142514.fb2
Następnego ranka Emily przemierzała w tę i z powrotem mały salon – dziesięć długich, niekobiecych kroków w kierunku zimnego, nieużywanego kominka i dziesięć kroków z powrotem, do drzwi prowadzących do holu. Zwykle o tej porze dnia Emily i Letty jeszcze raz przeżywały uciechy poprzedniego wieczoru i omawiały plany na nadchodzący dzień. Jednakże dziś nie wyglądało na to, aby Letty chciała cokolwiek omawiać.
Emily była w połowie drogi do drzwi, kiedy zaanonsowano Edwarda. Przejęta troską pobiegła, żeby go powitać.
– Och, Edwardzie, twoje biedne przyjęcie!
Ucałował jej wyciągnięte dłonie i zatrzymał w swoich.
– Tak, jakby to miało jakieś znaczenie, poza tym, że miało to być również twoje przyjęcie. Jak się ma lady Meriton?
Emily odwróciła się i podeszła do sofy, ukrywając przed nim wyraz swej twarzy. Miała wrażenie, że zachowywanie sekretów przed narzeczonym nie jest dobrym początkiem zaręczyn, ale z niejasnych powodów wydawało się jej również, że nie byłoby właściwe przyznać, iż martwi się o Letty.
– Dużo lepiej – odpowiedziała, w pełni świadoma, że to nie całkiem prawda. I dalej kłamała już bez ogródek: – Myślę, że to upał w sali balowej na równi z szokiem spowodował, że zemdlała. Jak tylko przeniesiono ją w chłodniejsze miejsce, natychmiast zaczęła przychodzić do siebie. Wiesz, jak John wszystkim się martwi. Upierał się, żeby wróciła do domu i odpoczęła.
Zanim usiadła i ponownie spojrzała na Edwarda, upewniła się, że całkowicie panuje nad wyrazem swojej twarzy. Poczucie winy gnębiło ją tym bardziej, że widziała troskę narzeczonego. Jego delikatnie zarysowana twarz była ściągnięta. Pojawienie się tego nieznajomego stanowiło problem zarówno dla Edwarda, jak i dla wielu innych. Jeśli nie Edwardowi, to komu mogła zwierzyć swoje złe przeczucia? Jednakże coś w zachowaniu Letty i wspomnienie jej wczorajszych intymnych zwierzeń o pierwszej miłości sprawiły, że Emily się zawahała.
Edward usiadł przy niej na sofie.
– Miło mi to słyszeć. Byłem pewien, że musi szybko przyjść do siebie, przynajmniej z tego powodu, że rezygnacja z dzisiejszych uroczystości byłaby ponad jej siły – zażartował.
Spróbowała się uśmiechnąć.
– Masz rację, oczywiście. John chciałby, żeby odpoczęła dłużej, lecz Letty upiera się, że czuje się doskonale i pójdzie do Carlton House.
Letty upierała się przy pójściu do Carlton House, to była szczera prawda, ale Emily nie mogła oprzeć się myśli, iż ten upór wynikał z faktu, że nieobecność Letty z pewnością nie przeszłaby niezauważona.
– Rozumiem troskę Johna – powiedział Edward. – W pokojach księcia jest zawsze zbyt ciepło i tłoczno. Miejmy nadzieję, że nie poczuje się źle. – Obdarzył Emily bladym uśmiechem. – I wreszcie tam nie grozi nam scena, która miała miejsce wczorajszej nocy.
Teraz Emily zrozumiała. Letty chciała pójść do Carlton House ponieważ to było jedyne miejsce, gdzie mogła czuć się doskonale bezpieczna. Ten soi-disant (tak zwany) Tony prawdopodobnie nie byłby w stanie uzyskać zaproszenia.
– Co się wydarzyło, Edwardzie? Czułam się paskudnie, zostawiając cię w ten sposób, w środku tego chaosu. Ale nie mogłam opuścić Letty.
– Oczywiście, że nie mogłaś. Lepiej, że oszczędziłaś sobie tego ohydnego przedstawienia. Po twoim wyjściu sytuacja jeszcze się pogorszyła. Ten typ rzucił parę śmiesznych oskarżeń przeciwko mojemu wujowi. Możesz sobie wyobrazić? Ruthven to wzór prawości. Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał ten człowiek, był śmiech. I wtedy uciekł się do pogróżek.
– Pogróżek? – Emily w jakiś sposób kojarzyła pogróżki ze słabeuszami, a mężczyzna, którego ujrzała poprzedniego wieczoru, nie był słaby. Był człowiekiem stworzonym do czynu, nie do wygłaszania nic nie znaczących pogróżek.
Jednakże cokolwiek wówczas znajomy oświadczył, najwyraźniej niepokoiło Edwarda. Wstał i podszedł do kominka. Odwrócony tyłem, z dłonią na obramowaniu kominka powiedział:
– Mówi, że pozwie mnie do sądu. W rzeczywistości już wniósł skargę. Dowiedziałem się dziś rano od moich prawników.
Emily podeszła do niego i podniosła rękę, jakby chciała go dotknąć. Po chwili wahania jej dłoń opadła.
– Co teraz będzie?
– Jeśli będzie kontynuował ten nonsens? Będą musieli przeprowadzić dochodzenie. Będzie musiał przedstawić świadków, aby udowodnić, że jest tym, za kogo się podaje. Zakładam, iż może prawdopodobnie wynająć albo przekupić paru biedaków, żeby za niego poręczyli. I prawdopodobnie zbierze się rodzina, służba, przyjaciele i tak dalej, żeby go przepytać.
