125982.fb2 R?wni Bogom - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

R?wni Bogom - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

3a

Dua szybowała bez pośpiechu ku jaskiniom Twardych. Z jednej strony, chciała zrobić coś ciekawego po zachodzie Słońca. Coś, co odwlekłoby na jakiś czas powrót do domu, oddaliło perspektywę wysłuchiwania nie kończących się tyrad Tritta i zrezygnowanych napominań Odina. A z drugiej strony, zawsze tamte jaskinie ją pociągały.

Czuła już ich przyciąganie, kiedy była jeszcze dzieckiem. Dawno przestała sobie wmawiać, że są jej zupełnie obojętne. Emocjonały nie powinny miewać takich pokus. Czasami małe Emocjonały — Dua była wystarczająco dorosła i doświadczona, by o tym wiedzieć — odczuwały ciekawość, która jednak szybko mijała, a jeśli nie mijała, wybijano ją im z głowy.

Będąc dzieckiem, była niesłychanie ciekawa świata, stale pytała się to o Słońce, to o jaskinie — o wszystko, aż w końcu jej Rodziciel stwierdził: — Wiesz, jesteś dziwna, kochanie. Jakie z ciebie zabawne śródziątko. Co z ciebie wyrośnie?

Z początku nie miała pojęcia, co dziwnego i zabawnego było w pragnieniu wiedzy. Szybko jednak odkryła, że Rodziciel nie potrafi odpowiedzieć na jej pytania. Spróbowała pytać lewojca, ale ten, nie wykazując żadnego zdziwienia, odburknął: — Dlaczego o to pytasz, Duo? — Jego wygląd sugerował naukowy dystans.

Uciekła przestraszona i nie zadawała mu już więcej pytań.

Pewnego dnia, gdy była już trochę starsza, jakiś Emocjonał w jej wieku krzyknął na nią „Emlew”, po tym jak zapytała… już nie pamięta o co… coś, co wtedy wydawało się jej całkiem naturalne. Coś ją zaintrygowało, nie wiedziała dokładnie dlaczego.

Zapytała swego lewobrata, który był znacznie od niej starszy, co to jest Emlew. Przybrał zakłopotany wygląd — całkiem wyraźnie zawstydzony — i wymamrotał: — Nie wiem — chociaż jasne było, że wiedział.

Po długich rozmyślaniach poszła do swego Rodziciela i zapytała: — Czy jestem Emlewem, tatusiu?

— Kto cię tak nazwał, Duo? Nie powinnaś powtarzać takich słów.

Podleciała do jego najbliższego wybrzuszenia, przez chwilę się zastanawiała, po czym rzekła: — Czy to coś złego?

— Wyrośniesz z tego — powiedział ojciec. Wysunął wypustkę, zapraszając do zabawy w wibrowanie, którą zawsze bardzo lubiła. Teraz jednak nie chciała się bawić, zbyt oczywiste było, że tata nie odpowiedział na jej pytanie. Oddaliła się w zamyśleniu. Powiedział: „Wyrośniesz z tego”, to znaczy, że z czegoś jeszcze nie wyrosła, ale z czego?

Już w dzieciństwie miała bardzo niewielu prawdziwych przyjaciół wśród Emocjonałów. Lubiły szeptać i chichotać w grupach, ale ona wolała unosić się ponad rozkruszonymi przez czas skałami i delektować się ich szorstkością. Tylko kilka środek, bardziej przyjaznych od reszty, nie wyśmiewało się z niej. Na przykład Doral. Równie głupiutka jak inne, ale czasami jej nieustanne trajkotanie bywało zabawne. (Kiedy Doral urosła, znalazła się w triadzie prawobrata Dui i młodego lewica z innego kompleksu jaskiń, którego Dua nieszczególnie lubiła. Potem Doral zainicjowała lewiątko i prawiątko, jedno po drugim, a niedługo po nich śródziątko. Ponadto zgęściła się tak bardzo, że wyglądało, jakby w jej triadzie było dwóch Rodzicieli, i Dua nieraz zastanawiała się, czy w ogóle oni mogą się jeszcze zespalać… A Tritt ciągle powtarzał jej z naciskiem, że Doral świetnie wspiera triadę.)

