142625.fb2 Debbie czy Debora? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 4

Debbie czy Debora? - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 4

ROZDZIAŁ CZWARTY

Wkrótce otoczył Deborę spory wianuszek ludzi. Wszyscy okazywali jej sympatię i sprawiali wrażenie zachwyconych jej przyjazdem do Indonezji. Wydawało się, że Sylvie była jedyną osobą, która tego zachwytu nie podzielała.

Deborze, którą stale komplementowano i dolewano szampana, humor dopisywał. Nie musiała udawać, że bawi się świetnie. Zawsze lubiła poznawać nowych ludzi, uwielbiała wesołe rozmowy i śmiech, była więc w swoim żywiole.

Tylko czasami, w ulotnych chwilach, wszystko wokół nabierało cech nierzeczywistych… Czy tej nocy – a może to był poranek? – mogła przypuszczać, że nazajutrz weźmie udział w podobnej maskaradzie?

Od czasu do czasu poszukiwała wzrokiem Gila i za każdym razem znajdowała go w tym samym miejscu – u boku nieodłącznej Sylvie. Wśród radośnie podnieconych ludzi wyglądał jak nieruchomy głaz – samotna, zimna skała pośrodku wzburzonego morza. Ani razu nie spojrzał ha Deborę. Urażona, pociągnęła kolejny łyk szampana.

Czyż nie powinien okazać choć trochę zainteresowania świeżo poślubionej małżonce, zamiast pozwalać się adorować tej bezwstydnej Francuzce! Sylvie, wsparta o jego ramię, śmiała się właśnie głębokim, uwodzicielskim śmiechem, który drażnił Deborę.

W krótkim czasie dziewczyna stała się duszą towarzystwa.

Na złość Gilowi postanowiła pokazać, na co ją stać. Być może nie miała takiego sugestywnego śmiechu jak Sylvie, ani jej niezwykłej urody, ale za to potrafiła z wdziękiem opowiadać, zmyślać na poczekaniu niestworzone historie ze swego rzekomego narzeczeństwa z Gilem, tak że goście wokół niej cudownie się bawili i zaśmiewali do rozpuku. Uznała za punkt honoru przekonać wszystkich, że naprawdę są małżeństwem – stosownie zresztą do jego życzeń!

W pewnej chwili niska, pulchna dziewczyna z burzą loków i wesołymi, brązowymi oczami, która przedstawiła się jako Prim, odciągnęła Deborę na bok.

– Primrose, jeśli nie uznajesz zdrobnień – wyjaśniła. – Nie znoszę jednak tego imienia, tak więc wolę Prim. Ogromnie chciałam cię poznać – mówiła. – Zupełnie nie potrafiłam sobie wyobrazić dziewczyny Gila! Zawsze był taki powściągliwy, taki pełen rezerwy… -Ściągnęła brwi, szukając właściwego słowa.

– Zamknięty w sobie – podsunęła życzliwie Debora, znów zerkając na Gila kątem oka. Rozmawiał właśnie z kilkoma mężczyznami; choć był odprężony i uśmiechnięty, po twarzach jego kolegów znać było, że cieszy się tu wyjątkowym autorytetem. Oczywiście Sylvie nadal krążyła wokół niego. Debora posłała jej mordercze spojrzenie. Och, dlaczego Gil wreszcie się jej nie pozbędzie!

– Właśnie! Zamknięty w sobie – podchwyciła Prim i westchnęła. – Chyba to właśnie sprawia, że jest tak nieodparcie atrakcyjny. Taki nieosiągalny, a zarazem porywający… Rozumiesz, o co mi chodzi?

Debora znów patrzyła na Gila. To dziwne, że jego twarz wydawała się tak bardzo znajoma…

– Tak, rozumiem cię doskonale – odparła grzecznie.

– No i w końcu mam okazję poznać pogromczynię Gila! – rzuciła Prim z satysfakcją w głosie.

– Pogromczynię?