Edward gwałtownie uderzył pięścią w obramowanie kominka, aż zadrżała miśnieńska pasterka i Emily odsunęła się.
– Nie ma najmniejszej szansy, żeby mu się powiodło – ciągnął. – Wszyscy wiedzą, że mój kuzyn dawno temu umarł we Francji.
Przez chwilę wpatrywał się w zimne palenisko. Wreszcie podniósł głowę i spojrzał na nią.
– Wuj sądzi, że ten człowiek chce, żeby mu zapłacić, ale niech mnie diabli, jeśli to zrobię.
Lordowi Ruthvenowi mógł przyjść do głowy tak głupi pomysł. Uczciwy jest rzeczywiście, przyznała Emily, ale nie bardzo bystry i być może nie bardzo zna się na ludzkich charakterach.
– Spróbuj się nie martwić Edwardzie. Poza tym nigdy nie spotkałeś swojego kuzyna. A lord Ruthven wiele razy mówił, że zanim został twoim opiekunem, jego noga nie postała w Howe więcej niż sześć razy. Żaden z was nie rozpoznałby lorda Varrieur.
– Tak. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że jakikolwiek mój kuzyn mógłby zabrać się za odzyskiwanie majątku w tak dziwaczny sposób. Zakładając niemożliwe, to znaczy, że mój kuzyn żyje, czy nie powinien przyjść przede wszystkim do mnie? A jeśli nie do mnie, to do wyja albo naszych radców prawnych. Talent tego typa do dramatycznych wystąpień każe mi się zastanawiać, czy nie jest to aktor.
– Przyznaję, że fakt, iż nie zwrócił się przede wszystkim do rodziny, jest rzeczywiście zastanawiający.
Edward, ułagodzony, wyznał:
– Problem w tym, żeby znaleźć kogoś, kto znał mego kuzyna na tyle dobrze, żeby z miejsca odrzucić pretensje tego typa.
I był taki ktoś, lecz Emily nie życzyła sobie, aby jej narzeczony o tym pomyślał.
– Edwardzie, a czy nie ma tego pastora? – zapytała szybko. – Jakiegoś guwernera, z którym wyruszał do Europy? Słyszałam, jak ktoś o nim mówił, że udało mu się wrócić do Anglii.
Edward odpowiedział obojętnie:
– On już nie żyje. To był starszy człowiek. Miał zrujnowane zdrowie, więc Francuzi byli na tyle uprzejmi, żeby pozwolić mu wrócić do domu i umrzeć. Obawiam się, że na końcu pomieszało mu się w głowie.
Nagle przypomniała sobie całą tę historię. Pastorowi udało się przeżyć jeszcze pięć lat, pomimo kiepskiego zdrowia. Do samego końca upierał się, że opowieść o śmierci lorda Varrieura jest nieprawdziwa. Nic dziwnego, że Edward był roztrojony.
– Sądzę, że będziemy w stanie zebrać kilku mężczyzn, którzy byli z moim kuzynem w Eton – powiedział Edward, pospiesznie zmieniając temat. – A jeszcze lepij, możemy skontaktować się z ludźmi, których wraz z nim ujęto po Verdun. Wuj właśnie się tym zajął, a także możliwością odnalezienia paru służących albo dzierżawców z Howe, którzy mogliby go zdemaskować.
Emily usiadła na brzeżku sofy i wpatrzyła się we własne dłonie. To dlatego, że Edward jest wytrącony z równowagi – usiłowała przekonać samą siebie – to dlatego wyraża się z taką bezwzględnością. Jego następne słowa wzburzyły ją jeszcze bardziej.
– Ruthven zasugerował, że lady Meriton mogłaby nam pomóc. Jej rodzina przez całe pokolenia sąsiadowała z nami w Howe. Z pewnością musiała znać mojego kuzyna. Byli w podobnym wieku.
Edward próbował zachować dyskrecję, to mogła przyznać. Po tym, jak poprzedniego wieczoru Letty zemdlała, musiałby być głupi, gdyby się nie domyślił, że rozpoznała Tony'ego. A Edward nie był głupi.
– Z pewnością znała go jako dziecko – przytaknęła Emily brnąc dalej. – Jednakże, jak powiedziałeś, Varrieur przez wiele lat przebywał w szkole.
Emily nie wątpiła, że jeśli ona, tak bliska Letty, przez trzy lata, które mieszkała w mieście, ani razu nie usłyszała o poprzednich zaręczynach szwagierki, to nie wiedział o nich nikt spoza rodziny.
– Letty wydaje się sądzić, że dżentelmen, którego ujrzeliśmy wczoraj wieczorem, nie może być lordem Varrieur – powiedziała ugodowo Emily.
I rzeczywiście, Letty wciąż twierdziła, że to nie może być jej Tony. Jednakże im bardziej się upierała, w tym większe zwątpienie popadała Emily. Bo Letty była najwyraźniej przerażona. Ukochany, którego opisała, z pewnością nie mógł budzić w niej takiego strachu, lecz tym bardziej nie mógł jej przerażać obcy mężczyzna.
– To wspaniałe! – zawołał Edward. – Zatem uczyniliśmy początek. Zawiadomię wuja, że mamy jednego świadka.
