125982.fb2
Gdy Odin wrócił do domu, zastał tam czekającego na niego Tritta, ale Dua jeszcze nie wróciła. Tritt zdawał się wcale tym nie przejmować. Jego uczucia były całkiem wyraziste, Odin mógłby je łatwo przeanalizować, ale stwierdził, że nie będzie tego robił. Denerwował się nieobecnością Dui do tego stopnia, że drażniła go obecność Tritta, tylko dlatego, że on nie był Duą.
Uczucie to zdziwiło go bardzo. Nie mógł zaprzeczyć, że Tritt był mu droższy. W idealnym stanie wszyscy członkowie triady byli jednością i każdy członek triady powinien traktować innego jak równego sobie. Jednak Odin nie natknął się nigdy na triadę, w której by tak było; a już najmniej tam, gdzie obnoszono się z rzekomą równością. Zawsze któraś część triady była trochę bardziej odosobniona, nie bez jej milczącej zgody.
Jednak nieczęsto tą częścią bywał Emocjonał. Środki zwykle wspierały się nawzajem, w przeciwieństwie do Racjonałów i Rodzicieli. Racjonał miał swego nauczyciela, Rodziciel dzieci — a Emocjonał miał za to wszystkie inne Emocjonały.
Emocjonały porównywały swe sytuacje i jeżeli któryś stwierdzał zaniedbania, zawsze mógł liczyć na mocne wsparcie innych Emocjonałów. Słyszał głośny chór nawoływań, aby obstawał przy swoich prawach, żeby domagał się ich egzekwowania! Ponieważ zespalanie tak bardzo zależało od Emocjonałów i ich nastawienia, lewice i prawice rozpieszczały środki.
Ale Dua była tak nieemocjonalnym Emocjonałem! Zdawała się wcale nie przejmować tym, że Odin i Tritt są sobie tak bliscy i że z nikim nie wiąże jej zażyła przyjaźń. Tak, to prawda — była nieemocjonalnym Emocjonałem.
Odin uwielbiał to, że tak bardzo interesowała ją jego praca. Podziwiał jej zdolność koncentracji i szybkiego pojmowania zawiłych kwestii — ale to była tylko miłość intelektualna. Jego głębsze uczucia szły jednak ku ociężałemu, głupiemu Trittowi, który wiedział, gdzie jego miejsce, i który oferował niewiele ponadto, co tak naprawdę było ważne — bezpieczeństwo utartej sytuacji.
Teraz jednak był rozdrażniony.
— Tritcie, czy Dua odzywała się? Tritt nie odpowiedział wprost.
— Jestem zajęty. Później z tobą porozmawiam. Zajmowałem się poważnymi sprawami.
— Gdzie dzieci? Ciebie też nie było? Wyczuwam w tobie emocję wyjścia.
W głosie Tritta zabrzmiała nuta gniewu. — Dzieci są dobrze wyszkolone. Są już na tyle duże, że wiedzą, jak trafić do przedszkola. Nie są już niemowlakami. — Nie zaprzeczył jednak, że wychodził.
— Przepraszam, nie mogę się już doczekać powrotu Dui.
— Powinieneś czuć to częściej — powiedział Tritt. — Zawsze mówisz mi, bym dał jej spokój. Teraz jej sobie szukaj. — Udał się w głąb pomieszczenia.
Odin spoglądał z niemałym zaskoczeniem w kierunku, w którym poczłapał prawic. Kiedy indziej nie wahałby się nad przesondowaniem tego niezwykle dziwnego niepokoju, wyraźnie przebijającego w uczuciach prawica przez jego zwykłą ociężałość i solidność. Cóż on takiego zrobił? Ale teraz czekał na Duę i pozostawił Tritta samemu sobie.
Niepokój wyostrzył zmysły Odina. Racjonałowie odczuwali jakąś przewrotną dumę z tego, że ich zmysły są w znacznym stopniu stępione. Umysł nie potrzebował tego rodzaju percepcji. Wrażliwość była domeną Emocjonałów. Odin, najbardziej racjonalny z Racjonałów, szczycący się doskonałym rozumem, a nie wrażliwością, rozpostarł jednak niedoskonałą sieć swej emocjonalnej percepcji tak daleko, jak mógł. Pragnął, żeby choć na chwilkę stać się Emocjonałem, aby móc rozpostrzeć ją dalej i lepiej.
