142966.fb2 Ksi??ycowa noc - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

Ksi??ycowa noc - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 9

ROZDZIAŁ 8

Lipiec przeszedł w sierpień. Dni były ciepłe i pełne letnich zapachów, a pola zboża zaczęły przebłyskiwać złotem, mimo że do żniw pozostał jeszcze miesiąc.

Pewnego popołudnia Mali farbowała wełnę w pralni. Nagle dostrzegła cień, który padł na podłogę przez otwarte drzwi. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała prosto w oczy Havarda. Rumieniec zalał jej twarz i spuściła wzrok.

Od czasu szalonej nocy w jego sypialni obchodzili się z dala jak dwa kocury. Zachowywali się normalnie, ale często czuła na sobie jego spojrzenie. Nigdy jednak o nic nie pytał ani niepotrzebnie nie dotykał. Po prostu był taki jak zawsze: uśmiechnięty, pracowity i miły dla wszystkich.

Przynajmniej Sivert kochał go na pewno, pomyślała Mali z goryczą. Ale rozumiała, że jest to łatwe, o ile się przed tym nie broni.

Bała się, że on odejdzie ze Stornes, skoro mu znów odmówiła. Jednak pozostał. Płynęły dni, a żadne z nich ani słowem nie wspomniało tej nocy. Ale czasami, gdy ich dłonie się zetknęły przy podawaniu półmiska przy stole, Mali zalewała się rumieńcem. Jak jakaś płocha dziewczyna, upominała się w myślach, usiłując ukryć drżenie rąk.

– Strasznie gorący dzień na farbowanie wełny – powiedział Havard, wchodząc do pralni.

Miał mokre włosy, a krople wody lśniły jeszcze na jego twarzy. Otaczał go zapach słonej wody. Na pewno kąpał się w morzu, pomyślała Mali.

– Już dawno to postanowiłam – rzuciła Mali. – Muszę robić takie rzeczy w dni, kiedy nie mam więcej zajęć. No i poza tym dobrze dziś wyschnie.

– Lepiej poszłabyś ze mną się wykąpać – uśmiechnął się.

Odwróciła się i zaczęła mieszać w garze, w którym farbowała się wełna. Nie chciała patrzeć mu w oczy. Nagle poczuła jego dłoń na karku i zesztywniała.

– Co robisz? – spytała, gdy obrócił ją ku sobie. – Nie powinieneś…

– Chcę tylko zobaczyć, jak dziś wyglądasz – powiedział, odgarniając jej włosy ze spoconego czoła. – Unikasz mnie, jakbym zarażał dziwną chorobą. Przecież nie możesz się mnie bać – dodał, zaglądając jej w oczy.

– Nie boję się ciebie – rzuciła Mali dziwnie zdyszana i wzięła go za rękę, by się uwolnić. – Dlaczego miałabym się ciebie bać? – Serce biło jej jak oszalałe, czuła się osłabiona. – Przecież powiedziałam, że nie chcę… nie chcę wychodzić za mąż.

– Ja o to nie pytałem, prawda?

Jego błękitne oczy iskrzyły.

– Nie… – Mali nie udało się uwolnić od jego dłoni i stali nadal blisko siebie. – Nie, nie pytałeś, ale sądziłam, że…

– Że znów się oświadczę – dokończył za nią. – Nie, coś ty? Ja dostałem już odpowiedź na to pytanie.

Objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Zamknęła oczy, zanim jego usta dotknęły jej ust. Wiedziała, że to nastąpi, i wiedziała, że nie będzie w stanie temu zapobiec. I nie będzie chciała…

Jego usta zsunęły się na jej szyję, ku rozpiętej bluzce. Powoli rozsunął bluzkę na boki i dotknął jej piersi. Mali gwałtownie nabrała powietrza i spróbowała się uwolnić.

– Nie chcę tego, Havardzie – wyszeptała. – Tak nie można, ja nie chcę…

Nie zwracał uwagi na jej słowa, tylko rozsunął bluzkę jeszcze szerzej. Gdy poczuła na sutkach jego ciepły oddech, z ust jej wyrwał się jęk. Nogi dziwnie osłabły i nie myśląc, co robi, splotła dłonie na jego karku.

– Havardzie, nie chcę – wyszeptała ochryple i przycisnęła się do niego z całej siły. – Nie chcę…

– Tak, tego właśnie chcesz – powiedział cicho. -Oboje tego chcemy.

Nie pamiętała, jak to się stało, ale w pralni zapadł półmrok. Chyba zamknął drzwi, pomyślała oszołomiona.

