142514.fb2
Przewidywania Emily, że jeśli Tony zostanie zaakceptowany publicznie przez choćby jedną osobę, inne również wystąpią, by go poprzeć – okazały się słuszne. Część towarzystwa wciąż jeszcze traktowała go z wielkim sceptyzmem, paru przeczyło nawet, że jest tym, kim twierdził, że jest. Ale nikt już nie wstydził się pokazać z nim publicznie. Zaproszenia, składane za pośrednictwem Meritonów, sypały się jedno za drugim.
Jednym z pierwszych było zaproszenie od lady Castlereagh. Wyjazd cara, poważnie odciążył jej gospodarstwo. Zmniejszyła się nie tylko presja towarzyska – naciski dyplomatów wciąż oczekujących czegoś od jej męża zniknęły razem z rosyjskim imperatorem.
Emily szczęśliwa była, widząc swoją matkę chrzestną, wielce zafascynowaną opowieścią Tony'ego, w lepszej kondycji. Spotkanie przy herbacie było miłe i intymne. Zaproszeni byli nie tylko Meritonowie, Tony i jego przyjaciel, kapitan von Hottendorf. Tutaj w końcu Emily przestała denerwować się prezentacją i akceptacją Tony'ego, odczuwała jedynie zwykłe pragnienie, by ci ludzie, których lubiła najbardziej, polubili się też między sobą.
Wkrótce stało się jasne, że gospodarze są pod wielkim wrażeniem Tony'ego. Emily widziała, jak Tony prędko uległ ciepłu i dobroci gospodyni. Lorda Castlereagha poważać musiał za jego wyjątkową inteligencję. Zniknął nawet cień skrępowania, które Emily odczuwała jeszcze na balu.
Pewność siebie Tony'ego rosła z godziny na godzinę. Oczywiście, świadomość, że otoczony jest ludźmi, którzy mu wierzą, musiała być wielce pomocna, lecz Emily pomyślała, że za tym dzisiejszym odprężeniem musi kryć się coś więcej. Castlereaghowie nie interesowali się żądaniem Tony'ego, interesowali się nim samym.
Autentyczne zainteresowanie przeżyciami Tony'ego było czymś, co Emily doceniała tak samo jak on. Na balu u Devonshire'ów widziała, jak cierpliwie spędza godzinę za godziną, odpowiadając na głupie pytania i przyjmując nic nie znaczące wyrazy współczucia. Lord Castlereagh był nie tylko dobrze poinformowany, jego ciekawość była niedwuznaczna. Naprawdę chciał dowiedzieć się o trudnościach życia jeńca. Prawie że widziało się go, jak porządkuje w myślach poszczególne wiadomości, by móc później się do nich odwołać.
Emily świadoma była również, że zarówno Tony jak i kapitan dyskretnie unikają tematów, które można by uznać za zbyt plugawe dla kobiecych uszu. Zamiast mówić o złym traktowaniu jeńców, Tony opisywał cudowne wycieczki. Co nieuchronnie doprowadziło do kwestii zwolnienia warunkowego, zwolnienia na słowo honoru.
– Zwykli marynarze nie mogli naprawdę liczyć na zwolnienie warunkowe – powiedział Tony, odmownym ruchem dłoni odpowiadając na propozycję następnej herbaty. – Trzymano ich w barakach. Zdobyli się na parę najbardziej spektakularnych ucieczek. Niektórych z tych chłopców nigdy nie złapano. Kilku z nich parokrotnie spotkałem w Bitche.
Uśmiech Tony'ego na chwilę zniknął. Niektóre z tych opowieści Emily słyszała już, kiedy szukała dla Tony'ego informacji. Brak powodzenia nie był najgorszym losem, jaki spotykał więźnia próbującego ucieczki. Co najmniej jedna opowieść oskarżała komendanta Bitche o zabójstwo z premedytacją. Takie ponure wspomnienia prawdopodobnie liczniejsze były od tych, które można opowiadać w dobrze wychowanym towarzystwie.
Nawet teraz Emily miała od czasu do czasu ochotę potrząsnąć słuchaczami i przypomnieć im, że to co spotkało Tony'ego, to nie tylko historia dobra do opowiadania przy filiżance herbaty czy butelce porto.
– Dla nas, oficerów, było to oczywiście zwykłą częścią wojny – powiedział kapitan. – Pojmanie, zwolnienie warunkowe, wymiana. Tylko że Napoleon nie trzymał się reguł. Dla cywili jednak to zupełnie inna sprawa.
John, który służył w milicji, mocno postawił swoją filiżankę.
– Uwięzienie cywilów było niegodziwością – zgodził się. – Kompletnie wbrew zwyczajom wszystkich cywilizowanych narodów. Myśmy nie wzięli żadnych francuskich cywilnych jeńców – dodał z dumą.
– O to chodzi, rozumie pan – wtrącił Tony. – My cywile nie wiemy, co robić w takiej sytuacji. To było istotą całego sporu w sprawie sir Beaumonta Dixie. Znacie państwo tę historię?
Von Hottendorf i Castlereagh oczywiście znali, lecz nalegali, by Tony powtórzył ją dla innych.
Tony pochylił się, by wyjaśnić wszystko, pukiel ciemnych włosów opadł mu na czoło.
– Sir Beaumont był więźniem w Verdun, zwolniony warunkowo mieszkał w mieście. Przygotowywał ucieczkę, lecz oficer marynarki, jeden z naszych, który usłyszał o jego planach, oddał go w ręce Francuzów.
Emily była wstrząśnięta i, jak zauważyła, nie ona jedna.
– Wszyscy w mieście podzielili się na dwa obozy – ciągnął Tony. – Dixie utrzymywał, że dał słowo honoru pod groźbą i że Francuzi w żadnym razie nie mają prawa więzić cywili. Oficer, który go wydał, upierał się, że system zwolnień na słowo honoru, zwolnień warunkowych, utrzyma się tylko wtedy, jeśli wszyscy go będą respektować. Jeśli Francuzi nie będą mogli ufać, że dając słowo nie uciekniemy, wkrótce będziemy mieli sposobność dawać tego słowa. Wszyscy skończymy uwięzieni w barakach.
– Trudne zagadnienie – przyznał lord Castlereagh.
John z powątpiewaniem potrząsnął głową.
