125982.fb2
Tritt nigdy nie czuł większej niecierpliwości.
Nie udawał, że rozumie, dlaczego Dua postępuje tak, jak postępuje. Nie próbował nawet. Nie obchodziło go to zupełnie. Nigdy nie rozumiał, z czego wynikało postępowanie Emocjonałów. A Dua nie postępowała jak inne Emocjonały.
Nigdy nie myślała o najważniejszym. Wychodziła przyglądać się Słońcu?! Rozrzedzała się i pokarm przepływał przez nią jak przez sito. Potem mówiła, że było pięknie. Przecież to zupełnie nieważne. Trzeba się tylko najeść. Co pięknego może być w jedzeniu? Co w ogóle jest piękne?
Zawsze chciała, żeby stapiali się inaczej niż inni. Raz nawet zaproponowała: — Porozmawiajmy najpierw. Nigdy o tym nie rozmawiamy. Nigdy o tym nie myślimy.
— Niech będzie, jak chce Tritt. Tak będzie lepiej — powiedział Odin.
Zawsze był cierpliwy. Uważał, że lepiej byłoby poczekać. Nic, tylko chciałby myśleć.
Tritt nie bardzo wiedział, co Odin rozumie, mówiąc „przemyślę”. Podejrzewał, że to po prostu oznaczało bezczynne siedzenie.
Nie inaczej było ze sprowadzeniem Dui. Odin medytowałby nad tym jeszcze do dziś. Tritt poszedł gdzie trzeba i poprosił. Zrobił, co należy.
A teraz Odin znowu nie zamierzał nic robić w sprawie Dui. A co z trzecim dzieckiem, przecież to bardzo ważne. Skoro Odin nic nie przedsięwziął, Tritt musi coś zainicjować.
Prawdę mówiąc, właśnie to czynił. Posuwał się ukradkiem w dół długiego korytarza, kiedy przez głowę przemykały mu tamte myśli. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak daleko już zaszedł. Czyżby to było „medytowanie”? Cóż, nie przestraszy się. Nie cofnie się.
Flegmatycznie rozejrzał się wokoło. Przed sobą miał drogę do jaskiń Twardych. Wiedział, że wkrótce ją przejdzie ze swym małym lewiątkiem. Odin kiedyś pokazywał mu, jak tam dojść.
Nie wiedział, co zrobi, kiedy się tam znajdzie. Wcale się nie lękał. Pragnął małego Emocjonała. Należało mu się jeszcze małe Emocjonalniątko. Nie ma nic ważniejszego od niego. Twardzi postarają się, aby miał dziecko. Czyż nie przyprowadzili im Dui, kiedy ich o to poprosił?
Tak, ale do kogo się zwrócić? Czy wystarczy do jakiegokolwiek Twardego? Niewyraźnie w jego umyśle sformułowała się odpowiedź, że nie może to być byle Twardy. Niepewny kojarzył imię tego, do którego powinien się zwrócić. To jemu przedstawi ich problem.
Przypomniał sobie jego nazwisko. Pamiętał, kiedy je usłyszał po raz pierwszy. Było to wtedy, kiedy małe lewiątko było już na tyle duże, aby zmieniać kształt zależnie od woli. (To był wspaniały dzień! „Chodź tu, szybko, Odinie! Annis jest kulisty i twardy. Sam to zrobił, samiuśki. Duo, zobacz!” Wszyscy pospieszyli do pokoju dziecięcego. Annis był jeszcze jedynakiem. Tak długo czekali na tę chwilę. Kiedy znaleźli się w pokoiku, mały właśnie rozpłaszczył się w kącie. Kulił się i przelewał w swoim miejscu zabaw niczym mokra glina. Odin wyszedł po chwili, bo był zajęty. Ale Dua powiedziała: — Na pewno zrobi to jeszcze raz, Tritt. — Czekali kilka godzin, ale na próżno.)
Tritta zraniło, że Odin nie poczekał z nimi. Z chęcią nawet skarciłby go za to, ale Odin wyglądał na zmęczonego. Pod owoidami utworzyły mu się sine fałdy. Nie próbował nawet ich wygładzić.
Tritt zapytał z niepokojem: — Coś nie w porządku?
— Miałem ciężki dzień i nie jestem pewien, czy dojdę do równań różniczkowych przed następnym zespalaniem. — (Tritt nie pamiętał dokładnie tych słów. To było coś w tym rodzaju. Odin zawsze używał trudnych słów.)
