142514.fb2 Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 10

Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 10

Rozdział dziewiąty

Wiadomość wzywająca Emily do Letty i jej gościa nadeszła, co przeczuwała Emily, zbyt prędko. Nie czułą się gotowa, by stanąć teraz przed Tonym, teraz albo i kiedykolwiek. Wydawało jej się jakoś, że świadomość uczuć, jakie żywiła do Tony'ego, musi sprawiać, że są one dla każdego bardziej widoczne, że miłość, przepełniająca jej serce, promieniuje z niej i każdy potrafi ją dostrzec.

Jednakże nie było sposobu, by uniknąć tego spotkania. Szybko pozbyła się pragnienia, by jak Letty schronić się do łóżka. Nawet gdyby chciała okazać się tak głupia, jej rodzina nie pozwoliła by na to. Co u Letty uważane było za ekscentryczność, u mnie wzięto by za oznaki prawdziwej choroby, pomyślała z niesmakiem. Była zbyt spokojna, opanowana i zbyt rozsądna na kaprysy.

Ponieważ rzeczywiście była zbyt opanowana, Emily w odpowiedzi na wezwanie natychmiast wygładziła suknię i wyszła za służącą z pokoju. Przelotne spojrzenie w lustro w holu powiedziało jej, że jest blada, ale nie aż tak, by ktoś to zauważył. Oczy jej były jasne, spojrzenie pewne, nic nie wskazywało na wzburzenie, jakie skrywała. Wszystko jak zwykle.

Schodząc po schodach, próbowała powtórzyć sobie różne powitania, wyważając właściwie kombinację zaskoczenia i zadowolenia. Dużo zależało od tego, jak Letty zdecyduje się poprowadzić spotkanie, lecz Emily spodziewała się, że nie będzie żadnych oskarżeń, nie w obecności Tony'ego. Letty i tak powinna już pozbyć się większości zmartwień, dowiedziawszy się, że Emily spotykała Tony'ego, a nie jakiegoś oszusta, który mógłby niewłaściwie się zachować.

Oszalała wyobraźnia Emily doprowadziła ją do drzwi salonu, lecz nie podsunęła jej żadnej decyzji co do tego, jak się zachować. KIedy otworzyła drzwi i stanęła przed nimi, swoją szwagierką i mężczyzną, którego kochała, miała pustkę w głowie. Stanęła w milczeniu, wciąż zastanawiając się, co powiedzieć.

Szczęśliwie jej osłupienie okazało się właściwą reakcją. Obydwoje musieli pomyśleć, że osłupiała widząc, ż nie tylko Tony tu jest, lecz że jest także chętnie widziany. Spojrzeli na nią i roześmieli się z całego serca.

Nie, to nie całkiem prawda. Oczy Tony'ego nie były radosne. Wciąż wydawał się być wstrząśnięty; z pewnością nie był w stanie dostrzec w niej nic niezwykłego. I żadne z nich nie przypuszczało, że zaledwie parę minut temu Emily widziała, jak się obejmują.

Letty, wciąż śmiejąc się schwyciła Emily za ramię i wciągnęła ją do salonu.

– Ani słowa? Żadnych gratulacji z powodu zrobienia w końcu tego, co trzeba? Nie zasługuję na to, przypuszczam. Zatem żadnych wymówek, że tak bardzo cię zmartwiłam?

Ostatecznie dla Letty spotkanie starego przyjaciela, jej dawnej miłości, wydawało się nieść z sobą rodzaj pojednania. Podniecenie i radość, które Emily dostrzegła u Letty, z powodu niespodziewanego powrotu Tony'ego były prawdziwe, lecz wciąż jeszcze, pomyślała Emily, jakieś niepokoje snują się jej po głowie.

– Och, Letty – powiedziała z westchnieniem, nie całkiem wolnym od irytacji. – NIgdy nie wątpiliśmy, że w końcu to uczynisz. Jeśli w ogóle się martwiliśmy, to tym, że doprowadzisz się do takiego stanu, iż naprawdę zachorujesz.

Emily ukradkiem spojrzała na Tony'ego. Stał tyłem do okna, twarz jego była w cieniu. Spokój, który dostrzegła w oczach Letty najwyraźniej nie był jego udziałem. Utracił nawet swój zwykły wdzięk. Czy Letty udało się znowu go rozczarować?

– Bliska byłam zachorowania – wyznała Letty. – Gdy pomyślę, jak przesadnie zachowałam się dziś rano!

– Ciii, Letty – powiedziała prędko Emily. Nie chciała słyszeć niemądrych przypuszczeń Letty wymówionych głośno, nawet żartem. – Najlepiej zapomnieć o takich głupstwach.

Tony wykonał ostry, nagły ruch. Bezwolnie, Emily była pewna. Ściągnął na siebie uwagę, nie chciał tego, bo w głosie jego pobrzmiewały lekkie ślady zdenerwowania.

– Letty, dobrze wiesz, że nikt nie ma do ciebie pretensji o twoje zachowanie. Jednakże wolałabym upewnić się, że panna Meriton nie będzie cierpiała krytyki dlatego, iż była na tyle odważna, aby mi pomagać.

Jakże chłodno wymówił jej nazwisko! Fakt, by przemówił, by ochronić jej reputację, niewiele ją pocieszył. Ale od dziś tak powinno być – zganiła się Emily. Prywatnie mogą wciąż pozostać Tonym i Emily, ale te prywatne chwile będą bardzo rzadkie.

Spoglądając na niego Emily ze zdziwieniem spostrzegła, że patrzy na nią z taką tęsknotą. Może on tak żałuje, że świat wtrącił się w ich przyjaźń.

Jednakże świat, stosunki towarzyskie były domeną Letty, która rozważała teraz wszelkie perspektywy.

– John powiedział – zrozumie. MOże mi trochę nagadać, że to się stało przeze mnie, ale zrozumie, dlaczego uważałaś za konieczne zachować się tak niekonwencjonalnie.

Coś w głosie Letty oderwało Emily od potajemnej obserwacji Tony'ego. Naprawdę się martwi, zdała sobie sprawę Emily. I to przede wszystkim o Johna!

– Jednakże plotkarze – ciągnęła Letty – nie zrozumieją. Myślę więc, że wasze poranne spotkania najlepiej trzymać w sekrecie, niech nie wyjdą poza te ściany. Czy ktoś was widział razem? – zapytała zdenerwowana.

