142649.fb2
Erin wychodziła właśnie z pokoju hotelowego, kiedy zadzwonił telefon. Odebrała, spodziewając się, że to ojciec albo Nan Faulkner, która spokojnie, ale stanowczo nalegała, żeby uczestniczyć w spotkaniu z Cole'em Blackbumem. Słysząc dziwny pogłos w słuchawce Erin domyśliła się, że to rozmowa międzymiastowa, zanim jeszcze rozległ się głos Jeffreya Fishera, jej redaktora z Nowego Jorku. Jeff był w jej wieku i uchodził za wschodzącą gwiazdę wśród ludzi zajmujących się wydawnictwami artystycznymi. Był tak podniecony, że ledwie mógł mówić.
– Jak ty to robisz? – zapytał. – Jesteś chyba czarownicą. Rzucasz na ludzi uroki zza koła polarnego. Na pewno. Jesteś wiedźmą. Myślałem, że tylko ja czuję przed tobą respekt, ale teraz widzę, że do ciebie należy cały świat. Wszyscy dobijają się do twoich drzwi, gotowi rzucić ci do stóp sławę i pieniądze.
– Jeff, na miłość boską, co ty bredzisz? Zwolnij trochę.
– Mam zwolnić? Nie ma mowy, nie mogę. Zresztą nie mam powodu. Jak się dowiesz, co się stało, też będziesz skakała z radości. To życiowa szansa. Ten album zrobi z ciebie najsłynniejszego fotografika pod słońcem. To fantastyczne, niewiarygodne. To… – Zamilkł, szukając odpowiedniego słowa.
– Jeff, wyduś wreszcie, o co tu chodzi..
– O diamenty – wyszeptał.
Erin przebiegł zimny dreszcz.
– Co takiego?
– Diamenty. Zaproponowano ci właśnie, żebyś zrobiła album… Nie album, wielką księgę o tych najwspanialszych kamieniach na ziemi.
– Zaproponowano? – Odchrząknęła. – Naprawdę? Kto? Kiedy?
– Ludzie, do których należą wszystkie diamenty świata. Właśnie oni. Consolidated Minerals, spółka kontrolująca wydobycie każdej znaczącej kopalni diamentów. ConMin zdecydował się na współpracę przy tworzeniu najobszerniejszego i najdroższego studium swojego produktu, jakie dotychczas powstało. Chcą do tego zadania tylko jednego fotografika. Erin Shane. Zdaje się, że ktoś widział twoją „Arktyczną Odyseję” i doszedł do wniosku, że jeśli potrafisz wyczarować takie zdjęcia lodu, to aż trudno sobie wyobrazić, co zrobisz z najprawdziwszymi diamentami.
Erin zamknęła oczy i zastanawiała się nad tym zadziwiającym zbiegiem okoliczności. Fisher zdał sobie sprawę, że jego rozmówczyni wcale nie jest tak przejęta jak on.
– Słuchaj, kochana – odezwał się. – Zbyt długo przebywałaś na mrozie. Mózg ci zamarzł. Harry Conner oszalał na punkcie tego pomysłu, zwłaszcza że ConMin sfinansuje całe przedsięwzięcie. Zapowiada, że weźmie dużą zaliczkę, sześciocyfrową, a nawet większą. Jeśli dobrze to rozegrasz, twój agent może wyciągnąć dla ciebie siedmiocyfrową sumę. I mówię tu o cyfrach przed przecinkiem. Rzecz jasna, wchodzą w grę prawa autorskie na cały świat.
Erin wydała z siebie dźwięk, który mógł oznaczać zarówno radość, jak i rozpacz.
– Jeff…
– Tak, wiem, że to wydaje się zbyt piękne…
– Kiedy oni zadzwonili? – przerwała mu szorstko.
– Kto?
– ConMin.
– Pierwszy telefon dostałem mniej więcej godzinę temu. Dzwonił jakiś gość z holenderskim nazwiskiem, Hugh van Louk czy coś takiego. Właśnie w tej chwili omawia z Harrym szczegóły.
– Rozumiem.
