142514.fb2 Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 12

Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 12

Rozdział jedenasty

Słowa pana Johnstone'a zostały wypowiedziane stanowczo głośniej niż trzeba. Emily przestraszyła się nagle, że być może nie była dostatecznie dyskretna. Nigdy dotąd nie wiedziała, jak to jest być bohaterką plotki, lecz obawiała się, że wkrótce się dowie.

– Co ja robię? – powtórzyła, usiłując przekształcić zadane jej pytanie w zwykłą konwencjonalną uprzejmość. – To co zwykle. Wczoraj byłam na herbacie u mojej chrzestnej mamy. Dziś z lady Meriton byłyśmy w wypożyczalni. A ty?

Nie udało się.

– Wiesz, o co mi chodzi – napierał pan Johnstone, ani trochę nie ściszając głosu. Zaczynał ściągać na siebie uwagę. – Parę dni temu nie potrafiłaś op… opisać tego człowieka tu – powiedział, wskazując Tony'ego. – Ale ja cię widziałem… ja cię widziałem tu u Georgy parę dni przedtem. Z nim. Więc chcę wiedzieć: Co ty robisz?

Wyglądało na to, że parę osób też interesowało się odpowiedzią. Nieskazitelna reputacja chroniła ją przed takimi jak to podejrzeniami, lecz Emily zdała sobie sprawę, że w wielu osobach wzbudzała tym większe pragnienie znalezienia jakiejś skazy, czegokolwiek, co splamiłoby jej dobre imię.

Emily nie wiedziała co odpowiedzieć. Zważywszy lekko nietrzeźwy stan Johnstone'a zwątpiła, iż zwykłe przeczenie wywrze jakiś skutek. Pogrążona w rozmowie Letty nie zauważyła na czas niebezpieczeństwa. Jednakże ktoś inny zauważył.

– Czy nie powinieneś zapytać raczej mnie, co ja robię – spytała Georgy pojawiając się za plecami Emily. – Emily, to miło z twojej strony, że próbujesz ochronić moją reputację, ale to też niemądrze. Powinnaś już wiedzieć, że to stracony wysiłek.

– Georgy… – zaczęła protestować Emily, ale stał przed nią ich zamroczony alkoholem przyjaciel z wyjątkową pamięcią.

– Powiedziałaś, że też go nie znasz, Georgy Parkhurst – oskarżał.

– Doprawdy, chyba nie spodziewałeś się, że przyznam się do tej znajomości, zanim ktoś nie rozpozna go publicznie, teraz wiesz? – spytała rozsądnie. – Kapitan von Hottendorf był jednakże tak wymowny, że zgodziłam się dać mu szansę poproszenia Emily o pomoc lady Meriton. Czemu nie? Czyż wszyscy w potrzebie nie zwracają się do Emily?

Pan Johnstone, który w przeszłości wylewał swoje kłopoty przed Emily, został należycie przekonany, jak również bez wątpienia wielu innych zainteresowanych. Georgy poczęła dobrodusznie żartować, a czyniła to z łatwością nabytą w latach praktyki.

Kiedy dżentelmen wreszcie się oddalił, Georgy nie pozwoliła Emily dziękować.

– Z pewnością nie pozwolę nikomu pomyśleć, że na ślepo zaprosiłam jego lordowską mość nie wiedząc, kim jest – zaszeptała z błyskiem w oku. – I pomyśleć, że strofowałaś mnie za to, że nie pilnuję mojej listy gości.

– Och, Georgy, tak mi przykro, że cię oszukałam – powiedziała pełna skruchy i wdzięczności Emily.

Nie wiedziała, jak mała plotka może jej zaszkodzić, lecz z pewnością głęboko zrani Edwarda, a tego nie chciała. Ten wielkoduszny postępek przypomniał jej, jak dobrą przyjaciółką potrafi być przyjaciółką potrafi być Georgy. Emily ciążyło wspomnienie ich ostatniego rozstania.

– Przykro mi też, że tak się na ciebie rozzłościłam, kiedy byłaś u nas ostatnio. Chociaż wiedziałam, że chcesz dobrze – przyznała Emily, wyciągając dłonie po przebaczenie.

– Chciałam dobrze? – powiedziała Georgy, jakby była oburzona. – Moja droga Emily, jeśli będziesz głośno mówiła takie niemiłe rzeczy, naprawdę zburzysz moją reputację.

Ostre słowa i głos nie zmyliły Emily. Miała tylko nadzieję, że ukryta za swoją maską Georgy zdaje sobie sprawę, jak bardzo Emily żałuje ich sprzeczki. Widocznie nie wolno jej ani dziękować, ani nic wytłumaczyć.

– Powiedz mi natomiast – zażądała Georgy – co się z tobą dzieje?

– Cóż – powiedziała Emily lekko ironicznie – twoja ostatnia rozmowa z Letty przyprawiła ją o histerię. To był ostatni moment spokoju w naszym domu.

Georgy spojrzała w miejsce, gdzie przyczyna zamieszania stała rozmawiając z dawnym znajomym. Podczas gdy podchmielony przyjaciel Emily awanturował się, Tony był zbyt daleko od niej. Kiedy zjawiła się Georgy, Tony miał już wracać, lecz najwidoczniej zawahał się na jej widok.

Jego wysoka, elegancka postać górowała nad salą. Kiedy poczuł na sobie wzrok Emily, spojrzał i posłał jej ciepły uśmiech.

– Widzę, widzę – powiedziała Georgy, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że widzi dużo więcej.

Emily stężała, oczekując dalszego wypytywania, lecz Georgy zaskoczyła ją, obejmując ją na chwilę.

– Nie, kochana, nie rozzłoszczę cię znowu. Pozwól, że ci tylko przypomnę, że jeśli przyjdzie czas, kiedy ty będziesz szukała kogoś, kto by cię wysłuchał, cała zamienię się w słuch.

Nie, Georgy nie dała się oszukać. Wiedziała, że w spotkaniach Emily z Tonym tkwi coś więcej niż intryga, wiedziała o tym, nawet zanim Emily uświadomiła sobie prawdę. Może w końcu Emily powinna być wdzięczna, że odkrycie tożsamości Tony'ego uśmierzyło obawy Georgy, iż jej przyjaciółka chce uciec z jakimś łajdakiem.

Strach, że wszyscy mogą dostrzec jej uczucie, niezmiernie ją zdenerwował. To nie był nastrój, który wybrałaby na spotkanie jednego z dżentelmenów z listy lorda Castlereagha. Pan John Stanhope, zręcznie manewrując w jej stronę, zdołał zaprosić ją do walca, lecz teraz nie czuła się gotowa do tego spotkania.

