126229.fb2 Rozdwojenie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 7

Rozdwojenie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 7

— Dziękuję pani za uprzejmość — odparł Bairthre. Może później zaśpiewam pani następną staroirlandzką pieśń.

— To byłoby cudowne — powiedziała Mavis. — Jakiś człowiek dzwonił do ciebie, kochanie. Wpadnie później. Złotko, oglądałam reklamy futer ze skartów. Polarne marsjańskie skarty są troszkę droższe niż zwyczajne kanałowe skarty, ale…

— Ktoś dzwonił? — spytał Barthold. — Kto?

— Nie przedstawił się. W każdym razie nosi się je wygodniej, a ich futro ma taki opalizujący połysk, że…

— Mevis! Czego on chciał?

— Mówił coś o odszkodowaniu za rozdwojenie powiedziała. — Ale już wszystko załatwione, prawda?

— Nie jest załatwione, póki nie będę miał czeku w garści — zwrócił się do niej Barthold. — Powiedz mi dokładnie, co mówił.

— Powiedział, że dzwoni w sprawie twoich naciąganych roszczeń wobec Inter-Temporal Corporation…

— Naciąganych roszczeń? Tak powiedział?

— Użył dokładnie tych słów. Naciągane roszczenia wobec Inter-Temporal Corporation. Powiedział, że musi natychmiast porozmawiać z tobą, koniecznie przed jutrzejszym rankiem.

Twarz Bartholda poszarzała.

— Czy mówił, że zadzwoni?

— Powiedział, że wpadnie osobiście.

— Co to znaczy? — spytał Bairthre. — Oczywiście… detektyw towarzystwa ubezpieczeniowego!

— To prawda — rzekł Barthold. — Musiał coś odkryć.

— Ale co?

— Skąd mogę wiedzieć? Niech pomyślę!

W tej samej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Bartholdowie popatrzyli na siebie w osłupieniu.

Dzwonek znów zabrzmiał.

— Otwieraj, Barthold! — zawołał jakiś głos. — Nie próbuj się wymigać!

— Może go zabić? — spytał Bairthre.

— To zbyt skomplikowane — powiedział Barthold po krótkim zastanowieniu. — Chodźmy! Przez tylne wyjście!

— Po co?

— Flipper jest tam zaparkowany. Uciekniemy w przeszłość! Nie rozumiesz? Gdyby miał dowód, powiadomiłby już towarzystwo. Więc tylko coś podejrzewa. Pewnie sądzi, że zdoła nas złapać na jakieś podchwytliwe pytania. Jeśli do rana nie pozwolimy mu się do nas zbliżyć, jesteśmy bezpieczni!

— A co ze mną? — powiedziała drżącym głosem Mavis. — Odwróć jego uwagę — rzekł Barthold, ciągnąc Bairthre’a przez tylne drzwi w stronę flippera. Dzwonek u drzwi brzęczał natarczywie, gdy Barthold zatrzasnął drzwiczki flippera i odwrócił się do pulpitu.

Nagle zdał sobie sprawę, że inżynierowie z Inter-Temporal nie zwrócili mu zegara.

Był zgubiony. Bez zegara nie mógł flippera skierować donikąd.

Na chwilę opanowała go zupełna panika. Potem odzyskał panowanie nad sobą i spróbował się zastanowić. Przyrządy były nastawione na Teraźniejszość, 1912, 1869, 1676, 1565 i 662. Tak więc nawet bez zegara mógł ręcznie wybrać jedną z tych dat. Latanie bez zegara było poważnym przestępstwem, ale do diabła z tym.

Szybko wcisnął rok 1912 i złapał sterownicę. Z zewnątrz posłyszał krzyk żony. Ciężkie kroki dudniły po jego domu. — Stój! Zatrzymaj się! — wołał mężczyzna.

I wtedy mglista, nieskończona szarość otoczyła Bartholda, a flipper popędził poprzez lata.

Barthold zaparkował flippera na Bowary. Weszli z Bairthre’em do baru, zamówili po piwie i zabrali się za lunch. — Cholerny, wścibski szpicel — mruknął Barthold.

To go trochę otrzeźwi. Zapłacę słoną karę za jazdę flipperem bez zegara. Ale będzie mnie stać na to.

— To wszystko dzieje się za szybko dla mnie — rzekł Bairthre, pociągając wielki łyk piwa. — Właśnie chciałem cię spytać, jak nasza podróż w przeszłość pomoże nam odebrać jutro rano czeki w twojej Teraźniejszości. Ale uświadomiłem sobie, że znam odpowiedź.

— Oczywiście. Liczy się czas upływający. Jeśli zdołamy pozostać w przeszłości przez jakieś dwanaście godzin, powrócimy do mojej epoki o dwanaście godzin później, niż ją opuściliśmy. To zapobiega różnym wypadkom, jak choćby powrót w tym samym czasie, w którym się odjeżdżało, czy nawet wcześniej. Normalne środki ostrożności. Bairthre zjadł kanapkę z salami.

— Hipnoza dość pobieżnie traktowała problem podróży w czasie. Ja chcę do domu. Kim są ci faceci ubrani na granatowo?

— To policjanci — odpowiedział Barthold. — Zdaje się, że kogoś szukają.

Dwaj wąsaci policjanci weszli do baru, a za nimi tłusty mężczyzna w pomalowanym tuszem ubraniu.

— To oni! — zawołał Bully Jack Barthold. — Aresztujcie tych bliźniaków!

— O co chodzi? — zapytał Everett Barthold.

— To wasz automobil stoi na zewnątrz? — spytał jeden z policjantów.

— Tak, proszę pana, ale…

— Więc wyjaśnimy całą sprawę. Jakiś człowiek wniósł skargę przeciwko wam. Powiedział, że macie nowy, błyszczący automobil. Obiecał bardzo wysoką nagrodę.

— Ten facet przyszedł prosto do mnie — rzekł Bully Jack. — Powiedziałem, że z przyjemnością mu pomogę… choć raczej powinienem dać w nos temu zawszonemu, oślizłemu, brudnemu…

— Panowie — prosił Barthold — my nic nie zrobiliśmy!

— Więc nie macie się czego obawiać. Chodźcie spokojnie z nami. Barthold runął nagle między policjantów, pchnął Bulla Jacka i wypadł na ulicę. Bairthre, który myślał o tym samym,kopnął 1olicjanta w kostkę, drugiemu przyłożył w żołądek, odrzucił Bulla Jacka i pobiegł za Bartholdem.

Wskoczyli do flippera i Barthold wcisnął rok 1869.

Ukryli flippera tak starannie, jak tylko mogli na tyłach jakiejś wozowni i poszli na mały skwer w pobliżu. Pod gorącym słońcem Memphis rozpięli koszule i położyli się na trawie.

— Ten detektyw musi mieć pojazd z turbodoładowaniem — stwierdził Barthold. — Dlatego przed nami przybywa do naszych miejsc.

— Skąd wie, dokąd się udajemy? — spytał Bairthre. — Nasze postoje są zanotowane w kartotekach towarzystwa. Wie, że nie mamy zegara i możemy udać się tylko w kilka miejsc.

— Więc nie jesteśmy tu bezpieczni — rzekł Bairthre. Pewnie nas szuka.