Mali przywarła do Jo. W głowie miała zupełną pustkę. Zdawała sobie sprawę jedynie z tego, że Jo wrócił, że to on ją obejmuje, zagłębia palce w jej włosach, aż wypięły się spinki, a gęste pukle opadły na jej ramiona, że to ciepłe ręce Jo gładzą ją po plecach. Nagle cofnęła się. Nie, to nie może być prawda! To jedno z tych beznadziejnych niezliczonych marzeń i fantazji, którym tak często się oddawała, pomyślała w panice.
A jednak to on! Stał przed nią jak najbardziej żywy, dokładnie taki, jaki zawsze pojawiał się w jej marzeniach. W bladym świetle księżyca wydawał się bardziej smagły, niż go zapamiętała, ale oczy miał te same – błyszczące, szarozielone ze złocistymi plamkami. Włosy były równie ciemne i kręciły się na karku. Odniosła niejasne wrażenie, że tu i ówdzie połyskiwały srebrne nitki, ale być może to tylko białe światło księżyca dawało taki efekt. Mali przesunęła miękko dłońmi po twarzy ukochanego, po każdej bruździe, ucząc się na pamięć tych rysów. Dotknęła jego ciepłych ust.
– To ty – powiedziała cicho, wstrzymując oddech; nie odrywała od Jo wzroku. – To naprawdę ty, Jo! Tym razem to nie sen…
Ponownie poczuła jego ręce, przypomniała sobie, jak poznawały jej ciało, gładziły je, sprawiały przyjemność, wędrowały po omacku, miękkie i ostrożne. Czuła, że nie zapomniały tej nauki. Usta Jo, za którymi tak tęskniła, dotknęły jej ust, rozdzieliły jej wargi, sprawiły, że westchnęła. Nogi ugięły się pod nią, dłonie stały lodowate, aż zaczęła drżeć. Jej łono pulsowało z pożądania. Przywarła do Jo, jak mogła najmocniej. Czuła, że nigdy nie zbliży się do niego tak bardzo, jak by chciała. Rozchyliła usta, przyjmując jego pocałunki.
– Nareszcie! – szepnął. – Nareszcie, Mali!
Jego słowa jakby wyrwały ją z pewnego rodzaju transu. Opuściła nagle ręce wzdłuż tułowia i cofnęła się o krok. Musiała oprzeć się o ścianę, żeby nie upaść.
– Wróciłeś – rzekła ochrypłym głosem. – A przecież mówiłeś, że nigdy więcej…
– Musiałem cię znowu zobaczyć – wyznał i wziął ją za rękę. – Tylko jeszcze ten jeden raz…
Cofnęła dłoń.
– Jak się dowiedziałeś, że tu jestem? Widzieli cię w Stornes? Czy Johan wie, że ty…
Głos łamał się jej ze strachu. Jo położył rękę na jej karku i stali tak przez chwilę, patrząc na siebie nawzajem w ciszy, nie odzywając się ani słowem.
– Nikt mnie nie widział ani w Stornes, ani we wsi – uspokoił ją. – Przyjechałem dziś po południu z taborem cygańskim, który zmierzał w waszą stronę, by przenocować w stodole, ale wyskoczyłem z wozu, zanim dotarli do zabudowań. Pobiegłem skrajem lasu…
– Skąd wiedziałeś, że…
– Moja ciotka, która jedzie z nami… Wydaje mi się, że ją kiedyś spotkałaś – odparł. – Poprosiłem ją, żeby spytała o ciebie we dworze, bo chciałem ci zaproponować, żebyśmy się spotkali w lesie – dodał cicho. – To ona przesłała mi wiadomość, gdzie cię szukać.
– A więc wie… – zauważyła Mali przerażona i popatrzyła na Jo szeroko otwartymi oczami. – Opowiedziałeś jej o…
– Nie, nie. Mali – zapewnił i przygarnął ją do siebie. – Nic nie powiedziałem. Ale moja ciotka to mądra kobieta, już dawno temu domyśliła się, że ja… że bardzo mi się spodobałaś wtedy, gdy ostatnio obozowaliśmy w Stornes. Nie obawiaj się, będzie milczeć jak grób, bo dobrze nam życzy – dodał łagodnie.
