142649.fb2 Diamentowy tygrys - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Diamentowy tygrys - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 19

Rozdział osiemnasty

Hugo van Luik siedział z słuchawką w ręku w półmroku gabinetu i starał się skupić. Jednak trudno było to zrobić, kiedy do jednego ucha wlewał mu się australijski slang Jasona Streeta, w drugim dzwoniła nocna cisza, a w dodatku środki przeciwbólowe przytępiały zmysły.

Holender uniósł jedną brew i spojrzał przez uchylone drzwi na sypialnię po drugiej stronie korytarza. W padającym z ulicy świetle widział, jak żona poruszyła się w łóżku. W mroku jej włosy przybrały kolor jasnego srebra. Nawet jeśli się obudziła, nie zawołała go. Trzydzieści osiem lat małżeństwa nauczyło ją nie wtrącać się do spraw męża. Rzadko komentowała jego pracę, bez względu na to, czy problem, który pojawił się w środku nocy, dawało się rozwiązać w pięć minut czy pięć dni. Może po prostu nie zwracała już na to uwagi.

Van Luik westchnął bezgłośnie. Kiedyś bardzo lubił, kiedy w nocy wyrywano go ze snu w jakiejś pilnej sprawie. Dowodziło to, że jest ważnym człowiekiem w kartelu i ma wpływ na sprawy międzynarodowe. Teraz niespodziewany telefon w sprawie pościgu za nieuchwytnym Cole'em Blackburnem wydał mu się uciążliwym zakłóceniem spokoju. Van Luik miał dosyć trudnych do rozwiązania problemów. Tę sprawę trzeba zakończyć, i to szybko.

– Czy jeszcze są w Darwin? – zapytał Street oddalonego o tysiące kilometrów rozmówcę.

– Wyprowadzili się Z hotelu, zanim dopadli ich wynajęci ludzie. Nikt nie zameldował się w innym darwińskim hotelu pod nazwiskiem Blackburn albo Windsor. Nikt o jednym z tych nazwisk nie wypożyczył samochodu. Podejrzewamy, że Blackburn jest ranny.

– Postrzelony?

– Tak.

– W takim razie będzie unikał lekarzy.

– Uważamy, że ta dwójka nie opuściła Darwin.

– Być może – zgodził się Australijczyk. – Możliwe, że używają fałszywych dokumentów. Ojciec dziewczyny bez trudu mógł załatwić im każdy papier, jakiego potrzebowali.

– Zgadzam się. Poprosiłem McLarena, żeby uruchomił swoje kontakty w ASIa. W poszukiwaniach wykorzystają zdjęcia.

– Prosiłeś McLarena, co? Tego partacza, co wynajął tę bandę ciot, którą Blackburn rozpędził w kilka sekund?

– Z tego, co od nich usłyszałem, wynika, że ten człowiek potrafi się bić jak nikt.

– A co mieli ci powiedzieć? Że walczył jak stara baba? – Van Luik zdusił przekleństwo, czując nowe ukłucie bólu. – Następnym razem sam zajmiesz się tą sprawą.

– Z przyjemnością, koleś. Ale najpierw trzeba sukinsyna znaleźć.

– Jak najłatwiej dotrzeć do stacji Windsora?

– Są tylko dwa sposoby. Można tam dolecieć albo dojechać Jeepem. Stawiam na Jeepa. Samochód i tak potrzebny mu będzie na stacji.

– A autobus?

– Dojazd autobusem? Wykluczone. Stacja leży daleko od jedynej szosy.

– Nie mógłby tam dojść?

– Nie o tej porze roku, koleś. Po jednym dniu wykończyłby go udar cieplny; a ta cizia wykorkowałaby w ciągu kilku godzin. Powiedz McLarenowi, żeby obserwował wszystkie firmy wypożyczające samochody w Darwin. Ja się zajmę Derby.

– Derby?

– To, poza Darwin, jedyne miejsce w północno-zachodniej Australii, gdzie można wynająć Jeepa. Tutaj nie Londyn, koleś.

Zapadła cisza.

– Street? – odezwał się w końcu Holender.

– Co?

– Znajdź ich. Upewnij się, że nic nie znajdą przed nadejściem monsunów, kiedy wszelkie poszukiwania staną się niemożliwe. Jeśli to ci się nie uda, zniszcz kopalnię.

