129006.fb2 Toy Toy Song… - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Toy Toy Song… - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 8

Obwiązał ją w pasie liną, chwycił leciutko i wepchnął do dziury w suficie. Dłuższą chwilę nie mogła złapać punktu oparcia. Potem wbiła łopatkę. Najemnik na dole popchnął ją jeszcze trochę. Dalej jego ręce nie sięgały. Musiała się czołgać wąziutką szczeliną wyżłobioną przez wodę. Ataki klaustrofobii następowały jeden za drugim. Miała wrażenie, że się dusi. Jednak… Jednak pomysł z granatem był świetny. Nie, żeby mogła się obronić przed czymkolwiek, ale to odbezpieczone coś w ustach zdecydowanie dodawało jej motywacji do dalszej drogi. Parła do przodu po omacku, jak prawdziwy kret właściwie, z zamkniętymi oczami, usiłując rozkopać co węższe miejsca albo przecisnąć się przy użyciu siły woli. Na szczęście warstwa ziemi i skał nie była gruba. Najpierw poczuła przypływ ciepłego powietrza, a potem udało jej się przebić głową warstwę zaschłego błota. Zamknęła oczy, wypluła granat na dłoń i odrzuciła, chowając się na powrót w dziurze. Sekundę po eksplozji, wypluwając nadmiar śliny, wyczołgała się na zewnątrz, odkleiła pistolet z przedramienia, zębami zerwała prezerwatywę z lufy i zarepetowała. Potem włożyła okulary.

Znajdowała się na dnie jakiegoś wyschniętego bajora. Wokół mgła, trawa, jakieś krzaki i drzewa. Zerknęła do góry. O mamo… Czy rzeka może płynąć nad głową???

– W porządku Toy? – usłyszała w słuchawkach. Podgięła mikrofon do ust.

– OK.

– Pytam, czy teren czysty!

Spojrzała na swój ubłocony mundur. Pewnie im chodziło, czy są tu wokół jacyś ludzie. Z tego, co widziała, nie było.

– Czysty – zameldowała. – To ciągnij linę.

Rozwiązała grube sploty z pasa i zaczęła ciągnąć. Co chwilę się blokowało. Tamci z dołu musieli "kontr ciągnąć", potem znowu ona. Trwało jakiś kwadrans, zanim zobaczyła swój automat w foliowym worku.

– Już? – usłyszała w słuchawkach. – Już.

– Dobra, weź broń i spadaj na 5to kroków. Do liny przywiązaliśmy ładunki wybuchowe.

Błyskawicznie rozerwała worek, wyszarpnęła swój automat i runęła biegiem do ucieczki. Świnie. Nie wiadomo, o jaką szybkość ją podejrzewali, ale nie zdążyła przebiec nawet połowy dystansu, kiedy eksplozja za jej plecami wyrzuciła w górę zwały ziemi. Zaczęła kląć, a potem wróciła do krateru na środku bajora. Caddilac wspinał się właśnie po metalowej rurze.

– No – ryknął na jej widok. – Teren zabezpieczaj, sikso!

– Te wszystkie psy… – westchnęła Mobutu, tuż za nim. – Są jakieś dziwne, nie?

– No! – warknął Oouroo, nie mogąc poradzić sobie z erkaemem na śliskiej rurze. – Maybe Not? Pamiętasz tego psa spod… – nagle Oouroo osunął się na rurze, zwalając Maybe Not, która wspinała się za nim.

– Daj se spokój ze wspominkami! – kobieta klęła, masując plecy. – Ale on walił owce!

– A ja mam okres i ktoś mi każe wspinać się z toną sprzętu na plecach… Oouroo, wpierniczę ci bagnet w dupę, co?

– Spadaj, Maybe Not!!! – erkaemista zaczął jednak wspinać się szybciej. – A pamiętasz, jak facet załatwił tego szefa brygady…

Przerwał nagle, bo był już na powierzchni Toy przystawiła mu do skroni lufę Colta Springfielda.

– Nigdy w życiu nie waliłam owiec – wysyczała.

– Pewnie, że nie – wzruszył ramionami. – Przecież jesteś dziewczyną. – Pociągnij spust! Pociągnij spust, piesek!!! – krzyknęła Maybe Not, gramoląc się na górę. – Zapłacę za gnojka do wspólnej kasy…

– Nie szczekać – następny był Dante. Rozejrzał się wokół. – Nagana, żołnierzu – warknął na Toy. – Nagana, żołnierzu – uśmiechnął się do Caddilaca. – Nagana… – opieprzył Mobutu. – Oouroo, chciałbym tu widzieć jakieś zabezpieczenie. Maybe Not, może byś się tak zajęła zwiadem, oczywiście jeśli nie masz akurat w planach wymiany podpasek. Hot Dog, ty "pratiwpołożno" -popisał się znajomością rosyjskiego.

Żołnierze rozbiegli się do swoich zadań. Nakładali w biegu chińskie noktowizory. Nie żeby tu było przesadnie ciemno, ale noktowizor można było przestawić na podczerwień, a to pozwalało szybko wykryć wszystko, co żyje.

– Pięć obiektów na godzinie szóstej! Jeden obiekt na godzinie czwartej, druga ćwiartka na górze, dużo obiektów na dwunastej, lewo góra, poruszają się… – posypały się meldunki. Strasznie ciężko było określić kierunek we wnętrzu gigantycznego walca.

