142649.fb2
Erin obudziła się nie wiedząc, gdzie jest. Czując wilgotny upał, brak materaca i duszny odór w pokoju, wszystko sobie przypomniała. Znajdowała się na stacji Windsora, spała w sypialni stryjecznego dziadka, a raczej w tym, co z niej zostało. Cole spojrzał na stare łóżko i wyrzucił je razem z materacem na podwórko za domem. Przyniósł z samochodu śpiwory i maty. Bez słowa rozłożył na podłodze dwa posłania. Sam spał tuż pod drzwiami, blokując je ciałem.
Erin leżała bez ruchu i przypominała sobie, jak wyczuła z trudem kontrolowane emocje, które szarpały Cole'em, kiedy pojawiła się na stacji. Przedstawił jej młodą Chinkę o imieniu Lai, która patrzyła na Cole'a tak, jakby chciała rozebrać go wzrokiem. Nie przedstawił jej pozostałych sześciu ludzi pracujących na stacji, również Chińczyków. Nie znali angielskiego, a nawet jeśli, to się z tym nie zdradzili.
Lai znała angielski. Erin podejrzewała, że Lai zna również Cole'a Blackburna, albo bardzo chce go poznać.
Niespokojnie przekręciła się na twardej podłodze. Czuła zmęczenie, ale mimo tego nie mogła już dłużej spać. Śpiwór Cole'a leżał pod ścianą, pusty. Drzwi były zamknięte. Spojrzała na nie i zastanawiała się, czy jest za nimi Cole w towarzystwie Lai o głodnym spojrzeniu i pięknej, delikatnej figurze. Na myśl, że ukochany jest sam na sam z tą chińska pięknością, Erin poczuła ukłucie zazdrości. Była zbyt uczciwa, żeby się tego wypierać, choćby przed samą sobą.
– Erin? Helikopter już prawie gotowy. – Głos Cole'a dobiegał z drugiej strony zamkniętych drzwi.
Szybko usiadła i jęknęła. Drzwi otworzyły się z hukiem.
W progu stanął Cole z miną równie groźną, jak pistolet w jego dłoni. Przeczesał spojrzeniem pokój, ale nie zobaczył nic oprócz ponurego wnętrza, które w zupełności zadowalało Abe'a.
– Co się stało? – zapytał, przyglądając się dziewczynie.
Siedziała na posłaniu w pogniecionym podkoszulku i szortach i widać było, że nic jej nie dolega.
– Wszystko w porządku, tylko trochę zesztywniałam po nocy na podłodze.
Cole powoli się rozluźnił.
– Księżniczka na ziarnku grochu, co?
– Raczej na kuli do kręgli.
Pomógł jej wstać, przytulił i pocałował tak namiętnie, że zapomniała o bólu.
Odgłos kroków na korytarzu zabrzmiał jak wystrzał armatni. Chociaż Cole stał plecami do drzwi, nie musiał się odwracać, żeby zidentyfikować intruza. Wiedział, że Lai podążyła za nim z kuchni, kiedy szedł obudzić Erin.
– O co chodzi, Lai? – zapytał, nie odwracając głowy.
Oczy Erin rozszerzyły się ze zdumienia, kiedy zauważyła zmianę, jaka zaszła w Cole'u; Różnica była wstrząsająca. Zniknęło gdzieś zmysłowe ciepło i delikatność, a ich miejsce zajęło jakieś nieokiełznane, gwałtowne uczucie. Mógł to być równie dobrze gniew, jak pożądanie. Chciała się wysunąć z jego intymnych objęć, ale ją przytrzymał, spojrzeniem i ramionami.
– Dzwonił Chen Wing – powiedziała Lai. – Chce z tobą rozmawiać.
Głos Chinki był cichy, łagodny, opanowany, tylko oczy chciwie pożerały ciało Cole'a. Na moment zatrzymała wzrok na Erin, jakby brała miarę na trumnę. Potem spuściła powieki i czekała, z charakterystycznym dla chińskiej kultury posłuszeństwem i cierpliwością.
