125982.fb2
Odin czekał na jakiś ruch ze strony Tritta.
Miał powody, aby sądzić, że Tritt nie wyjdzie na powierzchnię po Duę. Musiałby opuścić dzieci, co zawsze przychodziło mu z wielkim trudem. Tritt zaczekał, nic nie mówiąc przez chwilę, po czym odszedł w stronę pokoju dzieci.
Odin prawie ucieszył się, że Tritt sobie poszedł. Jednak nie za bardzo, ponieważ Tritt był rozgniewany i zamknięty w sobie, co osłabiało więź między nimi i tworzyło barierę niechęci. Odin nie mógł otrząsnąć się z melancholii, którą wywoływała ta sytuacja. To jakby osłabienie impulsu życia.
Czasami zastanawiał się, czy Tritt także tak czuł… Nie, to nie w porządku. Tritt miał bardzo bliski kontakt z dziećmi.
A Dua? Kto wie, co czuła Dua? Co czują Emocjonały? Były tak inne, że w porównaniu z nimi lewici i prawici zdawali się — za wyjątkiem swych zdolności umysłowych — tacy sami. A nawet, biorąc poprawkę na to, jak postępują Emocjonały, co można powiedzieć o Dui, a szczególnie o tym, co czuła?
Ze względu na Duę poczuł zadowolenie, że Tritt już sobie poszedł. Poczęcie trzeciego dziecka zaczynało być już sprawą naprawdę naglącą, a Dua była coraz mniej skłonna do ustępowania. Narastał w nim niepokój, którego źródeł nie potrafił dokładnie określić. Powinien o nim pomówić z Lostenem.
Ruszył na dół w kierunku jaskiń Twardych, zmuszając się do ciągłego przepływania, które jednak dalekie było od niedostojnej, ale dziwnie podniecającej mieszanki kołysania się i gwałtownych skoków, charakteryzującej chód Emocjonałów, i które nie było tak zabawne jak ociężałe toczenie się Rodzicieli…
(Wyobraził sobie bardzo dokładnie Tritta niedołężnie próbującego dogonić Racjonalątko, które w tym wieku było prawie tak śliskie jak Emocjonał, czy Duę blokującą drogę dziecku i prowadzącą je z powrotem, albo Tritta gdakającego i nie zdecydowanego, czy ma potrząsnąć maluchem, czy objąć go swoją substancją. Od początku Tritt rozrzedzał się znacznie lepiej przy dzieciach niż przy Odinie, a kiedy Odin zwracał mu na to uwagę, Tritt odpowiadał z całą powagą, ponieważ w tych sprawach nie uznawał żartów: — Dzieci bardziej potrzebują czułości.)
Odin narcystycznie delektował się swoim przesuwaniem. Uważał je za dostojne i imponujące. Wspominał o tym kiedyś Lostenowi, któremu jako nauczycielowi i Twardemu, zwierzał się ze wszystkiego. Losten powiedział mu wtedy: — Czy nie wydaje ci się, że Emocjonały i Rodziciele myślą tak samo o swoim sposobie przesuwania się? Jeśli wszyscy myślicie inaczej i postępujecie inaczej, czy nie powinniście też czym innym się cieszyć? Zrozum — triady nie wykluczają inności.
Odin nie był pewien, czy pojął, o co chodziło z tą indywidualnością. Czy oznaczało to samotność? Twardzi byli samotni. Nie mieli triad. Jak oni mogli to znosić?
Był jeszcze młody, gdy tak rozmyślał. Jego znajomość z Twardymi dopiero się zaczynała. Pewnego razu stwierdził, że nie wie, czy oni także żyją w triadach. Fakt ten był powszechnie znaną legendą wśród Miękkich, ale ile prawdy zawiera się w legendzie? Przemyślał problem i uznał, że trzeba o to zapytać i nie przyjmować niczego na wiarę.
— Czy jesteś prawicem czy lewicem, panie? — spytał. (Później pulsował na samo wspomnienie swego pytania. Jaki był wtedy naiwny! Słabo pocieszał go fakt, że tak czy owak każdy Racjonał pytał o to Twardego prędzej czy później — zwykle prędzej.)