Stanhope był dość miłym mężczyzną, choć bardziej pasowałby na polowaniu niż w sali balowej. Opinia Emily jako "dobrej" najwidoczniej go uspokajała. Przyznał, że te najpiękniejsze kobiety z towarzystwa przyprawiają go o zdenerwowanie. Ponieważ w jej towarzystwie wydawał się swobodny, Emily zastanawiała się, co myśli o jej wyglądzie.

– Nigdy nie wiem, co im powiedzieć – wyznał. – Oooop, czy to był pani palec?

– Nie – skłamała Emily ze stoicyzmem. – Pan też przebywał z dala od towarzystwa, prawda? Z pewnością bym pamiętała, gdybym już spotkała pana w Londynie.

Jej stopy z pewnością nigdy go nie zapomną.

– Co do tego ma pani rację, panno Meriton. Do zeszłego roku byłem więźniem we Francji. Zdołałem w końcu uciec dopiero w marcu ubiegłego roku.

– Uciec? No, no, jak odważnie. – Emily słyszała, że uciekł, kiedy nadeszło jego zwolnienie.

Oczywiście, ta historia zapewniała panu Stanhope więcej sukcesów u dam, niż jego zwykł opowieści o polowaniach. Dumnie wypią pierś. I z tego powodu omal nie zgubił kroku w tańcu.

– Zupełnie nie mogę połapać się w tym walcu. To całe kręcenie się w kółko przyprawia tylko o zawrót głowy. – Roześmiał się.

– Gdyby wolał pan usiąść… – zaproponowała Emily pełna nadziei.

– Nie, nie, nie chciałbym pozbawić pani przyjemności. Widziałem, jak pani lubi tańczyć. Tańczyliśmy w Verdun, oczywiście, ale nie tak.

– Verdun? – zawołała Emily z prawdziwym entuzjazmem. – Cóż, zatem musi pan znać lorda Palina. Nie wątpię, że przemówi pan na jego rzecz na przesłuchaniu.

– He? Palina? Och, tak, to znaczy Varrieura. Nie, nie osobiście, tylko ze słyszenia.

Nie zareagował jakoś na nazwisko Tony'ego, ale może, zajęta ochroną lamówki przy sukni, coś przegapiła. Powinna ciągnąć dalej.

– Och, ależ musiał pan. On też był więziony w Verdun. Jeśli coś pan o nim pamięta, wiem, że pańskie świadectwo będzie bardzo cenne.

Stanhope pod nosem odliczał "raz-dwa-trzy".

– Nie, przykro mi, nie mogę powiedzieć, żebym go sobie w ogóle przypominał.

– Jest pan pewny? To znajomy mojej szwagierki, wie pan. Teraz przyszło mi do głowy, że musi być pan tym panem Stanhope, o którym wspominał opowiadając swoje przygody.

– Wspominał o mnie? – pan Stanhope usiłował okazać nonszalancję, nawet zwątpienie, lecz Emily pomyślała, że jego głos brzmi teraz nerwowo. – Czy… czy pamięta pani, co powiedział?

– Zaraz. – Emily zacisnęła usta udając zastanowienie. Och, tak, był zdecydowanie poddenerwowany. Jeżeli będzie tak tańczył coraz gorzej i gorzej, ona niechybnie przesiądzie się na fotel na kółkach. – Już wiem. Mówił o pańskim koniu wyścigowym. Najwidoczniej opowiadał o jakimś wyścigu.

Uśmiechnęła się do niego zachęcająco i ujrzała jak z krwistoczerwonego staje się biały jak widmo. Wszystko, co Tony powiedział, to że sądzi, że Stanhope to ten człowiek, który miał bzika na punkcie koni i że posiadał jakiegoś niesłychanego konia wyścigowego. A zatem cóż takiego w jej nieśmiałej próbie pochlebstwa mogło spowodować taką reakcję?

– Może jednak przesiedzimy resztę tego tańca – zaproponował Stanhope. Cała jego energia wyparowała.

– Oczywiście. – Emily odetchnęła z ulgą równą jej ciekawości. Poprowadziła nie stawiającego oporu partnera do odosobnionej alkowy, którą wcześniej, jak widziała, opuściła Georgy. Stanhope wydawał się być nieświadomy jej obecności.

– Zawsze wiedziałem, że to się wyda – wyszeptał jakby do siebie. – Przez te wszystkie lata nikt nic nie podejrzewał.

Czyż to możliwe? Czyż z taką łatwością zakończą poszukiwania? Emily nie sądziła, aby ten polujący na lisy dziedzic miał dość inteligencji, by zajmować się szpiegostwem.

– Więc to pan jest odpowiedzialny…

– Musiałem to zrobić! – zawołał, błagając o współczucie. – Moje głupie samochwalstwo… Wirion powiedział, że postawił sto funtów na mojego konia. Gdyby koń przegrał, Wirion i tak musiałby dostać swoją wygraną ode mnie! Nie mogłem sobie pozwolić na taką stratę, tym bardziej, że już tyle wydałem na tego konia. Czy pani rozumie? Byłem o krok od kompletnej ruiny.

– A więc…

– Okulawiłem tego drugiego konia. To podłe, wiem. Nie może pani myśleć o mnie gorzej niż ja sam.

Emily z całej siły powstrzymywała się od śmiechu. Och, Stanhope był zdrajcą, tak – zdrajcą honorowego kodeksu dżentelmenów-sportowców – ale nie sprzedał Francuzom informacji i nie wysłał Tony'ego do więzienia.

Zatem kto?

* * *

Emily opisała całą scenę Tony'emu, kiedy następnego dnia przyszedł z wizytą. W wygodnym saloniku nie byli sami, lecz ostatecznie mogli porozmawiać na osobności. Gdyby Letty i jej przyjaciółka, lady Somaes przypadkowo spojrzały, zobaczyłyby, jak oboje pochłonięci są księgą z akwatintami przedstawiającymi Lake District. Lecz jak dotychczas ani Letty, ani jej przyjaciółka nie oderwały się od dyskusji na temat zalet i osiągnięć swoich dzieci.

Był to wielce szczęśliwy zbieg okoliczności, ponieważ ani Emily ani Tony nie mogli powstrzymać się od śmiechu i wątpili, by można było Lake District uznać za krainę aż tak zabawną.

– Czuję się niegodziwie, Tony. Ten biedny człowiek praktycznie szlochał. A ja mogłam myśleć tylko o tym, jak głupio to wszystko brzmi w porównaniu z tym, czego się po nim spodziewałam.

– Naprawdę biedny człowiek. Emily, czy zdajesz sobie sprawę, że Stanhope prawdopodobnie myślał, że próbujesz go szantażować?