Mali stała przytulona do niego, słyszała jego serce, jak dudni jej do ucha. Wszystko w niej się burzyło, myśli krążyły chaotycznie po głowie. Czuła się bezgranicznie szczęśliwa, a jednocześnie obezwładniał ją strach. Może ktoś widział Jo, gdy ten nie zdawał sobie z tego sprawy? Czy ktoś wiedział, że Jo szedł w góry?
– Gdzie się zatrzymasz, gdy twój tabor będzie w Stornes? – spytała. – Nie myślałeś chyba, że… Obiecałeś mi, Jo! Obiecałeś…
Westchnął i pogładził ją po plecach.
– Wiem, że obiecałem ci, że nigdy więcej nie pojawię się w Stornes, że nigdy nie spróbuję się z tobą zobaczyć. Dotrzymałem tej obietnicy, choć bywało, że odchodziłem od zmysłów, myślałem, że przypłacę to życiem. Byłem chory z tęsknoty – szepnął i uniósł jej twarz ku swojej.
Tak jak i ja, pomyślała Mali. Ja też umierałam z tęsknoty, nie mogłam normalnie żyć, odkąd ostatnio trzymał mnie w ramionach. Tyle razy marzyła właśnie o tej chwili, że mimo wszystko Jo pewnego dnia przyjdzie, że jeszcze raz poczuje jego ciało przy swoim. A teraz oto tu jest! Spełniło się to, na co tak długo czekała. Lecz ona, zamiast się cieszyć, stoi sparaliżowana strachem i patrzy na niego oniemiała. Jo nie zdaje sobie chyba sprawy, do czego jego obecność może doprowadzić, pomyślała. A jeśli go ktoś widział? Jeżeli Johan się dowiedział?
– Nie zamierzałem pokazywać się w Stornes, w żadnym wypadku – mówił dalej. – Bałem się o nas oboje, że możemy się zdradzić, jeśli… Wpadłem więc na pomysł, żeby te dwa dni, kiedy mój tabor zatrzyma się we dworze, spędzić tu w lesie, w górach. Przywykłem do radzenia sobie bez dachu nad głową. Ale po prostu musiałem cię znowu zobaczyć – szepnął i delikatnie ją pocałował. – Gdybyś nie chciała się ze mną spotkać, wtedy patrzyłbym na ciebie z daleka, tyle wystarczyłoby mi do życia – rzekł cicho. – Choćby zobaczyć cię znowu, to lepsze niż nic…
Nie odpowiedziała, tylko w milczeniu przyglądała się temu mężczyźnie, o którym nigdy nie będzie mogła zapomnieć. Była stworzona, by go kochać, lecz nigdy nie będzie go mogła mieć, nie tak, jak by tego chciała.
– Ale ty nie cieszysz się, że mnie widzisz – zmartwił się i pogładził ją po policzku. – Tak mi się wydaje. Jeśli tak, to pójdę. Nigdy nie zamierzałem…
– Och, Jo – westchnęła Mali ciężko i mocniej przytuliła się do niego. – Cieszę się! Nie wiesz nawet, jak bardzo! Marzyłam… tęskniłam. Nie było dnia, żebyś nie pojawił się w moich myślach. Jak sądzisz, jak wyglądało moje życie u boku… w łóżku z tym, którego…
Nabrała powietrza, bliska płaczu.
– Gdyby tylko wolno mi było ciebie kochać – szepnęła.
– W takim razie, o co ci chodzi? – spytał, muskając ustami jej włosy. – Nikt nie wie, że tu jestem. Zresztą mógłbym również pokazać się w Stornes, nikt by się o nas nie dowiedział.
Mali nie odpowiedziała. Wyślizgnęła się z ramion Jo i wzięła go za rękę. Poprowadziła go do pogrążonego w półmroku szałasu. Przystanął niepewnie w drzwiach, kiedy wypuściła jego dłoń. Przyniosła lampę parafinową i w milczeniu podeszła do łóżka.
– Chodź – zawołała go.
Kiedy Jo podszedł bliżej, podniosła lampę. Złociste światło kładło się miękko na postaci chłopca, który mocno spał. Leżał na plecach, zrzucił przez sen kołdrę. Ciemne włosy były trochę mokre od potu i kręciły się łagodnie na karku. Przez długą, zdawałoby się nieskończenie długą chwilę w szałasie panowała grobowa cisza. Jo osunął się na kolana przy łóżku. Wyciągnął drżącą rękę i ostrożnie pogładził chłopca po okrągłym, miękkim policzku.
