143274.fb2
Lata 1632 – 1635
Kochaj Boga i rób, co chcesz
– Św. Augustyn
Sir William Devers przeżył, ale nie było nadziei, żeby kiedykolwiek mógł chodzić. Gdy tylko stało się to możliwe, został przeniesiony z domu wielebnego Samuela Steena w Maguire's Ford z powrotem do Lisnaskea. Miał dopiero dwadzieścia parę lat i gdy leża! w łóżku albo siedział w specjalnie dla niego wykonanym fotelu, narastał w nim gniew. Chciał winić za swoje kalectwo katolików, ale to nie oni go postrzelili. Został trafiony od tyłu, a katolicy z Maguire's Ford znajdowali się przed nim. Sir William Devers uważał jednak, że gdyby nie było ich w Maguire's Ford, on również by się tam nie znalazł i nie zostałby inwalidą. Nie wiedział, kto do niego strzelał, i wyglądało na to, że inni też nie wiedzieli.
Toteż uznał katolików za odpowiedzialnych za swój bezsilny stan i, zachęcany przez żonę i przez matkę, zaczął planować zemstę na wszystkich katolikach, na przyrodnim bracie, Kieranie i na Fortune, gdyby bowiem nie przybyła do Ulsteru, nigdy by się to wszystko nie wydarzyło. To była ich wina.
Nikt nie odwiedzał sir Williama i jego rodziny. Większość służących wymówiła posadę. Wydawało się, że został skazany na spędzenie reszty życia w Mallow Court, mając za towarzystwo jedynie matkę i żonę. Sir William zaczął pić wszystko, co mogłoby go uwolnić od bólu i nudy.
W Maguire's Ford Autumn Leslie, urodzona w Wigilię Wszystkich Świętych, w dniu starego celtyckiego święta Samhein, rozwijała się doskonale. Jasmine wiedziała instynktownie, że to jej ostatnie dziecko, więc zajmowała się córeczką z ogromnym poświęceniem i karmiła ją piersią, nie godząc się na mamkę. Fortune uwielbiała małą i wiele czasu spędzała z Autumn i z matką.
– Jest taka słodka. Chciałabym mieć taką dziewczynkę… pewnego dnia. Wiem, że teraz nie jest najlepszy moment, mamo – westchnęła Fortune.
– Jeśli Kieran sam wyruszy do Nowego Świata, może dobrze by było, gdybyś już wówczas była w ciąży – zasugerowała Jasmine. – W ten sposób będę przy tobie w czasie porodu. A kiedy będziesz mogła bezpiecznie dołączyć do męża, dziecko urośnie na tyle, aby z tobą podróżować. Poczekaj jednak z decyzją do powrotu do Anglii. Fortune ponownie westchnęła. Pragnęła normalnego życia, takiego, jakie było udziałem jej matki i jej siostry, Indii. Dom, mąż, dzieci i spokój. Dlaczego nie mogła tego mieć? Znała odpowiedź na te niewypowiedziane pytania. Wyszła za mąż za człowieka, którego wiara była nieakceptowana. Będą musieli rozpocząć nowe życie w miejscu, gdzie ich przekonania religijne nie wzbudzą wrogości. Ale kiedy? Czemu musi to trwać tak długo? Mocno przytuliła maleńką siostrzyczkę, zdumiewając się doskonałością Autumn. Jej ciemnymi włoskami o delikatnym, kasztanowym odcieniu, jej oczami, w których zaczynały się pojawiać wyraźne zielone błyski, gdy miała zaledwie dwa miesiące i została ochrzczona przez wielebnego Samuela Steena, mając za rodziców chrzestnych swoją siostrę przyrodnią i swojego brata Adama.
Minęły Święta Bożego Narodzenia, minęło Święto Trzech Króli. Nastała sroga zima. W Maguire's Ford panował spokój, nic nie groziło ze strony mieszkańców Lisnaskea, z których po październikowych ekscesach wyparowała wszelka złość. Ku zadowoleniu Kierana znalazło się parę rodzin, które zadeklarowały, iż chcą wybrać się z nim i z Fortune do Nowego Świata. Był pomiędzy nimi Bruce Morgan. Ludzie widzieli możliwości, jakie się przed nimi rysowały w nowym miejscu, choć świadomi też byli grożących im niebezpieczeństw. Oczywiście starsi ludzie nie potrafiliby opuścić Ulsteru. Przekonywali się, że zawsze jakoś udawało im się przetrwać, i nadal im się uda.
Styczeń ustąpił lutemu, po lutym przyszedł marzec. Na zielonych zboczach wzgórz pojawiły się białe cętki urodzonych miesiąc wcześniej jagniąt. Książę zaczął planować wyjazd z Maguire's Ford do Szkocji. Mieli opuścić posiadłość piętnastego maja, w dzień po piętnastych urodzinach Adama. Obaj synowie Lesliech zadomowili się w Maguire's Ford. Pastor Steen został ich nauczycielem i opiekunem. Jeszcze przed wyjazdem spodziewano się dokumentu z królewskim nadaniem prawa własności. Jasmine kazała wcześniej wyrysować nowe granice, dzieląc ziemie równo pomiędzy obu chłopców. Za cztery lata, gdy Duncan skończy szesnaście lat, zostanie dla niego wybudowany dom w miejscu, które już sobie wybrał.
Minął marzec, a w połowie kwietnia nadeszło królewskie pismo, przenoszące prawa do Maguire's Ford z lady Jasmine Leslie, księżnej Glenkirk, na jej synów, Adama i Duncana Lesliech. Każdy z chłopców otrzymał tytuł para, bowiem ich ojciec był księciem. Adam został baronem Leslie z Erne Rock. Duncan otrzymał tytuł barona Leslie z Dinsmore, to znaczy ze wzgórz, gdzie miała stanąć jego przyszła siedziba. Kopię dokumentu wywieszono na widok publiczny na wioskowym placu. Drugą kopię Kieran zabrał do Mallow Court, aby pokazać przyrodniemu bratu i macosze.
Wyglądająca na zmęczoną Jane Devers powitała go kwaśno.
– Miałeś się tu już nigdy nie pokazywać – warknęła, gdy wszedł do domu.
– To moja ostatnia wizyta, obiecuję, madam. Gdzie jest William? Zaprowadź mnie do niego i zawołaj też swoją synową. Jane Devers powiodła go do saloniku na tyłach domu, gdzie znaleźli Williama Deversa siedzącego w wyścielanym fotelu.
– Kieran! – W glosie Williama zabrzmiała niemal powitalna nuta.
– Przepraszam, że nachodzę cię bez zapowiedzi, Willu, ale bałem się, że gdybym cię uprzedził, mógłbyś nie chcieć mnie widzieć. Przywiozłem kopię królewskiego nadania praw do Maguire's Ford. – Kieran wręczył dokument młodszemu bratu. – Zauważ, że prawo do własności zostało przeniesione i podzielone równo na braci sir Adama i sir Duncana. Koniec z wątpliwościami na temat przeznaczenia Erne Rock i okolicznych ziem. Są w rękach dwóch protestanckich lordów, których opiekunem jest wielebny Steen.
– Ale Maguire nadal tam mieszka, prawda? – zapytał William, tym razem cierpkim tonem.
– Owszem, i zostanie tam aż do śmierci. Nie przysparza żadnych kłopotów i jest genialny w zajmowaniu się końmi, Willu. Jest potrzebny.
– To katolik – padła uparta odpowiedź.
– Jego panowie nie. Nie igraj z chłopcami Glenkirka, Willu. Szkocja nie jest zbyt odległa i James Leslie cię zabije.
– Lepiej byłoby, gdybym nie żył – gorzko odparł William Devers. – Nic nie czuję poniżej pasa, Kieranie. Medyk mówi, że dziecko, które niedługo urodzi Emily Annę, będzie jedynym naszym potomkiem. A jeśli to nie będzie syn? Siedzę tutaj całymi dniami, w towarzystwie jedynie mamy i żony. Rzygać mi się chce od ich pogody i szlachetności. Medyk twierdzi, że poza bezwładem nóg i męskości jestem zdrów jak ryba i będę żył długo. Cieszysz się, bracie? Pewnie cię przeżyję.
– Przykro mi, Willu, ale prawda jest taka, że nikogo prócz siebie nie możesz o to winić. Tak, kiedyś protestanci z Lisnaskea ochoczo ruszyli za tobą, podjudzani przez ciebie, twoją matkę i nieżyjącego już Dundasa, ale potem opuścili cię. Twój widok przypomina im, co zrobili swoim sąsiadom i przyjaciołom tylko dlatego, że ci byli katolikami. I za każdym razem, gdy cię widzą, przypominają sobie o tym, co uczyniłeś swojej przyrodniej siostrze, Aine Fitzgerald. Naprawdę żal mi ciebie, Willu, ale nie mogę uwolnić się od myśli, że dostałeś dokładnie to, na co sobie zasłużyłeś.
– Płaczesz nad pomiotem dziwki, a nie nad swoim własnym bratem! Cieszę się, że nasz ojciec nie żyje, bo mógłby ci jeszcze zapisać majątek, ty bękarcie! – parsknął William.
– Nie przyjąłbym go, Willu. Ulster jest dla mnie smutnym miejscem. Nie pasuję tutaj. Możesz mieć Mallow Court dla siebie i dla swoich dzieci. Życzę ci szczęścia, braciszku!
– Czego chcesz? – Do pokoju weszła Jane Devers i jej synowa. Glos należał do Emily Annę. Była już bardzo okrągła i ociężała. Wyglądało na to, że dziecko jest w pełni gotowe do narodzin. Kierana zaciekawiło, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka, i czy kiedykolwiek się tego dowie.
– Dzień dobry, madam – odezwał się miłym głosem, kłaniając się przed nią. – Przywiozłem dokument z królewskimi pieczęciami przenoszący prawo własności Maguire's Ford z mojej teściowej na jej dwóch młodszych synów, żebyście mogli go sami zobaczyć. – Wziął dokument z rąk Williama i podał go Emily Annę i lady Jane. – Kiedy go już uważnie przeczytacie, zabiorę go z powrotem. Przyjechałem także, żeby się pożegnać. Moja żona, moi teściowie i ja w połowie maja wyjeżdżamy do Szkocji. Jest rzeczą bardzo mało prawdopodobną, abym jeszcze kiedykolwiek zawitał do Ulsteru.
Obie kobiety uważnie przeczytały królewski akt, po czym oddały go Kieranowi.
– A więc lady Jasmine nie kłamała, kiedy mówiła, że daje Maguire's Ford swoim synom – rzekła zdumionym głosem Jane Devers.
– Nie, nie kłamała – przytaknął. A ponieważ nie pozostało już nic więcej do powiedzenia, ucałował dłonie obu niewiast, potrząsnął ręką opierającego się brata i po raz ostatni wyszedł ze swojego domu rodzinnego. Na szczycie wzgórza odwrócił się, żeby ostatni raz spojrzeć na dom.
Już nigdy więcej go nie zobaczy.
Pod koniec kwietnia dotarła do Kierana wiadomość, że jego szwagierka przedwcześnie powiła córkę, która miała otrzymać na chrzcie imię Emily Jane. Dziecko było zdrowe, a matka dzielnie zniosła poród. Kieran Devers posłał bratanicy, której miał nigdy nie poznać, małą srebrną łyżkę i filiżankę. Parę miesięcy wcześniej zamówi! je w Belfaście i dotarły do niego niedawno.
– Biedny William – zauważyła Fortune – ale chociaż mają dziecko. Czy myślisz, że nadszedł czas, żebyśmy też mieli dziecko, mój panie? Obawiam się, że musimy intensywniej próbować. W ciągu ostatnich paru tygodni haniebnie mnie zaniedbywałeś.
Fortune moczyła się w obszernej dębowej balii ustawionej przed kominkiem. Balia zajmowała większość powierzchni pokoju, niezajętej przez łóżko.
Zaśmiał się i zaczął się rozbierać, żeby do niej dołączyć. Z upiętymi wysoko na głowie, rudymi włosami, z zaróżowionymi od gorąca policzkami wyglądała niezwykle kusząco.
– Musimy zabrać taką balię ze sobą do Nowego Świata. Gotów jestem zrezygnować z wielu rzeczy, żeby znaleźć spokojne miejsce do życia, wolne od uprzedzeń, ale nie zamierzam pozbawić się naszych kąpieli, madam – rzeki z uśmiechem.
Fortune zachichotała.
– Dzięki Bogu, że nie jesteśmy purytanami. Słyszałam, że uważają kąpiel za grzech cielesny. Niemiło było przebywać w pobliżu niektórych dżentelmenów, których poznałam na dworze. Wchodź ostrożnie, Kieranie, żeby nie wylać wody na podłogę.
Kieran uniósł brwi i bez wysiłku wśliznął się do wody.
– Nie wiedziałaś, że jestem w części wodnikiem?
– Kto to jest? – zapytała zaciekawiona.
– Człowiek, który potrafi przyjąć postać foki. A może foka, która może przyjąć postać człowieka. Tak przynajmniej głoszą legendy.
– Aha – powiedziała, zanurzając rękę, żeby go dotknąć. – A jeśli przeistoczysz się w fokę, mój panie? Jak wówczas poczniemy dziecko? Poczuł, że pod wpływem jej prowokacyjnych słów twardnieje, a ocieranie się jej sutków o jego tors rozpala w nim żądzę.
– Chciałabyś zobaczyć, jak się kochają wodniki? – przekomarzał się. Odwrócił ją, ujął w dłonie jej piersi, skubał wargami jej uszy i kark u nasady szyi. – Wodnik lubi dominować nad swoją partnerką – powiedział.
– Naprawdę? – odparła Fortune, znacząco napierając pośladkami na jego krocze. – W jaki sposób to robi, mój panie? Zamiast odpowiedzi otoczy! ją ramieniem w talii i przyciągnął jeszcze bliżej do siebie. Wsunął rękę pod wodę w poszukiwaniu niewielkiego klejnotu jej kobiecości, który począł bezlitośnie drażnić.
– Wodniki nie mają takich niegrzecznych palców – wydusiła z siebie.
– Ale ich ludzcy partnerzy mają – przekonywał. Płonął z żądzy i wiedział, że ona także. Dębowa balia była dość szeroka, żeby zrobić to, co zamierzał, więc pochylił się do przodu, aż twarz Fortune niemal dotknęła powierzchni wody. Wówczas ogromnymi dłońmi złapał ją za biodra i wślizgnął się w jej kobiecy przesmyk w sposób, w jaki jeszcze nigdy dotąd jej nie posiadał. Zaskoczona Fortune głośno wciągnęła powietrze i gdyby nie trzymał jej za biodra, wpadłaby twarzą do wody. Kieran zaczął się w niej poruszać w powolnym, równym tempie, wzniecając w niej płomienną żądzę. Niemal natychmiast pochwyciła rytm i zaczęła się poruszać razem z nim. W głowie kręciło jej się z rozkoszy, jakiej jej dostarczał.
– W taki sposób parzy się wodnik – wystękał jej do ucha. – Pokrywa ciało partnerki swoim i bierze ją sobie. – Pchnął głębiej, a Fortune zamruczała z nieukrywanym zachwytem.
– O tak, Kieranie! – zachęcała go.
Chociaż jego soki wytrysnęły, ciągle był twardy i przepełniony głodną żądzą. Wycofał się z niej i wyszedł z wanny, pociągając ją za sobą. Cisnął ją na łóżko i ponownie zagłębił się w jej ciele, pchając, pchając, pchając, dopóki Fortune nie zatkała sobie pięścią ust, żeby zdławić krzyk.
Upłynęło parę minut, zanim odzyskała panowanie nad sobą. Zorientowała się, że Kieran delikatnie obmywa jej ciało. Obserwowała go spod wpółprzymkniętych powiek.
– Dobrze cię nauczyłam – wymruczała cicho. Spojrzał na nią oczami pełnymi nieukrywanej pasji.
Obudzili się w bladym świetle wiosennego świtu, wdzierającym się do komnaty. Ogień dawno już wygasi, a wielka dębowa balia pochłaniała wszelkie ciepło, jakie mógłby dawać palący się kominek. Fortune kichnęła raz i drugi. Jej mąż, klnąc cicho, wygramolił się z łóżka, żeby przesunąć balię sprzed kominka, ale nie było na to miejsca. Ukląkł i poruszył węgle, lecz dawno się już wypaliły. Kichnął.
– Cholera! – zaklął głośniej. – Chyba rozbiera mnie przeziębienie.
– Mnie też – odpowiedziała. – Nie możesz rozpalić ognia?
– Muszę zejść na dół, żeby przynieść trochę tlących się węgli. – Kichnął drugi raz i trzeci.
Fortune nie mogła się powstrzymać. Głośno zachichotała i pospiesznie wyjaśniła:
– Wydaje mi się, że dostaliśmy lekcję, Kieranie. Nie wolno się kochać, a potem spać w wilgotnym łóżku podczas chłodnej, wiosennej nocy. Chyba powinniśmy najpierw się ubrać, a potem zejść na dół, żeby się ogrzać. Służba zajmie się sypialnią, opróżni wannę, ja zaś z chęcią posilę się owsianką i grzanym jabłecznikiem, mój panie.
– Zgadzam się – powiedział. W jego oczach zapaliły się ogniki. – Ale mieliśmy wspaniałą rozrywkę dzisiejszej nocy, moja gorąca żono, prawda?
Fortune roześmiała się głośno.
Skończył się kwiecień i czas ich pobytu w Ulsterze kurczył się. Kieran zebrał parę katolickich rodzin oraz samotnych mężczyzn i kobiety, którzy chcieli opuścić ojczyznę i wyruszyć do Nowego Świata. Mężczyzn było czternastu, w większości rolnicy, poza Brucem Morganem, który terminował u swojego ojca i był dobrym kowalem. Był też bednarz, garbarz, szewc, dwóch tkaczy, dwóch rybaków i pochodząca z Enniskillen kobieta medyk, pani Happeth Jones, która została przepędzona przez swoich protestanckich sąsiadów, sugerujących, że może być czarownicą. Zanim posunęli się dalej, pani Jones spakowała swoje rzeczy i zbiegła do Maguire's Ford. Pani Jones nie deklarowała się jako wyznawczyni żadnej konkretnej wiary, ale przybyła do Maguire's Ford, bo słyszała, że panuje tam znacznie większa tolerancja niż gdziekolwiek w Ulsterze.
– Czy uprawia pani czary? – zapytał wprost Kieran.
– Naturalnie, że nie – z oburzeniem odparła pani Jones. Była pulchną kobietą o łagodnej twarzy, ciemnych włosach, różowych policzkach i bystrych, niebieskich oczach, którymi obserwowała go spokojnie. – Ignoranci zawsze usiłują wytłumaczyć czarami wszystko, czego nie rozumieją, panie. Jestem medykiem, tak jak mój ojciec, który mnie wyuczył. Jestem uzdrowicielką, jak moja matka. Mój sukces w Enniskillen budził zazdrość pozostałych dwóch felczerów w mieście. To oni zaczęli rozpuszczać plotki. Byłam lepszym lekarzem od nich, a na dodatek kobietą, a wszyscy wiedzą, że kobiety nadają się tylko do rodzenia dzieci i prowadzenia domu mężczyźnie – zakończyła z błyskiem w oku.