Losten odpowiedział na pytanie z powagą: — Żadnym z nich. Między nami nie ma ani lewiców, ani prawiców.
— I śród… i Emocjonałów?
— Środek? — Twardy zmienił kształt stałej powierzchni sensorycznej w sposób, który Odin kojarzył z rozbawieniem lub przyjemnością. — Nie. Także środek. Występuje tylko jeden rodzaj Twardych.
Odin musiał zapytać, uczynił to zupełnie podświadomie, wbrew woli: — Ale jak to możecie wytrzymać?
— Z nami jest inaczej, młodzieńcze. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
Czy on, Odin, mógłby się do tego przyzwyczaić? Całe dotychczasowe życie spędził w rodzinnej triadzie. Wiedział także, iż już w niedalekiej przyszłości utworzy własną triadę. Czym byłoby życie bez triad? Zastanawiał się nad tym bardzo poważnie. Jak później się okazało, wszystko przemyśliwał bardzo poważnie. Czasami zdawało mu się, że już ma mgliste pojęcie, jak to może wyglądać. Twardzi mieli tylko siebie — żadnych lewobraci, prawobraci, śródsióstr, zespalania, dzieci ani Rodzicieli. Pozostały im tylko umysły, tylko badanie Wszechświata.
Może to im wystarczało. W miarę doroślenia rozumiał coraz bardziej radość poszukiwania prawdy. Było to prawie wystarczające. Prawie. Ale jedna myśl o Tritcie i Dui wystarczała, by cały Wszechświat nie mógł przynieść zadowolenia.
Chyba że… Dziwne, ale czasami wydawało mu się, że może nadejść taka chwila, taka sytuacja, kiedy… Gubił chwilowe widzenie przyszłości, a właściwie jedynie jej cień. W końcu zapominał o nim zupełnie. Jednak wracało do niego później i ostatnio zauważył, że wzmacniało się i pojawiało się na chwilę wystarczającą długą, aby je uchwycić.
Ale nie powinien się tym teraz przejmować. Musi dowiedzieć się, co począć z Duą. Przeszedł dobrze znaną sobie drogę, którą po raz pierwszy poznał prowadzony przez swego Rodziciela (tak jak Tritt już niedługo poprowadzi ich małego Racjonała, ich lewiątko).
Ponownie pogrążył się we wspomnieniach.
Bardzo się bał. Spotkał tam innych młodych Racjonałów, wszyscy pulsowali i migali, zmieniali kształty, mimo sygnałów Rodzicieli z każdej strony, aby się nie zmieniać i nie przynosić wstydu triadzie. Jeden z małych lewików, kolega, z którym Odin nieraz się bawił, spłaszczył się dziecinnie i nie chciał się wyprostować, mimo wysiłków swego wielce zakłopotanego Rodziciela. (Od tego czasu zdążył stać się absolutnie normalnym studentem… Chociaż nie na poziomie Odina — Odin nie potrafił powstrzymać się od tego stwierdzenia, nie bez pewnej dozy samozadowolenia.)
W pierwszym dniu szkoły poznawali kilku Twardych. Twardzi zatrzymywali się przy każdym małym Racjonale, aby zapisać wzorzec jego drgań kilkoma specjalistycznymi urządzeniami. Na podstawie otrzymanych wyników mieli orzec, czy można danego kandydata przyjąć na naukę i jeśli tak, to na jaki rodzaj nauki, czy kazać czekać jeszcze jakiś czas.
Kiedy podszedł do niego Twardy, Odin wyprężył się tak mocno, jak tylko mógł, aby jego powierzchnia była gładka, i starał się wytrzymać nie falując.
Twardy powiedział (pierwsze dźwięki jego mowy omalże nie zachwiały w Odinie postanowienia zostania dorosłym): — Jaki dzielnie trzymający się Racjonał. Twoja godność, lewie?
Po raz pierwszy zwrócono się do niego, używając oficjalnego słowa „lew” zamiast zdrobnienia. Poczuł się pewniej niż kiedykolwiek, gdy zdołał odpowiedzieć: — Odin, Wasza Twardość — stosując grzecznościowy zwrot, którego starannie nauczył go Rodziciel.