– Próbuję co? – Sposób, w jaki oczy Tony'ego marszczyły się, gdy się śmiał, rozpraszał jej uwagę.

– Myślał, że próbujesz groźbą wymusić od niego pieniądze – wyjaśnił Tony cierpliwie. – Albo raczej, że próbujesz zastraszyć go, żeby przemówił na twoją korzyść.

Myśl o Emily-szantażystce znowu go tak rozśmieszyła, że musiał próbować pokryć śmiech kaszlem.

– Och. Och, nie!

Tony uśmiechnął się na widok jej przerażonej miny.

– Och, tak. Teraz jest pewnie w drodze do Ameryki.

Zakryła usta dłonią.

– Jeśli nie zaszkodzi naszej sprawie, zmyślając opowieści o tym, jak dobrze cię zna. Tak mi przykro, Tony. Jak w ogóle mogłam powiedzieć coś takiego temu człowiekowi?

– Myślę, że powiedziałaś już dosyć. Nie radziłbym ci próbować tego naprawiać.

– Wyrazy ubolewania, panie Stanhope, ja tylko chciałam przekonać się, czy nie był pan przypadkiem zdrajcą. – Przejrzała sobie w myślach inne wersje. Żadna nie była dobra. – Nie, przypuszczam, że nie potrafię tego dobrze wytłumaczyć.

Tony, odwracając stronicę, lekko się przesunął. Siedział tuż koło Emily. Kiedy tak śmieli się razem, prawie udało jej się stłumić wrażenie, jakie na niej wywierała jego bliskość. Teraz musiała powstrzymywać w sobie odsunięcia pukla włosów, który uparcie spadał mu na czoło. Przypomniała sobie, jak ujrzała Letty z Johnem siedzących tak samo na sofie, lecz głowa Letty wygodnie spoczywała na ramieniu męża. Jakże zaszokowany byłby Tony, gdyby wiedział, że ona pragnie uczynić to samo wobec niego.

Lekko potrącił stopą jej stopę i to uświadomiło jej, o czym rozmawiali: o przestępstwach Stanhope'a.

– Oooch – powiedziała, zadowolona, że ma wymówkę na swoje mechaniczne drgnięcie. – Czułabym się o wiele więcej winna, gdybym nie myślała, że ten człowiek zasługuje na karę za zbrodnie popełnione na parkiecie.

– Aż tak źle? – spytał.

– Posiniaczona od pięt do kolana. To dlatego podejrzewałam, że mógł być winien bardziej występnych czynów.

Tony uśmiechnął się ze zrozumieniem, lecz jego następne słowa zdradziły, że wciąż zastanawiał się nad tym, czego dowiedzieli się o Stanhopie.

– Trudno, przykro mi za niego – powiedział. – To była okropna rzecz, ale mogę zrozumieć, dlaczego się złamał. Wirion był ekspertem w tego rodzaju wymuszeniach. – I dodał, już żartobliwie: – Może takie doświadczenie wyjaśnia, dlaczego Stanhope z miejsca spodziewał się tego samego po sobie.

– Bardziej prawdopodobne, że jego nieczyste sumienie.

Tony zamyślił się. Ale to zamyślenie nie wyglądało tak jak wtedy, gdy Emily podejrzewała, że wraca do przeszłości. Coś chodziło mu po głowie.

– Nieczyste sumienie. To prawda – przyznał. – Kiedy zrobisz coś, o czym raczej nie chcesz rozpowiadać, stajesz się rozmyślnie czuła na tym punkcie. Jakbyś miała na czole wyryty sekret.

– Tak – zgodziła się Emily cicho. Dokładnie tak czuła się ze swoją miłością do Tony'ego. Czyż on mógł tego nie dostrzec? Czy był po prostu za bardzo dżentelmenem, by to okazać?

– Myślałem…

Z pewnością myślał. Mogła to prawie widzieć.

– Nie – ciągnął – to byłoby ohydne. Udawać, że wie się więcej niż ktoś naprawdę zrobił i delikatnie zagrozić wyjawieniem.

Emily, wstrząśnięta odwróciła się do niego.

– Tony! To byłoby podłe. – Podniosła głos na tyle, że w końcu Letty rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie. – Gorzej, to byłoby niebezpieczne – wyszeptała.

– Cóż, trzeba być bardzo ostrożnym. Szczególnie jeśli ta osoba okaże się człowiekiem nieskazitelnie cnotliwym. Głupio byśmy wyglądali strasząc kogoś takiego jak mój wuj, który wiedzie żywot świętego.

Emily pomyślała, że Tony nie słucha uważnie tego, co ona mówi.

– Nie! Nie masz chyba zamiaru…

Rozmyślnie dawać do zrozumienia, że wie się więcej niż się wie, aby spowodować ostrą reakcję, jeśli nie wyznanie, wydało się co najmniej nieroztropne.

– Nie mówilibyśmy nic, co uraziłoby kogoś o czystym sumieniu – powiedział głosem, który miał uspokajać, lecz nie uspokajał. – Tylko sugeruję, byśmy kontynuowali to, co tak zręcznie zaczełaś. Jak powiedziałaś, tylko ktoś, kto naprawdę ma jakiś brudny sekret na sumieniu, przypisze coś więcej naszej ciekawości.

Emily nie sądziła, by powiedziała cokolwiek w tym rodzaju, lecz zbyt mało było czasu na protesty. Za chwilę Tony powinien wyjść. Czy ona zachce wprowadzić w życie jego plan, czy też nie – wiedziała, że on zamierza spróbować.

– Zobaczymy – powiedziała oziębłym tonem, którego nauczyła się od niani Letty.

– Twój brat zabiera mnie dziś po południu do swojego klubu. Mam nadzieję, że może tam spotkam Underwooda. – Tony wydawał się świadomy jej dezaprobaty. – Emily, mogłabyś okazać trochę zaufania. Nie będę sprawiał kłopotów twojemu bratu, kiedy jest tak dla mnie uprzejmy.

Bez wątpienia. Obawy Emily w tym kontekście wyglądałyby głupio, aż przypomniała sobie, kogo oni i czego szukają. Wczoraj wieczorem zachowała się dość niefrasobliwie, może dlatego, że John Stanhope nie był z pewnością człowiekiem, którego poważnie można by wziąć za łotra. Prawdziwy zdrajca to był ktoś, kto tylko po to, żeby uniknąć najmniejszej szansy rozpoznania, pozwolił, by Tony gnił w więzieniu przez prawie dziesięć lat. Czegóż nie uczyniłby teraz, żeby nie zostać nierozpoznanym?

Emily zadrżała. Nie byłoby sensu przypominać Tony'emu, że to nie przelewki. Zdrajca pozostawił go bez szansy, obrabowując go ze sposobności odegrania jakiejkolwiek roli w ostatnich latach wojny. Nie mogła go winić za to, że nie chce, by i teraz odebrano mu szansę działania.