– Nie ma pani męża?
– Nie mam czasu na męża – odpowiedziała cierpko.
– Jones nie jest typowym nazwiskiem w Ulsterze.
– Moi rodzice pochodzili z Anglesey – wyjaśniła. – Mój dziadek był medykiem w Beaumaris. Rodzina matki zajmowała się handlem z Irlandią. Ponieważ dziadek miał dwóch synów, którzy poszli w jego ślady, młodszy, mój ojciec, musiał opuścić Anglesey i znaleźć miejsce, gdzie przydałyby się jego umiejętności. Anglesey to biedna miejscowość i jeden medyk i jego starszy syn w zupełności wystarczali. Byłam jedynaczką i jako maleńkie dziecko przybyłam z rodzicami do Enniskillen.
– W Nowym Świecie nie będzie łatwo, pani Jones – powiedział Kieran. – Nikt z panią nie jedzie?
– Taffy – odrzekła spokojnie. – Jest jedną z przyczyn, dla których tak łatwo uwierzono, że uprawiam czary.
– Dlaczego?
– Jest karłem i niemową, ale jest inteligentny i rozumie wszystko, co się do niego mówi. Jego matka porzuciła go, gdy zobaczyła, na kogo wyrasta. Wychowywałam go, jak bym wychowywała własne dziecko. Pomaga mi i jest moim aptekarzem. Nie jest szpetny, a jedynie malutki. Są też moje psy, panie. Z oczywistych względów nie mam kota – dokończyła ze śmiechem. Roześmiał się. Podobała mu się i wiedział, że Fortune również ją polubi.
– Są pewne rzeczy, które musi pani zabrać ze sobą. Czy ma pani jakieś pieniądze, żeby je nabyć? Jeśli nie, możemy pani pomóc. Umiejętności pani i pani pomocnika będą dla nas niezwykle cenne.
– Kiedy wyruszamy? – zapytała.
– Ja i moja żona wyjeżdżamy do Szkocji, a potem do Anglii – wyjaśnił. – Tam muszę zostać przedstawiony lordowi Baltimore, który dowodzi wyprawą, i przekonać go, żeby nas zabrał ze sobą. Moi ludzie pozostaną w Ulsterze, gdzie będą czekać na wezwanie ode mnie. Może ono nadejść tego lata, ale może dopiero w przyszłym roku. Mamy statki, które zabiorą stąd ludzi. Nie ma potrzeby podróżowania do Anglii – powiedział Kieran. – Razem z ludźmi zabierzemy też konie.
Adam Leslie świętował swoje piętnaste urodziny czternastego maja. Był równie wysoki jak ojciec, i wyraźnie chciał sam decydować o sobie. Jednak Jasmine wzięła na bok swojego syna i powiedziała:
– Musisz dbać o spokój tutaj. Nie możesz pozwolić na żadne prześladowania katolików czy protestantów w Maguire's Ford. Znajdą się ludzie, którzy będą chcieli cię zmusić do opowiedzenia się po czyjejś stronie, Adamie, ale nie możesz ustąpić. Żadna wiara nie jest lepsza od innej, bez względu na to, co niektórzy uważają. Święty Augustyn mówił, żeby kochać Boga i robić to, co się chce. To dobra rada, synu. Mam nadzieję, że za jakiś rok udasz się do Trinity w Dublinie. Dopóki Rory Maguire pilnuje tutaj interesów, możesz spokojnie zajmować się swoją edukacją.
– Nauczyłem się już wszystkiego, czego mogłem, mamo – odpowiedział. – To Duncan uwielbia książki. Umiem czytać, pisać i prowadzić rachunki. Znam francuski i włoski, chociaż nie mam pojęcia, co mi z tego przyjdzie. Teraz nauczę się od Maguire'a, jak zarządzać tą posiadłością i jak hodować konie. Uwolnij mnie, proszę, od poczciwego, ale śmiertelnie nudnego Samuela Steena. Jego matka roześmiała się i zwichrzyła ciemną czuprynę syna.
– Dobrze, Adamie, jesteś wolny. Chyba lepiej, żebyś się uczył prowadzenia interesów, skoro na twoje barki spadła taka odpowiedzialność.
– Czy mam się opiekować Duncanem? Jasmine zastanowiła się przez chwilę. Duncan Leslie miał dwanaście lat. Był jeszcze chłopcem. A Adam był bardzo młody, mógł się zachowywać jak despota. Jasmine nie sądziła, żeby poczciwy pastor Steen był dla Duncana wystarczającym autorytetem. Pan Steen był z natury bardzo łatwowierny i łatwo go było oszukać.
– Opiekunem twojego brata będzie Cullen Butler – oświadczyła Adamowi. – A jeśli go nie będzie, to Rory Maguire. Niepotrzebne ci dodatkowe obowiązki, Adamie – podsumowała Jasmine, łagodząc swoją decyzję.
– A jeśli pojawią się jakieś problemy? – zapyta! Adam. – Znajdą się ludzie, którym nie spodoba się fakt, że wyznaczyłaś na opiekunów swojego syna dwóch katolików, mamo. Co mamy wtedy robić?
– Wtedy, Adamie, ostateczna decyzja będzie należała do waszego ojca – powiedziała Jasmine. – A ponieważ w tym czasie będzie on przebywał za morzem, w Szkocji, nic nie może zostać postanowione w sprawie Duncana, prawda? Adam Leslie uśmiechnął się.
– Jesteś chytruską, mamo. Rory Maguire przyglądał się, jak rozmawiają. Zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś zobaczy ją i ich wspólną córkę. Bał się o Fortune. Nowy Świat był daleko, za oceanem, ale nie sprzeciwi się tej podróży. Jego córka była udaną mieszanką swoich celtyckich i mogolskich przodków. I tak bardzo kochała Kierana Deversa! Rory uśmiechnął się do siebie. Miała w sobie tę samą namiętność i ogień, co jej matka. I była gotowa na rozpoczęcie tej wielkiej przygody u boku ukochanego mężczyzny.
Pomyślał, że ledwie ją zna, a ona wie o nim jeszcze mniej. I że zabierze ten sekret ze sobą do grobu. Dopiero kiedy pewnego dnia spotkają się w niebie, Fortune Mary pozna prawdę. Ale będzie mu jej brakowało. Ten rok był najlepszym w całym jego życiu, bo przyjechała i mógł ją oglądać, przebywać z nią. Kiedyś, dawno temu, pożegnał jej matkę, a potem płakał, powtarzając sobie, że mężczyźni nie płaczą. Tym razem będzie płakał jeszcze bardziej, ale przynajmniej wie, że Fortune jest kochana. Nie tylko przez matkę i Jamesa Lesliego, ale przez tego dzikiego mieszkańca Ulsteru, którego poślubiła. Miłość Rory'ego także będzie towarzyszyć córce. Zawsze pozostanie w jego sercu, tak jak przez te wszystkie lata pozostawała jej matka.
Ostatnią sprawą, jaką należało załatwić przed opuszczeniem Maguire's Ford, był ślub Rois z Kevinem Hennesseyem. Uroczystość odbyła się w dniu wyjazdu, w maleńkiej kaplicy zamkowej. Młodzi mieli pojechać z Fortune i Kieranem jako ich osobista służba, ale po przyjeździe do Nowego Świata Kevin miał przejąć opiekę nad końmi, które zabierano ze sobą. Rodzice Kevina nie żyli od dawna i fakt ten zaważył na jego decyzji o wyjeździe. Rodzice i dziadkowie Rois byli świadkami, jak dziewczyna wychodzi za mąż za swoją dziecięcą miłość. Michael Duffy, widząc swoją córkę przy ołtarzu, dyskretnie ocierał Izy z oczu, ale jego matka, Bride, otwarcie, głośno płakała, gdy jej wnuczka składała małżeńską przysięgę. Wszyscy wiedzieli, że łzy Bride wywołane były faktem, iż pewnie po raz ostatni widziała swoją najmłodszą wnuczkę, która zawsze była jej ulubienicą.
W holu wzniesiono toast na cześć młodej pary i życzono im szczęścia. Nadszedł czas odjazdu z Maguire Ford. Jasmine czule pożegnała się z dwoma synami, obiecując powrócić za rok, żeby sprawdzić, jak im się wiedzie. Ta wiadomość ucieszyła jej przyjaciół, którzy myśleli, że już nigdy nie zobaczą księżnej Glenkirk.
– Nie – zaśmiała się Jasmine. – Muszę się upewnić, że te dwa łobuziaki będą się zachowywać tak, jak powinny. A poza tym, pewnego dnia będę musiała znaleźć dla nich żony, prawda? Ten tutaj – zwichrzyła czuprynę Adama – już teraz się wymyka, żeby podglądać dziewczęta. Myślałeś, że nie wiem? – zażartowała. – Nawet w Szkocji będę wiedziała, co zbroicie, moi kochani chłopcy. – Przytuliła obu synów. Potem odwróciła się do Rory'ego. – Rób dalej to, co dotychczas, drogi przyjacielu – powiedziała. – Nie popełniłam błędu, gdy ci zaufałam. Dziękuję za wszystko, co już zrobiłeś i co jeszcze zrobisz. Obiecuję, że wrócę. – I zaskoczyła go, całując go w policzek.
– Chyba mogę to zrobić, prawda? – zapytała spłonionego mężczyznę. Potem poklepała go po ręce. – Do zobaczenia, Rory, jeszcze się spotkamy.
– Jesteś czerwony jak burak, Rory Maguire – powiedziała ze śmiechem Fortune, obejmując go ramionami, przytulając się i całując z całego serca w drugi policzek. – Mama cię zaskoczyła, prawda? Ale ja nie. Powinieneś już wiedzieć, że cię kocham i uwielbiam, ojcze chrzestny. Będę za tobą tęskniła.
Na pewno nie chcesz jechać z nami do Nowego Świata? Jakie wspaniałe rumaki wyhodujemy z koni, które nam przyślesz. Ulster jest takim smutnym miejscem i boję się, że staje się coraz smutniejszy.
Rory przez chwilę mocno przytrzymał Fortune w objęciach, rozkoszując się słodyczą swojej córki. Potem rzekł:
– Nie porzuciłem mieszkańców Maguire's Ford, gdy wiele lat temu moja rodzina wyruszała z hrabiami, dziewczyno. Nie wyjadę i teraz, ale dziękuję za propozycję. – Pocałował ją w policzek. – Wyjeżdżasz ze wspaniałym mężem, Fortune Mary, a przecież po to właśnie przybyłaś do Ulsteru, prawda? – Odsunął ją od siebie i uśmiechnął się do jej prześlicznej twarzy. – Jedźcie z Bogiem, bezpiecznie i w pokoju. Nie będę miał nic przeciwko temu, jeśli od czasu do czasu prześlecie mi jakąś wiadomość. Może nawet odpowiem. – Złapał ją za ramiona i po raz ostatni pocałował ją w czoło.
Fortune poczuła, że ogarnia ją niewypowiedziany smutek, a oczy wypełniają się łzami. Spostrzegła, że i jego oczy są wilgotne.
– Och, Rory, będzie mi ciebie brakowało! Obiecuję, że napiszę – niemal załkała.
– Zabierz swoją żonę, Kieranie, bo gotowa mi zmoczyć kamizelkę – ochrypłym głosem rzekł Rory, przekazując Fortune jej mężowi. Kieran Devers otoczył Fortune ramieniem, a drugą rękę wyciągnął do Maguire'a.
– Żegnaj, Rory. Wiesz, o co chciałbym cię prosić, prawda?
Maguire skinął głową.
– Tak, chłopcze, będę dbał o groby, obiecuję ci to – odpowiedział, potrząsając ręką młodszego mężczyzny. Potem podszedł James Leslie.
– Miej na oku moich chłopców – powiedział. – Wiem, że dobrze wyedukujesz Adama, Maguire.
– Oczywiście, milordzie – padła odpowiedź. Bride Duffy, pochlipując bez przerwy, też wszystkich pożegnała. Fergus Duffy miał ich odwieźć na wybrzeże, gdzie czekał już na nich statek.
Jasmine wymieniała ostatnie zdania ze swoim kuzynem, Cullenem Butlerem.
– Postępuj ostrożnie, Cullenie. Nie chcę mieć na sumieniu żadnych męczenników. To mój czuły punkt i nie chcę odwiedzin ducha mamy, który będzie mnie łajał – ostrzegła go.
– Czy przez te wszystkie lata nie sprawiałem się dobrze, kuzynko? – zapytał Cullen.
– Czasy się zmieniły, nawet teraz, podczas tego roku, który tu spędziliśmy, Cullenie – przypomniała mu Jasmine. – Wojujący protestanci z każdym dniem stają się coraz głośniejsi. Anglicy rządzą w Irlandii, a w Anglii sam król walczy z purytanami, żeby zachować porządek w kraju. Musi być bardzo ostrożny, żeby go nie oskarżono o nadmierne wpływy jego żony, francuskiej katoliczki. To niełatwy okres i nie wygląda na to, żeby szybko miało się coś poprawić. Przezorność nie jest złą cechą, nawet u księdza.
– Bóg będzie czuwał nade mną – odpowiedział spokojnie.
– Bóg pomaga tym, którzy sami o siebie dbają – rzekła z lekkim uśmiechem. – Opiekuj się moimi chłopcami, ale gdyby ktoś chciał cię do czegoś zmusić, pamiętaj, że ostatnie słowo w sprawach dotyczących obu naszych synów należy do księcia Glenkirk. Ksiądz ucałował jej dłoń.
– Niech Bóg ci błogosławi, kuzynko – powiedział. – A teraz ruszajcie wreszcie.
Rodziny Lesliech i Deversów wyruszyły w stronę wybrzeża. Ogromny tabor wozów z bagażami, który jeszcze się powiększył od czasu, kiedy tu przyjechali, został wyprawiony dzień wcześniej. Towarzyszył im tylko jeden powóz, w którym jechały wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy oraz Rohana i Adali. Pozostała dwójka służących, podobnie jak ich państwo, wolała podróżować konno. Ominęli posiadłość Appletonów i nadłożyli trochę drogi, żeby zatrzymać się na noc w gospodzie „Pod Złotym Lwem” pani Tully.
Gdy dotarli do wybrzeża, wozy bagażowe były już w porcie i trwał załadunek na statek, mający ich zawieźć z powrotem do Szkocji. Powozy powoli zostały opróżnione, a walizki i pudla wniesiono po trapie do ładowni statku.
– Szczęście, że ostrzegłaś nas, milady, byśmy przypłynęli bez ładunku – z uśmiechem rzekł kapitan statku. – Mam nadzieję, że młoda panienka znalazła to, po co przyjechała do Ulsteru. – Roześmiał się.
– Owszem – odpowiedziała księżna. – Fortune dostała więcej, niż oczekiwała, kapitanie. Podróż była krótka. Widząc znikający brzeg rodzinnej ziemi, Kieran Devers poczuł ukłucie w piersiach. Ale nie żałował. Dobrze zrobili, wyjeżdżając. Z nadzieją myślał o czekającej ich przygodzie. Nigdy w życiu nie opuścił Irlandii, w przeciwieństwie do jego młodej żony, dla której podróże były na porządku dziennym. Ciekaw był, co ich czeka. Zastanawiał się, co zrobią, jeśli lord Baltimore nie będzie chciał zabrać ich ze sobą. Miał nadzieję, że pomogą im wpływy teścia. I jaki wówczas okaże się Nowy Świat?
Kieran Devers wpatrywał się w wybrzeże Szkocji, które po dwóch dniach podróży morskiej ukazało się ich oczom. Delikatnie obejmował szczupłe ramiona Fortune. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
– Wszystko będzie dobrze, Kieranie, mój ukochany. Czuję to w głębi serca.
Oboje pasujemy do Nowego Świata. Tam wykujemy wspaniałą przyszłość dla siebie i dla naszych dzieci. Lord Baltimore przyjmie nas. Jak mógłby nam odmówić?
Nigdy jeszcze nie czułem takiej odpowiedzialności jak teraz, Fortune. Przez całe życie odpowiadałem tylko za siebie. Mieszkałem w domu ojca, bezpiecznie i bez zmartwień. Teraz wszystko się zmieniło. Kocham cię, ale nie mamy swojego miejsca na ziemi, gdzie moglibyśmy razem żyć. Nie boję się, ale się przejmuję, kochanie – wyznał Kieran.
Nie musisz, Kieranie. Powiedziałam ci, że w głębi serca jestem pewna, że robimy właściwą rzecz. Świat należy do nas! – I jej ufny uśmiech przekonał go, że naprawdę wszystko będzie dobrze.
George Calvert przyszedł na świat w tysiąc pięćset osiemdziesiątym roku w Yorkshire, jako syn Leonarda Calverta, zamożnego właściciela ziemskiego, i jego żony Alicji. Został wychowany jako protestant, tak jak ojciec, ale jego matka była katoliczką spokojnie praktykującą swoją religię. Calvert odebrał wykształcenie w Trinity College w Oksfordzie. Po zakończeniu studiów wyruszył w podróż na kontynent, jak czyniła większość młodych dżentelmenów o zbliżonym do niego statusie. W ambasadzie angielskiej w Paryżu miał szczęście poznać sir Roberta Cecila, królewskiego sekretarza stanu. Cechowi spodobał się rozważny młodzieniec i zaoferował mu posadę.
Po śmierci Elżbiety Tudor królem został Jakub Stuart. Cech pozostał na swoim stanowisku i mianował George'a Calverta swoim osobistym sekretarzem. W tym czasie Calvert zawarł związek małżeński z Annę Mynne, młodą kobietą z dobrej rodziny z Hertfordshire. Na cześć opiekuna George'a, Calvertowie nadali swojemu pierwszemu dziecku, synowi, imię Cech. Potem pojawiły się kolejne dzieci, trzech synów i dwie córki.
Sir Robert został lordem Salisbury, co wzmocniło pozycję George'a Calverta. Kiedy w tysiąc sześćset piątym roku król i królowa odwiedzili Oksford, Calvert znalazł się wśród pięciu mężczyzn, którzy otrzymali na uniwersytecie tytuł magistra. Pozostali czterej byli szlachcicami z najznamienitszych rodzin. Potem król zaczął wysyłać sekretarza sir Roberta z oficjalnymi misjami do Irlandii, bowiem polubił go osobiście, ufał mu i uważał za bardzo kompetentnego.
Kiedy w tysiąc sześćset dwunastym roku zmarł Cech, król zatrzymał Calverta, a pięć lat później nadał mu tytuł szlachecki. Wkrótce potem sir George został mianowany królewskim sekretarzem stanu i członkiem rady gabinetowej. Syn właściciela ziemskiego zaszedł bardzo wysoko.