– Tak, raz – przyznała Emily. – Choć nie w parku. – Wciąż pamiętała, w jaki sposób spoglądał Tony, kiedy stał obok fortepianu, w jaki sposób uśmiechał się w tańcu, jego ramię pod swoją ręką. Jakże była głupia, nie zdając sobie sprawy, że jeśli Tony pojawi się w towarzystwie, to spotkania mogą wyglądać nie tak całkiem niewinnie?

– Mój przyjaciel, kapitan von Hottendorf załatwił mi zaproszenie na przyjęcie i naukę walca do panny Parkhurst – wyjaśnił Tony.

Jego słowa wytrąciły Letty z równowagi, że nie zauważyła lekkiego uśmiechu, który skierował tylko do Emily. Jednak Emily zauważyła i sama uśmiechnęła się nieznacznie.

– Musisz nas nauczyć, Em – powiedziała Letty. – Och, jak mogłam do tego dopuścić? "Silence" mnie wykpi. Stanąć z nią twarzą w twarz nie umiejąc tańczyć walca!

– Letty! – napominała ją Emily.

– Och, tak, przypuszczam, że ktoś musiał dostrzec Tony'ego na tym przyjęciu…

To z pewnością zbyt mało powiedziane, pomyślała Emily. Nawet teraz, kiedy stał milczący i spokojy, jego obecności nie można było niezauważyć.

– … więc lepiej przyznajmy, że poprosił cię o wstawiennictwo u mnie. Raz. – Letty popatrzyła na Emily znacząco. – Nie chcę myśleć, że ktokolwiek inny weźmie inny sąd – dodała.

Ktokolwiek, to znaczy Edward, oczywiście. Czy on by zrozumiał? – zastanawiała się Emily. Gdybym powiedziała mu to w taki sposób? MOże potrafiłabym sprawić, że zrozumiałby, na dobre lub złe, czuła, że musi jakoś rozwiązać problem ich krępującej sytuacji.

Niestety, nie wiedziała, jak w uprzejmy, bezbolesny sposób wyjaśnić, że to rozwiązanie nie prowadzi do jej ślubu z Edwardem.

Emily podniosła wzrok i znowu napotkała spojrzenie Tony'ego, smutne i prawie współczujące. Lecz jak tylko je przyłapała, ponownie odwrócił oczy. Usiadła wygodnie na drugim końcu sofy, na której siedziała Letty.

– Teraz, kiedy już wiem, że moja współkonspiratorka nie będzie poszkodowana – powiedział – poproszę was obie o radę. Znacie to miasto od podszewki, dużo lepiej niż ja. Co teraz zrobimy?

Z wdziękiem zatoczył ręką koło, wskazując je obie, lecz Emily dobrze wiedziała, że jej zdanie będzie teraz mniej ważkie.

– Oczywiście, zrobię, co będę mogła – powiedziała, nie mogąc nie obdarzyć go pokrzepiającym uśmiechem. – Ale to Letty zadość uczyni pańskiej prośbie.

– Szczerze mówiąc, przeraża mnie myśl, że moje odpowiedzi na parę pytań prawników mogą mieć takie znaczenie – wyznała Letty. – Wiecie, że kiedy się zdenerwuję, wyrażam się jak głupia, z pewnością.

Emily uśmiechnęła się słysząc, jak opisuje siebie jeden z głównych filarów towarzystwa.

– Nie sądzę, by ktoś pomyślał, iż jesteś na tyle głupia, że uznasz oszusta, Letty. MOże najlepszą rzeczą, jaką mogłabyś dla Tony'ego uczynić, to po prostu pozwolić, by dowiedziano się, że go rozpoznałaś. Któregoś dnia John powiedział coś co, myślę, jest szczerą prawdą. Nikt nie chce być tym pierwszym, który wystąpi, ale jeśli ktoś to już uczyni, szczególnie ktoś ważny w towarzystwie, inni będą odważniejsi i poprą Tony'ego.

– Trafiła pani w sedno – powiedział Tony. – Niedawno pomyślałem, że musi istnieć paru moich starych przyjaciół, którzy ciekawi są choćby, czy potrafią mnie rozpoznać, ale nie odważą się na jeden krok, by odszukać moje mieszkanie.

– Właśnie. To trzeba wyraźnie powiedzieć. Lecz jeśli byliby w stanie zaspokoić swą ciekawość bez przedsiębrania specjalnych działań… – Emily pozwoliła, by jej głos wskazał niezliczone możliwości.

– Jasne. Tak! – Oczy Letty błyszczały psotnie. Energicznie zatarła ręce.

– Tak, co? O czy pomyślałaś, Letty? – spytała Emily.

– Nie możemy teraz zaplanować balu, a zwykłe przyjęcie nie wystarczy. Które z przyjęć, według ciebie, jest najbardziej prestiżowe z tych, na które zaproszono nas w tym tygodniu?

– Och, tak. – Emily kiwnęła głową ze zrozumieniem. – To chyba dziesiejszy bal u Devonshire'ów, tak, bez wątpienia.

– Doskonale – powiedziała Letty z zadowoleniem. – Jako że to zabawa wigów, Edwarda tam nie będzie, więc nie musimy się obawiać, że wieczór skończy się bójką dwóch pretendentów.

Emily pragnęła osobiście wyjaśnić Edwardowi całą sprawę trochę później, lecz ostatecznie nie chciała stanąć przed nim z Tonym u boku. Letty była tak przejęta swymi planami, że zdawała się nie pamiętać o Edwardzie, chyba jako o kimś mało ważnym, kto ją drażnił.

– Letty, nie oczekujesz chyba, że pojawię się tam bez zaproszenia – zaprotestował Tony, odgadłszy, w jakim kierunku zmierzają jej myśli.

– Oczywiście, że nie. Co za szokujący pomysł? Jednakże nie wątpię, że jeśli poproszę gospodynię balu o pozwolenie wprowadzenia ciebie…

– Letty, nie możesz. – W głosie Tony'ego było przerażenie, fascynacja i poufałość, które świadczyły o tym, jak często miewał do czynienia z kaprysami Letty.

– Najoczywiściej na świecie mogę i zrobię to. Zbyt długo przebywałeś z dala od towarzystwa, Tony. Dlaczego mielibyśmy się krępować? To będzie prawdopodobnie gwóźdź jej przyjęcia.

– POwiedziano mi, że mój problem to miła odmiana po plotkach o zagranicznych monarchach, ale… – Trzymając dłonie uniesione, jakby bronił się przed jej perswazją, Tony cofnął się.

– Monarchowie! Och, nie. Emily, szybko, co za dzień dzisiaj? – wyraz twarzy Letty przeszedł następną transformację, zmieniając się znowu z radosnego w przerażony.