– Nic nie rozumiesz, bo inaczej skakałabyś z radości jak ja – odparował Fisher. – Pamiętasz, co chciałaś robić kilka lat temu. Przecież to właśnie to. „Od diamentu do brylantu”. Tym razem ConMin wpuści cię na swój londyński przegląd. Teraz zgodzą się na wszystko, co zechcesz, i w dodatku zapłacą ci fortunę. To nie mogło się zdarzyć w lepszym momencie. Trzeba będzie przełożyć twój wyjazd do Europy, ale i tak miałem wrażenie, że wcale się tam nie wyrywasz.
Erin jeszcze kilka minut słuchała jego wynurzeń, zadała kilka pytań i zakończyła rozmowę. Chciała uwierzyć, że to zbieg okoliczności, ale nie mogła. Zastanawiała się, w jaki sposób ConMin tak szybko wpadł na jej trop.
Może ojciec będzie wiedział. Albo Cole. Żadna z tych myśli nie dodawała jej otuchy.
Przybyła do budynku BlackWing zdecydowana za wszelką cenę uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. Cole czekał na nią przy drzwiach windy. Kiedy na niego spojrzała, zauważyła, że oboje mają na sobie ten sam strój co poprzedniego dnia, Widać było, że jego koszula i jej bluzka zostały wyprane i wysuszone w hotelowej pralni. Domyśliła się, że oboje lubią podróżować z minimalną ilością bagażu. To dziwnie poprawiło jej humor.
– Czy mój ojciec już jest? – zapytała.
– Strażnik jeszcze mnie nie powiadomił o jego przyjściu – odparł Cole. Nie skłamał, ale też nie powiedział całej prawdy. Zmrużył oczy widząc wywołane napięciem wyraźne bruzdki wokół jej oczu i ust. – Co się stało?
– Nie wiem. I nie dowiem się, dopóki nie otrzymam kilku odpowiedzi.
Zanim Cole zdążył się odezwać, zadzwonił telefon. Blackbum wysłuchał wiadomości i odłożył słuchawkę.
– Twój ojciec właśnie jedzie na górę. Towarzyszy mu jakaś kobieta.
– Nan Faulkner. Zajmuje się diamentami.
Po chwili zjawił się strażnik, prowadząc za sobą Matthew Windsora i jego współpracownicę. Mężczyźni przywitali się obojętnie, uścisnęli sobie dłonie i zajęli miejsca w sali konferencyjnej. Faulkner również usiadła, tylko Erin nadal stała. Spojrzała na pozostałą trójkę.
– Który z graczy najbardziej skorzysta na ujawnieniu wiadomości, że to ja jestem spadkobierczynią Abe'a? – zapytała.
– O co ci chodzi? – zdziwiła się Faulkner.
– Dokładnie o to, o co pytałam. Kto odniesie korzyść? Agencja? ConMin? Cole? Ja?
– ConMin – odparł Cole.
Faulkner i Windsor spojrzeli po sobie.
– ConMin – potwierdziła kobieta.
Erin zwróciła się do Cole'a:
– Oferują mi milion. Ile tobie zapłacili?
– Ani centa.
– Erin, o co ci, u diabła, chodzi? – zapytał ostro jej ojciec.
Odpowiedziała mu, nie odrywając wzroku od Cole'a.
– ConMin zadzwonił do mojego wydawcy z propozycją, dla której większość fotografików gotowa by była kogoś zamordować. Kartel proponuje mi wykonanie zdjęć do albumu o diamentach. W zasadzie ma to być coś w rodzaju najdogłębniejszej na świecie wielkiej księgi diamentów. I wszystko to dlatego, jak twierdzą, że jestem wspaniałym fotografikiem i robię niepowtarzalne zdjęcia. Tylko ja się do tego nadaję. ConMin jest tak urzeczony tym pomysłem, że wyraził chęć przeznaczenia na ten projekt okrągłego miliona dolarów.
– Chryste – wymamrotał Windsor.
– On chyba nie ma z tym nic wspólnego – zauważył Cole. – Kto do ciebie dzwonił?
– Jeff Fisher, redaktor, który zajmuje się moimi pracami. Harry Conner, wydawca, właśnie ustala szczegóły. Harry nie posiada się z radości, a Jeff myśli, że przejdzie do historii sztuki edytorskiej.
– A co ty o tym sądzisz? – zapytał B1ackbum.
Erin machnęła znacząco ręką.
