142676.fb2
Grudzień przybył wraz ze słonecznymi mroźnymi dniami. Drzewa uginały się pod ciężarem śniegu, a fiord przypominał czarne lustro. Nocą na czarnym jak smoła niebie zapalały się gwiazdy i pojawiała zorza polarna.
We dworze panowała pewnego rodzaju cisza, nikt nie miał odwagi się śmiać lub żartować. Wydawało się, jakby żaden z domowników nie wiedział, jak długo powinna trwać żałoba. Nawet zbliżające się święta Bożego Narodzenia nie wprowadziły radosnego nastroju. Mali ogłosiła, by przygotowania do świąt toczyły się zwykłym trybem, przynajmniej ze względu na Siverta, jak powiedziała do Beret. Chłopiec po stracie ojca nie przestawał się smucić. Blady i milczący snuł się po salonie, niewiele też zjadał w czasie posiłków, chociaż Mali kusiła go tym i tamtym spośród potraw, które zazwyczaj najbardziej lubił.
Próbowała rozmawiać z nim o śmierci ojca, ale wydawało się, że w tym przypadku historia z aniołami i gwiazdami nie poskutkowała w ten sam sposób, jak wtedy gdy umarł dziadek. Wtedy Sivert smucił się w „zdrowy" sposób, jak Mali twierdziła. Teraz zamykał smutek w sobie, nie chciał rozmawiać o śmierci taty, nawet, kiedy siedział na kolanach matki w sypialni na poddaszu i razem obserwowali dwie gwiazdy, które pojawiły się na zimowym niebie w miejscu, gdzie kiedyś świeciła jedna.
– To dobrze dla taty i dla dziadka, że są tam teraz razem – rzekła Mali pewnego wieczoru i pogładziła syna po włosach. Sivert włożył piżamkę, a Mali otuliła go kołdrą, żeby nie zmarzł. – Teraz dwie osoby pilnują cię z góry, wiesz?
Sivert nie odpowiedział. Przyłożył nos do szyby i wpatrywał się w niebo. Jego ciepły oddech utworzył ciemne kółko w różach namalowanych przez mróz na zimnym szkle.
– Tak bardzo się cieszę, że mam tutaj ciebie – westchnęła Mali i przytuliła policzek do policzka syna. – Ty teraz jesteś dziedzicem Stornes, wiesz? Jedynym mężczyzną. Ale ja ci pomogę w gospodarstwie, musisz o tym wiedzieć, do czasu, aż urośniesz tak duży, że będziesz mógł się wszystkim zająć sam – dodała.
– Jeśli nie umrę – rzekł Sivert cicho.
Mali drgnęła przestraszona i przytuliła go mocno do piersi.
– Umrzesz? Co ty mówisz? Przecież ty nie… Co ty opowiadasz, Sivert? – powtarzała naprawdę przerażona. – Chyba nie jesteś chory?
– Wszyscy umierają – odparł chłopiec i ponownie przyłożył twarz do szyby. – Dziadek i tato…
– Ale nie ty – zaprotestowała Mali z naciskiem. – Nie ty i nie ja, Sivercie. Długo, długo nie umrzemy. Teraz dziadek i tato są razem w niebie, a ty powinieneś dbać o mnie tu na ziemi. Potrzebuję ciebie, Sivercie, bo zostałeś mi tylko ty. Oboje musimy zawsze sobie pomagać i pilnować siebie nawzajem, prawda?
Sivert powoli skinął głową, ale kiedy się odwrócił i spojrzał na nią, jego oczy były tak smutne, że Mali krajało się serce.
– Tak bardzo kochałeś swojego tatę? – szepnęła Mali i przytuliła synka.
– Tak, ale on nie…
– Mylisz się, tyle razy ci powtarzałam i musisz wiedzieć, że tato nikogo bardziej nie kochał niż ciebie, powinieneś mi uwierzyć. Wiem, że ciężko ci było w ostatnim czasie przed jego… Ale to nie dlatego, że on cię nie kochał.
