142514.fb2 Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 5

Rozdział czwarty

– Withers – Emily zwróciła się do kamerdynera – mój brat z pewnością poinformował was, że podczas niedyspozycji lady Meriton ja zajmę się nadzorem nad całym domowym gospodarstwem.

Postać idealnego kamerdynera, z obowiązkowym odpowiednim brzuszkiem i łysiną, ukłonem potwierdziła, że o tym wie.

Emily z ledwością zmusiła się do poczekania na właściwą porę ranka, aby przeprowadzić tę rozmowę. Siedziała złożywszy ręce na kolanach i żałowała, że nie zabrała sobie jakiejś robótki, żeby czymś zająć palce.

– Sir John zapewnił mnie również, że mogę liczyć na waszą pomoc – ciągnęła Emily. – Jest pewna sprawa, która mnie interesuje i chciałabym ją teraz poruszyć.

Właściwy kamerdynerowi nastrój melancholii zdawał się znikać. Wyprostowane ramiona świadczyły o pełnej gotowości.

– Czym mógłbym panience służyć?

Emily zawahała się, zażenowana tym, czego się podjęła. Wypytywanie służby sprawiało, że czuła się, jakby szpiegowała własną rodzinę. Jednakże musi przez to przebrnąć. Minęły już trzy dni, a Letty wciąż nie chciała rozmawiać. Emily podjęła decyzję.

– Byłoby niemądre udawać, że służba nie jest au courant (zaznajomiona z bieżącym stanem rzeczy) towarzyskich nowin w tym samym stopniu co nasza rodzina – stwierdziła Emily na wstępie. – Jestem zatem pewna, że słyszeliście już o tym, iż w mieście pojawił się dżentelmen, który twierdzi, że jest zaginionym synem ostatniego markiza Palina.

Zastanawiała się, jak najlepiej sformuować pytanie. Withers był niezmiernie lojalny; wśród służby zawsze wyczuwał nowicjusza i zawsze starał się pokazać swoją wartość. Czy na własną rękę postanowił odprawić Tony'ego? Prawdę mówiąc, gdyby odkryła, że Tony w całej rozciągłości kłamał, cała sytuacja byłaby dużo łatwiejsza. Jednakże coś jej mówiło, że sytuacja nie okaże się aż tak prosta.

Pospiesznie starając się ją uspokoić, Withers zlekceważył wszelką ostrożność.

– Rzeczywiście, słyszałem tę historię, panienko – przerwał jej. – I chciałbym, żeby panienka wiedziała, że z tej strony nie ma się czego obawiać. Lord Palin ostrzegł mnie wczoraj, że ta osoba mogłaby się tu kręcić. Już się tym zająłem – oznajmił swoim głębokim głosem. – Ten szalbierz nie będzie nas już niepokoił.

Na wzmiankę o Edwardzie Emily zesztywniała. Jeśli czegoś oczekiwała, czegoś się obawiała – przecież nie tego. Cały czas myślała, że opowieść Tony'ego miała w sobie jakieś ziarenko prawdy, nie tylko dlatego, że wiedział o ówczesnej wizycie Edwarda w ich domu, lecz ponieważ wierzyła, iż naprawdę poczuł się zraniony bezpośrednią odmową i rozłoszczony grubiaństwem służącego. Ale Edward mógł mieć coś wspólnego z…

– Lord Palin was ostrzegł…? – Nie, to musi być jakieś nieporozumienie. Siedziała milcząc w osłupieniu przez dłuższą chwilę. W końcu, uświadamiając sobie pytające spojrzenie kamerdynera, spytała od niechcenia: – A co dokładnie powiedział?

Withers lekko się zdziwił, bądź z powodu pytania, bądź jej głosu. Była wstrząśnięta i nie mogła złapać tchu.

– No, panienko, opowiedział mi o tej strasznej scenie, którą ta osoba zrobiła na jego własnym balu. Prawdę mówiąc już trochę o tym słyszeliśmy. I jego lordowska mość powiedział, że obawia się, iż ta osoba mogłaby próbować niepokoić również lady Meriton. Powiedział, że ta osoba mogłaby wyglądać jak dżentelmen, ale oczywiście ja byłbym w stanie ją przejrzeć.

– Oczywiście – Emily zadrżała. Zmusiła się do uśmiechu, do ukrycia ciosu, jaki otrzymała. Ta rozmowa z Edwardem musiała mieć miejsce tuż po tym, jak wyszedł od niej. – I?

– Nic więcej, panienko. Tylko że powinienem trzymać w pogotowiu paru silnych lokai, żeby ta osoba nie zaniepokoiła lady Meriton.

Lecz musiało być coś więcej. Pełen winy wyraz twarzy kamerdynera potwierdzał to. Może doucer (napiwek), żeby zachęcić sługę do pomocy przy wysiadaniu z powozu? Edward był zawsze tak uprzejmy w stosunku do służby.

– I czy ta osoba tu przyszła? – Emily już znała odpowiedź, lecz wciąż na dowód chciała usłyszeć, jak ktoś o tym mówi.

– Tak, panienko. Jego lordowska mość miał rację; ta osoba, swoją drogą, wydawała się zupełnie normalna. Oczywiście sprawiła kłopot. Ale odesłałem go i dałem ostrą odprawę. On już tu nie wróci, może panienka być pewna.

Withers przez minutę jeszcze stał wielce z siebie zadowolony, zanim począł zdawać sobie sprawę z faktu, że w spojrzeniu Emily nie ma ani cienia aprobaty.

– Czy źle zrobiłem panienko?

Emily jeszcze silniej zacisnęła dłonie i powstrzymywała się przed powiedzeniem Withersowi, jakim jest głupcem. Zamknęła oczy i powiedziała sobie, że ten człowiek myślał, iż chroni swoich państwa. Po chwili westchnęła i otworzyła oczy.

– Withers, nie sądzę, że jesteś w porządku, przyjmując rozkazy od lorda Palina. Jest i był dobrym przyjacielem rodziny, ale to nie daje mu prawa do kierowania naszymi sprawami. Czy mam rację, czy nie, zakładając, że nie spytałeś ani sir Johna, ani lady Meriton, czy ta osoba nie będzie przyjmowana?