– O Boże – szepnął ledwie słyszalnie. – To moje dziecko! W tym łóżku leży mój syn, Mali!
Podniósł głowę i spojrzał na Mali. Jego oczy wypełniły się łzami, które spłynęły wolno po twarzy. Mali przykucnęła obok, wzięła jego dłoń w swoją, odwróciła wewnętrzną częścią ku górze i ucałowała z miłością.
– Tak, to twój syn – potwierdziła cicho. – Ale tylko babcia o tym wiedziała i zabrała tę tajemnicę do grobu. A ja…
Nagle osunęła się u wezgłowia łóżka i rozpłakała. Jo objął ją i przytulił, gładząc jej szczupłe plecy.
– Jak myślisz, jak się czułam tego dnia, kiedy zrozumiałam, że… że jestem w ciąży? Że noszę twoje dziecko, owoc naszej miłości? – szlochała. – Byłam tak… tak niewiarygodnie szczęśliwa, ponieważ dostałam cząstkę ciebie, która na zawsze będzie przy mnie. Ale czasami…
Podniosła zapłakaną twarz i popatrzyła na Jo.
– Tak się bałam – szepnęła ochryple. – Tak się bałam, że ktoś się domyśli… Że zobaczą, że chłopiec jest taki… taki inny. Pod żadnym względem nie przypomina Johana, że odgadną prawdę, że my…
Jo ponownie skierował spojrzenie na śpiącego chłopca. Długo przyglądał się swemu synowi.
– Jest do mnie taki podobny – rzekł i zerknął na Mali. -Prawie jakbym widział samego siebie. Dziwne… Powinni byli się zorientować, że ja jestem ojcem!
– Na razie nikt na to nie wpadł – odpowiedziała cicho. -Po pierwsze dlatego, że już dawno byłeś daleko, gdy mały się urodził. A po drugie, kto by pomyślał, że ja, młoda pani na Stornes, mogłabym się oddać tobie… Cyganowi… Nigdy by im nie przyszło do głowy, że ty jesteś jego ojcem.
Chwilę siedziała w milczeniu i patrzyła na Siverta. Jej palce splotły się z palcami Jo, mocnymi i ciepłymi.
– A ja… ja przekonałam Johana, że mały jest podobny i do Beret, i do mojej babci. Mojej babci nikt w Stornes nie znał, bo zmarła dawno temu, więc nie mogli stwierdzić, czy to prawda. No, a Beret… tak, była dumna z wnuka i szczęśliwa. Widziała to, co chciała widzieć. Zresztą wszyscy inni zachowywali się tak samo. Tak zwykle jest, gdy pojawia się dziedzic. Tylko babcia się zorientowała – dodała Mali i spuściła głowę. – Od tej pory każdego dnia żyłam na krawędzi przepaści, Jo. Modliłam się, oby tylko nikt nie zobaczył was obu razem, ciebie i Siverta… Ponieważ wtedy każdy zauważy! Mało które dziecko jest bowiem tak podobne do swego ojca jak ten chłopiec w łóżeczku do ciebie. Dlatego nie chciałam, żebyś wrócił, mimo że ja…
Ponownie rozpłakała się.
– Dlaczego nie przyszłaś do mnie? – spytał i otoczył ją ramieniem. – On jest moim synem, a my… My należymy do siebie, Mali. Jak mogłaś kazać im wierzyć, że Sivert jest synem Johana? On jest mój. Nasz! Pozwoliłaś, by żyli w kłamstwie. Wszyscy, nawet chłopiec – dodał, spoglądając na śpiące dziecko.
Mali nie od razu odpowiedziała. Przychodziły jej do głowy różne myśli: niepewność, strach i zwątpienie. Dręczące, bolesne wątpliwości, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze, ale również myśli o zemście za jej krzywdę, które jej nadal nie opuszczały.
– Zastanawiałam się nad tym – rzekła w końcu. – Ale nie mogłam postąpić inaczej, Jo. Babcia powiedziała to samo. Uznała, że prawda zbyt wielu ludziom sprawiłaby ból, a ja powinnam dźwigać swój krzyż i żyć w kłamstwie, i już nigdy cię nie zobaczyć. Ciebie, którego kocham ponad wszystko…
Otarła dłonią mokrą twarz i nagle w jej oczach pojawił się błysk.
