142514.fb2 Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

Brylant czystej wody - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 6

Rozdział piąty

Nadzieje Emily, że uda jej się niepostrzeżenie wyjść rzuciwszy Georgy czułe, krótkie pożegnanie w sali balowej, zostały zniweczone – przyjaciółka pobiegła za nią, ciągnąc za sobą obłok wyperfumowanego jedwabiu. Najwidoczniej Georgy spostrzegła, że Emily ma teraz eskortę z dwóch mężczyzn, a nie jednego.

– Emily, kochanie, zapomniałaś wachlarza – skłamała Georgy płynnie, dopadając jej u szczytu schodów.

– Nie, mam go. Zobacz. – Za otwartym wachlarzem Emily wyszeptała do przyjaciółki: – O co ci chodzi?

– Tak? Myślałam, że to twój.

Georgy ściszyła głos do szeptu i niezbyt grzecznie wciągnęła Emily do wnęki okiennej.

– Nie złość się, Em. Chcę ci tylko pomóc. Szkoda poza tym, żebyś nie miała szansy na sam na sam z kapitanem. Czy chcesz, żebym dla ciebie zajęła się panem Howe?

Dwóch mężczyzn czekało niżej na Emily, obserwując to wszystko bez cienia zainteresowania. Jak Georgy odkryła, że Tony sam wprosił się na to przyjęcie? Nie do wiary, jak czułe jest na plotki ucho dziewczyny.

Ze sposobu, w jaki Georgy spoglądała na swojego byłego gościa, Emily wywnioskowała, że jej przyjaciółka konieczności zajęcia się Tonym bynajmniej nie uzna za poświęcenie. To było niebezpieczeństwo, które powinna przewidzieć. Niedobrze byłoby, gdyby Georgy zbytnio zainteresowała się panem Howe.

– To nie będzie konieczne.

– Nie musisz być złośliwa, kochanie – odpowiedziała Georgy z błyskiem w oku. – Nie zmienisz zdania? On ma jakiś… e'lan (rozmach), muszę przyznać. Zauważyłam, jak tańczyliście. Prawie jak zakochani.

Na szczęście następna para wychodzących gości zajęła uwagę gospodyni i Emily zaoszczędzona została konieczność odpowiedzi na aluzje Georgy. Na razie.

– Sądzę, że zobaczymy się dziś wieczorem w operze – obiecała Georgy odchodzącej przyjaciółce, najwidoczniej niezadowolona, że musi tak długo czekać, zanim dokładnie wypyta Emily. – Będziesz mi mogła wszystko o nim opowiedzieć. I powiesz mi, co on ci mówił pod koniec tańca. Wyglądałaś, jakby piorun w ciebie strzelił. Czy zrobił ci jakąś nieprzyzwoitą propozycję?

– Zostawmy nieprzyzwoite propozycje dla ciebie. Czy mogę ci przypomnieć, Georgy – powiedziała Emily surowo – że ten dżentelmen jest twoim gościem. Czy chcesz powiedzieć, że zaprosiłaś go nic o nim nie wiedząc? – Usiłowała udawać wstrząśniętą, lecz w głosie jej pobrzmiewały ślady śmiechu.

– Nie można sobie pozwolić na odrzucanie dodatkowych dżentelmenów – wyjaśniła Georgy, jakby stwierdzała oczywistość. – Zatem do wieczora. Może wtedy powiesz mi, jeśli się zdecydujesz.

I długim, pożegnalnym spojrzeniem objęła zarówno Tony'ego, jak i kapitana, nie pozostawiając wątpliwości, o jaką decyzję jej chodzi.

Opuszczając dom Parkhurstów i wspinając się do wysokiego powozu kapitana, Emily miała czerwone policzki.

– Boję się nawet spytać, co powiedziałaby nasza gospodyni na te rumieńce – zauważył Tony wsiadając za nią do powozu. Usiłował zostawić Emily jak najwięcej miejsca, lecz ciasny powóz nie bardzo na to pozwalał.

– Wypytywała mnie o pana – przyznała Emily, świadoma, że jej rumieńce przybierają głębszy odcień.

Urocza, pomyślał Tony.

– Bardzo interesuję ją pan Howe.

– To ten twój przeklęty urok, Tony – zażartował kapitan.

– Mój urok? Najprawdopodobniej zwracam uwagę tym, że zachowuję się jak człowiek bez ogłady. Panna Meriton to pierwsza dama, z którą rozmawiałem po dziesięciu latach. Wciąż czuję się jak chłopiec na pierwszym balu dla dorosłych.

Mówił lekceważąco, lecz Emily z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że pomimo arogancji na balu Edwarda, Tony nie czuł się pewnie, ponownie wchodząc w towarzystwo. Oczywiście, prawdziwy Tony wyjechał na Kontynent jako zaledwie osiemnastoletni chłopiec, bez miejskiej ogłady. Światowych manier mógł nabyć w ciągu roku podróży pod kierunkiem podstarzałego duchownego i jeszcze w ciągu około roku w atmosferze wątpliwej elegancji wyższych sfer w Verdun.

