142514.fb2 Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 13

Rozdział dwunasty

Kiedy lokaj powiedział, że Tony wyszedł i trzeba było zostawić jej liścik u właściciela domu, Emily próbowała przekonać samą siebie, że krótka zwłoka nie ma znaczenia. Bez skutku.

W miarę jak śmiertelnie wolno wlokły się godziny, jej niepokój rósł, aż stał się prawie nie do zniesienia. Musiała w końcu powiedzieć, że ma migrenę, by uniknąć towarzyszenia Letty i Johnowi na przyjęcie. Była zatem sama, kiedy wreszcie pojawił się Tony.

Jedno spojrzenie powiedziało Emily, że już jest po wszystkim. To, czego się bała, już się stało. Tony był blady, rozczochrany, prawie nieprzytomny z wyczerpania, a niebieski żakiet miał poplamiony, Emily obawiała się, że krwią – ale żył i nie wyglądało na to, by był ranny. Ulga, jakiej doznała, mogła ją zgubić.

– Miałem nadzieję, że będę tu przed nowinami – powiedział. – Czy spóźniłem się?

– Jakimi nowinami? Och, Tony, co się stało? Nic ci nie jest? – Bez namysłu wyciągnęła rękę, by go dotknąć, przekonać się, że jest, naprawdę.

– Nic mi nie jest. Czy mój wygląd tak cię przestraszył? Wybacz mi. – Ujął jej dłoń w swoje dłonie. – Pomyślałem, że lepiej będzie raczej najpierw ci wszystko opowiedzieć, niż wracać do domu, żeby doprowadzić się do porządku.

Wyglądał, jakby zaraz miał upaść. Emily spostrzegła, że ze wszystkich sił musiał koncentrować się na rozmowie.

– Powiedz mi – ponagliła go. – Byłeś u Neale'a, prawda?

Roześmiał się.

– Powinienem był wiedzieć, że to przewidzisz. Tak, widziałem się z nim. Ty już doszłaś do tego, że musi być zdrajcą, prawda?

– Podejrzewałam go – przyznała Emily. – Znajdziesz liścik ode mnie, ostrzegający cię, żebyś uważał. Okazuje się, że się spóźniłam.

– Niemniej jednak dziękuję ci za troskę.

Jego głos i uśmiech sprawiły, że zalała ją fala ciepła.

– Ale wciąż nie powiedziałeś co się stało.

– Niewiele jest do mówienia. Gus wślizgnął się od tyłu i schował w mieszkaniu, jako rodzaj ochrony. Podczas rozmowy Neale powiedział coś, co go zdradziło. W końcu wyznał wszystko. Kiedy powiedziałem, że Castlereagh się nim zajmie, poddał się. Popełnił samobójstwo.

A Tony był tam w tym czasie. Musiał patrzeć na tak okropną rzecz. Lecz Emily poczuła też ulgę, ulgę, że Neale zapłacił za krzywdę Tony'ego, ulgę, że nie ma już niebezpieczeństwa, ulgę przede wszystkim dlatego, że domysły i kłopoty są już poza nimi. Teraz wreszcie Tony może o tym wszystkim zapomnieć.

– Zawiadomiłem Castlereagha, a on trzyma to w tajemnicy. Nazywa to wypadkiem.

– Rozumiem.

Była pewna, że to nie wszystko, lecz Tony albo nie chciał, albo nie mógł jej powiedzieć. I tak ledwo mógł się skupić. Posłaniec Emily powiedział, że Tony wyszedł prawie przed świtem. Teraz dochodziła północ, a Tony powiedział, że jeszcze nie był w domu.

– Jesteś zmęczony, prawda – powiedziała, nie pamiętając, że sama spędziła bezsenną noc. – Idź do domu i połóż się spać. Zrobiłeś to, co było twoim obowiązkiem i nie musisz się już martwić.

Zawahał się przez chwilę.

– Oczy same mi się zamykają, więc lepiej pójdę. Wkrótce się spotkamy – obiecał.

