129377.fb2 W pogoni za w??em morskim - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 23

W pogoni za w??em morskim - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 23

…Za czarnoniebieskim gładkim jęzorem lodowego nacieku Care znalazł to, czego chciał. Zrobił trzy i pół kroku po niepewnej śnieżnej warstwie, jego ciało i Kula przebiły powłokę i wraz z ostrymi bryłami zlodowaciałego śniegu runął w świszczącą bezdeń…

Dwie pary silnych rąk w miękkich rękawicach pochwyciły go w locie. Pochwyciły i uniosły ku słońcu. Dopiero odpoczywając w ich objęciach poczuł, jak jest śmiertelnie zmordowany. Ciało ćmiło, ból kurczył mięśnie. Nieznośnie jaskrawymi czerwonymi plamami opuszczały się i unosiły helikoptery. Niesiono go po czarnym lodzie, z trudem wsunięto przez właz. Ostrożniej, zmęczył się i jest chory. Szum śmig nie trwożył, lecz kołysał. Całą niedługą drogę powrotną Care przespał, choć i we śnie nękał go ból. A jednak wiatr wywizdywał marsz triumfalny. Jest wśród przyjaciół! Ich uśmiechy nie kupione, współczucie nie fałszywe.

Teraz Care’a niosą na statek. Śnieżnobiałe prześcieradła chłodzą jak lodowce. Przeciąga umęczone bezgranicznie ciało tak, że chrupią stawy, i nie może się przebudzić. Znowu wszystko we śnie, ale radość wyraźna. Niech rozstąpią się góry lodowe — on płynie do Maudi i synka!

W białej kajucie przygasa światło i Henry nagle się budzi. Za cienkim przepierzeniem szemrzą głosy. Szepczą o nim, o powtórzeniu eksperymentu przerwanego w połowie. Kłamcy! Tchórze! I mógł im zaufać… Nie przyjaciele, lecz bezduszni hipokryci wyrwali go z lodowej rozpadliny. Znowu sterylne więzienie kliniki, tylko pływające… Kręci się w głowie, ciało wije się w rozdzierających skurczach. Obłąkańczy lęk przenika powietrze. Doznał już podobnego w czasie burzy magnetycznej. Niematerialne linie pola magnetycznego wpijają się w mózg. Z każdym nowym obłokiem lecących ze słońca naładowanych cząstek zamiera i omdlewa serce. Czyż biedny żółw Czo — ka, który podarował mu żywy kompas, cierpiał tak samo? Lęk narasta, staje się namacalny. Superzmysłem cieplnym wyczuwa zbliżanie się olbrzymiej góry lodowej. Przez zwartą mgłę promienie podczerwone donoszą o nadciągającej górze lodowej. Dziwne, bryła lodu wydaje mu się nie zimna, lecz rozpalona. Buchająca żarem wisi już nad statkiem. Dlaczego nie biją na alarm? Ach tak, burza magnetyczna! Lokatory zachłysnęły się w kaszy linii siłowych. Niech toną obłudne szczury! On pośle je na dno! On!..

Rozsypały się miliardy przeszywających ogni! Lodowa piła rozdarła ciało. Henry leżał na dnie przepaści. Burza i ocalenie, rozczarowanie i radość — to jedynie majaki przedśmiertne. Leżał wyciągnięty jak długi w lodowym grobowcu zaciskając w palcach strzęp czarnego porostu. Plastykowe wargi zastygły w uśmiechu.

Walentyn BieriestowHALO, PARNAS!

— Halo, Parnas, halo, Parnas! Jak mnie słyszysz? Odbiór.

— Słyszę bardzo dobrze. Czy są jakieś nowe zarządzenia dotyczące ewakuacji? Odbiór.

— Żadnych zmian, harmonogram pozostaje w mocy, trzy godziny zbiórka na kosmodromie. Jak mnie zrozumiałeś? Odbiór.

— Zrozumiałem dobrze.. Za trzy godziny zbiórka na kosmodromie. Melduję, że mamy trudności: zbiory się mieszczą! Dwanaście sekcji zostało załadowanych granic możliwości. Prometeusz proponuje część wyposażenia rozdać Achajom, a na to miejsce załadować zbiory. Proszę o decyzję, szefie.

— Parnas, Parnas! Zezwalam na załadowanie zbiorów do sekcji trzynastej. Zbędny sprzęt zniszczyć! Zniżyć zupełnie, żeby nie zostało żadnego śladu. Zajmie się tym Prometeusz. Powtórz rozkaz. Odbiór. Zniszczyć zbędne wyposażenie. Wykona Prometeusz. Merkury pyta, czy może podarować swój rower Herkulesowi.

— Powtarzam: nie może pozostać żaden ślad naszej bytności na tej planecie. A Merkury to idiota. Czy nie może zrozumieć, że rower potrzebny jest Herkulesowi jako narzędzie w rozgrywkach politycznych?

— Jowiszu, gniewasz się, a więc nie masz racji.

— Co to znowu za dowcipy? Odbiór.

— Szefie, tu Melpomena. Powiedz Apollonowi, żeby mi podrzucił na pół godzinki helikopter. Zapomniałam zrobić zdjęcia teatru w Epidauras.

— Szefie! Szefie! SOS! Uwięziono Hymena. Znowu ciągną go na wesele.

