129741.fb2 Zbud? si? w Famagu?cie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

Zbud? si? w Famagu?cie - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 22

21

Rankiem Joy odszukała Szerpę, który zdążył już opróżnić cztery butle cz’angu.

— Mam zamiar odwiedzić t e n dom, mister Temba. Mam już dość oczekiwania całymi dniami i zdychania z nudów. Chciałabym się trochę przewietrzyć.

— Weźmie pani jaki?

— Wole pozostawić je pod pańską pieczą. Kiedy wróci mister Valenti, to proszę mu powiedzieć, gdzie jestem, dobrze?

— Ale ja nie czekam na mister Valentiego, madame, mam czekać na mister Smitha. Jeszcze cztery dni madame. Piątego ranka będę wolny.

— To wszystko jedno, przecież poszli razem… Innymi słowy, wie pan, gdzie mnie szukać.

— Rozumiem, madame. W każdym razie przyjadę po panią w drodze powrotnej. Czy życzy pani sobie bym przyniósł siodło?

— Niech pan będzie łaskaw, mister Temba — Joy skinęła głową. — A ja pójdę się pakować.

Wyjechała o dziesiątej i koło południa przekroczyła granice pustyni, na której już nie mogła znaleźć miejsca, by się ukryć i przeczekać upał. Bezchmurne niebo i odbijające się od pokrytego miką żwiru promienie słońca szybko dały się we znaki niedoświadczonej podróżniczce. Mimo — „stetsona” i okularów przeciwsłonecznych ledwo trzymała się w siodle. Ciężkie powieki opadały mimowolnie, w skroniach i potylicy narastał ciężki ból.

Gdy dostrzegła samotną, rzucającą długi cień postać pomyślała początkowo, że to halucynacja. Przymknęła zmęczone oczy, poczekała aż trochę przygasną tańczące, purpurowe kręgi i ostrożnie uniosła dygoczące rzęsy. Cień nie zniknął. Joy popędziła muła i wkrótce zrównała się z wychudzoną staruchą, która wlokła się nie wiadomo gdzie po rozpalonych kamieniach.

Przytrzymała nieco wodze chciała zapytać o coś biedną podróżniczkę, ale nic nie przyszło jej do głowy W uszach dudniło, świadomość tonęła jak w lepkiej mgle. Joy przejechała obok i gdy prawne zapomniała już o spotkaniu, nagle gwałtownie ściągnęła wodze. Przez mózg przeleciała koszmarna myśl.

Joy zrozumiała, kogo podświadomie przypominała jej ta oberwana starucha w podartej niebieskiej bluzce i wytartych dżinsach. To była ona sama, w swoim ubraniu, ale postarzała o jakieś czterdzieści czy pięćdziesiąt lat.

Joy długo patrzyła w ślad swej odchodzącej przyszłości.

— Tommaso! kochany, jedyny — szepnęła — Jak wiele mi odsłoniłeś… Szkoda tylko, że tak późno. Wybacz.

Nie tylko umysłem, ale całym swym jestestwem zrozumiała straszliwą prawdę — w tej dolinie śmierć była bezsilna wobec tych, którzy bali się umrzeć.