Ujęła jego twarz w swoje dłonie i popatrzyła mu w oczy.
– Czy jeśli ci powiem pewną tajemnicę, dochowasz jej?
W smutnym wzroku pojawił się błysk zainteresowania i Sivert skinął poważnie.
– Tato był ostatnio taki dziwny, ponieważ się o mnie bał. Dużo chorowałam jesienią i zimą, pamiętasz? – spytała Mali. -Ale nic poważnego mi nie dolega i nie ma się czego obawiać – dodała szybko. – Lecz kiedy minie zima, będziesz miał małego braciszka lub siostrzyczkę. Tak jak Olaus.
Sivert popatrzył na matkę zdumiony.
– Olaus ma dwie…
Mali roześmiała się i poczochrała synka po włosach.
– Nie wiem, czy będę mogła ci to obiecać – rzekła. – Ale i tak będziesz starszym bratem. Cieszysz się?
– Będę miał brata, takiego jak Olaus? – dopytywał się i spojrzał na Mali. – Najbardziej bym chciał brata.
Mali poczuła ukłucie w piersi. Sama wolałaby urodzić córkę, modliła się o to niemal każdego wieczoru, obawiała się jednak, że jej prośby nie zostaną wysłuchane. Zaczynała oswajać się z tym, że Bóg nie słucha takich jak ona. Wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby na świat przyszła dziewczynka, pomyślała.
– Jeszcze nie wiem. Nikt tego nie wie, dopóki dziecko się nie urodzi. Widziałeś, że u zwierząt jest tak samo. Możemy tylko zgadywać, czy krowa urodzi byczka, czy jałówkę. Musimy po prostu czekać.
– Gdzie on jest, ten malutki?
Mali wzięła drobną rączkę syna, położyła na swoim brzuchu i uśmiechnęła się.
– Jest tam w środku. Rośnie sobie w brzuchu, aż będzie taki duży, że będzie mógł wyjść.
– Ale tata… Już nie będzie mógł go zobaczyć…
Mali odgarnęła grzywkę Siverta do tylu i pocałowała go w czoło.
– Nie, ale wiedział, że w Stornes urodzi się jeszcze jedno dziecko i że będziesz starszym bratem. Powiedziałam mu o tym. Jednak rzeczywiście nie zobaczy już maleństwa. Teraz ty i ja będziemy musieli zaopiekować się tą kruszyną. Wszystko będzie dobrze, skoro zajmie się nią taki dzielny starszy brat jak ty.
Sivert skinął głową uroczyście i pogładził dłonią brzuch Mali.
– Chcę brata. Olaus ma same dziewczyny!
– Dziewczyna jest tak samo ważna jak chłopak, na pewno nieraz się o tym przekonałeś – zauważyła Mali i lekko uszczypnęła Siverta w koniuszek ucha. – Mam dużego chłopca i nie będzie mi przykro, jeśli urodzi się dziewczynka!
Sivert zeskoczył z jej kolan. W jednej chwili się ożywił, oczy mu błyszczały i uśmiechał się szeroko.
– Mogę to powiedzieć Olausowi? – spytał i spojrzał na matkę błagalnie. – Tylko Olausowi, i tylko babci i…
Mali roześmiała się.
– Już dobrze, możesz – zgodziła się i pieszczotliwie poklepała go po policzku.
Wcześniej czy później to i tak wkrótce przestanie być tajemnicą. Niedługo wszyscy zauważą, niezależnie od tego, co by na siebie wkładała. Niektórzy na pewno już wiedzą, choć się nie przyznają. Lecz jeśli ma to sprawić Sivertowi radość, niech mu będzie wolno rozgłosić nowinę.
– Chcę z tobą porozmawiać – zwróciła się Beret do Mali pewnego popołudnia. – Przyjdź do mnie, gdy położysz Siverta.
Mali przystanęła w pół kroku i na nowo pochwycił ją strach.