Wziął ją na ręce i zaniósł na ławę. Próbowała się podnieść, ale położył ją z powrotem. Nie gwałtownie, ale stanowczo. Leżała, patrząc na niego. Dłonie Havarda weszły pod jej spódnicę, wtedy położyła na nich swoją dłoń.

– Nie – wyszeptała cicho, unosząc się ku niemu.

– Dlaczego mówisz „nie", kiedy masz na myśli „tak"? – wyszeptał wprost do jej ucha.

Nie potrafiła odpowiedzieć. I nagle jakby puściła w niej tama. Poddała się całkowicie, i nawet pomagała ściągnąć mu ubranie. Nie mogła się doczekać, kiedy w nią wejdzie. Nigdy jeszcze nie czuła tak zwierzęcego pożądania, które nie potrzebowało słów ani uprzednich pieszczot. Była wilgotna i chętna, wygięła się ku niemu, gdy wreszcie w nią wszedł. Nigdy nie było lepiej, pomyślała, jęcząc z rozkoszy, nigdy…

Gdy on już opadł na nią, przejęła inicjatywę. Jej łono nadal było nienasycone i nie chciało zakończyć przyjemności. Jej usta odnalazły jego usta, a dłoń odszukała jego wiotką męskość. Efekt był taki, jakby dotknęła go żywym ogniem.

– Co robisz? – stęknął, zesztywniały od jej dotyku. – Mała wiedźmo! Czy to nie ty nie chciałaś?

– Chcę – wyszeptała Mali zdyszana. – Chcę więcej!

Zaśmiał się, pokazując mocne, białe zęby, i pochylił się nad nią. Z jego mokrych włosów kapała morska woda na jej twarz. Ugryzł ją lekko w szyję, w pełne piersi i sterczące sutki, aż traciła oddech z rozkoszy. Jego męskość w jej dłoni znów stała się twarda jak skała.

– Wpuść mnie – wyszeptał.

Mali cofnęła rękę i otworzyła się przed nim niczym kwiat ku wiosennemu słońcu.

Po wszystkim Havard zsunął się na kolana przy ławie i obejmował ją, dopóki nie odzyskali równego oddechu. Odwróciła głowę, znów zażenowana. Jaką kobietą była, że wyczyniała takie rzeczy? Albo wyjdzie za niego za mąż, albo będzie się trzymała od niego z daleka. Ale nie była w stanie trzymać się od niego z daleka, nie w takiej sytuacji. Jej własne pożądanie gubiło ją, gdy tylko on jej dotykał. No to w takim razie go kocha? Możliwe, że tak, ale niewystarczająco. Nie na tyle, by go poślubić i pożegnać marzenie…

Leżała, zastanawiając się, jak teraz będzie w stanie spojrzeć mu w oczy. Co powie. Ale on nie czekał. Przelotnie musnął ustami jej policzek i zanim się zorientowała, zniknął. Drzwi pralni zostawił uchylone.

Mali unikała jego spojrzenia podczas kolacji. Była zawstydzona i zmieszana. Mimo to nie żałowała tego, co zdarzyło się w pralni. Sama myśl o Havardzie sprawiała, że zalewała się rumieńcem. Ale przecież to nie może trwać! A jeśli ktoś się dowie? Mimo że Beret i pewnie wszyscy inni uważają, że byłoby w porządku, gdyby wyszła za Havarda, to na pewno nie uznają za właściwe, jeśli ciągle będzie lądowała z nim w łóżku. To nie uchodziło, i Mali wiedziała o tym bardzo dobrze.

Dlatego trzeba położyć temu koniec, pomyślała Mali, rzucając ukradkowe spojrzenie na Havarda. Przeszył ją słodki dreszcz, gdy ujrzała jego opaloną, przystojną twarz, włosy wyblakłe na słońcu, wrażliwe usta. I jego dłonie… Zadziwiało ją, że jego przywykłe do pracy dłonie mogły być takie… Delikatne i odważne zarazem. Nigdy nie podejrzewała, że on wiedział tak wiele o kobietach i o tym, co może sprawiać im przyjemność. W każdym razie jej, pomyślała i znów zalał ją rumieniec. Pochyliła się niżej nad talerzem.

Wiedziała, że nie wszystkie kobiety są takie jak ona. Może to ona miała silniejszy popęd niż inne, taki, nad którym nie panowała – o ile ktoś potrafił ją rozpalić. Nie, musi z tym skończyć! To nieprzyzwoite i niegodne.

Nagle Havard uniósł wzrok i ich oczy się spotkały. Mali aż upuściła łyżkę z wrażenia i zanim się po nią schyliła, on już zdążył ją jej podać.

– Dziękuję – powiedziała cicho, unikając jego spojrzenia.