– Środa – odpowiedziała Emily, zakłopotana szybkością, z jaką zmieniły się myśli i uczucia Letty. – Dwudziesty pierwszy. A co?

– Och, co ja narobiłam? Nie zdawałam sobie sprawy, jak długo się ukrywałam – jęknęła Letty.

– Nie rozumiem. O co chodzi, Letty?

– Nie widzisz tego? – Letty spojrzała najpierw na jedno, potem na drugie. Wzdychając z przesadą, rozrzuciła ręce w geście, który miał oznajmić, że nie ma do nich cierpliwości. – On jutro wyjeżdża – wyjaśniła powoli, jak dziecku. – To moja ostatnia szansa, żeby zobaczyć cara!

Letty oczywiście nie myliła się co do gospodarzy balu. Devonshire'owie bardziej niż chętnie otworzyliby drzwi, choćby na jeden wieczór, dla dżentelmena, który twierdzi, że jest lordem Palinem. Jeśli ryzyko się nie powiedzie i Tony'ego ogłoszą oszustem, to ucierpi Letty jako jego patronka, nie oni. W międzyczasie będą mieli przyjemność dokuczenia Edwardowi, który pozwalał, by jego ambicje polityczne przysparzały mu tyle wrogów wśród wigów, ilu przyjaciół miał wśród torysów.

Podczas gdy pomiędzy domami Devonshire'ów i Meritonów i pomiędzy domem Meritonów i mieszkaniem Tony'ego w tę i z powrotem krążyły liściki, Emily przygotowywała się na bal. Pozwoliła, by pokojówka ubrała ją w bladobłękitną suknię wykończoną srebrną koronką, lecz nie cieszyła się jak zwykle świadomością, że dobrze wygląda. Nie przewidywała wielu przyjemności na tym balu, oprócz tego, że oczekiwała, iż zakończy się sukcesem Tony'ego.

Straciła swój cel. Tony i Letty, jak to oni, zapewniali, że wciąż niezbędna jest, by mu się powiodło, lecz to nie była prawda. Od teraz wpływ Letty i prawość, i urok Tony'ego będą odnosić zwycięstwa. Tak naprawdę on już jej nie potrzebuje. Emily nie zdawała sobie dotąd sprawy, jak bardzo pragnie być potrzebna, nie tylko ceniona jako ktoś, kto zawsze chętnie wszystkich wysłucha.

To duma nią teraz kierowała, duma kazała jej wyglądać dziś wieczorem jak najpiękniej. Stroiła się więc przed lustrem, starannie czesząc włosy i dobierając ozdoby. Grzebiąc w szkatułce z biżuterią, Emily znalazła opalową szpilkę, którą Letty podarowała ją zaledwie dwa tygodnie temu. W poprzednim życiu.

Trudno jej było wyobrazić sobie czasy, kiedy nie znała nawet imienia Tony'ego. A więc tak bardzo się zmieniła, tak bardzo zachwiany został spokój jej umysłu. Choć nie mogła żałować, że Tony wszedł w jej życie.

Emily przypomniała sobie wszystko, co Letty opowiedziała, dając jej szpilkę. Przypomniała sobie także pierwszy apel Tony'ego, przekazany przez kapitana Hottendorfa: "Proszę spytać lady Meriton, czy pamięta okoliczności, w których Tony podarował jej tę opalową broszkę…". To musiała być dla nich obojga wyjątkowa chwila, cenne wspomnienia.

Za plecami Emily stanęła Letty i przerwała jej rozmyślania.

– To będzie przepiękne na tej sukni. Mogę ci pomóc?

– Zastanawiam się, czy nie powinnam tego zwrócić Tony'emu – powiedziała Emily spokojnie. – W końcu dałaś mi to tylko dlatego, że wierzyłaś, iż on nie żyje i dlatego, że myślałaś, iż będę markizą Palin. Teraz wszystko się zmieniło.

Najwidoczniej Letty nie zastanawiała się nad tym, jak Tony przyjmie fakt, że jego miłosny prezent przeszedł do kogoś innego. Usiadła na brzegu łóżka Emily i odpowiedziała niedbale, całkiem, pomyślała Emily, bez serca.

– Nie – Letty potrząsnęła głową. – Nie sądzę, żebyś ty albo ja, jeśli o tym właśnie mówisz, żebym powinna mu to oddać. Myślę, że to by go zraniło najbardziej.

– Może. – Emily wciąż nie była pewna. Szpilka stała jej się droga, bo przypominała o Tonym, o tym, jak pierwszy raz go ujrzała, ale nie mogła się nią cieszyć… myślała o jego reakcji. Ta szpilka była niegdyś symbolem jego miłości do Letty. Jak mógłby znieść jej widok na innej kobiecie?

– Myślę – powiedziała Letty przypinając szpilkę do sukni Emily i ignorując jej objekcje – że Tony będzie zadowolony widząc, iż jego prezent przeszedł do kogoś, kto tak wiele dla niego zrobił.

– Nie tak znowu wiele – zaprotestowała Emily; czuła się niezręcznie.

– Dla ciebie nie, ale dla Tony'ego to bardzo dużo. Pięknie. No, teraz jesteś już gotowa. – Odstąpiła do tyłu, żeby spojrzeć, po czym usiadła znowu na jej łóżku. – Emily, muszę z tobą pomówić o ostatnich tygodniach.

Tymi słowy Letty w końcu udało się odwrócić uwagę Emily od szpilki.

– Wciąż jesteś na mnie zła, Letty? – spytała lekko zdziwiona. – Myślałam, że jak dowiedziałaś się, co robię i dlaczego, i kiedy dowiedziałaś się, że nie zadaję się z żadnym łobuzem, powinnaś zrozumieć.

Przez chwilę patrzyła na zmartwioną minę szwagierki.

– To Georgy mnie zdradziła, prawda? – zaryzykowała. Georgy była z pewnością jedyną osobą, która mogłaby przedstawić jej zachowanie w kłopotliwy sposób. – Lepiej powiedz mi dokładnie, co ci powiedziała.

– Georgy przyszła i zwierzyła mi swoją troskę o ciebie – przyznała Letty – ale ostatecznie zdradziła cię własna nieostrożność. – Żartobliwa nuta wkradła się w jej głos.

– W jaki sposób? – spytała Emily.

– Nie zaprzysięgłaś wszystkich swoich świadków – podpowiedziała Letty.

Emily na sekundę przymknęła oczy, zdegustowana własnym brakiem rozumu. Jak mogła zapomnieć?

– Och, miła, bliźnięta. Co powiedziały?

