142514.fb2 Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 4

Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 4

Rozdział trzeci

Emily siedziała w powozie na wysokich kołach, nerwowo zaciskała dłonie w cienkich rękawiczkach i zerkała kątem oka na pruskiego oficera, który tak zręcznie kierował koniem przez zatłoczone ścieżki Hyde Parku. Ale to nie wysoki, modny powóz napawał ją lękiem, lecz niezbadana głębia własnego szaleństwa. Cóż ją opanowało, że podjęła to wariackie wyzwanie?

Nazwisko oficera brzmiało: kapitan August von Hottendorf, a raczej tyle zapamiętała z długiego szeregu imion, nazwisk i tytułów, które wyrecytował. Był inteligentny, w to nie wątpiła. Gdy zorientował się, że budził jej ciekawość, szybko znalazł kogoś, kto formalnie go przedstawił, nie tylko Emily, lecz całej jej rodzinie. Może dlatego, że obawiał się bacznych oczu Emily, nie próbował dyskutować z Letty o ich "wspólnym przyjacielu". Nie omieszkał natomiast wkraść się w ich łaski, przedstawiając wszystkich swemu zwierzchnikowi, księciu Hardenburgowi, jednemu ze znakomitszych i poważnych królewskich gości.

Zaproszenie na przejażdżkę padło publicznie i bardzo zręcznie, zredagowane w taki sposób, że Emily nie mogła odmówić, jeśli nie chciała wydać się niewdzięczną. I nie odmówiła. Zbyt ważne było dla niej dowiedzieć się, czego żąda ten przybysz, tytułujący się lordem Palinem, a szczególnie – czego żąda od Letty.

Niemniej jednak Emily zastanawiała się również, czy spotykając się z nieznajomym postąpi stosownie. Była przecież kobietą zaręczoną, nawet jeśli nikt spoza rodziny o tym nie wiedział. To prawda, że nikt, nawet Edward, nie pomyślałby nic złego, gdyby jeden z jej starych przyjaciół towarzyszył jej w chwili, gdy Edward jest zajęty. Lecz ten kapitan nie był jej starym przyjacielem. Ani ten dżentelmen, z którym mieli się spotkać.

Przy odrobinie szczęścia Edward nigdy nie dowie się o tym spotkaniu, choć z pewnością usłyszy o przejażdżce. Jaskrawy, błękitny mundur huzara z jego złotym szamerowaniem, śliwkowym czakiem i kurtką niedbale zarzuconą na jedno ramię wyglądał zbyt romantycznie i malowniczo, by go nie zauważyć. Strój Emily, muślin w gałązki, przybrany barwinkiem także zwracał uwagę. Co sobie Edward pomyśli?

Pogrążona w rozmyślaniach Emily niewiele uwagi poświęciła przepięknemu, czerwcowemu słońcu, błyszczącym liściom i eleganckim strojom ludzi tłoczących się na parkowych ścieżkach i alejach.

Dżentelmen u jej boku przywołał ją do rzeczywistości:

– Byłbym wdzięczny, panno Meriton, gdyby pani od czasu do czasu się uśmiechnęła. Moja opinia dobrego woźnicy i galanta wielce ucierpi, jeśli cały czas będzie pani miała tak zaniepokojoną minę.

– Przepraszam – powiedziała automatycznie. – To dlatego, że nie mogę przestać czuć się winna.

Kapitan, przełamawszy jej milczenie, był usposobiony wielce zgodliwie.

– A cóż jest złego w przejażdżce w piękny dzień? Lub pomaganiu komuś, kto jest w potrzebie?

Jednakże Emily nie dawała się ułagodzić.

– Jeżeli nie ma w tym nic złego, to po co ta tajemniczość? Nie mam zwyczaju oszukiwać mojej rodziny.

Oszukałam też Edwarda, i to nie pierwszy raz, pomyślała, wspominając ich ostatnie spotkanie.

Głos von Hottendorfa zabrzmiał chłodniej.

– Mnie również jest przykro, że oszustwo było konieczne. Nie powinno tak być. Lecz jeśli mój przyjaciel został w taki sposób zawrócony spod państwa drzwi… – wzruszył ramionami.

– Czy chce pan powiedzieć, że To… – powstrzymała się w ostatniej chwili. Myślenie o tym człowieku jako o Tonym było pułapką, której musi się wystrzegać. – Pański przyjaciel naprawdę przyszedł do nas z wizytą?