Kiedyś, siedząc koło Doral, wyszeptała: — Doral, czy wiesz, co to jest Emlew?

Doral zaśmiała się nerwowo, skurczyła się w sobie, jakby chciała stać się niewidoczną, i odpowiedziała: — To Emocjonał, który zachowuje się tak jak Racjonał, no wiesz, jak lewic. Kapujesz? Emocjonał — lewic, Emlew! Rozumiesz?

Oczywiście, że zrozumiała. Po tym wyjaśnieniu nie trzeba już jej było tego powtarzać. Sama doszłaby do tego, gdyby była w stanie spojrzeć na to z boku.

— Skąd o tym wiesz? — zapytała.

— Starsze dziewczynki mi powiedziały. — Ciało Doral zawirowało, co nie spodobało się Dui. — To brzydkie.

— Dlaczego?

— Bo jest nieprzyzwoite. Emocjonały nie powinny zachowywać się jak Racjonały.

Dua nigdy się nie zastanawiała nad taką możliwością, teraz od razu zapytała: — Dlaczego nie powinny tego robić?

— Dlatego! Czy chciałabyś usłyszeć o czymś innym, co jest nieprzyzwoite?

Dua była zaintrygowana. — O czym?

Doral nic nie odrzekła, ale jej część nagle się rozrzedziła i otarła o nie podejrzewającą niczego Duę, zanim ta zdążyła się uchylić. Tego już było za wiele. Skurczyła się gwałtownie, krzycząc: — Przestań!

— Wiesz, co jeszcze jest nieprzyzwoite? Możesz wejść w skałę.

— Nie, to niemożliwe — zaprzeczyła Dua. Śmiesznie brzmiało to w jej ustach, gdyż lubiła przecież przenikać zewnętrzną warstwę skały i… nieraz to robiła. Ale teraz, w kontekście naigrywania się Doral, czuła obrzydzenie i negowała w ogóle taką możliwość.

— Wcale że nie. To jest możliwe. To się nazywa skałotarciem. Emocjonały potrafią to z łatwością robić. Lewice i prawice mogą tak czynić będąc dziećmi. A kiedy są już dorosłe, robią to ze sobą.

— Nie wierzę ci. Zmyślasz.

— A właśnie, że oni to robią ze sobą. Znasz Dimit?

— Nie.

— Pewnie, że znasz. To ta dziewczyna z gęstym narożnikiem z Groty C.

— Czy to ta, co tak dziwnie szybuje?

— Tak. Z powodu tego narożnika. To właśnie ona. Kiedyś weszła prawie cała w skałę z wyjątkiem tego gęstego narożnika. Jej brat to widział, naskarżył ich Rodzłcielowi i nieźle się jej dostało. Nigdy już tego nie próbowała.

W tym momencie Dua odeszła. Nie rozmawiała z Doral od czasu tego spotkania przez długi okres. Tak naprawdę, nigdy nie żywiła dla niej przyjaźni. Tamta rozmowa rozbudziła w niej jednak ciekawość.

Ciekawość? A może to była podświadoma emlewość?

Któregoś dnia, kiedy była całkowicie pewna, że w pobliżu nie ma Rodziciela, powoli wtopiła się w skałę, ale tylko troszeczkę. Pierwszy raz od czasu, kiedy była jeszcze dzieckiem. Nigdy nie myślała, że jeszcze ośmieli się wniknąć tak głęboko. Doznała uczucia jakiegoś ciepła, ale kiedy wyszła, miała wrażenie, że każdy zauważy jej występek, jakby skała pozostawiła na niej nie dającą się zmazać skazę.

Ponawiała próby od czasu do czasu coraz śmielej. Znajdowała w nich niewypowiedzianą przyjemność. Nigdy jednak nie wniknęła głęboko w skałę.

