125982.fb2
Odin był przy narodzinach Emocjonalniątka, doskonałego w każdym calu, ale nie potrafił się zmusić do radości. Nawet Tritt, który troszczył się o nie bez zarzutu, jak przystało na Rodziciela, wydawał się jakoś przygaszony w wyrażaniu uczuć.
Minęło już dużo czasu i wyglądało na to, że Dua zaginęła. Nie odeszła. Miękki nie mógł odejść inaczej jak całą triadą, ale nie było jej z nimi. Sytuacja była taka, jak gdyby Dua odeszła, nie odchodząc.
Spotkał ją raz — tylko raz — niedługo po jej szalonej ucieczce, gdy tylko dowiedziała się, że zainicjowała ostatnie dziecko.
Przechodził koło grupek Emocjonałów, wygrzewających się na Słońcu, snuł się smętnie po powierzchni w nadziei, że może ją znajdzie. Emocjonały chichotały, widząc postać Racjonała przesuwającego się w ich pobliżu (zaiste nieczęsto się zdarzało, by jakikolwiek Racjonał przechadzał się o tej porze). Wylegujące się istoty rozrzedziły się kusząco, bez specjalnych powodów, chcąc jedynie podkreślić fakt, że są Emocjonałami.
Odin czuł dla nich jedynie pogardę. Jego gładkich zaokrąglonych płaszczyzn nie przeszedł najmniejszy dreszcz w odpowiedzi na ich kuszącą rzadkość. Myślał o Dui. O tym, jak bardzo różniła się od nich wszystkich. Dua nigdy nie rozrzedzała się w innych celach, jak tylko tych, służących jej wewnętrznym potrzebom. Nigdy nie próbowała przyciągnąć nikogo i była dzięki temu jeszcze bardziej atrakcyjna. Gdyby zmusiła się do przebywania w stadzie tych pustogłowych istot, bardzo łatwo byłoby ją rozpoznać (był tego pewien) przez to, że ona jedyna nie rozrzedzałaby się, ale jeszcze by zgęstniała, właśnie dlatego, że inne się rozrzedzały.
Myśląc o tym, przyjrzał się opalającym się Emocjonałom i zauważył, iż rzeczywiście jeden się nie rozrzedził.
Zatrzymał się, po czym pospieszył w jej kierunku, nie bacząc na Emocjonały, leżące na jego drodze, nie zwracając uwagi na ich dzikie piski, gdy ulatniały się przed nim niczym dym i rozpaczliwie gdakały, starając się uniknąć zlania ze sobą — a w każdym razie usiłowały sprawić wrażenie, że tego unikają w obecności Racjonała.
To była Dua. Nie próbowała uciekać. Nie ruszała się z miejsca i nic nie mówiła.
— Duo — spytał pokornie — czy wrócisz do domu?
— Odinie, ja już nie mam domu — odpowiedziała. Bez gniewu, bez nienawiści — co było jeszcze bardziej przerażające.
— Jak możesz winić Tritta za to, co zrobił, Duo? Wiesz przecież, że biedak nie potrafi rozumować.
— Ale ty potrafisz. I to ty zajmowałeś mój umysł, kiedy on przygotował wszystko, żeby podtuczyć moje ciało. Twój rozum powiedział ci, że tobie się znacznie łatwiej uda mnie znęcić w pułapkę niż jemu.
— Nie, Duo!
— Co nie? Czyż nie odegrałeś tego przedstawienia z uczeniem mnie?
— Uczyłem cię, ale to nie było żadne przedstawienie, to było prawdziwe. I nie miało nic wspólnego z tym, co zrobił Tritt. Nie wiedziałem, co wymyślił.
— Nie wierzę ci. — Odszybowała bez pośpiechu. Odin sunął za nią. Znaleźli się z dala od innych. Słońce na niebie promieniowało czerwonym światłem.
Odwróciła się do niego. — Pozwolisz, że o coś zapytam? Dlaczego mnie uczyłeś?
— Ponieważ tego chciałem — tłumaczył się Odin. — Ponieważ nauczanie sprawia mi przyjemność i ponieważ wolę nauczać niż robić cokolwiek innego, z wyjątkiem może uczenia się.
— I oczywiście, zespalania się… Nieważne — dodała, powstrzymując go od zaprzeczeń. — Nie wyjaśniaj mi, że mówisz o rozumie, nie o instynktach. Jeśli naprawdę jest tak, jak mówisz, jeśli w ogóle mam uwierzyć w to, co mówisz, może zrozumiesz, co mam ci do powiedzenia.
Od kiedy was opuściłam, nauczyłam się bardzo wiele. Nieważne jak. Nauczyłam się. Emocjonałem jestem już jedynie biologicznie. Wewnątrz, a to jest najważniejsze, jestem Racjonałem, poza jednym, mam nadzieję, że nie jestem pozbawiona uczuć, jak inni Racjonałowie. Dowiedziałam się, czym naprawdę jesteśmy. Ty, ja i Tritt, i wszystkie inne triady na tej planecie. Czym jesteśmy i zawsze byliśmy.