Tony przerwał tok jej myślenia.

– Czy panna Parkhurst może coś odkryć? Czy jej pytania nie ściągną na panią kłopotów?

– I tak i nie. Georgy będzie prawdopodobnie drążyć temat, aż czegoś się dowie, lecz, niech pan wierzy lub nie, potrafi być bardzo dyskretna. Uwielbia być złośliwa, lecz nie pozwoli, by jej pytania sprowadziły na mnie obmowę. Jeśli zdaje sobie sprawę z tego, kim pan jest, nie pozwoli, by ktokolwiek dowiedział się, że się znamy.

W końcu Emily najmniej martwiła się niemiłosierną ciekawością Georgy.

Emily rozejrzała się ukradkiem, czy nikt jej nie widzi. To było niemądre. Zasłonięta przez dwóch towarzyszy – ledwo mogła coś zobaczyć, jakże mogłaby być widziana? Przyjemny nacisk ramienia Tony'ego uświadomił jej, że grozi jej coś więcej, niż rozpoznanie przez przypadkowego obserwatora. To, czego dowiedziała się, prowadząc swoje dochodzenie, wydawało się zmieniać jej życie. W jakiś sposób była pewna, że cokolwiek by nie uczyniła, nic nie będzie już takie, jakie było.

Z drugiej strony Emily kapitan prychnął z pogardą.

– Ośmielam się twierdzić, że panna Parkhurst w każdym razie nie odważy się publicznie przyznać, że przyjmowała Tony'ego nie wiedząc, kim on właściwie jest.

Czy w jego głosie brzmiała gorycz i szyderstwo? Emily przypuszczała, że tak ufając przyjacielowi, musi być wściekły, widząc Tony'ego zmuszonego do występowania incognito. Jej własną odmowę otwartego uznania Tony'ego uważał prawdopodobnie za obraźliwą.

– Nikt nie chce wyjść na głupca – przypomniała kapitanowi. – Sądzę, że to jest powodem, iż ludzie tak obawiają się stanąć po czyjejś stronie. Jeśli wybierzesz źle, wyjdziesz na takiego głupca. I mając rację czy nie, z pewnością kogoś obrazisz. Edward, to znaczy… eee… człowiek, który otrzymał tytuł lorda Palina, był przez wiele lat bliskim przyjacielem rodziny. Myśl, że w ogóle miałam wątpliwości co do tego, iż jego tytuł i pozycja słusznie mu się należą, bardzo by go zraniła.

I Tony i kapitan von Hottendorf odwrócili się, żeby dokładniej przyjrzeć się jej zakłopotaniu. Czyżby powiedziała za dużo? Czy okazało się, że zbytnio zważała na uczucia dżentelmena, który był tylko przyjacielem rodziny?

– Z pewnością nie – odpowiedział spokojnie Tony, chociaż wciąż obserwował ją bardzo uważnie. – Ten młody człowiek nie postarał się bynajmniej, bym go polubił, lecz muszę przyznać, że znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, choć bez własnej winy. Z pewnością naprawdę wierzy, że jestem oszustem. Naturalnie, będzie czył się zdradzony i opuszczony przez tego ze znajomych, kogo posądzi o odmienną opinię.

– Naturalnie. – Emily westchnęła z ulgą, że jej tłumaczenie zostało tak prędko zaakceptowane, lecz myśl o tym, jak Edward ostatnio się zachowywał, wciąż sprawiała jej ból. Nie, nic nie będzie już tak, jak przedtem.

– Ja też zakładam, że to naturalne, iż Edward powinien całą uwagę skupić na zachowaniu swojej pozycji.

Jednakże tak naprawdę nie wierzyła w to. Istniały inne sprawy, które na równi wymagały uwagi Edwarda, na przykład taki drobiazg, jak jego zaręczyny. Tony, będąc w tej samej sytuacji, również stawiał jej niezwykłe żądania, lecz okazywał także wielkie zainteresowanie jej uczuciami i reputacją.

Emily, nieszczęśliwa, obróciła się do Tony'ego.

– Z tego co wiem, jest pan nie mniej niż on zainteresowany odkryciem prawdy, lecz zasługuje pan na takie same szanse. Ma pan całkowitą rację. Trzeba znaleźć prawdę. Co więcej, trzeba ją udowodnić, ponad wszelką wątpliwość.

– Nie zaprosiła nas pani tutaj tylko po to, żeby nam to powiedzieć – przerwał kapitan von Hottendorf.

– Nie, pan już wiedział, że będę szukać prawdy, nieprawdaż? – powiedziała lekko kwaśnym tonem. – Obawiam się jednakże, że raczej przeceniliście moje zdolności odszukania czegokolwiek.

– Nie rozumiem. O co pani chodzi? – spytał Tony.

– Chodzi mi o to, że nie wiem, gdzie szukać informacji. Mogę słuchać od rana do wieczora, mogę nawet subtelnie sprowadzić każdą rozmowę, którą rozpocznę, na ten jeden temat, lecz jeśli ludzie, z którymi będę rozmawiała, nigdy nie spotkali pana ani żadnego z pańskich przyjaciół, to wszystko na nic. Och, z czasem mogłabym się czegoś dowiedzieć, ale przypuszczam, że czas to jest ta rzecz, której pan nie posiada.