Jak przez mgłę Odin przypominał sobie chwile, gdy oprowadzano ich po jaskiniach Twardych, pokazując sprzęt, maszyny, biblioteki pełne niezrozumiałych obrazów i dźwięków.
Bardziej niż jakieś konkretne doznania zmysłowe pamiętał wewnętrzne uczucie rozpaczy. Co oni z nim zrobią?
Rodziciel powiedział mu, że będzie się uczył, ale on nie wiedział nawet, co to znaczy „uczyć się” i kiedy zapytał o to Rodziciela, okazało się, że ów także nie wiedział.
Minęło trochę czasu, zanim się dowiedział. Okazało się, że było to bardzo przyjemne uczucie, bardzo przyjemne, ale nie pozbawione pewnych kłopotliwych aspektów.
Twardy, który po raz pierwszy nazwał go lewem, był jego pierwszym nauczycielem. Nauczył go interpretować zapisy fal. To, co kiedyś wydawało mu się niezrozumiałym szyfrem, zamieniło się w słowa równie jasne jak te, które tworzył przez swoje własne wibracje.
Po jakimś czasie przestał widywać pierwszego, zastąpił go inny Twardy. Upłynęło trochę czasu, zanim to spostrzegł. Trudno było w początkowych dniach nauki odróżnić jednego Twardego od drugiego, rozróżniać ich głosy. Później przychodziło mu to już znacznie łatwiej. Mimo iż krok po kroku stawał się coraz pewniejszy, drżał przy każdej zmianie. Nie rozumiał jej znaczenia.
Raz zdobył się na odwagę i zapytał: — Gdzie jest mój nauczyciel, Wasza Twardość?
— Gamaldan? Gamaldan nie będzie cię już uczył, lewie.
Odinowi odjęło mowę. Po chwili jednak powiedział: — Ale chyba Twardzi nie odchodzą… — Nie wiedział jak zakończyć.
Nowy Twardy nie starał się niczego wyjaśniać i bynajmniej nie przejawiał najmniejszej chęci do rozmowy o tym.
Później, o czym przekonał się Odin, było tak już zawsze. Twardzi unikali rozmów dotyczących ich samych. Nad każdym innym tematem potrafili rozwodzić się bez żadnych ograniczeń. O sobie jednak nie mówili nic.
Z licznych przesłanek Odin wywnioskował, że Twardzi także odchodzą. Nie byli nieśmiertelni (co wielu Miękkich brało za pewnik). Jednak żaden Twardy nic o tym nie wspominał. Odin i uczniowie czasami dyskutowali na ten temat, jednak nie bez pewnych oporów. Każdy był w stanie przedstawić jakiś szczegół dowodzący nieubłagalnie śmiertelności Twardych. Rozważali je dokładnie. Nie odważyli się jednak podsumować tego, co było już wystarczająco oczywiste. Woleli pozostawić kwestię nieśmiertelności Twardych nie rozstrzygniętą.
Twardzi nie zwracali uwagi na aluzje o ich śmiertelności. Nie czynili niczego, by to zatuszować. Nigdy jednak nie nawiązywali do tematu. A kiedy zadawano im bezpośrednie pytanie (czasami się zdarzało), nie odpowiadali na nie wprost; nie przeczyli temu, ani też nie potwierdzali.
Jeżeli jednak odchodzili, to musieli się także rodzić, o czym także nic nie wspominali. Odin nigdy nie widział małego Twardego.
Sądził, że Twardzi czerpali energię ze skał, a nie ze Słońca — a przynajmniej, że absorbowali rozdrobnioną czarną skałę. Niektórzy studenci myśleli podobnie. Inni gwałtownie odrzucali ten pogląd. Nie potrafili dojść do żadnej ostatecznej konkluzji, bo nikt nie widział, żeby Twardzi cokolwiek jedli. O tym Twardzi również nie chcieli rozmawiać.
W końcu Odin uznał, że skrytość jest po prostu cechą ich osobowości. Być może wynikała z samotności, z faktu, że nie tworzyli triad. Roztaczali wokół siebie ochronny pancerz milczenia.