— To ty, Marsie! Palnij z rakietnicy, to pouciekają. Melpomeno, nie ma mowy o żadnym helikopterze, przedtem trzeba było o tym pomyśleć. Apollonie, co to znaczy? Masz dziewięć laborantek i kosmiczny bałagan!

— Szefie, tu znowu Mars. Mam tylko czerwone rakiety. Zrozumieją to jako sygnał do rozpoczęcia wojny.

— Powinieneś już wiedzieć, że wojny mają przyczyny socjalne. Co tu ma do rzeczy kolor rakiety? Działaj!

— Tatusiu, żebyś zobaczył, jaką rzeźbę ładujemy teraz na statek! Pamiętasz, kiedyś pozowałam pewnemu rzeźbiarzowi. I wyobraź sobie, w świątyni nikogo nie było.

— Natychmiast odnieść rzeźbę na miejsce. To jest arcydzieło stworzone przez człowieka i należy do ludzi.

— Tatusiu, od kiedy masz taki szacunek dla świątyń? Przecież jesteś ateistą.

— Lepiej by było, gdyby zamiast bogini miłości ludzie wymyślili boginią szacunku! Parnas! Parnas! Gdzie jest Hymen? Gdzie Prometeusz?

— Hymen jest już w bazie. Prometeusz jest w magazynie, pobiera materiały wybuchowe. Aby nie straszyć miejscowej ludności, proponuję zbędny sprzęt wrzucić do krateru Wezuwiusza i tam go wysadzić. Ludzie przyjmą to za normalny wybuch wulkanu.

— To ty, Hefajstosie? Zupełnie dobry pomysł. Aprobuję.

— Szefie, tu Apollo. Może jednak zostawimy coś na pamiątkę? Niech wiedzą, że tu byliśmy.

— Zamienią nasze maszyny w fetysze. Będą skraplać nasze telewizory i helikoptery krwią zwierząt ofiarnych i oddawać im cześć boską. Wszystko wysadzić w powietrze!

— To może zakopiemy przynajmniej tablice? Klio już je przygotowała. Odkopią je, gdy zajmą się archeologią, przeczytają, gdy odkryją cybernetykę, gdy staną się takimi jak my.

— Nie, Apollonie. Poprzednie zarządzenie pozostaje w mocy. Ludzie mają dziwny zwyczaj objaśniania iksa przez igrek. Gdzie mamy gwarancję, że nie będą chcieli nam przypisać wszystkich swoich osiągnięć? A przecież wszystko to, co już stworzyli i co jeszcze stworzą, zawdzięczają własnym rękom i rozumowi. I nie ma sensu mieszać do tego sił nadprzyrodzonych, na przykład nas. Zniszczyć wszystko!

— Melduje się Neptun. Ekspedycja oceanograficzna zakończyła pracę. Batyskaf zatopiono. Udajemy się do bazy.

— Tu Pluton. Geologowie pobrali ostatnie próbki. Najdalej za piętnaście minut wyruszamy na kosmodrom.

— Jaka jest przyczyna zwłoki?

— Cerber pogonił za kuropatwą. Nie może się drań napolować!

— Koledzy, poczekajcie, nie wyłączajcie odbiorników. Tu Apollo. Szefie, powiedz nam na zakończenie coś ładnego.

— Cóż można powiedzieć? No dobrze, słuchajcie. Pracowaliście… ee… dobrze. Mówię, że dobrze pracowaliście. W imieniu dowództwa wyprawy dziękuję wszystkim uczestnikom…

— Uwaga! Uwaga! Alarm! Prometeusz został zatrzymany na kosmodromie. Usiłował zniszczyć rakietę.

— Zwariował. Eskulapie, natychmiast zbadaj tego szaleńca!

— Tu Eskulap. Encefalogram nie wykazuje większych odchyleń od normy. On jest zdrów.

— Dawajcie go tu! Słucham cię, Prometeuszu. Odbiór.

— Szefie, chciałem, abyśmy zostali na Ziemi i pomogli ludziom. Żeby byli szczęśliwi.

— Smarkaczu! Oni jeszcze do tego nie dojrzeli. A szczęście osiągną własnymi siłami. Wierzę w nich, Ety, jak widzę, nie wierzysz.

Szefie, ja zostaję na Ziemi. Oddam ludziom swoją wiedzę, swój wewnętrzny ogień.

— Jeśli cię to interesuje, ludzie prosili nas o wszystko, tylko nie o wiedzę.

— A ty im ją proponowałeś?

— Dobrze, dobrze, porozmawiamy w czasie poroży. Marsz do rakiety! Pozbawiam cię prawa wykonywania jakiejkolwiek pracy.

— Przecież powiedziałem, że zostaję na Ziemi.

— Zabiją cię i zwalą winę na nas.

— Jestem gotów na wszystko.

— Nie poznaję cię, mój chłopcze. Zapomniałeś o ojczystej planecie. Nieomal pozbawiłeś nas możliwości powrotu do domu. Czym oni cię zamroczyli? Co z tobą zrobili?

— A co zrobili z tobą? Czemu ukrywałeś przed nimi, że nie jesteśmy nieśmiertelni? Czemu pozwoliłeś, by czcili nas jak bóstwa?

— Ależ posłuchaj, tu chodziło wyłącznie o zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom wyprawy. A w ogóle na tym stopniu rozwoju oni jeszcze nie są w stanie pojąć, kim my jesteśmy.