– Tak, jak usłyszałam, że Georgy wyszła, trzeba mi było tylko jednego słowa od nich, i zrobiły mi tę grzeczność. Powiedziały "Tony".

Emily ukryła twarz w dłoniach.

– I dzięki Bogu, że to zrobiły – ciągnęła Letty. – Wiem, że nie mogę oskarżać, iż mi nie zaufałaś, kiedy sama trzymałam się z boku. I cieszę się, że dzięki tobie Tony nie został bez pomocy.

Emily podniosła głowę.

– Ale – dokończyła za Letty – nie możesz nic na to poradzić, że ciągle się zastanawiasz, czy coś się nie kryje za uwagami Georgy. – Miała już gotowe wyjaśnienie. – Rozumiem, Georgy powiedziała mi, że jaśnieję. A jeśli tak, to z powodu tego, co robię. Cieszyły mnie bardzo dochodzenia, które prowadziłam dla Tony'ego. Lubiłam czuć, że czegoś dokonałam, wiedzieć, że służę sprawiedliwości. Dzięki temu czułam się pożyteczna. Georgy najwidoczniej błędnie odczytała moje zadowolenie jako coś innego. – Emily roześmiała się, tak, to brzmi całkiem dobrze. – Prawdę mówiąc, przypuszczam, że cieszyłam się też intrygą i konspirowaniem. Kiedy aranżowałam sekretne spotkania z zaginionym spadkobiercą, nie czułam się jak stateczna ciotka-stara panna.

Letty westchnęła. Tak, chyba udało mi się wykręcić, pomyślała Emily. Prawdopodobnie Letty miała nadzieję na zmianę uczuć w ostatniej chwili, co zerwałoby zaręczyny Emily z Edwardem. Emily pragnęła odważyć się na wyznanie Letty, że nie będzie żadnego ślubu, lecz obawiała się, że Letty rozentuzjazmowana nie zwróci uwagi na metody, którymi doprowadzi do zerwania.

– Wiedziałam, że to będzie coś takiego – powiedziała Letty, wyglądała na rozczarowaną. – Bez względu na to, co powiedziałam dziś rano, wiem, że masz zbyt wiele rozsądku, by nabrać się na piękne słówka czy porzucić ostrożność.

Och nie, nie rozważna, rozsądna panna Meriton. Emily zastanawiała się, dlaczego to takie niewypowiedzianie przygnębiające wiedzieć, że się nie jest uważanym za głupca. Zatem zapewnienia Letty o zaufaniu nie miały spodziewanych głębszych następstw. Jeśli zaś Letty nie martwiła się o zachowanie Emily, co się w ciągu ostatnich tygodni wydarzyło, co sprawiło, że na jej czole pojawiły się zmarszczki?

– Letty, czy dręczą cię jakieś wyrzuty sumienia? Czy o to chodzi? – spytała.

Letty, nieszczęśliwa, opuściła głowę.

– Nie mogę na to nic poradzić, że myślę, iż moglibyśmy oszczędzić sobie tyle zdenerwowania, gdybym tylko miałą odwagę spotkać się z Tonym na samym początku.

Siedząc obok niej, Emily wreszcie wypowiedziała pytanie, które nurtowało wszystkich przez te tygodnie.

– Dlaczego, Letty? Nikt z nas, wierzę, nie gniewa się na ciebie, ani cię nie wini. Po prostu nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś? Czego się obawiałaś?

Letty zacisnęła usta, po czym z wahaniem wyznała:

– John. I tak źle się stało, że przez te lata trzymałam to przed nim w sekrecie. Nie mogłam znieść myśli, że będzie mną zawiedziony. – Wydawało się, że jej błękitne oczy błagają o zrozumienie. Wzięła głęboki oddech. – Ty też masz prawo znać prawdę. Powiedziałam ci, że Tony i ja obiecaliśmy sobie, iż się pobierzemy i że jego ojciec sprzeciwiał się temu małżeństwu. Czego ci nie powiedziałam, to że Tony i ja uciekliśmy razem.

Emily pomyślała przede wszystkim, że Tony tak bliski był uniknięcia więziennych cierpień, utraty miłości, niemalże utraty nazwiska i majątku. Co zatem poszło źle?

– Złapali was? – spytała.

– Nie, bardzo dobrze to zaplanowaliśmy. Nikt nie dowiedział się, że nas nie ma, dopóki nie mieliśmy co najmniej jednego dnia przewagi. Prawie nam się udało.

– Co wam przeszkodziło?

– Ja. Nie mogłam tego uczynić. Kiedy przyszła pora zatrzymać się na noc, moja odwaga zawiodła. Nie dlatego, żeby Tony zachowywał się jakoś niewłaściwie, zapewniam cię – powiedziała żarliwie. – Po prostu dlatego, że mogłam myśleć tylko o tym, co nasze rodziny i nasi przyjaciele powiedzą i czy będziemy mogli pokazać się w towarzystwie.

Co pomyślał Tony? – zastanawiała się Emily. Powiedział jej raz, że nie chciałby jej rozczarować, jeśli zasłuży na jej przyjaźń. W tych słowach odczytała potwierdzenie własnego credo – nie wolno zawieść przyjaciela. Jak musiał się czuć – odrzucony, ponieważ Letty nie mogłaby znieść wykluczenia z towarzystwa?

Teraz zrozumiała zmartwienie Letty. Poglądy Emily dotyczące skandali były tak ekscentryczne, że na początku ten aspekt ich przygody nie był dla niej oczywisty. Biedna Letty. Winić ją za rozsądek byłoby nie fair. Nawet teraz ta historia mogła uczynić niewypowiedzianą szkodę jej reputacji, a z Johna – pośmiewisko. Ślub z Tonym byłby straszliwą pomyłką.

Niemniej jednak, szeptał jej głos wewnętrzny, on musi czuć się zdradzony. A Letty uczyniła to jeszcze raz, choć nienaumyślnie, poślubiając Johna. Nic dziwnego, że wahała się znowu z nim spotkać.

Letty siedziała i coraz ciaśniej skręcała chusteczkę.

– Zmusiłam Tony'ego, żeby mnie odwiózł z powrotem – ciągnęła. – Moi rodzice i jego ojciec mogli to wszystko utrzymać w tajemnicy. Stary lord Palin zgodził się w końcu na nasz ślub, kiedy Tony wróci z podróży na Kontynent. I tyle. Tony'ego pospiesznie wysłano, a ja zadebiutowałam w Londynie.

