129529.fb2 Wiatr Od Wschodu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

Wiatr Od Wschodu - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 2

ROZDZIAŁ I

Do tej pory niewiele zostało powiedziane o gałęzi Ludzi Lodu, która towarzyszyła rodzinie królewskiej córki Leonory Christiny i osiedliła się w Skanii.

Najlepiej zatem cofnąć się nieco w czasie.

Zaczęło się od Cecylii, która zajmowała się dziećmi króla Christiana IV ze związku z osławioną Kirsten Munk. Dwie jakże barwne damy, nie znoszące nawzajem swego widoku… Ponieważ jednak Cecylia miała dostojnych obrońców w osobie króla i swego męża, Alexandra Paladina, Kirsten Munk niewiele mogła zdziałać.

Poza tym dzieci, a zwłaszcza Leonora Christina, bardzo były przywiązane do swej opiekunki.

Z kolei przyszła synowa Cecylii, Jessica, została piastunką dzieci Leonory Christiny, która poślubiła Corfitza Ulfeldta. Polubiła Jessikę zwłaszcza ich córka, mała hrabianka Eleonora Sofia. Gdy Ulfeldtowie z powodu ciemnych i podejrzanych sprawek głowy rodziny, Corfitza, musieli uciekać z Danii do Skanii, Jessica nie pojechała z nimi. Pragnęła zostać ze swym ukochanym Tancredem. Z czasem jej miejsce zajęła córka, Lena, która została zaufaną damą do towarzystwa Eleonory Sofii.

Lena, siostra Tristana, poślubiła Skańczyka, Orjana Stege, i na dobre osiedliła się w Skanii.

Małżeństwo Leny i Orjana było szczęśliwe. Spokojne, mocno trzymające się ziemi, oparte na wzajemnym przywiązaniu. jedyna wada tego związku polegała chyba na tym, że było im aż za dobrze. Z upływem lat zaokrąglili się oboje i wybrali spokojne życie w majątku położonym niedaleko dworu Andrarum we wschodniej Skanii.

Bardzo kochali swą córeczkę Christianę. To nie rzucające się w oczy dziecko wyrosło na nie rzucającą się w oczy kobietę, w której jednak za małomównością kryło się wiele serdecznego ciepła.

Szwedzkiej gałęzi Ludzi Lodu szczęśliwie zostało oszczędzone przekleństwo. Być może pozostali członkowie rodu dostrzegali w tym pewną dozę niesprawiedliwości, sami wszak gorzko cierpieli pod tym brzemieniem. I może właśnie dlatego skańskie odgałęzienie coraz bardziej obawiało się, że teraz przekleństwo uderzy w nich. Dotąd jednak nic się nie wydarzyło.

Eleonora Sofia Ulfeldt wstąpiła w odpowiedni dla swego urodzenia związek małżeński z jednym z dworzan Karola XI, Lavem Beckiem, panem na Andrarum, Gladsax, Torup i Bosjokloster – bogatych zamkach i dworach w Skanii. Co prawda jego ojciec, niegdyś jeden z najbogatszych ludzi Danii, zrujnował się w wytwórni ałunu w Andrarum, ale rodzina i tak była zamożna. Zwłaszcza Lave, małżonek Eleonory Sofii Ulfeldt. Jej rodzice: niezłomna córka królewska Kirsten Munk wraz ze swym mężem, chciwym Corftzem Ulfeldtem, byli wysoce przewidujący i kupili dla swych dzieci okazały Torup oraz inne zamki. Wyszło to na dobre Lavemu Beckowi, a i on, i Eleonora Sofia potrafili utrzymać swe majątki.

Nalegali także, by Lena, łagodna i lubiana, nadal pozostawała damą do towarzystwa Eleonory Sofii. Leonora Christina wciąż twierdziła, że Lenę należy nazywać damą królewskiego dworu. Czyż hrabianka Eleonora Sofia nie była wnuczką Christiana IV?