– Lecz jednak… wydać tego człowieka Francuzom…
– Byli tacy, którzy w zasadzie zgadzali się z tym oficerem – powiedział Tony – lecz zdradę rodaka odczuwali jako zły uczynek. Choć w tym wypadku nikt nie mógł wątpić w motywy tego oficera. Naprawdę wierzył, że postępuje właściwie. – Tony mówił cicho, ale tak, że przez plecy Emily przebiegł dreszcz. Jeszcze jedno wspomnienie straszliwych rzeczy, których był świadkiem.
W towarzystwie tak współczujących osób Tony coraz mniej zważał na to, by ukrywać swoje uczucia. Emily uświadomiła sobie, że nie tylko ona słyszy tę nutę gniewu.
– Ton pańskiego głosu mówi mi, że wie pan o innych, którzy działali kierując się mniej szlachetnymi pobudkami – skomentował lord Castlereagh.
Tony przyjął spostrzegawczość starszego pana wznosząc filiżankę jak do toastu.
– Rzeczywiście, byli tacy. Nie myślałem o tym całe lata, ale przypominam sobie, że teraz – zaraz przed tym, jak miałem okropną awanturę z gubernatorem i wysłano mnie do Bitche, i przez to wszystko wypadło mi z głowy, tak przypuszczam – poszedłem do gubernatora zapłacić grzywnę za to, że spóźniałem się na apele. KIedy tam dotarłem, Wirion miał sam-na-sam z innym więźniem. Drzwi nie były tak dokładnie zamknięte i słyszałem całą rozmowę. Usłyszałem, jak jeden angielski dżentelmen informuje o drugim, mówi gubernatorowi o jego planach ucieczki. Dla pieniędzy.
– Nie – zaprotestowała lady Castlereagh.
Letty w tym samym czasie zawołała:
– Nie dla pieniędzy!
John również był oburzony.
– To nie był dżentelmen – wykrzyknął.
Emily zauważyła, że ani lady Castlereagh, ani kapitan nie byli zaskoczeni. – To był z pewnością głos osoby wykształconej – zwrócił się Tony do wstrząśniętego Johna. – Nigdy nie widziałem jego twarzy, i cieszę się z tego. Gdybym go rozpoznał, czyłbym się obowiązany zadenuncjować go.
– Rozumiem, o co panu chodzi – powiedziała Emily. – Nie byłoby przyjemnie oskarżać innego Anglika mając za dowód jedynie własne słowo.
Tony uśmiechnął się do niej ciepło, jakby mówił, że wiedział, iż ona zrozumie.
– Właśnie.
– Coś takiego, nie pamiętam, czy kiedyś słyszałam taką niesłychaną historię – powiedziała lady Castlereagh ze spokojnym zadowoleniem.
Uśmiech Tony'ego odciągnął myśl Emily od uwagi, którą chciała wygłosić. Modliła się, by się nie zarumienić. Przyszedłszy szybko do siebie, otworzyła usta, by przemówić, po czym zamknęła je gwałtownie. To może być jeden z tych tematów, których roztrząsania Tony by nie ścierpiał, pomyślała. Raz już próbowała przywieść go do rozważań nad jego obecną nieszczęsną sytuacją, ale albo źle ją zrozumiał, albo nie chciał nic usłyszeć.
Lecz spostrzegawczy lord Castlereagh przyłapał ją na wahaniu.
– Co chciała pani powiedzieć, panno Meriton? – spytał.
Odwróciła się i popatrzyła w pełne nadziei, badawcze oczy gospodarza. Miała przed sobą jeden z najtęższych mózgów w całej Anglii. Może zrozumie i potrafi wyjaśnić wszystko ku jej zadowoleniu.
– Czy nie wydaje się pany, sir, że przygody lorda Palina są raczej zbyt niezwykłe?
Zanim lord Castlereagh zdążył odpowiedzieć, przemówił, wyłącznie do niej, Tony, postawiwszy uprzednio swoją filiżankę:
– Próbujesz znowu dać do zrozumienia, Em… panno Meriton. Co pani chce przez to powiedzieć?
A więc pamiętał. Emily rozejrzała się szukając u innych oznak zrozumienia, jeśli nie poparcia, i żeby uniknąć jego przenikliwego wzroku. Nie miała wyjścia, musiała ciągnąć to dalej.
– Chcę powiedzieć, że to co pana spotkało po wysłaniu do więzienia karnego było dziwne, więcej niż zwyczajnie dziwne. Sam pan powiedział, że nigdy nie trzymano w Bitche więźniów w nieskończoność, z wyjątkiem pana.
– Złośliwość komendanta… – podsunął Tony.
Emily potrząsnęła głową. To nie było wystarczające tłumaczenie.
– A historia pańskiej śmierci, pańskiego pogrzebu? To też była złośliwość?
Letty nie zrozumiała.
– O czym ty mówisz, Emily? – spytała zmieszana.
Emily westchnęła i postanowiła być dzielna. Poza tym zaszła już za daleko.
– Myślę, że ktoś chciał usunąć Tony'ego z drogi. Może… nawet uśmiercić go. Ktoś to zorganizował, żeby Tony'ego uwięziono i zorganizował też jego pogrzeb.
Samo wymówienie tych słów wprawiło ją w drżenie. Myśl, że ktoś z premedytacją, ze złą wolą działał, by zrujnować Tony'emu życie, przerażała ją, ale nie mogła dłużej unikać tek konkluzji.
Ktoś jeszcze uznał, że jej pomysł wart jest rozważenia, i był to lord Castlereagh. Siedział bardzo cicho i słuchał ze szczególną uwagą. W końcu w cale się nie roześmiał ani nie zlekceważył jej słów.
– Ale dlaczego? – napierał Tony. – Kto chciałby się mnie w taki sposób pozbyć? W Verdun nikogo nie obraziłem, z wyjątkiem może Wiriona. Ale on niczego nie robił bez widoków na finansowe wynagrodzenie.
Szybka odpowiedź Tony'ego powiedziała Emily, że rozmyślał nad tym, choć nie ostatnio. Nie przyjął swego uwięzienia z fatalistycznym wzruszeniem ramion. Teraz wpadł na nowy pomysł.
– Wrogowie w Anglii, przypuszczam, mogliby coś takiego zaaranżować. Powiedz nam, Letty, czy masz jakichś wrogów?
Letty roześmiała się.
– NIe bądź niemądry.