– W ten sposób zostaje Neale i de Crespigny – powiedziała. – Myślę, że równie dobrze mogę zająć się Nealem. Wygląda na to, że on cię unika, a mnie zna. Mam nadzieję, że doceniasz moją wielkoduszność. Z nich wszystkich, on musi być najmniej podejrzany.

– Prawda – powiedział Tony powoli – lecz jeśli ma coś do powiedzenia, myślę, że łatwiej to wydobyć z niego niespodziewanie, przez zaskoczenie.

– Tak, a ostatnim razem, gdy rozmawialiśmy, był bardzo niekomunikatywny, coś dla mnie nowego. Wizyta cara musiała być dla niego niezłym kołowrotkiem. Bardzo dobrze, wezmę de Crespigny'ego.

Emily nie była zadowolona z programu, który Tony dla nich ułożył. Kiedy tak siedzieli śmiejąc się i rozmawiając w uroczym saloniku Letty, nic z tego nie wydawało się rzeczywiste. Ale chodziło o prawdziwego, realnie istniejącego zdrajcę. Nie umiała tak łatwo jak Tony odsunąć od siebie strachu, nawet jeśli rozumiała jego zdeterminowanie.

Uśmiechając się, Tony ujął jej dłoń.

– Zatem do wieczora – rzekł.

Słysząc tę obietnicę Emily zamknęła oczy na wszelkie niebezpieczeństwa. Wmawiała sobie, że zdrajca już nie żyje albo jest za granicą. Nic nie miało znaczenia poza faktem, że znowu zobaczy Tony'ego. Dziś wieczorem.

Tony, tak jak obiecał, towarzyszył Emily w teatrze. Jednakże wraz z kapitanem von Hottendorfem nie byli jedynymi gośćmi Letty. Nadzieje Emily na spokojną rozmowę i dobre przedstawienie zostały przekreślone wraz wraz z nagłym pojawieniem się lady Soames z rodziną. Choć Emily i Tony siedzieli w tej samej loży, mnóstwo prowadzonych dookoła rozmów uniemożliwiało im poufne omówienie czegokolwiek.

Nie pomógł im także fakt, że Letty prawie siłą usadowiła Emily obok kapitana. I że starsza córka lady Soames, uradowana swoim pierwszym sezonem w towarzystwie, zapamiętale flirtowała z Tonym. Zachowywała się tak, że Emily miała ochotę złapać za rózgę.

Na szczęście znalazła sposobność pomówienia z Philipem de Crespigny już wcześniej, kiedy powoli przemierzali kuluary. Nie było to przyjemne. Wszystko w de Crespignym budziło jej strach. Pierwszy raz w życiu Emily pomyślała, że zostanie ofiarą niechcianych zalotów mężczyzny i to tylko dlatego, że członkowie jej rodziny stali parę kroków dalej, gdzie Tony usiłował ściągnąć ich uwagę na siebie.

Jednakże fakt, że jakiś bubek jest arogancki i rozpustny nie czyni z niego zdrajcy – upominała samą siebie.

Zauważyła, że Tony przez cały czas nie spuszczał z nich oka, nawet wówczas, gdy kierował całkiem indziej uwagę Letty i Johna. Trochę denerwująca była myśl, że wierzył, bo potrafiła zapanować nad sytuacją, lecz miło było jednocześnie wiedzieć, że się nią opiekuje.

Kiedy w czasie jednego antraktu przerwano im trzeci raz, Tony z rezygnacją wzruszył ramionami. Choć niechętnie, Emily poczęła myśleć, że na rozmowę muszą poczekać aż do następnego dnia. Przerwa prawie się kończyła i już miała się zacząć farsa, kiedy Letty dała im sposobność, na którą czekali.

– Och, kochana, stara lady Selena do mnie kiwa. Nigdy nie przestanie i nigdy mnie nie puści, jeśli mnie dostanie w swoje ręce. Emily, bądź kochana, tak umiesz sobie z nią radzić. Przeproś ją ode mnie i powiedz, że nie mogę uciec od moich gości. Nie interesujesz się farsą, prawda, kochanie?

Emily spróbowała przybrać nonszalancką minę.

– Nie, nieszczególnie.

– John cię odprowadzi – dodała Letty, ku rozczarowaniu Emily.

– Nie odprowadzę – powiedział uprzejmy mąż z naciskiem. – Chcesz mnie wysłać pomiędzy wilki?

– Och, no dobrze – powiedziała Letty. – Kapitanie, czy pan nie mógłby…?

Spytała z wahaniem, jakby, pomyślała Emily, nie była całkiem pewna, co robi. Muszę szybko – obiecała sobie Emily – porozmawiać z moją szwagierką o tych ją manewrach, które mają rzucić kapitana w moje objęcia. To zaczyna być kłopotliwe.

Oczywiście, Tony myślał szybciej niż ona. Zanim kapitan zdążył odpowiedzieć, Tony już zerwał się na nogi.

– Nie, nie, nie przeszkadzaj sobie, Gus. Ja pójdę – zaoferował skwapliwie. – Panno Meriton?

Emily ujęła ofiarowane ramię i pospiesznie wyszła z loży, zanim Letty zdążyła obmyśleć nową strategię. Na zewnątrz oboje odetchnęli z ulgą.

– Kto to jest, ta lady Selena, która budzi taki postrach? – spytał Tony kiedy bardzo powoli szli przez hol.

– Stara cioteczna babka Letty. Jest całkiem miła, naprawdę, ale upiera się przy opowiadaniu Letty wszystkich nowin dotyczących całej rodziny, każdej ciotki, wuja, kuzyna i kuzyna kuzyna, za każdym razem, kiedy się spotkają. Ponieważ nie jestem jej krewną, zadaje mi tylko parę pytań o bliźnięta.

– Och, co za ulga. No i powiedz mi, jak ci się powiodło z de Crespignym? – W głosie jego brzmiało lekkie napięcie. Może czuł się winny, że zostawił jej tego rozpustnika.

– Nie, ty pierwszy – nalegała. – Poza tym widziałeś większość z tego, co przydarzyło się z de Crespignym. Powiedz, czego się dowiedziałeś o Underwoodzie.

Tony przystanął i odwrócił się do niej.

– Zaczynam myśleć, że wszyscy na świecie muszą obnosić jakieś straszliwe tajemnice, których wstydzą się z całego serca – przyznał, ruszając dalej. – Ale jeśli chodzi o niego, to nie zdrada. To dużo bardziej ludzkie, i zrozumiałe jest, że wolałby utrzymywać swoją nową żonę w niewiedzy, jeśli chodzi o tę część z jego przeszłości.