Odin uzyskał natomiast tak istotną informację, że wątpliwości dotyczące prywatnego życia Twardych zupełnie przy niej blakły. Dowiedział się, że cały Wszechświat się kurczy… zmniejsza…
Powiedział mu o tym Losten, jego nowy nauczyciel.
Odin zapytał o puste jaskinie, ciągnące się w nieskończoność, którymi pokryta była cała planeta, a Losten był najwyraźniej zadowolony z pytania. — Czy boisz się o to pytać, Odinie?
(Twardzi zwracali się teraz do niego po imieniu, a nie jedynie przez jakieś ogólne nawiązywanie do jego płci. Za każdym razem, gdy się do niego w ten sposób zwracano, odczuwał dumę. Wielu tak do niego mówiło. Odin był geniuszem i sposób, w jaki się do niego zwracano, zdawał się to potwierdzać. Losten niejednokrotnie wyrażał swe zadowolenie z ucznia.)
Odin rzeczywiście się bał i po krótkim wahaniu przyznał się. Łatwiej było wyznawać swoje braki Twardym niż kolegom Racjonałom, znacznie łatwiej niż Trittowi. O tym, żeby je wyznać Trittowi, wolał nawet nie myśleć… (To było jeszcze przed przybyciem Dui.)
— Dlaczego więc pytasz?
Ponownie się zawahał. Po czym zaczął powoli: — Puste jaskinie niepokoją mnie, ponieważ, kiedy byłem mały, mówiono mi, że było w nich pełno potworności. Ale nic o nich bezpośrednio nie wiem. Wiem tylko, co mówiły mi inne dzieci, które nie potrafiły powiedzieć o nich nic konkretnego. Chcę poznać prawdę. Potrzeba ta urosła we mnie do tego stopnia, że ciekawość przeważyła nad strachem.
Losten był zadowolony. — Doskonale! Ciekawość rozwija, strach nie. Twój rozwój wewnętrzny przebiega nad wyraz dobrze. Odinie, pamiętaj, że tylko rozwój wewnętrzny tak naprawdę się liczy. Nasza pomoc jest tylko marginalna. Ponieważ tak nalegasz, spróbuję ci odpowiedzieć najprościej, jak można. W opuszczonych jaskiniach nie ma już nikogo. Pozostały tam jedynie rupiecie z przeszłości.
— Kto je tam zostawił, Wasza Twardość? — Odin odczuwał wzmożoną potrzebę używania oficjalnego tytułu zawsze, gdy w jego wiedzy ujawniały się luki, które potrafił wypełnić rozmówca.
— Ci, którzy tam mieszkali w dawnych czasach. Tysiące cykli temu naszą planetę zamieszkiwały tysiące Twardych i miliony Miękkich. Jesteśmy teraz znacznie mniej liczni niż w przeszłości. Teraz można się doliczyć jedynie trzystu Twardych i niespełna dziesięciu tysięcy Miękkich.
— Dlaczego? — zapytał zdziwiony Odin. (Pozostało tylko trzystu Twardych — to było otwarte potwierdzenie śmiertelności Twardych, ale to nie był czas, aby o tym myśleć.)
— Ponieważ maleje ilość energii. Słońce się oziębia. Z każdym cyklem coraz trudniej się rozmnażać i żyć.
(Aha, czy nie znaczy to, że również Twardzi się rozmnażają? I chyba także ich potrzeby żywnościowe były uzależnione od Słońca, a nie od skał. Odin odłożył tę myśl na później, nie starając się jej roztrząsać teraz.)
— Czy sytuacja się pogorszy? — spytał Odin.
— Słońce będzie powoli dogorywać i któregoś dnia nie dostarczy już nam pokarmu.
— To znaczy, że wszyscy, zarówno Twardzi, jak i Miękcy, odejdą?
— A cóż innego mogłoby to znaczyć?
— Ale nie możemy przecież wszyscy odejść. Jeżeli potrzebujemy energii, a Słońce traci ją, musimy odkryć inne źródła energii. Inne gwiazdy.
— Odinie, wszystkie gwiazdy gasną. Cały Wszechświat się kończy.