– Oczywiście – powiedziała Emily, czując się kłamczuchą. Odprowadzając go do drzwi, ostatni raz spojrzała na ukochaną twarz, piękne, ciemne oczy, które próbował utrzymać otwarte, włosy rozwichrzone jego dłońmi, i powiedziała: – Do widzenia.

* * *

To pożegnanie zaciążyło na sercu Emily. Wydawało się już ostateczne, ostatnie wspomnienie o Tonym, które będzie mogła w sobie pielęgnować. Teraz widywała go bardzo rzadko, jako że zbliżał się termin przesłuchania. Jednakże jeśli ktokolwiek w ciągu paru następnych dni zauważył w niej jakieś oznaki zmartwienia, nie pisnął ani słowa. Był to dla niej, poza wszystkim, doskonały powód do niepokoju.

Nawet Letty nie była taka bez serca, by nie docenić powagi położenia Edwarda, jakkolwiek nie bardzo go lubiła. To Emily czuła się bez serca. Od kiedy spotkała Tony'ego, Edward coraz mniej i mniej miejsca zajmował w jej myślach. Teraz, kiedy już o nim myślała, głównie martwiła się, jak kiedykolwiek będzie w stanie zerwać ich zaręczyny.

Biedny Edward. To nie jego wina, że nie jest Tonym, markizem Palinem i człowiekiem, którego kochała. Ani on się nie zmienił, ani jego oferta, którą przedstawił prawie miesiąc temu, w swej istocie nie uległa zmianie.

To ona się zmieniła. Miesiąc temu myślała, że ma doprawdy wiele szczęścia zgadzając się na namiastkę miłości. Jednakże kiedy pojawia się brylant czystej wody, namiastki wyglądają wielce ubogo i tandetnie.

Żadnej z tych rzeczy nie mogła wytłumaczyć Edwardowi, wciąż boleśnie cierpiącemu z powodu utraty tytułu i majątku.

Wszystko to już przemyślała i wciąż nie znajdywała rozwiązania. Ze względu na długotrwałą przyjaźń Edward zasługiwał od niej na coś lepszego, zasługiwał na trochę dobroci i uszanowania. Jakże mogłaby go tak zranić, odrzucić go teraz? Ale jak mogłaby pozwolić, by uwierzył w nieprawdę? Albo pozwolić, by tę nieprawdę ogłosił publicznie? Czy to jest dobroć, jeśli Emily wie, że nie powinna, nie może za nic go poślubić?

Zdała sobie sprawę, że powinna porozmawiać z Johnem. Nawet jeśli nie wspomni o tym, że to Tony spowodował zmianę w jej sercu, John powinien zrozumieć delikatność sytuacji. Jednakże od kiedy Letty w końcu doszła do siebie, ona i John prawie przez cały czas po staroświecku przebywali razem, jak para papużek-nierozłączek.

Nie bliższa była rozwiązania problemu, kiedy wreszcie nadszedł dzień przesłuchania. Śmiechy powracających powiedziały jej, że wszystko poszło dobrze. W ciągu minuty zjawili się u niej w małym saloniku, żeby wszystko opowiedzieć.

Tony był również. Natychmiast rozpoznała jego głos i była przygotowana do spotkania. Ulga i radość zwycięstwa wygładziły zmarszczki na jego twarzy. Puste spojrzenie spod wpół przymkniętych powiek gdzieś zniknęło. Wyglądał o całe lata młodziej i na bardzo szczęśliwego.

– Zwycięstwo, prawdziwe zwycięstwo – oznajmiła Letty. – Szkoda że tam nie byłaś i nie widziałaś.

Emily sądziła, że winna była Edwardowi choćby tyle. Nie chciała pójść i gapić się na ten spektakl, a w szczególności siąść wśród najważniejszych stronników Edwardowego rywala.

– Opowiedz mi, co się stało – domagała się.