– Nie, nie posiadam – przyznał Tony. – Przyjaciel pani rodziny nalega na szybkie przesłuchanie. Ja chciałbym załatwić wszystko tak szybko, jak to możliwe. Lecz jak pani powiedziała, zebranie świadków zajmie więcej czasu. Chce pani powiedzieć, że mimo wszystko nic pani nie może zrobić?

Twarz jego stała się beznamiętna. Również z głosu zniknęło całe ciepło i zainteresowanie. Nie był zimny. Zimny to zbyt pozytywne słowo na określenie jego zachowania. Był po prostu… nijaki.

Zaprzeczyła potrząsając głową, nagle zapragnęła sięgnąć poza maskę.

– Ależ nie. Mówię tylko, że potrzebuję wskazówek. Nie wiem, gdzie szukać, a raczej kogo powinnam słuchać.

Spojrzała na własne dłonie. W ciasnym powozie trudno było uniknąć patrzenia na towarzyszy. Dłonie Tony'ego spoczywały zaledwie parę cali od jej dłoni. Mimo wszystko nie był tak zupełnie bez wyrazu. Ujrzała, jak powoli rozluźnia pięści.

– Nie chcę, żeby miał pan poczucie, że musi mi opowiedzieć o swoim przypadku – powiedziała – albo, że musi mi pan coś udowadniać. Nie jestem sędzią. Lecz jeśli mam coś odkryć, na pańską korzyść lub nie, potrzebuję pomocy. Choćby kilku nazwisk, na początek.

– Tak, oczywiście – zgodził się Tony. – Weźmie mnie pani za tępaka, lecz zakładam, że musi pani o mnie wiedzieć, o moim życiu.

Przypomnienie, że życie Tony'ego zostało dokładnie usunięte z pamięci, zabolało Emily, lecz jego głos brzmiał dużo radośniej. Objawił entuzjazm, jakby coś jeszcze przyszło mu do głowy.

– Tak, tak, oczywiście. Rzeczywiście, naprawdę musimy umówić się na regularne spotkania, żebym mógł pani podać nazwiska, które sobie przypomnę. I żeby pani wiedziała, co możemy zrobić. Tak, spotkania. Nie możemy liczyć na to, że kapitan von Hottendorf zawsze będzie naszym pośrednikiem.

– Nie mam nic przeciwko temu – pospiesznie przerwał kapitan.

Został zignorowany.

– Co zrobimy, jeśli pani będzie chciała czegoś szybko się dowiedzieć? – spytał Tony. – Albo będzie miała informacje, jak kogoś odnaleźć, którą trzeba będzie natychmiast wykorzystać? Nie wystarczy wtedy przysłać mi słówko – powiedział, spoglądając przepraszająco na przyjaciela. – Musimy zatem obmyśleć, w jaki sposób spotykać się tak, by nikt o tym nie wiedział. Jeśli ustalimy z góry godzinę i miejsce, możemy zaoszczędzić wiele czasu.

– Chodzi panu o to, że wtedy musiałabym wysłać tylko słówko, że muszę się z panem widzieć. Reszta będzie już ustalona.

– Myślę o czymś innym niż o codziennym spotkaniu – wyjaśnił Tony, rozpalając się do swego pomysłu. – Czyli o ustaleniu miejsca i godziny, gdzie zawsze mogłaby pani mnie spotkać. Jeśli w tym czasie nie byłaby pani wolna lub nie miała nowych wieści, nie musi pani przychodzić. Z drugiej strony, jeśli naprawdę będzie pani chciała się ze mną zobaczyć, będzie pani wiedziała, kiedy i gdzie mnie znaleźć.

– Rozumiem – Emily starała się odpowiadać wymijająco. Czy odważy się zgodzić na taki plan? To było ryzykowne. Im częściej spotykała się z Tonym, tym bardziej rosło prawdopodobieństwo, że ktoś zobaczy ich razem i wspomni o tym Edwardowi.

Jednakże najbardziej martwiło ją, że pragnęła tego. Pragnęła tego bardzo.

– Myślę, że rozumiem, czego pani potrzeba – ciągnął Tony. – Doprawdy powinienem zapisać pani parę nazwisk. Nie mogę liczyć na to, że pani je wszystkie zapamięta. I, jak już mówiłem, jeśli przypomnę sobie później inne, mogę je pani podać.

– Może panna Meriton i ja moglibyśmy zaaranżować stałe przejażdżki – zasugerował kapitan dziwnie uszczypliwym tonem.

– Och, to nie będzie konieczne – zaoponował raczej pospiesznie, jak zdawało się Emily, Tony. – Nie chcę cię nadużywać. POza tym jako, adiutant, masz trochę obowiązków.

– Nie tak bardzo wiele. Chętnie pomogę.