Erin poczuła się nieswojo. Jeśli miała jakiekolwiek wątpliwości, że między Cole'em i Lai przebiegają jakieś prądy, to teraz je straciła. Tych dwoje się znało i to bardzo blisko.
– Powiedz mu, że za minutę przyjdę – odparł Cole.
Lai odwróciła się i odeszła, stukając wysokimi obcasami po drewnianej podłodze. Była posłuszna, jak na typową Chinkę przystało, ale jej strój stanowił syntezę elegancji Wschodu i Orientu. Miała na sobie tradycyjne spodnie z czarnego jedwabiu, ale nie luźne i obwisłe. Przylegały do jej figury tak perfekcyjnie, że z pewnością zostały uszyte na miarę. Guziki czarnej bluzki Lai, również jedwabnej, były u góry modnie nie dopięte tak, że widać było wypukłość złotawych piersi. Błyszczące czarne włosy spadały gładką kurtyną aż na biodra.
Erin jako artysta fotografik musiała niechętnie przyznać, że nie widziała jeszcze atrakcyjniejszej kobiety.
– Jest oszałamiająca – odezwała się w końcu.
– Tak – odparł Cole z obojętną miną. Erin nie potrafiła odgadnąć, jakie emocje się pod nią kryją. Wiedziała tylko, że na pewno tam są, tłumione wyjątkową samokontrolą.
– Jak długo ją znasz? – zapytała, zanim zdążyła się ugryźć w język.
– Wystarczająco długo.
– Wystarczająco?
– Idę teraz porozmawiać z Wingiem. Możesz przynieść mi kawę? To zajmie mi trochę czasu. – Cole zatrzymał się w progu i spojrzał przez ramię. – W każdym razie, od tej chwili nie wolno ci znikać mi z oczu na dłużej niż trzy minuty. I nigdy nie oddalaj się poza zasięg głosu. Zrozumiałaś?
Erin zamrugała oczami.
– Nie ufasz Lai i tym Chińczykom?
– Nie ufam nikomu. Dlatego jeszcze żyję. Trzymaj się blisko mnie. Zawsze. Jeżeli będę musiał cię szukać, to może się źle skończyć.
Cole przeszedł przez zdemolowane pomieszczenia do pokoju, który ludzie Winga przekształcili w centrum łączności. Na miejscu zamontowano sprzęt konieczny do rozmów z Wingiem i do przesyłania w obu kierunkach danych komputerowych.
Cole podniósł słuchawkę.
– Świetna robota, Wing. Myślałem, że będę musiał wystukiwać. wiadomości do ciebie na komputerze.
– Dziękuję. Przepraszam, że nie zdążyłem jeszcze dostarczyć łóżka i nie zainstalowałem łazienki. Lai obiecała, że się postara, żeby nasi ludzie pracowali dwa razy sprawniej. Czy wszystko działa?
– Znalazłem miejscowych pilotów, którzy za odpowiednią cenę z przyjemnością przetransportowali ludzi i urządzenia, mimo braku przyzwoitego pasa startowego. Pozwoliłem też sobie natychmiast rozpocząć badania. Ich wyniki są już analizowane. Jeśli z jakiegokolwiek powodu nie ufasz kompetencjom technika albo umiejętnościom pilota, helikopter jest gotowy i sam możesz jeszcze raz przeprowadzić wszystkie badania.
– Dlaczego zacząłeś beze mnie? – zapytał wprost Blackburn.
– Dowiedzieliśmy się, że jeszcze ktoś prowadził pomiary stacji Windsora z pokładu helikoptera. Przypuszczam, że szukał tego samego, co my. W tych okolicznościach nie miałem wyboru. Musiałem przyśpieszyć operację.
– Wiesz, kto to był?