Jego usiłowania przyniosły skutek. Wyczuł z bardzo daleka (jak na jego możliwości) zbliżanie się Dui i pospieszył jej na spotkanie. A ponieważ wyczuł ją z tak znacznej odległości, był jeszcze bardziej świadom jej rozrzedzenia niż zazwyczaj. Była tylko delikatną mgiełką — niczym więcej.
…Tritt ma rację, pomyślał Odin z nagłą troską. Trzeba Duę zmusić do jedzenia i zespolenia się. Trzeba rozbudzić w niej chęć do życia.
Był bardzo przejęty tym postanowieniem, kiedy Dua rzuciła się ulotnie na niego i spowiła go w sobie — całkowicie ignorując fakt, iż nie byli sami i że ktoś może ich zobaczyć. — Odinie — westchnęła — muszę się jeszcze tyle dowiedzieć… tak wiele nauczyć… — Słowa te przyjął za dopełnienie swych własnych myśli i nie zauważył w nich nic nadzwyczajnego.
Ostrożnie wyśliznął się z jej objęć, starając się przyjąć bardziej przyzwoitą pozycję, a przy tym nie zrazić Dui. — Chodź — powiedział. — Czekałem na ciebie. Co chciałabyś wiedzieć? Wyjaśnię ci wszystko tak dobrze, jak tylko potrafię.
Posuwali się szybko w stronę domu. Odin dostosował się do jej emocjonalnego pulsującego migotania.
— Opowiedz mi o tamtym Wszechświecie — zaczęła Dua. — Dlaczego oni są inni? W jaki sposób ów świat się różni od naszego? Opowiedz mi wszystko.
Odinowi nie przyszło nawet na myśl, że Dua prosi o zbyt wiele. Wcale o tym nie pomyślał. Poczuł się jedynie pełny zadziwiającej ilości wiedzy i omal nie zapytał: skąd ty wiesz tak dużo o obcym świecie, że się nim zaciekawiłaś?
Zdusił w sobie to pytanie. Dua przyszła od strony jaskiń Twardych. Możliwe, że Losten rozmawiał z nią, uznawszy, że mimo wszystko Odin będzie zbyt dumny ze swego statusu, aby pomóc swej śródce.
Wcale nie jestem, pomyślał z przejęciem Odin. I nie będzie pytał. Po prostu będzie wyjaśniał.
W domu spotkali uwijającego się Tritta. — Jeśli chcecie rozmawiać, idźcie do pokoju Dui. Jestem teraz zajęty. Muszę dopilnować, żeby dzieci się umyły i wygimnastykowały. Nie czas teraz na zespalanie. Żadnego zespalania.
Zarówno Odin, jak i Dua nie pomyśleli nawet o zespalaniu się, ale nie mieli zamiaru się sprzeciwiać. Nie można się przeciwstawiać Rodzicielowi w jego domu. Racjonały miały jeszcze jaskinie Twardych na dole, a Emocjonały miały miejsca spotkań na powierzchni. Rodziciel miał jedynie dom.
— Tak, Tritcie. Już schodzimy ci z drogi, raz, dwa — odrzekł Odin.
A Dua wysunęła na chwilkę jedną ze swych miłosnych wypustek i powiedziała: — Jak miło cię znowu zobaczyć, prawasku. — (Odin przez chwilę zastanawiał się, czy jej gest nie wynika częściowo z ulgi, że nie będzie nacisków na zespalanie się. Tritt często z tyto przesadzał, mówił o stapianiu się za często, nawet jak na Rodziciela.)
Wszedłszy do pokoju, Dua spojrzała od razu na swój osobisty kącik żywieniowy. Zazwyczaj nie zwracała na niego wcale uwagi.
Karmnik był pomysłem Odina. Wiedział, że istnieją takie urządzenia i wyjaśniał Trittowi, że jeżeli Dua nie lubi wylegiwać się w tłumie innych Emocjonałów, dlaczego nie doprowadzić dla niej energii słonecznej do jej własnej jaskini, aby mogła się żywić w odpowiadającej jej samotności.
Tritt był śmiertelnie przerażony. Tak się nie robi. Inni będą się z nich wyśmiewać. Ich triada będzie skompromitowana. Dlaczego Dua nie jest taka jak inne?
— Tak, Tritcie — powiedział Odin — skoro jednak taka nie jest, co nam szkodzi przystosować się do niej? Czy to takie straszne? Będzie jadła sama, nabierze wagi. My będziemy szczęśliwsi i ona dobrze na tym wyjdzie. Kto wie, czy w końcu się nie przemoże i nie zacznie się posilać na powierzchni.