– Emily dokończyła:

– Potem, oczywiście, Tony został aresztowany i sądzono, że umarł. A ty przez cały czas dźwigałaś tę okropną tajemnicę.

Biedna Letty, rzeczywiście. Tajemnica, jakakolwiek tajemnica byłą dla Letty ciężarem. Ta jedyna najoczywiściej ciążyła jej przez tak długi czas. Jednakże współczucie w głosie Emily podszyte było radością.

– To poważne – podkreśliła Letty, najwidoczniej nieco urażona lekkością, z jaką Emily potraktowała jej zwierzenia. – Nie rozumiesz? Moja reputacja mogła lec w gruzach. Jeszcze może. Wszystkich nas mogą wykluczyć z towarzystwa. Nie tylko mnie, ale i Johna, ciebie, bliźnięta…

– Ależ Letty, nie wyobrażasz sobie chyba, że Tony mógłby kiedykolwiek opowiedzieć o waszej ucieczce!

– Nie, nie rozmyślnie. Jednak to był taki porywczy chłopak. Jeśli byłby bardziej wściekły i zraniony z powodu mojego małżeństwa z Johnem, kto wie, co mógłby powiedzieć?

Emily spojrzała na nią z jawnym niedowierzaniem. Jak Letty mogła znać tak długo Tony'ego i tak niewiele go rozumieć? Ona znała go kilka krótkich tygodni, a wiedziała lepiej.

Letty niechętnie ciągnęła:

– Jak mogłabym teraz go prosić o milczenie? To najlepszy dowód, jakim dysponuje. Wiesz dobrze, tak jak i ja, że Edward będzie twierdził, iż Tony to oszust, który spotkał prawdziwego lorda Varrieura w więzieniu. Jest jedna rzecz, której nie mógłby się dowiedzieć w ten sposób. Tony nigdy, w żadnych okolicznościach nie powiedziałby nikomu o naszej ucieczce.

Emily poczuła nagłą pokusę. Przyjemnie byłoby ustalić wszystko tak łatwo, tak całkowicie. Letty zrobiłaby to, gdyby czułą, że musi. Tylko jedna osoba powstrzymałaby się.

– Tony nie chciałby zwyciężyć za tę cenę – powiedziała Emily z pewnością w głosie.

– NIe – zgodziła się Letty. – Choć pozwoliłam mu za nim John powiedział, że muszę to zrobić. W końcu powiedziałam Johnowi wszystko, dziś po południu. Bardzo się na mnie gniewał – dodała ciszej.

– John? Gniewał się? – Emily potrząsnęła głową, wciąż pełna wątpliwości. – Nie z powodu odrobiny młodzieńczej głupoty.

– Nie, tylko że nie ufałam mu na tyle, by wiedzieć, że nie będzie się gniewał z powodu mojej ucieczki. – Po minucie dotarła do niej dwuznaczność tego, co powiedziała i Letty uśmiechnęła się znowu. – Och, tak go kocham. Tyle mam szczęścia.

Emily nawiedził atak niegodnej zazdrości. To nie było fair. Nie zazdrościła Letty kochającego męża i dzieci, tylko miłości, której Letty nie chciała. Niestety, ta miłość nie była rzeczą, którą można oddać, tak jak opalową broszkę.

Jednakże Emily nie miała czasu na rozmyślanie. Letty wyszła, żeby dokonać kilku poprawek w stroju, a przyszedł z kolei John. Emily poczęła odnosić wrażenie, jakby jej sypialnia była bufetem w gospodzie, taki ruch panował tu dzisiaj. W dodatku nie miała jeszcze okazji, by porozmawiać z Johnem. Teraz oczywiście wiedziała, że zamknął się na tak długo z Letty ze szczególnego powodu, nie tylko po to, by się z nią pogodzić, razem się nacieszyć.

Właściwa reakcja Johna na jej zachowanie była dla Emily czymś, w co nigdy naprawdę nie wątpiła. Jednakże teraz przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna.

Usiadł, raczej ostrożnie, na kruchym buduarowym krześle.

– Tak, to dziwny układ, kotku, bez wątpienia. Któż by w to uwierzył?

Emily czekała, aż John wypoleruje swoje okulary. Niekiedy potrzebował czasu, by dojść do sedna. Jej brat nie był osobą, którą można by przynaglić.

– Mówiłem z tym człowiekiem na dole. Miły chłop – powiedział z aprobatą. – Letty powiedziała mi, jakie miał parszywe szczęście i jak powinniśmy mu pomóc. Zrobię to z radością, oczywiście, ale…

Pomyślała, jak jedno słowo może wzbudzić taki strach w czyimś sercu.

Brat pochylił się i przemówił poufnym tonem:

– Twoja szwagierka to wspaniała kobieta, Em, ale nie zawsze dostrzega wszystkie konsekwencje. Tak, ten człowiek to prawowity lord Palin, więc właściwe jest i sprawiedliwe pomóc mu zająć jego miejsce. Jednakże sprawi to ból twojemu Edwardowi.

– Wiem, Johnie – powiedziała Emily. – Myślałam o tym od dawna. Już sama strata będzie dla niego trudna do zniesienia. Obawiam się, że odczuje to tak, jak byśmy go zawiedli, jak bym go zdradziła.

– Za dobrze cię zna, żeby w to uwierzyć – powiedział John z niewłaściwą ufnością. – Łatwo zrozumieć, jak to się stało. Oto ty chcesz, żeby wszystko się ułożyło, żebyście mogli zrealizować wasze małżeńskie plany. A więc decydujesz się osobiście do tego przyłożyć. Tylko okazało się to nie całkiem tak, jak się spodziewałaś, prawda?

– Nie – wyszeptała. Kiedy zgodziła się wyjść za Edwarda, porzuciła wszelką nadzieję na miłość. Ostatnią rzeczą, której się spodziewała, to że Tony okaże się Nemezis dla jej serca.

– Edward uświadomi sobie, że próbowałaś tylko mu dopomóc – zapewniał ją John. – To samo próbujemy zrobić teraz, prezentując tego człowieka w towarzystwie, które może niełaskawie obejść się z Edwardem – dodał niewinnie, umniejszając własne zasługi. – Próbowałem dziś złapać go w klubie, żeby porozmawiać, ostrzec go, ale nie mogłem go znaleźć.

Emily ogarnęło poczucie winy. Powinna była pomyśleć o wysłaniu Edwardowi jakiegoś ostrzeżenia, ale głowę miała pełną Tony'ego. Oczywiście, odpowiedział jej cyniczny głos wewnętrzny, liściki niewiele pomogą, jeśli Edward tak starannie unika okazania cienia poufałości z Meritonami.

