129546.fb2 Wielkie Wrota - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 28

Wielkie Wrota - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 28

21

Zdumienie młodych na widok Tsi-Tsunggi było ogromne. Oczekiwali, że zobaczą małą, brzydką, ale zręczną niczym łasica istotę. Tymczasem wygląd starego znajomego kompletnie ich zaskoczył.

– No, no – rzekł Armas cicho, a Jaskari i Oko Nocy kiwali głowami.

Berengaria szepnęła: „Jaki on śliczny!” A Elena? Elena po prostu głośno westchnęła i wpatrywała się w przybysza szeroko otwartymi oczyma.

Tsi-Tsungga nie do końca pojmował jej reakcję.

On sam nie bardzo wiedział, jak teraz wygląda, ponieważ w ruinach twierdzy nie miał lustra. Był wyższy niż jego pobratymcy, z tego zdawał sobie sprawę, i miał znacznie niż oni szersze barki. Zielone, brązowo nakrapiane ciało stało się bardzo zwinne i wytrzymałe, mogło znieść nieprawdopodobny wysiłek, ale Tsi-Tsungga pojęcia nie miał, jak bardzo jego twarz zyskała na dojrzałości. Wszystkie linie były jakby troszkę przesadnie wyrzeźbione. Miał wysokie kości policzkowe, owalne, połyskujące zielenią oczy, ostry podbródek, jeszcze bardziej spiczaste uszy, pięknie wygięte łuki brwi, kształtny nos i usta niczym u fauna.

Nic dziwnego, że obdarzone fantazją dziewczęta tak reagowały na jego widok!

Zdziwienie trwało krótką chwilę, po czym wszyscy zaczęli się głośno i radośnie witać. Tsi-Tsungga zapomniał, że jest obrażony. Teraz zresztą wiedział już, że to zakaz dorosłych rozdzielił go z gromadką przyjaciół.

Nie wspomniał jednak ani słowem o tamtym dniu, kiedy opuścił rodzinną dolinę i wybrał się w długą drogę do stolicy. Wypatrywał tam młodych, którzy kiedyś odwiedzili go w zrujnowanej osadzie, ale żadnego z nich nigdzie nie dostrzegł. Nie miał natomiast odwagi wejść do miasta. Droga powrotna była bardzo trudna, okazała się bowiem drogą do samotności. Został odrzucony przez wszystkich, najpierw przez swoich współplemieńców, a inni też go nie chcieli.

Teraz jednak wróciły dobre czasy. Jori powiedział, że Tsi-Tsungga będzie mógł zostać w ich części kraju. To być może trochę lekkomyślna obietnica, żadne z nich bowiem nie wiedziało, co Lemurowie i Obcy powiedzą na taką przeprowadzkę. Tyle jednak zakazów złamali dzisiejszej nocy, że jeden drobiazg więcej nie robił różnicy.

„Phi!” jak to zwykł był mawiać Jori.

Teraz syn Taran wyjaśnił przyjaciołom, że jego wyprawa poniosła fiasko.

– A zatem znajdujemy się w punkcie wyjścia – rzekł Jaskari przygnębiony. – Mała Siska zeszła z drzewa i siedzi na brzegu strumienia skulona, bliska utraty wszelkiej nadziei i odwagi, my zaś przedyskutowaliśmy już wszystkie możliwości, do kogo moglibyśmy się zwrócić z prośbą o otwarcie muru, myśleliśmy o Cieniu, ale on jest tylko Lemurem, myśleliśmy też o duchach Móriego, lecz nie wiadomo, gdzie się one podziewają, nie możemy spytać o to nikogo z dorosłych, bo musielibyśmy wyjaśnić, dlaczego nas to interesuje i…

– Może byś czasami przerwał, choćby dla zaczerpnięcia powietrza – zaproponowała Elena. – Za takie zdanie w szkole dostałbyś dwóję.

Jori uniósł dłoń.

– Uciszcie się. Mam szalony pomysł!

Zanim ktokolwiek zdążył zawołać jak zwykle: „Nie, nie, znamy twoje pomysły”, Jori wyciągnął drugą rękę, którą dotychczas chował za plecami.

