125982.fb2
Barron Neville przestępował z nogi na nogę, zachowanie to dyktowała ograniczona przestrzeń i księżycowa grawitacja. W większym pokoju, przy większej grawitacji, chodziłby pośpiesznie tam i z powrotem. Tutaj przeginał się z boku na bok, zataczając głową kółka.
— Jesteś pewna, że działa? Naprawdę, Selene? Absolutnie pewna?
— Tak — potwierdziła Selene. — Mówiłam ci to już dokładnie pięć razy.
Neville zdawał się nie słuchać. Powiedział cicho i gorączkowo: — Nie ma więc znaczenia, że był tam Gottstein? Nie próbował zatrzymać eksperymentu?
— Nie, nie próbował.
— Nic nie wskazywało, że może zechce użyć swej władzy, żeby…
— Barron, jakiej władzy? Czy Ziemia przyśle tu siły policyjne? Poza tym… przecież wiedzą, że nie mogą nas powstrzymać.
Neville przestał się kiwać, stał bez ruchu przez chwilę. — Nie domyślili się, o co nam chodzi?
— Nie, nie domyślili się. Kiedy nadleciał Gottstein, Ben spoglądał na gwiazdy. Wtedy spróbowałam wywołać przeciek, otrzymałam go i wzbudziłam nawet następny. Instrumenty Bena…
— Nie mów, że to jego instrumenty, czyż nie był to twój pomysł?
Selene pokręciła głową przecząco.
— Podałam mu tylko luźne sugestie, które rozwinął bez mojego udziału.
— Ale zdołasz teraz zrekonstruować jego przyrząd? Na Księżycu, nie jesteśmy chyba zdani na łaskę Ziemiaka?
— Myślę, że jestem w stanie zrekonstruować go na tyle, aby po wprowadzeniu niezbędnych poprawek nasi specjaliści doprowadzili go do stanu używalności.
— W porządku. Zaczynamy.
— Jeszcze nie. Cholera, Barron jeszcze nie teraz.
— Dlaczego nie?
— Potrzebujemy także energii.
— Przecież ją mamy.
— Nie całkiem. Punkt przecieku jest jeszcze bardzo niestabilny.
— Ale to się da załatwić, sama mówiłaś.
— Powiedziałam, że myślę, iż to się da załatwić.
— To mi wystarcza.
— Mimo wszystko lepiej będzie, jeśli Ben dopracuje szczegóły i ustabilizuje przyrząd.
Przez chwilę oboje milczeli. Szczupłą twarz Neville’a wykrzywiła z trudem powstrzymywana wrogość. — Nie wierzysz, że jestem w stanie sam to zrobić? Tak?
— No to może wyjdziesz ze mną na powierzchnię, aby popracować nad urządzeniem?
Kolejna chwila ciszy. Neville stracił pewność siebie. — Nie podoba mi się twój sarkazm. Nie chcę zbyt długo czekać.
— Nie możesz rozkazywać prawom natury. Ale nie sądzę, by to mogło zająć dużo czasu… A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym iść spać. Jutro czekają mnie turyści.
Neville odruchowo wykonał gest zapraszający ją do swojej sypialni. Zamarł jednak w pewnym momencie, widząc, że Selene wychodzi, nie dając po sobie nawet znać, że dostrzegła jego zamiar.