"Pana Browna" i trzech inżynierów wyciągnięto na linie. – Gdzie teraz? – zapytał Dante.

Jeden z inżynierów usiłował wyzerować żyroskopowy system naprowadzania. Potem niezbyt pewnie wskazał kierunek.

– Dawać mi tu psa!!! – zawyła nagle Maybe Not do mikrofonu. – Dawać tu psa, szybko!!!

Toy runęła biegiem, nie czekając na rozkaz dowódcy. Nie wiedziała, co oznacza jej jedna dotychczasowa nagana, ale… chyba nie wysoką premię. – Niżej łeb!!! – opieprzono ją w słuchawkach.

Schyliła się, a potem zaczęła pełznąć przez spore pole dojrzałej pszenicy. Dotarła do Maybe Not i Mobutu leżących przed przydrożnym rowem. Nie wystawiały głów z pszenicy, dla noktowizorów nie była to przeszkoda.

– Kurde – Mobutu zaczęła montować na twarzy Toy jakieś urządzenie. = Dante jest genialny…

– Jaja se robisz? – warknęła Maybe Not.

– Tylko on mógł skądś wytrzasnąć tego piekielnie dobrze wyszkolonego maluszka – palnęła przyjacielsko Toy w głowę. Murzynka miała ze dwa metry wzrostu. Głowa Toy odskoczyła jak walnięta kafarem.

– Aaaa… tak. Psy to on umie wyszukać – lekki kuksaniec w wątrobę. Jezu… Maybe Not miała jakiś metr dziewięćdziesiąt i mięśnie jak mężczyzna. Wątroba zaczęła rwać momentalnie. Skąd Dante bierze te wielkie babska???

– OK. Ktoś idzie drogą… – Mobutu skończyła okręcać jej taśmę wokół głowy. Przykleiła wizjer urządzenia do jej okularów. – Jesteś mała, więc pójdziesz pierwsza, żeby go nie wystraszyć. Tu w wizjerze będziesz miała wszystkie wykresy. Zobaczysz, czy kłamie, czy się boi i w ogóle, co z nim…

– No. Zapierdalaj pies.Obie popchnęły ją naraz. O mało nie przeleciała nad rowem. – Spoko, słaniamy cię. Wyszła na drogę.

– Tu Clash – rozległo się w słuchawkach. – Jestem po drugiej stronie, piesku – szepnął uspokajająco. – Powiedz tylko słowo, a on rozpylony będzie na pojedyncze atomy… – zażartował.

Dopiero teraz zauważyła człowieka, o którym mówili tamci. Niezbyt wysoki mężczyzna, ubrany w coś, co wydało jej się długim płaszczem, szedł w jej kierunku. Na ramieniu miał wielki drąg z przyczepionym nakońcu kawałkiem metalu o kształcie księżyca w ostatniej kwadrze. Gdzieś już widziała coś takiego… Na jakimś filmie. Nie mogła sobie przypomnieć.

Mężczyzna też ją zauważył. Co najmniej trzy wykresy podskoczyły na maksimum w wizjerze. Strach 100%. Adrenalina 100%. Mocznik 100%. Jeeeezzzuuuu… Facet najwyraźniej był przestraszony do granic możliwości. Uśmiechnęła się, ale niczego nie widział zza jej mikrofonu i tego piekielnego, europejskiego urządzenia, które miała przyklejone na twarzy.

Zarepetowała kałasznikowa. Drgnął. Puściła broń na pasek i pokazała mu puste dłonie.

– Spokojnie, Maluszek – szeptał uspokajająco Clash w słuchawkach. – Jak tylko kichnie, to go rozpylę… Spokojnie, piesku!

Mężczyzna na drodze miał jakieś czterdzieści – czterdzieści pięć lat. Widać było, że jest silny, wytrenowany, niezbyt inteligentny. Nagle drgnęła, bo przypomniała sobie, co to jest… ten drąg z metalowym ostrzem. To kosa!

– Strzelać piesku: – szepnął Clash. – Nie.

Zrobiła kilka kroków, ciągle pokazując tamtemu puste dłonie. Wykresy w wizjerze skakały, pokazując coraz to nowe wartości. Facet był naprawdę śmiertelnie przerażony.

– Powiedz coś, piesek – szepnęła Mobutu. – Kim jesteś?

Mężczyzna zrobił ruch, jakby chciał się rzucić do ucieczki.

– Clash! Nie strzelaj! – krzyknęła Toy. – Mobutu, Maybe Not, spokojnie…

Mężczyzna na drodze powiedział coś w śpiewnym języku. – Nie rozumiem. Znasz angielski?

Powiedział coś. Nagle rozpoznała… To był angielski. Dziwny, śpiewny, z akcentem, przy którym trudno było wychwycić znaczenie słów. On spytał "Kim jesteś?". Tak jak ona. Ale się nie rozumieli.

– Jestem Toy – powiedziała wyraźnie i powoli. To było idiotyczne, ale na nic innego nie wpadła.

– "Zabawka"? – spytał. Równie powoli i wyraźnie. Wychwyciła sens. – Nie. To tylko ksywa – wykresy europejskiego urządzenia pokazały jej, że on nic nie rozumie. – Takie imię.

– Cześć, Toy – powiedział. – Cześć.