Odin myślał przez chwilę, po czym powiedział głosem pełnym sprzeciwu: — Istnieją przecież inne Wszechświaty, Nie możemy się poddać tylko dlatego, że Wszechświat się poddaje. — Kiedy to mówił, wyraźnie pulsował. Rozdął się do rozmiarów, które zakrawały na niewybaczalną niegrzeczność. Stał się nieomal przezroczysty, wielkością znacznie przekroczył rozmiary Twardego.
Losten jednak nie posiadał się z radości. — Cudownie, drogi lewie. Muszę o tym powiedzieć innym.
Odin wrócił do normalnych wymiarów z mieszanymi uczuciami: radości i onieśmielenia. Losten powiedział do niego „drogi lewie”, skorzystał ze zwrotu, którego używał, rozmawiając z nim… tylko Tritt.
Niebawem Losten we własnej osobie przyprowadził do nich Duę. Odin zastanawiał się, czy fakt ten wiązał się z ich Ostatnią rozmową, po jakimś jednak czasie przestał sobie tym zawracać górny owoid. Tritt tak często powtarzał, że to jego interwencja spowodowała przyjście Dui, iż Odin przestał się nad tym zastanawiać. To było zbyt niejasne.
Teraz jednak znowu szedł do Lostena. Minęły całe cykle od momentu, kiedy po raz pierwszy usłyszał, że Wszechświat zmierza ku końcowi i że (jak się okazało) Twardzi z zacięciem pracują, aby zapewnić im przeżycie. Poznał dogłębnie wiele dziedzin i Losten przyznał, że w fizyce nie pozostało mu już wiele do nauki. Losten zajmował się następnymi młodymi Racjonałami, toteż nie spotykał się z młodym adeptem fizyki tak często jak kiedyś.
Odin znalazł Lostena z dwoma na wpół dorosłymi Racjonałami w Kabinie Radiacyjnej. Losten spostrzegł go od razu przez szybę i wyszedł do niego, dokładnie zamykając za sobą drzwi.
— Drogi lewie — zaczął, wyciągając swe przednie kończyny na znak przyjaźni (Odin, jak często za dawnych czasów, czuł przemożną chęć, aby go dotknąć, ale się opanował). — Jak się czujesz?
— Nie chciałbym przeszkadzać, szacowny Lostenie.
— Przeszkadzać? Tamta dwójka doskonale sobie poradzi beze mnie. Chyba się nawet cieszą, że wyszedłem. Wydaje mi się, że zmęczyłem ich trochę swoim wykładem.
— Nieprawda — zaprzeczył Odin. — Zawsze rozbudzał pan we mnie fascynację nauką i pewien jestem, że tak samo jest z nimi.
— Miło z twojej strony, że tak mówisz. Widuję cię często w bibliotece. Doszły mnie słuchy, że nieźle sobie radzisz na kursach specjalistycznych. Powodują, że tęsknię za swoim najlepszym uczniem. Jak się miewa Tritt? Czy nadal jest tak rodzicielsko uparty jak dawniej?
— Z dnia na dzień jeszcze bardziej. To on zapewnia siłę triadzie.
— A Dua?
— Dua? Przyszedłem… Wie pan, że jest niezwykła.
Losten pokiwał głową. — Tak, to prawda. — Twarz nauczyciela przybrała wyraz, który Odinowi kojarzył się z melancholią.
Odin odczekał chwilę, po czym zdecydował się przejść do sedna sprawy. — Szanowny Lostenie, czy przydzieliliście ją nam, Trittowi i mnie, dlatego, że jest niezwykła? — Czy zaskoczyłoby cię, gdyby tak było w istocie?
— zapytał Losten. — Sam przecież jesteś wyjątkowy, Odinie, i nieraz wspominałeś mi, że podobnie jest z Trittem.
— Tak — potwierdził z przekonaniem Odin — on także jest wyjątkowy.
— Nic chyba w tym dziwnego, że taka triada dostała niezwykłego Emocjonała?
— Są różne rodzaje niezwykłości — powiedział Odin w zamyśleniu. — Czasami osobliwe zachowanie Dui oburza Tritta, a mnie martwi. Czy mogę pana o coś zapytać?