– Oczywiście. Nie wiedziała pani? Przyszedł dzień po tym, gdy widział was obie na balu wydanym przez tego młodzieńca, który używa tytułu Tony'ego. Ten chłopak właśnie od was wyszedł, kiedy Tony nadchodził ulicą.

– Ale… – Ta historia nie miała sensu. Z miejsca, w którym Emily siedziała w salonie, wiedziałaby, jak lokaj szuka Letty, czy Johna, żeby kogoś zaanonsować. Po odejściu Edwarda dzień był aż nienaturalnie spokojny. Emily skłaniała się do myśli, że jej sąsiad w powozie kłamie, z wyjątkiem faktu, że Edward wyszedł z ich domu. – Z kim on rozmawiał? – spytała. – Czy spotkał się z moim bratem?

Jeśli oczernił mego brata – pomyślała Emily – będę wiedziała, jak potraktować resztę żądań tego typa.

– Nie, nie spotkał nikogo z wyjątkiem kamerdynera. – Spostrzegłwszy jej zmarszczoną brew, von Hottendorf ciągnął: – Zapewniam panią, że tam był.

Nie miała wątpliwości, kto ma rację.

– Pan bewzględnie ufa jego słowom? – spytała.

– Oczywiście. – Uśmiechnął się i cmoknął na konie, żeby je popędzić. Przez jakiś czas oboje milczeli, kapitan lawirował opuszczając Hyde Park i dyskretnie skierował się ku Richmond, gdzie mieli spotkać człowieka, nazywającego siebie Tonym.

Emily obserwowała bladą, piękną twarz mężczyzny siedzącego obok. W wyznaniu von Hottendorfa, że wierzy w przyjaciela, było coś zniewalającego. Po tym jak kapitan zaaranżował swoje przedstawienie i zaproszenie, Emily postarała się czegoś o nim dowiedzieć. Ostrożnie wypytując, odkryła, że słynie z lojalności, prawości, odwagi i inteligencji. U księcia Hardenburga nie było miejsca dla głupców.

– Jak pan go poznał? – spytała znienacka. Nie mogła się zmusić, aby nazwać tego obcego po imieniu.

– Byliśmy razem w Bitche – powiedział von Hottendorf cicho, tak jakby to mówiło samo za siebie. I prawdopodobnie tak było. Czy istnieje jakiś inny węzeł, który mógłby tak silnie związać ludzi ze sobą, poza faktem, że razem przeszli taką niedolę?

– To było ciężkie więzienie. – Emily przypomniała sobie, jak pan Neale je nazwał.

– To było… – Zaciskając szczęki uciął kapitan, po czym zmusił się do spokoju. – Niestety, nie ma właściwych słów, którymi można by damie opisać Bitche. Tak, to było ciężkie więzienie. Byłem w jednym z innych fortów i złapano mnie na próbie ucieczki. Nie przysięgałem, zapewniam panią – pośpieszył wyjaśnić kapitan. – Lecz obraziłem parę razy gubernatora odmawiając mu łapówki. Więc wysłano mnie do Bitche.

Dwaj modnisie brawurowo ścigający się w kariolkach na parę chwil zmusili von Hottendorfa do skupienia całej uwagi na manewrowaniu lejcami. Kiedy przejechali, ciągną dalej swą opowieść:

– To był prawie koniec wojny. Miałem szczęście, że nie musiałem tam siedzieć bardzo długo, choć było to na tyle długo, że nabawiłem się tyfusu.

Mówił tak, jakby to nie było nic niezwykłego. Tak samo opisywał to pan Neale. Jak dotychczas, całe to opowiadanie potwierdzało tylko przekonanie Emily o śmierci lorda Varrieura.

– Kiedy armie aliantów zaczęły podchodzić bliżej, pognano nas w głąb państwa. Varrieur planował ucieczkę w drodze. Ja po prostu upadłem i zostawili mnie, żebym umarł. Znałazł mnie i zobaczył, że wciąż jeszcze oddycham, zniósł mnie w bezpieczne miejsce i zorganizował kogoś, żeby się mną zaopiekował.

– Rozumiem już dlaczego zasłużył sobie na taką lojalność z pańskiej strony.

Lepsi od kapitana von Hottendorfa – pomyślała jednak – bywali oszukiwani.