– Jeszcze nad tym pracujemy. Helikopter należał do International Mining Security Advisors Ltd., firmy doradczej zajmującej się przemysłem wydobywczym. Jej właścicielem jest Australijczyk, Jason Street. Wykonuje zamówienia różnych przedsiębiorstw wydobywczych, doradza im w sprawach bezpieczeństwa lub sam organizuje ochronę. Niestety, ochrona IMSA działa wyśmienicie. Nie potrafiliśmy się dowiedzieć, kto zlecił badania. Obsługa helikoptera dostała anonimowe polecenie i po prostu wykonała zadanie.
– Czy IMSA jest właścicielem jakichś kopalni w Australii albo ma w nich udziały?
– Nie.
– Czy przyjmuje dużo zleceń od kartelu diamentowego?
– Niewiele. Składają się one na mniej niż dwanaście procent dochodu netto. Jedno jest interesujące. Street pracował kiedyś dla ASIO.
– Kiedyś? – zapytał ironicznie Cole. – Kto raz złożył przysięgę, jest jej wierny do końca życia.
– Zdajemy sobie sprawę z takiej możliwości. W każdym razie, ponieważ rząd australijski wreszcie skłania się ku współpracy z BlackWing w tym przedsięwzięciu, wątpię, żeby Street na dłuższą metę stanowił dla nas realne zagrożenie.
– Miejcie oko na IMSA i na Streeta – polecił sucho.
– Zgoda. – Wing wziął głęboki oddech. – Lai mówiła, że jesteś ranny.
Cole spojrzał na Chinkę spod zmarszczonych brwi. Patrzyła na niego, jakby był bogiem, który zstąpił na ziemię. Kiedyś wierzył temu spojrzeniu. Teraz widział w nim tylko część zmysłowej pozy, gry równie starannie opracowanej, jak strój Lai.
– Płytki postrzał w udo w Darwin – wyjaśnił.
– A właśnie, Darwin – mruknął Wing. – Ciągle jesteś w formie, co? Wuj Li jest bardzo zadowolony. Miejscowa policja nie wie, co o tym zdarzeniu myśleć.
– Bardzo dobrze.
– Lai wspomniała też o innym wypadku… – ostrożnie sondował Wing.
– Pociąg drogowy chciał nas zgnieść w pobliżu Fitzroy Crossing.
– Czy zaistniały jakieś… hmm, fakty, które trzeba by wyjaśniać lokalnym władzom?
– Nie. Nie trafiłem sukinsyna.
– Rozumiem. – Wing zawahał się. – Tak jak chciałeś, zebrałem szczegóły na temat śmierci Abelarda Windsora. Wszystko wydaje się dość wiarygodne. Wnioskuję, że Windsor nie był zrównoważonym człowiekiem. Poszedł do buszu z puszką piwa w jednej ręce i łopatą w drugiej. Więcej nie widziano go żywego.
– Pewnie upał go wykończył – mruknął Cole. – Chryste, jak ja nienawidzę tej pory roku. – Otarł pot z czoła. – Coś jeszcze?
– Nie.
– Kto go odszukał?
W słuchawce rozległ się szelest przekładanych kartek papieru.
– Zdaje się, że ludzie na stacji, którzy mogli zauważyć jego zniknięcie, byli zbyt pijani, żeby zwrócić na to uwagę. W końcu jedna z aborygeńskich kobiet, o imieniu Sara, wytrzeźwiała na tyle, żeby spostrzec, że coś jest nie tak. Zadzwoniła po Jasona Streeta. Kiedy ten wrócił na stację, było już za późno.
– Wrócił? Czy on tu mieszka?
– Razem z Windsorem urządzali sobie wielodniowe libacje alkoholowe. Wiarygodna plotka głosi, że mieli też inne wspólne upodobania. Zdaje się, że Street ma słabość do ciemnoskórych kobiet. Umie również walczyć. To właśnie on zaskoczył naszych ludzi, kiedy przeszukiwali budynki stacji. Zabił dwie osoby, sam nie odnosząc przy tym żadnych ran.
Cole uniósł brwi.
– Dwie osoby, tak? Twardy sukinsyn. Co na to australijska policja?