Eleonora Sofia nie żyła jednak długo. Zmarła w roku 1698, tym samym, w którym odeszła jej sławna matka. Orjan Stege nadal jednak pozostawał adiutantem Lavego Becka, wciąż więc mieszkał z żoną i córką w Andrarum, a z czasem Christiana jakby zastąpiła swą matkę Lenę. Została w pewnym sensie ochmistrzynią rodziny Becków. Spokojna i sympatyczna, obowiązki swe wypełniała sumiennie. Co do małżeństwa Christiany, to zorientowała się ona wkrótce, że popełniła wielki błąd. Poślubiła bogatego gospodarza Sorena Gripa, który mieszkał w sąsiedztwie. Kiedy już dostał ją za żonę, przestał być adorującym kawalerem z czasów narzeczeństwa. Na światło dzienne wyszła jego prawdziwa natura, niewiele wspólnego mająca z wrodzoną szczodrością Ludzi Lodu i ich zdolnością przyjmowania rzeczy takimi, jakimi są. Nie polepszał sprawy fakt, iż Christiana wstąpiła w związek małżeński ze swego rodzaju wdzięcznością, że ktoś zechciał właśnie ją, na którą nie warto nawet spojrzeć. Taka postawa wyzwala najgorsze cechy tych mężczyzn, którzy wykazują choćby najmniejszą skłonność do despotyzmu.

Biedna Christiana czyniła wszystko, by ukryć przed rodzicami prawdę o swym małżeństwie. A może oni rozumieli mimo to? Być może dostrzegali jej sztuczne uśmiechy, wymuszoną swobodę konwersacji. Byli zbyt delikatni, by cokolwiek na ten temat powiedzieć, ale starali się wesprzeć córkę i dodać jej otuchy.

Soren Grip kojarzył możliwość zysku z każdą czynnością, z każdym działaniem. Oceniał ludzi po ubiorze i zawartości sakiewki, otaczał się tylko takimi, z którymi znajomość mogła mu przynieść jakąś korzyść, i nakazywał Christianie, by do ostatka wykorzystywała swych wysoko urodzonych pracodawców. Christiana wzbraniała się przed tym i między małżonkami dochodziło do gwałtownych sprzeczek. Na ogół jednak to ona ulegała, ale do pewnych granic.

„Oszukałaś mnie! – wrzeszczał do niej Soren Grip. – Wmawiałaś mi, że jesteś bogata i że będziemy przestawać z Beckami jak z równymi „Niczego ci nie wmawiałam – odpowiadała udręczona Christiana, wysyłając z pokoju małego syna, Vendela, aby nie musiał słuchać rozsierdzonego ojca. – Mówiłam ci, że jestem ich ochmistrzynią, a i mój posag nie był chyba najgorszy?” Soren parsknął. „Może i tak, ale skąd mogłem wiedzieć, że to już wszystko, co dostaniesz? Ale dzięki Bogu jesteś jedynaczką, w końcu więc odziedziczysz to i owo. Obyśmy tylko nie musieli czekać w nieskończoność.” Wówczas zraniona do głębi Christiana odwracała się. Pragnęła wszak, by jej kochani rodzice żyli jak najdłużej. Byli jej wielką pociechą. Oni… i mały Vendel.

Mijały lata. Małżeństwo Christiany i Sorena trwało. Istniała między nimi szczególna więź; on w chwilach zbliżeń potrafił okazywać dobroć i czułość, a wówczas ona odczuwała swego rodzaju oddanie dla niego. Mimo wszystko był jej mężem i tak bardzo chciała, by jej małżeństwo okazało się udane, jak przez całe lata szczęśliwy był związek jej rodziców.

Jednakże w roku 1707 pękły wszystkie więzi łączące ją z mężem.

Szwecja była wówczas krajem praktycznie pozbawionym władzy. Nowy, młody król Karol XII okazał się urodzonym żołnierzem. Nieszczególnie dbał o kraj, jeszcze mniej o kobiety. Przez wiele lat krążył po Europie, podejmując wyprawy wojenne. Określenie płynących z nich korzyści sprawiało trudność większości jego poddanych. Stracił wielu ludzi, ale nie przejmując się niczym parł dalej, na wschód. Pragnął pokonać rosyjskiego olbrzyma. Do tego jednak potrzebował więcej żołnierzy.

Dlatego właśnie posłał do Szwecji po kolejne dziesięć tysięcy rekrutów. Pragnął ściągnąć ich do Prus Zachodnich. W niewielkim miasteczku, Słupcy, miał na nich czekać. Wśród wybranych znalazł się także młody Corfitz Beck, syn Eleonory Sofii i Lavego.

Ale Corfitz Beck był oficerem, a ponadto szlachcicem. Potrzebował… nie, nie należy używać słowa „adiutant”. Potrzebował pucybuta. Nie był wszak wyższym oficerem.