— Zawsze.
— Widzi pan, ona nie bardzo lubi… nie lubi się stapiać. Losten słuchał bardzo uważnie. Nic nie wskazywało, by czuł się skrępowany.
— To znaczy, lubi samo stapianie — kontynuował Odin
— ale nie jest wcale łatwo ją do niego namówić.
— Co Tritt sądzi o zespalaniu się? — zapytał Losten.
— Pomijając bezpośrednią przyjemność tego aktu? Czym ono dla niego jest poza przyjemnością?
— Dla niego to oczywiście dzieci — odparł Odin. — Lubię dzieci, Dua też je lubi, ale Tritt jest Rodzicielem. Pan to rozumie? — (Nagle wydało mu się, że Losten w żaden sposób nie może rozumieć niuansów triady.)
— Staram się to rozumieć — rzekł Losten. — Sądzę, że Tritt czerpie z zespalania znacznie więcej niż chwilową przyjemność. A jak jest z tobą? Czy daje ci ono coś ponad przyjemność?
— Wydaje mi się, że pan to wie. Zespolenie stymuluje mnie intelektualnie.
— Tak, wiem o tym, ale chciałem się jedynie upewnić, czy zdajesz sobie z tego sprawę. Często mówiłeś mi, że kiedy wracałeś do siebie po okresie zespolenia, po przerwach, które
— przyznać muszę trwały nieraz bardzo długo — nagle odkrywałeś, iż rozumiesz sprawy, których wcześniej nie byłeś w stanie pojąć.
— Mój umysł podczas tej przerwy nie przestawał być aktywny — podjął Odin. — Potrzebuję chyba tych okresów nieświadomości, aby myśleć znacznie wnikliwiej i intensywniej, oderwawszy się od przyziemnych spraw.
— Tak — zgodził się Losten — po nich rozumiesz świat dużo lepiej. Jest to normalne dla Racjonałów, chociaż przyznać muszę, że nikt inny nie zrobił takich postępów jak ty. Prawdę powiedziawszy, myślę, że nikt w całej historii triad nie był tak zdolny.
— Naprawdę? — zapytał Odin, starając się nie okazywać zbytniego zadowolenia.
— No cóż, mogę się mylić — Losten zdawał się lekko rozbawiony, zauważając nagle brak jarzenia się u rozmówcy — ale to nieważne. Istotne jest, że tobie, podobnie jak Trittowi, zespalanie daje coś więcej niż samą przyjemność.
— Tak. To prawda.
— A co Dua ma z zespalania poza chwilową przyjemnością?
Nastąpiła długa przerwa.
— Nie wiem — powiedział Odin.
— Nigdy jej o to nie pytałeś?
— Nigdy.
— Ale jeśli zespolenie daje jej jedynie przyjemność i nic poza nią, a ty i Tritt macie z niego coś więcej, dlaczego miałaby być równie chętna do tego jak wy?
— Inne Emocjonały nie wydają się potrzebować… — zaczął, jakby broniąc się Odin.
— Dua różni się od innych Emocjonałów. Sam często tak twierdziłeś, i to, jak sądzę, z zadowoleniem.
Odin poczuł wstyd. — Myślałem, że chodzi tu o coś innego.
— Cóż takiego?
— Trudno mi to wyjaśnić. W triadzie dobrze się znamy nawzajem. Wyczuwamy się na odległość. Jesteśmy wszyscy troje częściami jednego organizmu, jakiegoś nie dającego się sprecyzować indywiduum. Zwykle nie jesteśmy świadomi swej jedności. Kiedy koncentrujemy na niej swe myśli, umyka nam, toteż nigdy nie możemy jej poznać wystarczająco dobrze. Jesteśmy… — Odin przerwał opanowany bezradnością. — Trudno jest wytłumaczyć istotę triady komuś, kto…
— Mimo to staram się ją zrozumieć. Sądzisz, że nawiązałeś kontakt z częścią waszej wewnętrznej świadomości, odkrywając coś, co Dua starała się utrzymywać w tajemnicy, prawda?
