129006.fb2
– No?
– Shainee… Chcę, żeby wróciła ze mną na Ziemię. Wzruszył ramionami.
– Mamy jeden wolny skafander – zerknął na trupa inżyniera.
Odszedł, a Mobutu nachyliła się nad Toy. – Przebrałaś się? – powiedziała groźnie. – A wiesz, co ci teraz zrobię? Toy osłoniła się rękami. Mobutu chwyciła ją i posadziła sobie na karku. – Będziesz
– Będziesz jechać "na barana" – mruknęła. – Przynajmniej raz w życiu zobaczysz, jak wygląda świat widziany z góry, mała…
– Dobra – powiedział Hot Dog. – Masz u mnie piwo w najbliższym barze.
– Akurat… – Maybe Not splunęła na trawę. – Ona nie przechla tego, co jej są winni ci wszyscy ludzie w walcu.
– Nie zapłacą… – westchnął Hot Dog. – To świry…
"Złomowisko" wracało z zupełnie przyzwoitym przyspieszeniem jednego g. Na więcej nie było już ich stać. Monstrualny zbiornik paliwa, do którego ich dospawano, był prawie pusty. Całe miesiące podróży…
Dante wyprosił inżynierów ze sterówki. Przy jednym g nie trzeba było sterować – silnik Centaura dusił się, jakby był na jałowym biegu… Komputery radziły sobie doskonale same.
Dante skinął na Toy. Kiedy znaleźli się sami w sterówce, zaryglował drzwi i przysiadł na obudowie maszyny, którą zdemontowali w walcu.
– Mam dla ciebie dwie wiadomości. Dobrą i złą… Odskoczyła.
– Obiecałeś, że nie tkniesz mnie palcem!
– Ja zawsze dotrzymuję słowa – włożył wskazujący palec do ust i oblizał starannie. Drugą ręką wyjął z kieszeni papierową tutkę, rozerwał i umoczył swój palec w białym proszku.
– Nieeeee!!!
– Obiecałem, że nie dotknę – podszedł do niej. – To nie dotknę. Ale nie może tak być, żeby żołnierz mierzył w głowę swojemu dowódcy. Podetknął jej palec pod nos. Zwymiotowała gwałtownie. Podetknął jeszcze raz. Zwymiotowała momentalnie znowu. Opadła na podłogę i usiłowała się cofnąć. Znowu przysunął palec do jej nosa. Zwymiotowała, właściwie to już samą śliną.
– Nie… proszę… – telepało nią okrutnie. – Zabijesz mnie. – Znam ludzką wytrzymałość – powiedział spokojnie. Chryste! Po prostu ją wynicował.
Obudziła się po jakimś czasie zwinięta w kłębek w jakimś kącie, usiłując złapać choć jeden głębszy oddech. Podniósł ją bez trudu. Posadził drżącą i dygocącą na małej metalowej ławeczce. Sam usiadł obok. – A teraz dobra wiadomość.
Nie była w stanie odpowiedzieć. Telepało nią tak, że bezwiednie przytuliła się do jego ramienia, chcąc znaleźć gdzieś choć trochę ciepła, choćby miało to być po prostu ciepło ludzkiego ciała.
– Od dzisiaj jesteś moim prawdziwym psem – zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. – Jak będę miał jakieś poważne zlecenie; zadzwonię po ciebie, mała suko.
Nie mogła odpowiedzieć. Dygotała przyciśnięta do jego ramienia, nic nie widziała bez okularów, które leżały gdzieś na podłodze, tak bardzo chciała choć papierosa, ale nie była w stanie poprosić.
– Masz – położył jej na kolanach swój prywatny karabinek Mannlichera. – Na pamiątkę, małpo.
Chciała papierosa, a nie karabin!!! Ale nie mogła tego powiedzieć. Dante zaciągnął się znowu. Patrzył na gwiazdy migoczące na ekranach.
– Ale pięknie – westchnął. – Brakuje tylko muzyki.
Papierosa, papierosa, papierosa… Jak to powiedzieć przez zaciśnięte zęby?
– Zaśpiewaj mi coś, Toy. Toy?…