– I chciałam, żeby Sivert, nasz syn, odziedziczył Stornes. – Jej głos nagle stał się zimny i twardy. – To cena, jaką będą musieli zapłacić za to, że kiedyś kupili mnie do gospodarstwa. Jak zwierzę – dodała. – Chciałam, żeby mój syn dostał w spadku majątek, do którego ma prawo. I dostanie! Jo pomógł Mali wstać i zaprowadził ją do ławy przy stoliku.
– A więc już za niego dokonałaś wyboru? – spytał cicho. – Myślisz, że chłopiec będzie bardziej szczęśliwy, żyjąc w bogactwie, niż przebywając z własnym ojcem? Zapomniałaś, że zrodził się z naszej miłości. Mali, że oboje czuliśmy wtedy, że jesteśmy dla siebie stworzeni? Ale ty nie miałaś odwagi odejść. Jeszcze nie wtedy. Nie miałaś też odwagi zrobić tego później, gdy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży i że to ja… Mam syna – dodał z naciskiem, a jego wzrok powędrował z powrotem w stronę łóżka. – To mój syn, Mali. Twój i mój.
Mali nie odpowiedziała i ukryła twarz w dłoniach.
– Nie powinieneś wracać – rzuciła nagle.
Spojrzał na nią, a w jego oczach płonęła namiętność. Przyciągnął Mali do siebie i pocałował, tak gorąco i mocno, że nie mogła złapać tchu. Palcami jednej ręki pieścił jej piersi, a drugą przycisnął do obolałego łona.
Kiedy pociągnął ją za sobą do drugiego pomieszczenia i pchnął na łóżko, nie protestowała. Przecież o tym marzyła, a nawet błagała o to, pomyślała ironicznie. Niczego na świecie nie pragnęła bardziej niż właśnie tego: mieć go znowu blisko, namiętnego, gorącego i prawdziwego. Kiedy zaczął rozpinać guziki stanika jej sukienki, uniosła się i pomogła zdjąć swe ubranie. Nagle okazało się, że idzie im to zbyt wolno. Rozerwała koszulę Jo, pieściła ustami jego opaloną nagą pierś. Rozpoznała jego zapach. Leżała pod nim naga i odchodziła od zmysłów z dzikiego i szalonego pożądania, aż przeraziła się samej siebie. Nie miała czasu na pieszczoty i pocałunki, nie chciała nawet, by Jo jej dotykał. Rozłożyła nogi i mocno przyciągnęła go do siebie.
Głowa jej niemal eksplodowała, kiedy w nią wniknął.
Zdusiła krzyk, wygięła się w luk, by być bliżej, i jeszcze mocniej przyciągnęła Jo ku sobie. Wychodziła naprzeciw każdemu pchnięciu. Jedyną jej jasną myślą było to, by ją kochał, by zaspokoił cztery lata tęsknoty.
Oboje zbyt szybko doszli, ale żadne z nich nie chciało tego zatrzymać. Jo uniósł się na łokciach i spojrzał na Mali. Uśmiechnął się. Zapadł jej w pamięć ten uśmiech. Nie zapomniała go. Kiedy wargi Jo zamknęły się na jednej z jej stwardniałych brodawek, jęknęła z rozkoszy i objęła go za szyję. Zatopiła palce w jego kręconych włosach. I poddała mu się, pozwoliła mu robić z sobą, co chciał. Przez moment pomyślała o nienarodzonym życiu, które nosiła, że może nie powinna… Ale myśl szybko uleciała w potoku szalonych uczuć.
Czy było tak dobrze za pierwszym razem? – zastanowiła się. Potem zapomniała o wszystkim, jęczała z rozkoszy, kiedy przesuwał językiem po jej skórze i ssał wrażliwe miejsca, czym doprowadzał ją niemal do utraty świadomości. Kiedy wreszcie wniknął w nią ponownie, nie śpieszył się. Pragnął jej dać wszystko, o czym marzyła, wszystko, za czym tęskniła tak desperacko przez ten zbyt długi czas rozłąki. Mali czuła, że płacze i śmieje się jednocześnie. Ale najwspanialsza była świadomość, że tym razem to nie tylko sen i fantazja. Był tutaj, jak najbardziej żywy, mężczyzna, którego kocha, kochała i zawsze będzie kochać! Jo!
Potem już nic więcej nie pamiętała.
Długo leżeli w milczeniu przytuleni do siebie. Wreszcie Mali uniosła głowę i spojrzała na Jo.
– Masz inną kobietę – zaczęła niepewnie. – Prawda?