– To dobry pomysł. Kilka lat temu starałam się zainteresować Jeffa albumem przedstawiającym drogę diamentu od wydobycia z ziemi do zamiany w dzieło sztuki jubilerskiej. Nie mógł załatwić mi wstępu do ConMinu. Nie chodziło o nic osobistego. Odmawiali wszystkim innym fotografikom i wydawcom z Nowego Jorku. Taką mieli zasadę. – Nabrała głęboko powietrza. – Dlaczego więc teraz zmienili zdanie?
– Proste – odparł Cole. – Odkryli, że jesteś spadkobierczynią Abe'a.
– Błyskotliwy wniosek, Watsonie – kpiąco odparowała Erin. – Kto z naszej czwórki przekazał wiadomość ConMinowi?
Nan Faulkner parsknęła cichym, niemal bezgłośnym śmiechem. Erin spojrzała na nią ostro.
– Matt, niepotrzebnie się martwisz o swoją małą córeczkę – oznajmiła kobieta. – Jest wystarczająco bystra, żeby uniknąć kłopotów. Pocieszę cię, Erin, że przeciek nie pochodzi z Agencji. Tylko Matt i ja wiedzieliśmy o tobie, a żadne z nas nie otworzyło ust.
– Ja też nie – odezwał się Cole.
– Udowodnij – zażądała Faulkner.
Wzruszył ramionami.
– Ja wiedziałem, gdzie jest Erin. ConMin stracił co najmniej dwa dni, żeby do niej dotrzeć przez wydawcę, co oznacza, że nie wiedzieli, gdzie jej szukać. Gdyby było inaczej, nie zwracaliby się przez pośredników, tylko osobiście złożyliby jej ofertę. Poza tym, ja też chcę kupić prawa do wydobycia, które odziedziczyła, więc na pewno nie ułatwiałbym ConMinowi zadania.
Erin zastanawiała się przez chwilę, a potem skinęła głową.
– W porządku. W takim razie, kto to zrobił?
– Nie wiem. – Cole spojrzał na Faulkner i znowu na Erin. – Kto dzwonił do wydawnictwa?
– Jakiś Hugh van Louk.
Faulkner ze świstem wypuściła powietrze.
– To Hugo van Luik, najtwardsza sztuka w całym ConMinie. Dyrektor do spraw operacji specjalnych w Dziale Handlu Diamentami – OHO. Ma jeszcze z pół tuzina równie tajemniczych tytułów, ale jego praca sprowadza się do jednego. Jeśli ConMin ma jakieś problemy, van Luik je rozwiązuje.
– Znasz go? – zaciekawiła się Erin.
– Widujemy się przez okrągły rok, co piąty poniedziałek. Szczerze mówiąc prosto stąd lecę do Londynu.
Cole spojrzał na Windsora.
– Od jak dawna pani Faulkner pracuje dla ConMinu?
– Nigdy dla nich nie pracowałam, skarbie – odparowała kobieta. – Na szczeblu doradczym reprezentuję interesy amerykańskiego przemysłu diamentowego, a nie ConMinu. Cholernie dużo ludzi w tym interesie chciałoby zająć miejsce kartelu na grzbiecie diamentowego tygrysa. Tylko nie udało się nam jeszcze wymyślić, jak to zrobić.
– Co piąty poniedziałek – powtórzyła Erin, przypominając sobie, czego się dowiedziała, kiedy pięć lat temu przygotowywała się do opracowania albumu o diamentach, którego nie chciał jej wydać Harry Conner. – Chodzi o przeglądy, tak?
Wyraźnie nakreślone czarnym ołówkiem brwi Faulkner uniosły się.
– Tak. – Zapaliła zapałkę i przytknęła płomień do wąskiej cygaretki. – Dziesięć razy w roku, zawsze w poniedziałek, spotykają się w Londynie przedstawiciele biznesu diamentowego z całego świata i otrzymują od ConMinu przydział. – Wydmuchnęła kłąb gryzącego dymu. – Doradcy rządowi, tacy jak ja, są informowani, jakie potrzeby ma DHD i ile surowca zakupi. Z drugiej strony, szlifierzom i handlarzom – kiedyś było ich trzystu, teraz zostało tylko stu pięćdziesięciu – pokazuje się ofertę i oznajmia cenę.
– Opowiedz jej o negocjacjach – polecił kpiąco Cole.
– O jakich negocjacjach?