Nie odpowiedział, ale wyczuła, że się uśmiecha.

Tego wieczora Sivert bardziej niż zwykle opierał się przed pójściem spać. Już było późno, gdy Mali powiedziała stanowczo, że już dosyć i że ma iść na górę.

– Ale ja jeszcze tylko…

– Nie, zrobisz to jutro – ucięła Mali i wzięła go za rękę. – Już noc.

– A Oja jeszcze leży w kołysce – protestował. -A przecież jest mały. Dlaczego jego nie kładziesz?

– On śpi dużo w ciągu dnia, przecież wiesz – odpowiedziała. – Takie maluchy często jedzą i dużo śpią. Ja go kładę, gdy ty już śpisz. No chodź już, Sivert. – Mali zaczynała tracić cierpliwość. Pociągnęła go za rękę i podniosła z podłogi, gdzie siedział wśród zabawek.

– Ja nie chcę… – marudził. Dolna warga zaczęła mu się trząść. – Nie chcę…

– A jeśli ja będę twoim koniem i zaniosę cię do łóżka? – wtrącił Havard. – Możesz siedzieć na moim grzbiecie.

– Tak, jeśli Havard mnie położy, to tak – powiedział Sivert, rzucając matce spojrzenie pełne triumfu.

Wiedziała, że nie powinna na to pozwolić. Nawet jeśli Havard położy Siverta do łóżka, ona i tak będzie musiała tam pójść, by pocałować synka na dobranoc. A na pewno nie chciała znaleźć się sam na sam z Havardem, a zwłaszcza nie przy sypialni. Mimo to pokiwała głową.

– Przyjdę za chwilę powiedzieć ci dobranoc – rzuciła. – I masz być w łóżku! Ale później nie chcę słyszeć o takim zachowaniu jak teraz. Nawet nie próbuj.

Havard wsadził Siverta na plecy i poszli na górę, pogrążeni w rozmowie. Mali popatrzyła za nimi, kręcąc głową. Sivert wkraczał chyba w wiek przekory. Wszyscy narzekali na dzieci w tym wieku i chyba tylko ona miała nadzieję, że Siverta to ominie. Myliła się.

– Według mnie to dobrze, że Sivert tak się przywiązał do Havarda – odezwała się Ane, gdy zostały same. -Całkiem zastąpił Johana.

– Nie wiem, na ile to dobre – odparła Mali. – A jeśli odejdzie, jak zniesie to Sivert?

– Ale przecież nie odchodzi, prawda? – przestraszyła się Ane. – Wydaje się, że dobrze mu w Stornes. Sam ciągle to powtarza.

– Przecież może nadejść dzień, kiedy znajdzie sobie kobietę i będzie chciał się żenić – rzuciła Mali, zaczynając sprzątać po Sivercie. – Zobaczymy wtedy tylko podeszwy jego butów!

– Tak, wiele chętnie by go przyjęło – westchnęła Ingeborg znad zmywania. – Jest tak strasznie miły i przystojny – dodała z westchnieniem tęsknoty w głosie.

– Sama go weź, Mali – uśmiechnęła się Ane. – Nietrudno dostrzec, że patrzy na ciebie przychylnie.

– Głupstwa – rzuciła Mali, rumieniąc się.

– Na pewno nie – poparła Ane Ingeborg. – Sama widziałam!

– Ja nie chcę wychodzić za mąż – ucięła Mali. – Chyba powiedziałam to jasno.

– Tak, powiedziałaś to zaraz potem, jak Johan umarł -odparła Ane. – Może dlatego, że byłaś wtedy zdenerwowana. Przecież można zmienić zdanie. A Havard…

– Ale ja nie zmieniłam zdania – Mali objęła Ane. -Po prostu nie chcę znów wychodzić za mąż. Ale jeśli już, to masz rację, że Havard byłby dobrym kandydatem z wielu względów. Ale kto powiedział, że on mnie chce?

– Jeśli w to wątpisz, to jesteś ślepa – uśmiechnęła się Ane. – Na oboje oczu. Dobranoc!

Mali miała nadzieję, że Havard zejdzie na dół, ale już nie mogła dłużej czekać.

– Zerknij na Oję – poprosiła Ingeborg. – Skoczę tylko powiedzieć Sivertowi dobranoc.

I zniknęła za drzwiami, z bijącym sercem i lodowatymi dłońmi.

Zatrzymała się na chwilę przed pokojem Siverta. Z wewnątrz dobiegał niski głos Havarda i jasny śmiech jej syna, ale nie dosłyszała, o czym rozmawiają. Otworzyła drzwi i weszła. Dwie pary oczu wpatrzyły się w nią, aż ze zmieszania zaczęła skubać skraj fartucha.