W głosie kapitana pobrzmiewała złośliwa nuta, której Emily nie rozumiała. Miała uczucie, że dwaj przyjaciele spierają się o coś więcej niż aranżacja spotkań, lecz nie domyślała się, cóż to może być.

– Panna Meriton może nie chcieć, by ludzie spekulowali na temat jej stosunku do ciebie, tak samo jak nie chciałaby, aby mówiono o jej spotkaniach ze mną – przypomniał przyjacielowi Tony.

– Czy kogoś z obecnych obchodzi opinia panny Meriton? – przerwała Emily. Zaczynała czuć się jak piłeczka przerzucana w tę i z powrotem.

– Oczywiście – powiedział Tony.

– Tak, panno Meriton – zgodził się jednocześnie kapitan. – Niech pani powie temu tumanowi, jak trudno będzie zrobić to, o co prosi.

– Akurat – powiedziała z wahaniem – myślę, że wiem, jak można to urządzić.

W końcu zwrócili na nią uwagę.

Teraz musiała to ciągnąć dalej. Zirytowana, że rozmawiają o niej, jakby była klaczą wyścigową, posunęła się za daleko. Teraz nie pozostało jej nic innego, jak nadrobić rzecz zuchwalstwem.

– Wiecie, że mam siostrzenicę i siostrzeńca? Ich niania jest wielką zwolenniczką ćwiczeń na powietrzu. Dla dzieci, oczywiście. Sama osobiście nie zrobi kroku, jeśli to nie jest niezbędne. Często towarzyszę młodszej niańce, kiedy zabiera bliźnięta wcześnie rano na spacer. O ósmej naprawdę na skwerze nie ma nikogo. Najwyżej parę nianiek i lokai wyprowadzających psy. – Uśmiechnęła się do Tony'ego figlarnie. – Młodszy lokaj lady Connaught spaceruje z naszą Nancy. A dzieci uwielbiają pudla jej wysokości.

Kapitanowi zrzedła mina. Najwidoczniej nie interesowały go plany, które pociągały za sobą konieczność wstania przed ósmą rano. Tony natomiast był zachwycony.

– Wspaniale. Będę zatem spacerował po skwerze o ósmej rano. Poczekam na pani znak, zanim podejdę. W ten sposób, jeśli ktoś jeszcze wstanie i będzie przechadzał się o tej szatańskiej godzinie, może pani po prostu spacerować.

Dreszcz obawy wstrząsnął Emily. Czy doprawdy jest pewna, że wie, w co się wdaje? Umawia się z dżentelmenem o wątpliwej tożsamości, ma sekrety przed rodziną i narzeczonym – do czego to doprowadzi?

– Przy odrobinie szczęścia nic takiego się nie zdarzy – odpowiedziała z pewnością, której bynajmniej nie odczuwała. – Spotkamy się na skwerze jutro rano.

* * *

Jak wielu dżentelmenów w Operze Włoskiej, tego wieczoru Tony za pomocą swej lornetki nie obserwował sceny, lecz zaglądał w loże.

– Kto to jest, ta kobieta? – spytał, zauważywszy przyczynę prawdziwego huraganu wiwatów i oklasków. Przyzwyczaił się już do entuzjazmu witającego pojawienie się któregokolwiek z królewskich gości, lecz w towarzystwie, wkraczającym do loży na Haymarket, nie dostrzegł nikogo z delegacji pruskiej, rosyjskiej ani austriackiej.

Gus roześmiał się.

– To, mój przyjacielu, jest twoja księżna Walii.

– Ta? – osłupiały Tony spojrzał jeszcze raz na niechlujną, wymalowaną kobietę, bez gustu wystrojoną w diamenty i czarną perukę, przyjmującą właśnie w swojej loży wiwaty widowni. – Za długo mnie tu nie było. – Potrząsnął głową. Choć księżna Karolina była na dworze osobą niepożądaną, nie była przecież taką śmieszną figurą.

– Powinieneś więcej uwagi zwracać na plotki. Im bardziej ona irytuje księcia, tym bardziej motłoch ją kocha. Spójrz na cara – Gus, patrząc na imperatora Rosji, witającego księżnę, wydał z siebie dźwięk pełen obrzydzenia. – Mówią, że Lieven zmuszony był zagrozić odejściem, żeby powstrzymać Aleksandra przed wizytą u niej. Jakież to dziecinne! Aleksander może źle myśleć o waszym regencie, lecz wiele mógłby się nauczyć, biorąc za przykład łaskawość księcia. Tak, on sobie z tym całkiem dobrze radzi – dodał, kiedy książę regent również wstał i ukłonił się widowni, przyjmując oklaski jako skierowane do siebie.

Jednakże Tony zaniechał obserwacji oddalonej żony swego monarchy i skierował lornetkę na lożę trochę w prawo od księżny.

Po chwili Gus zapytał:

– Ona tam jest?

– Tak, z Castlereaghami – odpowiedział Tony.

– Naprawdę? – powiedział zdziwiony Gus. – Więc w końcu przestała się ukrywać?

