129757.fb2 Zezwolenie przest?pcze - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

Zezwolenie przest?pcze - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

Wszedł Billy Malarz W nowej, urzędowo błękitnej koszuli z błyszczącymi metalowymi guzikami.

— Zabiłeś już kogoś, Tom? — spytał siadając na krześle.

— On pyta, czy to konieczne — odezwał się burmistrz.

— Oczywiście — stwierdził szef policji. — Przeczytaj którąkolwiek książkę. Żaden z ciebie przestępca, dopóki nie popełnisz morderstwa.

— Kto to będzie, Tom? — zainteresował się burmistrz. Tom poruszył się i nerwowo zatarł ręce.

— No?

— No więc zabiję Jeffa Herna — wypalił.

— Dlaczego? — zapytał szybko Billy pochylając się do przodu.

— Co dlaczego? A dlaczego nie?

— Jaki masz motyw?

— Myślałem, że zależy wam na morderstwie — zdziwił się Tom. — Nikt nie wspominał o motywie.

— Nie chcemy fałszywego morderstwa — wyjaśnił szef policji. — Trzeba to zrobić porządnie. A to oznacza, że musisz mieć odpowiedni motyw.

Tom zastanawiał się przez chwilę:

— No więc, nie znam go za dobrze. Czy to wystarczy?

— Nie, Tom, to na nic — pokręcił głową burmistrz. — Lepiej wybierz kogoś innego.

— Zaraz — zastanowił się Tom. — A może George Przewoźnik?

— A motyw? — zainteresował się natychmiast Billy:

— Ee… hm… No więc, nie podoba mi się, jak on chodzi. Nigdy mi się nie podobało. I czasem za bardzo hałasuje.

— Moim zdaniem to brzmi całkiem nieźle — burmistrz z aprobatą pokiwał głową. — Co ty na to, Billy?

— Niby jak mam wydedukować taki motyw? — spytał rozdrażniony Billy. — Nie, to może być dobre na przestępstwo w afekcie. Ale ty; Tom, jesteś naszym oficjalnym przestępcą. Z definicji musisz być bezlitosny, chytry i pozbawiony skrupułów. Nie możesz zamordować kogoś tylko dlatego, że nie odpowiada ci jego sposób chodzenia. To głupie.

— Lepiej chyba przemyślę wszystko od początku — oświadczył Tom wstając z krzesła.

— Ale śpiesz się — przypomniał mu burmistrz. — Im szybciej to zrobisz tym lepiej.

Tom kiwnął głową i podszedł do drzwi.

— Jeszcze jedno, Tom! — zawołał za nim Billy Malarz. Nie zapomnij zostawić śladów. To bardzo ważne.

— Dobra — rzucił Tom i wyszedł.

Na zewnątrz większość mieszkańców wioski obserwowała niebo. Czarny punkt urósł niepomiernie i przesłaniał już niemal całe mniejsze słońce.

Tom ruszył do swego miejsca o złej reputacji, żeby tam wszystko przemyśleć. Ed Piwiarz najwyraźniej zmienił zdanie na temat obecności elementów przestępczych w lokalu, gdyż całkowicie zmienił wystrój wnętrza. Nad drzwiami wisiał wielki szyld z napisem PRZESTĘPCZA KRYJÓWKA. W oknach pojawiły się nowe, starannie zabrudzone zasłony, blokujące dostęp dziennego światła tak, że tawerna sprawiała wrażenie prawdziwej jaskini zbójców. Na jednej ze ścian zawieszono broń, pospiesznie wyrzeźbioną z miękkiego drzewa. Na innej widniała wielka czerwona plama. Wyglądała złowieszczo nawet jeśli się wiedziało, że to tylko czerwona jagodowa farba Billy’ego Malarza.

— Wchodź, Tom — zawołał Ed Piwiarz i poprowadził go do najciemniejszego kąta. Tom zauważył, że jak na tę porę dnia w tawernie było niezwykle dużo gości. Widać ludzie chętnie odwiedzali oryginalną przestępczą kryjówkę.