– No dobrze – powiedziała, unikając wzroku mężczyzny. – Widzę, że Havardowi udało się wpakować cię do łóżka.

– I opowiedział mi dwie przygody – obwieścił Sivert z jaśniejącymi oczami. – Spotkał niedźwiedzia, wiedziałaś, mamo? Naprawdę wielkiego niedźwiedzia, i on…

– Nie, nie wiedziałam – przerwała mu Mali i podeszła do łóżka. – On nie opowiada mi wszystkiego.

Havard potargał czuprynę małego i wstał z krzesła. Mali uważała, by nie dotknąć mężczyzny, gdy pochyliła się nad synem i ucałowała jego krągły, ciepły policzek.

– Śpij dobrze, synku – powiedziała cicho. – Ale bądź pewny jednego: Havard ma inne rzeczy do roboty niż cię kłaść, więc tak nie będzie zawsze. Nic nie pomogą płacze – dodała tonem ostrzeżenia. – Nie chcę żadnego marudzenia.

Sivert oplótł ramionami jej szyję i Mali poczuła jego ciepły oddech przy swoim uchu.

– Ale czy nie będzie mógł…

– Tak, czasem – odparła. – Gdy będzie miał czas i gdy będzie chciał.

– On chce – oświadczył chłopiec triumfująco. – Powiedział mi to. Prawda, że chcesz, Havardzie?

– Pewnie, że chcę – rzucił mężczyzna. – Ale to mama decyduje, wiesz przecież.

Mali, nadal pochylona nad łóżkiem, miała nadzieję, że Havard wyjdzie przed nią. Ale stał nadal. W końcu uwolniła się z ramion syna i wyprostowała.

– Dobranoc – powtórzyła. – Spij dobrze.

Havard otworzył przed nią drzwi i przytrzymał. Nie mogła uniknąć otarcia się o niego w przejściu. Poszła szybko korytarzem.

– Dziękuję za pomoc – rzuciła przez ramię. – To było miłe z twojej strony.

– Nie, ja sam tego chciałem – odparł, stojąc zadziwiająco blisko niej. – Lubię Siverta. Jest dobrym chłopcem i sądzę, że dobrze mu robi przebywanie z mężczyzną po tym, jak stracił swojego ojca.

– Tylko nie zapominaj, że nie jesteś jego ojcem -burknęła Mali, zatrzymując się i odwracając ku niemu. -To ważne dla was obu.

– Nie musisz mi o tym przypominać – odparł spokojnie. – Czego się obawiasz, Mali? Nie możesz tak po prostu odprężyć się i cieszyć życiem, a nie czuwać, czy ktoś nie wchodzi na twoje terytorium? Ja nigdy nie zrobię niczego, czego ty nie chcesz, i nie będę cię męczył pytaniami. Ale nie możesz zapobiec, by Sivert mnie pokochał, bo już to zrobił. Dla niego nie stanowi to problemu – dodał z naciskiem w głosie.

– Nie chciałam być niewdzięczna – powiedziała Mali, spuszczając oczy. – Pomagasz nam wszystkim, Havardzie, i ja się bardzo cieszę, że Sivert miał w tobie oparcie w tym czasie. Bardziej się boję o to, by nie cierpiał, gdy odejdziesz – dodała, nerwowo poprawiając włosy.

– Ja nie mam planów, by stąd odejść – odparł. – Chyba że ty będziesz tego chciała.

– Ja nie chcę – rzuciła Mali, podnosząc na niego wzrok. – Ale nie możemy dalej… To znaczy, powinniśmy…

– Co powinniśmy? – spytał, a w oczach pojawił się błysk.

– Powinniśmy przestać…

Zalała się rumieńcem i poszła w kierunku schodów. Nagle poczuła jego dłoń na ramieniu. Obrócił ją ku sobie.

– Czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś, czego ty sama nie chciałaś? – spytał, stojąc blisko niej. Ujął jej podbródek i uniósł do góry, by spojrzeć jej w oczy. – Zrobiłem?

– Nie – szepnęła Mali. – Nie, ja tego nie mówiłam. Ale powinniśmy…

– Tak, to zrozumiałem – odparł, odsuwając się. -Chciałem tylko wiedzieć, że nie sprawiłem ci jakiejś przykrości.

Mali powoli pokręciła głową.

– Nie utrudniaj, Mali – powiedział Havard spokojnie. – Daj sobie prawo do życia. Bo o to tu chodzi, by żyć… Żyć teraz, Mali.

Jego dłoń pogładziła jej policzek, po czym Havard obrócił się i poszedł do swojej sypialni.