– Liczba tych, którzy przemawiali na korzyść Palina była imponująca – powiedział John.

– Wszyscy ci ludzie, których ty pomogłaś znaleźć, Emily – dodał Tony. – Wszyscy wystąpili i opowiadali o Verdun i Bitche.

– Przyszedł lord Castlereagh, żeby okazać swoje poparcie, choć nie miał dowodów – powiedziała Letty. – A wtedy prawnik Edwarda próbował namieszać i skłonić nas, żebyśmy przyznali się do kłamstwa. lecz, oczywiście, nic z tego.

– A ty? Co z twoim zeznaniem?

– Och, w końcu wcale się nie denerwowałam. Ale prawdziwą gwiazdą była niania. Była cudowna – roześmiała się Letty. – Myślałam, że za chwilę powie prawnikowi Edwarda, że za karę pójdzie spać bez kolacji.

Tony podjął opowieść.

– Potem odpowiadałem na pytania ludzi, których znalazł mój kuzyn, ludzi, których albo nie spotkałem, albo takich, którzy mi nie wierzyli. Trochę się denerwowałem, bo nikt nie pamięta wszystkiego z przeszłości. Letty pamięta rzeczy, które robiliśmy jako dzieci, a ja nie, ja zaś pamiętam takie, których ona nie pamięta. W końcu jednak wszystko poszło dobrze. Potrafiłem odpowiedzieć na ich pytania.

– A ja potrafiłem udowodnić, że pamiętał dużo więcej niż mógłby dowiedzieć się zarówno w więzieniu, jak i od nas – dodał John.

– Nie chcesz chyba powiedzieć, że oni sugerowali, że namówiliśmy Tony'ego? – powiedziała Emily.

– Ależ tak – odpowiedziała Letty. – I zostali głośno wyśmiani. – Nagle przyszło jej coś do głowy. – Czy myślisz, że śmiali się dlatego, iż myśleli, że nie jestem zbyt inteligentna, by to zrobić?

Uspokajające zapewnienia Johna przerwało pojawienie się kamerdynera.

Withers najwyraźniej nie bardzo wiedział, jak zapowiedzieć nowego gościa. Zawahał się przy nazwisku.

– Pan, eee… Edward… Howe, proszę pani.

Tony natychmiast z zaniepokojeniem spojrzał na Letty. Najwidoczniej wątpił, czy kuzyn jest już gotowy, by się z nim spotkać.

– Ja zobaczę, czego chce Edward – zaoferowała Emily. I tak prawdopodobnie przyszedł, by ją zobaczyć.- Zaprowadź go do dużego salonu, Withers – powiedziała, po czym przeprosiła towarzystwo.

Tony grzecznie wstał, kiesy opuszczała salonik. Przez moment pomyślała, że chce ją zatrzymać, coś powiedzieć. Oczy miał znowu smutne, nie tryskał entuzjazmem ani radością. Jakie to do niego podobne, pomyślała, współczując Edwardowi w tej chwili.

W dużym salonie Edward czekał z kapeluszem w ręce, wyglądał na raczej zakłopotanego. Kiedy odwrócił się, by ją powitać, gdy weszła, Emily zauważyła z ulgą, że chyba zniósł stratę lepiej, niż oczekiwała. Podczas ostatniego spotkania wydawał się być do cna zgnębiony nowinami, które mu przekazała. Wyglądało na to, że mądrze użył czasu, by przyzwyczaić się do zmiany statusu.

– Słyszałaś nowiny. Ach, cóż, to ty mi powiedziałaś, jak to będzie – powiedział.

– Tak, słyszałam – powiedziała. – Przykro mi, że musieli cię przy tym tak zranić, Edwardzie. To nie jest sprawiedliwe, że niewinny musi tyle przecierpieć w takim przypadku.