– A jeśli okaże się, że jest tak wielka jak ta w Argyle?

– Sądzimy, że jest inaczej. Mamy podstawy, by podejrzewać, że to niewielkie złoże okruchowe, a takie można łatwo zniszczyć.

– Skąd ta pewność.

Van Luik skrzywił się i odliczył kilka uderzeń serca w pulsującym bólu, który przeszywał mu głowę.

– Masz swoje wady, Street, ale nie należy do nich ignorancja w zakresie geologii. Naprawdę wierzysz, że przez ostatnie dziesięć lat Abelard Windsor zdołałby ukryć złoże wielkości plaż Namibii?

– Wykluczone. Zupełnie odpada.

– Pora deszczowa wystarczająco opóźni poszukiwania.

Holender z ponurym uporem wrócił do głównego tematu rozmowy.

– W ciągu pięciu miesięcy może zajść wiele zmian. Bardzo ważnych zmian. Zmian, które będą miały podstawowe znaczenie dla utrzymania równowagi sił w kartelu. Powtarzam, nie wolno ci wpuścić Blackburna na teren stacji.

– To nie takie proste, koleś. Wypadki się zdarzają. Być może będę w końcu musiał zabić tę dziewczynę, żeby go powstrzymać.

– Jak to mówią Anglicy? Żebrak nie może grymasić? – Van Luik rozmasował nasadę nosa. – Cokolwiek się zdarzy, postaraj się, żeby to wyglądało na wypadek. Jeśli ją zabijesz, lepiej będzie, jak ciało zniknie bez śladu. Będę czekał na twój telefon.

Street chciał coś powiedzieć, ale usłyszał w słuchawce trzask przerywanego połączenia. Po chwili znów wykręcił numer, zaczekał chwilę i zaczął rozmowę.

– Cześć, złotko. Czy jacyś Jankesi nie chcieli wypożyczyć twojego Rovera?

– Nie Jankesi, tylko para Kanadyjczyków, wybierająca się do Windjany.

Street zawahał się.

– Kanadyjczycy?

– Właśnie.

– Mężczyzna i kobieta?

– Tak. Nazwiskiem Markham.

– Kiedy zgłosili rezerwację? W zeszłym miesiącu?

– Kilka godzin temu zadzwonili z Perth. Przylecą następnym samolotem. Dlaczego pytasz?

Street szybko się zastanowił. Mógł założyć, że to zwykły zbieg okoliczności. Akurat teraz jakaś para Kanadyjczyków nagle zapragnęła zobaczyć dzikie okolice Australii Zachodniej, szczególnie wąwóz Windjana, który znajduje się w tej samej części stanu, co stacja starego Abe'a. Być może Blackburn i Erin nadal ukrywali się w Darwin i leczyli ranę.

Mógł tak przypuszczać, ale byłby głupcem, gdyby nie obejrzał tej pary na własne oczy.

– Słuchaj, złotko – odezwał się. – Chciałbym, żebyś opóźniła ich wyjazd. Przynajmniej do jutrzejszego ranka.

– A co ja będę z tego miała?

– Najtwardszą sztukę, jaka ci się w życiu trafiła.

– Wydaje ci się, że jesteś najlepszy, co?

– Nie raz się już przekonałaś – odciął.

– Kiedy dostanę zapłatę? – zapytała ze śmiechem.

– Zajrzę do ciebie przed zmrokiem.

– Będę czekała.

Street odłożył słuchawkę z uśmiechem. W lędźwiach czuł już znaczące mrowienie. Nora uchodziła za najładniejszą wolną dziewczyną w Derby, co oznaczało tylko tyle, że była trochę ładniejsza od wiedźmy, którą można straszyć dzieci. W łóżku miała szczególne wymagania, co odstręczało większość mężczyzn. Ale nie Streeta. Jej pomysłowość wydawała mu się bardzo interesująca.

Cicho pogwizdując spakował mały plecak. Miał nadzieję, że Cole Blackburn – jeśli to rzeczywiście był on – wybierze drogę lądową, a nie powietrzną. Z Derby do stacji Szalonego Abe'a prowadziło niewiele dróg.

Jason Street znał ich każdy metr.