– Nic. Street zaskoczył intruzów w trakcie włamania, zaatakowali go, więc ich zabił. Pożałowania godny wypadek, ale w końcu to byli tylko Chińczycy.
Cole usłyszał nutę goryczy w głosie Winga. Doskonale go rozumiał. Wielu Australijczyków, szczególnie w interiorze, nie uznawało innych ludzi oprócz białych. Chińczycy byli szczególnie dyskryminowani.
– Czy autopsja dostarczyła nowych szczegółów na temat śmierci Abe'a? – zapytał.
– Jeśli nawet przeprowadzono autopsję, to jej wyniki nie zostały dołączone do raportu. Mam tu tylko stwierdzenie, że śmierć nastąpiła w efekcie udaru słonecznego. Minęło sporo czasu, zanim znaleziono ciało. Biorąc pod uwagę klimat, wątpię czy autopsja zwłok w tym stanie dałaby jakieś znaczące wyniki.
– Nie podoba mi się, że tak często pojawia się nazwisko Streeta.
– Również to zauważyłem, ale nie powinno ono budzić naszego niepokoju. W Kimberley mieszka niewielu ludzi, więc wydaje się naturalne, że ciągle natrafiamy na te same osoby. W dodatku Street był najbliższym przyjacielem Windsora, o ile tak można to nazwać. Street prowadził nawet negocjacje z DHD jako przedstawiciel Windsora. Niewątpliwie właśnie on zostanie wyznaczony przez rząd do oszacowania wartości dzierżaw Abelarda Windsora.
– Trzymajcie Streeta z dala od stacji – polecił stanowczo Cole.
– Staramy się to robić. Niestety, o ile pewni pracownicy ASIO są skłonni z nami współpracować, o tyle rząd Australijski znajduje się raczej pod wpływem potężnego lobby związanego z kartelem.
– Jesteś pewien, że Street nie pracuje dla ConMinu?
– Nie znaleźliśmy na to przekonywającego dowodu, a szukamy bardzo pilnie. Sądzę, że Street jest popierany przez różnych członków kartelu głównie dlatego, że nie pracuje dla nas.
– Według zasady, że każdy konkurent naszych przeciwników jest naszym przyjacielem?
– Właśnie.
– Rozumiem, że nagrywasz naszą rozmowę? – powiedział Cole.
– Jak zwykle.
– W takim razie podyktuję ci listę sprzętu fotograficznego, który Erin wysłała do Londynu dla zmylenia kartelu.
– Cały ten sprzęt już znajduje się na stacji. Przechwyciliśmy go podczas przeładunku w Nowym Jorku i wysłaliśmy do Australii przez prywatnego kuriera. Dotarł na miejsce, kiedy spałeś. – Wing prychnął z rozbawieniem. – Ludzie z ASIO byli niezmiernie zaskoczeni, kiedy rozbili skrzynię w urzędzie celnym w Darwin. Błędnie zakładali, że pani Windsor nie jest naprawdę zainteresowana fotografowaniem ich pięknego kraju. – Cole mruknął coś pod nosem. – Spodziewali się, że znajdą jakiś tajemniczy sprzęt wydobywczy. Tymczasem znaleźli tylko zwyczajne aparaty fotograficzne, obiektywy i filmy. Wyobraź sobie ich rozczarowanie.
– A jak wytłumaczyłeś transport sprzętu elektronicznego, który tu zainstalowałeś?
– Oficjalnie nic nie zostało zainstalowane. Biuro BlackWing w Darwin będzie wkrótce rozbudowane. Po prostu z wyprzedzeniem zamówiliśmy wyposażenie i przechowujemy je w magazynie, żeby było pod ręką, kiedy nadejdzie właściwa pora.
Cole uśmiechnął się, słysząc satysfakcję, jaka przebijała z każdego słowa Winga. Potem rozbawienie zniknęło z jego twarzy.
– Jeszcze jedno, Wing.
– Słucham? – odparł czujnie Chińczyk, słysząc zmianę w głosie geologa.