– Edwardzie, nie liczyłabym zbytnio na…
– Nie, oczywiście że nie. Będzie nam trzeba wiele więcej niż jednego świadka. Ale zaczynam już czyć się lepiej.
Emily poczuła się gorzej. Pomyślała, że Edward nie w pełni zrozumiał jej ostrzeżenie. Ale widząc jego radosny uśmiech nie miała serca powiedzieć, że wątpi, iżby Letty w ogóle zgodziła się świadczyć.
Wątpliwości musiały odzwierciedlać się w wyrazie jej twarzy, bo Edward usiadł obok niej na sofie i ujął jej dłonie.
– Nie bądź taka przygnębiona, Emily. Jestem pewien, że wszystko szybko się wyjaśni. Ale do tego czasu… och, to żenujące. Nie wiem, jak ci to powiedzieć.
– Nie musisz krępować się mnie, Edwardzie. Czy zaledwie wczoraj nie mówiłeś, że czujesz, iż możesz ze mną mówić o wszystkim?
– Tak, wczoraj. – Spojrzał na nią bojaźliwie. – Nie ogłoszono naszych zaręczyn, prawda?
– Nie, obawiam się, że twój intruz bardzo skutecznie usunął nas w cień – zgodziła się żartobliwie.
Edward wziął głęboki oddech.
– Emily, przyszedłem cię prosić o trochę czasu, zanim ogłosimy nasze zaręczyny… Żebyśmy zaczekali, aż to wszystko się ułoży.
Tym razem nie potrafiła dostrzec, jakie uczucia kryją się za tą otwartą prośbą.
– Aż to wszystko się ułoży – powtórzyła bezmyślnie. Przyszła jej do głowy przykra myśl. – Edwardzie, nie sądzisz chyba, że rezultat dochodzenia ma dla mnie jakieś znaczenie.
– Nie, nie – zapewnił ją. – Ale pomyśl, kochanie. Jak możesz ogłosić, że zaręczasz się z markizem Palinem, kiedy kwestionowany jest jego tytuł? Co będzie, jeśli jak mówisz, ten typ będzie mógł rzeczywiście dowieść swej słuszności? Proszę cię tylko, żebyśmy zaczekali, aż sądy zdecydują, jakim imieniem należy się do mnie poprawnie zwracać.
Choć niechętnie, musiała wyrazić zgodę.
– Przyjmuję, że to jedyne rozsądne wyjście. Lecz z pewnością nic złego się nie stanie, jeśli wtajemniczymy bliższych przyjaciół, zanim publicznie ogłosimy nasze zaręczyny.
Dzięki Bogu Edward nigdy nie domyśli się, że błagalną nutę w jej głosie spowodował strach, strach przed czasem, w którym mogłaby pożałować swej decyzji lub paść ofiarą fałszywej nadziei.
Edward cierpliwie próbował wytłumaczyć:
– Jeśli powiemy przyjaciołom, to będzie równoznaczne z publicznym ogłoszeniem. Wiesz o tym, Emily. I jeśli wszyscy się dowiedzą, będę musiał… będziemy musieli wypełnić mnóstwo towarzyskich zobowiązań. To egoistyczne, wiem, ale nie mam na to czasu, dopóki trwa proces. Mam nadzieję, że jeśli poświęcę cały mój czas i energię tej sprawie, wszystko ułoży się tak, że będziemy mogli cieszyć się podróżą poślubną do Paryża i Wiednia wtedy, kiedy planowaliśmy.
– Z pewnością, Edwardzie. Nie chcę przysparzać ci żadnych trosk, tym bardziej, że masz tyle innych spraw na głowie.
Słowa Edwarda sprawiły, że Emily zdała sobie sprawę, iż jako świeżo zaręczona wpadnie w towarzyską karuzelę, niewiele czasu będzie miała, aby zająć się przedmiotem zmartwień Letty. I widać było coraz wyraźniej, że ktoś powinien jak najszybciej zgłębić ten problem do końca. Poza wszystkim, jeśli chodzi o Edwarda, jedynie jego tytuł i majątek narażone były na niebezpieczeństwo, natomiast Letty cierpiała z powodu zburzonego spokoju ducha.
Mimo to czuła wyrzuty sumienia, kiedy odkryła, że Edwarda, pożegnawszy się, czekał jeszcze kilka minut, zanim wyszedł. Czy wyczuł jej odwrót? Czy miał nadzieję, że bardziej podniesie go na duchu? W każdym razie fakt, że zakwestionowano jego pozycję najwidoczeniej sprawił, iż poczuł się zagrożony bardziej, niż spodziewała się Emily. Kimkolwiek był ten człowiek, który wystąpił z pretensjami, zamierzał odnaleźć siebie w prawdziwej walce.
Tony wkroczył do nędznej izby, stanowiącej jego pied a' terre (mieszkanie, z którego korzysta się dorywczo) jak dżentelmen, który wraca do domu po spędzeniu nużącego popołudnia w klubie. Jego umiejętność ukrywania uczuć – wiedział o tym – często irytowała Gusa, lecz tak długo była dla niego koniecznością, że stała się jego drugą naturą. Pierwsza rzecz, której człowiek uczy się w więzieniu – to nie okazać strażnikom, że udało im się zadać ci ból.
– No, Tony, dobrze się bawiłeś wczoraj wieczór? – przywitał go August Sebastian Maria von Hottendorf.
Jasnowłosy oficer leżał swobodnie rozciągnięty na łóżku – na jedynym meblu, na którym było to możliwe. Uśmiechał się życzliwie.