W końcu Rodziciel nakrył ją. Zbeształ ją pełen niezadowolenia. Od tamtego czasu była znacznie ostrożniejsza. Obecnie była już starsza i wiedziała, że mimo naigrywania się Dory, to, co robiła, nie było wcale tak rzadko spotykane. Praktycznie każdy Emocjonał raz na jakiś czas oddawał się skałotarciu, a niektórzy wcale się z tym nie kryli.

W miarę dojrzewania zdarzało się to coraz rzadziej i Dua nie sądziła, żeby któryś ze znanych jej Emocjonałów robił to jeszcze po założeniu triady i rozpoczęciu normalnych zespalań. Jedną z jej tajemnic (nigdy o tym nikomu nie powiedziała) było, że nie przestała tego robić i raz albo nawet dwa popełniła to już po dołączeniu do triady. (Myślała wtedy, co by się stało, gdyby się o tym dowiedział Tritt?… Czuła, że spowodowałoby to fatalne skutki, co z kolei psuło jej całą przyjemność.)

Zawstydzona próbowała znaleźć jakieś usprawiedliwienie — przekonać przynajmniej siebie. Przezwisko Emlew zaczęło ją prześladować. Szło za nią wszędzie, niosąc z sobą niezatarte piętno. Jakiś okres swego życia spędziła w pustelniczym odosobnieniu, żeby się ukryć przed innymi. Jej początkową skłonność do samotności ta sytuacja tylko umocniła. Chwile spędzone w skałach dawały jej ukojenie. Skałotarcie, przyzwoite czy nie, było zajęciem dla samotnych, a oni zmuszali ją do samotności.

Przynajmniej tak sobie wmawiała.

Chwilami próbowała się odcinać. — A wy jesteście bandą Emprawów, bandą brudnych Emprawów — krzyczała do naprzykrzających się jej środek.

Ale one się tylko z tego śmiały. Dua uciekała od nich zmieszana i bezradna. Przecież one takie były. Prawie każdy Emocjonał, zbliżając się do wieku zakładania triad, zaczynał interesować się dziećmi, szczebiotał o nich, jakby chciał naśladować Rodzicieli, co wzbudzało w niej szczere obrzydzenie. Nigdy sama nie była tym zainteresowana. Dzieci to po prostu dzieci; od tego, aby się o nie troszczyć, byli prawice.

Z biegiem czasu Duę przestano przezywać. Pomogło to, że zachowała dziewczęcą delikatną budowę i potrafiła dryfować, falując jak obłok dymu, czego nikt inny nie był w stanie zrobić. Lewice i prawice coraz częściej zwracali na nią uwagę. Inni Emocjonałowie mieli coraz mniej powodów, by naśmiewać się z niej.

A jednak… jednak… teraz, mimo że nikt nie ośmielał się już mówić o niej bez szacunku (we wszystkich jaskiniach dobrze wiedziano, że była środka Odina, a ów był najwybitniejszym przedstawicielem Racjonałów swojej generacji), nie miała już wątpliwości — była Emlewem.

Nie uważała, że należy się tego wstydzić. Naprawdę. Ale czasami, ku swemu szczeremu zdumieniu, łapała się na myśli, że pragnęłaby być Racjonałem. Zastanawiała się, czy inne Emocjonały także tego pragnęły — choćby jeden malutki raz. Chyba dlatego też nie chciała małego Emocjonała — bo sama nie była prawdziwym Emocjonałem i nie wypełniała właściwie swej roli w triadzie…

Odinowi wcale nie przeszkadzało, że była Emlewem. Nigdy jednak jej tak nie nazywał. Podobało mu się zainteresowanie Dui jego życiem. Lubił odpowiadać na jej pytania. Imponowała mu także łatwość, z jaką go rozumiała. Bronił jej, kiedy Tritt dawał upust zazdrości, no może nie tyle prawdziwej zazdrości — co raczej przekonaniu, że tak być nie powinno; to wynikało z cechujących Tritta ograniczonych horyzontów.