– Nie, to znaczy tak, panienko. Nie upewniłem się, czego sobie życzą. – Kamerdyner był teraz naprawdę przerażony. – Błagam o wybaczenie, panienko. To dlatego, że rozumiałem, jak jego lordowska mość… to znaczy… rozumiałem, że jego lordowska mość jest nie tylko przyjacielem rodziny…? – Zawiesił głos pytająco.

Czy Edward doprawdy dał Withersowi do zrozumienia, że mają się pobrać – zaraz po tym, jak odmówił Emily prawa powiadomienia któregokolwiek z przyjaciół? Ból i rozczarowanie Emily poczęło ustępować miejsca oburzeniu. Niemniej jednak musiała docenić zręczność Edwarda. Dobrze wybrał. Choć pod wieloma względami głupi, Withers był prawdopodobnie jedynym służącym w całym Londynie, który z pewnością tego rodzaju wiadomości utrzymałby w tajemnicy.

I jak ma zareagować na aluzje Edwarda – kłamstwem, co obraziłoby jej poczucie humoru, czy prawdą, i obrazić poczucie przyzwoitości Edwarda?

Emily miała nadzieję, że jej policzki nie są tak gorąco czerwone, jak to odczuwała.

– Jeśli kiedykolwiek stosunek lorda Palina do tego domu ulegnie zmianie, możecie być pewni, że zostanie to odpowiednio ogłoszone i że służba dostanie informacje od pana tego domu, tak jak to jest właściwe. Ale to mój brat jest i będzie panem tego domu, nie lord Palin. I do niego, nie do lorda Palina powinniście zwracać się po instrukcje.

– Tak, panienko – zgodził się Withers, całkowicie zbity z tropu.

– A jeśli mój brat będzie nieobecny lub nie będzie chciał go przyjąć – zdecydowała się nagle Emily – ja będę w domu dla tego dżentelmena, jeśli znowu zechce przyjść z wizytą.

– Tak, panienko. – Kamerdyner pojął odprawę i zmalał o parę cali, kłaniając się z zawstydzeniem.

Emily również czuła się trochę zawstydzona. Przyjmować dżentelmena, szczególnie jeśli odmówi tego jej brat, to nie jest właściwe. Kamerdyner, gdyby nie poczucie winy, bez zwątpienia także odczułby to jako rzecz niestosowną. Kiedy John na czas niedyspozycji Letty powierzył jej zarządzanie domem, na pewno nie sądził, że tak wykorzysta swoje prawa.

Motywy jej postępowania, Emily zdała sobie z tego sprawę, przy bliższej analizie również nieokazałyby się czyste. Najoczywiściej życzyła sobie zademonstrować Edwardowi, że nie wolno mu beztrosko kierować jej życiem – nie najlepiej rozpoczął swoje zaręczyny. Jednakże gdyby była uczciwa, musiałaby przyznać się też do oburzenia, które odczuwała niejako w imieniu Tony'ego. Co również nie było dla Edwarda najszczęśliwszym początkiem zaręczyn.

Czy było to mądre, czy nie, oburzenie spowodowane relacją Withersa w ciągu popołudnia jeszcze się spotęgowało. Emily kilkakrotnie próbowała skontaktować się z Edwardem, w nadziei, że mógłby może inaczej naświetlić całą sytuację. Gdyby odpowiedział na jej pierwszy liścik, być może mógłby uśmierzyć jej irytację. Jednakże nie odpowiedział na pierwszy liścik, ani na cztery następne. Żadnych odpowiedzi.

Oburzenie rosło i zmieniło się w gniew, a z nim rosła determinacja, aby powiedzieć Edwardowi parę gorzkich słów. Cały dzień mógł unikać Emily, lecz wieczorem – wiedział, gdzie znaleźć go wieczorem. Dziś wieczorem Castlereaghowie wydawali przyjęcie dla sprzymierzonych monarchów. Edward ze swoimi politycznymi aspiracjami nie opuściłby go za nic na świecie.

Ani też Emily.

Ponieważ Letty pozostawała murem w swoim pokoju, a John nieustannie koło niej biegał, Emily przewidywała pewne trudności. Nie mogła powstrzymać się przed myślą, że Edward był tego świadomy, a może i na to liczył. Szczęśliwie, lady Castlereagh, mimo własnych kłopotów związanych z uroczystościami na cześć dostojnych gości, zaoferowała się szaperonować Emily tak długo, jak długo Letty będzie chora i wysłała po nią własny powóz.

Jednakże nawet powóz Castlereaghów nie zapewniał szybkiego i wygodnego przejazdu przez zatłoczone drogi. Długie oczekiwanie w kolejce do wejścia nie wprawiło Emily w nastrój odpowiedni, by doceniła przepiękną iluminację – olbrzymiego gołębia z gałązką oliwną w dziobie. Dopiero powitalny uśmiech matki chrzestnej sprawił, iż wrócił jej zwykły, dobry humor.

– Jak cudownie wyglądasz, chrzestna mamo – skomplementowała pulchną matronę. – Przykro mi, że sprawiam ci tyle kłopotu.

– To żaden kłopot – odpowiedziała lady Castlereagh na te wyrazy ubolewania, witając Emily posuwającą się w kolejce przybyłych. – Prawdę mówiąc ucieszyłabym się, gdybyś była mi podporą przez jakiś tydzień.

– I ja również – zawtórował jej lord Castlereagh. Z czułością spoglądał na swoją małżonkę. – Odczułbym to jako dużą ulgę, gdybym wiedział, że stoisz u boku mojej pani, kiedy ja przy niej nie mogę być.

– Bardzo jesteście oboje mili. Mam tylko nadzieję, że naprawdę będę mogła wam pomóc w tym gorączkowym okresie. – Emily uśmiechnęła się z prawdziwą radością. Furia, która dotąd nią miotała, trochę osłabła.

– Gorączkowy to nie jest właściwe słowo – oznajmiła lady Castlereagh z serdecznym westchnieniem. – Ale znajdzie się parę prawdziwych przyjemności.Czy poznałaś już delegata Austrii, księcia Metternicha? Nie? Trochę później Cas musi cię jemu przedstawić – to prawdziwy dżentelmen. Ma taki gładki i elegancki sposób bycia.