Nie od razu odpowiedział. Na moment uciekł wzrokiem, ale zaraz popatrzył jej w oczy.
– Tak, mam inną kobietę – przyznał. – Dałaś mi jasno do zrozumienia, że nigdy nie będziemy mogli być razem. Mimo to długo żyłem w przekonaniu, że któregoś dnia do mnie jednak przyjdziesz – dodał i pieszczotliwie przesunął palcem po jej twarzy. – Ale ty nie przyszłaś…
– Jak mogłeś związać się z inną? – szepnęła Małi rozgoryczona. – Mówiłeś, że zawsze będziesz na mnie czekał. Jak możesz… jak możesz robić to z inną? Po tym, co przeżyliśmy razem…
– Pragnąłem tylko ciebie – zaczął smutno. – Zaklinałem cię, żebyś jechała ze mną, kiedy opuszczałem Stornes, ale ty nie chciałaś. Inne sprawy znaczyły dla ciebie więcej niż ja. I taka jest prawda, wiesz? Gdybyś czuła to samo co ja, kochała tak bardzo, bezwarunkowo, wyruszyłabyś ze mną. Bez względu na wszystko. Nic cię tu nie trzymało, ale ty zostałaś…
Jego słowa smagały niczym bicz. Mali jęknęła cicho. Przez dłuższą chwilę w niewielkiej izbie rozlegał się jedynie słaby trzask ognia z pieca.
– Mimo to wierzyłem, że przyjdziesz – mówił dalej. – Łudziłem się nadzieją, że jeśli będzie ci tak samo źle, to nie będziesz mogła żyć bez… Tak długo wierzyłem, że jednak się zjawisz, ale ty nie przyszłaś – powtórzył. – Nawet gdy się zorientowałaś, że nosisz pod sercem moje dziecko. Jak mogłaś żyć dalej w Stornes? Dzielić łoże i stół z Johanem? Kłamać każdego dnia…
Jego ciałem wstrząsnął bolesny szloch. Mali poczuła się nieswojo. Pełne wyrzutów słowa Jo paliły jak ogień. Ogarnął ją wstyd i wielki żal do siebie; musiała przyznać, że postąpiła źle.
Bo rzeczywiście, nie mogła chyba zachować się gorzej. Skruszona położyła głowę na piersi ukochanego mężczyzny.
– Byłem chory z tęsknoty – mówił dalej, bawiąc się jej włosami. – Moja stara ciotka poradziła mi w końcu, że powinienem trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość, tłumaczyła, że nikt nie może przeżyć życia, uciekając w świat marzeń. Rozumiała wiele, przekonała mnie, że nie mogę snuć się niczym żywy trup. Miałem dopiero dwadzieścia pięć lat, Mali. I wtedy zjawiła się Maria…
Na dźwięk tego imienia Mali jakby otrzymała cios. Maria. A więc tak ma na imię, pomyślała, a jej oczy nabiegły łzami.
– Desperacko szukałem ciepła i pociechy – szeptał nad jej głową. – Maria żądała tak niewiele, a dawała tak dużo. Jest dobrą kobietą…
Nagle Jo uniósł twarz Mali i popatrzył jej w oczy.
– Jak myślałaś, Mali? Że ty będziesz żyła z innym mężczyzną, zabierzesz mi syna, podczas gdy ja… Mówisz, że nie kochasz Johana, ale mimo to pewnie cały czas z nim sypiałaś, jak sądzę. Pozwalałaś mu, by cię brał. Wykorzystywał – dodał z goryczą. – Uważam, że mój grzech nie jest cięższy od twego. Ty okłamywałaś wszystkich, nawet naszego syna. Ja zaś wyznałem Marii, że gdzieś istnieje inna kobieta, której nigdy nie zapomnę, którą zawsze będę kochał. Zaakceptowała to i nie pyta mnie o nic, bo wie, że nigdy nie otrzyma odpowiedzi. Jesteś moja i żyjesz w moim sercu, pozostaniesz w nim na zawsze.
Delikatnie odgarnął Mali włosy z czoła i przyjrzał się jej w słabym drgającym świetle świecy łojowej. Potem objął ją ramionami i mocno przytulił.
– Dlaczego tak się stało? – szepnął ochryple. – Zawsze tylko ciebie pragnąłem…
Mali płakała, płakała nad utraconą miłością, z tęsknoty, ze smutku, nad swoim grzechem i winą. Jednak ciotka Jo miała rację, pomyślała, trzeba mocno stąpać po ziemi. Sama też posłuchała rozsądku. Dlatego została w Stornes.