– Więc chciałbym byś go zapewniła, Emily – ciągnął John – że nawet jeśli nie jest markizem Palinem, jest wciąż przyjacielem tej rodziny. Ilekroć zapragnie odwiedzić nas i swego kuzyna, będzie bardziej niż mile widziany.

Emily musiała ukryć zaskoczenie udając kaszel. Zdarzało jej się myśleć o Edwardzie z dużo większym miłosierdziem, lecz nigdy nie oczekiwała, że jej brat zachowa się tak łaskawie.

– – Dobrze, John – obiecała. – Mam tylko nadzieję, że on zechce mnie wysłuchać.

Gdyby nie zechciał – to rozwiązałoby problem, lecz nie życzyła sobie tego rozwiązania za cenę długiej i cenionej przyjaźni.

– No, jeśli nie zechce, to jest głupcem i nie zasługuje na ciebie. Ale bardziej wierzę w jego osąd. Powiedziałaś mu, że tytuł i majątek nic dla ciebie nie znaczą, więc musi wiedzieć, że będziesz przy nim na dobre i złe. Powiedz mu, że zmiana jego stanu nie ma wpływu na nasze zdanie co do zaręczyn. John Meriton nie jest człowiekiem, który stanąłby na drodze Prawdziwej Miłości.

John objął ją ciepłym uściskiem, za co była wdzięczna, mając szansę ukrycia płonących policzków.

Miała teraz nowy kłopot. Nie tylko musiała znaleźć bolesny sposób zerwania zaręczyn z Edwardem, musiała znaleźć sposób, który nie rozczarowałby jej brata.

Rezultatem tych niemiłych rozmyślań było kilka poprawek, których Emily musiała dokonać w swoim wyglądzie, zanim udała się po Letty, a potem na dół, gdzie czekało na nie dwóch dżentelmenów. John, najwyraźniej uradowany, gawędził z mężczyzną, który kiedyś uciekł z jego żoną. Tego się Emily mogła spodziewać ze strony swojego brata, lecz zadowolona była widząc, że Tony'emu udzieliło się spokojne dostojeństwo Johna. Emily wiedziała, że to dla niego nie było łatwe. Lecz wszelki ból, jaki odczuwał Tony, spotykając męża Letty, wydawał się nie zawierać urazy.

Emily czuła, że w miarę jak dojeżdżali do siedziby Devonshire'ów, Tony stawał się coraz mniej napięty. Przypomniała sobie, jak wychodząc z przyjęcia u Georgy powiedział, że niepewnie czuje się w towarzystwie, od którego tak długo był izolowany. Czyżby nie był świadomy, jak elegancko się prezentuje? W stroju wieczorowym wyglądał na wielkiego pana, nawet nieco onieśmielał.

Natomiast Letty przeciwnie, w miarę jak zbliżali się do milieu (środowisko), w którym zwykła błyszczeć – stawała się coraz radośniejsza i swobodniejsza. Nie mogła się doczekać, kiedy wysłucha plotek z ostatnich tygodni i dołoży do nich swój wkład – jej oczy błyszczały entuzjazmem. Siedzący obok niej John nie mógł oderwać od niej wzroku.

Emily z zaskoczeniem uświadomiła sobie, Ze Tony uważnie obserwuje ją, a nie jej błyskotliwą szwagierkę. Choć mogła pogratulować sobie niezłej już umiejętności czytania z jego twarzy, tego wyrazu nie potrafiła zinterpretować. Przez chwilę miała wrażenie, że Tony coś chce powiedzieć, lecz strumień wymowy Letty płynął nieprzerwanie. Powóz zajechał przed wejście i chwila ta minęła, a Emily wdzięczna była za paruminutową zwłokę u drzwi, mogła uspokoić gwałtowne bicie serca.

To był dla niej tego wieczoru ostatni spokojny moment. Kiedy zaanonsowano ich wejście, na wielkiej sali balowej na dwie minuty zapadła cisza. Najwidoczniej gospodyni przed ich przyjściem opowiedziała nowinę wszystkim gościom. Czy zaakceptują Tony'ego, czy odwrócą się do niego plecami? – zastanawiała się Emily. Czuła, jak dwieście par skupionych na jednym człowieku oczu mierzy i decyduje.

Letty poradziłaby sobie w każdym wypadku, lecz wierny kapitan Hottendorf czuwał. Szybko podszedł i przedstawił księciu Hardenburgowi Tony'ego – człowieka, który uratował mu życie podczas ucieczki od Francuzów. Fakt, że trzeba było głośno krzyczeć, by prawie głuchy książę zrozumiał, co się do niego mówi, sprawił, że wiadomość rozeszła się bardzo szybko.

Jedynym cieniem mącącym ich radość, a choćby tylko radość Letty, była nieobecność cara. Letty była zdruzgotana odkrywszy, że ambasador rosyjski zwrócił w imieniu cara zaproszenie, tłumacząc to wyjazdem dworu wczesnym rankiem następnego dnia. Kiedy wywołano lady Jersej z balu, by pożegnała cara, John powiedział, że już to samo jest dostateczną dla Letty karą za jej niemądre zachowanie.

Jednakże Emily zdawało się że Letty najbardziej cierpi, będąc zmuszona siedzieć spokojnie, podczas gdy tancerze szykują się do walca. Dla Emily fakt, że Letty nie może tańczyć, znaczył również, że oszczędzony jej będzie ból z powodu widoku objętych w tańcu Tony'ego i szwagierki. Zamiast tego, kiedy orkiestra zagrała na trzy, to do niej Tony wyciągnął ramię z zaproszeniem.

Emily cały wieczór rozmawiała z Tonym. Każda osoba, która do niej podchodziła, pytała albo dyskretnie albo otwarcie, czy Tony jest rzeczywiście synem starego markiza. Emily bała się wyobrazić sobie, jak wygląda śledztwo w sprawie Tony'ego. Rozdzielono ich prawie tuż przy wejściu. Teraz trzymał ją w ramionach, a ona nie była w stanie pomyśleć o czymkolwiek, co mogłaby mu powiedzieć. Choć wiedziała już, że w towarzystwie Tony'ego nie musi nic mówić. On również się nie odzywał, lecz milczenie, jakie między nimi zapanowało, było raczej przyjacielskie niż pełne napięcia czy kłopotliwe.