— Chciałbyś się może teraz stopić?
— Nie, nie. Właśnie widziałem Duę siedzącą na górze, sam wiesz, jaka jest, kiedy się jej przerywa. Nie ma się co spieszyć. Słuchaj, pojawił się nowy Twardy.
— Nowy Twardy? — zapytał Tritt zupełnie nie zainteresowany. Odinowi bardzo zależało na przestawaniu z Twardymi, Tritt wolałby jednak, żeby tak nie było Odin był bardziej przejęty tym, co nazywał edukacją, niż jakikolwiek inny Racjonał w okolicy. To niesprawiedliwe. Odin za bardzo się angażował. A Dua za często pozwalała sobie na samotne wałęsanie się po powierzchni. Nikogo oprócz niego tak naprawdę nie obchodziły sprawy triady.
— Ma na imię Estwald — oznajmił Odin.
— Estwald? — Tritt poczuł iskierkę zainteresowania. Być może dlatego, że z niepokojem domyślał się uczuć Odina.
— Nigdy go nie widziałem, ale wszyscy o nim mówią. — Oczy Odina spłaszczyły się, jak zawsze, kiedy popadał w zadumę. — Wymyślił nowe urządzenie.
— Co takiego?
— Pompę Pozy… Nie zrozumiesz tego, Tritcie. To taka nowa maszyna. Zrewolucjonizuje cały świat.
— Co to znaczy zrewolucjonizuje?
— Wszystko zmieni.
Tritt przeraził się. — Nie wolno im wszystkiego zmieniać.
— Ale oni zmienią to na lepsze. Zmienić to wcale nie znaczy, że na gorsze. W każdym razie Estwald to zapoczątkował. Jest bardzo inteligentny. Jestem tego pewny.
— Dlaczego więc go nie lubisz?
— Nie mówiłem, że go nie lubię.
— Czuję, że go nie lubisz.
— No, to nie jest zupełnie tak, Tritcie. Po prostu… po prostu… — Odin roześmiał się. — Jestem trochę zazdrosny. Twardzi są bez porównania inteligentniejsi od Miękkich, ale do tego już przywykłem, bo Losten zawsze mówił mi, że jestem bystry… jak na Miękkiego, jak sądzę. A teraz pojawia się tu taki Estwald, i nawet Losten rozpływa się w zachwytach nad nim, a ja jestem nikim.
Tritt zakręcił się na brzuchu tak, aby zwrócić swą przednią płaszczyznę w stronę Odina, który spojrzał na niego i uśmiechnął się. — Ale to po prostu głupota z mojej strony. Czy to ma jakieś znaczenie, jak mądrzy są Twardzi? Żaden z nich nie ma Tritta.
Potem obydwaj poszli szukać Dui. Jakimś cudem właśnie skończyła wędrówkę po powierzchni i schodziła na dół. To było bardzo dobre zespolenie, chociaż zajęło tylko mniej więcej dzień. Wtedy Tritt denerwował się z powodu zespalań, ponieważ Annis był taki mały, że nawet krótka nieobecność była ryzykowna, chociaż zawsze w takich sytuacjach dziećmi opiekowali się inni Rodziciele.
Po tamtym epizodzie Odin niekiedy wspominał o Estwaldzie. Nazywał go zawsze „Nowym”, nawet kiedy upłynęło już całkiem sporo czasu od jego pojawienia się. Wciąż go jeszcze nie spotkał. — Chyba go unikam — wyznał pewnego razu, kiedy Dua stała przy nim — bo wie tak wiele o tym nowym urządzeniu. Nie chcę się o nim dowiedzieć za wcześnie. Uczenie jest takie pasjonujące.
— O Pompie Pozy tonowej?
Jeszcze jedna dziwna cecha Dui, pomyślał Tritt. Złościły go te dziwności. Potrafiła się posługiwać trudnymi słowami prawie tak dobrze jak Odin. Emocjonał nie powinien być taki.
Tritt zdecydował się zapytać Estwalda, bo Odin powiedział, że jest mądry. Estwald nie powie: „Rozmawiałem o tym z Odinem, Tritt, nie musisz się tym przejmować.”
Wszyscy myśleli, że jeśli rozmawiało się z Racjonałem, to rozmawiało się z triadą. Nikt nie zwracał uwagi na Rodzicieli. Tym razem tak nie będzie.