– Mój pistolet? – zawołał Armas. – Dlaczego go wziąłeś?

– Dlatego, że przeczytałem instrukcję, zobacz sam!

Armas, odbierając swój urodzinowy prezent, powiedział cicho:

– Cieszę się, że wam się nie udało, Jori. Miałem okropne wyrzuty sumienia, a ojciec nigdy by nam nie wybaczył, gdybyśmy bez pozwolenia wzięli szafir. Cieszę się natomiast, że przyprowadziłeś ze sobą Tsi-Tsunggę.

Tsi-Tsungga, który promiennym wzrokiem obserwował Berengarię, jak chodzi tam i z powrotem, tuląc w objęciach Czika, z policzkiem dotykającym miękkiego futra wiewiórki, kiwał radośnie głową, słuchając tego, co mówi Armas. Na krótką chwilę znowu wszyscy zwrócili uwagę na tę istotę, która kiedyś uratowała im życie.

Teraz chodziło o życie Siski. Trzeba przejść na drugą stronę muru.

– Zastanawiam się, co robią nasi rodzice – mruknęła Elena. – Czas pracy zaczął się już dawno i wszyscy z pewnością się pobudzili, na pewno się o nas martwią.

– Tak – przyznał Jaskari z poczuciem winy. – Ale nie możemy zostawić tej dziewczyny własnemu losowi.

– Nie możemy też posłać nikogo do domu, by uspokoić rodziców. W takim razie bowiem musielibyśmy wytłumaczyć, co robiliśmy w nocy. Uff! Nie skończy się to dobrze dla naszej dzielnej szóstki.

– Która niedługo przekształci się w ósemkę. Jeśli wszystko pójdzie dobrze. No i jak, Armas?

– Rzeczywiście, chyba masz rację. Czy mógłbym na czymś wypróbować pistolet?

Rozejrzeli się wokół. Nikt nie chciał niszczyć pięknej roślinności.

– A dlaczego nie na murze? – zapytał Oko Nocy spokojnie.

To chyba rzeczywiście najlepszy pomysł. Armas poprosił wszystkich, by odsunęli się na bok, zaś Berengaria przekazała Sisce, iż powinna zostać na brzegu strumienia. Nie wolno jej podchodzić bliżej, dopóki nie zawołają. Widzieli, że drobna postać skuliła się na swoim miejscu.

Armas skierował pistolet na mur.

– Powinienem? – zapytał z nerwowym uśmiechem.

– Zamknij oczy i strzelaj – zachichotał Jori.

– Tylko ty możesz powiedzieć coś takiego – prychnął Armas.

Wskazującym palcem powoli nacisnął spust.

Długa, piękna wiązka oślepiająco niebieskich promieni trafiła w mur dokładnie w tym miejscu, w którym się spodziewali. Armas przez chwilę trzymał pistolet bez ruchu, po czym wolniutko przesunął wiązkę w dół.

– Powstała szczelina – szepnęła Elena. – Głęboka szczelina, i to na wylot!

Wszyscy odetchnęli.

Armas wolniutko przesuwał promienie w dół. Kiedy dotarł do ziemi, skierował pistolet ponownie w górę do punktu wyjścia i zaczął wolno kreślić łuk po drugiej stronie.

– To wygląda jak drzwi – szepnęła Berengaria z podziwem. – Teraz trzeba je tylko popchnąć i będzie można przejść na drugą stronę.

– Powinieneś również wyciąć próg – rzekł Oko Nocy rzeczowo.

O tym Armas nie pomyślał. Okazało się jednak, że mur wchodzi daleko w głąb ziemi. Tsi-Tsungga zdążył to odkryć, już dawno, położył się tuż przy ścianie z uchem przy ziemi i „nasłuchiwał”, dokładnie tak samo jak Oko Nocy nasłuchiwał przy strumieniu. Ci dwaj zresztą porozumieli się natychmiast, obaj bowiem byli ludźmi natury. Jeśli oczywiście Tsi-Tsunggę można nazywać człowiekiem, co jest, niestety, wątpliwe. Teraz siedział przy samym murze i powtarzał: „Głęboko, głęboko! Bardzo głęboko!”