Pracowity i autentycznie skromny Calvert był bardzo lubiany przez ludzi, z którymi utrzymywał codzienne kontakty. W przeciwieństwie do większości dworzan, nie miał wrogów. Gdy stawał się coraz zamożniejszy, zaczęli planować z żoną budowę dużego domu w Kiplin w Yorkshire, gdzie Calvert dorastał. Ale Annę umarła w trakcie szóstego porodu i załamany George zaczął szukać pocieszenia i ukojenia w katolickiej wierze swojej matki. Trzymał w sekrecie przejście na nową religię, zachowując surowe prawa, narzucone angielskim obywatelom w kwestii wiary.
Niestety, w tym czasie król Jakub poprosił swojego lojalnego sługę o przewodniczenie komisji, stworzonej do osądzenia grupy mężczyzn, którzy odmówili wstąpienia do Kościoła anglikańskiego. Niektórzy z nich byli katolikami, pozostali purytanami. Do głosu doszło sumienie i etyka George'a Calverta. To nie było zadanie, jakiego mógł się podjąć po zmianie wiary. Najpierw więc odbył rozmowę ze swoim władcą, po czym publicznie ogłosił przejście na katolicyzm. Zrezygnował ze swoich funkcji, włącznie z pozycją sekretarza stanu, pomimo tego, że król chciał go zatrzymać w służbie, bowiem trudno było znaleźć równie zdolnych dżentelmenów.
James Stuart był uczciwym człowiekiem, który cenił swoich nielicznych prawdziwych przyjaciół. Wiedział, że pomimo katolickiego wyznania George Calvert zawsze będzie wierny jemu i jego następcom. Mógł kazać uwięzić swojego przyjaciela. Zamiast tego mianował go irlandzkim baronem, z ziemiami w hrabstwie Longford. A ponieważ nowy lord Baltimore zawsze chciał założyć kolonię w Nowym Świecie, król nadał mu ogromne połacie ziemi na półwyspie Avalon w Nowej Funlandii.
Za kolonistami, którzy popłynęli pierwsi, wyruszył sir George z nową żoną i rodziną. Na miejscu przekonali się, że Nowa Funlandia nie jest zbyt gościnnym miejscem do osiedlenia. Zimy trwały tam od połowy października aż do maja. Nie wystarczało czasu na dojrzewanie zbóż i na zbiory. Było mnóstwo ryb, które zapewniałyby intratne zajęcie, gdyby nie Francuzi, którzy zaczęli nękać Avalon. Calvert rozważnie wysłał swoją rodzinę na południe, do Wirginii, a sam spędził zimę w kolonii. Gdy w końcu przyszła wiosna, był szczęśliwy, że udało mu się przeżyć. Posłał do króla list opisujący trudną sytuację i wyruszył do Wirginii, żeby połączyć się z rodziną. Ze smutkiem uświadomił sobie, że Avalon nie był tą kolonią, jaką chciał założyć.
Po dołączeniu do rodziny w Jamestown rozpoczął poszukiwania nowego, bardziej przyjaznego miejsca, gdzie mógłby zrealizować swoje marzenia o kolonii, w której wszystkie wyznania byłyby traktowane na równi. Chociaż przyjaciele w Wirginii powitali go życzliwie, wielu ludzi traktowało go z podejrzliwością, zakładając, że jego wiara zbliży go nie do jego krajan, lecz do katolickich kolonistów hiszpańskich, którzy osiedlali się na południowych krańcach Wirginii. Ignorując ich, George Calvert wyruszył na poszukiwanie ziem na południu, gdzie panował przyjemny klimat. Niestety, brakowało tam dobrego wybrzeża dla przybywających z Anglii statków przywożących może kiedyś zapasy i kolonistów.
George Calvert wyprawił się więc na północ Wirginii, badając region Chesapeake. To, co tam zobaczył, bardzo go podnieciło, a mianowicie wielkie, osłonięte zatoki, gdzie podczas przypływu woda nie podnosiła się więcej niż o pół metra. Przechodzące jedna w drugą, zasilały liczne rzeki i strumienie, których część na znacznej długości była spławna. Wody obfitowały w ryby, mięczaki, kaczki i gęsi. W potężnych borach Chesapeake żyły indyki, jelenie i zające. Były też krzewy o jadalnych jagodach i drzewa owocowe. Widział wiele drzew o twardym drewnie, nadających się do budowy domów i statków. George Calvert, lord Baltimore, był przekonany, że znalazł raj, idealne miejsce na swoją kolonię.
Gdy wrócił do Jamestown, czekał już tam na niego list od króla, wzywający go do powrotu do Anglii. George Calvert natychmiast wrócił do domu, pozostawiając swoją drugą żonę i dzieci za morzem. Zamierzał uzyskać nadanie ziem w rejonie Chesapeake, bo było to idealne miejsce na kolonię. Król Jakub I już nie żył, ale jego syn, Karol I, byt równie życzliwy lordowi. Król odniósł wrażenie, że stary przyjaciel i wierny sługa ojca wygląda na zmęczonego i znużonego, i próbował odwrócić jego uwagę od Nowego Świata. W końcu jednak król zorientował się, że George Calvert nie spocznie, dopóki nie założy wymarzonej kolonii, o której opowiadał od lat. Karol I miał wiele wątpliwości co do możliwości stworzenia miejsca, w którym panowałaby prawdziwa tolerancja religijna, ale gotów był pozwolić George'owi Calvertowi spróbować, jeśli musiał.
Lord Baltimore otrzymał z nadania królewskiego ziemie aż do południka, na którym znajdowały się źródła rzeki Pattowmeck, i iście monarszą władzę na tym terenie. Mógł stanowić tam prawa, mógł zakładać armię, ułaskawiać zbrodniarzy, zatwierdzać nadania ziemskie i tytuły. Nadto król Karol przyznał staremu przyjacielowi zmarłego ojca specjalny przywilej dla kolonii, którego nie miała nawet Wirginia. Kolonia lorda Baltimore mogła prowadzić handel z dowolnym krajem, z jakim chciała, w zamian przekazując królowi jedną piątą wszelkiego złota i srebra znalezionego na terenie kolonii, oraz płacąc określoną roczną daninę.
Gdy powstał już statut nowej kolonii, król delikatnie zasugerował lordowi Baltimore, który jeszcze nie wymyślił nazwy dla swojej kolonii, że mógłby ją nazwać na cześć królowej. George Calvert zgodził się z błyskiem w oku i do dokumentów została wpisana łacińska nazwa Terra Mariae, którą natychmiast przerobiono na bardziej swojską Mary’s Land.
Posłano po lady Baltimore i dzieci. Po spokojnej podróży przez morze ich statek roztrzaskał się o wybrzeże angielskie. Nikt nie przeżył katastrofy. Lord Baltimore był zdruzgotany. Stracił dwie żony i kilkoro dzieci. Wyczerpany, znużony wieloma latami ciężkiej pracy i załamany ponad wszelką miarę George Calvert, lord Baltimore, zmarł nagle piętnastego kwietnia tysiąc sześćset trzydziestego drugiego roku. Dwa miesiące później królewskie nadanie zostało wystawione na drugiego lorda Baltimore, Cecila Calverta, przystojnego, dwudziestosiedmioletniego młodzieńca.
W Glenkirk James Leslie dowiedział się o tym wszystkim od pasierba, Charlesa Fredericka Stuarta, księcia Lundy, który przesłał informację, gdy Kieran i Fortune szykowali się do podróży na południe, do Anglii.
– Wątpię, żebyście popłynęli jeszcze w tym roku – powiedział – ale nie będziecie nic wiedzieli, dopóki nie porozmawiacie z lordem Baltimore.
Najpierw udacie się do Queen's Malvern, a Charlie już będzie wiedział, co macie robić dalej.
James Leslie i jego żona zdecydowali, że tym razem nie wybiorą się latem na południe Anglii, żeby odwiedzić, jak co roku, rodzinę. Książę uważał, że skoro niemal na rok opuścił swoje ziemie, nie powinien znów wyjeżdżać. Jasmine dochodziła do siebie po porodzie sprzed siedmiu miesięcy. Nie chciała zabierać na kolejną wyprawę tak małego niemowlaka, jak Autumn. Podróż do domu była wszystkim, co mogła zaryzykować z maleństwem, na punkcie którego zupełnie zwariowała. Fortune i Kieran mogli sami jechać do Anglii.
W miarę jak zbliżał się dzień ich wyjazdu, księżna Glenkirk stawała się coraz smutniejsza. Gdy jej druga córka opuści Glenkirk, w domu pozostanie tylko syn, Patrick Leslie. Ale Patrick miał szesnaście lat i chociaż kochał matkę i tolerował jej zainteresowanie, uważał się za dorosłego mężczyznę. No i była maleńka Autumn Rosę, która rosła jak na drożdżach.
Fortune wyczuła nastrój matki i próbowała ją rozweselić.
– Jest jeszcze niemowlakiem, mamo. Upłynie wiele lat, zanim cię opuści. Możesz się poświęcić jej wychowaniu tak jak nigdy nie mogłaś się poświęcić dla nas. Wydaje mi się, że Autumn ma ogromne szczęście, mając ciebie, mamo.
– Tak – odpowiedziała Jasmine, pogodniejąc nieco. Fortune była bardzo przebiegła, ale zawsze praktyczna. Jasmine pomyślała, że gdy dziewczyna i jej rodzeństwo byli mali, ona przebywała na królewskim dworze. Nie miała dla nich tyle czasu, ile będzie miała dla swojej maleńkiej córeczki. – Będzie mi ciebie brakowało – cicho powiedziała księżna Glenkirk.
– Będę za tobą tęskniła, mamo. Z jednej strony jestem bardzo podniecona wyprawą do Nowego Świata, z drugiej jednak trochę się boję. To wielka przygoda, a jak wiesz, nigdy nie marzyłam o przygodach, nigdy ich nie planowałam. A tymczasem wybieram się właśnie w nieznane z moim ukochanym Kieranem. Gdyby ludzie byli tolerancyjni nawzajem wobec swoich wyznań, nigdy nie musiałabym opuszczać Ulsteru. – Westchnęła głęboko. – Sądzisz, mamo, że to Mary's Land okaże się miejscem, gdzie będzie obowiązywać tolerancja? A jeśli nie? Gdzie się wtedy podziejemy? – Przyjedziecie do Glenkirk, gdzie możemy was chronić – stanowczo stwierdziła księżna. Potem wzięła córkę w objęcia i obie kobiety przytuliły się do siebie. – Wiesz przecież, Fortune, że ty i Kieran zawsze będziecie tu witani z radością. Zawsze!
W dniu wyjazdu Fortune rozmyślała, jak trudno jest odjeżdżać. Istniało duże prawdopodobieństwo, że już nigdy więcej nie zobaczy swojego rodzinnego domu. Będzie ich oddzielał ocean, a Fortune nie miała pewności, czy po przepłynięciu go w jedną stronę miałaby odwagę powrócić. Jak zawsze powtarzała, nie była stworzona do przygód. I na co jej przyszło? Udawała się w dzikie miejsce. Nie było tam zamków, domów, miast, sklepów. Jak uda im się przeżyć? Ale czy mieli wybór?
Fortune przywołała na twarz odważną minę i pożegnała się ze wszystkimi, których kochała. Ze swoim ojczymem Jamesem Lesliem i matką, Jasmine, z bratem Patrickiem i maleńką siostrzyczką Autumn. Pierwszy raz widziała, żeby służący matki mieli oczy pełne łez. Pierwszy też raz spostrzegła, że się postarzeli. Nagle uświadomiła sobie, że już nigdy ich nie zobaczy. Zarzuciła ręce na szyję Adalemu, majordomusowi matki. Brakowało jej słów, żeby wyrazić to, co czuła w głębi serca. Adali przytulił ją bez słowa, po czym odwrócił się szybko, ale nie na tyle, żeby nie zdążyła dostrzec jego łez. Rohana i Toramalli wyściskały ją i wycałowały, płacząc otwarcie.
Opuścili Glenkirk, prowadząc za sobą karawanę z rzeczami należącymi do Fortune, strzeżeni przez grupę zbrojnych łudzi Jamesa Leslie. Podróż upłynęła bez przeszkód, ale dla Kierana, Rois i Kevina była to równie wielka przygoda, jak podróż z Ulsteru. Dla Fortune była to kolejna wyprawa na spotkanie angielskiego lata.
Charles Frederick Stuart, książę Lundy, oczekiwał na nich w swoim domu w Queen's Malvern. Jego pradziadkowie otrzymali tę posiadłość od Elżbiety Tudor, jemu zaś przekazał ją wraz z błogosławieństwem jego dziadek, król Jakub. W ten sposób oszczędny król nie poniósł żadnych kosztów, darowując wnukowi książęce włości, co bardzo mu odpowiadało. Charlie, jak nazywano go w rodzinie, był wysokim, szczupłym młodzieńcem o kasztanowych włosach i bursztynowych oczach Stuartów. Z wyglądu był bardziej podobny do swojego ojca, nieżyjącego księcia Henry'ego, niż do rodziny matki. We wrześniu kończył dwadzieścia lat i był równie gładkim dworakiem jak jego wuj Robin Southwood, hrabia Lynmouth, gdy był w jego wieku.
– Wyglądasz na niezwykle zadowoloną. Najwyraźniej małżeństwo dobrze ci służy, Fortune – z przekornym uśmiechem powitał starszą siostrę. Ucałował ją serdecznie i uściskał.
– Cały Stuart, jak mawia mama – odpowiedziała ze śmiechem. – To jest mój mąż, Kieran Devers. Kieranie, poznaj Charlesa, niezbyt królewskiego przedstawiciela rodu Stuartów w naszej rodzinie. Mężczyźni podali sobie ręce, oceniając się nawzajem i od razu poczuli, że się polubią.
– Henry powinien w końcu przyjechać z Cadby – powiedział siostrze Charles, po czym zwrócił się do Kierana: – To nasz szacowny najstarszy brat.
Weszli do domu, gdzie służący pospiesznie podali im coś do picia.
Czerwcowy dzień był dość chłodny, więc usadowili się przy kominku i zaczęli rozmawiać.
– Tato powiedział, że wiesz, jak skontaktować się z lordem Baltimore – odezwała się do brata Fortune.
– Jest w zamku Wardour w Wiltshire – usłyszała w odpowiedzi.
– Jak się tam możemy dostać? – zapytał Kieran.
– Fortune zostanie tutaj. Ty i ja pojedziemy tam za parę dni. Poślę wcześniej umyślnego, żeby umówić nas z lordem, bo jego wyprawa jest szalenie popularna i jest bezustannie nachodzony przez ludzi chcących w niej uczestniczyć. Oczywiście wiele osób interesuje wyłącznie zdobycie ziemi, żeby zostawić je swoim kolonistom, a sami chcą wrócić do Anglii i tu żyć dostatnio. Cecil Calvert, tak jak wcześniej jego ojciec, szuka odpowiedzialnych kolonizatorów, którzy pozostaną w Mary's Land. Wydaje mi się, że spełniacie to kryterium, co, wraz z waszą zdolnością do samodzielnego utrzymania się, silnie przemawia na waszą korzyść. A na dodatek jestem ukochanym bratankiem króla i chcę, żebyście zostali przyjęci na wyprawę – rzeki Charlie.
– Mamy też własne statki – powiedziała Fortune. – Jadę z wami, Charlie. Nie zostawicie mnie i nie będziecie mieli całej przyjemności dla siebie, braciszku.
– Wardour to nie miejsce dla kobiety – zaprotestował. – Przygotowywana jest tam ważna wyprawa. Będzie tam pełno mężczyzn, Fortune, ty zaś jesteś teraz szacowną mężatką, na litość boską.
– Czy lord Baltimore nie ma żony, Charlie?
– Ależ ma, lady Annę Arundel – padła odpowiedź.
– Czy jest tam?
– Oczywiście! To dom jej ojca.
– Pojadę więc – stwierdziła Fortune. – Jesteś dworzaninem, Charlie, i w gruncie rzeczy niewiele wiesz o sprawach, które nie dotyczą dworu. Mój mąż z kolei jest dżentelmenem z Ulsteru, niezorientowanym w angielskie – obyczajach. Muszę jechać. Spośród nas tylko ja jestem osobą praktyczną i będą nam potrzebne moje umiejętności prowadzenia negocjacji.
– Ma rację. I wcale nie będzie mi przeszkadzało jej towarzystwo, Charlie – rzekł ze śmiechem Kieran. Młody książę zamyślił się, po czym rzekł z uśmiechem:
– A niech to, jak zwykle masz rację, siostrzyczko. Zapomniałem, że jesteś najrozsądniejsza z nas. Dobrze, jedź z nami, Fortune, ale uprzedzam, że wybierzemy się tam konno. Żadnej służby, żadnych eleganckich strojów. Wardour nad Tisbury leży o parę dni jazdy z Queen's Malvern. Może w drodze powrotnej zahaczymy o Oxton i zobaczymy Indię i jej rodzinę.
– Och, bardzo bym chciała! – z entuzjazmem zawołała siostra.
Posłali list do Henry'ego Lindleya do Cadby z wiadomością, że wyruszają do Wiltshire i zobaczą się z nim po powrocie. Rois i Kevin pozostali w Queen's Malvern pod opieką tamtejszych służących.
Rodzeństwo i Kieran wyruszyli pewnego pogodnego czerwcowego poranka. Kieran był zaskoczony umiejętnościami żony troszczenia się o siebie. Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy i nagle uderzyła go myśl, jak słabo w gruncie rzeczy zna Fortune. Parę dni później dotarli do Wardour. Fortune nigdy dotąd nie widziała budowli takiej jak Wardour. Wzniesiony na planie sześciokąta budynek miał mury wystające daleko przed główne wrota.
Cecil Calvert powitał ich osobiście.
– Charlie! Jakże miło cię widzieć, milordzie. Jak się miewa król?
– Od miesiąca nie byłem na dworze – odpowiedział Charlie. – Przyjechałem, żeby cię prosić o przysługę, Cecilu. To moja siostra, lady Fortune Lindley, i jej mąż, Kieran Devers. Kieran miał być dziedzicem ślicznego, niewielkiego majątku w Ulsterze, ale jego angielska macocha doszła do wniosku, że przyrodni brat Kierana będzie lepszym panem Mallow Court.
– Jesteś katolikiem? – zapytał lord Baltimore, patrząc ze współczuciem.
– Owszem, milordzie – spokojnie odparł Kieran.
– Chcą pojechać z tobą, Cecilu – powiedział Charlie. Lord Baltimore sprawiał wrażenie zakłopotanego.
– Mamy już więcej ludzi, niż się spodziewałem – rzekł. Nadeszła kolej na Fortune.