– Wiesz, Gil sprawiał zawsze wrażenie mężczyzny niedostępnego – powiedziała przepraszająco Prim. – I bardzo chłodno spoglądającego na świat… Gdy o tobie mówił, opowiadał na przykład, że jesteś doskonalą sekretarką, ale nigdy nie wspomniał, że masz tak niesamowicie niebieskie oczy…

Nic dziwnego, pomyślała Debora, a Prim pochyliła się ku niej i ciągnęła konfidencjonalnym szeptem:

– Prawdę mówiąc, Deboro, trochę obawiałam się twojego przyjazdu. Na podstawie opowiadań Gila, wyobraziłam sobie, że będziesz sztywną, elegancką damą, taką z nosem zadartym do góry, i wszyscy będziemy musieli przy tobie uważać na nasze maniery. Teraz jednak widzę, iż jesteś całkiem inną dziewczyną, i potraktuj to jako komplement!

Debora roześmiała się do własnych myśli. Prim nie mogła być bliższa prawdy. Oczywiście, że była inna, a w dodatku wcale nie chciałaby być podobna do Debbie. Narzeczona Gila wydawała się jej taka nudna… Miło było słyszeć, iż także Prim, a może i pozostali przyjaciele Gila, podzielają tę opinię.

– Jestem całkiem inna – zapewniła stanowczo. – Gil musiał żartować, gdy opowiadał o mnie takie historie.

– W każdym razie robił to bardzo przekonywająco – powiedziała Prim tonem lekkiej przygany. – Kto wie, może ciebie prawdziwą chciał mieć wyłącznie dla siebie? W każdym razie potwierdza się obiegowa opinia, że przeciwności się przyciągają. A gdy mężczyzna taki jak Gil się zakocha, zakochuję się na śmierć i życie – zakończyła Prim optymistycznie.

Czyżby Gil zakochał się w Sylvie bardziej, niż chciał się do tego przyznać? – zastanawiała się Debora z miną wielce ponurą. Czyżby żona miała służyć mu za parawan?

– Jeśli nie byłabym tak szaleńczo zadurzona w Michaelu – paplała beztrosko Prim – o czym wszyscy dobrze wiedzą, myślę, iż byłabym o ciebie trochę zazdrosna. Widać, że Gil cię uwielbia.

– Naprawdę? – Debora ugryzła się w język. Nie powinna zadawać tak głupich pytań.

Prim popatrzyła na nią z pewnym zdziwieniem.

– Och, co prawda, próbuje zachowywać się obojętnie, nie chce zmienić swego wizerunku – powiedziała – ale przecież łatwo zauważyć, iż nie może od ciebie oczu oderwać. Gdy mu się wydaje, że nikt nie patrzy, wodzi za tobą wzrokiem.

Debora bezwiednie spojrzała przez ramię, i w tym momencie również Gil uniósł wzrok. Ich spojrzenia na ulotną chwilę spotkały się. Debora zarumieniła się i pospiesznie odwróciła do Prim.

– A widzisz? – Prim uśmiechała się z satysfakcją. – To bardzo romantyczne, bardzo. Patrzeć, gdy drugie tego nie widzi. Nie wyobrażam sobie, jak mogliście tak długo czekać ze ślubem! Tacy zakochani! A ślub? – dopytywała się. – Ślub musiał być wspaniały, prawda? Mogłabym chociaż zobaczyć zdjęcia?

Debora patrzyła na nią osłupiała. Zdjęcia… Jakże mogli zapomnieć o zdjęciach!

Nieoczekiwanie w sukurs przyszedł jej Gil. Podszedł z tyłu cichaczem, ale jakimś siódmym zmysłem wyczuła jego obecność i odwróciła się instynktownie.

– Przyniosłem ci szampana – powiedział obojętnym tonem, wyjmując jej z ręki pusty kieliszek i zastępując pełnym. Przynajmniej raz był sam, bez nieodłącznej Sylvie.

– Prim właśnie pytała o nasze zdjęcia ślubne… – odezwała się Debora nie swoim głosem, ponieważ nagłe dotknięcie jego ręki dziwnie ją zelektryzowało.