Znajdował się w jaskiniach Twardych. Wydawało mu się, że tutaj jest inaczej niż na górze. Nie było tu niczego, co wyglądałoby znajomo. Wszystko było jakieś obce i straszne. Tak bardzo jednak pragnął spotkać się z Estwaldem, że nie dopuszczał do siebie strachu. Powiedział sobie: „Chcę małego śródziątka”. Utwierdził się w swoich zamiarach i znalazł w sobie dość siły, żeby iść dalej.
W końcu zobaczył Twardego. Tylko jednego. Coś tam robił, nachylając się. Odin powiedział mu kiedyś, że Twardzi pracują nad… Nieważne. Tritt nie pamiętał tego słowa, ale wcale się nie przejął.
Podszedł spokojnie do Twardego i stanął przed nim. — Wasza Twardość — wyszeptał.
Twardy spojrzał w jego kierunku i wzbudził drgania powietrza wokół siebie. Odin kiedyś mówił, że to się zdarza, gdy dwoje Twardych rozmawia ze sobą. Wreszcie Twardy naprawdę zobaczył Tritta i powiedział: — Oho, prawic. Co cię tutaj sprowadza? Czy przyprowadziłeś lewiątko? Czyżby dzisiaj zaczynał się nowy semestr?
Tritt nie zwracał uwagi na słowa Twardego. — Gdzie mogę znaleźć Estwalda, proszę pana?
— Kogo?
— Estwalda.
Twardy milczał przez dłuższą chwilę, potem zapytał: — O czym to chciałbyś rozmawiać z Estwaldem?
Tritt był uparty. — Muszę z nim porozmawiać o bardzo ważnej sprawie. Czy pan jest Estwaldem, Wasza Twardość?
— Nie, to nie ja… Jak się nazywasz, prawicu?
— Tritt, Wasza Twardość.
— Rozumiem. Jesteś prawicem z triady Odina, prawda?
— Tak.
Głos Twardego chyba złagodniał. — Obawiam się, że nie znajdziesz Estwalda w tym momencie. Nie ma go tutaj. Jeśli mógłbym ci w czymś pomóc…
Tritt nie wiedział, co powiedzieć. Po prostu stał. — Idź do domu — poradził Twardy. — Porozmawiaj z Odinem. On ci pomoże. Tak? Pójdziesz do domu, dobrze?
Twardy odwrócił się. Wrócił do poprzedniego zajęcia, od razu zapominając o Tritcie, który stał przy nim dalej, nie wiedząc, co począć. Po chwili Tritt ruszył cicho ku innej części jaskini, unosząc się bezszelestnie nad podłogą. Twardy nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
Z początku Tritt sam nie wiedział, dlaczego ruszył w tamtym kierunku. Wydawało mu się, że idąc tam, postępuje właściwie. Wkrótce jednak zrozumiał powód. Dochodziło stamtąd ledwie wyczuwalne ciepło jedzenia. Skosztował go. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był głodny, ale teraz jadł delektując się.
Nie było tu słońca. Instynktownie spojrzał w górę, ale oczywiście ujrzał tam jedynie sklepienie jaskini. Jednak ten pokarm był nawet lepszy niż to, co miał okazję wchłaniać na powierzchni. Rozglądał się zdziwiony. Myślał głównie o tym, że powinien się zastanowić.
Nieraz nie miał cierpliwości, by tak jak Odin zastanawiać się nad tyloma sprawami bez znaczenia. A teraz on sam — Tritt! — się zastanawiał. Ale to, o czym myślał, było ważne. Poczuł jakby olśnienie — zdał sobie sprawę, że nie zastanawiałby się, gdyby coś mu nie mówiło, że to jest ważne.
Od razu przeszedł do działania, dziwiąc się własnej odwadze. Po chwili wyszedł. Przeszedł koło Twardego, z którym wcześniej rozmawiał.
— Idę do domu, Wasza Twardość — powiedział donośnym głosem.
Twardy wymamrotał coś niewyraźnie. Nadal był zajęty. Nachylał się nad czymś. Tracił czas na jakieś błahostki, nie wiedząc, co jest tak naprawdę ważne.
Jeśli Twardzi są tak wielcy, potężni i mądrzy, pomyślał Tritt, jak mogą być tak głupi?