– Lecz nie dlatego mu ufam – odpowiedział, jakby czytał w jej myślach. – Przyznaję: nie mogę udowodnić, że to, co mówi Tony, to prawda. Chciałbym pomóc. Ale przysięgam, że Tony'ego trzymano w Bitche dłużej niż jakiegokolwiek więźnia, dłużej niż większość z nich pamięta, i nikt nigdy nie słyszał, aby nazywał siebie inaczej niż Anthony, lord Varrieur. Jeśli mój przyjaciel wysuwa oszukańcze żądania, musiał zacząć odgrywać to przedstawienie więcej niż dziewięć lat temu. I w ciągu dziesięciu lat ani razu nie pomylił się co do swojej tożsamości.

Czy człowiek może być tak wytrwały, tak zdeterminowany z powodu nadziei na profit lub nagrodę, żeby tak długo i uparcie trzymać się fałszywej tożsamości, nie będąc pewnym, że pożyje dość długo, aby puścić w ruch całą intrygę? Emily przywołała na myśl obraz dżentelmena, który narobił tyle zamieszania na balu Edwarda i pomyślała, że być może ten – tak.

Kiedy minęli zakręt w parku Ritchmond, Emily nie potrzebowała już posługiwać się pamięcią, aby ocenić charakter obcego przybysza. Czekał na nich stojąc pod wysokim wiązem, do którego przywiązał swoją dereszowatą klacz. Twarz miał nieprzeniknioną, choć Emily spostrzegła, iż jest trochę bardziej rozluźniony niż wówczas, gdy dokonał swego słynnego wejścia.

Emily również czuła się swobodnie, ułagodzona nieskazitelnymi manierami i miłą osobowością kapitana. Teraz ponownie poczęła rozważać, już nie niewłaściwości swej sytuacji, lecz jej możliwe niebezpieczeństwa. Wybrali park Ritchmond, ponieważ – zwykle pełen miłośników natury i różnych innych entuzjastów – podczas uroczystości z okazji zwycięstwa opustoszał na rzecz parków londyńskich, gdzie zawsze była szansa ujrzenia któregoś z goszczących monarchów lub jakiegoś malowniczego Kozaka. To znaczy, że prawdopodobnie nikt nie zobaczy jej spotkania z pretendentem do tytułu. Teraz zdała sobie sprawę, że także raczej nikt nie przyjdzie jej z pomocą, gdyby jej potrzebowała.

Jednakże było już za późno, by zmienić zdanie. Obcy stał obok powozu, gotów pomóc jej wysiąść. W swoim prostym, ciemnym płaszczu wyglądał raczej skromnie, szczególnie w porównaniu z ekstrawagancko wystrojonym przyjacielem. Kapitan von Hottendorf przedstawił ich sobie z uśmiechem.

– Panno Meriton, chciałbym przedstawić pani Anthony'ego lorda Palina. Lordzie Palin, panna Emily Meriton. Teraz nawet osoba tak pedantyczna jak pani, panno Meriton, nie może się uskarżać, że nie zostaliście sobie właściwie przedstawieni.

Kapitan podał jej dłoń na pożegnanie i obiecał wrócić po nią za pół godziny. Cichym głosem, aby przyjaciel nie mógł usłyszeć, zapewnił ją:

– Nie ma się pani czego obawiać, panno Meriton. Czy pani wierzy, że Tony jest markizem Palin, czy nie, przysięgam, że jest dżentelmenem. To przysięgam na mój honor i moje życie.

Emily miała oczywiście nadzieję, że kapitan mówi prawdę, bowiem przez następne pół godziny miała pozostać sam na sam z tym mężczyzną. Jej brat i szwagierka nie szaperonowali jej zbyt rygorystycznie. Bywała przedtem sam na sam z mężczyznami, lecz nigdy nie budziło to w niej uczucia niepokoju.

– Myślę, że moglibyśmy się trochę przejść – zasugerował. – To znaczy, jeśli pani nie ma nic przeciwko temu, panno Meriton.

– Nie, nie mam – odpowiedziała Emily, pełna wątpliwości. Jak ona ma się do niego zwracać?

Był na tyle bystry, że dostrzegł jej zakłopotanie.

– Chciałbym coś pani zaproponować, panno Meriton, coś, co, mam nadzieję, nie zaszokuje pani. Do czasu, kiedy upewni się pani na tyle, by móc tytułować mnie moim tytułem, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i użyje mojego imienia: Tony? Rozumiem, że z pani poczuciem, co jest przyzwoite a co nie, może pani uznać to za nieco zarozumiałe…

Emily uważnie śledziła jego wypowiedź. Czy wyśmiewał się z niej, czyniąc te uwagi o nieprzyzwoitości? Przyzwoite panny nie chadzają na spotkania takie jak to.