– Lai ma stąd wyjechać pierwszym transportem.
– To by bardzo zmartwiło wuja Li.
– Mam to gdzieś.
– Lai to doświadczony ekspert w sprawach łączności i programowania komputerów w zakresie badań geologicznych. Jej pomoc będzie bezcenna.
– Nie dla mnie.
– Mówisz jak człowiek, który bardzo emocjonalnie podchodzi do tego tematu. Może ciągle jeszcze jesteś zakochany?
Cole chłodno pomyślał, jak to dobrze, że Wing jest po drugiej stronie długiego satelitarnego łącza. Inaczej rozerwałby go na kawałki i wysłał w paczce wujowi Li. Potem musiałby tego żałować.
– Niech się wujowi Li nie wydaje, że znów dam się ogłupić Lai tylko dlatego, że dziewczyna ociera się o mnie na każdym kroku – oznajmił sucho. – Rodzina Chen nie dostanie ode mnie nic więcej oprócz przewidzianej kontraktem połowy mojego udziału w kopalni. Powiedz Li, że martwi mnie jego niskie mniemanie o mojej inteligencji.
– Nie ma potrzeby go irytować. Kiedy wysyłał do ciebie Lai, chodziło mu tylko o to, żeby zapewnić ci najlepszą z możliwych łączność z rodziną Chen.
Cole roześmiał się zimno. Znajomy zapach uderzał jego zmysły, wywołując pogrzebane wspomnienia o gorących nocach i złotym ciele kobiety, która sięgając szczytu rozkoszy w jego ramionach wykrzykiwała słowa miłości.
Puszczacie się jęcząc coś o miłości. Królowe zdrady
Przeklinam wasze gorące uściski.
– Łączność, co? – z ironią powtórzył Cole. – Tak teraz nazywacie w Hongkongu prostytucję? – Chińczyk nic nie odpowiedział. – Posłuchaj mnie, Wing. Wasi ludzie i twoja doskonale wyszkolona siostra powinni traktować Erin Windsor jako jedyną nadzieję na przetrwanie klanu Chen. Jej dobro jest waszym dobrem. Powiedz wujowi Li, żeby sobie uważnie przeczytał mój życiorys. Zrozumiałeś mnie?
– Boli mnie, że tak mało nam ufasz.
– Jasne. I uważaj, bo może zaboleć jeszcze mocniej. Wykorzystanie Lai jako przynęty było błędem. Do widzenia, Wing. Nie będę ci przekazywał raportów z poszukiwań. Zrobi to za mnie twoja siostrunia, szpieg doskonały.
Cole przerwał połączenie i odwrócił się do stojącej za nim w milczeniu Lai. Patrzył na nią bez wyrazu. Złotoskóra kobieta stała dokładnie w środku kręgu światła, które wpadało przez otwarte drzwi. Zastanawiał się, czy ona zawsze tak dokładnie kalkuluje każdy swój ruch, każdy oddech, żeby podkreślić swoją wyjątkową urodę. Nie przypominał sobie, żeby dawniej była taka wyrachowana. Pamiętał tylko jej płomienną zmysłowość, głód tak naturalny, jak światło słońca, które zalewało teraz jej postać.
Z goryczą pomyślał, że kiedyś był bardzo młody i naiwny, a ona dojrzała i doświadczona. Bez ostrzeżenia gwałtownie wyciągnął ramię i niemal czule zacisnął dłoń na gardle Lai. Stała bez ruchu. Czuł tylko pod kciukiem mocne, szybkie bicie pulsu.
– Mam nadzieję, że wszystko słyszałaś – powiedział.
– Tak – odparła łagodnie.
– Powtórz to swoim ludziom.
– Dobrze.
Szare oczy mierzyły kruchą, doskonale zbudowaną kobietę. Kiedyś marzył o tym, żeby znów dostać Chen Lai w swoje ręce. Wing chyba to wiedział, a już na pewno wiedział to wuj Li. Tak więc rodzina Chen postanowiła spełnić marzenie Cole'a. Jeśli tylko znajdzie kopalnię, może zrobić z Lai wszystko – ukarać ją, poniżyć, zgwałcić, odebrać jej to, czego tylko zapragnie. Nawet życie.