Tritt zaakceptował pomysł. Nawet Dua — po usilnych przekonywaniach — zgodziła się na to rozwiązanie, nalegając jednak, żeby urządzenie nie było zbyt wymyślne. Wkrótce potem w jej pokoju pojawiły się dwa proste pręty, będące elektrodami zasilanymi energią słoneczną. Dzielił je niewielki odstęp, w nim właśnie Dua miała spożywać posiłki.
Niezwykle rzadko korzystała z tego urządzenia, ale tym razem nie mogła od niego oderwać wzroku. — Tritt je przystroił… — powiedziała zdziwionym głosem. — Chyba, że to zrobiłeś ty, Odinie.
— Ja? Oczywiście, że nie.
Podstawę każdej z elektrod zdobiły kompozycje z barwnej gliny.
— Sądzę, że w ten sposób chciał pokazać, iż pragnie, bym skorzystała z karmnika — stwierdziła Dua. — Ale wygłodniałam… A jeżeli będę jadła, Tritt nie będzie chciał nam przeszkadzać, prawda?
— Tak — odpowiedział Odin. — Tritt zatrzymałby cały świat, gdyby uznał, że jego ruch przeszkadza ci w jedzeniu.
— Jaka jestem głodna… — powtórzyła Dua.
Odin rozpoznał w jej uczuciach odrobinę poczucia winy. W stosunku do Tritta? Z powodu głodu? Dlaczego miałaby czuć się winna z powodu głodu? A może zrobiła coś, co wymagało energii. Może…
Z trudem przerwał bezlitosny tok swego rozumowania. Bywa że Racjonałowie są zbyt racjonalni i chwytają się każdej myśli, co nie wychodzi im na dobre. W tej chwili najważniejsza była rozmowa z Dua.
Środka ułożyła się wygodnie pomiędzy elektrodami. Kiedy się kurczyła, by się dobrze usadowić, jej niewielkie rozmiary stały się dla niego boleśnie oczywiste. Odin też był głodny. Rozpoznał swój głód po tym, że elektrody zdawały mu się znacznie jaśniejsze niż zwykle. Czuł smak jedzenia, stojąc w znacznej odległości od nich. Głód powoduje, że czuje się pokarm znacznie lepiej i z dalszej odległości niż wtedy, kiedy się jest sytym… Zje coś sobie później.
— Kochany lewaczku, nie ma co milczeć. Opowiadaj. Chcę wiedzieć. — Przybrała (nieświadomie?) owoidalny kształt charakterystyczny dla Racjonałów, jakby chciała jeszcze wyraźniej dać mu do zrozumienia, żeby traktował ją jak Racjonała.
— Nie umiem tego wszystkiego wyjaśnić tak od razu. Tym bardziej że brak ci odpowiedniego przygotowania. Postaram się mówić jak najprościej, a ty po prostu słuchaj. Później powiesz mi, czego nie zrozumiałaś, a ja spróbuję ci to wytłumaczyć. Na początek, czy wiesz, że wszystko składa się z maleńkich cząsteczek nazywanych atomami i że te z kolei składają się z jeszcze mniejszych subatomowych drobinek?
— Tak, tak — powiedziała Dua — dlatego możemy się zespalać.
— No właśnie. Tak naprawdę jesteśmy głównie pustą przestrzenią. Wszystkie cząsteczki są bardzo od siebie oddalone. Twoje atomy, moje i Tritta mogą się stopić, ponieważ każdy z zespołów atomów naszych ciał pasuje do pustych przestrzeni między atomami pozostałych zespołów. Materia nie rozlatuje się na wszystkie strony, dlatego że te maleńkie cząsteczki trzymają się razem, pomimo że rozdziela je pusta przestrzeń. Między nimi występują siły przyciągania, najmocniejsze z nich nazywamy siłami jądrowymi. To one ściśle spajają bardzo od siebie oddalone najważniejsze drobiny subatomowe w atomy, które z kolei trzymają się razem dzięki słabszym siłom. Rozumiesz?
— Tylko troszkę — odpowiedziała Dua.
— Nie przejmuj się, wrócimy do tego później… Materia może mieć różne stany skupienia. Odległości między atomami mogą być niezwykle duże, tak jak u was, Emocjonałów, jak u ciebie Duo. Mogą być mniejsze, jak u Racjonałów i Rodzicieli. Albo jeszcze mniejsze, jak w skałach. Mogą być bardzo, bardzo małe, jak u Twardych. Dlatego są tacy twardzi. Są gęsto wypełnieni atomami.