Czego Beret mogła chcieć? Nieczęsto zapraszała ją na rozmowę. Pewnie zamierza pogadać o gospodarstwie, pomyślała Mali. Upłynął ponad miesiąc od śmierci Johana, a od tamtej pory nie zamieniły z sobą wielu słów. Pewnie wymyśliła coś, co zamierzała przeforsować. Mali nie miała nic przeciwko propozycjom Beret, ale nie chciała też pozwolić sobą dyrygować. Teraz ona zarządza dworem i Beret dobrze o tym wiedziała.
Mali nie chciała nawet dopuścić do siebie myśli, że mogło Beret chodzić o coś innego, na przykład o wyjaśnienie jakichś plotek, które do niej dotarły. Jeśli tak, to na jaki temat? Od śmierci Johana Mali wiele bezsennych nocy spędziła na rozmyślaniach i doszła do wniosku, że gdyby gospodarz z Gjelstad wiedział coś o jej synu, to pewnie objawiłby to właśnie teraz. Z pewnością wywołałby sensację, jakiej pragnął, i wreszcie mógłby się napawać wygraną. Niewątpliwie wybuchłby skandal, jakich mało, pomyślała Mali. Ona i Sivert zostaliby wyklęci i zepchnięci na margines. Gdyby Oddleiv Gjelstad mógł sprowadzić na nich takie nieszczęście, nie wahałby się powiedzieć tego, co wie. Jednak nie zdradził niczego ani na stypie, ani później. Nie wierzyła, by jego nienawiść do niej osłabła – to nie dlatego nie rozpuścił plotek. Pewnie po prostu nie wiedział wystarczająco dużo, pocieszała się Mali.
Najważniejsze, że ich dni upływały spokojnie i że wreszcie mogła godnie żyć. Za Johanem nie tęskniła ani chwili, za to Jo pozostawił w jej sercu nieukojoną tęsknotę i piękne wspomnienie. Rozłąka z Jo trwała jednak tak długo, że Mali nauczyła się z tym żyć i radziła sobie również po jego śmierci. Teraz jej uwagę zaprzątały przede wszystkim dwór i rodzina i w tym względzie naprawdę pragnęły z Beret tego samego. O czym teściowa mogła chcieć z nią rozmawiać?…
Kiedy Mali przyszła wieczorem, Beret siedziała jak zwykle w bujanym fotelu przy piecu. Teściowa pośpiesznie podniosła wzrok, kiedy zauważyła Mali w drzwiach, lecz nie odezwała się. Mali usiadła na krześle i czekała. To Beret prosiła o rozmowę, niech więc ona zacznie.
– Zostawiłam w kuchni tacę – zaczęła nieoczekiwanie. – W czajniku jest kawa. Mogłabyś ją przynieść?
Mali wstała i poszła do kuchni. Nie pamiętała, kiedy Beret ostatnio zaprosiła ją na coś do jedzenia lub do picia. Wnosząc tacę, zerknęła ukradkiem na teściową, ale ta nie patrzyła na nią ani nie odezwała się.
Pierwszą filiżankę kawy wypiły w milczeniu.
– Zawsze tak było, że kiedy umierał gospodarz, zalotnicy ustawiali się w kolejce do ręki wdowy – zaczęła Beret cicho. – A jeśli chodzi o ciebie… Kolejka jest już długa, Stornes to łakomy kąsek. Być może jeszcze o niczym nie słyszałaś, jest pewnie zbyt wcześnie. Oświadczyny byłyby zresztą w tej chwili zupełnie nie na miejscu. Ale obie wiemy, że w końcu dostaniesz jakąś propozycję…
A więc to zaprzątało myśli teściowej, odetchnęła Mali. Wzięła kawałek suchego ciasta i obracała go w palcach.
– Nie mam zamiaru wychodzić ponownie za mąż, jeżeli o to pytasz – odparła krótko. – Mój mąż spoczywa w grobie nie dłużej niż miesiąc i nie chcę… Nie, małżeństwo… nie mam co do tego żadnych planów.