– Letty? Nie, przepraszam, źle cię zrozumiałem. Nie lady Meriton, ale panna Meriton.

Jakie to dziwne! Dlaczego natychmiast nie pomyślał o Letty? To pewnie dlatego, że tyle myślał o jutrzejszym spotkaniu i o tym, co mógłby powiedzieć Emily.

– Wygląda na… strapioną.

– Naprawdę? – Gus spojrzał i wzruszył ramionami. – Nie widzę tego. To prawda, lord Castlereagh dał wszystkim jasno do zrozumienia, że księżnie się nie kłania. To Castlereagh, ten za nią.

– Nie sądzę, żeby pannę Meriton tak bardzo obchodziło zachowanie cara. Nie, myślę, że martwi się czymś innym. – Tony jeszcze raz spojrzał przez lornetkę. Tak, uśmiechała się do kogoś z sąsiadów, ktoś coś do niej szeptał, lecz jej myśli najwyraźniej błądziły gdzieś indziej.

– Może namyśla się nad jutrzejszym waszym spotkaniem.

Czyżby? Tony z jakiegoś powodu w to wątpił. Panna Meriton wcześniej tego dnia nie wydawała się przed nim wzdragać – chyba że usłyszała od kogoś coś, co kazało jej przestać mu ufać.

– Może. – Tony wzruszył ramionami i starał się, by jego głos brzmiał zwyczajnie, Zbyt ważne stało się dla niego zachowanie poparcia panny Meriton. – Myślę, że dowiem się jutro.

Entuzjazm, z jakim powitano pojawienie się księżny, wreszcie wygasł i rozpoczął się drugi akt, lecz Tony nie był w stanie zwracać większej uwagi na sentymentalne pienia tenora. Wcześniej tego dnia padło w rozmowie pewne zdanie, którego nie mógł wymazać z pamięci.

Gus, kiedy rozpytywałeś o pannę Meriton, czy ktoś wspominał o jej związku z moim kuzynem?

– Nie, dlaczego? Wierzę, że jest bliskim przyjacielem jej rodziny. Wiesz, że to sąsiad Brownlee'ów – Gus spojrzał na niego z zakłopotaniem, po czym na jego twarzy ukazał się spokojny wyraz zrozumienia. – Och, myślisz o tym, że ona się raczej poufale o nim wyraża, ale w twojej obecności nie umie nazwać tego chłopca lordem Palinem. Sądzę, że to urocza delikatność.

Tony potrząsnął głową.

– Nie, idzie jej to zbyt łatwo, zbyt płynnie. Jakby przywykła nazywać go po imieniu.

– Nie sądzę, by to miało jakieś znaczenie. Ona ma wielu przyjaciół, a poza tym nie jest taką formalistką. – Gus zmarszczył czoło. – Ten chłopak jest tu gdzieś. Widziałeś ich razem?

– Nie, i to też jest dziwne. Dlaczego nie przywitał się z osobą z zaprzyjaźnionej od dawna rodziny?

– Zbyt wielkie znaczenie przypisujesz głupstwom, Tony. Najpierw wymyśliłeś romans między tą dwójką, a teraz zakładasz, że on jej unika. Pomyśl chwilę. Gdyby pannę Meriton tak ten Edward obchodził, to czy słuchałaby ciebie?

– Zawsze może postępować fair.

– No to o co ci chodzi? – spytał rozsądnie Gus. – Tak długo, jak długo pomaga ci dowieść twoich racji, cóż to ma za znaczenie?

– Żadnego. Oczywiście masz słuszność – odpowiedział Tony.

Lecz w jakiś sposób było to dla niego ważne.

* * *

KIedy Emily w towarzystwie niańki i bliźniaków wybrała się rankiem na spacer, na skwerze nie było żywego ducha. Wieczorem nagle zaniepokoiła się, że rano mogłoby padać i wówczas straciłaby możliwość wyjścia, lecz pogoda była wciąż przepiękna. Teraz Emily niepokoiła się, że niańka może stać się podejrzliwa – głupi niepokój, choć nieunikniony. Dzisiejsze spotkanie może ujść za przypadkowe, lecz nawet Nancy nabierze podejrzeń, jeśli spotkania będą się powtarzać. Emily była pewna, że dziewczyna nic nie powie, ale będzie wszystko wiedziała.

Fakt, że Nancy mogłaby okazać się chętnym konspiratorem, nie poprawił Emily samopoczucia. Przygnębiała ją myśl, że służba będzie przekonana, iż jej ukochany potrzebuje wszelkiej pomocy.

Jednakże bliźnięta nigdy nie pozwalały ciotce na dłuższą introspekcję. Kate postanowiła dogonić wiewiórkę, a potem sama chciała być goniona. Zanim dołączył do nich lokai lady Connaught z pudlem, Emily była wyczerpana i bardzo bliska zapomnienia, po co właściwie wyszła z domu.

– Dżentelmen – ogłosił Connor na widok Tony'ego.