– – Posiadamy własne statki, milordzie – rzekła. – Moje dwa statki handlowe. Większym będziemy podróżować. Drugi statek zamierzam przeznaczyć na transport koni. Mamy też kolonistów, czternastu mężczyzn, w tym pięciu rolników, dwóch rybaków, dwóch tkaczy i po jednym kowalu, bednarzu, garbarzu, szewcu i aptekarzu. Pięciu rolników ma żony i po kilkoro dzieci. Wszyscy są zdrowi, poważni i mają dobre charaktery. Mamy też medyka, panią Happeth Jones, i dwójkę moich służących. Możemy zaopatrzyć naszych ludzi równie dobrze, jak wyposażymy statki, milordzie. Proszę pozwolić nam z panem jechać. Nie mamy dokąd pójść, bo mój mąż jest katolikiem, ja zaś należę do Kościoła anglikańskiego. Mówią, że w Mary's Land będzie panowała pełna tolerancja religijna. To bałoby dla nas wymarzone miejsce.
Cecil Calvert przyglądał się stojącej przed nim ślicznej kobiecie. Chociaż ubrana była dość bezwstydnie w zamszowe bryczesy do jazdy konnej, jej strój był bogaty i elegancki. Miała ręce damy. Mówiła w sposób subtelny.
– Nie będzie tam łatwo zamieszkać, lady Lindley – zwrócił się do niej. – Będziecie musieli sami wybudować sobie dom, który, gotów jestem się założyć, w niczym nie będzie przypominał tego, do czego jesteście przyzwyczajeni. To dziki kraj. Czyhają tam różne niebezpieczeństwa. Niektórzy tubylcy nie są zbyt przyjacielscy i są równie skorzy do wojny, jak Francuzi czy Hiszpanie. Mam jednak nadzieję, że uda mi się zawrzeć z nimi traktat pokojowy. Musicie zabrać ze sobą wszystko, czego będziecie potrzebować, a jeśli się okaże, że czegoś nie macie, będziecie się musieli bez tego obejść. Będzie pani pozbawiona bliskich, a wiem od Charliego, że macie ogromną rodzinę. Przez wiele lat nie zobaczy pani swoich sióstr i braci, jeśli w ogóle kiedykolwiek w życiu ich pani jeszcze spotka. Jest pani przekonana, że chce odbyć tak wielką podróż i żyć w tym nowym świecie?
– Owszem. Jestem gotowa, milordzie – odpowiedziała dzielnie Fortune. Lord Baltimore machnął ręką.
– Cóż, Charlie, cieszę się, że mogę zaoferować twojej siostrze i jej małżonkowi miejsce w mojej kolonii. To ludzie, jakich naprawdę chcę. Uczynią coś z otrzymaną ziemią i zostaną, żeby budować kolonię. Chodźcie ze mną do mojego gabinetu. Opowiem wam, co musicie zabrać ze sobą i co otrzymacie w zamian. – Ujął Fortune pod rękę. – Pamiętam panią i pani siostrę, Indię, z królewskiego dworu. W tamtym czasie byłyście tam najładniejszymi młodymi damami. Opuszczając dwór, pozostawiłyście za sobą wiele złamanych serc. – Poprowadził ich kamiennym korytarzem aż do wykładanego boazerią pokoju, z ogniem wesoło buzującym na kominku. Lord Baltimore posadził swoich gości i sam usiadł, po czym zwrócił spojrzenie na Fortune i Kierana.
– Przy każdym nadaniu ziemi, jako zarządzający kolonią, będę oczekiwał przysięgi wierności. Na każdych pięciu ludzi, których przywieziecie ze sobą, dostaniecie tysiąc akrów ziemi. Ponieważ przyjedziecie z piętnastoma, otrzymacie trzy tysiące akrów, panie Devers. Chcę dwadzieścia funtów za każdego przewożonego mężczyznę. Kobiety i dzieci będą podróżować za darmo. Każdy kolonista płci męskiej dostanie dla siebie sto akrów ziemi, a jeśli jest żonaty, to dodatkowe sto akrów na żonę. Pięćdziesiąt akrów należeć się będzie każdemu dziecku powyżej szesnastego roku życia. Za każde pięćdziesiąt akrów będą płacić roczną daninę w wysokości dwunastu pensów. Wy zapłacicie dwadzieścia funtów rocznie. Każdy z waszych ludzi musi mieć przynajmniej dwa kapelusze, dwa komplety ubrań, trzy pary skarpet, buty, siekierę, piłę, łopatę, gwoździe, kamień szlifierski, rożen i ruszt do gotowania, garnek, czajnik, patelnię i siedem łokci płótna. Oczywiście, kobiety zabiorą ze sobą suknie. Każdy mężczyzna powinien mieć muszkiet, dziesięć funtów prochu, naboje, a także szpadę, pas, banolet i rożek na proch. Twoi ludzie, nie tylko mężczyźni, ale również kobiety, powinni się nauczyć strzelać, nie będą bowiem mogli liczyć na bezustanną ochronę innych członków wyprawy. Kieran skinął głową.
– Jakie zapasy jedzenia mamy przygotować? – zapytał.
– Mąkę, ziarno, sery, suszone ryby, mięso i owoce, beczki piwa, jabłecznika i wina. A także nasiona. Dostaniecie listę tego, co powinniście zabrać, bo musimy przetrwać zimę i wiosnę, zanim będziemy mogli żywić się plonami naszej nowej ziemi – rzekł lord Baltimore.
– Zamierzacie więc płynąć w tym roku? – Kieran był zdumiony.
I teść, i Charlie, byli przekonani, że wyprawa lorda Baltimora nie wyruszy wcześniej niż w roku przyszłym. Będą musieli przesłać wiadomości ludziom, żeby zaczęli się przygotowywać. Trzeba też będzie posłać pieniądze Rory'emu Maguire'owi na gromadzenie zapasów. Tyle było jeszcze do zrobienia.
– Kiedy?
– Na jesieni. Nie jest to najlepsza pora na podróż, ale nie mamy wyboru. W przeciwieństwie do mojego ojca, chyba mam wrogów, którzy woleliby, żeby Mary's Land nie zostało zasiedlone.
Szczególnie rozdrażnieni byli przedstawiciele kolonii w Wirginii. Skarżyli się królowi, że zezwolenie na powstanie Mary's Land oznacza dla nich utratę i ziemi, i osadników. Zarzucali, że Cecil Calvert zakłada kolonię, gdzie wszyscy ludzie, nawet katolicy, będą mogli swobodnie się modlić. Potem zaczęli rozpuszczać plotki, że tylko katolicy będą mogli mieszkać w Mary's Land. Naciskali na króla, by odwołał nadanie ziemi dla lorda Baltimore. Król wysłuchiwał wszystkiego, stale jednak miał w pamięci wierną służbę George'a Calverta jego rodzinie. A ponadto jego młoda żona, będąca katoliczką, prosiła go, żeby zignorował malkontentów.
– Nie odwołam nadania ziemi – oświadczył żonie król. – Sądzę, że marzycielscy Calvertowie chcą stworzyć takie miejsce na świecie, gdzie każdy człowiek, bez względu na wyznawaną wiarę, będzie miłe witany.
Chociaż natura ludzka jest taka… – Wzruszył ramionami. – Może jednak to możliwe. Będziemy się modlić za ich powodzenie.
Ale krytycy Calverta nie zaprzestali knowań, żeby zniszczyć marzenia lorda Baltimore. Cecil Calvert zrozumiał, że w tym momencie nie może wyruszyć razem z kolonistami. Przekazał więc dowództwo wyprawy młodszemu bratu, Leonardowi, zaś drugiego młodszego brata, George'a, uczynił zastępcą gubernatora. Jerome Hawley i Thomas Cornvalis zostali jego najbliższymi współpracownikami i reprezentantami najwyższych władz w nowej kolonii. Kontynuowano przygotowania, aby wyruszyć na jesieni. Kieran i Fortune powrócili do Queen's Malvern. Nie było czasu na odwiedziny Indii w Oxton.
Po powrocie Fortune zorientowała się, że nie ma miesiączki. Była w ciąży. Stawiało ją to w kłopotliwym położeniu. Wiedziała, że jeśli mąż dowie się ojej stanie, pozwoli jej wyjechać do Mary's Land dopiero po narodzinach dziecka. Gdyby była Indią, zachowałaby tajemnicę. Ale nie była Indią. Była praktycznym dzieckiem.
Westchnęła.
– O co chodzi? – zagadnął brat, który znalazł Fortune siedzącą na kamiennej ławce w ogrodach Queen's Malvern. Usiadł koło niej i ujął jej rękę.
– Mam do rozwiązania problem – odparła Fortune. Palcami nerwowo gniotła zielony jedwab spódnicy.
– Wahasz się, czy opuścić Anglię? W gruncie rzeczy nie rozumiał zapału do wyjazdu Fortune i Kierana.
Katolicy żyli również w Anglii. Nie było im zbyt łatwo, ale żyli.
– Mary's Land to miejsce dla mnie i mojego męża. Tak naprawdę nigdzie nie czułam się jak w domu, podobnie jak Kieran. Wiemy, że musimy jechać do Mary's Land. Nie to stanowi problem, braciszku – wyjaśniała Charliemu Fortune.
– Może więc chodzi o to, że nie powiedziałaś mężowi, iż spodziewasz się dziecka? Fortune zamarła.
– Skąd wiesz? – wykrztusiła.
Charles Frederick Stuart roześmiał się głośno.
– Ile dzieci ma nasza mama? Ja byłem czwarty z kolei, po mnie urodziła się jeszcze piątka. Wiem, kiedy kobieta jest brzemienna. Kiedy będziesz rodzić?
– Nie wiem – przyznała, a kiedy się zaśmiał, dodała: – Nie waż się ze mnie śmiać, Charlie! Zawsze myślałam, że kiedy będę miała pierwsze dziecko, będzie przy mnie mama. Sądziłam, że to ona powie mi, ile czasu dziecko rośnie w łonie matki. Co mam zrobić? – Wstała i zaczęła się przechadzać po ścieżce.
– Kiedy miałaś ostatnie krwawienie miesięczne, siostrzyczko? Fortune spojrzała na niego podejrzliwie, ale odpowiedziała:
– Od kiedy opuściliśmy Glenkirk, krew się nie pojawiła.
– Pewnie urodzisz wczesną wiosną, ale napiszemy do mamy. W międzyczasie musisz powiedzieć mężowi, Fortune. On musi wiedzieć. Fortune zastanawiała się, w jaki sposób ma poinformować Kierana, że spodziewa się ich pierwszego potomka i przekonać go, że pomimo to powinien jej pozwolić jechać z wyprawą do Mary's Land. Nie mogła zebrać się na odwagę. Wiedziała, co usłyszy. Kieran będzie nalegał, by pozostali w Anglii do czasu, aż dziecko się urodzi i będzie na tyle duże, żeby bezpiecznie podróżować. Czyż nie taką właśnie decyzję jej rodzice podjęli w ubiegłym roku w Ulsterze? A Autumn była nie pierwszym, ale dziewiątym dzieckiem mamy. Może poczeka, aż znajdą się na morzu, żeby mu powiedzieć…
Tak! Poinformuje go o swoim stanie, kiedy będzie za późno, by zawrócić. To doskonale rozwiązanie. Na Boga, była bardziej podobna do mamy i do Indii, niż sądziła. Nic więc nie powiedziała i na wszelki wypadek unikała pytających spojrzeń brata.
Pewnego ranka obudziła się wściekle głodna, ubrała się więc pospiesznie i popędziła do jadalni, żeby dołączyć do Kierana i Charliego siedzących przy śniadaniu. Zjadła z entuzjazmem miskę owsianki z suszonymi jabłkami i ze śmietaną, świeży chleb posmarowany masłem z plastrem ostrego sera i dwa posolone jajka na twardo. Wszystko popiła kubkiem słodkiego jabłecznika. Nagle jednak jej żołądek zastrajkował. Zakręciło ją w brzuchu, beknęła i zanim zdążyła wstać, zwróciła całe śniadanie prosto na stół.
Obaj mężczyźni z przerażeniem odskoczyli od stołu, żeby nie obryzgały ich wymiociny.
– Kochanie, nic ci nie jest? – zapyta! zaniepokojony Kieran. Zanim Fortune zdążyła się odezwać, głos zabrał jej brat:
– Nie powiedziałaś mu?
– O czym? – zapytał Kieran, przenosząc wzrok z żony na szwagra.
– Jest brzemienna – wystrzeli! Charlie, zanim jego siostra zdążyła wymyślić jakąś prawdopodobną historyjkę, którą później musiałby albo potwierdzić, albo też nazwać Fortune kłamczucha. – Zamierzała ci powiedzieć.
– Kiedy? – sucho rzucił Kieran. – Gdy będziemy na pełnym morzu?
– Owszem – cichutko powiedziała Fortune. – To wydawało mi się najlepsze. Kieran się żachnął.
– Gotowa byłaś narazić na niebezpieczeństwo siebie i nasze dziecko, żeby tylko postawić na swoim? Służący pospiesznie zaczęli sprzątać bałagan na stole. Obaj dżentelmeni poprowadzili Fortune do kominka. Rois, która widziała, co się stało, przyniosła swojej pani kubek herbatki miętowej.
– Pij powolutku, milady – poradziła. – To powinno uspokoić żołądek. Potem przyniosę trochę suchego chleba.
Fortune usiadła na miękkim krześle. Podniosła wzrok na rozgniewanego męża i powiedziała:
– Pojedziesz do Mary's Land beze mnie?
– Oczywiście, że nie! – niemal krzyknął.
– I dlatego ci nie powiedziałam.
– Mówisz bez sensu, Fortune.
– Nieprawda! Gdybyś tylko przez chwilę przestał na mnie krzyczeć i posłuchał. Nie pozwolę na siebie wrzeszczeć! – I wybuchnęła płaczem Kieran był całkowicie oszołomiony. Fortune nie miała racji, a teraz usiłowała go udobruchać łzami. Cóż, nie da sobą manipulować. Potrzebne jej było lanie, i gdyby nie ciąża, chętnie by je spuścił.
– Emocje kobiet przy nadziei są niezwykle rozchwiane – spokojnie oświadczył jego szwagier. – Daj jej chwilkę, to minie – zaśmiał się. – Fortune, przestań płakać i wyjaśnij nam powody swojego milczenia. Fortune pociągnęła nosem, ale w końcu udało jej się zapanować nad sobą.
– Jeśli nie popłyniemy do Mary's Land z pierwszymi statkami, nie dostaniemy najlepszej ziemi – powiedziała. – Musimy być wśród pierwszych! Nie należymy do wpływowych arystokratów, spekulujących na nowych koloniach, Kieranie. Jesteśmy w nielicznej grupie możnych kolonistów, którzy pozostaną w Mary's Land, żeby budować kolonię własnymi rękami. Większość arystokratów, jeśli w ogóle popłyną tam osobiście, a nie wyślą swoich agentów, ma nadzieję na szybki zysk. Zasiedlą swoje ziemie kim popadnie, a potem sprzedadzą włości temu, kto najlepiej zapłaci. W przyszłym roku sprowadzimy tam konie. Potrzebujemy otwartych pastwisk. Nie możemy tracić czasu na karczowanie lasów. Jeśli znajdziemy się pośród pierwszych kolonistów, dostaniemy te łąki i ziemie z rąk samego lorda Baltimore. Jeśli poczekamy, będziemy zmuszeni do kupna ziemi od innych. Musimy płynąć, Kieranie! Nie możemy zostać!
– Dlaczego nie? Katolicy mieszkają także w Anglii. Czy nie możemy kupić tu domu i żyć spokojnie? – zapytał. Fortune potrząsnęła głową.
– Wiesz, w jakich warunkach mieszkają katolicy w Anglii. A purytanie z każdym dniem zyskują więcej władzy. Nawet król musi się z nimi liczyć, a wszystko, co uczyni królowa, poddawane jest krytyce. A dlaczego? Bo jest katoliczką. Uważasz, że jestem samolubna, bo chcę płynąć, chociaż jestem w ciąży. Pani Jones będzie się mną opiekować podczas podróży. Nie boję się. Ty natomiast jesteś równie samolubny jak ja.
– Ja? A to dlaczego? Był zdumiony jej oskarżeniem.
– Sam mi powiedziałeś, że twoja wiara nie jest specjalnie silna i że trzymałeś się katolicyzmu, bo to było wszystko, co ci zostało po matce. Wydaje mi się, że zrobiłeś to także, żeby zirytować swoją macochę. Dałeś jej do ręki doskonałą broń, za pomocą której mogła ci zabrać Mallow Court. Mallow Court ma tysiąc akrów, a Maguire's Ford to kolejne trzy tysiące. Mogliśmy być potężni w Ulsterze, a już z pewnością w Fermanagh, Kieranie, ale ty wolałeś trzymać się kurczowo przeszłości i kłócić się o religię, tak jak wszyscy. Kocham cię. Dla ciebie zrezygnowałam ze wspaniałej posiadłości i ani przez chwilę tego nie żałowałam. Wczesną wiosną mam urodzić ci dziecko. Jeśli nie chcesz, żebym w zaistniałej sytuacji jechała do Mary's Land, zostanę w Anglii. Ale na Boga, mężu, ty powinieneś wyruszyć z tą ekspedycją i wziąć dla nas nasze trzy tysiące akrów dobrze nawodnionej i żyznej ziemi! Jesteś mężczyzną i spoczywa na tobie ogromna odpowiedzialność. Nie jestem lady Jane. Nie możesz dłużej wiarą usprawiedliwiać swojej dumy, Kieranie Deversie! Odjęło mu mowę i nawet gdy Fortune wstała i wyszła z jadalni, nie potrafił znaleźć słów, żeby ją zatrzymać.
– To chyba pierwsza bura, jaką otrzymałeś – odezwał się Charlie, siląc się na dowcip. Kieran skinął głową.
– Kobiety w tej rodzinie mają temperament, którego lepiej nie budzić. Są inteligentne i dumne, Kieranie. Moja siostra ma rację, utrzymując, że powinieneś ruszać do Mary's Land, nawet jeśli ona teraz nie może. Chodzi już nie tylko o ciebie i o Fortune. W Maguire's Ford czeka na was gromadka ludzi liczących na to, że poprowadzisz ich do Nowego Świata. Niedługo będziesz miał dziecko. Obawiam się, że nie możesz uciec od swoich obowiązków.
– Skąd ktoś tak młody może tyle wiedzieć? – odezwa! się Kieran, gdy w końcu odzyskał mowę.
– Miałem dobrych nauczycieli. Moją prababkę, lady de Marisco. Moją matkę i ojczyma. Poza tym z natury rzeczy, dzięki swojemu pochodzeniu, miałem wielkie możliwości. Na królewskim dworze szybko się dorasta, Kieranie, zwłaszcza gdy chce się przeżyć i odnieść sukces. Pozycja królewskiego bratanka nigdy mi nie wystarczała.
– To wszystko jest dla mnie takie dziwne – przyznał Kieran. – Nigdy nie rozumiałem, z jaką rodziną się wiążę, gdy zakochałem się w twojej siostrze. W porównaniu z wami jesteśmy tacy prowincjonalni, ale uświadomiłem to sobie dopiero po przybyciu do Anglii. Odkąd ujrzałem Fortune, wiedziałem, że muszę ją mieć, ale teraz zastanawiam się, czy nie dostałem więcej, niż mogę przełknąć. Czy jestem człowiekiem, który będzie w stanie wyciosać imperium w Nowym Świecie? Mam wątpliwości. A jeśli mi się nie uda, to czy rozczaruję Fortune? A nasze dziecko? Co z naszym dzieckiem? – Z udręczeniem przejechał dłonią po ciemnych włosach.