– Właśnie o to mi chodziło. – Spojrzał na Erin. – Nie ma tam żadnych negocjacji. Kontrahenci ConMinu mogą tylko przyjąć ofertę albo ją odrzucić. Producenci diamentów dowiadują się, ile surowca zakupi kartel i jaką cenę zapłaci. Szlifierze i handlarze dostają określoną ilość diamentów po z góry wyznaczonej cenie. Jeśli decydują się na zakup, muszą zapłacić gotówką. Jeśli odmówią więcej niż raz, nigdy więcej nie są zapraszani, co w praktyce oznacza całkowite wyeliminowanie z rynku diamentów.
– I ConMin chce, żebym to fotografowała? – zdziwiła się Erin. – Jeśli tak prowadzą interesy, to pewnie lepiej byłoby zachować to w tajemnicy, a nie opisywać w książce.
Faulkner machnęła lekceważąco ręką.
– Kartel jest potężny, więc nie musi się tłumaczyć ani ukrywać. Jak długo działają poza Stanami Zjednoczonymi, więc poza zasięgiem ustawy antytrustowej Shermana, nic im nie grozi i mogą robić, co zechcą.
– To zupełnie jak OPEC – stwierdziła Erin.
– Prawie. – Kobieta skinęła głową. – ConMin jest równie potężny jak kiedyś OPEC. Różnica polega na tym, że świat może się obejść bez diamentów o wiele dłużej niż bez ropy. Musieliśmy złamać OPEC, nie było wyboru. Kartel diamentowy to zupełnie inna sprawa. Diamenty to luksus, nie konieczność. Inaczej już dawno rozprawilibyśmy się z ConMinem, tak jak to zrobiliśmy z ukochanym tworem szejka Yamani. To byłoby jedyne wyjście.
– Jeśli ConMin jest tak potężny, to dlaczego bawią się w te podchody z albumem o diamentach?
– Żeby móc się wszystkiego wyprzeć – wyjaśniła szybko Faulkner. – Ludzie stojący na czele kartelu nie są głupi. Gdybyś była jakąś anonimową Jane Smith, a nie córką Matta, podejrzewam, że zginęłabyś, zanim jeszcze udałoby ci się przeliczyć te trzynaście diamentów starego Abe'a. Ale jesteś córką Matta, więc ConMin musi stąpać ostrożnie. Pozornie sponsorują artystyczne przedsięwzięcie, a nie przeszkadzają Ci w odkryciu nowej kopalni. Wcale nie chcą ci ukręcić ślicznej główki, tylko zrzucają ci na nią deszcz pieniędzy. – Zaciągnęła się głęboko cygaretką. – Do diabła, dziecino! Będą cię zapraszać na wystawne kolacje, kusić olbrzymimi sumami i ani się obejrzysz, jak z własnej woli oddasz im swój spadek i jeszcze ucałujesz z wdzięczności w oba policzki. Przecież nawet nie wiesz, czy ta kopalnia rzeczywiście istnieje, zgadza się? – Erin przytaknęła. – Nawet jeśli istnieje, nie masz gwarancji, że ją znajdziesz. Więc ConMin wchodzi do gry oferując ci pewny milion i wydanie albumu, który przyniesie ci sławę. Tym chcą przebić ofertę Blackburna.
– Trzy miliony – przypomniał Cole.
– Zakładając, że stać cię na tyle – pogardliwie odparła Faulkner. – Na twoim miejscu, Erin, wynajęłabym jakąś dobrą firmę, jak Dun i Bradstreet, żeby sprawdzić tego typa. On nie budzi mojego zaufania, mimo tej jedwabnej marynarki, która leży na nim jak ulał. Pozwól sobie na mały romans z ConMinem. Co ci to szkodzi? W ten sposób ja i twój ojciec mielibyśmy trochę czasu, żeby zebrać zespół ludzi i przetrząsnąć stację Szalonego Abe'a. – Przygwoździła Erin spojrzeniem czarnych oczu. – Co o tym sądzisz? Wszyscy byliby zadowoleni, może z wyjątkiem Blackburna.
W sali zapadła tak głęboka cisza, że Erin słyszała odległy huk samolotu startującego z lotniska za miastem. Spojrzała na ojca, a potem na Nan Faulkner. Motywy ich działań były jasne i zrozumiałe, chociaż nie podzielała ich całkowicie. Popatrzyła na Cole'a, równie tajemniczego jak diamenty, które jej dostarczył. Potem jeszcze raz spojrzała na ojca.