Armas dokończył dzieła, przecinając mur na poziomie ziemi.

Dopiero teraz zdali sobie sprawę, jak bardzo gruby jest ten mur. Armas przeciął go z jednej strony nieco ukośnie i było oczywiste, że nie da się go tutaj przesunąć. Trzeba było więc powtórzyć czynność i wyciąć próg dokładnie nad ziemią. Pozostali chłopcy bardzo chcieli mieć takie same pistolety, wiedzieli jednak, że to narzędzie przeznaczone jest wyłącznie dla Obcych.

W końcu wyglądało na to, że drzwi są wycięte jak trzeba i wystarczy je po prostu otworzyć. Pomagali wszyscy. Z ciężkim sapaniem wspólnymi siłami pchnęli mocno wycięty fragment, który wysunął się i z łoskotem upadł po tamtej stronie na ziemię.

Wszyscy oddychali wolno, patrząc w zdumieniu na swoje dzieło.

Armas gładził czule swój pistolet.

– Czarodziejska różdżka – powiedział z uśmiechem.

– Tak, techniczne zdolności Obcych i Madragów coraz bardziej zaczynają przypominać czary – stwierdził Jaskari. – Pomyślcie tylko o tym aparacie, który dostałem w prezencie. Ale teraz najważniejsza jest Siska. Chodźcie, trzeba ją przeprowadzić przez otwór.

– Ale jakim sposobem zdołamy… – zaczęła Elena, kiedy ruszyli w stronę otworu. Zakończyła onieśmielona tak cicho, że nikt jej nie usłyszał: -…Wstawić drzwi na miejsce i załatać mur?

– Siska! – zawołał Jaskari cicho, gdy tylko znalazł się po drugiej stronie, w Królestwie Ciemności.

Jakie to okropne uczucie. Tam na zewnątrz światło było wyraźnie przytłumione i człowiek zaczynał tęsknić za pełnym blaskiem. Ale jasny blask wpadał jedynie przez „drzwi”, a one były przecież niewielkie.

Oko Nocy powiedział coś, o czym nikt nie myślał:

– Pamiętajcie!… Ona jest księżniczką!

– I będziemy ją traktować jak księżniczkę – odpowiedział Armas z powagą. – Berengario, idź i przyprowadź ją do nas.

Najmłodsza w grupie skinęła głową i pobiegła na brzeg. Bez chwili wahania zdjęła z siebie sukienkę i podała dziewczynce, która niepewnie szła jej na spotkanie.

– Weź to, ja mogę zostać w samych majtkach.

Siska przyjęła ubranie z wdzięcznością, okryła się chętnie przed spotkaniem z tak licznym gronem nie znanych sobie ludzi.

– Wejdź do Królestwa Światła i bądź pozdrowiona – rzekła Berengaria swoim najłagodniejszym głosem, starając się nie przestraszyć małej dziewczynki.

Z bardzo uroczystą miną Siska przekroczyła granicę.

Przyglądali jej się wszyscy uważnie i witali ją z szacunkiem, każdy na swój sposób, tak jak się wita nadchodzącą osobistość, księżniczkę, a może nawet boginię.

Z bliska nie była już tak bardzo podobna do Berengarii. Miała o wiele ładniejsze oczy, ogromne, odrobinę skośne i lodowato szare. To, co w niej najbardziej zwracało uwagę oprócz tej nieprawdopodobnej bladości, to pełne, czerwone wargi i bardzo długie, wspaniałe czarne włosy. Gładkie i jedwabiste, żadne z nich nie sądziło, że włosy mogą być aż tak piękne.

Była to śliczna dziewczyna, ale chociaż Berengaria również odznaczała się urodą, różniły się od siebie bardzo.

– Ty chyba pochodzisz z jakiegoś wschodniego plemienia – stwierdził Jori rzeczowo.

– W każdym razie jestem spokrewniona z ludami scytyjskimi ze wschodu. Moi przodkowie pochodzą z wielkich stepów.

– Aha, teraz rozumiem. Musieli jednak opuścić stepy wiele stuleci temu.