Rozkruszyła ciasto na kawałki, nie patrząc na teściową. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że kolejka kandydatów szybko rośnie, gdy wdową zostaje właścicielka wielkiego dworu. Po prostu tak było. Wielu synów bogatych chłopów, którzy jednak nie byli dziedzicami, dostrzegało szansę, by poprzez małżeństwo wejść w posiadanie majątku. Sama jako kandydatka na żonę nie odstraszała zalotników, w każdym razie nie wyglądem, pomyślała z autoironią, chociaż krążyły plotki, że jest raczej uparta. I mimo że dla niektórych miała zbyt niskie pochodzenie, to obecny stan posiadania to równoważył.
Jednak kwestię zamążpójścia dobrze przemyślała, jeszcze przed śmiercią Johana. Postanowiła, że jeżeli kiedykolwiek zostanie sama, to na pewno nie zdecyduje się na nowe małżeństwo, nie chce nowego męża w domu, któremu będzie się wydawało, że może nią pomiatać i o niej decydować. Gdyby miała ponownie związać się z mężczyzną, to tylko z Jo. Tak to sobie wyobrażała. Wreszcie cieszyła się wolnością, mogła znowu żyć pełnią życia, robić, co chce, wolna od upokorzeń i upodlenia.
Nikt nie miał już prawa do jej ciała, żaden mężczyzna nie będzie jej po prostu brał. Tak łatwo nie wyrzeknie się tej wolności. Jeśli kiedyś zwiąże się z jakimś, to na zupełnie innych warunkach.
Odkąd wyszła za mąż za Johana, czuła się jak dziki ptak w klatce. A teraz drzwi klatki wreszcie się otworzyły. Miała ochotę wyfrunąć i znowu latać, chociaż pewnie nieprędko odzyska tryskającą, gorącą radość życia, o ile w ogóle jej się to uda. Tak, żyła w klatce, ale skrzydeł jej nie podcięto. Na pewno nadal potrafi szybować w powietrzu, musi tylko trochę poczekać.
– A więc nie zamierzałaś wyjść ponownie za mąż za pierwszego, który się oświadczy? – spytała Beret i spojrzała na Mali ze zdumieniem. – Myślałam, że…
– To się myliłaś – skwitowała Mali spokojnie.
Przez chwilę panowała cisza. Mali zauważyła, że ciasto Beret również leży nietknięte na talerzyku. Najwidoczniej teściowej bardziej ta sprawa leżała na sercu, niż Mali sądziła.
– Cieszę się, że… że w ten sposób szanujesz pamięć po Johanie – zaczęła znowu. – Że nie od razu… Wydawało mi się raczej, że chciałaś… Tak, nie zawsze wam się układało – dodała z wahaniem, nie podnosząc wzroku.
Mali nie od razu odpowiedziała. Zatem Beret uznała, że Mali stroni od szybkiego zamążpójścia przez pamięć o Johanie. Gdyby nie troska o teściową, pozbawiłaby ją złudzeń. Mimo to dziwiło ją, że tak trzeźwo myśląca kobieta jak Beret nie rozumiała, że prawda jest całkiem inna, że po prostu nie jest w stanie znieść myśli o nowym mężu po przeżyciu z jej synem ponad pięciu lat. Lecz zauważyła u Beret już wcześniej podobną słabość, czasami teściowa widziała to, co chciała widzieć, wierzyła w to, co sprawiało mniejszy ból. Mali nie znajdowała powodu, dla którego miałaby pozbawiać jej złudzeń, wręcz przeciwnie. Przyjdzie czas, kiedy będzie zależna od wsparcia Beret, pomyślała, ze względu na Siverta. Oboje najwięcej na tym zyskają, jeżeli utrzymają z nią w miarę poprawne stosunki. Mimo wszystko czeka ich najprawdopodobniej jeszcze wiele lat wspólnego życia we dworze. Jednak nie zamierzała dzielić się rolą pani domu w Stornes.
Siedziały tak każda ze swą na wpół wystygłą kawą i niedojedzonym ciastem. Mali swój kawałek rozkruszyła w palcach.