I Soren Grip nalegał, by owym pucybutem został Vendel.

Christiana wpadła w rozpacz.

– O to nie mogą prosić! Vendel jest przecież jeszcze dzieckiem, a pan Corfitz wyrusza na pole bitwy!

– Pan Corfitz ma dopiero dwadzieścia dwa lata i taki młody chłopak doskonale do niego pasuje. Pomyśl sama, jakie korzystne może to być dla Vendela! Ma szansę awansować, otrzymać szlachectwo za bohaterstwo…

– Niech Bóg broni – mruknęła Christiana. Zdecydowanie była przeciwna wysłaniu jedynego syna na jakąś szaleńczą wojnę w pogoni za sławą, wojnę, która zdawała się nie mieć końca. W dodatku pod dowództwem króla wcale nie poczuwającego się do odpowiedzialności za swoich poddanych, coraz bardziej udręczonych przez krwawą zawieruchę, która pochłonęła już tyle pieniędzy i ludzkich istnień.

Ale Soren Grip oceniał sprawy inaczej niż Christiana, Już się radował na myśl o oszałamiającej chwale Szwecji, o ile udałoby się zwyciężyć Rosjan. Wybrał się więc sam, w tajemnicy przed żoną, do wielkiego dworu, by pomówić o swym synu z młodym oficerem.

Corfitz Beck wpadł w zachwyt, tak samo zresztą jak jego starzejący się ojciec, Lave Beck. Znali Lenę i Orjana Stege, a także ich córkę Christianę jako ludzi na wskroś godnych zaufania. Młody Vendel również cieszył się ich wielką sympatią i często między sobą mówili, że chłopak na szczęście wdał się w matkę, a nie w zachłannego ojca.

Christiana nigdy nie wybaczyła Sorenowi Gripowi zdradzieckiego ciosu. Nie mogła zapobiec wyjazdowi Vendela, ale na każdej sztuce odzieży, którą przygotowywała dla syna, widniały mokre plamy jej łez. Po wyjeździe chłopca atmosfery w domu nigdy już nie można było nazwać pogodną.

Trzy lata później, w roku 1710, uderzyła w Skanię zaraza. Zabrała ze sobą Lavego Becka i zabrała Sorena Gripa. Christiana – potomkini Ludzi Lodu, bardziej odporna, stała nad swym umierającym mężem, usiłując przywołać żal, ale czuła jedynie, że jej twarz jest ściągnięta, bez wyrazu, jak martwa.

W duszy miała pustkę. Ten sam kamienny wyraz twarzy zachowała podczas pogrzebu. Nie mogła się od niego uwolnić, choćby nie wiadomo jak mocno się starała.

Vendel wówczas był już daleko, w Rosji.

O jego losach będzie ta opowieść.

Christiana otrzymała od syna list ze Słupcy, wesoły, beztroski. Biła z niego taka żądza przygód, że niemal widziała blask w oczach Vendela. Później upłynął niepokojąco długi czas, zanim dotarł następny list. Nadszedł dopiero na początku 1708 roku i Christiana otwierała go z ogromnym lękiem. Napisany był jednak ręką syna, musiał więc żyć. Przysłany został z Grodna na Litwie.

List okazał się nie tak optymistyczny jak poprzedni. Chłopak poznał już szczerzące się do niego okrutne oblicze wojny; dało się to wyczytać między wierszami. Przeżyli piekielny marsz w głębokim na metr śniegu przez mazurskie mokradła. Tak wielu zginęło. Z wycieńczenia, od zdradzieckich, wystrzelonych z ukrycia kul… Vendel pisał krótko, nie było się z czego cieszyć, naturalnie oprócz tego, że list w ogóle przyszedł! Że dostali od niego jakąkolwiek wiadomość i że nie był ranny. Jak na razie.

– Szalony królu, wracaj do domu! – jęknęła Christiana nie zważając wcale na fakt, że popełnia obrazę majestatu. – Jaki sens ma wałęsanie się po bagniskach w samym środku zimy tak strasznie daleko od Szwecji? Ta naszych chłopców ciągniecie w te okropieństwa! Jaki pożytek ma z tego Szwecja? Na co nam taka ogromna Rosja, jak zdołamy wykarmić wszystkich wygłodzonych biedaków w tych dalekich, dalekich krainach? Pomyślcie choć przez moment o swym własnym kraju i zajmijcie się tutejszą biedą! I wróćcie do domu, z naszymi mężami i synami!