– Tak – potwierdziła Siska, która dostała aparacik Madragów, gdy tylko przekroczyła mur. – Potem jednak bardzo długo mieszkaliśmy w Ciemnościach.

Patrzyła uważnie na wszystkich po kolei. Biali ludzie zdawali się nie budzić w niej żadnych szczególniejszych uczuć, natomiast w wielkim skupieniu przyglądała się Oku Nocy. Bardzo jej się spodobało jego powitanie, pełne szacunku, a przy rym młody Indianin ani na sekundę nie stracił nic ze swojej godności. To król, pomyślała.

I tak bardzo się nie pomyliła. Oko Nocy miał przecież zostać wodzem Indian.

Tsi-Tsunggi w ogóle nie pojmowała. Starała się do niego nie zbliżać, mógł się okazać wrogiem. Poza tym trzymał w objęciach zwierzę. To niedobry znak, należało się wystrzegać zniżania do poziomu zwierzęcia, tak mówi prawo.

– Musisz coś zjeść – oznajmił ten, o którym mówiono Jori i który śmiał się często, na wszelkie sposoby starał się okazywać jej życzliwość, nawet trochę z tym przesadzał. Siska przywykła do tłumaczenia sobie zachowań ludzi i wiedziała mimo wszystko, że ów Jori życzy jej jak najlepiej.

Cała gromadka życzy jej wyłącznie dobrze.

– Rzeczywiście, jestem głodna – przyznała. – Przygotujcie mi tacę z owocami!

Dały więc o sobie znać nawyki księżniczki, która przyzwyczaiła się do pełnej obsługi…

Młodzi ludzi spoglądali po sobie odrobinę skrępowani, nie znali takich manier.

W lesie zaległa cisza.

Dopiero teraz Siska uwierzyła naprawdę, że znalazła się na terenie objętym wytęsknionym Światłem, które sączyło się przez korony drzew zabarwiając na złoto srebrzyste liście.

I wtedy się załamała.

Dni bólu, głodu i bezgranicznego strachu miała za sobą. Została uratowana, znajduje się wśród życzliwych ludzi i chyba naprawdę nie będzie musiała wracać do wszystkiego, co w jej życiu było złe.

Jaskari, ów wysoki i silny, objął ją, przytulał mocno do siebie i szeptał uspokajające słowa. Początkowo stała przy nim sztywna, mężczyźni przecież nie mieli prawa jej dotykać, później jednak się poddała. Oni przygotują jej posiłek z owoców, znajdą dla niej dom, w którym będzie mogła spać i nie będzie się musiała niczego bać. Trzeba tylko zaczekać jeszcze trochę, a wszystko się ułoży…

Nagle Jaskari popatrzył przerażony na swoich towarzyszy. Oni, również przestraszeni, odwrócili głowy i zrozumieli, co tak niepokoi Jaskariego.

Stoją oto w lesie z dwojgiem swoich nowych podopiecznych przy ogromnym wycięciu w murze, do którego obiecali się nigdy nawet nie zbliżać.

A gdzieś za murem znajduje się horda przerażających dzikusów, która tylko czeka, by przejść na drugą stronę, zniszczyć wszystko i zawładnąć Królestwem Światła. Młodzi „bohaterowie” zaś nie mają najmniejszego pojęcia, co zrobić, by załatać dziurę. Zadanie niewykonalne choćby dlatego, że „drzwi” leżą po drugiej stronie. Gdyby chcieli wstawić je na miejsce, jedno z nich powinno tam przejść i je podnieść, a potem wepchnąć w otwór. I co dalej? Czy ta osoba musiałaby już tam zostać? Jak naprawić szkodę i zatrzeć ślady, nie mówiąc nic Obcym?

Na co oni się ważyli w swoje pierwsze dorosłe urodziny?

Uratowali życie, to prawda. I inną istotę uratowali od strasznej samotności.

Ale cena, cena…

Nie unikną odpowiedzialności za swoje lekkomyślne przestępstwo! Odpowiedzialności i kary.

Sytuacja wyglądała naprawdę ponuro.