– Jednak musimy spojrzeć rzeczywistości w oczy, Mali – odezwała się nagle Beret i utkwiła w niej wzrok. – Stornes to wielka posiadłość i chociaż muszę przyznać, że jesteś pracowitą i dzielną kobietą, to…
Mali w roztargnieniu upuściła na talerzyk ostatnie okruchy. Po każdym spodziewałaby się takich słów, lecz nie po Beret! Poczuła, że palą ją policzki z zakłopotania i z radości. To, co teściowa widziała i myślała przez lata, to jedno, ale że zdobędzie się na taką pochwałę!
– Bardzo się cieszę, że tak uważasz – bąknęła. – Musisz wiedzieć, Beret, że ten dwór również dla mnie znaczy bardzo wiele. Mam teraz jeden cel, tak zarządzać majątkiem, by z upływem lat nie tracił na wartości. Z czasem przejmie go syn Johana, jak to zaplanowaliśmy, gdy tylko Sivert się urodził. Chcę tego samego, co ty. Beret, żeby Stornes stało się największym gospodarstwem w okolicy i żeby kolejne pokolenia podtrzymywały tradycje ojców.
– Nie sądziłam, że dożyję chwili, kiedy do tego stopnia będziemy zgodne w jakiejś sprawie – przyznała Beret i spojrzała na Mali. – Lecz z upływem czasu wyrosłaś na ludzi -dodała z pewnym sarkazmem.
– Zawsze taka byłam, Beret – odparła Mali, nie odwracając wzroku. – Lecz musiało minąć trochę lat, żebyś to zauważyła. Żebyś chciała to zauważyć. Jednak nauczyłam się wiele tu w gospodarstwie i dużo się jeszcze muszę nauczyć. Gdybyśmy tylko mogły częściej z sobą rozmawiać, tak jak teraz…
Beret obracała filiżankę z kawą, ułamała sobie kawałek ciasta, lecz go odłożyła, nie próbując.
– Mimo wszystko powinnyśmy spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że takie gospodarstwo potrzebuje mężczyzny – powtórzyła, nie zwracając uwagi na inne sprawy, o których Mali wspomniała. – Zawsze był tu gospodarz, który najczęściej miał do pomocy dziedzica. A wcześniej żyło tu kilku synów, nie tylko jeden, jak w przypadku Johana. Nie mieliśmy z Sivertem tego szczęścia, by móc przyglądać się, jak dorasta pod naszym dachem większa gromadka dzieci – dodała z goryczą.
Przez moment zdawała się jakby nieobecna, lecz zaraz wyprostowała się i znowu popatrzyła na Mali.
– Mamy tu kilku mężczyzn, ale oni, jak wiesz, nie posiadają ziemi i nie wiedzą, jak prowadzić duże gospodarstwo. Jest tylko jeden, który pochodzi z wielkiego dworu i który zdobył trochę doświadczenia. – Uniosła się w fotelu i dołożyła do ognia nowe polano. – Sama wszystkiego nie dasz rady doglądać, chyba się z tym zgodzisz – mówiła dalej. – Poza tym jesteś w ciąży, dziewczyno. Sądziłam, że dobrym rozwiązaniem byłoby, gdybyś szybko wyszła za mąż, ale skoro nie chcesz… Jednym słowem, potrzebny nam jest mężczyzna, który pomoże ci w prowadzeniu gospodarstwa – stwierdziła. – Chyba sama przyznasz?
Mali siedziała bez słowa. Rzeczywiście myślała o tym, że nie poradzi sobie całkiem sama przy pomocy parobków i służących. Jednak zamierzała po prostu nająć jeszcze kogoś. Nagle uświadomiła sobie, że Beret miała rację, potrzebowali więcej niż jednego mężczyzny. Ale jak znaleźć takiego chłopa? Ci, którzy czekali w kolejce do jej ręki, z pewnością nie zamierzali służyć swą pomocą bez otrzymania statusu gospodarza. Beret zamknęła drzwiczki pieca i odchrząknęła.