– Czy mam podejrzewać, że to mój kuzyn planował przejęcie majątku? Był wtedy zaledwie dzieckiem. Mój wój Ruthven? Równie dobrze mógłbym podejrzewać o nikczemność… lorda Castlereagha.
– Dziękuję – odpowiedział lord Castlereagh. – Zaszczycił mnie pan tym porównaniem. Honor lorda Ruthvena jest rzeczywiście ponad wszelkie podejrzenia.
– Kogo zatem pani podejrzewa? – spytał Tony Emily.
– NIe podejrzewam nikogo – musiała przyznać Emily z rosnącą frustracją. – Chciałabym dostrzec jakieś usprawiedliwienie, ale to musi być usprawiedliwienie, w które bym nie wątpiła.
– Em… panno Meriton – poprawił się szybko Tony. – Czy nie sądzi pani, że już to sobie przemyślałem? Proszę mi wierzyć, miałem mnóstwo czasu, żeby rozważyć tę sprawę. I odpowiedź, obawiam się, jest prosta. A mianowicie sądzę, że nadzorca w Bitche pomylił się, po prostu głupio się pomylił i nie chciał się do tego przyznać.
Emily rozczarowana zdała sobie sprawę, że nie chcieli jej słuchać. Po niestosownej ilości żartów, zaczęto rozmawiać na bardziej frywolne tematy – o tym, co zaszło między carem i lady Jersej, o uroczystym nabożeństwie w Westminster Abbey i o planach obchodów stulecia panowania dynastii hanowerskiej. Nagle Emily dostrzegła, że gospodarz milczy i jest głęboko zamyślony.
Była zatem jedyną osobą w pełni świadomą subtelnego sposobu, w jaki dyplomata oddzielił ją i Tony'ego od reszty towarzystwa. Pretekstem była nowa miniatura, którą chciał im pokazać, lecz kiedy weszli do biblioteki, nawet nie usiłował jej wyjąć. Z pewnością Tony również zdał sobie sprawę, że chodzi o coś innego.
– Milordzie?
– Pan mi wierzy? – zawołała Emily, pełna wdzięczności za zaufanie.
– Tak, dziecko, wierzę ci – odpowiedział lord Castlereagh z uśmiechem i wskazał im krzesła.
Tony oparł się jedynie o wielkie biurko.
– Z całym szacunkiem, milordzie, czy pomysł panny Meriton nie jest raczej dziwaczny? Wiem z doświadczenia, że nawet najbardziej nieprawdopodobne sytuacje mają zwykle bardzo prozaiczne przyczyny.
– Tak, to prawda – zgodził się jego lordowska mość. I w pańskim wypadku, sądzę, odpowiedź będzie również prosta. Zdrada.
Emily nie mogła powiedzieć, czy powtórzyła to słowo szeptem, czy nie. Samo słowo wydawało się odrażające. Jej wzrok natychmiast podążył ku Tony'emu. Ujrzała, że jego twarz jest niewzruszona, lecz cała postać nie była już tak swobodna.
– Lordzie Palin, ta historia, którą pan wcześniej opowiedział – zaczął z namysłem lord Castlereagh. – Właściwie jak długo przed pańskim aresztowaniem to się wydarzyło?
– Zabrali mnie z domu tej samej nocy – odpowiedział spokojnie Tony. – Wirion uwielbiał zastraszać swoje ofiary wyciągając z łóżek ciemną nocą. – Teraz dostrzegł, ku czemu zmierza Castlereagh. – Ale, sir, wszystko, co słyszałem, było… rodzajem zdrady za pieniądze, tylko za marne pieniądze. Wirion nie ochraniałby pośredniego informatora w taki sposób.W każdym razie nigdy nie rozpoznałem tego mężczyzny.
Protesty Tony'ego jakby osłabły. Podszedł i stanął za krzesłem Emily. Przez głowę Emily przebiegła niemądra myśl – że szuka u niej jakiejś pewności czy uspokojenia – tak, jakby teraz czegoś od niej potrzebował.
– Jeśli to prawda, o czym myślę, nie mieli wyboru – powiedział lord Castlereagh. – To, co pan podsłuchał, to według pana rodzaj zdrady za pieniądze. Ale człowiek, który chce sprzedać informację jednego rodzaju, może zechcieć sprzedać inną. Rozumie pan – ciągnął – tak się zdarza, że wiem, iż w Verdun był taki zdrajca, ktoś, kogo nie jesteśmy w stanie zidentyfikować. Ktoś na tyle ważny, by żądać przysług od pańskiego generała Wiriona.
– Ale ja go nie rozpoznałem – upierał się Tony. Jego dłoń spoczywała na oparciu obok ramienia Emily. Nagle zapragnęła chwycić ją i trzymać, to dodałoby jej otuchy. To wszystko zaczynało być przerażające.
– Jest pan pewien? – spytał Castlereagh, pochylając się do przodu. – Proszę pamiętać, że mówimy o człowieku, który niezniósłby najmniejszego podejrzenia. Co by się stało, gdyby któregoś dnia usłyszał pan znajomy głos? Albo dowiedział się, że tego dnia ktoś jeszcze odwiedził generała? Myślę, że może pan z pewnością dodać dwa do dwóch – powiedział ironicznie.
– Dlaczego zatem mnie nie zabili? Po co ta cała skomplikowana szarada? – Głos dochodzący spoza jej krzesła był wciąż spokojny, choć Emily, nawet nie ośmieliła się odwrócić i popatrzeć na Tony'ego, mogła wyczuć przepełniające go napięcie.
– Nie wątpię, że zdrajca wolałby widzieć pana martwego.
Emily, słysząc chłodny i pewny głos Castlereagha, zadrżała. Mówili o życiu Tony'ego.
– I on i jego francuscy panowie mogli mieć nadzieję, że Bitche zrobi to za nich – ciągnął lord Castlereagh. – Podejrzewam też, że musieli coś przedsięwziąć, lecz także zmusił ich do ostrożności.
– To by wyjaśniało, dlaczego Travvr'ego zwolniono – powiedział powoli Tony. – Ma pan rację, nie śmieli mnie zabić. Był już skandal z powodu oficera, który umarł w podejrzanych okolicznościach. Francuzi powiedzieli, że zabił się sam, ale parę dni wcześniej wysłał list do jednego ze swoich lejnantów, ostrzegający go, by nie wierzył w żadne bajki o samobójstwie. Po tym wszystkim Francuzi bardzo uważali.