Westchnęła głęboko. Przez chwilę siedziała z przymkniętymi oczami, a potem wróciła do swych obowiązków na dworze Andrarum.

Już w drzwiach napotkała Lavego Becka; wówczas bowiem jeszcze żył.

– List od Corfitza, pani Christiano! I tak pięknie pisze o młodym Vendelu. Czy chcecie posłuchać?

– Z miłą chęcią!

Opowiedziała o swych własnych wieściach od syna, a potem on odczytał urywek z listu, który dostał:

Mój młody pucybut i przyjaciel z domu, Vendel Grip, jest naprawdę dzielnym chłopcem. Zranił się paskudnie podczas przeprawy przez mazurskie moczary, kiedy wpadł w bagno, ale z jego ust nie wydobyło się ani jedno słowo skargi. Na pewno okaże się mężnym żołnierzem.

Christiana stała z zaciśniętymi wargami. Vendel był ranny?

– Czy wydobrzał? – zdołała jedynie zapytać.

– Tak się wydaje – odparł stary Beck i zaczął odczytywać kolejny fragment z listu Corfitza. Bił z niego podziw dla wojowniczego króla i żądza walki, których nie znalazła w liście Vendela.

Mój chłopiec, myślała zrozpaczona. Mój syn!

I znów długie, długie oczekiwanie.

A potem przyszedł obszerny list – ostatnia wiadomość, jaką otrzymali od Vendela.

Połtawa, w czerwcu 1709 Najdroższa Matko i Ojcze!

Och, Matko, cóż ja widziałem i Serce krwawi mi ze współczucia dla ludzi i zwierząt. Właśnie dzisiaj pogrzebaliśmy żołnierza, który brał udział w wojnie przez więcej lat niż ja ich mam. Widział, jak jego synowie umierali podczas wyprawy, włosy mu całkiem posiwiały, choć wcale nie był taki stary. I on nie był jedyny. Wszyscy są tacy zmęczeni, wycieńczeni latami wojny, wędrówka przez obce kraje, z dala od swych najbliższych. W marszu od końca XVII wieku, bez odpoczynku, bez bodaj krótkich odwiedzin w domu.

– Chłopak ma zbyt miękkie serce! – rozgniewał się Soren Grip. – Cóż ta za pomysły! Żołnierskie życie jest najbardziej chwalebne; zawsze dręczyło mnie to, że nie zostałem żołnierzem. Czytaj dalej!

Głos Christiany wyrażał jeszcze większe napięcie, gdy kontynuowała:

Dzisiaj także Jego Wysokość został ranny, w stopę. Jest taki zdyscyplinowany, że nie zwracał na to uwagi, lecz dalej wydawał rozkazy, dopóki nie spostrzeżono, jak bardzo pobladł i że krew cieknie już z buta. Zmuszono go teraz, by się położył.

Przemarsz przez Ukrainę, gdzie w końcu dotarliśmy, był ciężki. Widziałem, jak ludzie odcinają odmrożone kawałki własnych stóp, widziałem całe oddziały tonące w bagnie. Generał Lewenhaupt, który miał przyprowadzić nam na odsiecz oddziały z Inflant i Kurlandii, rozpoczął wędrówkę od brzegów Bałtyku z jedenastoma tysiącami ludzi. Sami musieli stawić czoło Rojanom, a kiedy w końcu dotarli do naszej armii, było ich już tylko sześć tysięcy i stracili całe zaopatrzenie.

Wszystkim na płucach legła choroba, ale mnie, o dziwo, udało się tego uniknąć. Dlaczego – nie wiem.

Ludzie Lodu, pomyślała Christiana. Błogosławiona krew Ludzi Lodu!

Wielu nabawiło się jeszcze innych paskudnych chorób. W zimowych kwaterach stykali się z nierządnymi dziewkami po gospodach, a teraz są tak wyniszczeni, że trzeba zostawiać ich po drodze.

Och, Vendel nie powinien nic wiedzieć o francuskiej chorobie! jęknęła w duchu Christiana.