– Myślałam trochę… – mówiła dalej. – Ale ty oczywiście też musiałabyś się zgodzić. Przez wiele lat żyliśmy w przyjaźni z gospodarzami z Gjelstad. Oddleiv ma trzech synów. W grę wchodziłby Havard, najmłodszy z chłopców, który, o ile wiem, nie jest ani zaręczony, ani związany w żaden inny sposób. Gdyby nam się udało przekonać go, by się do nas przeprowadził i pomógł zarządzać dworem…
Mali poczuła, że się czerwieni, i drżącą ręką poprawiła włosy. Miałyby sprowadzić Havarda do Stornes… Nagle zakręciło jej się w głowie, splotła lodowate palce.
– Skąd ten pomysł, że Havard zechce tu przyjść? – spytała niepewnie. – Raczej znajdzie sobie jakąś dziedziczkę, niż zatrudni się u nas jako doradca.
– Tak czy owak mógłby się zdecydować – nie poddawała się Beret. – Przychodząc do nas do pracy, pozostanie wolnym człowiekiem. Zdobędzie doświadczenie i sprawdzi się jako gospodarz, a kiedyś, wcześniej czy później, znajdzie sobie jakąś pannę z dworem, jak mówisz. A jeśli ożeni się i wyprowadzi, będziemy się martwić potem, gdy przyjdzie na to czas. Mogą minąć całe lata. Zawsze mi się wydawało, że ty i H &vard dobrze się rozumiecie…
Mali szybko podniosła wzrok, żeby zobaczyć, czy teściowa chciała coś zasugerować. Lecz nic na to nie wskazywało. Beret pewnie nie zdawała sobie nawet sprawy, co proponuje, pomyślała Mali. Nie wiedziała, że Havard czuje do Mali coś więcej niż przyjaźń. A ona, Mali? Co sama czuła?
Twarz ją paliła, a nad górną wargą skroplił się pot. Ze wszystkich mężczyzn, jakich znała, Havarda lubiła najbardziej. Przez wszystkie te lata, od kiedy mieszkała w Stornes, okazywał jej przyjaźń, momentami i jej się wydawało, że łączy ich coś więcej. Nie miłość, gdyż jej serce zawsze należało do Jo. Ogarniało ją jednak pożądanie, pragnienie, by położyć się obok niego, poczuć ciepło i dobro mężczyzny, który był w niej zakochany i pragnął jej szczęścia. Dlatego prawdopodobnie będzie musiała się sprzeciwić sprowadzeniu Havarda do Stornes. Nie była wystarczająco silna, żeby mu odmówić, gdyby przyszło co do czego. Kiedy minie trochę czasu…
Nagle uderzyło ją, że sytuacja przypominała tę, kiedy owego lata Jo przybył do dworu i Johan poprosił go o pomoc przy żniwach. To zapoczątkowało całe nieszczęście, pomyślała, niewierność, grzech i wszystkie kłamstwa, które doprowadziły do tego, że teraz Jo i Johan nie żyją. W każdym razie ona tak na to patrzyła. To dlatego dziedzic Stornes jest potomkiem Cygana, a w jego żyłach nie płynie krew Stornesów. Decyzja podjęta przy obiedzie tamtego lata stała się początkiem najpiękniejszych chwil w jej życiu, lecz również całego zła, które za sobą pociągnęła. Zła, które dotknęło nie tylko ją, ale wszystkich w Stornes i które hulało ponad dworem i jego mieszkańcami niczym grzech pierworodny…
A gdyby teraz pojawił się tu Havard…
Mali czuła, że jej serce szybciej zabiło, a coś ciężkiego i ciepłego spłynęło na jej ciało. Nie było to to samo uczucie, które ogarniało ją na myśl o Jo, nie chciała też wychodzić za mąż za Havarda, chociaż tak bardzo go lubiła. Zamierzała pozostać wolna. To pragnienie stało się niemal obsesją. Ale jak zdoła żyć tuż obok Havarda dzień po dniu i czy uda jej się oprzeć, gdy tęsknota za tym, co może jej dać w łóżku, stanie się zbyt silna?
