143237.fb2 Osobowo?? ?my - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 29

Osobowo?? ?my - читать онлайн бесплатно полную версию книги . Страница 29

– Nie życzę sobie, żebyś mówiła do mnie „dziecino”, Bubciu.

– I daj spokój Krzyśkowi. – Wszyscy spojrzeli na Bubę, ponieważ jak świat światem nigdy nie stanęła w jego obronie. – Krzyś myśli o przeszczepie serca, bo może mu się sprzykrzyło żyć bez tego mięśnia, a wy go wyśmiewacie? Nieładnie…

– Buba, ty źle skończysz, mówię ci. – Krzysiek wziął do ręki kawałek pizzy i upuścił go sobie na zielony sweter z wielbłądziej wełny. Pizza, jak wiadomo, upada zawsze stroną wysmarowaną keczupem, tak jak kromka chleba spada zawsze masłem do dołu, a kot na cztery łapy. – Psiakrew i cholera jasna – powiedział Krzysztof i poszedł do łazienki ratować swojego wielbłąda.

*

Dlaczego moja córka jest tak daleko ode mnie? Przecież to ja wiem wszystko o życiu, powiedziałabym jej tyle ważnych rzeczy, gdyby chciała słuchać. Ma tylko mnie, nikt nie życzy jej lepiej ode mnie, dla nikogo nie będzie ważniejsza. Jeśli ją boli, mnie boli tysiąc razy bardziej, jeśli ona cierpi, ja umieram z bólu, jeśli płacze, to w moich oczach kwas solny.

Co było nie tak? Czego nie powiedziałam, nie zrobiłam, nie nauczyłam? Przed czym jej nie przestrzegłam?

Dlaczego nie jest szczęśliwa?

No cóż, zdarza się, że człowiek źle ulokuje uczucia. To nie jej wina, że trafiła na nieodpowiedniego mężczyznę.

Trzeba wziąć się w garść, a nie opłakiwać latami nieudany romans. To tylko lekcja, z której można wiele wynieść. Przecież mogłabym ci pomóc, córeczko, uporać się z tym bólem, z samotnością, wystarczyłoby porozmawiać, szczerze porozmawiać.

Mnie też bardzo bolało, jak twój ojciec odchodził. Ale przecież dał mi to, co najcenniejsze w moim życiu.

Ciebie.

Teraz tylko nie angażuj się, musisz być ostrożna, musisz pomyśleć o pracy, o tym, jak dojść do siebie, później będzie czas na miłość. Musisz dojrzeć, nie odróżniasz jeszcze tego, co ważne, od tego, co błahe. Czemu tak uciekasz?

Znowu robisz błąd. Wiem, co znaczą samotne dni i noce, kiedy wszystko, co było dobre, staje przed oczami, uśmiechasz się do wspomnień i nagle już nigdy zabiera nawet wspomnienia, już nigdy, które tak dobrze znam i pewnie ty zaznasz jego smaku.

Kochanie, życie przed tobą, wierz mi, wszystko będzie dobrze, ja w to wierzę, ale umieram z niepokoju o ciebie.

Gdzie jesteś?

Co robisz?

O czym myślisz?

Chciałam umrzeć, kiedy twój ojciec odszedł. Nie umarłam tylko dlatego, że byłaś ty.

A ty przecież nikogo nie masz.

Boże drogi, żeby się tylko nic nie stało.

Dlaczego nie odbierasz telefonu? Jest tak późno…

– Dlaczego wy rozmawiacie o takich strasznych rzeczach? – Róży było niedobrze. – Dlaczego nie możemy porozmawiać o czymś normalnym?

Róża cierpła na samą myśl o chorobach, jakichkolwiek, a oni musieli się przypiąć do tego tematu na dłużej. I nikt nie zwracał na nią uwagi.

– Swoją drogą to fascynujące. Wyobraź sobie, że jakiś wzór energetyczny jednak istnieje i jest przekazywany biorcy. Skoro się okazało, że materia to tylko zgęszczona energia, to wszystko jest możliwe. Tylu rzeczy jeszcze nie wiemy.

– Ale ja nie muszę o nich wiedzieć, Sebek. – Pizza nie posłużyła Róży, a w łazience siedział Krzysztof i wyczesywał ze swojego wielbłąda sos pomidorowy.

– Pomyślcie, niektóre gwiazdy dawno umarły, a to światło umarłych gwiazd dalej wędruje w przestrzeni i jest podstawą badań astrofizycznych. Dla nas świecą od dawna nieistniejące, a przecież jak spojrzysz w niebo, to nie odróżnisz, których już nie ma, bo dla nas są…

– Buba jest w nastroju filozoficznym.

– Ty niepotrzebnie zacząłeś ten temat, Sebek.

– Ja tylko zapytałem, czy coś robimy w sprawie Jędrzeja!

