem pomógł mu założyć hełmofon.
– Słyszysz coś? – Norman przerwał na chwilę sprawdzanie aparatury łączności.
– Yhm. – Fargo poprawił docisk słuchawek i pozwolił pilotowi zapiąć pasy łączące go z fotelem.
W pewnej chwili uświadomił sobie, że opuszcza kraj, nie mając pojęcia ani na jak długo, ani w jakim kierunku. Nie bał się. Nurtujący go niepokój nie miał bowiem nic wspólnego ze strachem. Wciąż usiłował zrozumieć, co się właściwie dzieje. Nie zwracał uwagi na skomplikowaną procedurę startu, na ostre wznoszenie, przelot przez chmury ani nawet na fakt, że klimatyzacja zaczęła działać i w całej kabinie zapanował przyjemny chłód. Czuł, że coś wymyka mu się z rąk. Męczące uczucie zagubienia, zapomnienia czegoś ważnego nie opuszczało go bardzo długo. Dopiero kiedy transportowiec odłączył się od powietrznego tankowca i przestało gwałtownie rzucać, zapadł w płytki, niespokojny sen.
Kiedy się obudził, pierwszym odgłosem, jaki do niego dotarł, był wzmożony ryk silników. Przetarł oczy, usiłując rozpoznać tonące w mroku kształty. Jedyną rzeczą, którą widział wyraźnie, stanowiło absolutnie czarne niebo za oknami kabiny.
– Czy coś się stało? – spytał, powstrzymując ziewanie.
– Mała zmiana kursu – odparł spokojnie Norman. – Nic poważnego, ale…
– Daleko jeszcze?
– Do celu? Mniej niż dwie godziny lotu.
Fargo pochylił się, próbując spojrzeć przez okno w dół. Nie wiedział, gdzie są w tej chwili, nie wiedział też, czy pytanie o to pilotów nie zdekonspiruje go. Rozleniwiony snem mózg stanowczo nie nadawał się do roztrząsania skomplikowanych zasad działania machiny wywiadu.
Któryś, w mroku nie widział, czy Don, czy Norman, nachylił się nad połyskującym seledynową poświatą ekranem. Ten po lewej stronie – usiłował przypomnieć sobie miejsca, które zajmowali piloci – to chyba Norman.
– Don? – usłyszał jego głos. – Spójrz na to.
– Zakłócenia? – Don przełączył obraz na swój monitor. – W życiu nie widziałem takiego odczytu.
– Cholera, to mi nie wygląda na zakłócenia…
Coś zmieniło się w pracy silników. Samolot wyrównał lot.
– Czy to coś poważnego? – spytał Fargo.
Norman przechylił się do tyłu i dociągnął mu pasy tak, że praktycznie nie mógł się poruszyć.
– Nic nie mów.
Drugi pilot gorączkowo wciskał klawisze na konsolecie.
– Szlag! Ktoś nas naprawdę namierza.
– Nas? To chyba przypadek. Nie mogą się spodziewać…
– Schodzimy niżej? – Piloci zachowali zimną krew. – Chcesz się schować w krzakach? A jeśli to wojskowy system?
– Kto mógłby…
Na monitorze ostrym światłem zapulsowała ikonka w kształcie nietoperza, w słuchawkach rozległ się ostry brzęczyk.
– Boże, mają nas!
– Don, przełącz…
– Nic nie widzę, są w przestrzeni chronionej zakłóceniami.
– Charakterystyka emisji?
– Mainstay. I, kurwa, módl się, żeby właśnie nie naprowadzał myśliwców. Jeśli to Migi, wykryją nas w podczerwieni!
Kolejne ikonki pojawiły się na monitorze. Brzęczyki przeszły w zupełnie inny ton.
– Jezus, rakiety! – nagły krzyk nieomal rozsadził słuchawki. – Mam dwa, cztery, siedem namiarów! Norman! Flary, flary! Wymiń to świństwo! Wymiń to… – coś nagle zagłuszyło ryk silników położonego w ostrym skręcie herculesa. Eksplozja wstrząsnęła kadłubem, powodując lawinę błysków na tablicy kontrolnej. Rozjęczały się sygnały alarmowe, zakłócając wysoki, donośny dźwięk spowalniających swój bieg turbin. Po chwili kolejny huk i wstrząs uświadomiły uwięzionym w niewielkiej kabinie mężczyznom, że maszyna otrzymała kolejne trafienie.
– Brak nowych odczytów – zameldował po kilku sekundach Don.
– Raportuj uszkodzenia.
– Brak odczytów z prawego skrzydła. Musiały być na podczerwień, naprowadziły się na spaliny. – Pilot uniósł się na tyle, na ile pozwalała uprząż, i wyjrzał przez okno kabiny, wykręcając głowę pod niewiarygodnym kątem. – Widzę ogień, mamy pożar. Płonie trójka i czwórka!
Gwałtowne ruchy rąk obu pilotów przypominały taniec, obłędną pantomimę w drgającym różnymi kolorami świetle.
– Propfan w chorągiewkę?
– Nie da rady. Serwo szlag trafił.
– Fargo! – Norman spojrzał do tyłu. – Dopinaj uprząż!
– Wyrzucamy pasażera? – Don nie odwrócił głowy, robił wszystko, by utrzymać maszynę w powietrzu.
Roztrzęsione ciało Fargo odmawiało posłuszeństwa.
– Dopinaj!
– Czy my… Czy my się rozbijemy?!