125982.fb2
Odin przeżywał koszmar. Dua uciekła. Twardzi odeszli. A Tritt, który pozostał, milczał.
Jak to się stało? Odin przechodził tortury. Jak Tritt trafił do niższych kondygnacji Twardych? Jak mógł wziąć stamtąd akumulator naładowany przez Pompę Pozytonową? Urządzenie skonstruowane do wydzielania promieniowania w znacznie bardziej skondensowanej formie niż moc światła słonecznego i ośmielił się…
Odin nigdy by się na to nie odważył. Jak ten ignorant to mógł zrobić? A może także jest niezwykły? Odin, inteligentny Racjonał; Dua, ciekawy świata Emocjonał; i Tritt, odważny Rodziciel?
— Jak mogłeś, Tritcie?
— A co takiego zrobiłem? — odparował Tritt. — Nakarmiłem ją. Najadła się lepiej niż kiedykolwiek w życiu.
Wreszcie zainicjowaliśmy Emocjonałka. Czyż nie czekaliśmy na to dostatecznie długo? Czekalibyśmy do końca świata, aż Dua się zdecyduje.
— Ale czy ty tego nie rozumiesz? Mogłeś ją okaleczyć. To nie było zwykłe światło słoneczne. To było eksperymentalne źródło promieniowania, jego światło mogło być zbyt intensywne, żeby go bezpiecznie używać.
— Nie rozumiem, o czym mówisz. Jak to mogło jej zaszkodzić? Próbowałem jedzenia, które Twardzi wymyślili wcześniej. Było niedobre. Zresztą też go próbowałeś. Było okropne, a nikomu nie zaszkodziło. Było takie wstrętne, że Dua nie chciała go nawet tknąć. Znalazłem tę kulę pokarmową. Jedzenie z niej smakowało dobrze. Zjadłem troszkę, było wyśmienite. Jak coś, co smakuje tak dobrze, może komuś zaszkodzić? Widziałeś, jak Dua je pałaszowała. Smakowało jej. Dzięki temu będziemy mieli małego Emocjonałka. Jak to, co zrobiłem, mogłoby być złe?
Odin rozpaczliwie starał się znaleźć jakieś argumenty. — Dua będzie się bardzo gniewać.
— Przejdzie jej.
— Widzisz, Tritcie, ona nie jest taka jak inne Emocjonały. To powoduje, że tak trudno jest z nią żyć, ale cudownie jest mieć ją przy sobie. Ona może już nigdy nie będzie chciała się zespalać.
Kształty Tritta nawet nie drgnęły. — No i co z tego?
— Co z tego?! Jeszcze pytasz. Czy chcesz zrezygnować ze stapiania się?
— Nie, ale jeśli nie będzie chciała, to jej sprawa. Mam teraz swoje trzecie dziecko i nic mnie to już nie obchodzi. Wiem, że dawniej Miękcy postępowali inaczej. Czasami mieli dwie pary triadziąt. Ale nie obchodzi mnie to. Jedna triada dzieci wystarczy.
Odin odwrócił się, drżąc z rozdrażnienia, i wypłynął spazmatycznie z izby. Cóż z tego, że zgani Tritta? Tritt i tak tego nie zrozumie. Wątpił, czy sam to rozumie.
Kiedy już trzecie dziecko urodzi się i trochę podrośnie, przyjdzie czas na odejście. Odin będzie musiał dać sygnał, powiedzieć kiedy. Będzie musiał uczynić to bez cienia lęku. Jakiekolwiek inne postępowanie okryłoby ich hańbą, ale nie potrafił myśleć o odejściu bez zespalania się. Po dostatecznej ilości zespoleń może znalazłby w sobie dość odwagi, by odejść bez strachu i bez…
Och, na Słońce i gwiazdy, to nie jest „odchodzenie”! Dlaczego używa tej nazwy. Przecież znał inne słowo, nie używane prawie przez nikogo, z wyjątkiem dzieci wtedy, kiedy chciały zaszokować swoich rodziców. To było UMIERANIE. Musiał być gotów umrzeć bez strachu i kazać Dui i Trittowi umrzeć razem z nim.
Nie potrafił sobie tego nawet wyobrazić… Nie bez zespalania…