Odin czasami zabierał ją do jaskiń Twardych, chcąc się przed nią popisać. Otwarcie cieszył się z tego, że Dua nie kryła podziwu. Jej zachwyt wzbudzały nie tyle jego wiedza i inteligencja, ale to, że nie miał nic przeciwko temu, aby się nimi dzielić. (Pamiętała szorstką reakcję swego ojca lewica, gdy go raz usiłowała o coś zapytać.) Kochała Odina najbardziej w chwilach, gdy dzielił się z nią swoim życiem — co także świadczyło o jej emlewości.

Być może fakt, że była Emlewem, zbliżał ją do Odina i oddalał od Tritta. Była to jeszcze jedna przyczyna, która powodowała, że narzekania Tritta wzbudzały w niej wstręt. Odin nigdy o tym nie wspominał, niewykluczone jednak, że jakimś niejasnym sposobem Tritt wyczuwał coś i mimo że nie potrafił tego do końca pojąć, świadomość szczególnej więzi łączącej Odina i Duę sprawiała, iż czuł się nieszczęśliwy.

Gdy po raz pierwszy znalazła się w jaskiniach Twardych, usłyszała rozmawiających ze sobą dwóch z nich. Oczywiście, nie wiedziała o tym, że rozmawiają. Powietrze przenikały bardzo szybko zmieniające się drgania, które wzbudzały głęboko w niej nieprzyjemne buczenie. Musiała się rozrzedzić i pozwolić drganiom, by przez nią swobodnie przechodziły.

— Rozmawiają — wyjaśnił Odin, po czym pospiesznie, jakby chcąc uprzedzić obiekcje, dodał: — To ich sposób komunikacji. Oni się nawzajem rozumieją.

Dua zdołała pojąć nowe słowo. Szybkie uczenie się było tym bardziej przyjemne, że sprawiało radość Odinowi. (Raz nawet powiedział: — Żaden Racjonał, jakiego spotkałem, nie miał tak mądrego Emocjonała w swojej triadzie. Mam naprawdę szczęście. — Ona zauważyła: — Ale inni Racjonałowie lubią mieć głupie Emocjonały. Dlaczego ty nie jesteś taki jak oni? — Odin nie przeczył, że inni Racjonałowie lubili pustogłowe Emocjonały. Odrzekł jedynie: — Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i nie sądzę, aby rozważanie tego miało sens. Jestem bardzo z ciebie zadowolony i cieszy mnie, że tak reaguję.)

— Rozumiesz mowę Twardych? — zapytała.

— Nie bardzo — przyznał Odin. — Nie potrafię wyczuwać zmian wystarczająco szybko. Chwilami mam wrażenie, że wiem, o czym mówią, nawet nie rozumiejąc tego, co mówią, szczególnie po zespalaniu. Ale tylko chwilami. Wyczuwanie to chyba domena Emocjonałów, z tym, że kiedy Emocjonały się do tego zabierają, nie potrafią nigdy pojąć, co dokładnie odczuwają. Ty jednak możesz.

Dua oponowała. — Boję się. To może się im nie spodobać.

— No, nie daj się prosić. Spróbuj. Jestem ciekaw, jak ci pójdzie. Sprawdź, czy możesz powiedzieć, o czym rozmawiają.

— Mogę? Naprawdę?

— Nie obawiaj się. Jeśli cię na tym przyłapią i rozgniewają się, powiem, że ja ci kazałem to zrobić.

— Przyrzekasz?

— Przyrzekam.

Dua niepewnie rozprzestrzeniła się aż do Twardych i zamarła w absolutnym bezruchu, koniecznym, aby dostroić się do ich emocjonalnych fal.

— Chodzi o eksperyment! Są bardzo podnieceni. O kogoś nowego.

— Może o Estwalda — zasugerował Odin.

Dua pierwszy raz usłyszała to imię. Po chwili powiedziała: — Dziwne…

— Co jest dziwne?

— Widzę jakieś wielkie słońce. Ogromne słońce. Odin pogrążył się w rozważaniach. — Całkiem możliwe, że o tym mówią.