– Czyżby Debora nic ci nie powiedziała? – rzucił śmiało, jakby przygotowany na każdą ewentualność. – Linie lotnicze zgubiły jej bagaż!

– A miałam tam wszystko, również fotografie – wyjaśniła Debora znacznie pewniejszym głosem.

– Och, co za szkoda! – Prim nie posiadała się z żalu. – Może będziecie mogli wywołać nowe z negatywów? A wesele? Myślę, że nie było czasu na huczne wesele? – dopytywała się niestrudzenie.

– Bawiliśmy się jednak świetnie, nieprawdaż, Gil? – powiedziała szybko w obawie, by jej nie ubiegł i nie zaczął opowiadać innej wersji od tej, którą podała przed chwilą towarzystwu. Opisała bowiem swoje mityczne wesele, puszczając wodze wyobraźni i zastanawiała się teraz z pewnym rozbawieniem, jak Gil przyjmie te rewelacje, jeśli do niego dotrą.

– Właśnie usłyszałem o tym od Rogera – powiedział z kamienną twarzą. – Wyobraź sobie, jakie musiało być jego zdziwienie, gdy powiedziałem mu o naszym cichym ślubie.

Debora spuściła oczy pod jego morderczym spojrzeniem. Być może trochę przeszarżowała, ale Roger tak się śmiał, że nie mogła powstrzymać się, by nie dodać jeszcze kilku pikantnych szczegółów.

– Oczywiście powiedziałem Rogerowi, iż jesteś trochę egzaltowana i skłonna do przesady – dodał z ostrzegawczym naciskiem.

Prim przysłuchiwała się tej zagadkowej wymianie zdań z wyrazem zdumienia na twarzy. Ponieważ jednak nie przywykła do dłuższego milczenia, po chwili odezwała się z nową werwą:

– To wspaniale, że udało wam się w ciągu zaledwie tygodnia zorganizować przyjęcie. Czy odbyło się w domu, czy w hotelu?

Debora już otwierała usta, ale tym razem Gil był szybszy.

– W hotelu – rzekł tonem, który nie zachęcał do dalszych pytań, ale Prim trudno było poskromić ciekawość.

– Jaką miałaś suknię, Deboro? – spytała słodkim głosikiem.

Gil westchnął zrezygnowany, ale Debora pochwyciła swą szansę. Niech no tylko zaprzeczy! – pomyślała mściwie. Jako dziecko widziała na obrazku ślub Kopciuszka i teraz opisała jej suknię z najdrobniejszymi szczegółami.

– Miałam długą, kloszową halkę – prawiła z pietyzmem

– a wierzch z jedwabiu ułożonego w falbany i wyszywanego perłami. Och, cóż to była za suknia! – W lekko przerażonych oczach Gila zauważyła pełne podziwu niedowierzanie. Na moment zaświtała jej w głowie myśl, by ubrać go jak księcia z bajki: w lśniące, satynowe spodnie i koszulę z żabotem, ale ostatecznie, gdy ponownie na niego spojrzała, zdjęła ją litość.

– Wiesz, suknia przypominała jako żywo styl elżbietański

– zwierzała się Prim. – Sztywny koronkowy kołnierz oraz mankiety… No i oczywiście miałam welon, bardzo długi welon, a we włosach świeże kwiaty.

– Musiałaś wyglądać cudownie – rozmarzyła się Prim, a Debora nie potrafiła się powstrzymać, by nie posłać Gilowi prowokacyjnego spojrzenia.

– Gil mówił, że wyglądałam pięknie, prawda, kochanie?

– Wyglądałaś bardzo ładnie – wycedził przez zaciśnięte zęby.

– To cudownie, że udało ci się uszyć ją w tak krótkim czasie – powiedziała Prim z lekkim zdziwieniem.

– Och, miałam ją gotową od lat! – Debora zaczynała się świetnie bawić. – Czekałam tylko, aż Gil przestanie się wykręcać i wyznaczy datę!

Nerwowy skurcz przeszedł po twarzy Gila.

