129006.fb2 Toy Toy Song… - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

Toy Toy Song… - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

– Po pierwsze, potrzebuję ślicznej dziewczyny; po drugie, potrzebuję dziewczyny, która nie zsika się na sam widok jakiejś świni z rewolwerem; po trzecie, potrzebuję byłej prostytutki. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko daniu dupy facetowi za coś tam?

– Nie – powiedziała równie szczerze jak on. – To chyba lepsze niż kocie konserwy, wiesz?

– Nie wiem. Ale wierzę ci na słowo. Uśmiechnęła się.

– A teraz szczerze -powiedziała. – Dlaczego ja?

– Bo… – zająknął się. – Szukam dziewczyny… uczciwej. – Jezu! Znajdź se pierdoloną zakonnicę.

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Potem podrapał się w coś, słyszała wyraźnie szelest materiału.

– Pogrzebałem w twoich papierach, Zabaweczko. Pół roku temu umówiłaś się z pewną firmą. Oni mieli ci dawać niby-zlecenia, żebyś mogła wykazać się przed tą firmą prawniczą. Mieli ci płacić tyle, żebyś mogła dostatnio żyć. A za to… za dziesięć lat… zgarną połowę twojego spadku. Zagryzła wargi. Skąd gnój tyle wiedział?

– No i? – usiłowała nadrabiać miną.

– No i… – przedrzeźniał ją wyraźnie. – Zrezygnowałaś z tego… Wyraź nie chcesz wypełnić ostatnią wolę Iceberga – znowu roześmiał się na głos. – Jesteś głupią idealistką, Toy. I właśnie takiej kretynki potrzebuję.

Wstała ostrożnie i podeszła do automatu z kawą. – Chcesz?

– Nie. Dzięki.

Chyba zobaczył barwę płynu w zbiorniku. Nalała sobie filiżankę. Odgryzła czubek tutki z cukrem od MacDonalda i wsypała do środka. Pomieszała plastikową łyżką. Powoli wróciła za biurko.

– Przecież chciałam ich wyrolować – warknęła.

– Ale coś w tej twojej głupiej głowie cię powstrzymało – mruknął. – I nie były to bynajmniej narkotyki, które ci serwowano przez dwa lata w Sex Side.

– Chcesz ze mnie zrobić komandosa? Ryknął śmiechem.

– Bez jaj!

– Zdecydowanie będę komandosem bez jaj – wskazała na swoje biodra. – Jestem dziewczyną.

Po dłuższej chwili przyznał: – No… To ci się udało.

– Co chcesz mi zlecić? – spytała. – Dowiesz się później.

– Mam się zgodzić w ciemno?

– Nie masz wyjścia, Zabaweczko. Wstał. To widziała.

– Okulary kładę na krześle. Znajdziesz? Wyszedł bez pożegnania.

Pognała do krzesła odstawionego pod ścianę. Namacała Colta Springflelda i te pieprzone okulary. Kiedy miała je już na nosie, podeszła do drzwi. Psiamać! Powinny przecież zaskrzypieć. Specjalnie nikt ich nie konserwował, żeby mogły ostrzec o nieproszonych gościach… Zerknęła na zawiasy. Skurwysyn! Naoliwił je z zewnątrz, żeby ją podejść. Teraz będzie musiała nasypać piasku…

* * *

Port lotniczy zlokalizowano na pustyni Mojave tylko dla ludzi, którzy mieli klimatyzowane samochody. Jeśli ktoś musiał jechać autobusem, jak Toy, mogło mu się wydawać, że jest OK. Do momentu aż kazali wysiąść i poddać się kontroli. Port był strefą zamkniętą. Dwadzieścia minut oczekiwania na wyprażonym przez słońce betonie, zamieniło dziewczynę dosłownie w ociekający potem wrak. Lodowate zimno głównej hali dworca przywróciło jej trochę przytomności, ale w gruncie rzeczy niewiele.

Jeśli miała nadzieję na przeżycie jakiejś przygody, to srogo się rozczarowała. Opanowanie portu przez oddział najemników, porwanie wahadłowca, wysadzenie wieży, wspólna walka… Za dużo filmów oglądała w dzieciństwie. Najemnicy, cały pluton, czekali grzecznie w cywilnych ciuchach pod największym zegarem, gdzie wyznaczono miejsce zbiórki. Porozsiadali się na własnych bagażach i w większości spali chyba, albo udawali, że śpią. Jezu… Mało kto miał mniej niż dwa metry wzrostu. Dante rozbudził ich wyciem.

– Po pierwsze: spóźniłaś się, krowo! – wrzasnął i chwycił Toy za włosy. – Po drugie: co to jest???!!!

– Trawa?

– Jedziesz na akcję, krowo! Marsz do fryzjera. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku.

– Nie mam pieniędzy.

Oddział zaczął się śmiać. Dante klnąc, odliczył jej kilkanaście dolarów. – Obetnij na centymetr i… – postanowił się zemścić – przefarbuj na blond!

– Tak jest! – zasalutowała. – Aha… Ale te na głowie mogą zostać normalne? – zakpiła.

Jakaś dziewczyna z oddziału zachichotała. Przynajmniej tyle. Pomaszerowała do najbliższego fryzjera. Na szczęście nie musiała czekać, o tej porze w zakładzie nie było nikogo. Czuła się idiotycznie, wychodząc z prawie ogoloną, blond głową. Jasne włosy idiotycznie kontrastowały z jej czarnymi brwiami. A co gorsze, widać teraz było jej tatuaż na karku w całej okazałości.

Oddział na jej widok zaczął wyć ze śmiechu.

– Ty Na jakim jarmarku ci to zrobili? – rosła dziewczyna klepała się po karku.

– A mówiłem nie gwałć jej od razu – jakiś najemnik szturchnął kolegę. – Baba z Triad, flaki ci wypruje.

Nowy ryk śmiechu.

– Ty, mała… – rosły, barczysty chłop podniósł się nagle. – Ćwicz mięśnie pochwy. Bo na statku, wiesz…

najwyraźniej nie wiedział, że przez dwa lata pracowała w Sex Side i naprawdę była własnością Triad. Prywatną własnością. Podeszła do niego i włożyła mu rękę do spodni.

– Eeeee… Przecież tatuś mówił, że to coś ma być duże, jak będą gwałcić…

– Poruszaj ręką – tamten usiłował nadrabiać miną. – Tak? – ścisnęła mocno.

Znowu ktoś zachichotał Miała już w oddziale jednego wroga i jednego "być może sprzymierzeńca".

Bijatykę zażegnał Dante.

– Wyjmij mu łapsko z gaci i oddaj broń. – Jaką broń? – dała się zaskoczyć.

– Tego twojego Colta Springtielda…

Oddała mu wielki półautomatyczny pistolet. – Rugera też. Oddała rewolwer.

– No co ty, kurwa, wariata ze mnie strugasz??? – ryknął. – Dawaj wszystko!

Oddała dubeltówkę, kastet i nóż sprężynowy. Oddział śmiał się bez przerwy.

– Ty, blond krasnoludek! Ćwicz mięśnie pochwy! – krzyknął ktoś z tyłu. – To ci się niedługo przyda…

– A jeśli o mnie chodzi – dodał inny. – Ćwicz wargi! Musisz je układać w takie duże "O"…

– Ułożyła usta w maleńkie "o", jakby chciała wziąć do buzi wkład od długopisu.