W przeciwieństwie do cara i jego siostry, domyśliła się Emily. Najwyraźniej nie była jedyną osobą doświadczającą pewnego zdenerwowania. Jej matka chrzestna nigdy dotąd nie wyrażała się tak sarkastycznie. Uśmiechając się z rozbawieniem, Emily opuściła kolejkę gości chcąc odnaleźć Edwarda, lecz w sali balowej otoczyła ją grupka przyjaciół.

– Przyprawiłaś mnie prawie o wstrząs – oskarżyła Emily Georgianna Parkhust, dziobiąc ją w policzek. – Kiedy ujrzałam, jak fruniesz przez drzwi, pomyślałam, że to Królowa Nocy z tej opery, którą musiałam przez ciebie przesiedzieć całą.

– Nie wiem, czy chciałabym być porównywana do kobiety, która prosi swoją córkę, żeby zabiła własnego ojca – odpowiedziała Emily żartobliwym tonem, lecz była naprawdę zaskoczona. Czy rzeczywiście wyglądam na aż tak wściekłą? – zastanowiła się.

– To pewnie ta twoja suknia mi ją przypomniała – improwizowała Georgianna. – Szczególnie z tym diademem. – Cofnęła się o krok i z zachwytem popatrzyła na strój Emily: obszytą brylancikami granatową suknię wieczorową. – Raczej śmiały kolor dla ciebie, kochanie, ale podoba mi się.

– W końcu to tylko kolor jest nieśmiały. Doprawdy, Georgy, czy to trochę za wiele? – spytała Emily wskazując dekolt sukni panny Parkhust.

– Prawie, muszę przyznać – zamruczała z dezaprobatą przechodząca obok wdowa.

Nie speszona Georgy odpowiedziała:

– Car, zdaje się, lubi takie.

– Nie dziwi mnie to. Georgy, czy widziałaś tu dziś lorda Palina? Miałam nadzieję, że zamienię z nim parę słów.

– Palina? – Georgy poruszyła ustami, jakby to nazwisko jej nie smakowało. – Dlaczego chcesz rozmawiać z tym nudziarzem? Wszystko, czym się interesuje, to polityka. A gdybyś chciała zapytać mnie o tego przystojnego Austriaka, z którym widziałam cię wczoraj, to oczywiście go zauważyłam. Opowiesz mi o nim, prawda?

A więc jej przejażdżka z kapitanem nie przeszła niezauważona.

– – Chcesz powiedzieć, że nic nie wiesz? Doprawdy, Georgy, jesteś niepoprawnie wścibska. – Widząc, że przyjaciółka nie zamierza zrezygnować, Emily westchnęła i dodała: – Nazywa się kapitan August von Hottendorf i jest jednym z adiutantów księcia Hardenburga. Prusak, nie Austriak.

– I?

– I nic. Wydaje się, że to miły dżentelmen. – I wzruszeniem ramion podkreśliła, że to koniec opowieści.

Georgy uśmiechnęła się z czystym niedowierzaniem, lecz nie podejmowała już tematu. Emily było wszystko jedno. Dopóty, dopóki Georgy nie wywęszy przyjaciela kapitana von Hottendorfa…

Miło było zrelaksować się i poplotkować swobodnie z przyjaciółmi, lecz Emily nie była zadowolona, że jej ostry gniew gdzieś się ulotnił. Ponieważ, kiedy przestała się gniewać, zaczęła lekko się bać.

Choć uczucie, jakie żywili do siebie z Edwardem, nie było romantyczną miłością, w końcu łączyło ich prawdziwe przywiązanie i przyjaźń – w każdym razie tak sądziła Emily. Sądziła również, że zna wady i zalety Edwarda. Lecz nie mieściło jej się w głowie, że mógłby działać za jej plecami, w gruncie rzeczy – oszukiwać.

Musiała z nim porozmawiać.

Krążąc po sali Emily często słyszała wypowiadane nazwisko Palin, lecz nie zawsze mogła się zorientować, czy ludzie mówią o Edwardzie (obecnym), czy o przybyszu (nieobecnym). W końcu odważyła się zapytać gospodynię, czy go nie widziała.

– Palin? Och, tak, on tu jest – odpowiedziała lady Castlereagh. – Słyszałam,, jak rozmawia z sir Charlesem Stewartem. Można by pomyśleć, że każda rozmowa, która nie dotyczy cara, jest osiągnięciem, lecz muszę powiedzieć, że cały ten szum o jego tytuł jest według mnie naprawdę nużący. Och, wybacz mi, kochanie, całkiem zapomniałam, że ten młody Palin to raczej twój przyjaciel.

Raczej przyjaciel? Edward z pewnością nie musiał się obawiać, że ktokolwiek się domyśli, że są zaręczeni. Z pewnością nie, jeśli tak jak teraz będzie jej unikał.

– Och, proszę się tym nie krępować – powiedziała Emily.- Obawiam się, że lord Palin nie zniósł najlepiej tego wyzwania.

Niemniej jednak była zdziwiona. Czyżby Edward opowiadał wszystkim o swoich kłopotach?

– Tak, nie zniósł tego najlepiej – zgodziła się lady Castlereagh. – Nie powinnam chyba mieć mu tego za złe. Któż wie, jak ja sama zachowałabym się w takiej sytuacji? Kłopot w tym, że zbyt wielu ludzi potraktuje go poważnie.

Panie podeszły do swych partnerów na parkiecie, zanim Emily poważnie zastanowiła się nad znaczeniem faktu, że Edward głośno żali się na swoją krzywdę.

Wciąż pamiętała każde słowo Tony'ego: "Mój rywal ma nade mną znaczną przewagę" – tak powiedział. Edward miał pieniądze, informacje i znajomości. Tony mógł prosić o informacje znajomych, lecz Emily nie była tak naiwna, by nie dostrzegać faktu, że Edward mógł korzystać ze swoich znajomości na rozmaite sposoby, i to sposoby, których z pewnością by niezaaprobowała.

Naraz Emily zrozumiała. Edward nie chciał, by wiedziała, co on robi, żeby rozwiązać swój problem. To dla tego się przed nią ukrywał. Nie chciała tego przyznać przed sobą, lecz nie mogła dłużej chować głowy w piasek.

Gdyby Edward w ogóle chciał z nią porozmawiać, mógł ją odszukać. Na parkiecie wszyscy ją widzieli. Rozmawiała jakiś czas z lordem Castlereaghem i księciem Metternichem. Ponieważ ci dwaj mężczyźni byli w centrum zainteresowania, zarówno z powodu posiadanej władzy, jak i wyjątkowo atrakcyjnego wyglądu, przebywając obok nich doprawdy nie mogła pozostać niezauważona.