– Nie zapominaj, że nie chciałaś porzucać pracy, kochanie. – W jego jasnych oczach pojawił się ostrzegawczy błysk, ale Debora wypiła za dużo szampana, by się nim przejmować.

– Dawno bym ją rzuciła, gdybyś tylko naprawdę tego chciał – wyznała z żałosną minką.

– A co z twoimi pozostałymi rzeczami, Deboro? – Prim pospiesznie zmieniła temat, wyczuwając rosnące napięcie. – Czyżbyś wszystko straciła?

– Niestety. – Debora z udawanym niesmakiem spojrzała na swoją niebieską sukienkę. – Pozostałam w tym, w czym stoję.

– Biedactwo! W każdym razie to doskonała okazja, żeby Gil kupił ci nowe rzeczy!

– Wiesz, właściwie nigdy nie przywiązywałam wagi do ubrania – powiedziała Debora. – Noszę po prostu to, w czym mi jest akurat wygodnie.

– Naprawdę? – Prim wyglądała na zaskoczoną. – O ile dobrze pamiętam – zwróciła się do Gila – mówiłeś, że Debbie nosi się zawsze nienagannie?

– Tak było w istocie – rzekł. – Ale potem miała ten straszny wypadek… – Smutno pokiwał głową, a Debora nie miała wątpliwości, że odpłaca jej pięknym za nadobne. – I od tamtej pory nie jest już tą samą kobietą.

– Och, nic nie wiedziałam! – Prim zwróciła się do Debory z miną zawodowej pielęgniarki. -Tak mi przykro. Czy… czy byłaś ciężko ranna?

– Nic podobnego! – Debora posłała Gilowi lodowate spojrzenie. – Tylko trochę się potłukłam. – Pochyliła się poufale nad Prim. – Widzisz, Gil zawsze uważał mnie za doskonałą. Przebywając z dala od kraju, wyrobił sobie idealny obraz mojej skromnej osoby. I dopiero teraz, kiedy jesteśmy razem, zrozumiał, że nieco odbiegam od ideału. Och, biedak, to musiało być dla niego szokiem!

– Wybacz, Prim, ale muszę porozmawiać z żoną. – Gil nie wytrzymał dłużej, mocno chwycił Deborę za nadgarstek i pociągnął za sobą. Widziała, że szczęki miał zaciśnięte i nerwowo drżał mu mięsień na policzku, ale nie starała się okazać skruchy. Szła obok męża z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

– Ach, tu cię mam, Gil! – Pascal zagrodził im drogę, nim dotarli do drzwi. – Wszędzie was szukam, moi drodzy. Cisza, proszę! – zwrócił się podniesionym głosem do gości. -Chciałbym wznieść wreszcie toast za naszego nieocenionego przyjaciela i jego uroczą żonę!

Rozległ się chór życzliwych głosów: „Za Gila i Deborę!" oraz za „Gila i Debbie!", nie wszyscy bowiem wiedzieli, że zdrobniała wersja imienia nie odpowiada pannie młodej.

Debora starała się nie patrzeć na Gila. Nadal trzymał ją mocno za rękę, a ona zastanawiała się, czy przypadkiem nie żałował już wymyślonej przez siebie maskarady. Oczywiście w tej chwili nie mógł wypaść z roli.

– Dziękuję wszystkim! – powiedział. – Cieszymy się razem z żoną z waszego serdecznego powitania.

Było to chłodne, rzeczowe podziękowanie. Koledzy, przyzwyczajeni do jego oszczędnego sposobu wyrażania myśli, roześmiali się życzliwie i ze zrozumieniem. Po chwili błysnęły flesze.

– Pocałuj pannę młodą! – krzyknął ktoś z tyłu, a potem dały się słyszeć kolejne nawoływania:

– Prosimy o pocałunek do fotografii!

Debora zastygła w promiennym uśmiechu; czuła, że Gil rozluźnia uścisk wokół jej nadgarstka, odwróciła więc głowę i spojrzała mu w oczy, pewna, iż dostrzeże w nich przerażenie takie samo, jakie widniało w jej własnych.