Myśli Emily pognały naprzód. Nie było powodu, by lord Castlereagh odciągał ich na bok, żeby to powiedzieć. Po chwili Tony zdał sobie również z tego sprawę.
– Coś jeszcze, prawda? – spytała Emily.
– Nigdy nie znaleźliśmy sprawcy, który działał poza Verdun – przypomniał im Castlereagh. – Opowieść Palina o sprzedajnym dżentelmenie bardzo dobrze pasuje do tego, co wiemy lub czego domyślamy się o nim. NIewiele tego jest. Dżentelmen d'etenu byłby z łatwością akceptowany w gronie oficerów i mógłby wśród nich zbierać informacje.
Castlereagh przysunął się bliżej. Zniżył głos, mówił o ważniejszych sprawach.
– D'etenus wrócili już do domu. Bardzo prawdopodobne, że zdrajca jest wśród nich. Nie myślcie, że nie zużytkuje informacji, które posiada, choć Napoleon został uwięziony. Jeżeli jedyną ambicją tego człowieka są pieniądze, to istnieją przecież inni kupcy. Tego człowieka trzeba znaleźć.
Słowa Castlereagha i blada, ściągnięta twarz Emily towarzyszyły Tony'emu przez cały wieczór i nie miały dobrego wpływu na jego grę w wista. PO drugiej stronie samotnego stolika w jego mieszkaniu siedział Gus, cierpliwie próbując wyjaśnić, jak należy teraz licytować.
– Nie uważasz – skarżył się Gus. – Ani na mnie, ani na karty.
– Przepraszam, Gus. Myślę. – Tony oddał karty przyjacielowi, żeby jeszcze raz rozdał.
– Myślisz? Czy spodziewasz się, że taka wymówka miałaby znaczenie w klubie u sir Johna? Nie wierzę – tasował karty – że angielski dżentelmen może przyznać się do takiej czynności. Dopóki nie jest kimś tak poważnym jak lord Castlereagh.
Tony patrzył na szyderczą minę przyjaciela. Krótka chwila, którą wraz z Emily spędził z ministrem spraw zagranicznych z pewnością nie przeszła niezauważona, lecz rozmowa ich była tak poufna, że gus postanowił to jakoś skomentować.
– Gus – powiedział Tony – widzę przed tobą bliskotliwą karierę dyplomaty.
– Myślisz? Nie, po Kongresie jadę do domu. JUż czas – powiedział po prostu Gus.
Tony skinął głową. Dobrze rozumiał tęsknotę za domem, choć obrazy Howe, jakie jawiły mu się w myślach, nie niosły takiego samego uspokojenia jak przedtem. Czegoś w tych obrazach brakowało, czegoś istotnego.
– Będzie mi ciebie brak, Gus – powiedział Tony bez ogródek.
Obaj zbyt razem wiele przeżyli, by trzeba było dodać coś jeszcze.
– Jeśli jeszcze raz zdecydujesz się podbić Kontynent, musisz mnie odwiedzić, zobaczyć, jakie piękne są moje góry – Gus podniósł swoje karty i zaczął uważnie mu się przyglądać. – Słyszałem, że panna Meriton może pojedzie do Wiednia na Kongres. Czy sądzisz, że dałaby się namówić na małą wycieczkę?
Tony zesztywniał.
– Nie wiem – powiedział. Udając zainteresowanie kartami, miał nadzieję, że jego uczucia nie były za bardzo czytelne.
– Wyglądała dziś bardzo pięknie w tej… jak byś nazwał kolor jej sukni?
– Szary – powiedział Tony. Choć nie jak łupek. Mieniła się podczas ruchu. Przypominała mu kolor jej oczu, gdy była zmartwiona. Miała też we włosach srebrną przepaskę.
– Bardzo pięknie – powtórzył Gus, podczas gdy Tony na chybił-trafił układał sobie w ręce karty. – KIedy pomyślę wstecz, i uświadomię sobie, że początkowo wątpiłem w jej nadzwyczajne zalety, czuję się jak idiota. Jak kobieta może być tak cudowna, tak przeurocza? – zastanawiam się. To tobie powinienem dziękować, że posłałeś mnie żebym jej poszukał, przyjacielu.
Lecz czy Gus powinien dziękować? Początkowo Tony był ślepy z zazdrości, która dopalała go, kiedykolwiek jakiś człowiek choćby przemówił do Emily. Jednak głupotą byłoby odczuwać zazdrość o Gusa, kiedy Emily zaręczona była z kuzynen Tony'ego. Tony badał twarz przyjaciela, pozornie zainteresowanego tylko swoimi kartami. Na swój własny sposób Gus mógł być w ukrywaniu uczuć tak biegły jak Tony.
– Prawdę mówiąc – ciągnął Gus, jakby niezauważył niezwykłego milczenia przyjaciela – całe to doświadczenie okazało się wielce pouczające. Spotkać tak przywiązaną do siebie parę jak sir John i jego dama… cóż, to sprawia, że myśli się o swojej własnej przyszłości o ustatkowaniu się…
Tony nie mógł tego znieść. Z obrzydzeniem rzucił swoje karty i podszedł do okna.
– To bez sensu, Gus. Obiecała wyjść za mojego kuzyna.
Zanim Gus odpowiedział, przez chwilę panowała cisza.
– Tony, przykro mi. Nie miałem pojęcia. Wybacz.
Tony odwrócił się zmieszany.
– Co miałbym ci wybaczyć?
– Panna Meriton to urocza i inteligentna kobieta, ale ona nie jest dla mnie. Myślałem, że to właściwa kobieta dla ciebie i chciałem cię tylko trochę podrażnić, żebyś się przyznał.
Gus był strwożony, że jego dobroduszne żarty tylko przypomniały Tony'emu, jaki jest nieszczęśliwy.
– Och, masz rację, przyjacielu – wyznał Tony. – Ona jest tą jedyną. Tylko zjawiłem się za późno, żeby jej to powiedzieć.
– Ale po co ta tajemnica? Och, rozumiem – Gus sam sobie odpowiedział na pytanie. – Zanim ustalą prawo do tytułu. Ale jeśli nie ogłosili zaręczyn, to… – zaczął wywodzić.