Natomiast łatwo było jej unikać. Jak długo Edward nie pojawił się na parkiecie, tak długo umykał przed jej wzrokiem.

Emily, obserwując podchodzącego do niej starszego dżentelmena, zdała sobie sprawę, że Edward zapomniał jednak o jednej rzeczy. A mianowicie zapomniał wtajemniczyć w swoje zamiary swego wuja, lorda Ruthvena.

Ten układny, napuszony starszy pan przepełniony był współczuciem. Dla niego przerwanie balu Edwarda i zwłoka w ogłoszeniu zaręczyn stanowiły wręcz katastrofę. Ponieważ związek z domem Palinów uważał za największe szczęście dla każdej kobiety, zakładał naturalnie, że Emily będzie zdruzgotana z powodu zwłoki. Bynajmniej jej nie unikając, skorzystał z pierwszej okazji, by się nad nią poużalać.

– Panno Meriton, przykro mi, że nie miałem sposobności pomówić z panią od czasu tego okropnego wypadku. – Nagle głos starszego pana załamał się. Doprawdy, cała jego postawa raczej przywodziła na myśl pogrzeb. – Pani szwagierka, lady Meriton… jak ona się miewa?

Emily nie życzyła sobie, aby mówił o Letty tak, jakby spodziewał się jej rychłego zgonu.

– Niestety, wciąż jest niedysponowana.

Ruthven podniósł brew i czekał pełen nadziei, lecz Emily nie speszyła z zaspokojeniem jego ciekawości. Choć nie bardzo pochwalała zachowanie Letty, nie miała cierpliwości dla człowieka, który upierał się, by chwilową niedyspozycję potraktować jako coś kłopotliwego, skandalicznego, wręcz śmiertelną chorobę.

– Musimy mieć nadzieję, że Obecna Nieszczęsna Sytuacja szybko sama się rozwiąże i perspektywa pani rychłego szczęścia pomoże jej odzyskać zdrowie.

– Oczywiście – odpowiedziała Emily wymijająco.

Gdyby tylko jej nerwy nie były tak napięte… Chęć uświadomienia lorda Ruthvena, co naprawdę sądzi Letty o Edwardzie i jej małżeństwie, była bardzo silna. Wciąż musiała sobie przypominać, że wuj Edwarda, choć często napuszony, miał doprawdy dobre serce.

Ruthven obejrzał się przez ramię, żeby się upewnić, że nikt nie może go podsłuchać.

– To przerażające zamieszanie strasznie wytrąciło mnie z równowagi, lecz jestem niepocieszony, że musiało zdarzyć się w tak nieodpowiednim momencie dla ciebie i dla Edwarda. Żeby coś takiego stało się w czasie, kiedy powinniście świętować…! Edward przekonał mnie, że lepiej przesunąć ogłoszenie zaręczyn, i myślę, że się z nim zgadzam, lecz serce mi pęka z waszego powodu.

Prawdopodobnie ubolewa nad tym bardziej niż dwoje zainteresowanych, pomyślała Emily z poczuciem winy.

– Muszę wyznać milordzie, że znajduję sytuację trochę kłopotliwą, ale przecież to tylko mała zwłoka. Najważniejsze teraz to odkryć prawdę i dowieść jej tak szybko, jak to możliwe.

– Absolutnie. Ten łotr musi zostać ogłoszony tym, kim jest… oszustem.

Tego Emily nie powiedziała i wcale nie to miała na myśli, lecz zwątpiła, czy zdoła przekonać starszego dżentelmena, że dojście prawdy i ogłoszenie Tony'ego oszustem to niekoniecznie jedno i to samo. Życzyła sobie tylko pewności lorda Ruthvena.

– Lordzie Ruthven, czy nie wie pan, jak długo potrwa dochodzenie?

– Śpieszno ci do ślubu, prawda? – Ruthven trącił ją łokciem i mrugnął znacząco. – Nie chcę pani oszukiwać. Sam chciałbym wiedzieć, ile czasu zajmie uprzątnięcie tego bałaganu. Ten typ jest diabelnie zdeterminowany, to muszę przyznać. Popełniliśmy błąd, nie doceniając go na samym początku, i proszę, do czego to doprowadziło. No, drugi raz tego błędu nie popełnimy, to mogę przyrzec. Ale to znaczy, że będziemy musieli działać wolniej i staranniej.

– Nie rozumiem, milordzie. Co pan ma na myśli mówiąc, że nie doceniliście go na samym początku?

Lord Ruthven być może głupawy, lecz Emily nie wierzyła, że jest aż tak tępy, aby nie zdawać sobie sprawy, że dżentelmen, który zjawił się na balu, był człowiekiem, z którym należy się liczyć.

Ruthven jakby z lekka stracił głowę.

– Edward nie chciał, abym o tym wspominał. Jest zakłopotany, bez wątpienia, szczególnie po tym incydencie na balu – pochylił się i mówił szeptem. – Ten typ był w naszym domu już przedtem, rozumiesz. Powiedziano mi, że wyglądał jak zbój, nie ogolony i ubrany w podarty mundur piechoty. No i co miał Edward pomyśleć, że to jakiś ubogi żołnierz próbujący wyłudzić parę funtów.

Emily kręciło się w głowie. Gdyby jego pretensje były słuszne, to najpierw zwróciłby się do rodziny – powiedział Edward, jakby Tony tak nie postąpił – i to miało świadczyć przeciw niemu.

To było przed balem? – Emily z niedowierzaniem, usiłowała udowodnić sobie samej, że Edward jej nie oszukiwał.

– Tak. Żeby Edwardowi oddać sprawiedliwość, jestem pewien, że sądził, iż ta sprawa jest już skończona. Powiedział temu człowiekowi, że jeśli spróbuje ciągnąć tę grę dalej, znajdzie się za kratkami. – Ruthven potrząsnął głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co się stało. – Nie wiedziałem o tym, dowiedziałem się dopiero po balu, że ten człowiek był u mnie i u prawników.

A więc Tony uczynił to wszystko, co powinien zrobić prawdziwy lord Palin po powrocie z niewoli we Francji. I Edward okłamał ją.