— Co to ma znaczyć? — zapytał Odin. Gotów był słuchać tak długo, jak będzie trzeba, jeśli tylko z nim wróci, kiedy już powie, co ma do powiedzenia. Wykona każdą pokutę, zrobi wszystko, czego zażąda. Niech tylko ona wróci
— jakiś głos w głębi niego niewyraźnie mówił, że powinna wrócić z własnej woli.
— Wiesz, czym jesteśmy? No cóż, niczym… po prostu niczym, Odinie — powiedziała lekko, prawie ze śmiechem.
— Czy to nie dziwne? Twardzi są jedynym żyjącym gatunkiem na tym świecie. Tego ci nie powiedzieli? Istnieje tylko jeden gatunek, ponieważ ty i ja, Miękcy, nie żyjemy tak naprawdę. Odinie, jesteśmy maszynami. Musimy nimi być, bo tylko Twardzi są żywi. Czy tego cię nauczyli?
— Ależ, Duo, to nonsens — powiedział zbity z tropu Odin.
— Maszyny! — ciągnęła Dua cierpkim głosem. — Zbudowane przez Twardych! Niszczone przez Twardych! Twardzi istnieją. Tylko oni. Nie mówią o tym zbyt wiele. Nie muszą. Wiedzą to. Ale ja nauczyłam się myśleć i doszłam do tego na podstawie dostępnych mi poszlak. Żyją bardzo długo, ale w końcu umierają. Nie rodzą się już, słońce nie zapewnia dostatecznej energii. I chociaż umierają tak rzadko, nie rodzą się, dlatego ich liczba powoli maleje. Nie ma młodych, którzy by dostarczyli nowej krwi i nowych myśli, toteż starzy, długowieczni Twardzi są bardzo znudzeni. A więc cóż takiego postanawiają zrobić, Odinie?
— Co? — Odczuwał jakąś dziwną fascynację. Odrażającą fascynację.
— Produkują mechaniczne dzieci, które mogą uczyć. Sam to mówiłeś. Wolisz uczyć ponad wszystko inne, oprócz uczenia się i — oczywiście zespalania. Racjonałowie stworzeni są jako umysłowe kopie Twardych. Twardzi się nie zespalają, a ponieważ tak wiele już wiedzą, uczenie się dla nich jest wielce skomplikowanym procesem. Nie pozostaje im nic innego jak zabawa w uczenie innych. Racjonałowie zostali stworzeni tylko i jedynie w celu uczenia. Emocjonałów i Rodzicieli skonstruowano, bowiem byli potrzebni, aby zapewnić ciągłość procesowi tworzenia nowych Racjonałów. Wszystkie nowe Racjonały są ciągle potrzebne, ponieważ stare się zużywają, to znaczy, są nauczone wszystkiego, czego można ich nauczyć. I kiedy stare Racjonały zaabsorbują już wszystko, co mogą, są unicestwiane. Aby im oszczędzić przykrości, Twardzi uprzednio wpajają im, że proces destrukcji to „odchodzenie”. Oczywiście, Emocjonały i Rodziciele odchodzą razem z nimi. Kiedy już nie są potrzebni do spłodzenia nowej triady, są po prostu zbędni.
— Ależ całkowicie się mylisz, Duo — wydobył z siebie Odin. Nie miał żadnych argumentów przeciw tej koszmarnej wizji, ale wiedział z niezachwianą pewnością, że Dua się myli. (Ale czy przypadkiem lekkie uczucie zwątpienia wewnątrz nie świadczy o tym, że ta pewność mogła być wpojona? Nie, na pewno nie, bo czyż Dua nie miałaby wtedy wszczepionej pewności, że jej podejrzenia są nieprawdziwe? Chyba że jest wybrakowanym Emocjonałem bez właściwych wszczepów i bez… O czym on myśli. Był tak szalony jak ona.)
— Chyba się tym przejąłeś. Czy jesteś pewien, że się całkowicie mylę? Oczywiście, teraz mają Pompę Pozytonową, mają tyle energii, ile im potrzeba, a w każdym razie będą mieli. Wkrótce zaczną się znowu rozmnażać. A może już to się dzieje. I nie będą potrzebować żadnych maszyn — Miękkich, i wszyscy zostaniemy unicestwieni. O, przepraszam, odejdziemy.
— Nie, Duo — powiedział z wysiłkiem Odin, bardziej do siebie niż do niej. — Nie wiem, jak wpadłaś na to wszystko, ale Twardzi nie są do tego zdolni. Nie zniszczą nas.