– Lecz – ciągnął – taka poufałość z pani strony do niczego pani nie zobowiązuje. W końcu świat pełen jest Tonych.

Nie takich jak pan, pomyślała sobie.

– Dobrze – zgodziła się. – Niech będzie Tony. I czy wyjaśni mi pan, dlaczego tak zależało panu na tym spotkaniu?

Usiłowała zachować sztywną, wyprostowaną postawę, lecz nie łatwo było to osiągnąć spacerując po parku i opierając się na ramieniu dżentelmena w miejscach, gdzie grunt był nierówny.

– Tak, wyjaśnię. – Zatrzymał się przy rabatce różowych kwiatów o długiej nazwie łacińskiej. – Lecz najpierw muszę pani zadać jedno pytanie.

– Tak?

– Jak się czuje Letty?

Było to pytanie, którego Emily najmniej się spodziewała. I w dodatku nie wiedziała, jak na nie odpowiedzieć.

– Letty była bardzo poruszona pańskim pojawieniem się tego wieczoru – wyznała, starannie dobierając słowa.- Oczywiście, wierzyła, że jej Tony nie żyje od lat.

– I wierząc w to była szczęśliwa?

Jeszcze raz ją zaskoczył. Oczekiwała, że z miejsca będzie domagał się jakichś wyznań na temat, czy Letty wierzy mu, czy też nie.

– Tak, była szczęśliwa – zapewniła go. – Letty i mój brat…

Jak mogła przekazać mu to, co widziała: radość i miłość przepełniające ich związek? Zaczęła jeszcze raz.

– Letty i mój brat są do siebie jak najszczerzej przywiązani. Jeszcze parę dni temu słyszałam, jak Letty powiedziała, że dzień, w którym poślubiła mojego brata, był najszczęśliwszym dniem w jej życiu.

Powiedziawszy to, Emily zdała sobie sprawę, że mówi do byłego ukochanego Letty, i że mógłby on być nieszczególnie zadowolony, słuchając takich rzeczy.

Twarz jego nie wyrażała ani smutku ani radości, choć powiedział:

– Cieszę się.

Emily spostrzegła, że szuka w jego postaci jakiegoś znaku, jakiejś wskazówki, która potwierdziłaby, że to ten sam Tony, którego opisywała Letty. Najbardziej nie zgadzała się osobowość. Letty nakreśliła obraz szczerego, otwartego młodzieńca, skorego do okazywania swych uczuć. Ale Tony, jeśli wciąż jeszcze żył, nie był już chłopcem.

– Czy Letty mówiła coś pani o mnie, o Tonym? – spytał.

– Trochę – przyznała. Nie chciała informować tego mężczyzny o wszystkim, czego nie wiedział. Niemniej jednak to on, przez swego posła, zapytał ją o broszkę. – Powiedziała, że to pan podarował jej tę opalową szpilkę, i że należała do pańskiej matki.

Spojrzał na nią, jakby też zastanawiał się, jak wiele może powiedzieć.

– Czy powiedziała, że chcieliśmy się pobrać?

– Tak.

Jej głos brzmiał cicho. Jeśli to nie był Tony, musił z nim być blisko związany. Najwyżej parę osób wiedziało o jego związku z Letty.

– Nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie chciała się ze mną spotkać – poskarżył się, tym razem głosem pełnym bólu i protestu. I natychmiast odzyskał kontrolę nad sobą. – Miałem nadzieję, że Letty zdaje sobie sprawę, że nie będę chciał zakłócić jej obecnego szczęścia.

– Zakłada pan, że Letty rozpoznała pana jako Tony'ego – upomniała go Emily. – W domu Letty wyraziła swoje poważne co do tego wątpliwości.

Emily nie pisnęła słówka na temat, że ona sama wątpi również w wątpliwości Letty.

Tym razem nie próbował nic ukrywać lub był doskonałym aktorem. Taka myśl nie przyszła mu do głowy. Osłupiał.

– Wiem, że bardzo się zmieniłem – przyznał. – Lecz sądziłem, że w końcu Letty powinna mnie znać.