– Tak, cóż, ośmielę się powiedzieć, że trochę będzie mnie to kosztowało, zanim się przyzwyczaję, ale sądzę, że gotów jestem stawić temu czoła. Nie miałem dotąd odwagi, by spotkać mojego kuzyna, ale miałaś rację. Wuj mówi mi, że zaoferował bardzo hojnie uregulować ze mną rachunki.

Emily podprowadziła go do sofy.

– Co uczynisz teraz?

– Na razie zamieszkam z wujem. Chciałbym dostać się do Izby Gmin, jako że nie jestem już parem. Kilku przyjaciół rozgląda się za odpowiednim mandatem dla mnie.

Emily skinęła głową. Cieszyła się za niego, a jednocześnie nie mogła przestać myśleć, że Edward bardzo prędko ustabilizuje się i będzie gotów do ślubu.

On musiał myśleć o tym samym.

– Emily, co do nas… Moja sytuacja bardzo się w ciągu miesiąca zmieniła…

– Edwardzie, wiesz, że tytuł czy majątek nigdy nie miały dla mnie znaczenia – powiedziała Emily automatycznie, nie zważając na następstwa swoich słów.

– Miały znaczenie dla mnie, Emily.

– Wiem, że bardzo jesteś rozczarowany, Edwardzie, ale…

– Nie rozumiesz, Emily. Nie pytam cię, czy zechcesz zwolnić mnie ze słowa. Oświadczam ci, że nie mogę dłużej być twoim narzeczonym.

Emily patrzyła na niego osłupiała. Ostatnia rzecz, której się spodziewała, to że Edward uzna, iż już jej nie potrzebuje. Gdyby nie cieszyła się tak, że jest wolna, mogłaby poczuć się znieważona.

– Przykro mi, że to tak się musiało stać, naprawdę, Emily. Ale wiedziałaś od początku, jaki rodzaj życia zaplanowałem. Gdy byłem markizem Palinem i panem poważnej fortuny, ty byłabyś właściwą żoną, jakiej potrzebowałbym, by torować sobie drogę w sferach politycznych. Teraz wszystko się zmieniło. Bez stojącej za mną fortuny żadne powiązania rodzinne nie pomogą mi w karierze.

– Mówisz, że nie możesz już sobie na mnie pozwolić – powiedziała Emily wolno. – Potrzebujesz teraz bogatej żony.

– Mówiąc bez ogródek, tak. – Głos jego nabrał przymilnych tonów. – Zawsze byłaś mi dobrą przyjaciółką, Emily. Nie zawiedź mnie teraz. Pozwól mi odejść, jeśli w ten sposób lepiej urządzę sobie życie.

Tak wiele Emily chciałaby mu powiedzieć. Chciała mu powiedzieć, że sama znalazła coś lepszego. Chciałaby zachwiać jego pewnością, że pozwoli mu odejść bez awantury. Dziwne, ale fakt, że się wycofał, jakoś ją zabolał. Nic, co uczynił w ciągu ostatniego miesiąca, nie zaszkodziło ich przyjaźni w takim stopniu jak to. Gdyby powiedział, że pokochał inną, złożyłaby mu gratulacje i najlepsze życzenia. Ale usłyszeć, że bardziej kocha pieniądze i stanowisko – to było nie do zniesienia.

– Jeśli tego chcesz, Edwardzie, to oczywiście pozwolę ci odejść.

Widzę teraz, jak byłeś mądry, trzymając nasze zaręczyny w sekrecie. Żadne z nas nie będzie miało kłopotów z powodu zerwania.

Ulga z powodu tak szybkiego załatwienia sprawy uczyniła Emily wspaniałomyślną. Nie traciła czasu ani wysiłku, by powiedzieć Edwardowi, co o nim myśli. Oczywiście i tak nigdy by nie zrozumiał.

Wstał z sofy. Teraz, kiedy dostał to, po co przyszedł, spieszył się do wyjścia. Emily wiedziała, że w pewnym stopniu zdawał sobie sprawę, że zachował się paskudnie, i że jej widok zawsze mu to niemiłe przypomni. Odtąd będzie jej unikał jak zarazy.