– To musiało być niezwykłe widowisko. O twojej eskapadzie mówi się w ambasadach. Zapewniła miłą odskocznię od plotek o carze.
– Już samo to jest dużym osiągnięciem. Cieszę się, że cię to bawi.
Gus najwidoczniej podszkolił się w lepszym rozumieniu jego słów.
Sceptycznie podniósł jedną brew. Lecz pierwszą próbę odpowiedzi na komentarz Tony'ego przerwał mu atak męczącego kaszlu – jeszcze jedno wspomnienie o Bitche. Choć Gus nosił teraz wyjątkowo okazały mundur oficera pruskiego królestwa, a i Tony zdobył kilka porządnych ubrań – na obu wciąż jeszcze znać było wiele śladów niedawnego pobytu w więzieniu. Ujmowały nieco ich eleganckiej prezencji.
– I czy następny dzień też był pożyteczny? – spytał Gus, kiedy minął już atak.
– Nie przyjęła mnie. – Tony nie ufał sobie na tyle, aby powiedzieć więcej.
Von Hottendorf przez chwilę się zastanawiał. Nie miał najmniejszej wątpliwości, kim jest ta "ona".
– Rozumiem, że nie przedostałeś się przez służbę? – Ujrzawszy, że Tony krótko skinął głową, ciągnął: – To mogło być nie jej polecenie, rozumiesz. Ona teraz ma męża.
Tony przyciągnął do siebie jedyne w pokoju krzesło i usiadł.
– Myślę, że to możliwe. Mogła nawet nie wiedzieć, że byłem – przyznał. – A jeśli to nie Letty, ale jej mąż zamknął drzwi przede mną, jak mam się do niej dostać?
– Myślę, że usłyszy w mieście, że się pojawiłeś – zapewnił go Gus ze śmiechem. – Nie uniknie tego. Może ona znajdzie jakiś sposób, żeby się z tobą zobaczyć.
– Lady Meriton miałaby tu przyjść? – Z przesadną uprzejmością Tony wskazywał ręką otoczenie. Prawdę mówiąc i tak miał szczęście, zważywszy przypływ przyjezdnych na uroczystości z okazji zwycięstwa, iż znalazł mieszkanie w miarę przyzwoite. Niemniej jednak nie było na tyle odpowiednie, aby przyjmować gości przeciwnej płci.
– Rozumiem, o co ci chodzi – przyznał Gus. – Ale lady może się z tobą skontaktować na wiele innych sposobów.
– Jeśli będzie sobie tego życzyć – przypomniał Gusowi Tony. – Ale nieprzysięgałbym na to. Nie można na niej polegać. – Głos jego bardzo przycichł. Tony nie chciał w tej chwili wyjawić, że Letty już go widziała i nie zareagowała.
Tony czuł, że przyjaciel obserwuje go z wielką uwagą. Na milczące pytanie Gusa odpowiedział swoim:
– Czy przez twoje kontakty w ambasadzie udało ci się dowiedzieć o niej czegoś więcej?
Gus zawahał się chwilę, po czym westchnął i odezwał się:
– Och, każdy ją zna. Jest jedną z tych, które nadają ton. I też, co niezwykłe, wszyscy ją lubią. Mówi się, że pod względem swady, lecz nie złośliwości, jej wymowa rywalizuje z językiem lady Jersey.
– I? – podpowiedział Tony, kiedy Gus zdawał się wzbraniać przed dalszym ciągiem.
– Wszyscy uważają, że jest bezgranicznie oddana mężowi. I ich dwojgu dzieciom.
Tony w milczeniu dumał nad tym obrazem rodzinnego szczęścia. Czekał, aż w pełni zapanuje nad głosem.
– Jak długo jest zamężna? – spytał, choć zdawał sobie sprawę, że samo to pytanie go zdradzi.
– Pięć lat.
Milczał chwilę, zanim podjął dalszą indagację.
– A co wiesz o mężu, tym Meritonie?
Gus wzruszył ramionami.
– Jest znany głównie dlatego, że natknął się na lady Meriton. Spokojny, dobroduszny człowiek. Należy do klubu Whites, lecz nieczęsto go tam widują. Nic więcej nie można o nim powiedzieć z wyjątkiem tego, że również jest oddany żonie i rodzinie, w rzeczywistości użyto słowa ogłupiały.
Człowiek oddany – ogłupiały – z powodzeniem może chcieć nie dopuścić go do swojej żony – myślał Tony – czy ma do tego powody, czy też nie. Lecz Tony nie miał wyboru. Letty to klucz do wszystkiego. W ten lub inny sposób musi do niej dotrzeć.
Gus, jakby czytając w jego myślach, przypomniał:
– Nie myśl tylko o jednym. Jeśli chcesz, żeby ci się powiodło, będziesz potrzebował poparcia. Jak myślisz, co twój rywal teraz robi?
Tony wstał i podszedł do okna. Okno było jedyną rzeczą, która podobała mu się w tym pokoju. Luksusem, którego tak długo był pozbawiony.
– Próbuję zdobyć poparcie lady Meriton dla siebie – odpowiedział. – Widziałem, jak wychodził. Tuż przed tym, jak mnie zamknięto drzwi przed nosem. Dotychczas nie wiem co lepsze: kiedy odmawiają ci wejścia, czy kiedy cię wykopują na zewnątrz. Wydaje się, że nikt nie pragnie mojego towarzystwa. Odmówiono mi przyjęcia u lorda Ruthvena i lady Meriton i dwa razy wykopano z biura radcy prawnego i z domu Palinów.