Tom łyknął pericoli i zamyślił się. Miał popełnić morderstwo.

Wyjął swoje zezwolenie przestępcze i przeczytał go. Rzecz była nieprzyjemna, niemiła i normalnie nigdy by niczego takiego nie zrobił. Teraz jednak był zmuszony przez prawo.

Dopił pericolę i skoncentrował się na morderstwie. Ma kogoś zabić, mówił sobie. Musi odebrać życie. Ma sprawić, by ktoś przestał istnieć.

Lecz słowa nie mówiły niczego o istocie czynu. Były tylko słowami. Żeby mu się łatwiej myślało, wziął jako przykład dużego, rudowłosego Marva Cieślę. Dzisiaj Marv pracował pożyczoną piłą przy budowie szkółki. Jeśli Tom go zabije:… no cóż, wtedy Marv nie będzie więcej pracował.

Zniechęcony pokręcił głową. Ciągle nie chwytał sedna sprawy.

No dobrze, oto Marv Cieśla, najstarszy i, zdaniem większości, najsympatyczniejszy z chłopców Cieślów. Wygładza kawałek drewna mocno trzymając hebel w swych dużych, trochę piegowatych dłoniach, spoglądając wzdłuż wyrysowanej przed chwilą linii. Z pewnością spragniony, czuje lekki ból w lewym ramieniu, które Jan Aptekarz bez większych sukcesów próbował wyleczyć.

To był Marv Cięśla. Potem…

Marv Cieśla rozciągnięty na ziemi, otwarte zaszklone oczy, zesztywniałe ręce, wykrzywione usta, nozdrza nie wciągają i nie wypuszczają powietrza, serce nie bije. Nigdy już nie poczuje lekkiego i tak naprawdę nie bardzo przeszkadzającego bólu w ramieniu, które Jan Aptekarz…

Na jedną chwilę Tom dostrzegł prawdę o morderstwie. Wizja odpłynęła, lecz zapamiętał, by poczuć mdłości.

Może przeżyć jako złodziej. Ale morderstwo; nawet w interesie wioski…

Co pomyślą ludzie, kiedy zobaczą to, co właśnie sobie wyobraził? Jak będzie mógł żyć wśród nich? Jak wytrzyma potem sam ze sobą?

A przecież musiał zabić. Każdy w wiosce miał swoje obowiązki, a ten powierzono właśnie jemu.

Ale kogo zamorduje?

Prawdziwe zamieszanie zaczęło się później, kiedy w międzygwiezdnym radio odezwały się podrażnione. głosy.

— I to nazywacie kolonią? Gdzie jest stolica?

— Właśnie tutaj — odpowiedział burmistrz.

— A wasze lądowisko?

— Zdaje się, że teraz jest tam pastwisko — wyjaśnił burmistrz. — Mogę się dowiedzieć, gdzie było. Żaden statek tu nie lądował od…

— W takim razie statek zostanie w górze. Proszę zebrać urzędników. Schodzę na dół natychmiast.

Cała wioska zebrała się wokół pola, które wyznaczył inspektor. Tom zatknął broń za pas i obserwował; przyczajony za drzewem.

Mały stateczek odłączył się od wielkiego. i szybko zaczął się zniżać. Opadał na pole i wszyscy wstrzymali oddechy pewni, że się rozbije. W ostatniej chwili błysnęły dysze wypalając trawę i stateczek miękko osiadł na ziemi.

Burmistrz wystąpił naprzód; tuż za nim szedł Billy Malarz. W stateczku otworzyły się drzwi, przez które wymaszerowało czterech ludzi. Trzymali jakieś metalowe przyrządy i Tom wiedział, że to broń. Za nimi wyszedł potężny, czerwony na twarzy mężczyzna w czerni, noszący na piersi cztery błyszczące medale. Potem jeszcze jeden, niski i pomarszczony, też ubrany na czarno, w końcu następna czwórka w mundurach.