Na coś takiego Emily nie była przygotowana. Zacisnęła usta, żeby nic nie powiedzieć. Ani nie rozpłakać się.

Ponad ramieniem lorda Ruthvena ujrzała zbliżającego się Edwarda z zafrasowanym wyrazem twarzy. Pewnie, pomyślała Emily z obcym sobie dotychczas cynizmem, musi bardzo dobrze wiedzieć, że jego wuj potrafi wyjawić za wiele.

Poza lekką zmarszczką na czole wyglądał tak jak zwykle. Jego miękkie włosy były starannie uczesane na Brutusa, oczy miał tak samo jasnoniebieskie. Może przez chwilkę zaciskał usta, lecz teraz wargi ułożył w ten sam powitalny uśmiech, który zawsze rezerwował dla Emily. Nic się w Edwardzie nie zmieniło – zmienił się tylko sposób, w jaki na niego patrzyła.

– Wreszcie – oznajmił z westchnieniem. – Obawiałem się, że cię nigdy nie znajdę w tym tłoku. Jak się masz, moja droga?

– Całkiem dobrze, dziękuję. – Jedno dobre kłamstwo zasługuje na drugie, pomyślała Emily. Teraz jasno rozumiała, że niemożliwością było, by Edward nie spostrzegł jej na parkiecie czy też nie zauważył jej te^te-a-te^te (sam na sam) z dwoma tak ważnymi ludźmi jak Castlereagh i Metternich. Bez wątpienia usiłował jej unikać.

– Jak pięknie dziś wyglądasz. Ten odcień niebieskiego naprawdę sprawia, że wyglądasz bardzo… bardzo imponująco.

Wróciła Królowa Nocy, bez wątpienia. Dobrze. Chciała, żeby wiedział, że jest rozgniewana.

– Jestem pewna, że już jesteś zmęczony pytaniami, Edwardzie, więc pozwoliłam, aby twój wuj powiedział mi, jak rozwija się twoja sprawa.

– Doprawdy? – Patrzył to na nią, to na wuja, który na tyle był przyzwoity, że miał lekko zawstydzony wyraz twarzy. – Więc musisz wiedzieć, że mamy nadzieję na szybkie rozwiązanie.

– Och? Lord Ruthven mówił właśnie, że powinieneś działać powoli i starannie. – Emily nie miała zamiaru puścić niczego płazem.

Edward spojrzał na Emily, potem na wuja i znów na Emily.

– Czyję, że lord Ruthven wiele powiedział. Czy wybaczysz nam, wuju? Myślę, że pannie Meriton i mnie potrzebna jest chwila prywatnej rozmowy.

Tu Emily zgodziła się z Edwardem, lecz w zatłoczonej sali balowej trudno było mówić o prywatności. Wydawało jej się, że Edward nie chce przedłużać tej rozmowy poza ten wieczór czy kontynuować ją dzie indziej.

– Sądzę, że przydałaby ci się szklanka orszady dla ochłody – zaproponował Edward, prowadząc ją w kierunku napojów orzeźwiających. – A teraz, co ten stary piernik powiedział, że tak cię to wzburzyło?

To był ten dobry Edward, taki, jak o nim często myślała, uprzejmy i uważny. Ale czy ten Edward był prawdziwy?

– Lord Ruthven powiedział, że T… że ten człowiek przyszedł zarówno do twojego, jak i mojego domu. Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, dałeś co najmniej do zrozumienia, że nie robił nic z tych rzeczy.

Emily zadowolona była, że w jej głosie nie brzmiał ton oskarżenia, jedynie lekkie zmieszanie. Była zmieszana. Czuła się tak, jakby przyrzekła poślubić nieznajomego. Gdyby lord Ruthven parę chwil temu nie mówił, że wie o jej zaręczynach, mogłaby nawet pomyśleć, iż zdarzyły się tylko w jej wyobraźni.

– I pomyślałaś, że ja… – Edward uniósł dłonie w geście bezradności. – No, nie wiem już, co jest gorsze: czy będziesz miała mnie za kłamcę czy za głupca. Wierz mi, Emily, przez pewien czas nie miałem pojęcia, że to ten sam człowiek. Widziałaś, jak wyglądał, kiedy przerwał bal. Ten, który przyszedł do domu to był najprawdziwszy zbój. Żal mi go było, wyglądał tak nieszczęśliwie. Zaoferowałem mu nawet pięć funtów, ale rzucił mi je w twarz!

Emily przyjęła szklankę orszady i upiła łyk.

– I nic ci nie przyszło do głowy, kiedy przyszedł później?

– Oczywiście, że przyszło, ale pomyślałem, że to nic innego, tylko ta sama opowieść o moim kuzynie, którą znają wszyscy wracający więźniowie i żołnierze. Ten człowiek musiał znać mojego kuzyna w tym francuskim więzieniu, nie sądzisz?

Emily pomyślała już o tym wcześniej. Jednakże z postawy Letty wywnioskowała, że kimkolwiek był Tony, musi pochodzić z przeszłości Letty. Zachowanie Letty, zdała sobie z tego sprawę, mogło prawdopodobnie wynikać z samej myśli o powrocie ukochanego. John mógł mieć rację, że jej nadwrażliwe serce opanowane jest przez poczucie winy.

– Tak, musiał siedzieć w tym samym więzieniu – Powiedziała Emily cichym głosem. Nikt, kto słyszał, jak Tony mówi o Bitche, nie mógł o tym wątpić. Ciekawe, jak Edward zareagowałby na fakt, że nikt nie słyszał, iż przez dziewięć lat Tony używał innego nazwiska poza nazwiskiem Varrieur. Lecz nie zaobserwowała dotąd jego reakcji, ponieważ nic mu o tym nie powiedziała.

– Nie martw się, Emily. Potrafię się tym zająć.

– Mówiąc naszemu kamerdynerowi, żeby zawrócił tego człowieka spod naszych drzwi? – rzuciła wyzwanie, patrząc mu prosto w oczy.

– Gniewasz się na mnie.

Głos jego brzmiał tak, jakby Edward był zaskoczony, lecz Emily z pewnością wiedziała, że nie był. Westchnąwszy i rozejrzawszy się dookoła, poprowadził Emily do spokojnego kąta.