– Hę? Słyszałem, że wczoraj wieczorem lokaje byli zbyt przerażeni, żeby tknąć cię palcem.
– Niemniej jednaj uznano mnie tam za intruza. Lecz jeśli tak ci zależy na szczegółach, dobrze, z domu Palinów raz. Czy nie sądzisz, że nawet ten raz to za wiele?
– Och, nie mogę oskarżać tego chłopaka tak od razu – Gus uśmiechnął się szeroko i znowu zakaszlał. – Pomyśl, Tony. Twój wygląd bynajmniej nie budzi szacunku, wciąż jesteś brudny po podróży, nosisz te ubrania pożyczone od jakiegoś biednego żołnierza. Gdybyś przyszedł do mnie i tak wyglądał, i opowiedział taką historię, wziąłbym cię za szaleńca. Ten chłopak na pewno zagroził, że wezwie straże.
– Taką historię? Nie mogę uwierzyć, że uważano mnie za zmarłego. – Potrząsnął głową. – Nie marnuj współczucia dla niego. Gus. Gdyby potraktował mnie bardziej serio, nie ograniczyłby się do pogróżek.
– Masz rację. – Gus znienacka zrzucił radosną maskę. – Choć tak cię potraktował, nikt nie uważa go za głupca. Moi przyjaciele w ambasadzie mówią, że ma polityczne aspiracje.
– Ach, rozumiem. Wielu, wielu przyjaciół na wysokich stanowiskach.
– I umiejętność posługiwania się nimi.
– Nie musisz mi przypominać, że wyraźnie brak mi wpływowych koneksji. Nie chcę przez to wyrazić lekceważenia twojej szacownej osobie.
Gus podniósł się z łóżka i wykonał elegancki ukłon.
– Dziękuję ci, lecz się zgadzam, że będziesz potrzebował lepszego poparcia, niż może ci zapewnić niższy oficer odkomenderowany do sztabu księcia Hardenburga. Co mogę, to dla ciebie zrobię. Wiesz o tym. Lecz cóż to w końcu znaczy? Zebranie paru plotek, załatwienie paru poleceń?
– Jesteś moim bankierem – przypomniał mu Tony. To dzięki hojności von Hottendorfa mógł pozwolić sobie na ten niewielki pokój i porządniejszą odzież.
– Ba, to prawie nic. Nie ma nawet o czym mówić. Chciałbym zrobić coś więcej, ale jako cudzoziemiec… Potrzebny ci Anglik, ktoś, kto należy do towarzystwa.
Albo Angielka. Lecz nie mógł liczyć na Letty. Kto tam jeszcze był? W tłumie tych ludzi wpatrzonych w niego zeszłego wieczoru, któż chciałby choćby go wysłuchać?
– Gus. – Przymknął oczy, próbując przypomnieć sobie pewną scenę. – Nie wiesz, czy lady Meriton ma jakichś bliskich przyjaciół? Młodą damę? – wyjaśnił bliżej.
– Bliskich przyjaciół? Nie, nie spoza rodziny.
– Jesteś pewien? Wczoraj wieczorem widziałem ją. Jak tylko wszedłem do sali, spostrzegłem Letty. Jej złote włosy świeciły w półmroku jak światło świec. A obok niej stała kobieta cała w srebrze, oczy też srebrne, patrzyła prosto w moje oczy. Była jedyną osobą, która tak patrzyła, choć wszyscy wgapiali się we mnie, jakbym był eksponatem w Królewskiej Akademii. – Otworzył oczy i przyłapał Gusa również wgapionego w jego twarz. – Przysiągłbym, że była z Meritonami.
– Wywarła na tobie wrażenie.
Tak. Była inna. – Zastanawiał się, jak to wytłumaczyć, lecz nic z tego nie wyszło. Wszystko, co mógł powiedzieć, to:
– Była jedyną osobą, która nie straciła głowy. Letty zemdlała, a ona była jedyną osobą, która dopilnowała, żeby ją wyniesiono z sali i żeby się nią zaopiekowano.
Tony podejrzewał, że przyjaciel zastanawia się nad czymś więcej niż nazwisko dziewczyny, lecz Gus wiedział, co należy przemilczeć. Po chwili namysłu powiedział:
– Meriton ma siostrę.
– Ze srebrnymi oczami?
– Nie wiem.
– Tak, a co wiesz? – nie ustępował Tony.
– Ma na imię… ma na imię Emily. Tak Emily. Teraz sobie przypominam. Dużo młodsza niż sir John, na tyle, że mogłaby być jego córką. Niezamężna.
– Nie? – spytał z zaskoczeniem Tony.
– Może odrzuciła wiele ofert. Naprawdę jest uwielbiana. Jeśli wierzyć temu, co mówią, panna Meriton bardzo interesuje się wędkarstwem, polowaniem, wszelkimi sportami, zarządzaniem posiadłościami, polityką, modą, sztuką, literaturą, teatrem, trudnościami w wychowaniu dzieci… – Gus przerwał, żeby złapać oddech. – Panna Meriton musi mieć niezłe doświadczenie w sztuce schlebiania.