– Ach – powiedziała Emily ze zrozumieniem. Szkoda, że Tony nigdy nie opowie jej szczegółów.

– Myślę, że to nie jest zły człowiek. Tylko głupi.

Teraz przyszła jej kolej.

– Cóż, de Crespigny jest złym człowiekiem. I co dziwne, myślę, że to z tego powodu nie może być tym, kogo szukamy. Ktoś, kto chciałby, żeby jego działalność pozostała nie zauważona, nie wyrabia sobie opinii rozpustnika. – Podczas gdy Tony rozważał jej słowa, dodała: – Oprócz tego, jeśli mu się napomknie, że słyszało się o nim coś okropnego, nie potrafi dojść, o które z jego przewinień chodzi. Nie wiem, jak pomiędzy tylu występkami znalazłby jeszcze czas na zdradę.

– Możliwe, że masz rację – przyznał Tony z żalem. – Zbyt wielu oficerów nie chciałoby mieć nic do czynienia z kimś takim.

Emily również była trochę rozczarowana.

– Niedobrze. Wolałbym, żeby to był on.

– Miałem dzisiaj ochotę podbić mu oko – powiedział Tony z ferworem. – Jeśli zobaczę, że znowu do ciebie podchodzi, mogę jeszcze to zrobić.

Na chwilę straciła oddech, po czym uświadomiła sobie, że Tony tak samo zareagowałby na widok każdej dziewczyny w ten sposób nagabywanej. Jego gwałtowny wybuch prawdopodobnie wypływał z braterskich uczuć, raczej takich, jakie objawiłby John. Jakie to przygnębiające.

Wolniutkim spacerkiem doszli w końcu do celu.

– To jest loża lady Seleny – powiedziała.

– Poczekaj – poprosił. – Emily, czy jesteś strasznie rozczarowana rezultatami naszych poczynań?

Spróbowała okazać więcej radości, a w każdym razie lepiej ukryć własne myśli.

– Nie, wcale – powiedziała. – Przestraszona byłoby lepszym określeniem. Tony, czy jesteś pewien, że postępujemy właściwie?

Tony spojrzał na nią, na twarzy jego malowała się dziwna mieszanina tłumionego podniecenia i pełnego pasji zdecydowania.

– Och, tak – powiedział. To absolutnie właściwe. Jestem tego pewien.

Kiedy wrócili do domu z teatru, Emily poczuła niepokój. Oczywiście, każde spotkanie z Tonym zabarwione było goryczą, ponieważ zdawała sobie sprawę, że te spotkania bardzo prędko się skończą. Łączyło ich coś wyjątkowego wówczas, gdy ona była jedyną osobą, która mu wierzyła; dziś mieli wspólny, bardzo osobisty sekret. Ale wiedziała, że kiedy skończy się ich skromny udział w dochodzeniu lorda Castlereagha, nigdy już stosunki między nimi nie będą takie, jak teraz.

Będą przyjaciółmi, oczywiście, ale tylko w ten sam sposób, w jaki przyjaźniła się ze wszystkimi ludźmi, którzy przynosili jej swoje kłopoty. Po bliskości, której zaznali, wydawało się to boleśnie płytkie.

W końcu Emily przestała krążyć po sypialni, zdmuchnęła świece i weszła do łóżka. Ale nie po to, by spać. Lecz tym razem to nie smutek z powodu nieuchronnej straty Tony'ego nie pozwalał jej zasnąć.

Żeby odnaleźć źródło swojego niepokoju, przypomniała sobie kolejno wszystkie wieczorne zdarzenia. Większość czasu spędziła wymyślając sposób na pomówienie z Tonym na osobności. Kiedy wreszcie mieli szansę, nie rozmawiali na tematy osobiste, ale o polowaniu na człowieka, który był zdrajcą, i o niezadawalających rezultatach tego polowania.

Zakończyli już swoje niezręczne próby intrygowania, lecz od dawna miała świadomość, że połączą ich tylko na krótko.

Emily odwróciła się i spróbowała zbić poduszkę w wygodniejsze oparcie. Czyż to możliwe, że teraz martwiła się za Tony'ego? O to, o co mógł się pokusić próbując odkryć zdrajcę? Przemawiał podczas ich dochodzeń szaleńczą śmiałość, która zdawała się dziwnie kontrastować z brakiem goryczy.

Został tylko Neale, przypomniała sobie. Lord Castlereagh nie poprosi ich chyba o nic więcej. Kiedy zdrajca zostanie odnaleziony, minister może poprosić Tony'ego, żeby potwierdził parę informacji – przypuszczała – lecz nie więcej. O cóż tu się martwić?

Został tylko Neale, a Neale był członkiem personelu lorda Castlereagha. Niemożliwe wydawało się, że człowiek kalibru Castlereagha mógłby zostać wywiedziony w pole przez zdrajcę.

To znaczy, ten mężczyzna kontynuował swoją działalność będąc w służbie ministra spraw zagranicznych.

To znaczy też, że Castlereagh wierzył, iż ten mężczyzna jest niewinny, zaczynał doprawdy wyglądać bardzo podejrzanie. Tony stanie przed nim oczekując takiej samej reakcji, jaką przejawiali inni. Nie będzie przygotowany na desperację skazańca.

Zdała sobie sprawę, jak nikłe ma szanse, by go powstrzymać, lecz w końcu mogłaby go przestrzec, żeby był ostrożny. Powinien być na tyle świadomy, by nosić jakąś broń, zaaranżować spotkanie w jakimś publicznym miejscu, jakoś się uchronić. Odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka.

Pospiesznie zapaliła świece, poszukała pióra i papieru. Rozumowanie, które doprowadziło ją do stwierdzenia, że Neale jest podejrzany, wciąż jasno tkwiło w jej głowie i bez trudu przeniosła je na papier. Kiedy wysuszyła piaskiem i zapieczętowała liścik, odległy gong dziadkowego zegara w holu oznajmił, że jest czwarta rano.

Służba wstanie za parę godzin. Tony z pewnością będzie spał dłużej, powiedziała sobie, i nie zacznie szukać Neale'a przed południem. Nawet jeśli do południa nie dostanie jej liściku, i tak będzie miał mnóstwo czasu, by zaplanować kolejność działań. Wiedziała o tym.

Dlaczego zatem nie miałaby wrócić do łóżka i zasnąć?

* * *

Wróciwszy do mieszkania, Tony usadowił się w swoim ulubionym miejscu przy otwartym oknie ze szklanką wina pod ręką. Uroczy widok rozgwieżdżonego nieba stracił swoją magiczną moc, gdy Tony w myślach przebiegał wydarzenia dzisiejszego wieczoru i parę ostatnich dni.