Tony zdjął z uszanowaniem kapelusz i przyklęknął, aby pogłaskać tłustego pudla. Postronnemu widzowi mógł wydawać się po prostu miłym dżentelmenem, który lubi psy i dzieci. Uważne spojrzenie w kierunku Nancy upewniło go, że uwaga niańki bez reszty zajęta jest przystojnym lokajem w olśniewającej, zielonej liberii.

– Dzień dobry. Mam nadzieję, że nie jest pani bardzo zmęczona po wczorajszym długim wieczorze.

Emily pytająco uniosła brwi.

– Widziałem panią wczoraj w operze.

– Ależ to był wieczór, prawda? Dziękowałam tylko, że to nie była opera, którą byłabym naprawdę zainteresowana, bo wątpię, czy przy tym wszystkim, co się tam działo, usłyszałam choćby jedną nutę.

– Trudno było skupić się na scenie – zgodził się Tony, ale Emily z jakiegoś powodu pomyślała, że nie ma na myśli pojawienia się księżnej Walii.

Teraz, kiedy już tu był, wydawało się, że nie lepiej od niej wie, od czego zacząć. Patrzył na własne stopy i obserwował bliźnięta wpatrzone we własne sylwetki, odbijające się w jego wypolerowanych do połysku butach.

– To chyba pani siostrzenica i siostrzeniec. Jak się nazywają? – spytał uprzejmie. – Ile mają lat?

– To jest Connor, a ta młoda dama, która zostawia ślady palców na pańskich butach, to Katy. Mają po półtora roku.

– W ogóle nie są podobne do Letty – powiedział.

Emily obserwowała twarz Tony'ego, lecz niewiele w niej dojrzała. Dziwne, pomyślała, ale to trochę ta jego niechęć do otwartego wyrażania emocji była powodem, że mu uwierzyła. Fałszywy Tony z pewnością wszelkimi sposobami usiłowałby zyskać współczucie, nieprawdaż?

– Nie, w ogóle jej nie przypominają – zgodziła się. – Myślę, że biedna Katy podobna jest raczej do mnie, ale Connor nie jest podobny do nikogo.

Gdyby to był Tony należący do Letty, co musiał teraz czuć, patrząc na dzieci kobiety, którą kochał, a może wciąż kocha? Bardziej niż cokolwiek innego te dzieci reprezentowały wszystko, co Tony stracił przez te lata spędzone w więzieniu. Jeśli jego żądania okażą się słuszne, Tony odzyska swoją tożsamość i majątek, lecz nigdy nie odzyska utraconych marzeń.

– Próbuję wyobrazić sobie Letty jako stateczną matronę – powiedział z uśmiechem – ale nie potrafię. Wszystko, co pamiętam, to jak wyglądała jako piętnastolatka, kiedy złamała rękę, usiłując pogalopować na wyścigowym wałachu swojego ojca. I jak wyglądała przy naszym pożegnaniu.

Teraz, kiedy poznawała go lepiej, Emily dostrzegła w jego wzroku cień żalu czy smutku. Chciała jakoś mu pomóc, lecz jeśli wciąż jeszcze kochał Letty, nie było dla niego pomocy.

– Letty może i jest matroną, lecz nie sądzę, by ktokolwiek mógł nazwać ją stateczną – przyznała Emily. – Nie sądzę, by wiele się zmieniła, odkąd ją znam.

– Tak? Przypuszczam, że widując ją co dzień nie uświadamia sobie pani zmian. Kiedy zobaczyłem ją na balu… Była inna. Poznałbym ją wszędzie, ale była inna.

Ta zmiana wydawała się wprawić go w zażenowanie – dziwne, bo Emily zastanawiała się teraz, na ile jego zmieniły minione lata. Chwilę później najwidoczniej pomyślał o tym sam.

Roześmiał się.

– Wiem. Sam zmieniłem się nie do poznania. Nie do poznania – powtórzył cicho. – Ale, wie pani, w więzieniu czas jakby stał w miejscu. Moje życie całkiem się zatrzymało, nie ruszało naprzód, dopóki nie stałem się znowu wolny.

Aby odkryć, że świat o nim zapomniał, pomyślała Emily, czując ten ból, który usiłował ukryć. Zdała sobie sprawę, że to właśnie znaczył ten pusty wyraz twarzy, tak często pojawiający się na jego twarzy. Ból należało ukryć przede wszystkim.

– Ale zmienił się nie tylko pański wygląd. Pan nie myśli, nie czuje ani nie działa jak osiemnastoletni chłopiec – dowodziła Emily.

– Czasami wciąż czyję się jak osiemnastoletni chłopiec. Na przykład wczoraj na tym zaimprowizowanym przyjęciu pani przyjaciółki.

A kiedy myśli o Letty?

Jeszcze raz zapadli w kłopotliwe milczenie. Bliźnięta znalazły parę interesujących patyczków i kamyków i teraz przy pomocy patyczków kopały dołki, żeby zasadzić kamyki. Nancy najwidoczniej postanowiła posłużyć się rozmową Emily z Tonym jako pretekstem do małej przechadzki z zaprzyjaźnionym lokajem, więc tylko Kate i Connor mogli tę rozmowę podsłuchać.