– Czy sądzisz, że ogłoszenie albo brak ogłoszenia ma dla Emily jakieś znaczenie, jeśli już dała słowo?
Niesłychane, Tony prawie krzyczał. Następnie wziął głęboki oddech i zaczął składać karty. Po tym wszystkim nie dałoby się wrócić do zawiłości wista.
– Tony – powiedział Gus spokojnie – czy nic dla ciebie nie znaczy, że to wszystko, co miała do wyboru?
– Wszystko? – odpowiedział, pozwalając sobie na przyjemność sarkazmu. – Mówimy o pannie Emily Meriton.
– Mówimy o jej zaręczynach z człowiekiem, którego nie kocha.
Tony rzucił przyjacielowi błagalne spojrzenie. Czy Gus nie zdaje sobie sprawy, że ta rozmowa to dla niego tortura?
Jednakże Gus ciągnął uparcie.
– I który jej nie kocha – powiedział z naciskiem wymawiając każde słowo.
Tony sądził, że nic go już nie zdziwi, lecz na te słowa osłupiał. Choć Letty powiedziała mu, że nie lubi Edwarda, nigdy nie przyszło mu do głowy, że jego kuzyn mógłby nie kochać Emily.
– Nie kocha jej? – powtórzył, czując, że ogłupiał.
– Nie sądzę, żeby był do tego zdolny.
Jak na Gusa, to było całkowite potępienie. Biorąc pod uwagę znaną mu zmienność nastrojów Letty, mógł kwestionować jej sąd, lecz nie sąd Gusa.
– Moja znajomość z kuzynem, jak wiesz, ograniczyła się do tego, że dwa razy pokazano mi drzwi – przyznał Tony. – Nie potrafię zbudować żadnej opinii o jego charakterze, ale fakt, że jest dla Emily cenionym przyjacielem, musi przemawiać na jego korzyść.
– Panna Meriton nieczęsto się myli, przyznaję. Ale pomyśl, Tony, ten chłopak zdobył jej przyjaźń, kiedy była jeszcze dzieckiem, z percepcją dziecka. Gdyby dziś spotkała go pierwszy raz, nie sądzę, żeby tak samo się pomyliła.
W milczeniu rozważając słowa przyjaciela, Tony nalał im obu po szklance wina.
– Próbował zerwać czyjeś zaręczyny… – powiedział w końcu, niezdolny zebrać myśli.
Gus potrząsnął głową jakby ze smutną dezaprobatą, lecz Tony zauważył, że jego oczy błyszczą figlarnie.
– … to byłby czyn godny człowieka podłego, awanturnika. Żaden prawdziwy dżentelmen nigdy by o czymś takim nawet nie pomyślał – zgodził się Gus.
– Dżentelmen stał by z boku i patrzył, jak bierze ślub… – oczy Tony'ego zamknęły się z bólu. Tej myśli również nie mógł skończyć
Gus skończył ją za niego.
– … z zimną rybą, która ceni ją tylko z powodu możliwości awansu, jakie mu przynosi.
– Nie! – krzyknął Tony, stawiając szklankę z taką siłą, że kruchy stolik zadrżał. – Jeśli Emily zdecydowana jest zmarnować sobie życie z jakimś nie zasługującym na to głupcem, może równie dobrze zmarnować je ze mną. W końcu ja ją będę cenił. I kochał. – Wypił łyk wina na odwagę. – Do diabła z dżentelmeńskim postępowaniem! Ona należy do mnie.
– Brawo! – zawołał Gus.
Jednakże pewność siebie Tony'ego nie trwała dłużej niż krótka radość Gusa.
– Boże, Gus, nie wiem, jak zalecać się do dziewczyny. Letty była przyjaciółką z dzieciństwa. Nigdy naprawdę się do niej nie zalecałem. Co mam robić? Nie mogę nawet być z nią sam na sam choćby przez dwie minuty… – Przycichł na chwilę. – Tak, mogę – ciągnął z nadzieją w głosie, choć w oczach jego wciąż czaiła się panika. – Mogę w końcu spotkać ją samą. Co do reszty, muszę mieć nadzieję, że nie odda nikomu swojego serca, jedynej rzeczy, której pragnę.
Następnego dnia Tony przyszedł do Emily z listą d'etenus trzymanych w Verdun, skompletowaną przez lorda Castlereagha. Żeby porozmawiać w spokoju, zaproponował przejażdżkę do parku. Emily studiowała listę, podczas gdy Tony lekko kierował wysoki powóz przez ulice.
– Co za człowiek! – zawołał Tony z podziwem. – Jak udało mu się zebrać tak wiele w tak krótkim czasie…?
– Znam lorda Castlereagha od lat, ale to dla mnie niesamowite – przyznała Emily. – To naprawdę przerażające. Jak mógłbyś znaleźć tego jednego człowieka wśród tylu innych?
Słońce połyskiwało w ciemnych włosach Tony'ego. Ostatnimi czasy zaczął nabierać nieco kolorów i trochę utył. POd koniec lata może z powodzeniem przybrać znowu swój zwykły wygląd – brązowego jak Cygan. Choć wcześniej zaprzeczał jej podejrzeniom, kiedy znaleziono odpowiedź na pytanie o przyczyny uwięzienia, jakby go to uspokoiło – pomyślała Emily.
Zaufanie, jakim obdarzył do lord Castlereagh i zadanie, które miał przed sobą dodało mu otuchy. Wydawał się dużo młodszy i bardziej lekkomyślny.
– My – poprawił ją Tony. – Jak moglibyśmy znaleźć tego człowieka? Lord Castlereagh nieprzypadkowo nie wykluczył ciebie z naszej małej konferencji. To przede wszystkim twoja inteligencja wskazała nam drogę. Ja teraz nie mogę nic zrobić bez twojej pomocy.
Pomimo ogromu zadania Tony wydawał się niezwykle pogodny. Zaś Emily ze swej strony postanowiła cieszyć się ostatnimi chwilami i nie pozwalać, by radość zakłóciły jakieś myśli o przyszłości. Ciężko jednak będzie odsunąć te myśli, jeśli Tony zamierza komplementować jej inteligencję.