– Po pierwsze, musisz zrozumieć, że w tej rodzinie wszystkie kobiety pracują razem ze swoimi mężami. Mają ten irytujący zwyczaj rodzenia i wychowywania swoich dzieci, równocześnie z powodzeniem zarządzając swoimi interesami. Pogódź się z tym szczególnym darem, danym ci przez Boga, Kieranie. Usiądź z moją siostrą i zadecydujcie, w jaki sposób rozwiążecie problem skolonizowania waszego skrawka Nowego Świata. Zrozum, że musisz jechać, ona zaś powinna zostać, żeby urodzić. Przypłynie za rok. Do tego czasu wzniesiesz dla nich dom. Chyba nie chcesz stać z boku, zrzucając na innych odpowiedzialność za budowę domu dla twojej rodziny. Wszystko da się załatwić, przyjacielu – zakończy! Charlie, opierając pocieszająco dłoń na szerokim ramieniu szwagra.
– Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przyjąć twoją radę – rzekł Kieran. – Mam nadzieję, że się nie mylisz, Charlie. Nie chcę opuszczać Fortune.
– Przyjedzie mama, a jeszcze lepiej będzie, kiedy przybędzie India. Fortune była przy niej, gdy India rodziła swoje pierwsze dziecko. Poproś ją kiedyś, żeby ci o tym opowiedziała. – Uśmiechnął się do Kierana. – Czy otrząsnąłeś się już z szoku? Wyobrażam sobie, że nie jest ci łatwo pogodzić się z myślą, iż poślubiłeś taką herod – babę.
– Nie jestem herod – babą – rzekła Fortune, wkraczając z powrotem do jadalni. – Jak możesz mówić coś takiego? Przecież Kieran wie lepiej. Jej mąż uśmiechnął się.
– Pewnie, że wiem, kochanie. Dobrze nam się rozmawiało z Charliem. Musimy usiąść i ustalić, w jaki sposób zorganizować wyprawę, jeśli ty pozostaniesz tutaj. Fortune uśmiechnęła się do obu mężczyzn.
– Wiedziałam, że dasz się przekonać, Kieranie – mruknęła. – Cieszę się, że Charlie ci wszystko wyjaśnił. A teraz do roboty, nie mamy ani chwili do stracenia! Charles Frederick Stuart, książę Lundy, wyszczerzył zęby do szwagra ponad rudą głową siostry. Przesłanie było jasne: „Sam widzisz, musisz tylko pozwolić jej decydować”.
Najszybciej, jak to tylko było możliwe, posłali wiadomość do Maguire's Ford, żeby ludzie chcący wyruszyć z nimi byli gotowi wsiąść na „Różę Cardiffu” za kilka miesięcy. Rory Maguire otrzymał szczegółową listę rzeczy, jakich będzie potrzebował każdy osadnik, którą Deversowie dostali od lorda Baltimore. Jedyną kobietą która miała z nimi popłynąć, była lekarka, pani Jones, gdyż w czasie tych pierwszych miesięcy jej usługi mogły okazać się bezcenne. Poradzono, żeby zabrała ze sobą nie tylko swoje suszone zioła, korzenie i korę, ale także sadzonki roślin, gdyż nie wiadomo było, jakimi roślinami leczniczymi będzie dysponowała w nowej kolonii Mary's Land.
Pozostałe kobiety i dzieci miały pozostać w Ulsterze aż do przyszłego lata, kiedy „Róża Cardiffu” powróci po nie. Popłyną wówczas w towarzystwie drugiego statku, „Highlandera”, na który można będzie załadować konie i inne zwierzęta. Planowano, że w czasie zimy zostanie wzniesiony dom dla Deversów i innych, aby po przybyciu kobiet i dzieci miały bezpieczne schronienie.
Po dopłynięciu do celu na drugim brzegu morza, mężczyźni mieli kupić w Wirginii mleczną krowę i konia dla Kierana. Dzięki temu po nadejściu wiosny można by zaorać ziemię. Dotarły już do nich pogłoski, że koloniści z Wirginii nie są zbyt przyjaźnie nastawieni, bowiem zazdroszczą specjalnego statusu Mary's Land. Fortune wiedziała jednak, że pieniądze przezwyciężą największą niechęć, poradziła więc mężowi, by starał się ubić jak najlepszy interes, ale to, co naprawdę potrzebne, kupował bez względu na cenę, bo od tego zależał ich sukces bądź porażka.
– Jesteś taka zapobiegliwa, kochanie. Żałuję, że nie możesz ze mną jechać – powiedział pewnego dnia Kieran, gdy przeglądali listę rzeczy, które udało się już załatwić.
Fortune uśmiechnęła się do niego.
– Tak bardzo bym chciała wyruszyć z tobą, ale zrozumiałam, że tak będzie lepiej. Musisz całkowicie się skoncentrować na zagospodarowaniu naszej posiadłości, żeby przynosiła nam zyski, Kieranie. W moim aktualnym stanie byłabym dla ciebie ciężarem, bo przez cały czas trząsłbyś się nade mną. Położył dłoń na jej brzuchu, który ostatnio zaczął się zaokrąglać.
– Trudno mi się pogodzić z myślą, że nie będzie mnie tutaj przy narodzinach naszego syna – rzekł. – Pamiętam, jak mój świętej pamięci ojciec opowiadał, iż akuszerka wyjęła mnie z łona matki i podała mu w objęcia. Chciałbym być tutaj i zrobić to samo, kochanie. – Czule gładził jej brzuch. – Mój syn – dodał, niemal z nabożnym podziwem.
– Nasze dziecko – poprawiła łagodnie. – To może być dziewczynka albo chłopiec. Jest mi to obojętne, byle tylko dziecko było zdrowe.
Delikatnie pocałował ją w usta.
– Zgadzam się, Fortune. Popatrz, w tym czasie w zeszłym roku zakochaliśmy się w sobie.
Zaśmiała się radośnie.
– Jesteś najbardziej sentymentalnym mężczyzną, jakiego znam, Kieranie Deversie – oświadczyła. – Wiedziałam, że słusznie robię, oddając ci serce, na wet jeśli kosztowało mnie to Maguire's Ford.
Skończyło się lato. Jasmine wraz ze swoją maleńką córeczką Autumn Rosę Leslie przybyła na południe Anglii, do Queen's Malvern. Książę i jego najstarszy syn pozostali w Glenkirk, ale księżnej nie można było odwieść od pomysłu, żeby być u boku brzemiennej córki. Z Autumn, która miała już prawie rok, mogła podróżować dość wygodnie. Kieran czuł się lepiej, wiedząc, że matka Fortune będzie z dziewczyną przy porodzie.
– Oboje jesteście rozsądni, że zdecydowaliście się opóźnić wyjazd Fortune.
Przy pierwszym dziecku nigdy nie ma pewności, kiedy się urodzi. Lepiej, że Fortune zostanie tutaj z nami. Niedługo Charlie wyjedzie na królewski dwór i będziemy miały Queen's Malvern tylko dla siebie – powiedziała Jasmine.
Charles Frederick Stuart obchodził dwudzieste urodziny. Jego brat, Henry Lindley, markiz Westleigh, starsza siostra India, hrabina Oxton i jej małżonek, Deveral Leigh, przyjechali, aby uczcić okazję wraz z niezbyt królewskim Stuartem. Tej nocy Jasmine rozejrzała się po jadalni. Oto czwórka jej najstarszych dzieci. Kiedyś byli sobie tak bliscy. Teraz, już dorośli, robili wiele zamieszania wokół Jesieni Róży, najmłodszej z nich wszystkich. Jasmine spojrzała na swojego syna, którego miała ze Stuartem.
– Jesteś wierną kopią ojca – powiedziała Charliemu. – Gdy umarł, miał dwadzieścia lat. Dzięki Bogu masz silniejszą konstrukcję. Kiedy się urodził, traktowano go w Szkocji jak jakieś hinduskie bóstwo. Służba nosiła go na rękach dopóki nie skończył czterech lat. Wyznał mi kiedyś, że kiedy w końcu zostawiali go samego na noc, wstawał z łóżka i biegał w tę i z powrotem po pokoju. Gdyby tego nie robił, miałby tak słabe nogi, jak jego młodszy brat. Twój biedny wuj Karol był mniej pomysłowy i okropnie cierpiał, ucząc się chodzić. Czy zauważyłeś, że nawet dzisiaj porusza się dziwacznym krokiem?
– Ciekaw byłem, skąd się to wzięło – odpowiedział Charlie. – Mamo, byłaś starsza od ojca, prawda?
– O trzy i pół roku, ale nikt się nad tym za bardzo nie zastanawiał – odpowiedziała Jasmine. – Chyba wszystkim ulżyło, że w końcu wziął sobie kochankę i udowodnił, iż jest prawdziwym mężczyzną. Znasz plotki, które zawsze krążyły wokół twojego dziadka, króla Jakuba. – Uśmiechnęła się i poklepała go po ręce. – A ty, synu? Czy jakaś dama skradła ci serce?
Charlie się zaczerwienił.
– Jestem królewskim bratankiem. Nieważne, że pochodzę z nieprawego łoża, nadal jestem jego bratankiem i damy zawsze są wobec mnie niezwykle miłe – odparł niezbyt królewski Stuart z błyskiem w oku.
– Szkoda, że mama nie wyszła za mąż za księcia Henry'ego – wtrącił Henry Lindley. – To ty byłbyś teraz królem i chyba lepszym niż biedny król Karol. Jeśli jest czegokolwiek pewny, to swojego autorytetu, ale nie potrafi podjąć żadnej politycznej decyzji, zanim rozważy najdrobniejsze szczegóły. I niech nikt nie śmie się z nim nie zgadzać. Z trudem znosi wszelkie odmienne sugestie i krytykę.
– Nie jest złym monarchą – broniła króla Jasmine.
– Owszem, jest – powiedział markiz Westleigh – nawet jeśli chce dobrze, mamo. Ale przynajmniej naszemu Charliemu udało się uniknąć Henrietty Marie jako żony. Przesadnie dumna i nabożna katoliczka. Już samo jej istnienie stwarza kłopoty – roześmiał się.
– Henry! Pamiętaj, że twój szwagier jest katolikiem. Nie po to cię wychowałam, żebyś teraz prezentował takie uprzedzenia – Jasmine skarciła swojego najstarszego syna.
– Nie jestem przeciw katolikom, mamo. Jestem praktyczny i mówię prawdę. Powiedziałbym to samo, gdyby była nabożną purytanką. Ekstremizm nie jest zdrowy dla kraju i dla rządu. Anglia się zmienia, a ja nie mam pewności, czy podobają mi się zachodzące zmiany – rzekł markiz.
– Anglicy od wieków pokazywali tylko jedną stronę religii – zabrał głos Kieran. – Może nie lud, ale władcy.
– Lud też – rzekł ponuro Henry Lindley.
– Wydawało mi się, że przyjechaliście tutaj, by świętować moje urodziny – rzeki z uśmiechem Charlie. – Nie chcę rozmawiać o polityce czy o religii. Nigdy już nie spotkamy się wszyscy razem. Niedługo nasza siostra opuści nas, żeby udać się do Nowego Świata. Dziś wieczorem chcę jeść, pić i wspominać. Pamiętacie, jak wszyscy uciekliśmy do Francji, bo moi dziadkowie, król Jakub i królowa Annę doszli do wniosku, że Jemmie Leslie jest idealnym mężem dla mamy?
– I dwa lata zajęło mu odnalezienie nas, bo nikt nie chciał mu powiedzieć, gdzie jesteśmy – roześmiała się India.
– Dopóki madam Skye nie zaczęła udzielać wskazówek tak wyraźnych, że musiałby być zupełnie głupi, żeby nas nie odszukać – zarechotał Charlie.
– Znalazł nas tylko dlatego, że śledził naszą prababkę, która przyjechała do Francji, by powiedzieć mamie o śmierci pradziadka – rzekła Fortune. – Ale tata był istotnie właściwym mężem dla mamy i idealnym ojcem dla nas!
– Z wyjątkiem tych momentów, kiedy jest tak uparty, że kompletnie nie daje się z nim dyskutować – dodała India.
– Na Boga, Indio! – zawołał Henry Lindley do starszej siostry. – Chyba nie żywisz ciągle urazy do biednego Glenkirka? Myślałem, że już dawno mu wybaczyłaś. Zrobił to, co uważał za właściwe.
– Oczywiście, że mu wybaczyłam – odpowiedziała India. – Po prostu przypomniałam sobie, jak przez niego omal nie straciliśmy z Devem naszego pierworodnego.
– Wolę wspominać nasze dzieciństwo – stwierdziła Fortune. – Ależ to były czasy, kiedy mama przebywała na dworze, a my musieliśmy zostać u madam Skye i pradziadka Adama. Pamiętasz czarnego kucyka, którego ci podarował, Indio? India zachichotała.
– Błagałam o tego kucyka od dnia, w którym się urodziłaś. Pamiętam, jak mu oświadczyłam, że wolałabym czarnego kucyka niż małą siostrę. Czy przypominasz sobie, Fortune, kiedy miałaś trzy latka i udało ci się, do dziś nikt nie wie, jakim sposobem, wdrapać się na grzbiet kuca? A potem wyjechałaś na nim ze stajni na podwórko, piszcząc z zachwytu.
– Ty zaś byłaś wściekła, że śmiałam się przejechać na twoim kucyku. Toteż następnego dnia pradziadek Adam kupił mi dereszowatego kucyka z ciemnymi plamami na zadzie. Nazwałam go Piegus.
– Jak udało ci się dosiąść mojego kucyka? – zapytała India.
– Henry mi pomógł.
– Henry? – Zdumiona India spojrzała na brata. Markiz Westleigh roześmiał się.
– Nie spodziewałem się, że Fortune wyjedzie na podwórko – powiedział. – A ona tak bardzo chciała znaleźć się na końskim grzbiecie. Byłem przerażony, że mama o wszystkim się dowie. Toteż wymknąłem się ze stajni tylnym wyjściem i udawałem, że jestem równie zaskoczony jak pozostali, gdy wyjechała na zewnątrz. Fortune nigdy mnie nie wydała, za co jestem ci do dziś bardzo wdzięczny, siostrzyczko. Ku ich zaskoczeniu Jasmine zaczęła się śmiać z tej historii.
– Ależ mieliście szczęście, mając siebie nawzajem. Moja biedna maleńka Autumn będzie wzrastała jak jedynaczka. Jej najmłodszy brat Leslie jest od niej o dwanaście lat starszy. W Glenkirk został już teraz tylko Patrick, który ma szesnaście lat i bardziej go interesują dziewczęta, z którymi może się przespać, niż młodsza siostrzyczka. – Uśmiechnęła się do czwórki swoich najstarszych dzieci.
Następnego dnia Henry Lindley wrócił do swojego domu w Cadby, jego siostra India z mężem udali się do Oxton, a Charlie wyruszył na królewski dwór. Wieczorem w Queen's Malvern pozostali tylko Jasmine, jej obie córki i Kieran. Piękny, zbudowany z cegieł dwór pogrążył się w zadumie. Fortune i Kieran trzymali się razem. Jasmine rozumiała ich. Tak niedługo będą musieli się rozstać.
Pewnego dnia dotarła do nich wiadomość, że wyprawa do Mary's Land wypływa w połowie października z Gravesend.
– Nie ma sensu jechać do Londynu, skoro „Róża Cardiffu” cumuje w Liverpoolu. Tam pojedziesz, Kieranie – oświadczyła Fortune, a jej matka potakująco pokiwała głową. – Statek popłynie po kolonistów do Dundalk i możecie spotkać statki Leonarda Calverta… – Przerwała zakłopotana. – Gdzie, mamo?
– Przy Cape Clear, u wybrzeży Irlandii. Wyprawa do Mary's Land będzie płynęła tamtędy po wypłynięciu z kanału Świętego Jerzego na pełne morze – spokojnie odpowiedziała Jasmine.
– Rano będziemy musieli posłać umyślnego do lorda Baltimore, żeby potwierdzić te plany. Drugi posłaniec wyruszy do Maguire's Ford, aby nasi ludzie przybyli do Dundalk o właściwej porze. A posłaniec musi wrócić od lorda Baltimore na tyle wcześnie, byś miał czas dojechać do Liverpoolu. Pojadę z tobą.
– Nie – zdecydowanie sprzeciwiła się Jasmine. – Ja pojadę, ty zaś musisz pożegnać się z Kieranem tutaj. Nie możemy teraz przygotowywać dla ciebie powozu, a konno nie pojedziesz w tak długą drogę. To zbyt niebezpieczne, Fortune. Przecież chcesz urodzić zdrowe dziecko, które latem przyszłego roku będzie mogło odbyć długą i niebezpieczną podróż do Mary Land.
– Zgadzam się, madam – spokojnie skomentował Kieran Devers i spojrzał na żonę. – Fortune? Przynajmniej raz Fortune przyjęła bez protestu mądrą radę matki. Niechętnie kiwnęła głową.
– Nie mogę się spierać z obojgiem. Ale tak żałuję, że nie wyruszę z tobą, Kieranie.
Następnego dnia wyprawiono posłańców i przez kolejne parę tygodni kurierzy przybywali i wyjeżdżali. Rory Maguire przysłał informację, że irlandzcy koloniści dotrą do Dundalk w wyznaczonym czasie. Zbliżał się czas rozstania Kierana z żoną i Fortune zaczęła odczuwać potworny strach, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyła.
– Czy poszaleliśmy? To taka długa i niebezpieczna podróż przez ogromny ocean. A jeśli statek napotka sztorm? I jeśli zatonie? Już nigdy cię nie zobaczę! – zawołała i wybuchnęła płaczem, przywierając do niego i mocząc mu łzami nocną koszulę.
– A jaki mamy wybór? – zapytał spokojnie. – Setki razy już to rozważaliśmy, Fortune. Nowy Świat jest naszym przeznaczeniem. Nic tu po nas na tym świecie, kochanie. – Kojąco głaskał potargane, rude włosy.
– Mogę zostać katoliczką – powiedziała Fortune. – Tak byłam ochrzczona. Wtedy będziemy mogli wyjechać do Francji czy do Hiszpanii i zamieszkać tam. Możemy zamieszkać w zameczku mamy, w Belle Fleurs. Rodzina pradziadka Adama mieszka w pobliżu, w Archambault, Kieranie. Możemy być tam szczęśliwi! – Spojrzała na niego z nadzieją.
Kieran westchnął.