Znać było, że zbladł pod opalenizną, ale jego jasne, krystalicznie czyste oczy nie wyrażały nic.

– Pocałuj pannę młodą, Gil!

Debora czuła, że z tej pułapki nie mają już wyjścia, ale szybkość, z jaką Gil znów zacisnął palce wokół jej ręki i przyciągnął ją do siebie, wprawiła ją w zdumienie.

A potem wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Czuła, że drży, serce jej tłukło się przeraźliwie. Gil wolno, bardzo wolno pochylał ku niej głowę. A gdy jego usta spoczęły na jej ustach, westchnęła lekko i poddała im się, o dziwo, bez najmniejszego oporu.

Pocałował ją twardo, niemal brutalnie -jakby chciał ją tym pocałunkiem ukarać. I bardzo szybko oderwaliby się od siebie, gdyby zdradziecka fala nagłego pożądania nie popchnęła ich znów ku sobie. Debora niejasno zdawała sobie sprawę, że powinni już dawno skończyć się całować, że powinni oderwać się od siebie i przywołać na twarz uprzejme uśmiechy – ale ciało jej tuliło się do niego i tęskniła za chwilą, gdy ciepłe, podniecające usta Gila znów spoczną na jej wargach. Jakże mogła kiedykolwiek przypuszczać, że Gil ma zimne usta!

I trwali w tym uścisku – on gładząc jej gołe ramię, a potem pieszcząc miękką skórę jej policzka, ona wczepiona w jego koszulę – nieskończenie długą, żenująco długą chwilę, aż wreszcie Gil nie bez trudu oderwał się od niej. Debora zamrugała oczami, rozpaczliwie usiłując powrócić do przytomności. Na litość boską, czyż naprawdę to ona całowała przed chwilą z takim oddaniem, zapałem i… uczuciem prawie obcego mężczyznę? Zerknęła na niego zaciekawiona. Oczy miał wpółprzymknięte, nie mogła więc z nich niczego wyczytać. -W końcu był to tylko pocałunek, niewinny pocałunek do fotografii – pocieszała się, ale nadal stała jak wryta, z zakłopotaniem wpatrując się w swoje sandały. Była pewna, że jeśli uniesie głowę, wszyscy poznają po jej twarzy, iż był to ich pierwszy pocałunek…

Minęła chwila długa jak wieczność – a może tylko tak jej się zdawało? Zdobyła się na odwagę i uniosła głowę. Nikt się nie śmiał, nikt nie wytykał ich palcami. Wszyscy patrzyli życzliwie, z minami zadowolonych z siebie swatów. Tylko jedna para ciemnych oczu nie promieniała szczęściem ani życzliwością.

Oczy Sylvie wyrażały niechęć i irytację. Debora wojowniczo wysunęła podbródek i posłała Francuzce wyzywający uśmiech. Przysunęła się do Gila i ujęła go za rękę.

Zerknął na ich splecione dłonie, a potem spojrzawszy Deborze w oczy, na moment mocniej uścisnął jej rękę.

Nieoczekiwanie wyrosła przed nimi Prim, machając radośnie chusteczką.

– A to co takiego? – zdziwiła się Debora, gdy Prim bez pytania zaczęła zawiązywać jej oczy.

– To zasłona – wyjaśniła. – Kupiliśmy wam ślubny prezent i chcemy, aby to była prawdziwa niespodzianka. Jest trochę za duży, by go ładnie opakować…

– A więc nie jest to kryształowy wazon.

Debora poczuła się naprawdę zmęczona i wolała, by goście sobie już poszli. Zrezygnowana, podobnie jak Gil, pozwoliła sobie jednak zawiązać oczy i poprowadzić się do sąsiedniego pokoju.

– Już! – To był radosny głos Pascala. – Prezent od nas wszystkich, kochani. Chcieliśmy uprzyjemnić wam te trzy miesiące i zamówiliśmy je specjalnie dla was! – dodał z dumą. – Możecie już zdjąć opaski!