– Czy jest pani przykro, że zgodziła się pani mnie spotkać? – spytał Tony po długim milczeniu. – Czy rozmyśliła się pani? Wczoraj wieczorem widziałem panią zmartwioną.

Emily ukryła zaskoczenie. Tak wiele zauważył. Rzeczywiście była zmartwiona, lecz nie myślą o nim. Zaledwie dwie loże dalej ujrzała Edwarda gawędzącego z paroma zaprzyjaźnionymi politykami i z pełnym uszanowania zainteresowaniem traktującego ich córki. Wszelkie nadzieje, jakie żywiła po rozmowie z nim, prędko zgasły. Edward nie chciał jej nawet zrozumieć.

Przypomniała sobie wszystko, czego się ostatnio o Edwardzie dowiedziała, i to nie było przyjemne. Kiedy Tony poprosił ją o pomoc, nawet nie pomyślała, że mogłaby skorzystać z jakiejkolwiek informacji, którą uzyskała prywatnie od Edwarda. Wydawało się jej, że to byłoby nieetyczne. Teraz…

Teraz wyglądało na to, że Edward zupełnie zapomniał o etyce. Jak mogła nie ostrzec Tony'ego?

– Wczoraj wieczorem usłyszałam coś, co mnie zaniepokoiło – przyznała w końcu. – Wie pan, że pański rywal jest bardzo aktywnym torysem. Oczywiście przypomniał paru ważnym dżentelmenom, że o ile jego poglądy są znane i jego poparcie mają zapewnione, o tyle pan jest wielką niewiadomą.

– Innymi słowy, nie traćcie głosu, który już macie. Sprytnie.

Czy to jej imaginacja, czy Tony naprawdę uważnie ją obserwuje, kiedy ona mówi o Edwardzie? Emily stwierdziła, że musi być przewrażliwiona. Tony powinien w najwyższym stopniu interesować się wszystkim, co dotyczy jego kuzyna.

– Mówił pan wcześniej, że Edward postąpił nie fair. Czy pan spodziewa się jeszcze czegoś w tym rodzaju?

– Niekoniecznie w tym rodzaju, ale spodziewam się, że użyje wszelkich środków, jakimi dysponuje. Byłby głupcem, gdyby tak nie zrobił.

– Nie obraził pana swoim zachowaniem?

– Nie, tak naprawdę nie mogę go oskarżać. Nigdy mnie nie poznał. Biorąc pod uwagę, jak traktowano gałąź jego rodziny przed moim domniemanym zgonem, nie mogę myśleć, że chciałby mi teraz pomóc. Chodzi mi o to, że jego postawa może utrudnić wszelkie pojednanie, kiedy wszystko zostanie już ustalone. Wyobrażam sobie, że zejście z wyżyn będzie dla niego dość trudne.

Czyż to możliwe? Czyż Tony mógłby być tak wielkoduszny? Emily wzięła pod uwagę lata, które spędził w więzieniu i pomyślała, że może mógłby. Kiedy pozostaje ci niewielka cząstka rodziny, cenisz ją tym bardziej. Bez względu na obrazy czy krzywdy.

Tymczasem bliźnięta zarzuciły kopanie i bawiły się w kukułkę między drzewami. Biegający wokół drzewa Connor upadł, z miny Tony'ego wywnioskował, że sytuację może wykorzystać i przerwał rozmowę dorosłych żądaniem natychmiastowego pocieszenia.

– Musi pani pamiętać – ciągnął Tony, kiedy Emily mruczała coś potłuczonemu dziecku – jak wiele może stracić mój kuzyn. Przyszedł znikąd, żeby stać się bogaczem i pierwszym w towarzystwie. Wrócić i być nikim tam… skądkolwiek przyszedł…

– Tunbridge Wells – powiedziała automatycznie, puszczając wyrywające się teraz dziecko. – Tak, rozumiem. Sam powiedział coś takiego, ale wtedy nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy.

– Niemniej jednak jest pani co do niego rozczarowana.

– Tak.

Słowo "rozczarowana" nie pasowało nawet w połowie. Czuła się zdradzona. Może nie kochała Edwarda, ale wierzyła w niego, w jego charakter.

– Zatem jeszcze bardziej mi go żal. Nie chciałbym zasłużyć na pani przyjaźń, a potem panią rozczarować.

Tony ujął jej dłoń. Zanim powiedziała cokolwiek, bliźnięta rozepchnęły ich i pobiegły z powrotem ku niańce. Nastrój minął i Emily mogła tylko później zastanawiać się, co Tony by powiedział, gdyby zdążył. Teraz zauważyła, że niańka wreszcie zainteresowała się Tonym. Lokaj lady Connaught i pudel opuścili park i zbliżała się pora odprowadzenia bliźniąt.

Niechętnie skinęła głową w kierunku domu.

– Czas mi już wracać, a nawet nie zaczęliśmy rozmowy na temat pańskiej sytuacji.