– Może ty byś mogła, Fortune, ale nie ja. Mam swoją dumę, którą trudno było mi połykać w czasie minionych miesięcy. Wiem, że są tacy, którzy uważają, iż poślubiłem cię, ponieważ jesteś bogatą dziedziczką, a nie dlatego, że cię kocham. Owszem, dzięki mojemu ojcu mam skromne dochody, ale mój majątek jest niczym w porównaniu z twoim. W Nowym Świecie zbuduję nasze życie i naszą ogromną posiadłość. Może nie tak wielką jak ta, z której zrezygnowaliśmy, ale zrobię to sam i nikt nie będzie na mnie patrzył z ukosa.
Nigdy dotąd nie przejmowałem się tym, co myślą o mnie inni, ale potem ożeniłem się z tobą, kochanie. Nie będę mężem żyjącym z majątku żony! I nie pozwolę, żeby ktokolwiek tak myślał! Wspólnie będziemy wykuwać nasze życie, Fortune, a możemy to uczynić tylko w Nowym Świecie. Nie tutaj. Nie w Anglii. Nie w Irlandii. Nie w Hiszpanii czy we Francji. Tylko w Mary's Land! Czy rozumiesz teraz, czemu muszę jechać, kochanie?
– Nie wiedziałam, że czujesz to w ten sposób, Kieranie. Wszystko, co mam, jest też twoje, kochany. I niech nikt nie twierdzi inaczej. Jeśli to cię ucieszy, wszystko przepiszę na ciebie! – odpowiedziała mu Fortune. Roześmiał się.
– Nie, kochanie, nie chcę twojego majątku. Twoja rodzina ma rację, dbając, żeby kobiety miały swoje pieniądze. Zresztą nie o to chodzi, Fortune. Tak jak ty, ja też mam swoją dumę. Mężczyzna musi sam wybierać sobie drogę na świecie. – Przytulił ją czule. – Gdzie się podziała moja praktyczna żoneczka?
– Nie chcę, żebyś mnie opuszczał! – ponownie zaczęła chlipać. – Wolałabym być z tobą i dzielić twój los, niż zostać w Anglii, żeby samotnie rodzić nasze dziecko!
– Nie będziesz sama – powiedział rozsądnie. – Będziesz miała przy sobie swoją mamę, kochanie.
– Nie chcę mamy! Chcę ciebie! Jasmine ostrzegała go, że w tym stanie Fortune czasami może zachowywać się nierozsądnie. I oto teraz jego piękna żona, która sama kazała mu jechać do Nowego Świata z pierwszą falą kolonistów, zmieniła zdanie. Nie miał pojęcia, co w tej sytuacji mógłby jej powiedzieć, toteż zdecydował się na pociągnięcie, jakiego nigdy dotąd wobec niej nie stosował.
– Jeśli nie chcesz zniszczyć naszej szansy, nie możesz mnie zatrzymać, Fortune. Sama powiedziałaś, że nasze możliwości powodzenia zależą od tego, czy zdobędziemy właściwą ziemię dla koni. Jak mogę ją zdobyć, jeśli teraz nie popłynę? Przeżyjesz beze mnie. Czy India nie rodziła swojego pierwszego dziecka w chatce myśliwskiej, z pomocą tylko dwojga służących? Rodzenie dzieci jest najbardziej naturalną rzeczą dla kobiety. Teraz zaś weź się w garść, Fortune – oświadczył jej ostro. Była zaskoczona jego reprymendą.
– Jak możesz tak do mnie mówić? – zapytała, nagle zagniewana.
– A jak mogę nie mówić, jeśli zachowujesz się jak rozpuszczone dziecko? – odparował, szczęśliwy, że przestała płakać.
– Nigdy ci nie wybaczę, że mnie zostawiłeś – władczym tonem zakomunikowała Fortune. – Jesteś okropny, Kieranie.
– Kiedy latem przyszłego roku przybędziesz do Mary's Land i zobaczysz czekający na ciebie piękny dom, zasiane zboża i łąki soczystej trawy dla naszych koni, wtedy mi wybaczysz. Jadę dla ciebie, Fortune, i dla naszego dziecka. Czy naprawdę możesz być na mnie o to zła? – Uniósł jej śliczną buzię tak, żeby móc spojrzeć jej prosto w oczy.
– Tak!
– Naprawdę? – próbował ją udobruchać, muskając lekko wargami jej usta.
– Tak! – łypała na niego wściekle, ale usta zaczynały się wyginać w uśmiechu.
– Na pewno? – Pocałował ją z ledwie skrywanym głodem. Pchnął ją na łóżko, pomiędzy poduszki, rozwiązał tasiemki jej nocnej koszuli i wtulił twarz w jej pełne piersi. Fortune nie odpowiedziała, tylko westchnęła, zaczął więc całować kremowe, miękkie wzgórki. Była tak cudownie kusząca. Pieścił ręką jej pośladki, po czym nachylił się bardziej, żeby pocałować jej przymknięte powieki.
– Czy masz pojęcie, Fortune, jak bardzo mi będzie ciebie brakowało.
Powiadają, że kobieta w ciąży traci swoje pożądanie, ale mężczyzna jest pozbawiony takiego luksusu. Wydajesz mi się teraz bardziej kusząca niż kiedykolwiek.
Otworzyła oczy i powiedziała:
– Wykorzystuj więc te dni, które jeszcze spędzasz ze mną, jak najlepiej, mój mężu. Wiem, że nie będziesz mi niewierny, prawda? Ja cię nie zdradzę. – Przyciągnęła go do siebie i skubnęła wargami jego ucho.
– Nie, Fortune, nie będę niewierny – rzeki. Delikatnie przekręcił ją na bok i podciągnął do góry koszulę nocną. Gdy w nią ostrożnie wchodził, westchnęła. Kto mógł mu opowiedzieć tę głupią bajeczkę, że kobiety w ciąży tracą zainteresowanie seksem? Może później jej się to przytrafi, ale z pewnością nie teraz. Naparła na niego, mrucząc, gdy zaczął się w niej poruszać, pieścić jej brzuch, piersi.
– Będziesz za mną tęsknił? – przekomarzała się z nim. A potem oddała się rozkoszy, którą budował pomiędzy nimi.
– Owszem, będę – szepnął. A kiedy osiągnął cel, westchnęli razem, usatysfakcjonowani i syci.
Parę następnych dni spędzili otoczeni obłokiem namiętności. Nadszedł wreszcie czas wyjazdu Kierana z Queen's Malvern do Liverpoolu. Fortune udało się przezwyciężyć niepokój. Wyszła przed dom, na schody i podała mężowi kielich. Kieran wypił strzemiennego do dna i z powagą oddał żonie srebrny puchar. Potem ucałował ją po raz ostatni.
– To wszystko dla ciebie i dla dziecka – powiedział cicho. – Kocham cię, Fortune. Módl się o powodzenie, kochanie. Jeśli Bóg pozwoli, zobaczymy się latem przyszłego roku w Mary's Land. – Postawił Fortune na ziemi, bez słowa zawrócił konia i ruszył podjazdem. Za nim podążył Kevin oraz Jasmine.
– Mamo! – zawołała Fortune. Jasmine zatrzymała się. – Wracaj szybko do domu, a zanim się z nim rozstaniesz, udziel mu wszystkich rad, jakie przyjdą ci do głowy. Jasmine skinęła głową i ruszyła za zięciem.
Fortune zawróciła do domu. Nie mogła patrzeć, jak odjeżdżali, znikając jej z oczu. Mama miała wrócić do domu nie wcześniej niż za tydzień. Dziewczyna została zupełnie sama, jeśli nie liczyć poczciwej Rois.
– Nie znoszę tego – mruknęła do siebie Fortune i wezwała pokojówkę, żeby dotrzymała jej towarzystwa. Podejrzewała, że Rois jest równie nieszczęśliwa jak ona. Rois pojawiła się z oczami czerwonymi od płaczu.
– Nie becz, bo ja też się rozpłaczę – rzekła Fortune. – Jest mi równie smutno jak tobie, Rois.
– Wiem, że musieli odjechać – Rois pociągnęła nosem. – Kevin mówi, że jeśli mamy myśleć o przyszłości, musimy zdobyć własną ziemię, której nie posiadaliśmy w Ulsterze. Ale dlaczego teraz? Dlaczego teraz, kiedy spodziewam się naszego pierwszego dziecka! – I znów zaczęła płakać.
– Ty też będziesz miała dziecko? Kiedy? – Fortune nie mogła zrozumieć, czemu jest taka zaskoczona.
– Tuż po tobie, milady – wyznała Rois.
– Czy Kevin wie? Rois potrząsnęła głową.
– Bałam się, że nie pojedzie, kiedy mu powiem, a tak bardzo mu na tym zależało, więc nie chciałam psuć mu sposobności. Fortune zaczęła się śmiać. To wszystko było takie absurdalne. Sama wyszła za mąż za niewłaściwego brata, bo go pokochała, w konsekwencji straciła swoje wiano, a teraz, brzemienna, została z ciężarną służącą, podczas gdy ich mężowie wyruszyli na spotkanie swojego przeznaczenia. Gdyby ktoś dwa lata temu przedstawił jej taki scenariusz, śmiałaby się z niego.
– Cóż, Rois – powiedziała – chyba nie mamy innego wyjścia, jak tylko mieć nadzieję, że wysiłki naszych mężczyzn zostaną uwieńczone wielkim sukcesem. My tymczasem będziemy sobie dotrzymywać towarzystwa, a nasze dzieci będą rosły. Umiesz robić na drutach? Nigdy się tego nie nauczyłam, ale potrafię ładnie szyć. Zróbmy śliczne ubranka dla naszych dzieci. To równie dobre zajęcie, jak każde inne, które możemy wymyślić, aby się czymś zająć.
Młoda pani Bramwell, pomagająca ochmistrzyni, udała się do składziku, skąd przyniosła prześliczny batyst i potrzebne przybory krawieckie. Rohana, która nie pojechała ze swoją panią, przyszła im pomagać. Następny tydzień spędziły krojąc i szyjąc. Mała Autumn raczkowała wokół ich nóg, bawiąc się skrawkami materiału, które spadły na podłogę.
Jasmine, eskortowana przez zbrojnych z Glenkirk, wróciła do Queen's Malvern po ośmiu dniach.
– Popłynęli do Irlandii – zakomunikowała. – Wiatr był sprzyjający, a morze spokojne. Nie miej takiej zmartwionej miny, skarbie – powiedziała do córki. – Podróżowałam z Indii przez sześć miesięcy i udało mi się przybyć szczęśliwie.
– Powinien już dotrzeć do Ulsteru i zabrać na pokład osadników – odpowiedziała Fortune. – Może teraz właśnie płyną na spotkanie z Leonardem Calvertem. A już na pewno wsiedli na statek.
I rzeczywiście, wyprawa lorda Baltimore opuściła Gravesend, ale nie odpłynęła daleko. Cecil Calvert miał słuszność, pozostając w Anglii. Jego przeciwnicy rozsiewali pogłoski, że jego dwa statki, „Ark” i „Dove” w rzeczywistości przewożą do Hiszpanii żołnierzy i zakonnice. Lord Baltimore musiał udać się na królewski dwór, żeby bronić siebie i wyprawy. Statki zostały zatrzymane przez królewski okręt i zmuszone do zawinięcia do Cowes na wyspie Wight. Stały tam niemal przez miesiąc, zanim pozwolono im na kontynuowanie podróży. Właściciel „Ark”, wiedząc że „Róża Cardiffu” czeka koło przylądka Clear, posłał wiadomość do Kierana Deversa. Wyjaśnił powód opóźnienia i zasugerował, żeby „Róża…” płynęła na Barbados, gdzie może czekać na wyprawę lorda Baltimore.
Dwudziestego drugiego listopada koloniści zmierzający do Mary's Land w końcu wypłynęli. Ledwo stracili z oczu angielski brzeg, a już złapał ich gwałtowny sztorm, ale gdy burza minęła, mieli wspaniałą pogodę przez całą podróż na Barbados. Pogoda była tak idealna, że kapitan „Ark” stwierdził, iż jeszcze nigdy nie widział tak spokojnego rejsu. Jednak początkowy sztorm rozdzielił ich z drugą, mniejszą jednostką, „Dove”. Mogli tylko mieć nadzieję, że przetrwała nawałnicę i że spotkają ją na Barbadosie.
Kieran Devers i jego towarzysze płynęli przez błękitny ocean ku nieznanemu. Każdego dnia prażyło ich słońce. Im bardziej oddalali się od Irlandii, tym robiło się goręcej. Pogoda była tak piękna, a morze tak spokojne, że pani Jones i Taffy wynieśli na pokład swoje rośliny, robiąc dla nich niewielkie ogrodzenie na dziobie statku. Po sześciu tygodniach „Róża Cardiffu” dotarła na Barbados, gdzie mieli czekać na resztę wyprawy.
Gubernator wyspy, sir Thomas Warner, powitał ich z ostrożnością. „Róża…” należała do kompanii handlowej O'Malley – Small i w zasadzie nie należało się niepokoić. Jednak statek był pełen katolików z Irlandii. Nie tylu, żeby wywołać kłopoty, ale gubernator był zatroskany. Wystosował zaproszenie do Kierana i kapitana statku, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Kieran pozwolił kolonistom zwiedzić wyspę, ale ostrzegł, żeby nie wywoływali żadnych konfliktów, bo zostaną odesłani na pokład i zatrzymani.
– Musimy poczekać na lorda Calverta. Będzie to znacznie przyjemniejsze na lądzie niż na statku. Czeka nas jeszcze długa droga. Każdy, kto się upije, nie dostanie więcej pozwolenia na opuszczenie pokładu, dopóki nie dotrzemy do Mary's Land.
Następnie Kieran Devers udał się z kapitanem O'Flahertym do domu gubernatora.
Przywitano ich serdecznie i posadzono za stołem. Kieran był zafascynowany widokiem pęków żółtych owoców w kształcie ogórków, zwieszających się z drzew rosnących za oknem.
Widząc, gdzie skierowane jest spojrzenie Kierana, gubernator roześmiał się.
– Banany. Nazywają się banany. Pod żółtą skórką, w środku jest słodki owoc o smaku marmolady. Dam wam trochę, jak będziecie wracali na statek – powiedział.
– Pozostaniemy na wyspie, bowiem czekamy na flotę lorda Baltimore. Oczywiście, z twoim pozwoleniem, milordzie – odpowiedział Kieran. – Przez parę tygodni byliśmy na morzu, a nie jesteśmy marynarzami przyzwyczajonymi do wody. Moi ludzie to w większości rolnicy.
– Dokąd zmierzacie, jeśli mogę spytać?
– Do nowej kolonii lorda Baltimore w Mary's Land – odparł Kieran.
– Słyszałem, że to kolonia tylko dla katolików – rzekł sir Thomas.
– Nie, panie, Mary's Land jest dla wszystkich ludzi dobrej woli, bez względu na to, czy są katolikami, czy protestantami – szczerze odpowiedział Kieran. – Nikt nie będzie tam prześladowany. Dlatego właśnie tam płyniemy, milordzie. Wielu ludzi podróżujących z Leonardem Calvertem to protestanci.
– Niezbyt mi się podoba pomysł zakładania katolickiej kolonii. I bez tego mamy tu mnóstwo kłopotów z Hiszpanami – mruknął gubernator.
– Mary's Land nie jest hiszpańską kolonią, milordzie. To angielska kolonia. Jesteśmy wiernymi poddanymi jego królewskiej mości. Czy wie pan, że przyrodni brat mojej żony jest bratankiem króla?
– Doprawdy? – Gubernator był trochę sceptyczny.
– To lord Charles Frederick Stuart, książę Lundy. Nazywają go niezbyt królewskim Stuartem – powiedział Kieran.
– A tak, coś sobie przypominam, że książę Henry miał nieślubnego syna – rzekł sir Thomas. – O ile pamiętam, kochanka była śliczną dziewczyną. Miała ciemne włosy i oczy w kolorze turkusowego morza.
– To moja teściowa, księżna Glenkirk – wyjaśnił Kieran. – Wtedy jeszcze nie była żoną Jamesa Lesliego.
– Możecie zostać na wyspie, jeśli tylko nie będzie z waszego powodu żadnych problemów – oświadczył Kieranowi gubernator.
– Dziękuję, milordzie – odpowiedział grzecznie Kieran i skupił się na posiłku.
– Świetna robota, panie. Rodzina byłaby z pana dumna – cicho mruknął kapitan O’Flaherty. Kieran spojrzał na kapitana.
– Jesteś jednym z nich, prawda?
– Jestem Ualtar O’Flaherty, syn Ewana i wnuk wielkiej Skye – odpowiedzi towarzyszy! uśmiech. – Jesteśmy kuzynami z twoją żoną, chociaż nigdy nie miałem przyjemności spotkać ani jej, ani jej rodzeństwa. Babkę Skye widziałem tylko dwa razy. Mój ojciec jest panem na Ballyhenessey w Irlandii. Jestem jedynym z jego synów, który poczuł zew morza. Babka dopilnowała, żebym mógł zrealizować swoje marzenie, tak jak w przypadku wielu moich kuzynów. Niejeden z nas dowodził „Różą Cardiffu”. To piękny i bezpieczny statek. Najczęściej pływałem po Morzu Śródziemnym. Często zawijaliśmy do Algieru, San Lorenzo, Marsylii, Neapolu, Wenecji, Aten, Aleksandrii czy Stambułu.
– Dlaczego nie wiedziałem, kim jesteś? – zastanawiał się głośno Kieran.
– Czy było to dla ciebie istotne, panie? – zapytał kapitan O’Flaherty. Kieran roześmiał się.
– Rodzina, w którą się wżeniłem, to dziwni ludzie, Ualtarze O’Flaherty – powiedział.
– Tak, to prawda – wesoło przytaknął kapitan.
Do Barbadosu dotarli na początku grudnia. Spędzili tam Boże Narodzenie. Nie było księdza, który mógłby odprawić dla nich mszę, więc sami śpiewali pieśni i modlili się w spokoju. Na plaży zorganizowano przyjęcie. Wykopano dół, w którym upieczono dużą świnię, kupioną na targowisku. Ponadto serwowano banany, melony, ananasy i arbuzy, razem z pieczonymi słodkimi ziemniakami. Było to jedzenie nieznane kolonistom. Próbowali je z oporami, a gdy odkryli, że wszystko jest bardzo smaczne, jedli z apetytem.
Na początku stycznia na Barbados zawitał „Ark”, witany przez ludzi na pokładzie „Róży Cardiffu”. Tak jak wcześniej Kieran Devers i jego towarzysze, tak teraz przybywający na „Ark” byli zdumieni i oczarowani egzotycznymi, różnobarwnymi kwiatami i drzewami rosnącymi na wyspie. Równie fascynujące były wrzaskliwe, bajecznie kolorowe ptaki. Na pokładzie została odprawiona msza dziękczynna, w której uczestniczyli wszyscy katolicy. Protestanccy koloniści zeszli na ląd, aby wysłuchać mszy w kościele gubernatora.