Lai równie dobrze jak Cole wiedziała, że jest bezbronna.
Można to było poznać po skrywanym dreszczu jej ciała, mocnych uderzeniach pulsu na szyi, płytkim, szybkim oddechu, który owiewał go wyraźnie, ponieważ stali kilka centymetrów od siebie. Wpatrywała się w niego świetlistymi czarnymi oczami.
Jednak w jej wzroku nie było lęku. Patrzyła na niego, jakby był kawałkiem mięsa, a ona wygłodniałym wędrowcem. Delikatny zapach perfum mieszał się z pierwotną, wiele bardziej uderzającą do głowy wonią kobiecego pożądania. Pod cienkim jedwabiem bluzki rysowały się sutki jak twarde guziki. Lai go pragnęła.
Kciuk Blackburna przesunął się po jej szyi jednocześnie pieszczotliwie i złowróżbnie.
– Taka posłuszna córa Chin.
Opuściła czarne jak noc rzęsy.
– Dziękuję – odparła matowym głosem i poruszyła głową, ocierając się podbródkiem o dłoń zaciśniętą na jej gardle. Drgnęła, zrobiła krok do przodu, jakby chciała do niego przycisnąć. Jednocześnie lekko przesunęła palcami po jego twarzy. – Zawsze nam było dobrze razem, Cole. Śniłam o tobie.
Erin stanęła w drzwiach, niosąc dwa kubki kawy. Zobaczyła, jak Lai przysuwa się do Cole'a, który pieszczotliwie gładzi ją po szyi. Widok tej intymnej sceny tak nią wstrząsnął, że na chwilę zaniemówiła.
– Widzę, że masz zajęte ręce – odezwała się sztywno. – Zaniosę twoją kawę do kuchni.
– Zostań.
Głos Cole'a przeciął powietrze jak bicz. Erin odruchowo usłuchała. To również ją rozzłościło.
– Trzymasz w domu psa? – zapytała ostro. Odwrócił się od Lai i spojrzał na Erin.
– Psa?
– Siad. Zostań. Aport. Tak mówi się do psa.
Uśmiechnął się krzywo, wypuścił Lai i wziął kubek od Erin.
– Nie mam psa, kochanie. Żadne zwierzę by ze mną nie wytrzymało.
– Naprawdę? Jakaś krwiożercza rosiczka na pewno by cię polubiła.
Śmiech Cole'a zagłuszył warkot obracających się łopat wirnika helikoptera, spotęgowany przez wilgotność powietrza.
– Powiedz pilotowi, że przyjdziemy za minutę – odezwał się Cole.
Słowa te skierował do Lai, ale nie oderwał wzroku od Erin. Chinka wyszła z pokoju, nie spojrzawszy nawet na dziewczynę.
Znad kubka z kawą Cole starał się oszacować, jak bardzo rozgniewała się Erin. Żałował tego zajścia, ale to nie była dobra pora na wyjaśnienia. Za bardzo sam się zirytował, że dziewczyna tak mało mu ufa. Ostrożnie wypił łyk kawy, stwierdził, że jest gorąca, ale nie parzy, i jednym haustem opróżnił kubek. Łopaty helikoptera obracały się teraz wolniej, silnik chodził na jałowym biegu.
– Gotowa do lotu? – zapytał. – Może kiedy wrócimy, ludzie Winga zainstalują już łazienkę, i to nie tylko z prysznicem, ale i z pralką.
Beztroskie słowa Cole'a rozwścieczyły Erin. Zamierzała je zignorować, ale doszła do wniosku, że wystarczająco już się skompromitowała okazując zazdrość.