– Wiedziałem, że okażesz się rozsądna. Dziękuję ci, Emily, za wszystko. Życzę ci wszystkiego najlepszego.

– Mam nadzieję, że znajdziesz to, czego chcesz – powiedziała Emily, w pełni świadoma, że jej życzenia nie są tak wielkoduszne jak jego.

Otworzył drzwi, po czym, zmieszany, przystanął na chwilę.

– Jeszcze jedna rzecz, Emily. Gdybyś pozwoliła bratu i szwagierce wierzyć, że to twoje serce się zmieniło…? Nie mogę powiedzieć wujowi, że to ja zerwałem zaręczyny. On nie jest taki wyrozumiały jak ty. Sir John i lady Meriton nigdy cię nie potępią za to, że się rozmyśliłaś. Co ci zależy, niech mój wuj myśli, że za bardzo się bałaś, by zostać przy mnie?

– Mnie zależy – przemówił głos za plecami Edwarda. – Czy mam rozumieć, kuzynie, że nie tylko porzuciłeś pannę Meriton, ale masz czelność prosić ją, by wzięła winę na siebie?

– Moja rozmowa z panną Meriton, kuzynie, jest rozmową osobistą – powiedział Edward ze złością. – Nie muszę się przed tobą tłumaczyć.

– Nie musisz – zgodził się Tony – ale z pewnością będziesz musiał wytłumaczyć się przed lordem Ruthvenem. Cóż, wytłumacz to.

Wszystko stało się tak prędko, że Emily prawie straciła orientację.

W jednej chwili Tony i Edward próbowali pokonać się wzrokiem, a w następnej Edward próbował pozbierać się z podłogi.

– Chyba złamałeś mi nos – zajęczał, siedząc wciąż w oszołomieniu na podłodze.

– Och, wątpię – odpowiedział Tony. – Tylko trochę rozkrwawiłem. Ale jutro będziesz miał wspaniale podbite oczy.

Zadowolenie z pokonania przeciwnika wydawało się walczyć z jakimś innym uczuciem. Czy on ma o mnie tak złe zdanie – pomyślała Emily – że sądzi, iż zgodziłabym się poślubić taki nędzny okaz!

Edward pozbierał się z podłogi.

– Jak ja to wytłumaczę?

– Wpadłeś na drzwi? – zasugerował Tony, podając kuzynowi chusteczkę. – Bądź pewien, że imię panny Meriton w ogóle nie figuruje w twoim tłumaczeniu. Chyba, że zależy ci na powiedzeniu prawdy? Myślę, że nie. Do widzenia, kuzynie. – Odprowadził Edwarda do drzwi salonu i zamknął je za nim.

– Wiedziałeś – powiedziała oskarżycielsko Emily ze swojego miejsca na sofie.

– Tak, Letty powiedziała mi o tobie i Edwardzie.

– Po takiej scenie jak ta, muszę wydawać się patentowaną idiotką. Nie zawsze taki był – próbowała wyjaśnić. – Albo, jeśli był, udawało mu się to ukrywać przede mną. Byliśmy takimi dobrymi przyjaciółmi. – Nagle dotarła do niej niezwykłość nagłego zjawienia się Tony'ego.

– Co cię tu sprowadziło, Tony? Wiedziałeś, co on zrobi?

– Nie, nie miałem pojęcia, że może być taki głupi. Bałem się, że mimo wszystko zamierzasz wyjść za niego. – Podszedł i usiadł obok niej na sofie, ale nie patrzył na nią. – Zamierzałem to przerwać, jeśli bym mógł.

Nagle w salonie zapanowała niewiarygodna cisza. Emily bardzo spokojnie odpowiedziała:

– Nie, nie zamierzałam wyjść za niego, choć nie wiem, czy powiedziałabym mu to dzisiaj.

– Bo już go nie szanujesz?