Jo pocałował ją ponownie. Mali poczuła w ustach słony smak łez obojga. Ogarnął ją niewypowiedziany smutek.
– Masz dzieci?
Pytanie niczym słaby oddech musnęło ucho Jo. Musiała wiedzieć, chociaż właściwie nie chciała. Nie zniosłaby myśli, że jakaś inna kobieta nosiła jego dziecko, że dzieli z nim rodzicielską dumę i radość.
– Tak – odparł cicho, nie patrząc na nią. – Mam.
Nie pytała więcej. Ile, jakiej płci. Nie mogła. Wtuliła się tylko jeszcze mocniej w jego ramiona i płakała.
– Mali, Mali – szeptał i ostrożnie ułożył ją na poduszce. – Nie płacz. Nie stało się tak, jak sobie wymarzyliśmy. Nigdy nie będziemy należeli do siebie. Nie muszę nawet pytać po raz drugi o twój wybór. Pozostałaś w Stornes. Gdybyś chciała być ze mną, przyszłabyś dawno temu.
Okręcał wokół palców jej jasne kosmyki włosów i otarł czule ciepłą ręką łzy z jej policzków.
– A teraz jest za późno – dodał. – Teraz nie chcę odejść od Marii, nie zasłużyła na to. Mieliśmy naszą szansę, ty i ja, Mali, ale nie wykorzystaliśmy jej. Tak się stało i nie możemy tego cofnąć. Lecz życie dało nam tę dzisiejszą noc i być może podaruje jeszcze cały dzień i noc. Przyjmijmy tę jałmużnę. Chyba nie zabronisz mi spotkać się jutro z moim synem?
Mali pokręciła głową.
– Nie, naturalnie możesz się z nim zobaczyć i spędzić z nim ten dzień – zgodziła się. – Ale nie wolno ci się przyznać, kim jesteś. To jest cena. A nam zostanie jeszcze jedna noc, jeśli chcesz. Johan nie pojawi się tu wcześniej niż za parę dni, zajrzy dopiero koło soboty – rzekła niepewnie.
– Czyżby Sivert nigdy nie miał się dowiedzieć, kto jest jego prawdziwym ojcem? – spytał Jo i spojrzał z wyrzutem na Mali. Odwróciła wzrok. – Czy nie każdy człowiek ma prawo wiedzieć, kim jest? Mali…
– Nie wiem – szepnęła z rozpaczą. – Być może powiem mu o tym pewnego dnia, gdy będzie wystarczająco duży, by to zrozumieć. Nie wiem, Jo. Boję się, jak zareaguje, co zrobi. A jeśli mnie potępi i jeśli i jego stracę? Jeżeli Sivert odwróci się ode mnie, nie przeżyję tego. Żyję tylko dla niego, nie rozumiesz tego, Jo? Kiedy już zaczęło się kłamać… Nie potrafię powiedzieć, co zrobię. Nie pytaj mnie więcej i nie żądaj niczego. Nie mam pojęcia, jeszcze nie…
– Dobrze, nie mówmy już o tym, co będzie – zgodził się i pocałował ją. – Bierzmy tę krótką chwilę, którą dostaliśmy, i dziękujmy za nią. Ale uważam, że wyrządzisz chłopcu wielką krzywdę, jeśli nigdy mu nie powiesz prawdy. Być może nadejdzie dzień, kiedy tego pożałujesz. To niesprawiedliwe również wobec mnie – dodał. – Zresztą to nie ma takiego znaczenia, ponieważ ja wiem, że mam takiego udanego syna. Jednak on nie pozna swego prawdziwego ojca…
Mali dostrzegła w głosie Jo cień rezygnacji i smutku. Objęła go za szyję i przyciągnęła ku sobie. Jej serce, chore z miłości, krwawiło z niepewności, zwątpienia i samotności.
Na dworze szumiały złote, jesienne liście, którymi potrząsał wiatr wiejący od Stortind i które łagodnie opadały na ziemię. Chybotliwe światło świecy igrało ponad ławą, na której dwa ciała raz po raz stapiały się w jedno. Jest tak wiele do odzyskania, pomyślała Mali w środku nocy, chyba całe życie.
Świtało już prawie, kiedy wyczerpani zapadli w sen.