Cudownie było w końcu móc towarzyszyć Emily w jej loży w teatrze, a nie szukać jej i zerkać na nią z krzeseł. Jednakże, o ile zniknął dystans fizyczny, od czasu do czasu dawał o sobie znać kłopotliwy dystans emocjonalny.

Nie zawsze. Bywało, że spoglądała na niego – najpierw na niego, potem na innych – żeby podzielić się z nim chwilą radości czy współczucia. Niestety, bywało również tak, iż czył, że nie potrafi powiedzieć jej nic rozsądnego.

Czy jego komplement – że gdyby jej nigdy nie spotkał, byłoby to zbyt wielką stratą – nie zabrzmiał obrzydliwie przesadnie? Czy nie wydał się zbyt zazdrosny, przemawiając pragnienie trzepnięcia w twarz czepliwego rozpustnika?

Wolał w końcu myśleć, że to jego brak ogłady spowodował u Emily zasępienie za każdym razem, kiedy próbował galanterii. Druga możliwość – że ona dobrze wie, z czego wypływają jego patetyczne zaloty i nie zważa na to – była nie do zniesienia.

A może – inna jeszcze możliwość – Emily była po prostu przeczulona z powodu swojego kłopotliwego położenia. Mimo wszystko wciąż była zaręczona z jego kuzynem, cokolwiek by o tym nie myślała. A on teoretycznie o tym nie wiedział.

Ten chłopak, Edward, bardziej zagraża mojej miłości, niż kiedykolwiek zagrażał mojemu tytułowi – pomyślał w desperacji Tony. Tony miał nadzieję, że chcąc za wszelką cenę wywalczyć sobie tytuł, Edward na zawsze sobie zaszkodził. Bez wątpienia przez chwilę był w niebezpieczeństwie utraty całego szacunku Emily. Tony nie miał pewności czy to, że Emily nie kocha Edwarda, ma wielkie znaczenie, ale był pewien, że miałoby znaczenie, gdyby utraciła dla niego wszelki szacunek.

Zdawał sobie sprawę, że nie pomaga mu fakt, iż w ich obecnej rywalizacji to Edward otrzyma całe współczucie Emily. Letty miała rację, kiedy przewidywała, że Emily nigdy nie porzuci człowieka, który właściwie stracił wszystko, co posiadał.

Czyż to było powodem obecnego przygnębienia Emily? – pomyślał Tony w przypływie nadziei. Po przesłuchaniu, jak już wszystko będzie zdecydowane, nie będzie powodu trzymać jej zaręczyn w tajemnicy. Jeśli Emily ma wątpliwości, czy mądrze byłoby poślubić Edwarda, może szarpać się między pragnieniem wyrażenia tych wątpliwości, zanim sprawa stanie się publiczna, a chęci uspokojenia chłopaka.

Tony wypił łyk wina. We wszystkich przypuszczeniach nie brał pod uwagę faktu, że Edward i Emily, kiedy ostatnio się spotkali, wydawali się być w doskonałych stosunkach. To co powiedziała Letty, nie było pocieszające. Widziała nawet, jak Emily obdarzyła Edwarda siostrzanym całusem na pożegnanie. Choć siostrzane pocałunki nie były dokładnie tym, czego Tony pragnął od Emily, musiał niechętnie przyznać, że z jednej strony wyrażały wyjątkowe uczucie.

Do diabła! Nie potrafi powstrzymać się przed rozpamiętywaniem w kółko tych samych spraw. Jedyną osobą, mogącą odpowiedzieć na dręczące go pytania była Emily.

Należy powiedzieć sobie, że nie wystarczy zapytać, by zniknęły wątpliwości. Spojrzał na kieszonkowy zegarek i zobaczył, że jest prawie czwarta rano, odpowiednia godzina na zgłębianie nieszczęsnej duszy. Godzina, gdy trudno jest znaleźć ucieczkę od bolesnych myśli.

Bliskie obcowanie z Emily nie zadziałało tak, jak miał nadzieję. Jasne, jak mógł popisać się urokiem, wywrzeć wrażenie i zalecać się do niej, kiedy rozmawiali tylko o innych mężczyznach. Dzisiejszy epizod z de Crespignym był też dowodem, że nie przemyślał dostatecznie problemów, które mogą spowodować swoim wypytywaniem. Założył, że ponieważ Emily spotyka tych dżentelmenów w miejscach publicznych, nie narazi się na niebezpieczeństwo. Istniało jednakże, mimo ostrożności, inne ryzyko. Powinien był być bardziej ostrożny.

Co powinien był uczynić, to pozwolić Emily zająć się tym panem Nealem, a wtedy on miałby doczynienia z de Crespignym, Zazdrość jest złym doradcą. Tylko dlatego, że Emily raz powiedziała, że uważa pana Neala za atrakcyjnego – zareagował z przesadą i nie był w stanie zapamiętać jej późniejszego twierdzenia, że już nie lubi tego człowieka.

Teraz, kiedy o tym pomyślał, wydało mu się to dziwne, Emily nigdy nie mówiła. że kogoś nie lubi, nic takiego nie mógł sobie przypomnieć, nawet de Crespigny'ego. Również dziwne było, że pan Neale oparł się pochlebstwom Emily. Było w Emily coś, co zwano darem wydobywania zwierzeń, ale Dominic Neale nie zaufał jej.

Tony ze zdziwieniem spostrzegł, że przemyślawszy rzecz, uważa tego dżentelmena za podejrzanego. Z jednego powodu – Neale doskonale pasował do opisu zdrajcy, jaki wygłosiła Emily – człowiek posiadający skromne środki do życia na marginesie wytwornego towarzystwa. Spokojny, nie rzucający się w oczy człowiek.

Jednakże wystąpił, świadcząc przeciwko Tony'emu. Tyle ostatecznie Tony dowiedział się od Emily. Neale pierwszy też rozgłosił historię o jego śmierci i pogrzebie. Tony nie sądził, że jest złośliwy, kiedy zauważył, iż człowiek, który wepchnął go do więzienia nie będzie zadowolony widząc, że przywrócono mu wszystkie jego godności.

Co według Tony'ego przede wszystkim wymagało wyjaśnienia, to fakt, że Nealego zwolniono cztery lata temu. Jak mawiał Tony wiele razy, trzeba było wpływów i pieniędzy – i to dużo – by uzyskać zwolnienie. Lecz Neale nie miał żadnego protektora ani też przyjaciół liczących się w dziedzinie polityki lub nauki. Członkiem personelu Castlereagha został dopiero po uwolnieniu.

Czy to możliwe, że protektorem Neale'a nie był Anglik, lecz Francuz?