Spotkałem go na rynku, im się naprawdę spieszy, szkoda, że nie przy tobie mówił to wszystko, co mnie. Jakby własnego ojca chciał ratować.

Krzysztof siedział na wannie i zmywał ze swetra czerwony ślad. Był zły na Piotra i na Bubę. Są jakieś granice przyjaźni. Zaraz, zaraz… Gwiazdy… Ładnie to Buba powiedziała, jak tak jej słuchać zza zamkniętych drzwi… Zmiął sweter i wrzucił go na stos rzeczy do prania.

Zarzucił na siebie bluzę i wyszedł z łazienki, Róża na jego widok zerwała się i prawie go wypchnęła do pokoju.

– Nic się nie dzieje bez przyczyny, Sebek, i właśnie w tym jest nadzieja. – To znowu Buba.

Nie wiedział, o czym mówią, ale nagle ogarnęła go złość.

Buba nie wiedziała o nim nic, ale on wiedział dostatecznie dużo o braku przyczyn, o przypadkach, które niszczą życie, o bezsensownych zdarzeniach, które nic dobrego nie przynoszą.

Oparł się o drzwi i spojrzał Bubie prosto w oczy.

– Nie chcę wydać ci się prostakiem, ale spytam z prosta: czy ty udajesz, czy naprawdę jesteś idiotką? Czy ty naprawdę myślisz, że wszystko na świecie jest takie nieskomplikowane i wszystko można wytłumaczyć ot tak sobie, bez znajomości rzeczy, bez dogłębnej wiedzy, której nigdy nie posiądziemy? Oto słowo Buby, pochowajcie się naukowcy, porzućcie swoje beznadziejne badania, wieloletnie ślęczenie nad zjawiskami, Buba zna rozwiązania wszystkiego, od ręki, w try miga odpowie na pytanie, wyjaśni każdą wątpliwość, a poza tym, uwaga, uwaga, jest nieomylna!

To wytłumacz mi, jaki jest sens trzęsienia ziemi, w którym giną tysiące tysięcy ludzi?

– Nie wiem, Krzysiu, ale może taki, żeby już nie bawić się w męskie zabawy nuklearne pod powierzchnią ziemi, pod powierzchnią wody i pod pretekstem, że to nie szkodzi, bo tego nie widać i nie słychać!

– To idź i powiedz to tym milionom ludzi, którzy stracili kogoś, idź do tej matki, co nie mogła po pięciu dniach rozpoznać swoich dzieci, bo tak szybko ciała ulegały rozkładowi, idź powiedz to tym dzieciom, które nigdy nie zostaną wzięte na ręce przez matkę!

Krzysztof usiadł i milczał. Pierwszy raz się tak uniósł i pierwszy raz ich święty piątek nie był miłym wieczorem.

Niepotrzebnie wydarł się na Bubę, to miał być inny wieczór, mieli się napić, na wesoło wyswatać Julkę, na cholerę ten okrutny świat w jego mieszkaniu?

– A ja się mimo wszystko będę upierać, że im więcej cierpienia, tym więcej potrzeba miłości i nadziei, czyli czegoś, o czym, Krzysiu, nigdy nie będziesz miał pojęcia, więc dyskusja z tobą wydaje mi się bezcelowa.

Milczeli wszyscy, nawet Piotr nie miał ochoty się wtrącać się. Ich pierwsze tak wyraźne starcie.

– Bubeczko – ironia w imieniu Buby prawie kapała na podłogę – czy zaraz mi powiesz, że twoim największym marzeniem jest pokój na świecie i braterstwo narodów, i żeby wszyscy byli szczęśliwi? Trzymajcie mnie!

– Nie, Krzysiu – powiedziała Buba z jak największą powagą – moim największym marzeniem jest mieć dużo pieniędzy. Przykro mi, że cię znowu rozczarowałam.

*

– Co ty sobie o mnie pomyślisz? – Julia aż zaczerwieniła się ze wstydu, że zadała to idiotyczne pytanie, tak strasznie banalne, przecież była dorosła i mogła robić, co chce. Ale w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że wyląduje w łóżku z nieznajomym mężczyzną. Leżała otulona ciepłem Romana, z nogą przerzuconą przez jego brzuch, wsparta na łokciu i przyglądała się rozpoczętemu obrazowi na sztalugach.

Coś jej przypominał, ale nie wiedziała co.

Cieszyła się, że wylądowali u niego, a nie u niej. Strych był najpiękniejszym miejscem na świecie, pachniało terpentyną i wszystkie drogi prowadziły właśnie tutaj, w jego ramiona, tu był Rzym i Eden, i przystań, i port, i drzwi otwarte do lasu, i nadzieja.

– Ja nie myślę, ja cię kocham – powiedział Roman. – Wiem, myślisz, za wcześnie na plany… ale chciałbym, żebyś tu już została, na zawsze.

– Przecież mnie nie znasz, Roman. Nie znasz mnie…