— To znaczy, że między ich cząsteczkami nie ma pustej przestrzeni.
— Niezupełnie — zaprzeczył Odin i zastanawiał się, jak wytłumaczyć jej to jaśniej. — Jest w nich jeszcze bardzo dużo pustej przestrzeni, ale nie tyle, ile w nas. Cząsteczki wymagają pewnej minimalnej ilości pustej przestrzeni i, jeżeli mają jej dokładnie tyle, ile trzeba, inne cząsteczki nie mogą się między nie wcisnąć. Gdyby zrobić to na siłę, będzie bolało. Dlatego Twardzi nie lubią, gdy ich dotykamy. Odległości między naszymi atomami są większe niż niezbędne minimum, dlatego mogą się między nimi zmieścić jeszcze inne.
Dua nie wyglądała na przekonaną.
Odin pospiesznie kontynuował: — W tamtym Wszechświecie istnieją inne zasady. Siły jądrowe nie są tak duże, jak u nas. To znaczy, że cząsteczki potrzebują tam więcej pustej przestrzeni.
— Dlaczego?
Odin potrząsnął głową. — Bo… bo… cząsteczki dalej sięgają swoją strukturą falową. Nie potrafię tego lepiej wytłumaczyć. Przy słabszych oddziaływaniach jądrowych cząsteczki potrzebują więcej przestrzeni i dwa kawałki materii nie mogą się zespolić razem tak łatwo, jak we Wszechświecie.
— Czy możemy zobaczyć tamten Wszechświat?
— Nie. To niemożliwe. Możemy dedukować jego charakter na podstawie fundamentalnych praw natury. Twardzi potrafią jeszcze wiele innych rzeczy. Przesyłać materię na drugą stronę i odbierać materię od nich. Zbudowali Pompę Pozytonową. Słyszałaś o niej, prawda?
— Mówiłeś kiedyś, że uzyskujemy dzięki niej energię. Nie wiedziałam, że tamten Wszechświat ma z nią coś wspólnego… Jaki jest ów Wszechświat? Czy są tam gwiazdy i planety jak u nas?
— Świetne pytanie, Duo. — Rola nauczyciela przynosiła mu dzisiaj znacznie więcej satysfakcji niż zwykle, gdyż tym razem miał oficjalną zachętę od Lostena. (Wcześniej zawsze miał wrażenie, że dzielenie się wiedzą z Emocjonałem trąci perwersją.)
— Nie możemy widzieć tamtego Wszechświata, ale możemy z jego praw wywnioskować, jak wygląda. Widzisz, gwiazdy świecą, ponieważ proste kombinacje najmniejszych cząsteczek łączą się w nich w bardziej złożone. Nazywamy to syntezą jądrową.
— Czy coś takiego występuje także w tamtym świecie?
— Tak, ale ponieważ siły jądrowe są mniejsze, synteza zachodzi tam znacznie wolniej. To znaczy, że gwiazdy muszą tam być o wiele, wiele większe niż u nas, inaczej proces syntezy nie wywołałby tam świecenia. Gwiazdy tamtego Wszechświata nie większe od naszego Słońca byłyby zimne i martwe. Z drugiej strony, gdyby gwiazdy w naszym Wszechświecie były większe, intensywność syntezy jądrowej byłaby tak wielka, że powybuchałyby. Co z kolei znaczy, że w naszym Wszechświecie istnieją tysiące małych gwiazd zamiast nielicznych, ale dużych…
— Ale przecież u nas jest tylko siedem… — zaczęła Dua. Zreflektowała się i powiedziała: — Zapomniało mi się.
Odin uśmiechnął się pobłażliwie. Tak łatwo zapomnieć o niezliczonych gwiazdach, których nie można zobaczyć bez pomocy specjalnych instrumentów. — W porządku. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko memu zanudzaniu cię tymi sprawami.
— Nie zanudzasz mnie — zaprzeczyła Dua. — Bardzo się z tego cieszę. Od twoich wyjaśnień nawet jedzenie jest smaczniejsze. — Zamigotała pomiędzy elektrodami z prześlicznym drżeniem.
Odin, który nigdy wcześniej nie słyszał, żeby Dua powiedziała coś dobrego o jedzeniu, poczuł się bardzo podniesiony na duchu.
— Oczywiście, nasz Wszechświat nie istnieje tak długo jak ich. Synteza zachodzi tu tak szybko, że wszystkie cząsteczki zostaną wykorzystane w ciągu miliona pokoleń.