— Nie jestem pewien. To jedynie niewyraźne podejrzenie, które pojawia się gdzieś w zakamarkach mojego umysłu.
— Tak?
— Czasami myślę, że Dua nie chce małego Emocjonalniątka.
Losten przyglądał się poważnie Racjonałowi. — Macie dopiero dwójkę dzieci. Lewiątko i prawiątko.
— Tak, tylko dwójkę. Wie pan, że najtrudniej jest zainicjować Emocjonałka.
— Wiem.
— I Dua nie zadaje sobie nawet trudu, by nagromadzić wystarczającą ilość energii. Nawet nie próbuje. Wykręca się różnymi powodami, ale w żaden z nich nie wierzę. Z jakiejś przyczyny po prostu nie chce Emocjonała. Co do mnie — jeśli na razie Dua naprawdę nie chce dziecka — cóż, nie będę się temu sprzeciwiał. Ale Tritt jest Rodzicielem i pragnie następnego dziecka, a ja nie chcę zawieść Tritta, nawet dla Dui.
— Gdyby Dua miała jakiś racjonalny powód, by nie chcieć począć dziecka, czy zmieniłoby to twoje zdanie?
— Moje tak, ale na pewno nie Tritta. On nie pojmuje takich rzeczy.
— Ale czy bardziej starałbyś się, żeby to zrozumiał?
— Tak, na tyle, na ile to byłoby w ogóle możliwe.
— Czy nie zauważyłeś, że… — Losten zawahał się, jakby szukając właściwego słowa, a w końcu użył tradycyjnego określenia Miękkich — bardzo rzadko odchodzicie przed urodzeniem całej trójki dzieci.
— Tak, zdaję sobie z tego sprawę. — Odin zastanawiał się jak to możliwe, że Losten miał wątpliwości co do tak elementarnej wiedzy swego ucznia.
— Innymi słowy przyjście małego Emocjonalniątka na świat jest równoważne z nastaniem pory odejścia.
— Odejście zwykle nie następuje przed osiągnięciem takiego stopnia dojrzałości przez Emocjonalniątko, że…
— Niemniej jednak pora odejścia zacznie się nieuchronnie zbliżać. Być może Dua nie chce odejść?
— Ale dlaczego miałaby nie chcieć? Pora odejścia jest jak pora na zespolenie, po prostu przychodzi. Jak można tego nie chcieć? (Twardzi nie stapiali się; być może tego nie rozumieli.)
— Załóżmy, że Dua po prostu w ogóle nie chce odejść? Co byś na to powiedział?
— No, ale przecież kiedyś musimy w końcu odejść. Jeżeli Dua chce tylko odwlec moment poczęcia ostatniego dziecka, mogę jej ustąpić, a może nawet przekonać do tego Tritta. Gdyby go jednak w ogóle nie chciała — byłoby to po prostu nie do przyjęcia.
— Dlaczego?
Odin pomyślał przez chwilę. — Nie wiem, szacowny Lostenie, wiem jednak, że musimy odejść. Uświadamiam to sobie coraz lepiej i z upływem każdego kolejnego cyklu czuję coraz bardziej, czasami wydaje mi się nawet, że rozumiem dlaczego.
— Czasami wydaje mi się, że urodziłeś się filozofem — sucho stwierdził Losten. — Zastanów się. Kiedy przyjdzie na świat i dorośnie trzecie dziecko, Tritt będzie miał już wszystkie swoje dzieci i przyjmie perspektywę odejścia z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Ty będziesz odczuwał satysfakcję ze swej wiedzy i ty także będziesz mógł odejść z poczuciem spełnienia. Ale Dua?
— No, nie wiem — odpowiedział żałośnie Odin. — Inne Emocjonały przebywają razem przez całe życie i zdają się, czerpać przyjemność z paplania między sobą. Dua jednak taka nie jest.
— Cóż, jest niezwykła. Czy nie istnieje coś, co lubi?
— Lubi słuchać, jak mówię o swej pracy — wymamrotał Odin.
— Nie ma się czego wstydzić, Odinie. Każdy Racjonał opowiada o swej pracy swojemu prawicowi i śródce. Wszyscy udajecie, że tak nie jest, ale robicie to.