Za parę godzin powinien pojawić się Gus. Mieli pójść jutro – dzisiaj na mecz bokserski. Może, pomyślał Tony, nadszedł czas, by powołać kogoś jeszcze do naszej małej gry. Kogoś, kto wie, jak obchodzić się z pistoletem albo szablą.

Tony w końcu niewiele uwagi poświęcił walce pięściarzy. W parę godzin później byłby w wielkim kłopocie, gdyby miał powiedzieć, kto zwyciężył. Wracając wraz z Gusem z meczu doskonalili swój plan, a teraz stał w mroku, przed mieszkaniem Neale'a w Albany, zastanawiając się czy nie jest czasem szalony.

Opanowało go nagłe pragnienie porzucenia tego wszystkiego i przekazania wszystkich domysłów lordowi Castlereaghowi. Niemniej jednak podniósł rękę i pewnie zastukał do drzwi. Gus powinien już być na tyłach budynku, próbując wejść do środka przez okno. Teraz już nie ma odwrotu.

Tony spodziewał się, że pojawi się służący, był więc lekko zdziwiony widząc, że drzwi otworzył mu człowiek, który mógł być tylko samym Nealem. Ubrany w wygodny, elegancki szlafrok jedwabny, w jednej ręce trzymał fajkę.

– Tak? – powiedział, najwidoczniej tylko trochę zaskoczony pojawieniem się obcego zakłócającego mu chwilę odpoczynku.

– Panie Neale – powiedział Tony nadrabiając pewnością siebie. – Przepraszam, że przeszkadzam panu tak późno wieczorem, ale sądziłem, że bardziej dyskretnie będzie się zjawić w porze, kiedy moglibyśmy porozmawiać poufnie i bez świadków. Nazywam się Palin.

Pewien był, że Neale natychmiast go rozpoznał. Bardziej udawał niż odczuwał zaskoczenie i niechęć. Tony uświadomił sobie teraz, że Neale może po prostu zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, sprawiając, że wszystkie przemyślenia na temat prowadzenia rozmowy okażą się niewczesne.

Jednakże dyskrecja była dla pana Neale najwidoczniej bardzo ważna. Tony uśmiechnął się w duchu. Był naprawdę niewiadomą dla tego starszego pana, który nie potrafił ocenić jego zdolności do publicznych manifestacji czy nawet przemocy. Ryzyko, że popadnie w tarapaty na oczach sąsiadów było zbyt duże. Neale wpuścił Tony'ego do salonu.

– Poznałem młodego lorda Palina i pan nim nie jest – rzucił wyzwanie Neale. – Jest pan, zakładam, osobą, która obecnie ubiega się o ten tytuł.

– Dobrze wie pan, kim jestem – odpowiedział Tony. Nie było sensu teraz spuszczać z tonu.

Neale wzruszył ramionami, ani zgadzając się, ani zaprzeczając.

– Czego nie wiem – powiedział – i nie potrafię się domyśleć, to dlaczego musiał mnie pan odszukać.

– Musiałem pomyśleć, że to oczywiste. – Tony'emu nie zaproponowano krzesła, lecz usiadł na jednym. Zauważył, że pokój umeblowany jest z gustem, nie rzucającego się w oczy, lecz wszystko w najlepszym gatunku. Widać było, że właściciel docenia elegancję drobiazgów.

Neale również usiadł i pykał z fajki, mierząc wzrokiem przeciwnika.

– Mój drogi panie, jeśli przyszedł pan tu perswadować mi, bym przemówił za panem na przesłuchaniu, jest pan skazany na rozczarowanie. Jeśli pan przyszedł mi grozić – przerwał i znacząco spojrzał na Tony'ego – z tego samego powodu, pozostanie pan rozczarowany. NIe jestem człowiekiem, którego można nastraszyć.

Może i nie, lecz Tony wyczuł, że Neale czegoś się bał. MOże tylko z powodu dziwacznej konwersacji i faktu, że Tony był wyższy, silniejszy i młodszy od pana Neale.

Albo może z powodu nieczystego sumienia.

– Pan mnie źle zrozumiał – powiedział Tony, pilnie bacząc, czy nie usłyszy znaków, że Gusowi udało się jego nielegalne wejście do mieszkania.

– Mam nadzieję. Bardzo bym nie chciał informować sądu na pańskim przesłuchaniu, że próbował pan przekupić świadka. – Głos Neale'a zabrzmiał zjadliwie.

– Powtarzam, sir, pan mnie źle zrozumiał – powiedział Tony uspokajająco. Tym samym uprzejmym tonem ciągnął: – I pan kłamie.

Neale skoczył na równe nogi.

– Chciałby pan ni mniej ni więcej, tylko zniszczyć moje wysiłki zmierzające do udowodnienia, że jestem tym, kim jestem. – Tony nie zmienił ani tony, ani swojej swobodnej pozy. Jednakże wewnątrz poczuł narastające podniecenie. Ten człowiek żywił do niego wyraźną niechęć. Było to dość niezwykłe wśród znajomych Tony'ego, lecz o ile Tony wiedział, nigdy nie byli znajomymi.

– To pan mnie źle zrozumiał, sir – powiedział Neale, ponownie siadając. – Nie interesuje mnie szczególnie pański przypadek, lecz interesuje mnie sprawiedliwość. Świadectwo, które przedstawię na przesłuchaniu, jest stosunkowo proste i każdy ze stu ludzi, którzy przetrwali w Verdun w tych czasach, mógłby zaświadczyć to samo. Jeśli czuje pan, że moje świadectwo szkodzi pańskiej sprawie, sugeruję, by znalazł pan takie wyjaśnienie faktów, które mogłoby działać na pańską korzyść. Samych faktów nie może pan zmienić.

Te słowa zabrzmiały dość rozsądnie, lecz Tony bardziej niż kiedykolwiek pewien był, że ten mężczyzna kłamie.

– Fakty przemówią na moją korzyść, panie Neale. Myślę, że dziś nawet mój groźny kuzyn zmuszony został powiedzieć sobie, że jestem tym, kim zawsze mówiłem, że jestem. I wygram moją sprawę, bez względu na to, co pan powie czy czego nie powie na przesłuchaniu. Nie potrzebuję pańskiej przemocy. A pan nie może w żaden sposób mi zaszkodzić. Już nie.

Na ostatnie dwa słowa Neale poderwał głowę.

– Co pan rozumie przez "już nie"?

Musiał zdać sobie sprawę ze swojej zbyt gwałtownej reakcji, bo za chwilę odegrał roztargnienie, udając, że właśnie odkrył, iż zgasła mu fajka. Parę minut stracił próbując ponownie ją zapalić, przechadzał się w trakcie tego po pokoju i w końcu odłożył wygasłą fajkę. NIe zwiódł tym Tony'ego. Tą jedną reakcją dyplomata się zdradził.