– Czy Cole to człowiek ConMinu?
– Nie mam pewności – ostrożnie odparł Windsor.
– A jaki jest najbardziej prawdopodobny wniosek na podstawie dostępnych ci danych? – zapytała chłodno, używając sformułowań doskonale dla niego zrozumiałych.
– Nie pracuje dla kartelu.
– Czy jest poszukiwaczem diamentów?
– Tak..
– Dobrym?
Windsor skinął głową.
W ciszy, która zapadła, Erin szybko rozważyła możliwości, jakie proponował jej ojciec. Żadna z nich jej nie odpowiadała.
Zdecydowała się na inne rozwiązanie.
Sięgnęła do torebki, wyjęła zniszczony woreczek, delikatnie otworzyła i wysypała kamienie na rękę. Przez chwilę podziwiała ich tajemnicze, drżące błyski, potem schowała do sakiewki wszystkie, oprócz zielonego. W milczeniu spoglądała to na diament, to na człowieka, który trzymał go w dłoniach tak długo, że zostawił na jego wygładzonej przez czas powierzchni smak swojej skóry.
– Nie sprzedam ci praw do eksploatacji moich złóż ¬oznajmiła Cole'owi. – Dam ci za to połowę wydobycia każdej kopalni, którą…
– Erin! Na litość… – zaczął Windsor.
– … którą pomożesz mi odkryć na moich terenach – ciągnęła uparcie, nie zwracając uwagi na słowa ojca. – Nikt nie złoży ci lepszej propozycji, ponieważ nikt nie zechce oddać połowy władzy, jaką zapewnia taka kopalnia. Dla przypieczętowania umowy daję ci to.
Wyciągnęła przed siebie diament, który błyszczał i migotał na jej dłoni. Cole gwizdnął cicho przez zęby. Wpatrywał się w Erin z niemal namacalnym skupieniem.
– „Jeśli pomogę ci odkryć kopalnię” – powtórzył. – To znaczy, że chcesz jechać ze mną.
Erin przytaknęła.
– Testament tego wymaga.
– Czy potrafisz słuchać rozkazów?
Za odpowiedź wystarczył wszystkim śmiech Matthew Windsora.
– Tak właśnie myślałem – odparł Cole. – To będzie musiało się zmienić, Erin. Nie raz się zdarzy, że wydam ci rozkaz, i to tylko raz, bo zabraknie czasu na tłumaczenia.
– Jakoś to przeżyję.
Geolog lekko się uśmiechnął.
– W takim razie przygotuj się na podróż do Londynu.
– Dlaczego?
– To trochę uspokoi ConMin. – Cole nie dodał, że to uspokoi również Faulkner i Agencję. – Jeśli kartel nabierze przekonania, że uda się ciebie nakłonić do współpracy, nie od razu sięgnie po drastyczniejsze metody.
– Dobrze – zgodziła się Erin, chociaż było widać, że nie podoba się jej taki plan.
– Drugi rozkaz. Od tej chwili aż do czasu, kiedy znajdziemy kopalnię albo sprzedasz spadek, będziemy dzielili jeden pokój.
Zapadła elektryzująca cisza. Erin mierzyła wzrokiem potężnego mężczyznę, który również się jej przyglądał.
– Zgódź się – stanowczo polecił córce Windsor. – Skoro jesteś tak nierozsądna, że chcesz się w to wszystko bawić, to ktoś taki jak Blackbum powinien być zawsze blisko ciebie.
– Będziemy mieszkać w jednym apartamencie – zgodziła się krótko Erin.
– Tylko jeśli drzwi łączące nasze pokoje będą zawsze otwarte – zastrzegł Cole. – Cały czas, Erin. W każdej chwili.
Skinęła chłodno głową i bez ostrzeżenia rzuciła Cole'owi kamień. Chwycił go szybkim, wręcz niezauważalnym ruchem ręki.
– Umowa stoi – powiedział.
Faulkner spojrzała na niego z ukosa ponurym, rozwścieczonym wzrokiem..
– Mazel und broche, skarbie. Mam nadzieję, że skręcisz sobie kark.