– Spytałem, czy twój brat ostrzegł służbę, i okazało się, że nie – wyjaśnił rozsądnie. – Zważywszy, że prawie nie odstępował lady Meriton, nie było w tym nic dziwnego. Więc postanowiłem sam zrobić to, co bez wątpienia uczyniłby sir John, gdyby jego myśli nie były zajęte czym innym. Myślę, że było to zarozumiałością z mojej strony, ale zrobiłem to tylko dlatego, żeby chronić ciebie, moja droga.

– Doprawdy? – Jedyną rzeczą, którą Emily zawsze u Edwarda lubiła, był fakt, że nigdy nie traktował jej, jakby była bezradna czy przesadnie krucha. Sądziła, że zbyt ją szanował.

– Przykro mi, Edwardzie, lecz wydaje mi się, że twoje postępowanie zmierzające do obrony twojego majątku jest szczególnie bezwzględne.

– Mam nadzieję. Czy sądzisz, że zachowałbym to, to co jest moją własnością siedząc i zakładając, że prawo zatriumfuje? Gdybym ślepo zaufał brytyjskiemu sądownictwu, szybko znalazłbym się z powrotem w domku mojej babki w Tunbridge Wells. Ten człowiek jest twardy i cwany. Jeśli zamierzam go pokonać, muszę być jeszcze twardszy i dużo cwańszy.

Jego spokojny rozsądek ulotnił się. Edward rwał się do walki. Teraz mówił prawdę, z tak wielką pasją, o którą Emily nigdy go nie podejrzewała.

Zmartwiła się tą jego postawą i poczuła się trochę oszołomiona wzmianką o babce. Jedyną rodziną, o której Edward kiedykolwiek mówił – był jego wuj, lord Ruthven.

– Zawsze byłeś bardzo miły i uprzejmy, Edwardzie. Nie podoba mi się twoje zachowanie.

– Dożo mniej podobałoby ci się w Tunbridge Wells, zapewniam cię, moja droga. A teraz przestań się martwić. I zaufaj mi.

Ale kiedy odchodził, Emily zdała sobie sprawę, że już nie może mu zaufać. MOże nigdy nie mogła? Może to był ten jeden szczegół, który pominęła, ta jedna rzecz, przez którą przyjaźń nie mogła rozwinąć się w żadne cieplejsze uczucie?

Marzyła o odetchnięciu świeżym powietrzem, kiedy pojawił się jej kolejny tancerz, stary przyjaciel jej brata. Ponieważ skierowała rozmowę na temat uzdolnień jego licznych dzieci, była pewna, że nie musi obawiać się pytań o jej kłopotliwe położenie.

Jednakże nie wszyscy byli tak ślepi.

Kiedy wróciła z tarasu, sądziła, że panuje już nad emocjami i własną twarzą, lecz spotkawszy nieco później młodego pruskiego oficera przekonała się, jak bardzo była w błędzie.

Kapitan von Hottendorf był jak zwykle czarujący, lecz był także przebiegły. Zbliżał się do Emily niezdecydowanie, jakby nie był pewien przyjęcia.

– Panno Meriton, dlaczego siedzi pani wśród tych przyzwoitek, kiedy powinna pani tańczyć? Nie wierzę, by pani karnecik był pusty. Chyba spodziewałbym się za wiele, licząc na szczęście zatańczenia z panią.

Nie wypowiedziane pytanie w jego spojrzeniu mówiło o czymś więcej niż o tańcu.

– Może pan najwyżej spodziewać się, że podepczę panu stopy – odpowiedziała Emily, czując, że pod prawdziwym zainteresowaniem, które ujrzała w jego oczach, wraca jej dobry humor. – Jeszcze nie nauczyłam się tego nowego tańca, który przywieźliście z kontynentu.

– Chyba nie uzna go pani za zbyt szokujący, prawda?

Emily z zazdrością obserwowała wirujące pary. Tańczący wyglądali tak, jakby nic na świecie ich nie obchodziło.

– Myślę, że to wygląda pięknie. Niech pan zobaczy, z jaką gracją car unosi lady Jersey. Jeśli tak nobliwe osoby tańczą, wątpię, czy największe świętoszki zdołają utrzymać długo jakieś objekcje. Wygląda na to, że walc będzie nową modą.

Zazdrość musiała wyglądać z jej oczu bardziej, niż zdawała sobie z tego sprawę.

– Zatem musi pani koniecznie nauczyć się tego i to jak najszybciej – zachęcił ją kapitan von Hottendorf. – Chciałbym, z całym szacunkiem, powiedzieć, że jestem nielada praktykiem, jeśli chodzi o walca i byłbym więcej niż szczęśliwy mogąc panią nauczyć. – Spoglądał na nią pełen nadziei.

– Dziękuję, kapitanie. Będę o tym pamiętać.

Gdyby tu była Letty, obie nauczyłybyśmy się walca w tej samej chwili, w której car zademonstrował jego uroki. Do licha z Letty. Emily gotowa była nią wstrząsnąć. Cały świat Emily począł się rozpadać i desperacko pragnęła zlepić go z powrotem. Pragnęła przekonać się, że jej osąd był tak bezsporny jak zwykle. Pragnęła…

Emily popatrzyła na otaczających ich gości. Jeden z dżentelmenów zdzierał sobie gardło usiłując porozmawiać z głuchym księciem Hardenburgiem. Hetman Płatow stał samotnie, ponieważ mówił tylko po rosyjsku i wyglądał na nieprzystępnego.

– Kapitanie, czy możliwe byłoby spotkać się znowu z pańskim przyjacielem?

– Tak, oczywiście – odpowiedział natychmiast. Z pewnością zdawał sobie sprawę, że jej pytanie nie było przemyślane. – Nie, proszę nie czuć zakłopotania – powiedział. – I proszę nie myśleć, że musi pani cokolwiek wyjaśniać.

Dobrze postąpiła. Emily nie sądziła, że potrafi określić przyczyny, które nią kierowały, nawet samej sobie, lecz odezwała się do kapitana:

– Myślę, że nie potrzebuje pan wyjaśnień, ponieważ jest pan najwyraźniej pewny siebie, że uda się panu przeciągnąć mnie na stronę pańskiego przyjaciela.

– Ależ nie.

Emily uniosła jedną brew.

– Jednakże Tony powiedział, że możemy polegać na pani poczuciu sprawiedliwości, że nie zadowoli się pani niczym poza szczerą prawdą.