– Może zauważyłaś – wskazał Tony zręcznie skręcając powozem – że niektóre nazwiska są już wykreślone. – W jego głosie brzmiało pytanie i pomyślała, że powinna lepiej kontrolować swój wyraz twarzy. – Castlereagh mówi, że wiedzą, iż ten człowiek zaprzestał działalności jakieś cztery lata temu. Więc ci, którzy umarli, zostali zwolnieni albo przeniesieni przedtem – są czyści. Niestety, on mówi też, że mógł zaprzestać z jakiegoś powodu.
Jeśli Tony pragnął inteligencji…
– Masz na myśli, że ten człowiek mógł wtedy opuścić Verdun, być zwolniony albo przeniesiony, albo…
– Albo być może po prostu śmierć Wiriona drastycznie zmieniła sytuację. Może to go przestraszyło. Wirion wolał raczej sobie strzelić w łeb, niż przyznać się i ponieść karę za nadużywanie władzy – powiedział Tony z satysfakcją.
– Nie zdawał sobie sprawy, jak gwałtownie się wyrażał. Emily zadowolona była, że Tony może jej powiedzieć, co myśli, bez ważnia każdego słowa, ale bezwiednie pomyślała też, że nigdy w taki sposób nie przemawiał do Letty.
– Ten człowiek mógł obawiać się, że jego powiązania z gubernatorem wyjdą na jaw – dodał.
– Rozumiem. Innymi słowy, jeśli ktoś został zwolniony przed 1810 – jest czysty, a zwolniony albo przeniesiony później – nie wiadomo.
Myśl o tym, co masz w tej sprawie do zrobienia – upominała samą siebie.
– Dokładnie. To w każdym razie niewiele zmienia sytuację. Ten, kto miał dostateczne wpływy, by uzyskać zwolnienie, uzyskał je wcześniej.
Z wyjątkiem osiemnastoletniego Tony'ego, lorda Varrieura, który nie chciał widzieć, jak angielskie pieniądze przechodzą w ręce Francuzów. Jak on wówczas wyglądał? – zastanawiała się Emily. Czasami wydawało się, że niewiele w nim pozostało z tamtego chłopca. Patrzyła na jego profil, na trochę za duży nos, na bliznę na skroni.
– Tony. A co jeśli on umarł? – Miała taką obawę. To wszystko może być na nic.
– Mógł, jak sądzę, choć w żadnym wypadku nie był stary. To pamiętam dobrze. I każdy, kto był w stanie wywieść w pole Castlereagha i jego agentów musi być bardzo sprytny, zbyt sprytny, by uwikłać się w pojedynek czy coś takiego.
Uśmiechnął się do niej, zanim z uwagą począł manewrować powozem w gęstniejącym ruchu ulicznym. Czy Emily pomyślała, że mało w nim z chłopca? Najwyraźniej Tony podszedł do całej sprawy z wielką dozą młodzieńczego entuzjazmu. Tez zapał był powodem lekkiego niepokoju, lecz Emily rozsądnie odsunęła od siebie niemiłe uczucie.
Jeśli nawet nic więcej nie wyniknie z ich rozmowy, warto było po prostu jeszcze raz pobyć razem, móc używać imienia Tony'ego bez zastanowienia się dwa razy, czy ktoś nie podsłuchuje. W towarzystwie, nawet przy Castlereagh oboje zwracali się do siebie bardzo oficjalnie. Lord Palin. Panna Meriton. Tony parę razy się potknął – przypomniała sobie.
Niestety, nie mogła wmawiać sobie, że on kierował się tym samym uczuciem co ona. Była na to zbyt inteligentna.
– Powiedz mi, Tony, co dokładnie zapamiętałeś z tej rozmowy? – spytała, próbując skoncentrować się na sprawach bieżących.
– Pamiętam głównie wrażenie. Zanim zdałem sobie sprawę, o czym oni rozmawiają, myślałem o moim własnym spotkaniu z Wirionem. – Skoncentrował się. – To był głos dżentelmena, dobrze wychowanego, ani młodego, ani starego.
– Powiedziałeś przedtem, że to był jeden z d'etenus, ale czy to nie mógł być oficer?
– Nie, nie sądzę, w każdym razie nie zawodowy. Może z milicji. Było w nim coś zbyt przypadkowego jak na zawodowego oficera. – Tony wykrzywił twarz z niesmakiem.
– Co takiego?
– Pamiętam satysfakcję w jego głosie. NIczego nie żałował. Chciałbym wierzyć, że był zdesperowany. Zapłata z pewnością była dość nędzna. Jakoś pewien byłem, że on się z niej ucieszył.
– Zatem ktoś, kto nie pochodził z najlepszego towarzystwa. Ani nawet z trochę mniej dobrego – zasugerowała.
Odwróciwszy się, żeby na nią spojrzeć, zapytał:
– Dlaczego tak sądzisz?
– Z wyjątkiem ciebie, najbardziej wpływowi ludzie mogli zapewnić sobie zwolnienie. Bogaci i dobrze urodzeni, którzy pozostali z różnych powodów, byli w stanie prowadzić bardzo eleganckie życie… bale, wyścigi, kluby. Wygląda na to, że twój człowiek nie mógł sobie na takie życie pozwolić, a pragnął go. – Emily odwróciła się zakłopotana badawczym spojrzeniem Tony'ego. – Tylko tak przypuszczam, oczywiście.
– Ufam twoim przypuszczeniom bardziej niż przysięgom innych. Ty rozumiesz ludzi. Ty… – Tony przerwał i z powrotem zainteresował się drogą. Pełna nadziei Emily czekała, co powie dalej, lecz kiedy przemówił ponownie, powrócił do kwestii zdrady.
– Możemy dodać jeszcze trochę pewnych informacji do naszej układanki. To nie był ktoś, kogo znam na tyle, by rozpoznać go po głosie. To oczyszcza paru duchownych i nauczycieli, którzy byli przyjaciółmi Tavvy'ego, i którzy w innym wypadku spełnialiby twoje warunki. Pomyśleć, że kiedyś żałowałem tych godzin, kiedy słuchałem Tavvy'ego, jak dyskutował problemy filozoficzne i z historii naturalnej ze swymi przyjaciółmi!
– Miejmy nadzieję, że nauczył się także logicznej dedukcji – zażartowała, po czym wzięła głęboki oddech. – Mogę zaczynać?
Tony skinął głową i westchnął.