Jak to dziwnie wiedzieć, że ten człowiek, którego mam przed sobą zrabował mi wolność i nieodwołalnie zmienił moje życie – pomyślał Tony. A jeszcze dziwniej wciąż siedzieć i rozsądnie omawiać całą tę sprawę!

Miał nadzieję, że Neale zastanawia się właśnie, jak mściwy jest jego gość.

– Rozumie pan, pan Neale, istnieje wyjaśnienie tego, co przydarzyło mi się we Francji. Był w Verdun zdrajca, który myślał, że mogę go rozpoznać, więc sprawił, że wysłano mnie do Bitche i tam zostawiono.

Zdrajca był teraz przy swoim biurku. Odchylił się, odrzucił głowę do tyłu i głośno się roześmiał.

– Kimkolwiek pan jest, ma pan z pewnością bujną wyobraźnię. Dlaczego po prostu pana nie zabił?

– Sam się zastanawiałem – przyznał Tony z większą pewnością. Lekki ruch w drugim pokoju zdradził mu, gdzie schował się Gus. – Dlaczego pan tego nie zrobił?

Neale spojrzał na niego, jakby oceniając szansę przekonania Tony'ego o swojej niewinności.

– Och, chciałem – wyznał w końcu. Kiedy się odwrócił, Tony spostrzegł, że teraz trzyma w ręce pistolet, pistolet wycelowany prosto w niego. – To oszczędziłoby mi kłopotu uczynienia tego teraz. Obawiam się, że to konieczne. Przez chwilę wydawało się nieprawdopodobne, że ktoś pana rozpozna. Potem wahałem się, bo był pan zbyt na widoku. Teraz to już nie ma znaczenia. – Wzruszył ramionami. – Naprawdę nie mogę pozwolić panu na rozpowszechnianie plotek, nawet głupich, na mój temat.

Czy Neale chciał strzałem z pistoletu poderwać wszystkich sąsiadów? Nawet gdyby Neale wymyślił dobrą opowiastkę o samoobronie, pomyślał Tony, to z pewnością ściągnęłoby na niego uwagę. I Neale musiałby zrobić to osobiście. Jest pewna różnica między sprzedawaniem tajemnic, w rezultacie czego ludzie tracą życie, a własnoręcznym zabiciem człowieka. Może to był szok, lecz Tony nie potrafił poczuć przerażenia.

– Spóźnił się pan, Neale – powiedział Tony szybko, bojąc się, że Gus zareaguje za wcześnie. – Zamordowanie mnie może panu dać pewną satysfakcję, lecz niewiele panu pomoże.

– Och, tak. Młoda panna Meriton ze swoimi dużymi srebrnymi oczami i jej nie kończące się pytania. Niewiele wiary pokładałbym w jej możliwości.

Emily może nie znaczyła nic dla Neale'a, lecz samo wypowiedzenie jej nazwiska takim tonem wprawiło Tony'ego we wściekły gniew, jakiego nie czuł nigdy w życiu. Coś z tej wściekłości musiało wyzierać z jego oczu i sprawiło, że Neale cofnął się o krok.

– Był pan głupcem, zbywając pannę Meriton – powiedział Tony.

– To ona uparcie twierdziła, że coś musi kryć się za moim złym losem.

– Tony z trudem usiłował ukryć pogardę dla Neale'a. To mogłoby pobudzić Neale'a do działania. Wciąż cichy i spokojny, wypowiedział śmiercionośne słowa: – Jednakże nie mogliśmy dostrzec żadnego powodu, zanim nie wskazał nam go lord Castlereagh.

Nazwisko pracodawcy ugodziło Neale'a jak pchnięcie nożem w serce. Zbladł i stracił całą odwagę.

– Castlereagh? – Neale próbował odzyskać straconą pozycję, zaprzeczyć prawdzie. – Pańska wyobraźnia doprawdy robi wrażenie. Ale… to próżny wysiłek.

– Mąż matki chrzestnej panny Meriton, kobiety, która dała jej imię – przypomniał mu Tony. – Związki rodzinne są bardzo ważne, chyba pan się zgodzi?

– Och, tak, wiem aż za dobrze, jak to jest torować sobie drogę w świecie bez potężnych koneksji. – Neale usiadł, zsunął się do przodu, lecz wciąż trzymał w dłoni pistolet. – Udało mu się znaleźć własną drogę, znaleźć własnych protektorów. Wirion daleki był do doskonałości, ale jego strach przed tym, że ktoś go szpieguje, wydawał się dobrą gwarancją, iż nikt nie odkryje mnie.

Zaśmiał się, lecz był to zgrzytliwy, cierpki śmiech, bez cienia wesołości.

– I wtedy któregoś dnia… – zaczął Tony.

– Drzwi z zepsutym zamkiem pozostały uchylone i nie zauważyliśmy tego, aż stało się za późno – przypomniał sobie Neale. – Od chwili, kiedy dowiedziałem się, że to pan czekał w przedpokoju, byłem pewien, że kiedyś, w jakiś sposób, pan mnie wyda. Pan, z pańskim surowym pojmowaniem honoru, jedyny szlachcic, który odmówił płacenia łapówek w Verdun czy też za wyjście z Verdun. Pan, że wszystkimi swoimi przyjaciółmi wśród więzionych marynarzy. Pan oznaczał katastrofę.

Niech mówi jak najwięcej, powiedział sobie Tony.

– Ale Francuzi nie zaryzykowali zabójstwa syna angielskiego markiza – odpowiedział.

– Tak. Nawet Wirion, nawet komendant Bitche nie chcieli posuwać się tak daleko. – Neale stał się melancholijny. – Wirion powinien był pana zabić i powściągnąć swoją zachłanność. Ja powinienem był chyba zostać we Francji. Pan powinien był dziś wieczorem zostać w domu. – Spojrzał Tony'emu w oczy.

– Czy naprawdę pan sądzi, że to by coś zmieniło? – spytał Tony, obserwując go uważnie.

– Cokolwiek mogłoby coś zmienić. Wciąż pamiętam, jak Wirion pod koniec zastanawiał się, czy mógłby się jakoś uratować. Pan może zastanawiać się nad tym samym teraz. Co do mnie, nie zastanawiam się. Ja wiem.

Neale uśmiechnął się i podniósł pistolet. Widząc zamiar w jego oczach, Tony w pół sekundy później rzucił się do przodu, a za nim Gus, który wynurzył się z tyłu. Za późno.

Dominic Neale poszedł śladem Wiriona i uciekł przed zdemaskowaniem.