Przez kolejne tygodnie ładowali na statki ziarna zbóż, kartofle i zapasy innych artykułów spożywczych, dla których udało się znaleźć miejsce. Upychali je w każdą dziurę. Wszystkie beczki napełniono świeżą wodą. Ku ich zadowoleniu „Dove” pojawił się w porcie razem z innym statkiem kupieckim, „Dragonem”. Kiedy zaczął się sztorm, „Dove” zawrócił i schronił się w bezpiecznym angielskim porcie, a gdy morze się uspokoiło, wyruszył w dalszą podróż. Wszyscy uczestnicy wyprawy Leonarda Calverta zostali szczegółowo poinstruowani i w końcu byli gotowi do dalszej podróży na północ, do Mary's Land. Gubernator Barbadosu otwarcie cieszył się z ich odjazdu. Podobnie jak wielu innych ludzi, nie potrafił pozbyć się myśli, że angielscy i irlandzcy katolicy byli lojalniejsi wobec swoich katolickich braci w Hiszpanii niż wobec protestanckiego króla Anglii.
W marcu dotarli do Wirginii. Chociaż lord Baltimore był przeciwny jakimkolwiek kontaktom z Wirgińczykami, których przedstawiciele na królewskim dworze robili wszystko, by zablokować powstanie kolonii w Mary's Land, musiał przekazać gubernatorowi Wirginii posłanie od króla i podarki. Koloniści zatrzymali się na dziewięć dni, a Wirgińczycy, ku ogromnemu zaskoczeniu Leonarda Calverta, okazali się wyjątkowo serdeczni. Odjeżdżając, zabrali ze sobą miejscowego handlarza futer, kapitana Fleeta, żeby służył im jako tłumacz w rozmowach z Indianami i jako przewodnik, bowiem doskonale znał Chesapeake.
Gdy ich statki przepływały zatokę Chesapeake, osadnicy stali na pokładzie przy relingu, po raz pierwszy oglądając swoją nową krainę. Wspaniałe lasy pełne były drzew o twardym i miękkim drewnie. Kieran Devers wiedział, że w końcu dotarł do domu, i zdumiewały go pewność i przekonanie, jakie czuł w swoim sercu. Jakże by chciał oglądać ten widok razem z Fortune. Ale kiedy Fortune w końcu tu dotrze, dom dla niej będzie już gotowy. Wiedział, że żona pokocha ten zakątek ziemi w tym samym stopniu, co on. Pospieszył do swojej kajuty, żeby napisać do niej list. Kiedy już znajdą się na lądzie, „Róża Cardiffu” popłynie z powrotem do Anglii, chciał więc, żeby statek powiózł jego myśli do Fortune. Spisywał je codziennie, aby dzielić się z nią wszystkim, co ją ominęło. Ciekaw był, czy urodził się już ich syn.
Po raz pierwszy przybili do lądu – niezamieszkanej wyspy, którą nazwali St. Clement. Indianie, którzy od paru dni stali na brzegu, gdzieś zniknęli. Postawiono wysoki krzyż z pni świeżo ściętych drzew. Ksiądz White, kapelan gubernatora Calverta, odprawił uroczystą mszę. Następnie Leonard Calvert w imieniu Boga, króla Karola I i swojego brata, lorda Cecila Baltimore, objął w posiadanie Mary's Land. Było to dwudziestego piątego marca tysiąc sześćset trzydziestego czwartego roku.
Tego samego dnia, tuż po północy, w Queen's Malvern, Fortune zaczęła rodzić. Zgodnie z wszelkimi wyliczeniami jej dziecko powinno się było urodzić co najmniej tydzień wcześniej. Fortune była szczęśliwa, że jest przy niej jej matka, bo biedna Rois, sama spodziewająca się dziecka, do niczego się nie nadawała.
Wchodząc do sypialni córki, Jasmine rzuciła okiem na młodą pokojówkę i powiedziała:
– Wyjdź stąd! I przyślij do mnie natychmiast Rohanę i Toramalli.
Rois posłała księżnej pełne wdzięczności spojrzenie i wybiegła tak szybko, jak tylko pozwalał jej wielki brzuch.
– Boże, ale boli! – jęknęła Fortune. – Nigdy nie przypuszczałam, że tak bardzo będzie bolało. Kiedy India zaczynała rodzić, pojechałam, żeby przywieźć ciebie i tatę. Ouu! Ile to potrwa, mamo?
– Wstań – poleciła Jasmine. – Przez chwilę pochodzimy razem i zobaczmy, czy uda nam się przyspieszyć akcję porodową. Niestety muszę cię uprzedzić, że rodzące się dzieci nie są praktyczne ani rozsądne. Prawda jest taka, że przychodzą na świat, kiedy chcą.
– To nie jest szczególnie krzepiące, mamo. Drzwi sypialni otworzyły się i do pokoju weszły bliźniacze służące Jasmine.
– Młody Bramwell chciałby wiedzieć, gdzie postawić stół porodowy, milady – rzekła Rohana.
– Wnieście go tutaj i ustawcie koło kominka. I dopilnujcie, żeby przyniesiono także kołyskę, wodę, ręczniki i powijaki – poleciła Jasmine. Ogarnęły ją wspomnienia. Jej syn, Charlie, urodził się tutaj, w Queen's Malvern. Był z nimi jego ojciec, książę Henry. Z początku stał koło niej, obejmując ją za ramiona, cichym głosem dodając otuchy, delikatnie masując jej rozdęty brzuch. Jakby instynktownie wiedział, co należy zrobić, chociaż później przyznał, że nigdy wcześniej nie widział narodzin dziecka. A kiedy nie było już żadnych wątpliwości, że Jasmine zaraz będzie rodzić, wezwał Adalego, żeby zajął jego miejsce, obszedł stół, odsunął na bok jej babkę Skye i własnoręcznie przyjął Charliego. Jasmine poczuła łzy cisnące się do oczu i szybko się odwróciła. Henry Stuart był takim słodkim mężczyzną.
– Mamo! – zawołała Fortune. – Chyba nie dam rady zrobić ani kroku więcej. Bóle stają się coraz silniejsze i następują coraz szybciej. Już niemal świtało. Fortune rodziła od kilku godzin.
– Pomożemy ci się położyć na stole – rzekła Jasmine. Z pomocą Toramalli Fortune wspięła się na blat. W tym czasie Rohana stanęła z tyłu, żeby trzymać ją za ramiona.
– Widziałam narodziny twojej matki, twoich braci i twoich sióstr. Teraz zobaczę, jak rodzi się twój syn, panienko Fortune. Smutno mi, że nas opuszczasz. Nie zobaczę już innych dzieci, które spłodzicie z twoim wspaniałym mężem – powiedziała Rohana.
– Nienawidzę go! – wrzasnęła Fortune. – Jak mógł mi to zrobić, a potem popłynąć sobie do Nowego Świata i zostawić mnie, żebym tak cierpiała! Ouu! Czy to dziecko nigdy się nie urodzi? Mamo, to trwa całe godziny!
– Mówisz jak India, nie jak Fortune. Tłumaczyłam ci, że dzieci przychodzą na świat, kiedy chcą – powiedziała Jasmine. Minęło kolejne parę godzin. Dopiero po południu w końcu ukazała się główka dziecka. Jasmine zachęcała córkę, by parła. Powoli. Powoli. Pojawiła się cała główka i ramionka. A potem, przy kolejnym pchnięciu, dziecko wyśliznęło się z łona matki. Jego oczka otworzyły się i napotkały spojrzenie babki. Potem maleństwo otworzyło buzię i krzyknęło gwałtownie.
– To mała dziewczynka – powiedziała zachwycona Jasmine.
– Tak? – Wyczerpana Fortune czuła ulgę. – Pokaż mi ją, mamo. – Wyciągnęła ręce. Jasmine włożyła małą w ramiona córki.
– Ona jest zakrwawiona, mamo! Czy jest skaleczona? – krzyknęła Fortune.
– Jak kiedyś powiedziała księciu Henry'emu moja babka, narodziny to krwawa sprawa. Za chwilę ją obmyjemy. Nic jej nie jest. To zdrowa dziewuszka. Po słuchaj tylko, jak płacze – odparła Jasmine.
Fortune spojrzała na niemowlę o czerwonej buzi, leżące w jej ramionach.
Mała twarzyczka była gniewnie pomarszczona, a oczy zamknięte, gdy tymczasem usta miała szeroko otwarte i krzyczała.
– Cii, malutka – wypowiedziała Fortune pierwsze słowa do swojego dziecka. Dziecko nagle przestało płakać, otworzyło oczka i spojrzało prosto w oczy matki. Fortune przeniknął nagły dreszcz i poczuła wszechogarniającą miłość. – Ma niebieskie oczy – powiedziała zachwycona.
– Wszystkie niemowlaki mają niebieskie oczy – sucho odparta Jasmine. – Z pewnością to wiesz, jesteś przecież jednym z moich najstarszych dzieci, skarbie.
– Jest łysa – zauważyła Fortune.
– Dziewczynki zwykle rodzą się łyse – odpowiedziała Jasmine. – Popatrz jednak, ma rudawy meszek. – Delikatnie dotknęła główki maleństwa. – Jak ją nazwiesz?
– Aine – oświadczyła Fortune. – Chcę jej dać imię po młodszej siostrze Kierana. Nie spodziewałam się dziewczynki, mamo. Myślałam, że musi być chłopiec i chciałam go nazwać James, po tacie. Ale od razu wiedziałam, że ta moja maleńka dziewczynka powinna się nazywać Aine. Aine Mary Devers, tak ją ochrzcimy. I ochrzczę ją w obrządku katolickim, wiem bowiem, że tego chciałby jej ojciec. – Pocałowała małą główkę dziecka.
– Mając na względzie pozycję swojego brata, nie możesz sprowadzić księdza do jego domu. Musi zostać ochrzczona w kościele anglikańskim. Kiedy pojedziecie obie do Mary's Land, możesz robić, co tylko zechcesz. Jednak tutaj, w Anglii, musisz przestrzegać prawa obowiązującego w tym kraju, tak jak królowa. Rozumiesz? – ostrzegła Jasmine. Fortune kiwnęła głową.
– A teraz oddaj mi moją wnuczkę, bo trzeba ją umyć, a ty musisz jeszcze urodzić łożysko. Zakopiemy je pod dębem koło domu, żeby Aine Mary Devers zawsze była silna Jasmine wzięła dziecko i podała je Toramalli. Potem zaczęła zachęcać córkę do zakończenia spraw związanych z porodem. Kiedy w końcu matka i jej świeżo narodzona córeczka zostały porządnie umyte, Fortune ułożona w łóżku, Aine w kołysce przy kominku, a wierna Rohana usiadła obok, żeby czuwać nad małą, Jasmine przyniosła córce napój wzmacniający.
Fortune powoli sączyła płyn. Nagle poczuła się wyczerpana i bardzo, bardzo śpiąca. Zamknęła oczy i Jasmine w ostatniej chwili złapała kielich, który już wypadał z ręki Fortune.
Jasmine pomyślała, że pewnie już nigdy się nie zobaczą, bo nie zamierzała więcej przepływać żadnych oceanów. Z miłością pogładziła czoło Fortune, po czym przeszła przez pokój, żeby zerknąć na swoją nową wnuczkę. Dziecko miało jasną skórę, jak matka. Kieran Devers nie będzie rozczarowany, a kiedy Fortune dotrze do Mary's Land, będą mieli mnóstwo czasu na synów.
– Popilnuj jej przez chwilę, Rohano – odezwała się do swojej pokojówki. – Za jakiś czas przyślę Joan albo Polly, żeby cię zwolniła.
– Dobrze, milady – odpowiedziała Rohana. – To wspaniała dziewczynka, prawda? Szkoda, że nie będziemy mogły obserwować, jak dorasta. Jasmine westchnęła.
– Ja też żałuję, ale Aine jest pisany inny los i tylko czas pokaże jaki – odparła.
Mamo! Mamo! Przyjechał kapitan „Róży Cardiffu”! – zawołała podniecona Fortune. – Sir, myślałyśmy, że już nigdy się pan nie pojawi! Proszę mi opowiedzieć, jak się miewa mój mąż. Proszę! Kiedy możemy wyruszyć do Mary's Land? – Okręciła się na pięcie. – Rois! Musimy zacząć się pakować! Kapitan O'Flaherty? Jestem Jasmine Leslie – rzekła księżna Glenkirk, podchodząc z wyciągniętą ręką.
Ualtar O'Flaherty ujął elegancką dłoń i pocałował ją.
Jesteśmy kuzynami, madam, bo naszą wspólną babką jest sławna Skye O'Malley. Nigdy dotąd się nie spotkaliśmy, chciałem więc osobiście dostarczyć posłanie od Kierana jego żonie i tobie, pani. Mam nadzieję, że daruje mi pani niezapowiedzianą wizytę. – Ukłonił się szarmancko i uśmiechnął do obu kobiet, myśląc przy tym, że opowieści o urodzie kuzynki Jasmine nie były przesadzone. Miała na sobie czerwonofioletową suknię, która podkreślała blask jej czarnych włosów i egzotycznych, turkusowych oczu. Żona Kierana była równie urodziwa, z rudymi włosami i niebieskozielonymi oczami, tak bardzo podobnymi do jego oczu i do oczu Skye O'Malley.
Jesteś witany z radością kuzynie. Musisz być jednym z synów mojego wuja Ewana, którego chyba nigdy nie widziałam, prawda? – zapytała Jasmine.
Jestem jego najmłodszym synem – powiedział kapitan.
Opowiedz nam o Mary's Land – poprosiła Fortune.
Myślę, że najpierw powinnyśmy zaproponować kuzynowi coś do picia i posadzić go przy kominku – zwróciła się księżna do córki. – Czerwiec jest takim niepewnym miesiącem. W jednej chwili z upału robi się ziąb. Teraz pada od trzech dni. Podróż musiała być bardzo nieprzyjemna.
– Pływanie po morzach przyzwyczaja do wszelkiej pogody, zwłaszcza surowej – odparł z uśmiechem, przyjmując kieliszek wina, który mu podano.
Kiedy usiedli przy buzującym na kominku ogniu, kapitan wręczył Fortune pokaźny pakiet.
– Co to może być? – zastanawiała się głośno.
– Twój mąż prowadził codzienne zapiski i przesyła ci je razem z listem, milady Fortune – wyjaśnił Ualtar O’Flaherty. Ze smakiem popijał wino.
– Czuje się dobrze? – zapytała cicho Fortune.
– Kiedy się rozstawaliśmy, milady, cieszył się jak najlepszym zdrowiem i był dobrej myśli. Rejs przez Atlantyk był wyjątkowo spokojny. Wirgińczycy powitali nas życzliwie, a ziemia, zwana Mary's Land, jest piękniejsza, niż można to było sobie wyobrazić. Ale z pamiętnika męża dowiesz się wszystkiego, co cię interesuje, milady. Przywieźliśmy z powrotem ładunek solonej ryby, a także bobrze i lisie futra z kolonii w Plymouth, gdzie zawitaliśmy w drodze powrotnej. W ten sposób cała podróż przyniosła ci zyski, milady.
– Zostaniesz z nami przez kilka dni, kuzynie – poprosiła Jasmine.
– To dla mnie zaszczyt – odpowiedział. W trakcie rozmowy Fortune otworzyła paczuszkę. Kusiło ją, żeby najpierw przeczytać list Kierana, ale przystąpiła do lektury dziennika podróży. Wiedziała przecież, że Kieran robił te notatki po to, by poczuła się częścią wyprawy, której nie mogła odbyć razem z nim, a która ją niedługo czekała. Czytała przez całe popołudnie i dopiero gdy służący szykowali stół do kolacji, w końcu otworzyła list od męża.
Potem zwróciła się do kapitana O'Flaherty.
– Wiesz, kuzynie, co jest w tym liście?
– Owszem.
– I zgadzasz się z oceną mojego męża? Czy nie sądzisz, że odmalował sytuację zbyt pesymistycznie? Rozumiem, że Kieran chce, by wszystko było idealne na mój przyjazd, ale tak nie musi być.
– Nie, milady Fortune. Nie przesadza. Mary's Land to dzika kraina, a zachodnie wybrzeże, gdzie powstało pierwsze obozowisko, to obszar porośnięty lasem. Jest wiele do zrobienia, żeby można tam było zamieszkać. Kilka kobiet, które przypłynęły na pokładzie „Ark” i „Dove” zmaga się z ciężką pracą. Fortune z irytacją zacisnęła wargi. Nie to chciała usłyszeć.
– O co chodzi? – zapytała córkę Jasmine.
– Kieran nie chce, żebyśmy przypłynęły przed następnym latem – powiedziała. – Ziemia nie została jeszcze podzielona, twierdzi też, że mieszkają w indiańskiej wiosce, razem z dzikimi. Wiedziałam, że powinnam była z nim płynąć! Jasmine przeniosła wzrok na kapitana O’Flaherty.
– Dopłynęliśmy pod koniec marca – zaczął. – Główna część wyprawy została zatrzymana ponad miesiąc na wyspie Wright. Gubernator Calvert przysłał wiadomość na „Różę Cardiffu”, która czekała przy przylądku Clear, żebyśmy płynęli pierwsi i spotkali się z resztą na Barbadosie. Ruszyliśmy na południe, bowiem ze względu na dużą niepewność warunków pogodowych, panujących pod koniec lata, woleliśmy płynąć okrężną, ale bezpieczniejszą trasą.
– Rozsądna ostrożność – zgodziła się Jasmine.
– „Ark” zjawił się dopiero w styczniu. „Dove” dowlókł się dziesięć dni później. Gdy załadowaliśmy słodką wodę i zapasy żywności i popłynęliśmy przez Karaiby, a potem w górę, wzdłuż wybrzeża, mijając hiszpańskie kolonie, zrobiła się już wiosna. Zatrzymaliśmy się w Wirginii na kilka dni, po czym udaliśmy się do Mary's Land. Kolonia została założona dwudziestego piątego marca.
– W urodziny Aine! – zawołała Fortune.
– Aine? – kapitan był zdezorientowany.
– Aine Mary Devers, mojej córki. Zostałam, żeby ją urodzić – wyjaśniła Fortune. – Dwudziestego piątego marca powiłam dziewczynkę, a dwa dni później, dwudziestego siódmego marca, moja pokojówka Rois wydała na świat syna Brendana.
– Twój mąż będzie zachwycony. Bardzo się martwił o ciebie i o niemowlę. Nie mogę się doczekać widoku jego twarzy, gdy mu opowiem o narodzinach córki – powiedział Ualtar O’Flaherty.
– Sama mu opowiem – rzekła Fortune.
– Poczekaj, skarbie – odezwała się matka. – Chciałabym wiedzieć coś więcej o warunkach życia w Mary Land. Kuzynie?