Zmęczyły go obowiązki towarzyskie, to dostrzegła. Obserwowała go przez cały wieczór i zachwycała się jego zachowaniem. Z pewnością nikt nawet by nie pomyślał, że jest zdenerwowany. Choć Emily pragnęłaby, żeby uważano ją za podniecającą lub oszałamiającą, zadowolona była, że Tony może się przy niej odprężyć. Pierwszy raz od wielu godzin jego uśmiech wyglądał naturalnie.

Równie naturalnie czuła się w jego ramionach. Tańczyli lekko, pewnie i zgodnie. Ramię Tony'ego wokół jej kibici – tak jakby tam przynależało. KIedy tak patrzył na nią serdecznie i pytająco, wydawało się, że łatwo jest wcisnąć się ciaśniej w jego objęcia, musnąć palcami małą bliznę na jego skroni i unieść twarz w oczekiwaniu pocałunku.

W tej chwili złudzenie prysło. Emily zmusiła się do rozsądku. Ramiona Tony'ego nie przyciągną jej bliżej. Jeżeli ona zbliży się do niego, jego oczy wyrażą tylko strach i konsternację. Zamiast ujrzeć miłość, której pragnął, ujrzy tylko, że ona to nie Letty.

Brutalnie przypominając sobie wszystkie bolesne fakty, których świadoma była, kiedy zdecydowała się poślubić Edwarda, Emily wyliczała je w myślach w takt muzyki. Nie jest piękna; brak jej zwykłej u kobiet sztuki uwodzenia. Dla mężczyzn jest współczującym słuchaczem, dobrym przyjacielem, ale nie dziewczyną, którą się kocha i poślubia. Czas tych faktów nie zmieni.

Jedyny problem w tym, że czas pokazał jej, iż może prawdziwie pokochać, głęboko i wiernie. I że nie może poślubić Edwarda.

Zmęczona i pogrążona w niewesołych rozmyślaniach, wracając do domu, Emily nie była radosna. Ten wieczór przekonał ją bez reszty, że Tony jest teraz własnością publiczną. Nie będzie już sposobności do cichych rozmów, nie będzie powodu, by je prowadzić. Jedyną korzyścią, którą dostrzegła Emily, było że w tym całym zamieszaniu nikt, a z pewnością nawet Tony, nie zauważył, jak nieszczęśliwa była w głębi serca.

Będą w takim nastroju, Emily nie spodziewała się, że znajdzie powód do śmiechu. Wszystkim, z wyjątkiem Tony'ego trochę kleiły się oczy. Z drugiej strony Tony'ego po balu nie opuszczało napięcie. Szybki spacer, powiedział, odprowadzając ich do drzwi, tego mu trzeba, by się odprężyć.

Za drzwiami czekała wściekła i zniecierpliwiona niania.

– Czy wiesz, która godzina? – napadła na Johna. Wpół śpiący, podskoczył i stanął na baczność. – Jest czwarta rano, czwarta godzina, i to nie jest pora, żeby przyzwoici ludzie gdzieś się włóczyli. Jeśli chcesz zrujnować sobie zdrowie rozpustą, to twoja sprawa.

John próbował wtrącić słowo, zapewnić podstarzałego tyrana, że naprawdę nie chciał zrobić nic złego.

– NIc złego? Nic złego? Trzymając moje dziecko gdzieś poza domem, żeby ją zatruły nocne wyziewy, i mówisz nic złego? Chodź, moja malutka – powiedziała do swojego trzydziestoletniego dziecka, obejmując Letty mocną ręką. – Niania się tobą zaopiekuje. Trzeba ci miarki mojej mikstury.

Letty chichotała za wachlarzem od chwili, kiedy niania oskarżyła Johna o rozpustę, ale dostatecznie szybko otrzeźwiała.

– Och, nie, nianiu. Dobrze się czuję, naprawdę – zaprotestowała prowadzona siłą. – Muszę się tylko dobrze wyspać.

– I zrobisz to, kochanie. Jak tylko wypijesz miarkę mikstury. – Zdławiony dźwięk z tyłu sprawił, że się odwróciła. Jedno spojrzenie i najwidoczniej nie miała cienia wątpliwości, kto jeszcze jest winien.

– A więc to ty – powiedziała do Tony'ego, desperacko potrząsając siwymi lokami. – Powinnam była wiedzieć. Mówili, że nie żyjesz, ale wiedziałam, że to nie prawda. Zbyt wiele kłopotów sprawiasz, żeby odejść tak łatwo. – Pociągnęła Letty tak, jakby obawiała się skażenia i odchodząc zawołała przez ramię: – Nie myśl, że znowu sprowadzisz moją dziewczynkę na manowce.

Emily w milczeniu stała obok i obserwowała. Wszyscy troje stali wstrząśnięci, z otwartymi ustami. Po dłuższej chwili wybuchnęli histerycznym śmiechem.

– Zbyt wiele kłopotów sprawiam, żeby tak odejść – powiedział Tony, usiłując złapać oddech między wybuchami śmiechu. – Zastanawiam się, czy mój adwokat brał pod uwagę taką linię obrony?

Emily patrzyła na twarz, którą pokochała, znowu młodą dzięki śmiechowi i poczuciu, wreszcie, bezpieczeństwa. Pewność, której nie potrafiła mu dać ani ona sama, ani Letty, przyszła z ust wielce popędliwej, starej kobiety.

Markiz Palin naprawdę wrócił do domu.

* * *

Edward odwiedził Emily następnego dnia. Zaanonsował się w czasie, gdy zarówno John jak i Letty wyszli spotkać się z Tonym u jego prawników, co Emily uznała za szczęśliwą okoliczność. A może to nie była sprawka dobrego losu. Doskonała umiejętność Edwarda synchronizacji różnych wydarzeń nie pozostawiała wielu wątpliwości.

Choć ostatnie wypadki bardzo oziębiły uczucie, jakie Emily żywiła wobec Edwarda, jego nieszczęśliwa, udręczona twarz wzbudziła jej współczucie. Był zraniony, zawstydzony i przestraszony. W kłopocie zwrócił się jak zwykle, do niej.

Oszczędzając im obojgu chwili zakłopotania, Edward szybko minął służącego, który otwierał drzwi, by go zaanonsować.

– Emily, najdroższa – powitał ją, pochylając się, by pocałować jej policzek. – Najdziwniejsza historia krąży dziś od rana od klubu do klubu. O Letty i tym oszuście! Nie mam pojęcia, jak to się zaczęło, ale przyszedłem tu jak mogłem najszybciej, żeby dowiedzieć się prawdy, żebym mógł położyć kres tej głupiej gadaninie.