— Nie okłamuj samego siebie. Taka jest ich natura. Gotowi są zniszczyć cały świat innych istot dla własnej korzyści. Cały Wszechświat, jeśli zajdzie konieczność. Czy cofnęliby się przed zniszczeniem kilku Miękkich, gdy ci staną się niewygodni?… Ale popełnili błąd. Coś w ich machinie się zepsuło i w ciało Emocjonała dostał się umysł Racjonała. Jestem Emlewem, wiesz? Przezywano mnie tak, kiedy byłam dzieckiem. Mieli rację. Potrafię myśleć jak Racjonał i czuć jak Emocjonał, dzięki temu mogę walczyć z Twardymi.
Odin wyczuwał furię. Dua musi być szalona, pomyślał, ale nie ośmielił się jej tego powiedzieć. Musiał ją jakoś uspokoić i sprowadzić do domu. Siląc się na szczerość, rzekł: — Duo, nie jesteśmy niszczeni, kiedy odchodzimy.
— Nie? To co się z nami dzieje?
— …Nie wiem. Myślę, że wchodzimy do innego świata, lepszego, szczęśliwszego świata i stajemy się… stajemy… no jesteśmy doskonalsi niż teraz.
Dua zaśmiała się. — Gdzie to słyszałeś? Czy Twardzi ci to powiedzieli?
— Nie, Duo. Jestem pewny, że to jest jedna z moich własnych myśli. Bardzo wiele o tym myślałem, odkąd nas opuściłaś.
— W takim razie mniej myśl, a będziesz mniej głupi. Biedny Odinie! Do widzenia. — Opuszczała go znowu, zwiewnie, sprawiając wrażenie zmęczonej.
— Zaczekaj! — zawołał Odin. — Z pewnością chciałabyś zobaczyć małe śródziątko.
Nie odpowiedziała. — Kiedy wrócisz do domu?! — krzyknął.
Nie odpowiedziała.
Nie podążał już za nią, ale patrzył z ogromnym żalem, jak się oddala.
Nie wspomniał Trittowi o tym, że widział Duę. Po co? Nie spotkał jej już od tego czasu. Zaczął nawiedzać ulubione miejsca nasłoneczniania się Emocjonałów. Mimo że robił to sporadycznie, tępi Rodziciele obserwowali go podejrzliwie (Tritt był umysłowym gigantem w porównaniu z większością Rodzicieli).
Z każdym dniem nieobecność Dui stawała się coraz bardziej bolesna. Z każdym mijającym dniem zdawał sobie coraz bardziej sprawę z narastającej obawy o nią. Nie wiedział, skąd mu się to bierze.
Kiedy wrócił do domu przygnieciony brzemieniem smutku, zastał tam Lostena. Czekał na niego poważny i uprzejmy, podczas gdy Tritt prezentował mu najmłodsze dziecko, starając się nie dopuścić, aby ta chmurka mgły przypadkiem dotknęła Twardego.
— To doprawdy śliczne dziecko, Tritcie — przyznał Losten. — Na imię ma Derala, tak?
— Derola — sprostował Tritt. — Nie wiem, kiedy Odin wróci. Ostatnio często wychodzi.
— Jestem, jestem Lostenie — pospiesznie przerwał Odin. — Tritcie, bądź tak dobry i zabierz stąd dziecko.
Kiedy Tritt wyprowadził maleństwo, Losten zwrócił się do Odina z wyraźną ulgą: — Jesteś na pewno szczęśliwy, że udało się wam dopełnić posłannictwa triady.
Odin próbował odpowiedzieć grzecznie, zbywając pytanie jakąś błahą uwagą, ale zdobył się jedynie na ponure milczenie. Ostatnio wykształciło się w nim poczucie wspólnoty, trudne do zdefiniowania poczucie równości z Twardymi, które pozwalało im porozumiewać się na równej stopie. Szaleństwo Dui w jakiś sposób zepsuło to wrażenie. Odin wiedział, że środka się myli, a jednak podszedł teraz do Lostena tak sztywno jak wtedy, gdy uważał się za znacznie pośledniejszą istotę od nich, za… Za maszynę?
— Widziałeś się z Duą? — zapytał Losten. To było prawdziwe pytanie, nie grzecznościowa formułka. Odin łatwo to wyczuł.
— Tylko raz, Wasza… (Omal nie powiedział „Wasza Twardość” jakby znowu był dzieckiem albo Rodzicielem.) — Tylko raz, Lostenie. Nie chce wrócić do domu.
— Musi wrócić — powiedział łagodnie Losten.
— Nie wiem, jak do tego doprowadzić.
Losten przypatrywał się mu z powagą. — Wiesz, co ona robi?
Odin nie potrafił spojrzeć Twardemu prosto w oczy. Czy odkrył on szalone teorie Dui? Czy można coś na to poradzić?
Nie mówiąc nic, zaprzeczył.