– Nie – powiedział Tony z przekonaniem. – Nie mogę w to uwierzyć. Panna Meriton musi szczerze interesować się ludźmi. I musi być kobietą, która nauczyła się słuchać. Jak myślisz, Gus? Co byś powiedział na to, żeby panna Emily Meriton wysłuchała mojej historii?
Emily była zakłopotana koniecznością powiadomienia brata i Letty, że Edward zażądał, aby zaręczyny przez jakiś czas utrzymać w tajemnicy. Jednakże mogła zaoszczędzić sobie zdenerwowania.
Biorąc pod uwagę opinię Letty o Edwardzie i o małżeństwie z nim, Emily spodziewała się jakiejś reakcji – gorzkich słów na temat postępowania Edwarda, czy słów nadziei, że zwłoka wpłynie na jej decyzję. Zamiast tego Letty nie powiedziała nic, nawet kiedy zostały same. Skinęła tylko głową, kiedy John zgodził się respektować życzenie Edwarda.
John nie widział nic niezwykłego w tym życzeniu. W każdym razie zbyt martwił się o Letty, aby interesować się zachowaniem Edwarda.
Letty, oczywiście, celowała w gadatliwości, lecz tego dnia przeszła samą siebie. Nie mogąc uniknąć towarzystwa małżonka i szwagierki, zalała ich potokiem wymowy, poruszając szczegółowo każdego tematu z wyjątkiem kwestii mężczyzny, który utrzymywał, że jest Tonym.
Johnowi tylko raz, rankiem, gdy wciąż doskonaliła swój występ, udało się zmusić ją do wypowiedzi na temat Tony'ego. Stwierdziła stanowczo, że mężczyzna, który przerwał bal, musi być oszustem, że nie mógł być jej poprzednim narzeczonym. Twierdziła tak w kółko, wymieniała wszelkie cechy, którymi różnił się od młodzieńca, jakiego znała, lecz najoczywiściej chwytała się brzytwy. Letty może nie była pewna, że obcy był Tonym, lecz sądziła, iż mógłby być.
Emily zapamiętała zwierzenia Letty co do słowa. Powtarzała sobie w myślach wiele razy, usiłując zrozumieć, dlaczego szwagierka jest tak wytrącona z równowagi, lecz na próżno. Najoczywiściej Letty nie powiedziała jej wszystkiego.
Może również nie wszystko wyznała Johnowi.
Tego rodzaju myśli nie wprawiły Emily w nastrój stosowny na bal, szczególnie na ekskluzywny bal wydawany przez jednego z panujących.
Już dawno temu uzgodniono, że Edward będzie towarzyszył im do Carlton House, i ten fakt jeszcze powiększał strapienie Emily. Wszelkie próby wymuszenia na Letty poparcia dla siebie mogłyby tylko pogorszyć sytuację Edwarda i niechybnie wyszedłby na człowieka nie przebierającego w środkach w pogoni za osiągnięciem własnego celu.
Lecz Edward wydawał się postępować z rezerwą i pewnym roztargnieniem. Własne zmartwienia spowodowały, że nie zauważył nic szczególnego w orszaku Letty. Emily, z poczuciem winy, zdała sobie sprawę, że spotkanie towarzyskie, na które się udają, będzie prawdopodobnie próbą zarówno dla Edwarda, jak i dla Letty. Kiedy uspokajająco uścisnęła dłoń narzeczonego, jego oczy miały wyraz ściganego zwierzęcia. Zrozumiała dlaczego, gdy tylko przeszli poza marmurową, oświetloną szkarłatnymi i topazowymi światłami kolumnę w rezydencji księcia. Wszystkie rozmowy, których szmery dolatywały do ich uszu, dotyczyły "tego przybysza". Już wewnątrz, jedną z pierwszych osób, która się do nich zwróciła, była lady Jersey, i mówiąc do Edwarda, nie użyła jego tytułu.
– Panno Meriton, prawda, że tu okropny tłok? Pod koniec wieczoru wszyscy będziemy podduszeni – przepowiedziała z uśmiechem. – Mam nadzieję, że pani szwagierka dobrze się już czyje po wczorajszej niedyspozycji. Widziałam ją przed chwilką, lecz, zdaje się, musiała zniknąć.
Emily starannie skontrolowała swój uśmiech. Letty chyba czuje się lepiej. Musiał w końcu zadziałać jej instynkt samozachowawczy, jeśli tak szybko wyrwała się tutaj.
– Czyje się dobrze, dziękuję. Z pewnością powiadomię ją o pani trosce.
– Byłam troszkę zdziwiona, kiedy ją tu dziś ujrzałam. – I Edwarda, dopowiedziała spojrzeniem.
Teraz Emily musiała znów skoncentrować się na swoim uśmiechu.
– Lady Jersej, proszę mi powiedzieć, czyż pani nie postąpiła tak samo? Wszyscy wczoraj po południu chcieliśmy choć przelotnie zobaczyć cara. Prawdopodobnie nikt nie przepuści okazji ujrzenia go dzisiaj wieczorem. – Nadzieja, że lady Jersej da się odwieść od swego celu była nikła, lecz Emily musiała spróbować. – Najprawdopodobniej to niemożliwe, aby car był tak wspaniały, jak mówią, lecz wyznam, że po chwili rozmowy wydał mi się bardzo atrakcyjny. Podoba mi się uwaga, z jaką pochyla się do rozmówcy, tak jakby każde słowo było bardzo ważne.