– Jeśli sądzi pan, że rozpoznam prawdę, kiedy ją zobaczę, wie pan więcej ode mnie. – Myślała przecież, że zna Edwarda.

– Ma pani kłopoty. Widziałem, jak pani weszła dziś wieczór. Wyglądała pani jak Walkiria, wojowniczka ze starych legend. Teraz błyskawice znikają z pani oczu. Dlaczego? Czy to przez Tony'ego i przeze mnie?

– Nie, nie – zapewniła go, wdzięczna za uprzejmą troskliwość. – To nie pańska wina.

To nie była jego wina, że Letty zachowywała się tchórzliwie i niemądrze, a Edward stał się fałszywy, nieuczciwy. Do tego wszystkiego kapitan von Hottendorf zabiegał o jej pomoc, wyraźnie mu na niej zależało.

– I ma pan całkowitą rację – przyznała Emily. – Naprawdę muszę odkryć prawdę.

Następnego ranka Emily otrzymała od Georgianny Parkhust zaproszenie na lekcję walca – miało w niej wziąć udział jeszcze paru przyjaciół. Georgy była dziewczyną o dobrym sercu, lecz bez wątpienia nieco awanturniczą. Miała na tyle wrodzonego wyczucia, by nie posuwać się aż do skandalu, lecz czasem Emily przerażona była, jak Georgy bliska była przekroczenia zakazanej granicy.

Aranżacja spotkania Emily z kimś, kto twierdził, iż zachwyca się jej urokiem, najoczywiściej przemawiała do awanturniczej strony charakteru Georgy. Emily mogła mieć tylko nadzieję, że Georgy potwierdzi, iż to pruski oficer, który zarzucił na nią sidła i doręczył zaproszenie, jest jej konkurentem, a nie ten drugi dżentelmen, którego spodziewała się spotkać.

Pieczęć na liściku była złamana. "Proszę, niech pani przyjdzie" – dodał Tony, jakby zgadywał, że namyślała się nad tym spotkaniem. Podpisał się jako pan Howe, prawdopodobnie aby ostrzec ją, że pod tym nazwiskiem przyjdzie na zebranie u Georgy. Bardzo był uprzejmy, że tak szybko odpowiedział na jej propozycję, a i kapitan miło postąpił pamiętając, że wyraziła chęć nauczenia się nowego tańca.

Całe szczęście, że Tony będzie miał czas, aby spotkać się z nią tak szybko. Emily czuła się lekko winna, żądając by poświęcał jej swój czas. Napominała się surowo, że to on prosił o pomoc. Musi mieć tysiące innych rzeczy do zrobienia w swojej sprawie. Edward z pewnością był zbyt zajęty, by odpowiedzieć na jej liściki. A kiedy poprosiła o spotkanie Tony'ego, zgodził się przyjść.

Zanim udała się do swoich zajęć, spróbowała wyrwać Letty z łoża boleści, machając jej przed nosem zaproszeniem. Nie miała pojęcia, co powiedziałaby o obecności Tony'ego, gdyby Letty chciała z nią pójść. Oczywiście, Letty nie chciała. Choć przez chwilę błysk w oku Letty zdradził, że chętnie by poszła. Cztery dni w łóżku to więcej niż energiczna Letty mogła tak lekko znieść, nawet sparaliżowana strachem. Emily poczuła się pełna nadziei, kiedy dołączyła do przyjaciół i wraz z nimi udała się do Parkhurstów.

W holu powstało zamieszanie przy powitaniach i zdejmowaniu okryć. Dzięki temu Emily zyskała sposobność poobserwowania Tony'ego chwilę przed tym, zanim on ją zauważył.

Był bardzo pociągający, kiedy tak niedbale opierał się o fortepian w sali balowej Parkhustów. Promieniował siłą i energią, której nie daje żaden mundur na świecie. Przez chwilę, kiedy przeglądał jakieś nuty, miał spuszczone powieki i Emily spostrzegła, że rzeczywiście rzęsy miał długie i jedwabiste. Dokładnie tak, jak mówiła Letty.

Na szczęście kapitan podszedł przywitać ją, zanim Tony mógł zauważyć, że stoi i patrzy na niego. Muszę nauczyć się lepiej kontrolować swoje reakcje – powiedziała Emily. Jeśli Georgy lub ktokolwiek z młodych dam i dżentelmenów domyśli się zainteresowań Emily, zaczną mówić o "panu Howe". Edward szybko zorientuje się, kto zacz ten pan Howe, a Emily – pomimo niepokojącego postępowania narzeczonego – nie chciała go zranić.

Szybko okazało się, że nie ma się czym martwić. Było tutaj dość dżentelmenów, by zamaskować wszelkie poczynania. Jeśli Georgy mówiła, że organizuje zebranie "kilku przyjaciół", w rzeczywistości oznaczało to popołudniowy raut.

Wśród gości było wielu wojskowych, a także dyplomatów. Emily zastanawiała się, czy jej przyjaciółka rzeczywiście zna choć połowę z nich. Wielce było prawdopodobne, że na szczęście dla Emily, nie znała, bo tylko dzięki temu mógł pojawić się tu "pan Howe".

Monsieur Leblanc został zaangażowany, by udzielać instrukcji, jak wyjaśniła Georgy, lecz wkrótce dla każdego stało się jasne, że jedyną funkcją jaką mógł pełnić, było przygrywanie do tańca młodym ludziom, uczącym się nawzajem. Niektóre panny już nauczyły się kroków, brakowało im jedynie sposobności wypraktykowania ich z przedstawicielami płci przeciwnej. Większość wojskowych i dyplomatów chlubiła się biegłością, którą chętnie podzieliłaby się z innymi.

Emily na początek zatańczyła z jednym z Kozaków cara, młodym chłopcem o srogich wąsach i niewinnych oczach. Nie znał angielskiego, lecz umiał skutecznie posługiwać się tymi oczami.

Nawet skupiona na własnych stopach i muzyce Emily słyszała dochodzące zewsząd chichoty i dostrzegła mnóstwo flirtujących par, do tego stopnia, że zaczęła się zastanawiać, czy tylko ona wykorzystała to przyjęcie dla odbycia schadzki. Na szczęście Georgy wykazała jakieś poczucie odpowiedzialności. Pilnowała, aby wszyscy tancerze zmieniali partnerów i dopiero późnym popołudniem Emily stanęła twarzą w twarz z Tonym.