— Ale jak to możliwe?

Właśnie wtedy Twardzi ich zauważyli. Podeszli do nich przyjaźnie i pozdrowili ich zwrotem używanym w mowie Miękkich. Dua bardzo się zawstydziła i zastanawiała się, czy wiedzieli, że ich podsłuchiwała. Jeżeli nawet wiedzieli, nie dali tego po sobie poznać.

(Odin powiedział jej później, że nieczęsto można spotkać Twardych rozmawiających ze sobą we własnym języku. Zawsze przystosowywali się do Miękkich i wyglądało na to, że zawsze przerywali pracę, gdy w pobliżu byli Miękcy. — Bardzo nas lubią — mówił Odin. — Są dla nas bardzo dobrzy.)

Zwykle zabierał ją do jaskiń Twardych, kiedy Tritt był zaabsorbowany dziećmi. Nigdy nie mówił Trittowi, że bywa z Duą na dole. Z pewnością wzbudziłoby to nową falę narzekań, że rozpieszczenie Dui przez Odina wzmacnia jej niechęć do nasłonecznienia się, co z kolei powoduje, że ich zespalanie jest znacznie mniej skuteczne… Tritt nie potrafił rozmawiać przez pięć minut, nie poruszając tematu zespalania.

Parę razy zeszła na dół sama. Zawsze się bardzo bała idąc tam, chociaż Twardzi, których spotykała, byli zawsze przyjaźni, zawsze „bardzo dobrzy”, jakby to powiedział Odin. Ale nie traktowali jej poważnie. Cieszyli się z jej wizyt, ale bawiło ich — wyraźnie to czuła, kiedy zadawała im jakieś pytania. Dawali tak proste odpowiedzi, że nie zawierały one żadnej informacji. — To taka maszyna — mówili — Odin może ci to wyjaśnić.

Zastanawiała się, czy trafiła kiedyś na Estwalda. Nie odważyła się nigdy pytać o imiona Twardych, których spotykała (z wyjątkiem Lostena, któremu przedstawił ją Odin i o którym bardzo dużo wczesnej słyszała). Czasami myślała, że ten albo inny Twardy to właśnie Estwald. Odin wyrażał się o nim z wielkim podziwem i z lekką niechęcią.

Wywnioskowała, że musi być zbyt zajęty niezwykle ważną pracą, by mógł się pojawiać w jaskiniach dostępnych dla Miękkich.

Złożyła w jedną całość wszystko, o czym mówił jej Odin i odkryła, że na świecie zaczyna brakować żywności. Odin praktycznie nigdy nie używał słowa „jedzenie.” Nazywał je „energią”, mówił, że jest to słowo Twardych oznaczające pokarm.

Słońce powoli gasło, dogorywało. Estwald jednak odkrył źródło energii znajdujące się bardzo daleko poza ich układem planetarnym, poza siedmioma gwiazdami, które świeciły na ciemnym nocnym nieboskłonie. (Odin twierdził, że te siedem gwiazd to siedem bardzo odległych układów planetarnych i że istnieje jeszcze mnóstwo innych gwiazd, ale były zbyt daleko, by je zobaczyć. Tritt usłyszał akurat, jak Odin to mówi i zapytał, jaki pożytek z tego, że te gwiazdy istnieją, jeśli nie można ich ujrzeć i powiedział, że w ogóle to nie wierzy w ani jedno słowo o nich. Wtedy Odin westchnął i rzekł z anielską cierpliwością: — Oto cały Tritt. — Dua właśnie chciała powiedzieć coś podobnego do tego, co powiedział Tritt, ale po komentarzu Odina rozmyśliła się.)

Obecnie wszystko wskazywało na to, że energii powinno być zawsze pod dostatkiem. Będzie mnóstwo jedzenia, a przynajmniej jak tylko Estwald i inni Twardzi sprawią, że nowa energia będzie dobrze smakowała.

