125982.fb2
Ledwie mogła znieść upokorzenie, którego doznała. Sporo czasu minęło, zanim stłumiła wstyd. Zwalczyła go na tyle, aby móc myśleć. Przyspieszała… Leciała na oślep, byle dalej od straszliwej jaskini, którą zwała dotychczas swoim domem. Nie zważała na to, że nie wie, dokąd zmierza, ani gdzie jest.
Była już noc. Pora, kiedy żaden przyzwoity Miękki — nawet najbardziej lekkomyślny Emocjonał — nie przebywa na powierzchni. Upłynie jeszcze wiele czasu, zanim wzejdzie Słońce. Dui odpowiadała ciemność. Słońce oznaczało jedzenie, a w tej chwili nienawidziła jedzenia i tego, co jej uczyniło.
Było także chłodno, ale Dua ledwie czuła zimno. Po co się przejmować chłodem, pomyślała, jeśli odegrała już swoją rolę, po tym, jak utuczono jej umysł i ciało. Po czymś takim zimno i głód zdawały się być przyjaciółmi.
Rozumiała Tritta. Biedaczysko, tak łatwo go przejrzeć. Wszystko, co robił, wynikało z czystego instynktu. Należała mu się pochwała za to, że tak odważnie szedł za jego głosem. Ileż odwagi wymagało przyniesienie kuli pokarmowej do ich jaskini? (Przecież sama go wtedy wyczuła i odgadłaby, co się dzieje, gdyby nie to, iż Tritt był tak przejęty popełnionym występkiem, że nie ośmielał się nawet o tym myśleć i gdyby ona sama nie była wtedy tak sparaliżowana własną śmiałością. Odkryła nowy wymiar możliwości wyczuwania, a nie zwróciła uwagi na emocje, które powinna była dzięki niemu spenetrować.)
Tritt przeniósł niepostrzeżenie kulę i zastawił tę żałosną pułapkę, upiększając kusząco jej karmnik. Wróciła, zafascynowana nową świadomością, którą umożliwiła jej gęstość skały. Przepełniona wstydem i litością dla Tritta. Jadła, co jej podali, i w końcu przyczyniła się do poczęcia ostatniego dziecka.
Potem jadła tylko sporadycznie, jak zawsze i już nigdy z karmnika. Nic ją do tego nie ciągnęło. Tritt już jej nie namawiał. Wyglądał na zadowolonego (naturalnie), toteż nie wzbudzał w niej poczucia winy. Pozostawił kulę pokarmową tam, gdzie była. Nie odważył się odnieść jej z powrotem. Osiągnął, czego chciał, najłatwiej było zostawić ją tam i nie myśleć już o tym.
…Aż go przyłapali.
Ale przecież mądry Odin musiał przejrzeć plan Tritta, musiał znaleźć nowe połączenie do elektrod, musiał zrozumieć cel Tritta. Bez wątpienia nic mu nie mówił, to tylko by zmieszało i przestraszyło biednego prawica, a Odin zawsze troszczył się o Tritta.
Oczywiście, Odin nie musiał nic mówić. Wystarczyło, że wypełnił luki w prymitywnym planie Tritta i doprowadził do jego realizacji.
Nie miała już żadnych złudzeń. Zauważyłaby smak syntetycznego jedzenia, jego nadzwyczajną moc, wyczułaby, jak nienaturalnie ją wypełnia, nie powodując przy tym uczucia nasycenia — gdyby tylko Odin nie zajmował jej rozmową.
To była dwuosobowa konspiracja skierowana przeciwko niej. Nieważne, czy Tritt uczestniczył w niej świadomie, czy nie. Jak mogła uwierzyć, że Odin nagle stał się cierpliwym nauczycielem? Jak mogła nie zauważyć jego ukrytych motywów? Ich troska o jej dobro była tylko tak naprawdę troską o ukończenie nowej triady, co samo w sobie mówiło, jak mało im zależało na niej.
No cóż…
Zatrzymała się na chwilę, poczuła, jak bardzo jest zmęczona. Wgramoliła się w skalną szczelinę, która dała jej schronienie przed ostrym, zimnym wiatrem. Dwie z siedmiu gwiazd jarzyły się w jej polu widzenia. Spoglądała na nie z roztargnieniem, zajmując swe zewnętrzne zmysły drobnostkami, aby móc skoncentrować się na wewnętrznych rozmyślaniach.
Była pozbawiona złudzeń.
— Zdradzona — szeptała do siebie. — Zdradzona!
Czy oni nie potrafili widzieć dalej niż czubek własnego nosa?
To, że Tritt nie zawahałby się zniszczyć wszystkiego, żeby tylko zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom, było zupełnie oczywiste. Kierował nim niepodzielnie instynkt. Ale Odin?
Odin myślał racjonalnie, co znaczyło, że w celu ćwiczenia swego rozumu potrafiłby poświęcić wszystko inne. Czy wiedza była celem jego życia — za wszelką cenę? Czy dlatego, że Estwald wynalazł Pompę Pozytonową, cały świat, zarówno Twardzi, jak i Miękcy są zdani na jego łaskę? Na dobrą wolę ludzi z innego świata? A co się stanie, jeśli ci ludzie przestaną współpracować i nasz Wszechświat zostanie bez Pompy, z niebezpiecznie oziębiającym się Słońcem?
Nie, tamci nie przerwą współpracy. Przekonano ich do zapoczątkowania pompowania i będą nadal kuszeni, aż zginą. Nie będą więcej potrzebni ani Racjonałom, ani Twardym czy Miękkim, nikomu… Podobnie ona będzie musiała odejść (zostanie unicestwiona) teraz, gdy nie była już do niczego potrzebna.
Ci ludzie i ona zostali zdradzeni.
Prawie nieświadoma tego, co robi, zanurzała się coraz głębiej w skałę. Wkopała się w kamień, żeby nie widzieć gwiazd, nie czuć wiatru, ukryć się przed światem. Zamieniła się w czystą myśl.
Nienawidziła Estwalda. Uosabiał wszystko co egoistyczne i twarde. Skonstruował Pompę Pozytonową i zniszczy bez skrupułów całą planetę — jakieś, kto wie, dziesiątki tysięcy istnień. Tak izolował się od innych, że nigdy go nie widywano, a przed jego potęgą nawet Twardzi odczuwali lęk.
Dobrze, ona będzie z nim walczyć. Powstrzyma go.
Ludzie z tamtego Wszechświata pomogli im zbudować Pompę Pozytonową dzięki jakimś sposobom komunikacji. Odin wspominał o nich. Gdzie się znajdują środki komunikacji? Co to w ogóle jest? Jak można ich użyć do przesyłania następnych wiadomości?
Zadziwiające, jak jasno potrafiła myśleć. Niewiarygodne. Sprawiało jej ogromną przyjemność, że zdolna jest ułożyć plan pokonania okrutnych myślicieli.
Nie zdołają jej powstrzymać, bo potrafi wniknąć, gdzie żaden Twardy ani żaden Racjonał albo Rodziciel — ba, gdzie nawet inne Emocjonały nie wejdą.
Być może ją złapią, ale nie przejmowała się tym. Będzie walczyć o swoją sprawę — bez względu na cenę — nawet gdyby oznaczało to, że będzie musiała przechodzić przez skałę, żyć w niej, omijać jaskinie Twardych, kraść żywność z ich akumulatorów, przebywać z innymi Emocjonałami i objadać się światłem słonecznym przy każdej okazji.
Ale w końcu da im nauczkę i będą musieli zrobić to, czego zażąda. Wtedy dopiero będzie gotowa odejść — tylko wtedy…