— Ale istnieje przecież tyle innych gwiazd.
— Hm, widzisz, na każdej z nich zachodzi ta reakcja równocześnie. Cały Wszechświat umiera. W tamtym Wszechświecie, gdzie gwiazdy są większe, synteza zachodzi tak wolno, że gwiazdy istnieją tam tysiące, miliony razy dłużej niż nasze. Trudno jest tu dokonywać dokładniejszych porównań, bo być może czas płynie w obu Wszechświatach inaczej. — Zawahał się, po czym dodał niechętnie: — Sam tego nie rozumiem. To część teorii Estwalda, nie posunąłem się jeszcze tak daleko.
— Czy Estwald sam do tego doszedł?
— W znacznej mierze.
— Czyż nie jest to cudowne, że otrzymujemy jedzenie z innego Wszechświata? To oznacza, iż nie ma większego znaczenia, że nasze słońce zgaśnie. Otrzymamy całą potrzebną nam żywność stamtąd.
— Tak.
— Ale czy nie ma w tym czegoś niedobrego? Mam… mam wrażenie, że w tym jest coś złego.
— No cóż — westchnął Odin. — Używając Pompy Pozytonowej, wymieniamy materię między jednym i drugim światem, a to pociąga za sobą mieszanie się praw obu Wszechświatów. Nasze oddziaływania jądrowe stają się troszeczkę słabsze, toteż synteza nieznacznie słabnie i słońce oziębia się odrobinę szybciej… Ale tylko odrobinę… A zresztą, już go nie potrzebujemy.
— Nie tego się obawiam. Jeśli siły jądrowe troszkę słabną, atomy potrzebują więcej przestrzeni. Co w takim razie stanie się z zespalaniem?
— Stanie się ociupinkę trudniejsze, ale miną miliony pokoleń, zanim zespalanie stanie się zauważalnie trudniejsze. Nawet jeśli kiedyś zespalanie stanie się niemożliwe i Miękcy wyginą, nastąpiłoby to długo po naszym wyginięciu z głodu, gdybyśmy nie używali tamtego Wszechświata.
— Coś innego jednak ciągle powoduje, że wyczuwam coś… niedobrego… — Słowa Dui stawały się niewyraźne. Wyginała się leniwie pomiędzy elektrodami i ku zadowoleniu Odina stała się zauważalnie większa i gęstsza. Wglądało, jakby jego słowa działały na nią równie dobrze, jak jedzenie.
Losten miał rację! Edukacja przynosiła jej zadowolenie z życia. Odin odbierał rodzaj zmysłowej radości, jakiej nie wyczuł w Dui nigdy wcześniej.
— Bardzo miło z twojej strony, że mi to wszystko wyjaśniłeś, Odinie. Dobry z ciebie lewic.
— Czy chcesz, bym sobie poszedł? — zapytał. Jej pochwała pochlebiła mu i ucieszyła go bardziej, niż był to w stanie okazać. — Czy chcesz mnie jeszcze o coś zapytać?
— O bardzo wiele, Odinie, ale… ale nie teraz. Nie teraz, Odinie. Och, Odinie, wiesz, czego bym chciała?
Odin od razu odgadł, ale był zbyt roztropny, by otwarcie się do tego przyznać. Chwile erotycznych uniesień Dui były zbyt rzadkie, żeby je lekkomyślnie płoszyć. Miał tylko nadzieję, że Tritt nie jest za bardzo zajęty dziećmi, aby nie mógł z tego skorzystać.
Ale Tritt był już w pokoju. Czyżby czekał tuż przy drzwiach? Nieważne. Nie ma czasu na rozważania.
Dua wypłynęła spomiędzy elektrod. Zmysły Odina wypełniło jej piękno. Weszła pomiędzy nich. Widział przez nią migoczącą postać Tritta, którego kontury promieniały niezwykłymi kolorami.
Nigdy tak nie było. Nigdy.
Odin z trudem starał się hamować, pozwalając swej materii sączyć się jedynie atom po atomie przez Duę do Tritta, opierając się zniewalającej penetracji Dui ostatnimi resztkami sił, nie oddając się ekstazie, ale powodując, że była z niego wyciskana. Trzymał się rozpaczliwie świadomości aż do ostatniej chwili, po czym nastąpiło tak intensywne przejście, że poczuł eksplozję odbijającą się tysiącem ech w jego umyśle. Stracił przytomność. To było najdłuższe zespolenie w dziejach triad.