Właśnie kilka godzin temu powiedziała do Odina: — Czy pamiętasz ten pierwszy raz, kiedy zabrałeś mnie do jaskiń Twardych? Powiedziałam wtedy, że widzę ogromne słońce, kiedy wyczułam Twardych.

Odin przez chwilę sprawiał wrażenie zdziwionego. — Nie bardzo. Ale nie przejmuj się, mów dalej.

— Myślałam o tym. Czy to wielkie słońce jest nowym źródłem energii?

Uszczęśliwiony Odin odpowiedział: — Świetnie. To nie jest zupełnie tak, ale jak na Emocjonała zgadłaś doskonale.

Powoli przemieszczała się w melancholijnym nastroju, podczas gdy przez jej umysł przewijały się te wszystkie wspomnienia. Szła, nie zdając sobie zupełnie sprawy z upływu czasu, ani nie wiedząc dokładnie, dokąd idzie, gdy nagle zorientowała się, że znajduje się w jednej z jaskiń Twardych. Właśnie zaczęła się zastanawiać, czy nie opóźniła już swego powrotu do domu za bardzo i czy może go jeszcze odwlec. Znowu ściągnie na siebie nieunikniony gniew Tritta. Nagle — prawie jakby sprawiła to myśl o nim — wyczuła w pobliżu jego obecność.

Wrażenie było tak silne, że tylko przez chwilę łudziła się, że odbiera jego uczucia z dalekiego domu. Nie! On jest. Tu na dole w jaskiniach Twardych. Razem z nią.

Ale co on tu robi? Śledzi ją? Chce się z nią tutaj kłócić? A może w swojej głupocie chce odwoływać się do Twardych? Dua nie sądziła, by potrafiła znieść…

Panika, która ją ogarnęła, ustąpiła nagle zdziwieniu. Tritt wcale o niej nie myślał. Był absolutnie nieświadom jej obecności. Jedynym uczuciem, jakie w nim zidentyfikowała, było przejmujące uczucie determinacji zmieszanej ze strachem i obawami związanymi z czymś, co zamierzał zrobić.

Dua mogła drążyć dalej i dowiedzieć się, co i dlaczego chciał uczynić, ale teraz nic nie mogło jej do tego skłonić. Ponieważ Tritt nie wiedział, że ona przebywa w pobliżu, wolała zrobić wszystko, żeby tak pozostało.

Wtedy zupełnie odruchowo zrobiła coś, o czym — gdyby pomyślała chwilę wcześniej, mogłaby przysiąc — nigdy się jej nawet nie śniło.

Może to z powodu tamtych rozmyślań o rozmowach z Doral albo wspomnień o eksperymentach z wcieraniem się w skały. (Istniało na to takie skomplikowane określenie używane przez dorosłych, ale uważała, że było ono nieskończenie bardziej żenujące niż to, którego używały dzieci.)

W każdym razie, nie bardzo wiedząc, co robi, ani też chwilę później, co zrobiła, po prostu szybko wniknęła w najbliższą ścianę.

Znalazła się w skale! Calutka!

Przerażenie z powodu popełnionego czynu złagodziło jedynie zdziwienie, że jest to takie łatwe. Tritt przeszedł obok, niemal ocierając się o nią, i na myśl mu nawet nie przyszło, że gdyby wysunął wypustkę, mógłby dotknąć swej środki.

Nie zastanawiała się już, co Tritt może robić w jaskiniach Twardych, jeżeli nie przyszedł po nią. Kompletnie o nim zapomniała.

Wypełniło ją uczucie absolutnego oszołomienia nową sytuacją. Nawet w dzieciństwie nigdy nie wnikała tak głęboko w skałę, a także nie spotkała nikogo, kto przyznawałby się do czegoś takiego (chociaż — jak to zwykle bywa — krążyły opowieści o takich, którzy tego dokonali). Z pewnością żaden dorosły Emocjonał nigdy tego nie próbował, a co więcej, nie był w stanie tego zrobić. Dua była jednak niezwykle rozrzedzona, nawet jak na Emocjonała (Odin lubił o tym wspominać) i jej niechęć do jedzenia jeszcze bardziej się pogłębiła (co często podkreślał Tritt).