– Honourable (tytuł należny osobom pewnych szczebli arystokracji) Arthur Annesley…
Lista, bardzo skrócona dzięki ściślej dopracowanym kryteriom Emily i Tony'ego, została zwrócona Lordowi Castlereaghowi. Emily przewidywała, że na tym skończy się jej wykład i zastanawiała się, czy kiedykolwiek pozna zakończenie poszukiwania zdrajcy, a nawet czy w ogóle było jakieś zakończenie. W imieniu Tony'ego żywiła nadzieję, że będzie miał w końcu satysfakcję ujrzeć, że człowiek, który wyrządził mu tyle złego, został ukarany. Czego sobie nie wyobraziła, to jak Tony zareaguje na przymus czekania, bezczynnie i cierpliwie, na zawiadomienie o sukcesie.
– Jak mogę tak po prostu czekać? – pytał. – Powiedziałaś, że jakiś człowiek jest odpowiedzialny za odebranie mi dziesięciu lat życia, ale nie martw się, ktoś inny się tym zajmie! To nie dla mnie. Przyznaję, że nie mogę zdziałać tyle co lord Castlereagh, ale to nie znaczy, że mam stać obok i nic nie robić.
Dziwne wydało się Emily stać w wypożyczalni Hatcharda, przeglądać książki na półkach i omawiać próby odkrycia zdrajcy. Z prawej strony widziała, jak stara pani Barres przegląda księgę z kazaniami, podczas gdy jej dwie młode córki próbowały zerknąć do ostatniej powieści wydanej przez Minerva Press. W kącie kapitan von Hottendorf zabawiał Letty, co było nie lada zadaniem, jako że Letty, wciąż mając nadzieję, że uda się zastąpić kimś Edwarda, wydawała się zdecydowana pchnąć kapitana naprzeciw Emily.
A jednak tego sobie nie wyobrażała. Tony zamierzał sam spróbować odkryć swego zdrajcę. Nie, nie całkiem sam. Potrzebował jej pomocy.
– Tony, co według ciebie mogliśmy zrobić?
Odpowiedział promiennym uśmiechem. Pytaniem swoim nie miała zamiaru dodać mu odwagi, lecz najwidoczniej dodała.
– Cóż, posłuchaj, oczywiście – powiedział, jakby to było istotnie najoczywistsze. – Możemy wykorzystać dwie rzeczy: że ludzie chętnie ci się zwierzają i że często mówią więcej niż zamierzali.
Myśląc o tym, jak nie udało jej się z panem Neale, Emily nie była pewna, czy to prawda.
– A ta druga rzecz? – podsunęła zasępiona.
– Moja znajomość Verdun. Jeśli w tym, co nam powiedzą, będzie jakaś nieprawda, z pewnością to rozpoznam.
Jak mógł mówić tak radośnie i entuzjastycznie? Czy nie zdawał sobie sprawy, że mówi o niebezpiecznym człowieku bez honoru? Trudno było nawet ją przekonać, że Tony'emu teraz nic nie grozi. Zarówno Tony jak i lord Castlereagh dowodzili, że zdrajca występując teraz przeciw Tony'emu na zbyt wiele do stracenia. Jednakże jeśli ona i Tony zaczną węszyć dookoła, to może okazać się nieprawdą.
Emily wyciągnęła książkę z półki i zaczęła kartkować. Myśl o niebezpieczeństwie najwidoczniej Tony'ego nie powstrzyma.
– Co zamierzasz zrobić, jeśli coś odkryjemy?
Tony odebrał jej książkę, odwrócił ją właściwą stroną do góry i oddał.
– Nic. Poinformujemy lorda Castlereagha. Potem on się tym zajmie. Ale coś przynajmniej zrobię.
Zacisnąwszy usta, Emily rozważała konsekwencje. Wiedziała, że sprawa jest poważna, lecz wydawało się wysoce nieprawdopodobne, by ona lub Tony mogli dopomóc lub zaszkodzić. Jeśli tak jest, i jeśli mu to sprawi taką przyjemność… Jego błagalny wzrok był niemal nie do zniesienia.
Mały głosik w środku zaszeptał, że znowu byliby razem. Chwilę dłużej byliby razem.
– Och, dobrze – powiedziała. Nie była to uprzejma zgoda, lecz Tony zdawał się nie zwracać na to uwagi.
– Tu jesteście – przerwała im znienacka Letty, za którą postępował skruszony kapitan von Hottendorf. – Znalazłaś coś? – Wzięła książkę, którą trzymała Emily. – Historia naturalna Selbourne. Czy jesteś pewna, że tego ci trzeba, kochanie?
Kiedy Emily zjawiła się tego wieczora u Parkhurstów, już żałowała swojej decyzji. Wyglądało na to, że bal nie będzie wesoły. Od dnia, kiedy Georgy obraziła Emily swoimi zbyt trafnymi przeczuciami, nie było okazji, by naprawić ich mocno nadwyrężoną przyjaźń. Determinacja Letty, by popchnąć biednego kapitana von Hottendorfa w kierunku Emily stawała się tyleż kłopotliwa, co upokarzająca.
Jednakże miały nastąpić i rzeczy przyjemne. Jutro ona i Tony będą rozmawiać, tylko we dwoje. A dziś wieczorem… dziś wieczorem w ciągu całego jednego walca on będzie trzymał ją w ramionach.
Kiedy Tony podszedł, by zaprosić ją do tańca, uśmiechał się porozumiewawczo. To w tym właśnie domu tańczyła z nim pierwszy raz. Wciąż pamiętała, jak wyglądał, kiedy ujrzała go stojącego przy fortepianie. Jednakże interesy wydawały się nakazem dnia, tak wówczas, jak i teraz.
– Jest jedna rzecz, której nie rozumiem – przyznał Tony cicho, kiedy przechadzali się potem szukając napojów. Starannie wymanewrował tak, by ominąć z daleka matronę, która wydawała się gotowa ich zaczepić. – Ktoś powiedział mi, że jeden człowiek z tej listy – Neale – jest teraz podwładnym lorda Castlereagha. Z pewnością jego lordowska mość zna tego człowieka na tyle, by mu ufać?
– Myślę że jego lordowska mość jest po prostu skrupulatnie uczciwy. Nie przedstawiłby własnego sądu o człowieku jako świadectwa. Jedyna rzecz, która, jeśli chodzi o tego człowieka, może być podejrzana, to że jest na stanowisku, na którym może – prowadzić ten sam rodzaj działalności.
– Rozumiem, o co ci chodzi – Tony szybko wychwytywał niuanse jej głosu. – Nie lubisz go, prawda?