– Wydaje się, jakbyśmy dopiero przyszli – zgodził się Tony z nutą żalu w głosie. – Jednak proszę się nie martwić. Nie mogłem spać zeszłej nocy, więc siedziałem do późna i spisałem pani tę listę.- Wyciągnął złożony arkusz papieru z kieszeni kamizelki i zaczął mówić szybciej: – Ta pierwsza grupa ludzi to ci, którzy byli ze mną w Eton. Tych prawdopodobnie odszuka pani najłatwiej. Ci dalsi… – Westchnął i rozprostował ramiona. – Nie brałem udziału w życiu towarzyskim w Verdun, ale miałem kontakty z innymi d'etenus. Mam nadzieję, że niektórzy mogą pamiętać coś, co się przyda.

– W głosie jego bynajmniej nie było nadziei.

– Dlaczego? – spytała Emily. – Przepraszam, nie chcę być niegrzeczna ani się wtrącać, ale to dziwne, że trzymał się pan z dala od towarzyszy niedoli.

Takie postępowanie nie pasowało zgoła do młodego Tony'ego o szczerym sercu, jakiego znała z opisu.

– Nie chciałem tego. – Przerwał i rzucił ukradkowe spojrzenie na niańkę. Emily, idąc jego śladem ujrzała, że Nancy robi co może, żeby okazać się pomocną i nie ma zamiaru wracać do domu, dopóki Emily nie będzie gotowa to uczynić.

– Wie pani, nie mogę przebaczyć Francuzom tego, co ze mną zrobili – wyjaśnił. – Wszyscy internowani byli wściekli z powodu zatrzymania, ale ja mogłem myśleć tylko o tym, że trzymają mnie z dala od Letty. Większość d'etenus usiłowała żyć tak normalnie, jak to było możliwe.

– To zrozumiałe.

– Tak, ale jedyną drogą było płacenie wszelkich łapówek, których żądali Francuzi, a żądali łapówek za wszystko. Jeśli chciało się uniknąć apeli, codziennej musztry, płaciło się łapówkę. Kluby płaciły łapówki, żeby istnieć. Jeśli wydawało się bal, nie tylko należało upewnić się, czy zaproszony jest gubernator, generał Wirion, i jego żona, ale trzeba było zapewnić mu wygraną w kartach. To samo, jeśli chodzi o wyścigi.

– A pan nie chciał płacić łapówek?

– Och, niektórych nawet nie mogłem uniknąć. Mój wychowawca był stary i chory. Żeby miał odpowiednią opiekę, musiałem opłacać prywatne mieszkanie i płacić za jego nieobecność na apelach. Jedną z ulubionych sztuczek Wiriona było też umieszczanie służących z dala od ich państwa, i trzeba było wykupywać ich z powrotem. Musiałem to robić parę razy. Ale nie miałem ochoty na nic więcej. Nie z powodu oburzenia na myśl o płaceniu łapówek. Nie chcę, aby myślała pani, że byłem męczennikiem własnego sumienia. Jego postawa była rodzajem samozniszczenia, niemniej jednak wywarła na Emily wrażenie. Wiele odwagi trzeba, by przeciwstawić się francuskim władzom więziennym, szczególnie gdy chodzi o osiemnastoletniego chłopca, któremu odmówiono w życiu tylko jednej rzeczy.

– Dlaczego zatem nie chciał pan płacić? – naciskała Emily?

– Miałem świadomość, że w ten sposób dobre, angielskie pieniądze trafiają do Francuzów. Och, na początku wszystko szło prosto do kieszeni Wiriona, ale stamtąd rozchodziło się wszędzie. Każdy angielski pens wydany w Verdun ostatecznie musiał służyć sprawie Napoleona. I dlatego nie chciałem płacić.

– A więc nie chodził pan na bale…

– Ani do klubów, ani na wyścigi. Skrupulatnie uczęszczałem na apele, ale jedyni d'etenus, których można tam było znaleźć, to biedacy, nie mogący sobie pozwolić na płacenie. W rezultacie lepiej poznałem marynarzy niż internowanych cywili. A więc nazwiska, które pani zobacz, to głównie nazwiska ludzi z marynarki, plus nazwiska paru duchownych, którzy regularnie odwiedzali mojego wychowawcę.

Wychowawcę, który z uporem twierdził, że Tony jeszcze żyje.

Możliwe, że te znajomości mogą być najbardziej pomocnicze.

Niańka poczęła się niecierpliwić, a także okazywać ciekawość. Emily stanowczo powinna obmyśleć jakieś wytłumaczenie. Jednakże uprzytomniła sobie, że musi powiedzieć Tony'emu jeszcze jedno.

– Dobrze. To się bardzo przyda. Właściwie już spotkałam pewnego dżentelmena, internowanego z Verdun.

– Naprawdę? Czy on mnie zna? Jak się nazywa? – Tony tak był żądny informacji, że pytanie goniło pytanie, bez przerw na odpowiedź.

– To pan Dominic Neale. Nie twierdzi, że poznał pana osobiście, lecz mówi, że widywał lorda Varrieura w mieście. – Zawahała się. – Powiedział, że był na pańskim pogrzebie.