Debora zamrugała powiekami, gdy chustka opadła jej z oczu. Stała naprzeciw Gila, a wokół rozbawiony tłum oczekiwał słów pochwały.

Gil patrzył w dół z miną wielce ponurą. Debora tknięta złym przeczuciem również opuściła wzrok.

Pomiędzy nimi stało ogromne, małżeńskie łoże.

– Uff, już po wszystkim! – Odprowadziwszy ostatnich gości, Gil opadł z ulgą na fotel.

Debora nerwowo spacerowała po pokoju, udając, że ogląda meble i drobiazgi. Nie było tu wiele do oglądania. Wiklinowe fotele i sofa wyściełana gładkimi poduchami, biurko – a na nim starannie ułożone papiery, trochę książek stojących w równym rzędzie na półkach, wreszcie w drugim końcu pokoju stół – a wokół niego krzesła, ustawione z nienaganną precyzją jak w koszarowej kantynie. Dwa zawieszone u sufitu wiatraki mozolnie mieliły parne powietrze, wydając przy tym irytujący dźwięk.

Jeszcze nie tak dawno Debora marzyła, by goście wreszcie wyszli, a teraz raptownie zmieniła zdanie. Nastrój wywołanej Szampanem euforii ulotnił się gdzieś, a w jego miejsce pojawiło się kłopotliwe zażenowanie. Perspektywa spania z Gilem w jednym łóżku – do niedawna jeszcze iluzoryczna, a teraz namacalnie bliska – napawała ją obawą. Zwłaszcza że tak żywo miała w pamięci pocałunek… Wyraz twarzy Gila również nie skłaniał do optymizmu. Mocno zaciśnięta szczęka świadczyła o ledwie powstrzymywanej złości, a oczy, które śledziły każdy jej ruch, ciskały błyskawice.

– Mam wrażenie, że wszyscy uwierzyli, iż jesteśmy małżeństwem – powiedziała, by wreszcie przerwać ciszę.

– Aż do czasu, gdy zaczną porównywać nasze relacje

– warknął. – Co ci do głowy strzeliło, żeby opowiadać te wierutne brednie?

– Grałam rolę twojej żony najlepiej jak potrafiłam.

– Wzięła do ręki miseczkę z fistaszkami i zachłannie je pałaszowała. – Czyż nie za to właśnie mi płacisz?

– Nie płacę ci za dorabianie mi idiotycznego życiorysu!

– Wstał, nie mogąc z wściekłości usiedzieć na miejscu i zaczął sprzątać pozostałe po przyjęciu szklanki i kieliszki.

– Musiałem mieć minę skończonego idioty, gdy Emily Watts opowiadała mi, jak to oświadczałem ci się na plaży w Brighton w strumieniach deszczu!

– To było na plaży w Bamburgh – poprawiła go z namaszczeniem. – Powiedziałam jej tylko, że siedząc pod parasolem, wypiliśmy butelkę szampana. Wydawało mi się, że nie zaszkodzi nam odrobina romantyzmu…

– Romantyzmu? A cóż może być romantycznego na plaży w Bamburgh? Zimno, mokro i niewygodnie.

– Nie zapominaj, że byliśmy do szaleństwa zakochani! Posłał jej mordercze spojrzenie.

– Byłem szalony, że cię zaangażowałem do tej roli! Zupełnie zapomniałaś, iż miałaś udawać Debbie. Wiedz zaś o tym, że ani ja, ani tym bardziej Debbie, nie widzimy niczego romantycznego w siedzeniu na plaży w środku zimy!