– To nie uwaga, moja droga. Jest głuchy na jedno ucho. Car-ojciec zwykł zmuszać go do słuchania kanonady podczas przeglądów wojska. Można by pomyśleć, że jest w ten sposób związany z naszym księciem – obaj mają ojców, którzy przeszli granicę zwykłej ekscentryczności. Obawiam się, że to nie przypadek. Mam wrażenie, że dużo lepiej byłoby mieć nadzieję, że pan dostarczy nam lepszej rozrywki. – Te ostatnie słowa adresowane były do Edwarda i znowu lady nie użyła jego tytułu, tytułu, który być może wcale nie należał do niego.
Jednakże Edward uporał się z tym ze swym zwykły urokiem.
– Nie mogę ręczyć za dzisiejsze… rozerwanie, lady Jersej. Mam tylko nadzieję, że dla mnie będzie tak zajmujące, jak wydaje się być dla innych.
– Zatem on będzie upierał się przy swoim? Tak, rozumiem, że tak. No, no, zapowiada się interesujące lato. Szkoda, że nie znałam lorda Varrieura, zanim wyruszył do Francji. Oczywiście, wtedy był jeszcze chłopcem.
Lady Jersej z takim powodzeniem dokuczała Edwardowi, że Emily chętnie udała się na kolację, choć wiedziała, że czeka ją nadmiar jedzenia i długotrwałe siedzenie przy stole. Zły humor Edwarda uniemożliwiał radowanie się pięknością budynku i widowiskową oprawą balu. Otwarto podwójne drzwi pomiędzy przestronnymi pokojami i stworzono jedną salę długości trzystu pięćdziesięciu stóp. Na wyłożonych boazerią ścianach widniały złote, profilowane ornamenty i tarcze z herbami Anglii. Jednakże ogromny tłum gości sprawił, że Emily najpiękniejszym wydał się widok na zachodni kraniec budynku, gdzie otwarto szerokie gotyckie drzwi na rozległy zielony trawnik z płaczącymi wierzbami i przechadzającymi się tu i ówdzie pawiami – a wszystko ozłocone blaskiem zachodzącego słońca.
Emily miała w końcu szczęście: gości rozsadzono tak, że znalazła się z dala od zachmurzonego oblicza Edwarda. Jej partnerami przy kolacji byli – wojskowy, który sam był ojcem dwóch oficerów służących pod Wellingtonem, i Dominic Neale, dżentelmen, który pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a którego już poznała przez lorda Castlereagha. Znając jej koneksje, zabawiał Emily opowieściami o tysiącach szczegółów związanych z przygotowaniami do kongresu w Wiedniu.
Emily nie mogła się spodziewać, że cały czas będzie miała szczęście, i wiedziała o tym. W końcu plotki o przyjęciu Edwarda, szerzące się tam i sam wśród gości, dojdą również do niej. Emily sądziła, że jest na nie przygotowana, lecz siła reakcji jej sąsiada mocno ją zaskoczyła.
– Ależ to absolutnie śmieszne! – z pewnością siebie zakrzyknął Neale. – Ten człowiek zmarł we Francji ponad dziesięć lat temu.
– Lord Palin byłby zadowolony, gdyby pana słyszał – odpowiedziała. – Jednakże, panie Neale, tego faktu należy dowieść. Nikt z nas nie był we Francji, kiedy to się zdarzyło.
– Ale ja byłem – powiedział ku jej osłupieniu.
– Pan tam był?
Pan Neale zawsze był swego rodzaju wybitnym dżentelmenem, a teraz, dla niej, stał się autorytetem. Emily popatrzyła na niego z rosnącym zainteresowaniem. Sądząc po śladach siwizny na skroniach, zgadywała, że musi być w wieku jej brata, na tyle stary, aby dostrzec coś więcej niż niewygody własnej sytuacji we Francji. Nie wątpiła, że niewiele uszło jego bystrym oczom.
– Tak, byłem jednym z tych nieszczęśników, których dekret Napoleona przyłapał w Paryżu. Większość z nas wysłano do Verdun, tak jak lorda Varrieura. Moja sytuacja finansowa nie pozwoliła mi na podróż w tym samym towarzystwie co on – wyznał. – Lecz liczba d'etenus (jeńcy) w mieście nie była tak wielka, żebym nie wiedział o jego obecności. Obawiam się, że był raczej znany ze swego zwyczaju popadania w kłopoty z władzami.
– Jakiego rodzaju kłopoty?
Pan Neale uśmiechnął się.
– Nie tego rodzaju, o jakich z pewnością pani, panno Meriton, pomyślała. Wystarczyło niewiele. Jedno słowo uchybiające cesarzowi i już można było znaleźć się w drodze do Bitche. Co w końcu spotkało jego lordowską mość. Bitche to ciężkie więzienie – wyjaśnił.
NIe zwykłe więzienie, lecz ciężkie więzienie. Emily nie pojmowała, co mogło się za tym kryć.
– Czy to to, w którym zmarł, jak się uważa? – spytała ściszywszy głos.
– To, gdzie rzeczywiście zmarł. Gorączka, która tam się szerzyła, była nie do pokonania. Duchowny, który był z Varrieurem, awanturował się, żeby ciało wysłano do Verdun, aby je pogrzebać. Biedny człowiek, potem już nigdy nie doszedł do siebie. Wyświadczył Varrieurowi przysługę. Ośmielam się twierdzić, że wielu ludzi, którzy byli na tym pogrzebie, przebywa teraz w Londynie.