– To było bardzo dawno temu – przypomniała. Chciała, by głos jej zabrzmiał beznamiętnie, lecz w odpowiedzi na ból w głosie Tony'ego, w jej słowa wkradła się nuta współczucia. Z całą stanowczością powróciła do kwestii rzekomej wizyty Tony'ego w ich domu.

– Kapitan von Hottendorf powiedział, że przychodził pan do nas. Nie mogę uwierzyć, że mój brat czy szwagierka odesłali pana do drzwi.

– A ja nie mogę uwierzyć, że wasz kamerdyner zachowałby się tak szorstko, gdyby nie dostał odpowiednich rozkazów – odparował.

– Może pan być pewien, że się tym zainteresuję.

– Czy również wstawi się pani za mną u szwagierki? – spytał.

Wreszcie. Emily wiedziała, że to pytanie musi paść i zastanawiała się, jak odpowiedzieć.

– Z radością wstawiłabym się u szwagierki za jej byłym narzeczonym, lecz wie pan, sir, nie jestem wcale przekonana, że to pan jest tą osobą.

– MOgę to natychmiast Letty udowodnić – oznajmił – jeśli tylko zechce się ze mną spotkać. Nie tylko dlatego, że się kochaliśmy. Razem dorastaliśmy w Howe. Ona wie o mnie takie rzeczy, które oprócz niej znała tylko moja niania.

– Możliwe, sir – zgodziła się. – Niemniej jednak potrzeba mi jeszcze dowodów, zanim zgodzę się zakłócić spokój mojej szwagierki. Jeśli to wszystko, o co chciał mnie pan prosić, to niech pan uważa to spotkanie za daremny trud.

– Nie. – Zatrzymał ją, zanim odeszła. – To nie wszystko, o co chciałem panią prosić.

Emily pytająco uniosła brwi. Cóż jeszcze mogła dla niego uczynić?

– Panno Meriton, pragnę zapewnić panią, że poza osobistą potrzebą powiedzenia Letty… czegoś w rodzaju "żegnaj", potrzebuję jej jako świadka. Doprawdy, ona jest koronnym świadkiem, bo bez świadectwa i poparcia Letty, wszelkie inne będą wątpliwe, bez wartości. A jednocześnie samo świadectwo Letty nie wystarczy, abym odzyskał dom i tytuł. Potrzebuję dużo, dużo więcej.

– Ma pan całkowitą rację, ale jaka w tym moja rola?

– Chciałbym, by pomogła mi pani znaleźć innych świadków, którzy poparliby moje roszczenia.

Gdybyż tylko wiedział! Emily roześmiała się głośno. Ten człowiek prosił ją, aby udowodniła, iż jej własny narzeczony nie ma prawa do tytułu markiza Palin.

– Mój drogi panie – powiedziała, wycierając łzę z roześmianego oka – jeśli nie pójdę do Letty, bo nie jestem pewna, że ma pan słuszność, to nie pójdę również do nikogo innego. Wie pan przecież, że moja rodzina i… osoba obecnie znana jako lord Palin pozostają w bardzo bliskich stosunkach.

Powróciła miażdżąca wszystko energia, którą Emily wyczuła w nim na sali balowej.

– Och, tak, wiem. Przepraszam, niewłaściwie wyraziłem swoją prośbę. Nie proszę, aby pani pomogła mi udowodnić, że mam rację.

– Nie?

– Nie, proszę tylko, aby pani dotarła do prawdy.

Emily odwróciła się i popatrzyła na niego.

– Wydaje się pan bardzo pewny rezultatów. – Zastanawiała się, jaką historię opowie na temat własnego pogrzebu.

– Jestem.

Jego pewność zbiła ją z tropu.

– Lecz cóż mogłabym uczynić?

– To, co czyni pani najlepiej, panno Meriton. Słuchać.

– Nie rozumiem.

Poprowadził Emily do płaskiego głazu, na którym można było wygodnie spocząć. Kiedy się usadowiła, usiadł obok, aby jej wszystko wyjaśnić. Jasne światło słoneczne podkreślało nadzwyczajną bladość jego twarzy i Emily przyłapała się na tym, że zastanawia się nad skutkami spędzenia dziesięciu lat w więzieniu. Blizny mogą pochodzić z bójek – na przykład ze strażnikami. Najwidoczniej przez cały ten czas nie podupadł na duchu.

– Dowiedziałem się o pani wielu rzeczy, panno Meriton – powiedział.

Emily zaczerwieniła się. Znienacka przypomniała sobie dziwne słowa kapitana: On ma rację. Pani naprawdę ma srebrne oczy.