– Zapewne oświadczyłeś się jej, wysyłając służbową notatkę- mruknęła pod nosem. Usiadła na sofie, odstawiła pustą miseczkę po orzeszkach i sięgnęła po następną. – W każdym razie – ciągnęła – musiałam przecież coś wymyślić. Niewiele opowiedziałeś mi o sobie i Debbie. A ludzi nie interesuje, jak szybko ktoś potrafi pisać na maszynie! Chcą wiedzieć, jak się poznaliśmy, jakie było wesele, jaki jesteś naprawdę przy bliższym poznaniu…

– Daj już spokój – przerwał ostro. – Z pewnością nikt cię nie prosił o wymyślanie ekstrawaganckich szczegółów. Prawdopodobnie wyszedłem na idiotę – westchnął. – Ty natomiast zachowywałaś się jak komediantka! Bóg jeden wie, co sobie ludzie pomyśleli…

– Prawdopodobnie pomyśleli, że jestem bardzo dzielna i dobrze wychowana, skoro nie zrobiłam sceny, mimo iż mój nowo poślubiony mąż cały wieczór spędził w towarzystwie innej kobiety – odcięła się z satysfakcją. I dodała: – Myślałam, że chcesz zniechęcić Sylvie. Tymczasem wygląda, iż wprost przeciwnie. Cały czas kręciła się przy tobie i na to jej pozwalałeś! Tęskniłam za tobą, Gil – przedrzeźniała Sylvie z napastliwą dokładnością.

– Posłuchaj, Deboro, mówiłem już, że nie mogę ryzykować teraz żadnych scen. – Twarz mu sposępniała. – Jeśli powiem jej prosto z mostu, iż nie chcę mieć z nią nic do czynienia, Sylvie rozpęta burzę, po której długo się nie pozbieramy. Jestem pewien, że poleci do Pascala ze skargą, iż próbowałem ją uwieść.

– Powiem ci jedno… – Debora z hukiem odstawiła miseczkę, dziwiąc się sama sobie, że odczuwa taką przemożną złość. – Pascal nie jest idiotą. Zresztą ona w ogóle z niczym i przed nikim się nie kryje.

– I właśnie po to tu cię przywiozłem – rzekł lodowatym tonem. – Myślałem, że będziesz miała wystarczająco dużo oleju w głowie, żeby stać przy mnie i odstraszać Sylvie oraz nie odzywać się, gdy cię nie pytają. Ale ty zamiast tego skakałaś jak pchła po całym pokoju i wymyślałaś niestworzone historie ku uciesze gawiedzi! A poza tym bezczelnie flirtowałaś z innymi mężczyznami. Jeżeli w ten sposób zachowuje się przykładna żona…

– Z nikim nie flirtowałam! – obruszyła się stanowczo. – Sądziłam, że powinnam być miła dla wszystkich.

– Robiłaś z siebie pośmiewisko! Miałem po dziurki w nosie, gdy zewsząd donoszono mi, jaka jesteś zabawna. Zabawna! Dobre sobie. – Gil parsknął z niedowierzaniem. – Raczej koszmarna! Mówiłeś, że wyglądam pięknie, prawda, kochanie? – Tym razem on przedrzeźniał ją złośliwie. – Co, u diabła, strzeliło ci do głowy?

– Tak właśnie mówią panny młode – odpowiedziała niewzruszona Debora. – Wiem, bo sama nieraz słyszałam. Debbie powiedziałaby to samo!

– Debbie by tego nigdy nie powiedziała! – krzyknął, ale zaraz się opanował i tylko groźnie popatrzył na Deborę. – Ona zachowałaby się jak należy… rozsądnie i spokojnie. Byłaby uprzejma dla każdego, ale z pewnym właściwym dystansem. Jestem przekonany, że Sylvie natychmiast by odgadła, iż jest bez szans.

– Jeśli Debbie jest taka niezastąpiona, to właściwie dlaczego jej tu dziś nie ma? – W głosie Debory brzmiała ledwie powstrzymywana pasja. – To był twój pomysł, nie mój! Byłabym już w połowie drogi do Dżakarty…

– Raczej siedziałabyś w jakimś ponurym lochu w Parangu bez żadnej nadziei na ratunek! – odciął się złośliwie. – Chcę cię tylko ostrzec, żebyś na przyszłość poskromiła swój niewyparzony język i starała się mówić bardziej do rzeczy. W przeciwnym razie nie zapłacę ci ani pensa. Musisz wbić sobie do głowy, po co tu jesteś i zachowywać się taktownie!