Moja codzienna praca polega na czyszczeniu koni, pana Corfitza i mojego, tak by w każdej chwili były gotowe. Poza tym dbam o mundur i buty pana Corfitza, czyszczę jego broń, a także pielęgnuję rany, jestem też jego tragarzem, gdy zachodzi taka potrzeba. Załatwiam dla niego rozmaite sprawy i służę jako posłaniec.

Uwierzcie mi, to daje zajęcie na cały dzień!

Najwięcej jednak, oczywiście, maszerujemy. Braliśmy udział w wielu dużych bitwach i mniejszych potyczkach z Kozakami, Tatarami, Polakami i naturalnie Rosjanami. Największą i najbardziej chwalebną bitwę stoczyliśmy rok temu pod Hołowczyną, gdzie odnieśliśmy wielkie zwycięstwo nad Rosjanami. Ale, jeśli mi wybaczycie, najchętniej zrezygnuję z opowiadań o walkach.

– Przeklęty tchórz! – warknął Soren Grip. – Pomija to, co najciekawsze, nie pisze, jak rozgromili Rosjan. Po tobie odziedziczył tchórzostwo. Maminsynek!

Christiana tego nie skomentowała. Czytała dalej:

Zrozumcie, mam stamtąd takie złe wspomnienia. Kiedy tylko o tym pomyślę, kręci mi się w głowie, a w piersi jakby coś szumiało i nie mogę oddychać. Mój najlepszy przyjaciel, młody chłopak z jazdy smalandzkiej, padł pod Hołowczyną.

Muszę Wam także donieść, że i mnie skierowano już do udziału w bitwie…

– Nie! – głos Christiany zabrzmiał niczym krzyk zranionego ptaka.

– Nie bądź głupia! Chłopak skończył już przecież piętnaście lat! Doskonały wiek na rozpoczęcie kariery oficerskiej!

Z trudem doczytała list do końca.

Przegraliśmy już tak wiele razy, że potrzebny nam jest każdy człowiek. Muszę jednak przyznać, że wszyscy jesteśmy zmęczeni i zniechęceni. Wielu cierpi na biegunkę, musimy bowiem zadowalać się takim pożywieniem, jakie uda się zdobyć. Często pomyje i odpadki z rzeźni to dla nas prawdziwa uczta. Zdarza się bowiem, że przez wiele dni musi nam wystarczyć brudna woda, z której odcedzamy robactwo.

O, Vendelu, myślała Christiana. Jak twój ojciec mógł ci to zrobić?

Otaczamy teraz Połtawę. Wszyscy dobrze wiemy, że właśnie tu będzie toczyć się walka, tu dojdzie do prawdziwej próby sił. Carowi Piotrowi udało się w końcu zebrać swoje oddziały na spotkanie z nami.

Módlcie się za nas, Matko i Ojcze!

Mamo, proszę, daj małemu Mansowi, synowi zarządcy, mój łuk i strzały. Zawsze pragnął je mieć, a jestem już za duży na taką zabawę. Dbaj też o psy i konie! I o dąb, który zasadziłem… Czy się przyjął? A może nawet urósł?

Moje myśli są zawsze przy Was i przy naszym miłym, bezpiecznym domu w Andrarum.

Niech Bóg Was błogosławi, moi kochani!

Wasz oddany syn

Vendel

Była to ostatnia wiadomość, jaką otrzymali od niego.

Z czasem, naturalnie, dowiedzieli się a druzgocącej klęsce pod Połtawą. Częściowo tłumaczono ją faktem, że król Karol leżał złożony gorączką z powodu zranionej stopy, ale główny powód upatrywano w braku waleczności i zwątpieniu we własne siły wycieńczonych wojsk.

Doszły ich także niepokojące wieści, że po klęsce Karol XII zawrócił na południowy zachód, ku Turcji, a z towarzyszących mu szwedzkich żołnierzy został ledwie tysiąc ludzi. Resztę stanowili Kozacy, walczący po stronie Szwedów.

O tym, co stało się z resztą karolińczyków, nie wiedziano nic. A przecież przed bitwą szwedzka armia liczyła około dwudziestu tysięcy żołnierzy!

Rok później Lave Beck i Soren Grap musieli poddać się zarazie, nie poznawszy losu swych synów. O młodym Vendelu i panu Corfitzu Becku zaginął wszelki słuch. Wokół nich i wydarzeń, których byli uczestnikami, zapanowała przerażająca, złowieszcza cisza.