Emily zmieszała się jeszcze bardziej na myśl, że jej rumieniec zostanie źle odczytany. Postawa jej rozmówcy nie usprawiedliwiała takiej reakcji. Co on teraz musi o niej sądzić?

– Nie mogę sobie wyobrazić, aby coś z mojego życia albo z charakteru zasługiwało choćby na wamiankę.

– Nic kompromitującego, zapewniam panią. Prawdę mówiąc, wątpię, czy w całym Londynie znalazł się ktoś, kto potrafiłby pochwalić się tyloma prawdziwymi i wiernymi przyjaciółmi.

Lecz nie konkurentami, pomyślała sobie Emily. Jego słowa przypomniały jej rozmowę z Letty, rozmowę o perspektywach matrymonialnych. Zastanawiała się, czy przestraszyłby się jak inni, gdyby zdał sobie sprawę, jak jest inteligentna.

– Pan mi pochlebia – powiedziała.

– Ani trochę – zapewnił ją, i uwierzyła. – Jest coś takiego w pani… – wpatrzył się głęboko w jej oczy, jakby tam chciał znaleźć jakąś odpowiedź.- Nie umiem tego wyjaśnić, ale to czuję. Ludzie mówią pani rzeczy, których nigdy w życiu nie powiedzieliby nikomu innemu.

– I spodziewa się pan, że zawiodę zaufanie moich przyjaciół? – Nie usiłowała ukryć pogardy. Tym razem posunął się za daleko.

– Nie, oczywiście, że nie – zapewnił ją. – Dlaczego upiera się pani rozmyślnie źle rozumieć to, co mówię. Wszystko, o co proszę, to żeby pani słuchała. Jeśli usłyszy pani o kimś, kto znał mnie przed laty, proszę go zapamiętać. Jeśli spotka pani kogoś, kto chodził ze mną do szkoły albo został pojmany w Verdun, niech pani posłucha, co mówi. Dobrze wiem, że nie wszystko, co pani usłyszy, będzie dla mnie korzystne.

To była prawda. Emily znowu pomyślała, czy chciałby usłyszeć opowieść o własnym pogrzebie. Zastanawiała się też, czy rzeczywiście rozmyślnie go źle pojmuje. Tak się obawiała, że uwierzy w fałszywe słowa, że, być może, ignorowała i prawdziwe. Jeśli on mówi prawdę, jeśli to naprawdę Tony…

– I co mam uczynić z tymi informacjami? – Na chwilę, tuż obok niej pojawiła się twarz Edwarda. Nawet jeśli ten Tony mówi prawdę, to pomagając mu, wystąpi przeciwko Edwardowi. Edward nigdy tego nie zrozumie, będzie gniewny i zraniony.

– Co pani zechce. Chcę wierzyć, że pani poczucie sprawiedliwości zachęci panią, aby się nimi ze mną podzielić.

– MOje poczucie sprawiedliwości zachęci mnie raczej, abym tego rodzaju informacje podzieliła równo między pana i pańskiego rywala.

Ta propozycja ani trochę go nie przestraszyła.

– Jeśli tak sobie pani życzy. I tak wielce skorzystam. Musi pani sobie zdawać sprawę, panno Meriton, że wystąpiłem z moimi roszczeniami, będąc w bardzo niekorzystnej sytuacji. Ciężar zebrania dowodów spoczywa na mnie i te dowody zależą od słów ludzi, których dziesięć lat nie widziałem.

Nie biorąc już pod uwagę, czy pamięć tych ludzi czy moja własna podpowie mi jakieś użyteczne szczegóły, wciąż największą trudnością jest samo znalezienie świadków. Tutaj mój rywal ma poważną przewagę. Nie tylko posiada fundusze, aby znaleźć odpowiednich ludzi, albo wynająć kogoś, żeby ich odszukał, posiada także ustalone przez ponad dziesięć lat stosunki. Ja nie wiem, od czego zacząć.

Jego nieprzenikniona maska poczęła pękać. Mimo całej swej energii i zdecydowania, mówił jak człowiek zagubiony i bezradny. Ostatecznie nie wszystko można osiągnąć siłą woli. Jeśli miał nadzieję wzbudzić w niej współczucie, to mu się z pewnością udało, lecz Emily nie pozwalała, by emocje wpływały na jej postępowanie.