Emily sądziła, że przyzwyczaiła się już do niezwykłej bliskości partnerów w walcu, lecz teraz okazało się, że jest w błędzie. To chyba dlatego, że nie koncentruję się już do tego stopnia na krokach – pomyślała. I dlatego tak intensywnie czuła pewną dłoń Tony'ego na swych plecach, kiedy prowadził ją w tańcu.

– Gus, kapitan von Hottendorf, mówił mi, że chciała mnie pani widzieć – powiedział.

W tym prostym zdaniu kryło się pytanie i stwierdzenie. Pytanie było oczywiste. Dlaczego poprosiła, żeby przyszedł? Emily wciąż próbowała zrozumieć, dlaczego tak ważne było dla niej to ponowne spotkanie. Jak mogła wytłumaczyć, nawet sobie samej, nagle powstałe przekonanie, że jakoś, jeśli znowu go zobaczy i znowu z nim porozmawia, wszystko w jej głowie poukłada się i przejaśni?

Nawet jeśli motywy jej postępowania były złożone i powikłane, jego reakcja niepokoiła ją. Poprosiła i był tu. Proste – zdawała się mówić cała jego postać.

Jakby wyczuwając jej wahanie, Tony ciągnął:

– Może pani powiedzieć mi później. Gus i ja odwieziemy panią do domu. Tak będzie dobrze, prawda? Wszyscy są tak zajęci podziwianiem epoletów Gusa, że nikt nie zauważy mnie.

Emily wątpiła w to. Tony nie był człowiekiem, który bywał niezauważany. Zastanawiała się nawet, czy teraz towarzystwo z łatwością nie rozpozna Tony'ego. Dziwne, ale dotąd pojawił się publicznie tylko raz – na balu Edwarda. Z jakiegoś powodu Emily była pewna, że gdyby ktoś jeszcze go spotkał, to ona by o tym usłyszała.

– Dobrze – odpowiedziała. Zaczerwieniła się ze wstydu. To był ten rodzaj postępowania, przed którym często ostrzegała Georgy, że zaprowadzi ją na manowce. – Powiem woźnicy, że jeden z przyjaciół odwiezie mnie do domu.

– Czy czuje się pani zakłopotana z tego powodu, że poprosiła mnie o spotkanie? – spytał Tony, najwyraźniej błędnie rozumiejąc przyczynę jej zmartwienia. – Proszę, nie. Zapewniam, że z tego powodu nie będę źle myślał o pani. – Ton jego głosu stał się niefrasobliwy, lekko złośliwy. – Nie popełnię tego błędu i nie zawstydzę pani zuchwałością jak pańska przyjaciółka, panna Parkhurst.

Emily natychmiast podniosła wzrok znad jego pasiastej kamizelki. Z pewną trudnością wypowiedziała sztywno:

– Jednakże mógłby pan nie zapominać, że panna Parkhurst jest moją przyjaciółką. I to jej zuchwałość, a także uprzejmość sprawiły, że ośmielił się pan tu dzisiaj przyjść.

Tony uśmiechnął się. Nagle wyglądał dużo młodziej. Emily zdała sobie sprawę, że nigdy dotąd nie widziała go uśmiechniętego z prawdziwym rozbawieniem. Trudno było uwierzyć, że Tony pojawił się w Londynie zaledwie parę dni temu, a dopiero przedwczoraj widziała go ostatni raz.

– Och, niech mnie pani źle nie zrozumie – odpowiedział na jej wymówkę. – Bardzo ją lubię, ale to awanturnica. Pozwala sobie, z jej awanturniczą żyłką, na skandaliczne rzeczy. A pani… – Tony zmierzył ją wzrokiem. – Jeśli pani zostanie wciągnięta w coś niezwykłego, to nie z tego samego powodu.

Emily westchnęła i ponownie spuściła oczy.

– Nie, mnie nikt, nawet pan, przez pomyłkę, nie weźmie za awanturnicę.

Chciała, by uważano ją za skłonną do awantur, za jakąkolwiek, byle nie za spokojną i wrażliwą. Dlaczego te cnoty zawsze wydają się tak beznadziejnie głupie?

– Pani mogłaby zaszokować wszystkich dużo skuteczniej niż pani przyjaciółka. – Ja? – Emily, zaskoczona, w końcu spojrzała mu prosto w oczy, w te oczy, które coraz bardziej przypominały jej opisywane przez Letty. Oczy utraconej miłości Letty.

– Bez wątpienia. Panna Parkhurst zaryzykuje wiele dla uciechy postawienia wszystkiego do góry nogami. Jeśli pewnego dnia źle oceni i posunie się za daleko, będzie jej bardzo przykro. Dla odpowiedniej osoby, odpowiednia… przyjaciółka. Myślę, że pani zaryzykowałaby wszystko i nie zważała na koszty.

Emily przez chwilę czuła się, jakby była w negliżu, nie osłonięta i narażona na spojrzenia całego świata. Dopiero po pewnej chwili zdała sobie sprawę, że muzyka ucichła, a inne pary oklaskują wysiłki monsieur Leblanca.

Tony wypowiedział to wszystko tak, jakby ta cecha jej charakteru była oczywista, jakby ze swej strony nie potrzebował żadnych wysiłków, aby odkryć w niej takie możliwości. Jednakże Emily wiedziała lepiej. Nikt inny na tej sali balowej nie uwierzyłby, że zdolna jest zachować się inaczej, niż jest to przyjęte. Niektórzy nawet dziwili się,, że może się przyjaźnić z kimś tak bliskim przekroczenia granic przyzwoitości jak Georgy. Ale nie Tony.

Emily przez chwilę poczuła się osierocona, ponieważ Tony zobowiązany był oddać ją kolejnemu partnerowi, który natychmiast porwał ją do tańca. Była rozczarowana, że tak nagle przerwali rozmowę. To było takie dziwne i w jakiś sposób intymne – rozmawiali tańcząc w najlepsze.

Jednakże za chwilę Emily zadowolona była, że nie musi już nic komentować. Pamiętała również, że Tony spodziewał się wkrótce rozmowy na inne tematy.

Teraz powinna pomyśleć, jak wytłumaczyć Tony'emu, dlaczego poczuła, że koniecznie musi się z nim zobaczyć.