126537.fb2
Potem pokręcił głową i schował broń z powrotem do kieszeni.
Ta idiotyczna dziewczyna pozbawiała go całej przyjemności katharsis.
Zapłacił taksówkarzowi i poszedł pieszo.
To jest za łatwe, myślał. Przywykł do prawdziwego polowania. Większość z dotychczasowych sześciu zabójstw naprawdę wymagała wysiłku. Ofiary próbowały wszelkich możliwych forteli. Jedna wynajęła chyba z tuzin tropicieli. Ale Frelaine pokonał wszystkich, dostosowując każdorazowo taktykę do okoliczności.
Raz przebrał się za mleczarza, innym razem za inkasenta. Szóstą ofiarę musiał ścigać w górach Nevada. Facet go wtedy drasnął, Frelaine był lepszy.
A czym się pochwali tym razem? Co na to powie Klub Dziesiętników?
Ta myśl otrzeźwiła Frelaine’a. Bardzo chciał zostać członkiem tu klubu. Gdyby zrezygnował z tej dziewczyny, to i tak musiałby stoczyć walkę z myśliwym. A gdyby wyszedł z niej z życiem, nadal od klubu dzieliłyby go cztery polowania. W takim tempie mogłoby mu nie starczyć na to życia.
Znów przechodził przed kawiarnią i wiedziony nagłym impulsem, przystanął.
— Dzień dobry — powiedział.
Janet Patzig podniosła na niego smutne niebieskie oczy, ale się nie odezwała.
— Niech pani posłucha — powiedział przysiadając się do stolika. — Jeżeli jestem natrętny, proszę mi powiedzieć i pójdę sobie. Jestem nietutejszy. Przyjechałem na konferencję i mam ochotę porozmawiać z kimś miłym. Jeżeli pani nic ma ochoty…
— Wszystko mi jedno — powiedziała Janet Patzig bezbarwnym głosem.
— Brandy — zamówił Frelaine. Kieliszek Janet Patzig był jeszcze w połowie pełen.
Frelaine przyjrzał się dziewczynie i poczuł, jak serce wali mu o żebra. To było coś: wypić ze swoją ofiarą!
— Nazywam się Stanton Frelaine — powiedział wiedząc, że to nie ma znaczenia.
— Janet.
— A dalej?
— Janet Patzig.
— Miło mi — powiedział Frelaine absolutnie normalnym głosem. — Co pani robi dziś wieczorem?
— Najprawdopodobniej zostanę dziś wieczorem zabita — stwierdziła spokojnie.
Frelaine spojrzał na nią z uwagą. Czy podejrzewała, z kim rozmawia? Nic o niej nie wiedział, mogła nawet trzymać pod stołem wycelowany w niego pistolet.
Na wszelki wypadek trzymał rękę w pobliżu guzika kamizelki.
— Czy jest pani ofiarą? — spytał.
— Zgadł pan — potwierdziła sardonicznie. — Na pańskim miejscu trzymałabym się ode mnie z daleka. Można przez pomyłkę oberwać.
Frelaine nie mógł zrozumieć spokoju dziewczyny. Czyżby była samobójczynią? Może było jej już wszystko jedno. Może chciała umrzeć.
— Czy nie ma pani żadnych tropicieli? — spytał z nie udawanym zdziwieniem.
— Nie. — Spojrzała mu prosto w oczy i Frelaine zobaczył coś, czego nie widział przedtem.
Była bardzo ładna.
— Jestem bardzo złą dziewczyną — powiedziała. — Zdawało mi się, że mam ochotę popełnić morderstwo, i zgłosiłam się do BEK-u. A wtedy okazało się, że nie mogę.
Frelaine pokręcił współczująco głową.
— Mimo to nadal jestem w grze. Chociaż sama nie strzelałam, musiałam zostać ofiarą.
— Ale dlaczego nie wynajęła sobie pani żadnych tropicieli?
— I tak nie mogłabym nikogo zabić. Nie mogłabym i tyle. Nie mam nawet broni.
— Jest pani bardzo odważna pokazując się tak otwarcie — powiedział Frelaine. W rzeczywistości był zdumiony jej głupotą.
— A co mogę zrobić? — spytała apatycznie. — Przed prawdziwym Myśliwym i tak nie można się ukryć. Zresztą nie mam tyle pieniędzy, żeby próbować zniknąć.
— Skoro chodzi o obronę własną, to myślę, że… — zaczął Frelaine.
— Nie — przerwała mu. — Podjęłam już decyzję. Wszystko to jest złe, cały ten system. Kiedy miałam swoją ofiarę na muszce… kiedy zobaczyła jak łatwo mogłabym… mogłabym…
Opanowała się.
— Dajmy temu spokój — powiedziała z uśmiechem. — Frelaine uznał, że jest to uśmiech olśniewający.
Potem rozmawiali o innych sprawach. Frelaine opowiadał jej o swojej firmie, ona opowiadała mu o Nowym Jorku. Miała dwadzieścia dwa I; i i nie udało się jej zostać aktorką.
Zjedli razem kolację. Kiedy przyjęła zaproszenie na występy gladiatorów, Frelaine poczuł się wniebowzięty.
Wezwał taksówkę (strasznie dużo czasu spędzał w taksówkach w tym Nowym Jorku) i otworzył przed dziewczyną drzwiczki. Kiedy wsiadał; zawahał się. Mógł teraz naszpikować ją ołowiem, byłoby to bardzo łatwe.
Ale powstrzymał się. Tylko do czasu, zapewnił sam siebie.
Popisy gladiatorów były takie jak wszędzie, może tylko zawodnicy reprezentowali wyższy poziom. Demonstrowano zwykłe historyczne konkurencje: trójząb i sieć, pojedynki na szable i rapiery.
Większość, naturalnie, kończyła się śmiercią.
Potem walka z bykiem, walka z lwem, walka z nosorożcem, a po nich bardziej nowoczesne konkurencje. Walki na łuki i strzały zza barykady. Pojedynek na linie.
W sumie bardzo miły wieczór.
Frelaine odprowadził dziewczynę czując, jak mu się pocą dłonie. Nigdy jeszcze nie spotkał kobiety, która by mu się tak podobała. Tymczasem w świetle prawa była jego ofiarą. Sam nie wiedział, co zrobi.
Zaprosiła go do siebie, usiedli razem na kanapie. Janet zapaliła papierosa swoją dużą zapalniczką, potem oparła się wygodnie.