– To też, ale głównie dlatego, że uświadomiłam sobie, że jeśli przyjdzie pokochać, to tylko prawdziwego człowieka – w każdym razie, jeśli chodzi o mnie. Nie zadowolę się niczym pośledniejszym.

– Och. – Głos jego zabrzmiał rozczarowaniem. – Rozumiesz, miałem nadzieję, że jeśli szukasz człowieka, którego bardzo lubisz i który jest dobrym przyjacielem, żeby spędzić z nim życie, mogłabyś spędzić je ze mną.

Emily próbowała zrozumieć, co kryje się za tą propozycją, lecz on trzymał twarz odwróconą. To była ta propozycja, o której marzyła, ale czy przedstawił ją z tych samych głupich powodów, które doprowadziły ją do przyjęcia Edwarda?

– Jednak namiastka nie wystarczy, prawda? – spytał Tony.

– Powinieneś był sam się dość szybko o tym przekonać – powiedziała Emily, bliska łez. – Szczególnie z Letty, żeby przypomnieć coś z twojego podwórka. Może z czasem znajdziesz kogoś, kogo pokochasz lepiej niż kochałeś Letty.

– Już znalazłem – powiedział Tony, w końcu zwracając ku niej twarz. – Nie jesteś namiastką, Emily. Nigdy nie mogłabyś być. Letty i ja byliśmy dziećmi, zbyt młodymi, by wiedzieć, czym naprawdę jest miłość. Teraz wiem – i to ciebie kocham. Nie widzę żadnego powodu, dla którego chciałabyś choć dwa razy na mnie spojrzeć, ale jeśli sądzisz, że z czasem mogłabyś…

Emily poczuła, jakby serce w niej miało eksplodować. Przełykane łzy sparaliżowało jej gardło.

– Nie? – powiedział ze smutnym uśmiechem, przygotowany na to, by wstać.

– Tak! – zawołała Emily nienaturalnie głośno. Zbyt długo zmuszała się do ukrywania swoich prawdziwych uczuć. Dłużej już tego nie potrafiła, nie wobec Tony'ego.

– Chcę powiedzieć, że nie muszę czekać, Tony, i kocham cię naprawdę, i jeśli mnie chcesz…

Teraz Emily zrozumiała, co miała na myśli Georgy mówiąc, że ona jaśnieje. Tony wyglądał tak, jakby w jego wnętrzu zapaliło się światło. Ona prawdopodobnie też, choć jej światło było nieco wilgotne. Łzy popłynęły strumieniem.

Tony wstał i pociągnął ją za sobą.

– Jeśli ciebie chcę…? Och, chcę, chcę ciebie. Co to jest? To nie czas na łzy. – I przyciągnął ją do siebie i objął.

– Zawsze płaczę, kiedy jestem szczęśliwa – powiedziała Emily.

– Ale musisz na chwilę przestać – nalegał Tony – żebym mógł cię należycie pocałować.

Emily natychmiast przestała płakać i uniosła ku niemu twarz. Była, mimo wszystko, bardzo rozsądną dziewczyną. Lecz, jak kiedyś wnikliwie zauważył Tony, była w stanie dla kogoś, kogo prawdziwie kochała, posłać w diabły przyzwoitość.

* * *

Dzień siódmego lipca 1914roku upłynął pod znakiem publicznego nabożeństwa dziękczynnego za zwycięstwo sprzymierzonych; tłumy napłynęły do Katedry Św. Pawła, by się modlić, podziwiać nawzajem swoje toalety i wypatrywać, czy jacyś królewscy goście nie zostali w mieście. Wellington wrócił do domu i już samo to wydawało się dostatecznym powodem do świętowania.

Ze spraw prywatnych Gazette zanotowała zaręczyny panny Emily Meriton z markizem Palinem. Panna Meriton osobiście napomknęła potem narzeczonemu, że to doprawdy bardzo dziwne uczucie – tyle przeżyć i zakończyć tam, gdzie się zaczęło, wciąż jako narzeczona lorda Palina.

***