– Możesz po prostu wziąć prysznic w ubraniu – odparła, starając się, żeby to zabrzmiało beztrosko. Nie udało jej się to. Nigdy nie była dobrą aktorką. – Po takiej kąpieli będzie wystarczająco czyste. Często tak robiłam na Alasce.
– Pranie ubrania z tobą w środku? To może być przyjemne.
Ta żartobliwa, dwuznaczna zaczepka zaskoczyła Erin i jeszcze bardziej ją zdenerwowała.
– To jest zabawa dla jednego. Jak pasjans.
– W takim razie to wcale nie jest przyjemne.
– Nie przejmuj się. Nie jestem jedyną kobietą w okolicy, której ubrania wymagają przepierki.
– Ale tylko z tobą chciałbym to robić.
Erin gwałtownie chwyciła powietrze.
– Na litość boską, Cole. Wiem, że głupio zrobiłam, mówiąc ci o miłości, ale nawet głupota ma swoje granice. Nie jestem ślepa. Gdybym przyszła kilka minut później, Lai przyssałaby się do ciebie jak pijawka.
– Ale ja nie przyssałbym się do niej.
– Bzdura – odparła z wściekłością.
Słońce, które zmieniło Lai w filigranową złotą statuetkę, rozpaliło złote błyski we włosach Erin i sprawiło, że jej oczy wyglądały jak drogie kamienie. W przeciwieństwie do Lai, Erin nie była świadoma swojej urody, wspaniałej barwy oczu i bijącego od niej powabu. Jednak Cole to wszystko dostrzegał. Tak bardzo pragnął Erin, że musiał odwrócić wzrok albo sięgnąć po nią. Wiedział, że jeśli teraz zechce się do niej zbliżyć, dziewczyna go odepchnie. A wtedy nie ręczyłby za siebie. W czasie pory przejściowej nigdy nie był w najlepszej formie, i zdawał sobie z tego sprawę.
– Nie pozwól, żeby wujowi Li udała się ta sztuczka – powiedział, kiedy już był w stanie panować nad głosem.
– Co… jaka sztuczka?
– Chciał nas skłócić, podsuwając mi Lai.
– Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałeś. Kilka minut temu Lai podsunęła się bardzo blisko.
Cole wydał jakiś zduszony dźwięk. Dawno już nie wpadł w gniew, ale czuł, że za chwilę mu się to przydarzy. Bolała go głowa, rana na udzie dawała się we znaki przy każdym ruchu – od czasu wylotu z Los Angeles spał tylko parę godzin, temperatura dochodziła do czterdziestu stopni, wilgotność powietrza była prawie maksymalna, a teraz Erin patrzyła na niego jak na obcego człowieka, czujnie i z dystansem, jakby nigdy nie leżała obok niego naga i nie szeptała mu słów miłości.
– Czy nie widzisz, że… – zaczął szorstko.
– Widziałam wszystko, co potrzeba – przerwała mu. – I w przeciwieństwie do ciebie, wcale mi się to nie spodobało. – Zanim zdążyła się ugryźć w język, zapytała: – Kim ona jest?
– Specjalistką od łączności przysłaną tu przez Winga – odparł przez zęby.
– Nie o to mi chodziło. Kim jest dla ciebie?
Cole postawił kubek na stole z takim rozmachem, że rozbił go na kawałki. Zanim jeszcze skorupy spadły na ziemię, zrobił długi krok naprzód i stanął tak blisko Erin, że dziewczyna musiała odchylić głowę, żeby mu spojrzeć w oczy. Patrzył na nią groźnie, ale nie cofnęła się ani o centymetr.
– Dla mnie Lai jest chodzącym ostrzeżeniem – wycedził niskim, rozwścieczonym głosem. – Przypomina mi, że mężczyzna potrafi być głupim osłem i wierzyć w miłosne jęki kobiet. Abe miał o nich słuszną opinię. Pieprz je, ale się w nich nie kochaj. – Gwałtownie się odwrócił i ruszył do drzwi. – Lai wie, gdzie jest twój sprzęt fotograficzny. Zabierz go i wracaj za trzy minuty.