Kiedy wracali do miejsca, gdzie miał spotkać ich kapitan, był na tyle mądry, by pozwolić jej pomyśleć w spokoju. W rzeczywistości bardzo inteligentnie postąpił sprawiając, że Emily nie dowierzała temu Tony'emu. Był na tyle sprytny, by wykalkulować wszystkie możliwe sposoby manipulowania jej współczuciem. Najdrobniejsze potknięcie w panowaniu nad sobą mogło być starannie wyreżyserowane.

Z drugiej strony, wszystko to mogło być prawdą.

– Z pewnością poważnie się nad tym wszystkim zastanowię – tyle tylko mogła ustąpić. Jednakże on nie wyglądał na rozczarowanego.

– Dziękuję, panno Meriton. – W staroświecki sposób ujął jej dłoń i ucałował. – Do przyszłego spotkania.

Zabrzmiało to tak, jakby był pewien, że rzeczywiście znowu się spotkają.

* * *

Pierwsze słowa, jakie wyrwały się z ust Gusa, kiedy wchodził do pokoju Tony'ego, brzmiały:

– No i co, czy ona to zrobi?

– Och, tak, zrobi. Nie zgodziła się jeszcze, ale zrobi.

Zanim zajął swe ulubione miejsce przy oknie, Tony popchnął butelkę wina i kieliszek w kierunku przyjaciela.

– Jak możesz być taki pewny? – spytał Gus nalewając sobie ofiarowany w ten sposób napój. – Całą drogę z powrotem milczała. Nie mogłem się w ogóle zorientować, jakie są jej reakcje.

– To bez znaczenia – powiedział Tony. – Teraz, kiedy już wyłożyłem jej cały problem, nie będzie mogła go unikać. Będzie musiała dotrzeć do prawdy, dla siebie samej, jeśli nie dla mnie.

Gus potrząsnął głową nad tym skomplikowanym wnioskiem i usiadł, opierając stopy na wojskowym kuferku, który pożyczył przyjacielowi.

– Mam nadzieję, że masz rację.

– Zaskakujesz mnie, Gus. Jak mogłeś spędzić tyle czasu z panną Meriton i nie ocenić jej niezwykłości. Te srebrne oczy i ciemne loki musiały cię rozpraszać.

– To ty zauważyłeś jej oczy – wytknął mu Gus. – I oczywiście te urocze loki również ci nie umknęły.

– Och, ona jest urocza. Byłbym ostatnim, który temu zaprzeczy. To czyni ją dla mnie wielce użyteczną. – Dobierał słowa starannie, tak aby zabrzmiało zimno i okrutnie. Czar towarzystwa panny Meriton był zbyt oczywisty. Tony odsłonił się bardziej, niż zamierzał to zrobić.

Możliwe, że nie zachował odpowiednio kamiennej twarzy. Gus wcale nie wydawał się oszukany jego gruboskórną wypowiedzią.

– Mnie się ona też podoba. Miałeś rację, ona nie schlebia nikomu.

Tony zastanawiał się chwilę, czy jego przyjaciel nie jest panną Meriton więcej niż zainteresowany. Ta myśl go zaniepokoiła, choć nie był pewien dlaczego.

– Więc – spytał Gus – jaki będzie nasz następny ruch?

– Następny ruch należy do niej – odpowiedział Tony. – Kiedy będzie gotowa, skontaktuje się z nami albo raczej z tobą. Wszystko, co możemy uczynić… to czekać.

Gus wykrzywił się.

– Człowiek czynu uwielbia to ponad wszystko.

– Teraz nie ma już nic, co mógłby zrobić człowiek czynu. Na szczęście – powiedział Tony z gorzkim uśmiechem – całkiem dobrze wyszkoliłem się w czekaniu.

* * *

Późnym wieczorem Emily usiadła przed swoją toaletką i powoli szczotkowała ciemne loki. Doszła do smutnego wniosku, że ona, do której wszyscy zwracali się ze swymi troskami, kiedy szukali współczucia lub wyjścia z sytuacji, ona sama nie ma do kogo zwrócić się o pomoc w kłopotach. A miała kłopoty. Poważne.

Kiedyś była Letty. Letty była pierwszą osobą, do której mogła pobiec z ze wszystkimi problemami, lecz tym razem to Letty była problemem. Kiedy Emily wróciła z przejażdżki, okazało się, że Letty poszła do łóżka, odmawiając przyjęcia wszelkich wizyt i odkładając wszelkie towarzyskie zobowiązania.