— Ale Dua słucha ze zrozumieniem, szacowny Lostenie.
— Jestem pewien, że tak jest. Nie tak jak inne Emocjonały. Czy nie wydawało ci się nigdy, że rozumie to lepiej po zespoleniu?
— Tak, zauważyłem to kilka razy. Nie przywiązywałem do tego specjalnej wagi, chociaż…
— Ponieważ byłeś pewien, że Emocjonały tak naprawdę nie są w stanie zrozumieć waszych spraw. Ale wydaje się, że Dua jest w znacznym stopniu Racjonałem.
(Odin spojrzał na Lostena z nagłą konsternacją. Kiedyś Dua opowiadała mu o swoich problemach z dzieciństwa, tylko raz, jeden jedyny, o przenikliwych krzykach innych Emocjonałów, które używały niesłychanie brzydkiego przezwiska „Emlew”. Czy przypadkiem Losten nie słyszał i o tym?… Ale nauczyciel odwzajemniał jego spojrzenie z całkowitym spokojem.)
— Czasami też mi się tak wydawało. — Po czym wybuchnął: — Jestem dumny z tego, że ona taka jest.
— Nie ma w tym nic złego — uspokajał go Losten. — Dlaczego jej tego nie powiesz? Jeżeli ona lubi dogadzać Racjonałowi, który stanowi część jej osobowości, dlaczego by jej na to nie pozwolić? Ucz ją tego, co wiesz, bardziej intensywnie. Odpowiadaj na jej pytania. To przecież nie może przynieść triadzie żadnej ujmy.
— Nie zwracałbym na to uwagi, nawet jeśliby przynosiło… A zresztą, dlaczego miałbym się tym przejmować? Tritt uważa, że to strata czasu, ale jakoś sobie z nim poradzę.
— Wyjaśnij mu, że jeśli Dua skorzysta więcej z życia i osiągnie prawdziwe poczucie spełnienia się, być może nie będzie się bała odejścia tak jak teraz i że będzie bardziej skłonna do inicjacji małego Emocjonała.
Odin miał wrażenie, jak gdyby wisząca nad jego triadą czarna chmura — zwiastun jakiejś straszliwej katastrofy — zniknęła.
— Ma pan rację. Szacowny Lostenie, potrafi pan tyle zrozumieć. Dzięki temu, że przewodzi pan Twardym, doprowadzimy badania wymiany materii między światami do szczęśliwego końca.
— Ja przewodzę? — Losten był rozbawiony. — Zapominasz o tym, że teraz Estwald wodzi rej. To on jest rzeczywistym bohaterem tych badań. Bez niego nigdy by ich nie rozpoczęto.
— Ach, tak — powiedział Odin zbity z tropu. Nigdy jeszcze nie spotkał Estwalda. Prawdę mówiąc, nie słyszał, by jakikolwiek Miękki go spotkał, chociaż niektórzy twierdzili, że widzieli go z daleka. Estwald był nowym Twardym. Nowym w tym sensie, że kiedy Odin był młody, nigdy nie słyszał, aby o nim wspominano. Czyż nie oznaczało to, że Estwald był młodym Twardym, że był Twardziątkiem, tak jak Odin Mięciątkiem?
Nieważne. Teraz chciał wracać do domu. Nie mógł okazać swej wdzięczności, dotykając Lostena, ale raz jeszcze mu podziękował i spiesząc się radośnie, udał się na górę.
Jego radość przyprawiona była szczyptą egoizmu. Nie chodziło w nim o odległą perspektywę poczęcia Emocjonalniątka i przyjemność, jaką sprawi to Trittowi, ani o spełnienie się Dui. Najbardziej liczyło się to, że miał przed sobą radość z nauczania. Wreszcie będzie mógł nauczać. Żaden inny Racjonał nie mógł zaznać takiej przyjemności, bo żaden inny Racjonał nie ma takiego Emocjonała jak Dua w swojej triadzie.
Czyż nie było to wspaniałe? Oby tylko Tritt zrozumiał konieczność nauczania. Będzie musiał z nim o tym porozmawiać, przekonać go jakoś, żeby był cierpliwy.