– Nie – przyznała. – Ale tylko dlatego, że miał nieszczęście zaprzeczyć twoim twierdzeniom. Kiedy go pierwszy raz spotkałam, myślałam, że jest dość atrakcyjny.
Tony w odpowiedzi podniósł brwi, ale powiedział tylko:
– Cóż, jeśli ten dżentelmen jest jednym z tych, którzy chcą mi zaszkodzić, prawdopodobnie jest łotrem, bez względu na dobrą opinię jego lordowskiej mości.
Powiedział to tak dobrodusznie, że Emily zaczęła się zastanawiać.
– Czasami tak spokojnie mówisz o kimś, kto zadał ci tyle bólu. Powiedziałeś, że chcesz złapać tego człowieka, ale czy nie pragniesz się zemścić? Nie pragniesz, by ten człowiek, kimkolwiek by nie był, zapłacił za to, co ci uczynił, za to, że to cię tyle kosztowało?
Sama Emily, zwykle łagodna, kiedy pomyślała o niepotrzebnej udręce Tony'ego, czuła do zdrajcy niepohamowaną wściekłość. Nie było tak bolesnej ani długotwałej tortury, która usatysfakcjonowałaby jej żądzę zemsty.
– Jakby to wyjaśnić? – spytał Tony, najwidoczniej z wysiłkiem szukając właściwych słów. – Czy chcę, żeby ten człowiek zapłacił? Tak, każdą minutę, którą spędzałem w lochach, chciałbym, żeby odcierpiał tak samo. Chcę, żeby zapłacił za każdego żołnierza i marynarza, którego zdradził – powiedział z głębokim gniewem. – Ale…
– Ale?… – spytała, spoglądając na niego.
– Mówiłaś o tym, ile mnie to kosztowało, i, wiesz, to o to chodzi. Dużo czasu zajęło mnie, zanim to sobie uświadomiłem, ale straciłem niewiele, a zyskałem… och, takie pompatyczne słowa, ale tak, zyskałem mądrość i siłę.
Emily nie sądziła, że te słowa są pompatyczne. Może to i prawda, że to, co podziwiała w Tonym, było głównie rezultatem umiejętności przetrwania tego, co do przetrwania prawie niemożliwe. W każdym razie nie możliwe. W każdym razie nie wierzyła, że nic nie stracił. Jedna rzecz narzucała się szczególnie.
Jej wzrok powędrował do miejsca, gdzie siedzieli jej brat i Letty i rozmawiali z przyjaciółmi. Zanim skarciła się za zbytnią otwartość, Tony prześledził kierunek jej spojrzenia. Przemówił cicho, lecz z zaskakującym naciskiem, prosto do jej ucha:
– Mylisz się, wiesz. Letty i ja byliśmy przede wszystkim przyjaciółmi. To nie zginęło. Prawdę mówiąc, uniknęliśmy szaleństwa, którym byłoby nasze małżeństwo. Niełatwo to przyznać, lecz mój ojciec miał rację. Byliśmy zbyt młodzi. I ona należy do twojego brata.
Emily zatrzymała się i odwróciła, żeby popatrzeć mu w twarz. Kiedy jego oczy spotkały jej wzrok, były trochę smutne, ale szczere. Samo wyznanie musiało go kosztować wiele, lecz to była prawda. Czy to możliwe, że któregoś dnia jej serce zostanie uleczone, że będzie mógł nawet jeszcze raz pokochać?
– Pomyśl tylko, Emily – powiedział nieco weselej – jeśli ten zdrajca nigdy nic nie knuł przeciwko mnie, może nigdy byśmy się nie spotkali. I to byłaby naprawdę strata.
To tylko zwykłe, konwencjonalne pochlebstwo, usiłowała przekonać samą siebie Emily. Głupsze i bardziej ekstrawaganckie pochlebstwa szeptano już jej do ucha. Jednak żadne z nich w najmniejszym stopniu nie wpłynęło na jej plus ani nie wprawiło jej w takie zakłopotanie.
Bądź rozsądna – powiedziała sobie Emily. Tony nie pozwolił sobie na nic nie znaczące flirty. Jeśli jednak jego słowa nie były bez znaczenia, to nie jest flirt. Powiedział jej tylko komplement, na który bardziej zasłużył kapitan Hottendorf. Znowu była wiernym przyjacielem, dobrym słuchaczem.
Kiedy potrzebował pomocy, ona była osobą, do której się zwrócił; samo to było już delikatnym komplementem. Wstrzymując oddech, Emily zaryzykowała jeszcze jedno spojrzenie na jej szczerą, przyjazną twarz. Och, tak, odwrócił się do niej. Jeśli kiedyś będzie w stanie znowu pokochać, z pewnością również jej zwierzy się z nadziei i niepokojów, które wzbudzi w nim ta inna kobieta.
Wkrótce dołączyli do Johna i Letty. Tony'ego natychmiast wciągnięto w dyskusję o gospodarowaniu. Dla większości zabranych konwersacja stała się potwornie nudna, ale Tony słuchał uważnie i zasypywał innych mężczyzn pytaniami. W jakim towarzystwie Tony wydawał się zupełnie swobodny.
Zrozpaczona, uświadomiła sobie, że jak tylko załatwią jego sprawy, Tony wróci do swojej posiadłości. Znalazłszy się tam, z pewnością już nie wyjedzie – uważał bowiem za obowiązek ożenić się i zapewnić swoim dobrom spadkobierców. W takim razie Emily nie będzie go widywała, może zaledwie przez parę tygodni w lecie, kiedy pojadą w odwiedziny do starego domu Letty.
Pogrążona w tak niewesołych myślach, Emily nie spostrzegła, że zbliża się do niej jeden z przyjaciół.
Był to Alan Johnstone, jeden z dżentelmenów, którzy byli świadkami, jak pan Davies opowiadał Emily o sportowych wyczynach Tony'ego, a Emily zręcznie wyparła się wszelkiej wiedzy na temat intrygującej ich osoby.
Dzięki doskonałej piwnicy pana Parkhursta, pan Johnstone był leciutko wstawiony. Palec, którym pogroził Emily przed nosem, jak zauważyła, lekko drżał, a pan Johnstone dźwięcznym głosem zapytał:
– Emily Meriton, ty mała oszustko, co ty robisz?