Emily wiedziała, że bal w Carlton House stanowił dla Letty nie lada wysiłek. Choć mogła być pewna, że Tony się nie pojawi, jego obecność była wszędzie wyczuwalna. Wszyscy o nim mówili i nie dało się tego nie słyszeć.

Letty mogła oszukać towarzystwo, przyznała w końcu Emily. Wszystkie te rozplotkowane matrony wysuwały tylko przypuszczenia co do Letty, żadnych nieprawdopodobnych wniosków. Jednakże to wszystko nie mogło oszukać Johna.

John tego wieczoru wyznał, jak dalece martwi się o Letty. Inny mężczyzna mógłby zareagować na taką sytuację ze zrozumiałym uczuciem zazdrości, lecz nie John. Ostatecznie przekonywał sam siebie, że to fałszywe poczucie winy jest prawdopodobnie przyczyną takiego a nie innego zachowania się Letty. Letty, mówił, oskarża się, że nie pozostała wierna swojej pierwszej miłości, nawet jeśli wierzono, iż człowiek ten od wielu lat nie żyje. Czuje, że opuściła Tony'ego przyjmując do wiadomości jego śmierć i sama żyjąc dalej. To nie jest rozsądne, zgadzał się, ale wygląda na to, że Letty myśli w ten sposób.

Wywody brata nadały myślom Emily inny kierunek. Kiedy John opisywał spodziewaną reakcję Letty na powrót ukochanego, Emily zamiast tego wyobraziła sobie, co odczułby prawdziwy Tony. Gdyby chodziło o kogoś innego, Emily powiedziałaby, że to nierozsądne wymagać, aby kobieta czekała dziesięć lub więcej lat na powrót kochanka. Jednakże Letty, gdyby sądziła, że ten wciąż żyje, czekałaby. Emily wiedziała o tym.

Serce bolało ją, że nie może się zdecydować, czy wierzyć, czy nie wierzyć człowiekowi utrzymującemu, iż jest Tonym. Gdyby naprawdę był tym, kim mówi, że jest, prawdopodobnie dobrze się stało, że Letty na niego nie czekała, pomyślała Emily. Ostatnie dziesięć lat za bardzo zmieniło ich oboje. I te zmiany nie podniosłyby na duchu mężczyzny czekającego dziesięć lat, aby ujrzeć dziewczynę, którą kochał.

Emily spróbowała wyobrazić sobie w takiej sytuacji Edwarda i kompletnie jej się nie udało. Edward niezdolny był do takich uczuć. Co do Tony'ego, to nawet kiedy próbować ukryć swe uczucia, Emily ani razu nie zwątpiła, iż jest to człowiek, który czuje i to głęboko.

Och, doprawdy, zgrabnie złapał ją w pułapkę. Miała odkryć, czy mówi on prawdę, czy też nie. Kłopot w tym, jak dowiedzieć się o czymś od niego, nie dając się oszukać i nie dostarczając mu szczegółów, których mógłby użyć z korzyścią dla siebie. Jak dziś po południu. Gdyby pierwsza wyznała, że wie, iż byli z Letty zaręczeni, nigdy nie byłaby pewna, czy on naprawdę o tym wiedział, czy po prostu śledził jej wywód i zgodził się z tym, co powiedziała.

Emily odłożyła szczotkę i zdmuchnęła świece. Leżąc w łóżku wpatrywała się w sufit, wciąż nie mogąc przestać o nim myśleć. Czy on robi to samo? – zastanawiała się. Czy myśli o ich spotkaniu i zastanawia się, czy ona mu wierzy? Może gratuluje sobie udanego przedstawienia.

Może leży w łóżku i myśli o Letty, którą tak długo kochał. Emily zawsze ubolewała nad faktem, że ona sama nigdy nie potrafiła u żadnego mężczyzny wzbudzić tak silnych uczuć. Tony, jeśli to był Tony, musi myśleć, że lepiej było, gdyby nigdy się nie zakochał, skoro znalazł swą dziewczynę kochającą innego. Trzeba nie lada człowieka, aby martwił się najpierw o to, czy jego utracona ukochana jest szczęśliwa, zanim rozważy własną przyszłość.

Emily usnęła w końcu i śniła kapryśny sen o pięknym, smukłym dżentelmenie o błyszczących, ciemnych oczach, którego uczucia bynajmniej nie były letnie, za to wyraźnie czytelne na pokrytej bliznami twarzy.