125982.fb2
Neville droczył się. — Nie. Nie podoba mi się.
Nie lubię go.
— Dlaczego? Bo jest Ziemiakiem? — Selene strzepnęła jakąś nitkę ze swej prawej piersi, złapała ją i przyglądała się jej krytycznie. — To nie z mojej bluzki. Mówię ci, recyrkulacja powietrza staje się nie do zniesienia.
— Ten Denison jest do niczego. Nie jest parafizykiem. Jest samoukiem, jak sam przyznał, i udawadnia to, głosząc nie sprawdzone bzdurne teorie.
— Na przykład?
— Myśli, że Pompa Elektronowa spowoduje eksplozję Wszechświata.
— Powiedział coś takiego?
— Wiem, że tak myśli… Znam jego argumenty. Dość już się o nich nasłuchałem. Ale to nieprawda.
— Albo może nie chcesz — powiedziała Selene, ściągając brwi — żeby to była prawda.
— Nie zaczynaj — rzucił Neville.
Nastąpiła krótka przerwa. Selene odezwała się: — Co z nim zrobisz?
— Dam mu miejsce w laboratorium. Jako naukowiec jest chyba do niczego, ale może się okazać pożyteczny. Będzie zwracał uwagę. Komisarz już się z nim spotkał.
— Wiem.
— Ciągnie się za nim romantyczna sława człowieka o zniszczonej karierze, próbującego się zrehabilitować.
— Naprawdę?
— Tak. Jestem pewien, że to ci się spodoba. Jeśli go poprosisz, bez wątpienia opowie ci swoją historię. I dobrze. Romantyczny Ziemianin, pracujący nad zwariowanym pomysłem na Księżycu, odwróci uwagę komisarza od nas. Będzie ślepym zaułkiem, atrapą. A kto wie, może dzięki niemu zrozumiemy lepiej, co się dzieje na Ziemi… Lepiej utrzymuj z nim nadal przyjacielskie stosunki.