Powinna powiedzieć to Edwardowi. Byłby zadowolony, mając tak wielu świadków. Jednakże było coś w tej historii, co jej nie zadowoliło. Pastor utrzymywał, że Tony jeszcze żyje, przypuszczalnie już po tym, jak widział jego ciało. Z drugiej strony musiało być więcej świadków, którzy widzieli ciało, przeświadczonych, że to ciało Varrieura.
Emily roztrząsała tę kwestię po kolacji i podczas niekończącej się ceremonii prezentacji nowych gości. Edward ponownie ją opuścił, musiał pilnie przedyskutować z innymi gośćmi jakąś sprawę. We wszystkich salach było ciepło, lecz w zatłoczonej Sali Tronowej panował upał prawie nie do zniesienia. Lekkie rozdarcie falbany przy sukni dało Emily szansę zniknięcia na parę minut.
Nie miała wielkiej ochoty wracać do tłumnej sali. Wojskowy stojący tuż u jej wejścia bez wątpienia odczuwał to samo. Nawet cienki jedwab sukni Emily był za ciepły na ten upał. Jak okropnie musieli czuć się ci biedacy w swoich sztywnych mundurach? Wojskowy dostrzegł jej wzrok i uśmiechnął się zachęcająco.
– Jeśli pani nie powie nikomu, że opuściłem posterunek, nie powiem nikomu o pani – obiecał.
Emily nie znała się na mundurach, lecz sądząc z akcentu, ten młodzieniec musiał należeć do kontyngentu pruskiego lub austriackiego. Z pewnością, nie będąc przedstawionym, nie powinien był odzywać się do niej, lecz oczy jego lśniły takim rozbawieniem, że nie potrafiła dać mu odprawy. Z drugiej strony jego obecność i tupet uniemożliwiały jej pozostanie tutaj.
– Błagam, niech pani nie wraca tam z mojego powodu – nalegał.
Emily spróbowała nadać swej wypowiedzi karcący ton.
– Moja szwagierka będzie mnie szukać.
– Lady Meriton pogrążona jest właśnie w konwersacji z hrabiną Lieven.
O ile wiedziała, Letty nie zaliczała żadnego niemieckiego ani austriackiego dżentelmena do grona swoich znajomych.
– Pan zna lady Meriton?
– Słyszałem o niej. Nie – dodał, przesuwając się lekko, żeby zagrodzić jej drogę – jeśli pani ją znajdzie, nie będzie mogła zgodnie ze zwyczajem przedstawić nas sobie. Jednakże mamy wspólnego przyjaciela… lorda Palina.
Wiedziała, kogo ma na myśli, choć wolała nie przyjąc tego do wiadomości.
– Lord Palin jest w środku, rozmawia z sir Jamesem Withby-Edwardsem.
– Pan Edward Howe może rzeczywiście rozmawia tu z sir Jamesem, lecz lord Palin nie otrzymał zaproszenia. Bez wątpienia z winy sekretarza księcia.
Ani na jotę nie zmienił wesołego i poufałego tonu. Naprawdę, pomyślała pełna wyrzutów sumienia Emily, nie powinna tu stać i tego słuchać. To było niewłaściwe, a zarazem w najwyższym stopniu nielojalne w stosunku do Edwarda. Zgodnie z twierdzeniem pana Neale, ten przybysz był oszustem. Kim wobec tego był jego przyjaciel?
Podczas gdy ciekawość Emily walczyła z jej poczuciem przyzwoitości, oficer prędko wyłuszczył swoją prośbę:
– On chciałby z panią pomówić.
Ciekawość zwyciężyła. Zaskoczona Emily szeroko otworzyła oczy.
– Co pan mówi?
– Miał rację, pani ma srebrne oczy – powiedział oficer wykrętnie. – Powiedziałem, że Tony chce z panią porozmawiać.
– Dlaczego ze mną? – Nie miała odwagi zakwestionować pierwszej uwagi.
– Bo jest pani bliska lady Meriton – stwierdził. – Bo znana jest pani z uczciwości. Bo pani słucha, gdy ludzie mówią. Niech pani go wysłucha, to wszystko, o co prosi.
– Pan i pański przyjaciel założyliście, że mam taki, a nie inny charakter.
– Czyżby się mylił?
Emily zignorowała prowokację i odpowiedziała pytaniem:
Dlaczegóż miałabym się na to zgodzić?
– Dla poznania prawdy, bo jest pani ciekawa. Dla lady Meriton, bo jest nie tylko pani szwagierką, lecz i przyjaciółką.
W głosie oficera nie było gróźb, lecz same słowa mogły za takie uchodzić. Bez względu na to, czy ten człowiek był tego świadomy, czy nie, czy był tym, kim twierdził że jest, czy nie – ciemnowłosy przybysz stanowił dla Letty źródło zmartwień. Emily powinna wiedzieć dlaczego, a jak dotychczas nic nie świadczyło o tym, że Letty zamierza jej cokolwiek wyjaśnić.
Oficer dysponował jeszcze jedną kartą i użył jej.
– Czy pani się boi? Myśli pani, że Tony to oszust, kryminalista?
– Nie boję się – zaprzeczyła Emily. – Lecz nie mam powodów sądzić, że pański przyjaciel mówi prawdę.
– Więc niech pani pozwoli, że jeden pani podam. Proszę spytać lady Meriton czy pamięta, z jakiej okazji Tony wręczył jej opalową broszkę, którą nosiła pani na wczorajszym balu.