Nie wiedziała, czy Havard rozbudzi w niej szalone, cudowne uczucia, ale nie wykluczała tego. Już wcześniej rozpalał ją i podniecał. A jeśli ogarnie ją silne pożądanie i tęsknota stanie się zbyt silna, prawdopodobnie wpuści go do łóżka, lecz to jeszcze nie powód, żeby wychodzić za niego za mąż. Nie jest idealna, pomyślała nagle i poczuła, jak pocą jej się dłonie.
– Jak myślisz, Mali?
Beret popatrzyła na nią ciemnymi oczyma.
– No, nie wiem – odparła Mali wymijająco. – Przyznaję, masz rację, że potrzebny nam w gospodarstwie taki mężczyzna jak Hłivard, ale czy on zechce…
– Nie znam nikogo, kto bardziej by się nadawał – stwierdziła Beret i szybko rąbkiem fartucha otarła oczy. – Kiedy Johan już… Wiem, że on też by tego chciał, ponieważ zawsze wysoko cenił Havarda.
Ach, Beret, Beret, pomyślała Mali, gdybyś wiedziała, jak się mylisz. Havard byłby chyba ostatnim, którego Johan by sobie tu życzył. Ale Johan nie żyje, a Beret uważała, że wie najlepiej.
– Czy mogłabym zastanowić się nad tym przez noc? – spytała Mali i wstała. – Jutro ci powiem, co wymyśliłam.
Beret tylko skinęła głową.
– Dobrze, jeżeli uważasz, że potrzebujesz czasu, by to przemyśleć – rzekła tonem, który bardziej niż słowa powiedział Mali, że teściowa nie rozumie jej wahania. – Nie wiemy jeszcze, czy Havard zechce – powtórzyła. – Lecz gdyby jednak się zgodził…
W jej głosie brzmiała pewna nadzieja, co Mali uznała za dobrą monetę. To nie ona będzie musiała sprzeciwić się temu rozwiązaniu, które Beret najwyraźniej uznała za zgodne z wolą Johana.
Ojciec Havarda również nie będzie zachwycony, stwierdziła Mali i musiała się uśmiechnąć. Powinna choćby już z tego powodu przystać na propozycję Beret: żeby stary drań odchodził od zmysłów ze złości. Nawet jeżeli Havard się wyprowadzi, w Gjelstad zostanie wystarczająco dużo osób do pracy. Rodzice powinni raczej zachęcać go, by pomógł w ciężkich czasach przyjaciołom w Stornes.
Zresztą zdanie gospodarza z Gjelstad nie musi mieć decydującego znaczenia, uznała Mali. Havard nie należał do tych, którzy słuchali ojca jak uległe psy. Nigdy nie był bezwolny. Szlag trafi Oddleiva Gjelstada na samą myśl o tym, że jeden z jego synów dzieli dom i stół z kobietą, której tak zaciekle nienawidził, stwierdziła złośliwie. A przy jego brudnej wyobraźni nie oprze się podszeptom, że potajemnie dzielą również łoże.
Myśl o tym, że jego syn być może otrzyma rękę Mali, która tak stanowczo odtrąciła jego samego, będzie dla niego trudna do zniesienia. Nikomu bardziej tego nie życzyła! Przyznała jednak, że chęć zemsty nie może się stać powodem, dla którego zgodzi się, by Havard zamieszkał w Stornes. Musi to dokładnie rozważyć, nie dać się złapać w jeszcze jedną klatkę, z której z czasem trudno jej się będzie uwolnić, nie zgodzić się na coś, co być może pociągnie za sobą jeszcze większe trudności i niepokój od tych, z którymi zmagała się do tej pory.
– Dobranoc, Beret – powiedziała. – Przyjdę jutro i dam ci odpowiedź.
Cicho zamknęła za sobą drzwi i poszła.