Emily odczuła, jak silne są stare więzy uczuć. Sześciu lat przyjaźni nie da się wymazać w ciągu niespełna miesiąca. Jej własne poczucie winy przemawiało za Edwardem. Z pełną świadomością przyjęła jego oświadczyny i powinna wobec tego być lojalna, a dobrze wiedziała, że ze swojej strony nie dotrzymała umowy.

Głos Edwarda brzmiał dość pewnie, lecz Emily dostrzegła panikę w jego oczach. Wiedział, że historia jest prawdziwa, lecz nie chciał w to uwierzyć.

– Dzięki temu choć raz mam wytłumaczenie, nie czuję się, jakbym ci się narzucał – powiedział z uśmiechem.

Emily nie miała serca karcić go za to, że się nią nie zainteresował. I tak dość będzie zraniony tym, co ma mu do powiedzenia. Czy jest urażony, czy nie – to już i tak nie miało znaczenia.

– Czy czułaś się bardzo osamotniona? – zapytał.

– Nie, doprawdy nie – odpowiedziała uczciwie, po czym złagodziła odpowiedź uśmiechem. – Ostatnio, wśród tego całego zamieszania nie miałam czasu, by poczuć się samotna.

– To rzeczywiście prawda – zgodził się. – I zdaje się, że jeszcze więcej zamieszania było wczoraj u Devonshire'ów. Nie mówię, oczywiście, o wizycie lady Jersej u cara. Powiedziano mi, że ten oszust przyszedł – z twoją rodziną! Czyż to może być prawda?

– On nie jest oszustem, Edwardzie – powiedziała spokojnie, próbując złagodzić wrażenie swoich słów. – Kiedy Letty wreszcie poczuła się lepiej, uświadomiła sobie, że musi przekonać się osobiście, czy to jest, czy nie jej stary przyjaciel. Ona nie ma wątpliwości, Edwardzie, i ja także. To rzeczywiście jest lord Palin.

Zaprzeczenie nadeszło natychmiast, Emily wiedziała, że tak będzie.

– Ależ nie może być. Lady Meriton musi się mylić lub, co gorsze, została oszukana. Mój kuzyn umarł we Francji. Ten człowiek musi być oszustem. – Edward wstał pospiesznie i nerwowo podszedł do kominka. Twarz miał bladą, ręce lekko mu drżały.

– Nie potrafię wyjaśnić, skąd wzięła się pogłoska o jego śmierci – przyznała Emily – lecz to bez wątpienia jest lord Palin. Wiem, wiem, co chcesz powiedzieć, Edwardzie, ale on zna takie rzeczy z przeszłości, o których od nikogo nie mógłby usłyszeć.

Edward odwrócił się sztywny od niedowierzania.

Westchnąwszy, Emily zbliżyła się i stanęła tuż za nim.

– Jest jeszcze jeden świadek, sądzę, że przyznasz, iż bez zarzutu.

– Kto?

– Stara niania Letty. Przyszła, żeby zapopiekować się Letty podczas choroby. Kiedy go ujrzała, rozpoznała go natychmiast. Bez zastanowienia.

Emily poczuła, że głupio postąpiła nie pomyślawszy o starej, wiernej służącej. Wszystkie rozmowy z Tonym dotyczyły służących, którzy opuścili jego dom, a nie tych związanych z domem Letty.

– Stara kobieta, która traci rozum… – próbował wywodzić Edward.

– Edwardzie, wiesz, że tak nie jest.

Za późno, pomyślała Emily, czując we własnym głosie, nutę litości. Widziała, jak ostro zaczął się bronić, lecz teraz stał, zwiesiwszy ramiona. Ta litość bardziej niż cokolwiek upewniła go, że ona mówi prawdę.

– Cóż, zobaczymy, co powie sąd – nie poddawał się Edward, choć stracił ducha. – W końcu to prawo trzeba przekonać, nie ciebie, ani lady Meriton, ani jej niańkę.

Usiłował nie przejmować się, lecz Emily wyczuła jego strach. Ponieważ Edward wierzył bez reszty, że Tony to oszust, nigdy naprawdę nie brał pod uwagę możliwości przegrania sprawy, utraty tytułu i majątku. Teraz gdziekolwiek się zwrócił, widział, że wszystko, co uważał za swoje, już do niego nie należy.

To nie była dobra chwila, by powiedzieć mu, że utracił również narzeczoną.

– Edwardzie – powiedziała, usiłując wyrażać się oględnie – wiem, że teraz to wydaje się niewielkim pocieszeniem, ale wierzę, iż twój kuzyn szczerze ci współczuje z powodu twojej kłopotliwej sytuacji. Wygląda na to, że chciałby odnowić stosunki rodzinne, jeśli tylko ty mu na to pozwolisz. Myślę, że okazałby się wspaniałomyślny.

Emily nie wiedziała, czy jej słowa dotarły do zmartwionego Edwarda. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się we wzorzysty dywan. Kiedy podniósł wzrok, wydawało się, że wreszcie usiłuje przyjąć do wiadomości wszystkie fakty i pojąć, co oznaczają dla jego przyszłości.

– Zakładam, że Letty będzie w dalszym ciągu popierać interesy tego człowieka, tak jak to robiła zeszłej nocy? – spytał.

Było to pytanie retoryczne. Dobrze wiedział, że Letty tak właśnie będzie postępować.

Emily skinęła głową.

Po minucie Edward, wydawało się, podjął decyzję.

– Nie myśl o mnie bardzo źle, Em – poprosił błagalnie. – Po prostu nie czuję się na siłach z nim spotkać, zaakceptować go jako kuzyna, zanim sąd nie każe mi tego zrobić. Zostaw mi nadzieję na cud, który dowiedzie, że się mylisz.

– Edwardzie… – zaczęła, rozbrojona jego smutnym uśmiechem, lecz zaraz urwała. Doprawdy, nic nie mogła powiedzieć, co złagodziłoby jego ból.

– Czy przebaczysz mi, że trochę cię zaniedbam? To nie potrwa długo. W końcu ustalili datę przesłuchania, dokładnie od dziś za tydzień. Mam nadzieję, że do tego czasu pogodzę się z tym, co się stało i będę w stanie spotkać się z człowiekiem, który, jak mówisz, jest moim kuzynem. Do tego czasy jednakże…

Emily powiedziała, że oczywiście, rozumie. Co innego jej pozostało? Jednakże kiedy patrzyła, jak odchodzi, wciąż ze spuszczonymi ramionami, zastanawiała się, co ma mu powiedzieć za tydzień – za tydzień gotowy był w końcu ogłosić ich zaręczyny. Podczas gdy ona zupełnie nie była gotowa.