— Jest bardzo niezwykłym Emocjonałem, Odinie. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
— Tak — westchnął Odin.
— Na swój sposób i ty, i Tritt także jesteście niezwykli. Wątpię, czy jakikolwiek Rodziciel na całym świecie oprócz Tritta miałby tyle odwagi albo inicjatywy, żeby ukraść baterię energetyczną, lub rozumu, żeby wpaść na to, jak ją zastosować. Wasza trójka tworzy najbardziej niezwykłą triadę, jaka kiedykolwiek się nam przytrafiła.
— Dziękuję.
— Ale ma to także niekorzystne strony, powoduje skutki, których nie przewidzieliśmy. Chcieliśmy, abyś uczył Duę, przez co zachęciłbyś ją do wykonania jej funkcji dobrowolnie. Nie przypuszczaliśmy, że właśnie w tym samym czasie Tritt wpadnie na swój nietypowy pomysł. Nie sądziliśmy też, prawdę mówiąc, że Dua tak ostro zareaguje na fakt, że planeta z tamtego Wszechświata ma ulec zniszczeniu.
— Powinienem był być ostrożniejszy, odpowiadając na jej pytania — przyznał smutno Odin.
— To by nic nie pomogło. Sama do tego doszła. Tego także się nie spodziewaliśmy. Odinie, jest mi bardzo przykro, ale muszę ci to powiedzieć… Dua stała się śmiertelnym zagrożeniem… Próbuje zatrzymać Pompę Pozy tonową.
— Ale jak ona może do tego doprowadzić? Nie ma do niej dostępu, a nawet gdyby miała, brak jej wiedzy, by tego dokonać.
— Och, ma dostęp. — Losten zawahał się przez chwilę, po czym dodał: — Zespala się ze skałami, w żaden sposób nie możemy do niej dotrzeć.
Minęła chwila, nim Odin w pełni pojął znaczenie tych słów. — Żaden dorosły Emocjonał nie… Dua nigdy by…
— A jednak to robi. Nie ma czasu na dyskusje… Potrafi się przedostać do każdego zakamarka jaskiń. Nic się przed nią nie skryje. Chyba przestudiowała komunikaty, które otrzymaliśmy z tamtego Wszechświata. Nie wiemy tego na pewno, ale obecnej sytuacji nie da się inaczej wytłumaczyć.
— Ojej. — Odin kołysał się to do przodu, to do tyłu. Jego powierzchnia zmatowiała ze wstydu i żalu. — Czy Estwald o tym wie?
— Jeszcze nie — odpowiedział ponuro Losten — chociaż w końcu musi się dowiedzieć.
— Ale do czego jej te komunikaty?
— Próbuje wykorzystać je do wypracowania metody przesyłania własnych komunikatów.
— Nie wie chyba, jak je tłumaczyć lub przesyłać.
— Uczy się jednego i drugiego. Wie o nich więcej niż sam Estwald. Dua jest przerażającym fenomenem, Emocjonałem, który potrafi rozumować i który wymknął się nam spod kontroli.
Odin zadrżał. Wymknął się spod kontroli? To jak o maszynie?!
— Chyba nie jest aż tak źle.
— Właśnie, że jest. Już przesłała komunikat i obawiam się, że radzi tamtym stworom, żeby zatrzymały swoją część
Pompy Pozytonowej. Jeśli to zrobią, zanim ich Słońce eksploduje, będziemy zupełnie bezsilni.
— Ale wtedy…
— Musimy ją powstrzymać, Odinie.
— A… ale jak? Czy chcecie wysadzić… — Głos go zawiódł. Niewyraźnie, ale przypominał sobie, że Twardzi mieli urządzenia do drążenia jaskiń w skałach; urządzenia dawno nie używane, od czasów, gdy wieki temu zaczęła spadać światowa populacja. Czy zlokalizują w skałach Duę i wysadzą ją?
— Nie — powiedział stanowczo Losten. — Nie możemy jej zranić.
— Estwald mógłby…
— Estwald także nie potrafi jej nic zrobić.
— Co w takim razie pozostaje?
— Ty, Odinie. Tylko ty. Jesteśmy bezsilni, dlatego musimy polegać na tobie.
— Na mnie? Ale co ja mogę na to poradzić?
— Pomyśl tylko chwilę — powiedział nalegając Losten. — Pomyśl.
— O czym?
— Nic więcej nie mogę powiedzieć. — Twardy powstrzymywał się z widocznym trudem. — Pomyśl! Tak mało już pozostało czasu.
Odwrócił się i wyszedł. Odchodził wyjątkowo szybko jak na Twardego, jakby nie ufał sobie, że potrafiłby tu zostać jeszcze przez chwilę i powiedzieć być może za wiele.
Odin patrzył w jego kierunku, przerażony, zmieszany… zagubiony.