Popełniony czyn uświadomił jej, znacznie lepiej niż jakiekolwiek gderania prawica, jak bardzo była rozrzedzona. Po chwili odczuła falę głębokiego wstydu. A gdyby ją na tym przyłapano? Dorosłą, która…

Gdyby jakiś Twardy przechodził i na chwilę zatrzymał się przy niej… Nie mogła przecież wyjść ze skały, gdyż ktoś mógłby ją zobaczyć, ale jak długo mogła przebywać wewnątrz ściany. A jeśli ją znajdą w skale?

W trakcie tych ponurych rozmyślań wyczuła Twardych, a chwilę później jakimś sposobem zdała sobie sprawę, że są daleko od niej.

Z ogromnym wysiłkiem starała się opanować. Skała przenikająca i otaczająca ją lekko przyćmiła jej zmysły, ale nie stępiła ich. Co więcej, niezmiernie wzmocniła ich zasięg. Czuła Tritta, oddalającego się miarowym ruchem na dół, tak wyraźnie, jakby znajdował się tuż obok. Wyczuwała Twardych, chociaż byli o cały kompleks jaskiń dalej. Widziała ich, każdego z osobna i czuła ich wibrującą mowę z najdrobniejszymi szczegółami, a nawet rozumiała urywki tego, o czym mówili.

Nigdy przedtem tyle nie wyczuwała. Nie wyobrażała sobie, że można tyle wyczuć.

Mimo iż mogła już opuścić skałę, wiedząc, że jest bezpieczna i że nikt nie może jej obserwować, nie zrobiła tego. Wynikało to częściowo ze zdziwienia, a częściowo z pełnej zaciekawienia radości z otwarcia się nowej drogi rozumienia.

Jej wrażliwość była tak niesłychanie wzmocniona, że wiedziała nawet, dlaczego jest tak, jak jest. Odin nieraz wspominał o tym, jak dobrze rozumiał pewne sprawy po okresie zespolenia, jakby wcześniej wcale ich nie rozumiał. W stanie zespolenia było coś, co niewiarygodnie wzmagało wrażliwość. Więcej się absorbowało, ale i więcej zużywało. Powodowała to większa gęstość atomowa w czasie zespolenia, tak przynajmniej twierdził Odin.

Chociaż Dua nie była pewna, co znaczy większa gęstość atomowa, wiedziała, że występuje ona w czasie zespolenia. Czyż jej obecna sytuacja nie przypominała zespolenia? Czyż nie zespoliła się… ze skałą?

Kiedy triada się zespalała, całą sumę wrażliwości przejmował Odin. Zwykle to Racjonały ją gromadziły, zdobywając wiedzę, którą zachowywały po rozdzieleniu się. Ale w tym zespoleniu Dua była jedyną świadomością. Była tylko ona i skała. Wystąpiła większa gęstość atomowa, z której jedynie ona czerpała korzyść.

(Czy dlatego skałotarcie było perwersją? Czy dlatego ostrzegano przed tym Emocjonały? A może zdarzyło się to tylko dlatego, że była niezwykle rozrzedzona? Albo dlatego, że była Emlewem?)

Przestała spekulować, oddała się pełna fascynacji jedynie wyczuwaniu. Jedynie podświadomie zarejestrowała powrót Tritta. Znowu ją minął, tym razem wracając tam, skąd przyszedł. Zarejestrowała również — ledwie czując jakieś zdziwienie — że Odin także wychodził z jaskiń Twardych. Całą uwagę koncentrowała na Twardych, starając się jak najlepiej skorzystać z niezwykłej ostrości swych zmysłów, jak najlepiej ich zrozumieć.

Minęło jeszcze sporo czasu, zanim wypłynęła ze skały. Nie obawiała się wcale tego, że mogliby ją zauważyć. Była wystarczająco pewna swych zmysłów, by wiedzieć, że nikt jej nie zobaczy.

Zatopiona w myślach, ruszyła do domu.