– Koloniści natrafili na wioskę Indian Wicocomoco nad niewielką rzeką na północ od Potomacu. Gubernatorowi spodobała się okolica i poprosił tamtejszego wodza o pozwolenie na osiedlenie się. Ziemie są dobrze nawodnione i jest wygodna zatoka dla statków morskich. Indianie mieli problemy z większym, bardziej wojowniczym plemieniem Susquehanocków. Zamierzali przenieść wioskę w inne miejsce. W zamian za naszą ochronę zgodzili się dzielić wioskę z nami, dopóki nie będą mogli się przenieść. Osadnicy mieszkają w indiańskich wigwamach, zrobionych z trawy, gliny, patyków i skór zwierzęcych. Jest prymitywnie i ciężko. Kiedy Indianie w końcu odejdą, koloniści będą musieli wznieść umocnienia, ze strażnicą, palisadą i składem jedzenia. Takie zadanie wymaga zespołowej pracy wszystkich kolonistów. Nikt nie może zacząć budować sobie domu, dopóki nie stanie fort. W tej chwili na „Różę Cardiffu” załadowywane są zapasy dla kolonii. Gubernator wydał rozkaz, żeby nie sprowadzać żadnych kobiet ani dzieci aż do przyszłego roku, kiedy kolonia będzie miała solidniejsze podstawy. Kiedy wyjeżdżałem, twój mąż udawał się do Wirginii w celu nabycia bydła i drobiu dla wszystkich. Jego ludzie ciężko pracują. Pani Jones i Taffy są darem niebios dla kolonii. Taka jest prawda, kuzynko.
– Skoro gubernator wydał zakaz przyjazdu kobiet, Fortune, to nie możesz jechać. To proste. Możesz wrócić ze mną do Glenkirk albo zostać w Queen's Malvern. Wiem, że Charlie nie będzie miał nic przeciwko temu. Oczywiście zostanę z tobą, dopóki nie nadejdzie pora wyjazdu, skarbie – powiedziała Jasmine.
– Jak możesz znieść to, że jesteś tak długo i tak daleko od taty? – zapytała Fortune. – Nie, mamo, musisz wrócić do Glenkirk.
– Twój ojciec nie będzie miał nic przeciwko spędzeniu lata w Anglii, jeśli tylko zdąży wrócić do Szkocji na sezon polowań na gęsi – zaśmiała się Jasmine. Nie zamierzała zostawiać Fortune. Chociaż jej druga córka nie była taka uparta jak pierwsza, nie chciała ryzykować, że ucieknie do Liverpoolu i ukryje się z Rois i niemowlętami na pokładzie „Róży Cardiffu”. To się nie mogło zdarzyć. Fortune musiała poczekać, aż gubernator Calvert stwierdzi, że nadszedł czas na przyjazd kobiet i dzieci do Mary's Land.
– Najlepiej będzie, jeśli napiszesz do Rory'ego Maguire'a, by mógł opowiedzieć kobietom, co się dzieje. Opisz prymitywne warunki życia i wyjaśnij, że mają się szykować do wypłynięcia przyszłym latem.
– Nadal uważam, że gubernator Calvert jest zbyt ostrożny – narzekała Fortune. Jasmine uśmiechnęła się kojąco.
– Tak będzie lepiej dla dzieci – przekonywała.
– Ale nie dla Rois i dla mnie. Brakuje mi mojego męża w łóżku, a Rois brakuje Kevina. Jasmine i Ualtar O'Flaherty roześmiali się, słysząc to szczere wyznanie.
– Cieszę się, widząc, że w kobietach z tej rodziny nadal płynie gorąca krew – zauważył kapitan.
James Leslie przybył z Glenkirk, żeby towarzyszyć żonie i córkom. Trzymając w objęciach swoją nową wnuczkę, głośno wyraził zadowolenie. Przez pierwsze dwa tygodnie jego pobytu w Qucen's Malvern jego najmłodsza córka na widok ojca zasłaniała buzię rączkami. Nagle jednak pewnego dnia Autumn posiała ojcu słodki uśmiech i zostali przyjaciółmi. Bardzo mu ulżyło, bo miał ogromną słabość do tej małej dziewczynki, w której żyłach płynęła jego krew. Nie znał ani Indii, ani Fortune, gdy były w tym wieku.
– Chcę, żebyś we wrześniu wróciła ze mną do domu – oświadczył pewnego wieczoru żonie, gdy siedzieli razem w jadalni.
– Boję się zostawić Fortune samą – powiedziała Jasmine. – Obawiam się, żeby nie wsiadła na pierwszy statek wypływający do Nowego Świata i nie próbowała dołączyć do Kierana. Bardzo za nim tęskni.
– Jest dorosłą kobietą – rzekł książę. – Niech da słowo honoru, że zaczeka do przyszłego roku na „Różę Cardiffu”, kochana Jasmine. Chcę cię mieć z powrotem w Glenkirk. Jeśli zostaniesz tutaj z Jesienią, moja córeczka znów o mnie zapomni. Nie mogę zostać i zostawić tak długo samego Patricka. Jeśli ma pewnego dnia zająć moje miejsce, potrzebuje naszych wskazówek. Musisz wrócić do domu.
– Nie, Jemmie, powinnam zostać. Kiedy Fortune wyjedzie, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę? Autumn niedługo skończy dwa lata. Jedź we wrześniu do Glenkirk i wróć tu do nas przed Bożym Narodzeniem. Patrick jest już mężczyzną i poradzi sobie bez ciebie. Możesz wyjechać pod koniec lata do Szkocji, wiedząc, że już nigdy więcej nie zobaczysz Fortune? Potrzebny nam tu jesteś, ukochany. To tylko parę miesięcy.
Wiedziała, że się z nią zgodzi. Nadeszło lato i pod koniec sierpnia książę Glenkirk udał się do Szkocji, obiecując wrócić w grudniu. Latem towarzyszył im Charlie. Powróci! na królewski dwór, aby wspierać monarchę w jego niekończącej się wojnie z purytanami. Z każdym rokiem zyskiwali na sile i otwarcie krytykowali wszystko wokół króla i jego katolickiej żony z Francji, mimo że urodziła swojemu mężowi i krajowi czwórkę dzieci, z czego troje, a byli wśród nich dwaj chłopcy, żyło. I spodziewała się kolejnego potomka. Nawet chrzest wszystkich książąt w kościele anglikańskim ich nie satysfakcjonował. Parlament został rozwiązany parę lat wcześniej, ale purytanie stawali się coraz bardziej uciążliwi i krytyczni wobec króla.
W październiku pod frontowe drzwi Queen's Malvern podjechał jakiś dżentelmen. Przedstawił się jako sir Christian Denby i powiedział im, że właśnie odziedziczył w pobliżu małą posiadłość.
– Nie wiedziałam, że sir Morton Denby miał syna – zauważyła księżna, lustrując wzrokiem stojącego przed nią młodzieńca. Ubrany był skromnie w czarne ubranie i usztywniony biały kołnierzyk.
– Nie miał, pani. Jestem synem jego młodszego brata. Wuj był tak wspaniałomyślny, że zostawił mi Oakley, podczas gdy mój starszy brat pewnego dnia obejmie w spadku włości po naszym ojcu. Przyjechałem obejrzeć moje ziemie i pomyślałem, że poznam sąsiadów.
– Przykro mi, chłopcze, ale książę Lundy jest nieobecny i nie może cię powitać. Jego królewski wuj potrzebuje go na dworze przez większą część roku. Jestem księżną Glenkirk, a to moja córka, lady Lindley – powiedziała Jasmine. Sir Christian ukłonił się, a następnie przyjął kieliszek wina, podany przez Adalego.
– Mieszka pani tutaj, madam? – Pytanie było zuchwałe, ale Jasmine doszła do wniosku, że raczej ją to bawi, niż obraża. Najwyraźniej ten młody człowiek usiłował poznać okolicę i sąsiadów. Mógł to zrobić, jedynie zadając pytania wprost.
– Tylko latem, sir. Mój dom znajduje się w Szkocji, ale jestem tu teraz z moją córką, której mąż popłynął do Nowego Świata. Ponieważ może do niego dołączyć dopiero w przyszłym roku, postanowiłam pozostać z nią i jej dzieckiem. Mam przy sobie swoje najmłodsze dziecko, bo jest za małe, żeby oddzielać je od matki. A pańska żona? Czy jest z panem?
– Nie zaznałem jeszcze przyjemności małżeństwa, madam – odpowiedział, a Fortune stłumiła chichot. – W dzisiejszych czasach znalezienie żony jest niełatwym zadaniem. Szukam kobiety, która chciałaby mieszkać na wsi. Musi być pobożna, skromna w mowie i stroju, posłuszna mojej woli, musi umieć prowadzić dom, dać mi dobrze wychowanych synów i córki i mieć przyzwoity posag. Uważam, że wiele kobiet w dzisiejszych czasach jest zbyt płochych i zuchwałych.
– Jest więc pan purytaninem – miłym głosem stwierdziła Jasmine.
– Owszem – odparł na wpół obronnie, jakby oczekiwał krytyki.
– My jesteśmy anglikanami – zauważyła Jasmine.
– Pani mąż jest w Wirginii? – sir Christian zwrócił się do Fortune, która trzymała na kolanach Aine.
– W Mary's Land, sir – wyjaśniła Fortune.
– W tej katolickiej kolonii? Król nigdy nie powinien był na to pozwolić i nie zrobiłby tego, gdyby nie podstępne intrygi królowej i jej przyjaciół! Twój mąż jest więc katolikiem.
– Mój mąż jest katolikiem, ale Mary's Land jest miejscem, gdzie każdy mężczyzna i każda kobieta dobrej woli może żyć w pokoju. Większość tamtejszych kolonistów to protestanci, sir – odparła Fortune.
– Chcą, żeby w to wierzyć, madam, ale my znamy prawdę. Lord Baltimore ma nadzieję, że uda mu się najechać na Wirginię i zdobyć ją dla swoich hiszpańskich przyjaciół – rzekł jadowicie sir Christian. Fortune roześmiała się głośno.
– To najzabawniejsza rzecz, jaką słyszałam, sir. Głupotą jest słuchać takich pogłosek. Nie wolno też powtarzać takich kłamliwych plotek.
– Czemu więc, jeśli mogę tak śmiało zapytać, nie jesteś pani ze swoim mężem? – Ciemne oczy jej przeciwnika studiowały ją zuchwale.
– Bo nie ma tam na razie przyzwoitego domu dla nas, sir. Wyjeżdżam na wiosnę, gdy sytuacja ulegnie poprawie. Sir Christian spojrzał na Aine. Wyciągnął dłoń i podniósł do góry jej maleńką bródkę.
– Wasza córeczka zostanie wychowana na katoliczkę? Aine zerknęła na mężczyznę i wybuchnęła płaczem.
– Proszę zostawić moją córkę, sir – spokojnie rzekła Fortune, po czym zaczęła pocieszać dziecko łagodnym głosem.
– Miło nam było pana poznać – powiedziała księżna, odprawiając sir Christiana najgrzeczniej, jak umiała. Wstał.
– Jak może pani pozwolić, żeby pani wnuczka została wychowana na katoliczkę? – spytał cicho.
– Obawiam się, sir, że twoje pytania są stanowczo zbyt zuchwałe – oświadczyła księżna Glenkirk. Sir Christian Denby skłonił się i opuścił komnatę. Aine w końcu przestała płakać.
– Co za niemiły człowiek – zauważyła Fortune. – Mam nadzieję, że go więcej nie zobaczymy.
Pod koniec października Autumn Leslie świętowała drugie urodziny. Jasmine i Fortune odbyły dwudniową podróż do Cadby, aby poznać młodą kobietę, którą Henry Lindley planował pojąć za żonę. Nie chciał podać matce jej imienia, przekomarzając się z nią w listach, że to będzie niespodzianka. I rzeczywiście była. Henry Lindley wybrał na żonę Cecily Burkę, córkę lorda Burke'a z Clearfields, wuja matki. Cecily, o trzy lata młodsza od Henry'ego, była śliczną młodą kobietą o ciemnych włosach swojego ojca i typowych w rodzinie, niebiesko – zielonych oczach. Była najmłodszą córką Padraica i Valentiny.
– Ale w jaki sposób?… – dopytywała się autentycznie zaskoczona Jasmine.
– Wiem – odpowiedział Henry. – Nie widzieliśmy się od czasu jakiegoś wielkiego przyjęcia w Queen's Malvern, gdy byliśmy dziećmi. Zeszłej zimy z polecenia Charliego udałem się na dwór królewski, a tam była Cecily, ulubiona dworka królowej, doskonale mówiąca po francusku. Mamo, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Parę razy jeździłem do Clearfields, a Cecily i jej rodzina kilkakrotnie składali wizytę w Cadby.
– I nic mi nie powiedziałeś! – Jasmine nie wiedziała, czy ma się gniewać, czy nie, ale Fortune się roześmiała.
– Nigdy nie podejrzewałabym, że jesteś takim romantykiem, Henry – kpiła ze starszego brata.
– Och, kuzynko, on jest bardzo romantyczny! – wyrwało się Cecily. Wszyscy roześmiali się z tej szczerej uwagi przyszłej panny młodej.
Jasmine zwróciła się do Padraica Burke'a.
– Wuju, nie mogłeś czegoś napisać? Nadal jeszcze potrafisz pisać i nie sprawiasz na mnie wrażenia chorego na umyśle.
– Co miałem napisać? – zapytał lord. – Niczego się nie spodziewałem, dopóki twój syn nie poprosił mnie o wyrażenie zgody. Był bardzo przejęty, bo są przecież kuzynami, na szczęście nie w pierwszej linii, więc uważam, że pokrewieństwo nie ma tu wielkiego znaczenia. Lecz powiedz mi, siostrzenico, jakie jest twoje zdanie w tej sprawie?
– Jestem zadowolona z wyboru syna, chociaż właściwie ja i Cecily należymy do tego samego pokolenia, bo przecież ty, wuju, jesteś starszym bratem mojej matki – zauważyła Jasmine. Cecily Burkę roześmiała się i oczy jej zabłysły.
– A więc dzieci, które będziemy mieli z Henrym, będą należały do jego generacji, prawda, madam? – rzekła przekornie.
– Na miłość boską! – zawołał markiz Westleigh, wywołując atak śmiechu rodziny. Wydano przyjęcie, aby uczcić zaręczyny. Ku zaskoczeniu Fortune pojawił się na nim sir Christian Denby. Przez cały wieczór nie opuszczał dziewczyny, pomimo jej prób odprawienia go.
– Nie powinnaś pozostawać bez towarzystwa, madam – oświadczył.
– Znajduję się w domu mojego brata – odpowiedziała Fortune.
– Twój dekolt jest zbyt głęboki – zauważył, chociaż z trudem mógł oderwać wzrok od jej biustu.
– Czyżby widok moich piersi rozpraszał cię, panie? Zapewniam, że możesz patrzeć gdzie indziej – zakpiła.
– Jak mogę, jeśli tak śmiało wystawiasz swoje ciało na widok publiczny? Czy szukasz dla siebie kochanka na czas nieobecności męża, madam? Mówiono mi, że twoja matka miała kiedyś takie skłonności. Wstrząśniętą Fortune zatkało. Przez chwilę nie była pewna, czy dobrze zrozumiała słowa sir Christiana, ale ten kontynuował.
– Czyż nie była nałożnicą księcia Henry'ego, madam Fortune z całej siły wymierzyła policzek swojemu towarzyszowi, po czym odwróciła się i odeszła. Natychmiast u jej boku wyrósł Henry Lindley.
– Co się stało? – zażądał wyjaśnień.
– Dlaczego zaprosiłeś tego człowieka do swojego domu? – zapytała Fortune.
– Jest kuzynem jednego z moich sąsiadów i jest nowy w okolicy. Szuka żony i mój sąsiad myślał, że taki zjazd w Cadby będzie idealnym miejscem dla sir Christiana, aby obejrzeć lokalne piękności. O co chodzi, Fortune? Dlaczego go uderzyłaś?
– Bo obraził i mnie, i naszą mamę, Henry. – I zrelacjonowała bratu wszystko, co powiedział jej sir Christian Denby. – Jest purytaninem. Chętnie wyrzuciłabym go z domu, ale nie możesz psuć wieczoru Cecily, robiąc scenę i wyprowadzając szubrawca z domu. Po prostu trzymaj go z dala ode mnie! Gdy wróciły do Queen's Malvern, sir Christian Denby złożył im kolejną wizytę, wdzierając się do sali, w której siedziały Jasmine i Fortune.
– Przybyłem, żeby przeprosić obie panie – oświadczył. Fortune wstała.
– Proszę wyjść! – rzekła z gniewem. – Jak pan śmie nachodzić nas w domu bez zaproszenia? Nie jest pan tu mile widziany!
– Tylko troska o ciebie, madam, samotną kobietę, skłania mnie do takiego zachowania – wyjaśnił.
– Trudno powiedzieć, żebym była samotna, sir. Jest ze mną moja matka i siostra. Mam córkę. Dom pełen jest służących, którzy znają mnie przez całe życie, a mój ojczym niedługo przyjedzie ze Szkocji, żeby spędzić z nami miesiące przed moim wyjazdem. Nie jestem samotna!
– Muszę porozmawiać z tobą na osobności, lady Lindley. Obawiam się o twoje dziecko. Nie możesz jej wychowywać jak katoliczki, żeby nie skazywać jej grzesznej duszy na wieczne potępienie i ogień piekielny – z przekonaniem powiedział sir Christian Denby.
– Jeśli naprawdę w to wierzysz, panie, to serdecznie ci współczuję. Jakiego Boga czcisz? Moja córka, tak jak wszystkie niemowlęta, jest wolna od grzechu. Wynoś się stąd! I nie wracaj więcej! – ze złością zawołała Fortune.
– Adali – odezwała się spokojnie Jasmine. – Wyprowadź pana z domu i dopilnuj, żeby już nigdy go tu nie wpuszczono.
– Tak, księżniczko – odpowiedział Adali, podchodząc do nieproszonego gościa i wyprowadzając go sprawnie z komnaty.
– Mój Boże! – z rozpaczą jęknęła Fortune. – Co skłania ludzi do takiego myślenia, mamo? Dlaczego na tym świecie jest tyle nienawiści wobec innej religii, innych ludzi? Nigdy tego nie zrozumiem!
– Ja też nie. Twój dziadek również nie mógł tego pojąć. Chyba powinnyśmy współczuć sir Christianowi, który z pewnością nie jest takim chrześcijaninem, jak zdawałoby się sugerować jego imię – spokojnie rzekła Jasmine.
– On mnie przeraża, mamo. I jego rozwodzenie się nad zbawieniem Aine. Mówił mi o tym także w Cadby, zanim nas obraził. Nie chcę go widzieć koło mojego dziecka. To diabeł! W duszy Jasmine zgadzała się z córką, ale nic nie powiedziała, tylko zaczęła uspokajać Fortune, jak umiała najlepiej. Poleciła jednak Adalemu, żeby jej wnuczka była przez cały czas starannie pilnowana.
James Leslie przybył ze Szkocji tuż przed Bożym Narodzeniem. Henry przyjechał z Cadby z Cecily i jej rodzicami, postanowiono bowiem, że młodzi pobiorą się trzydziestego pierwszego grudnia w kaplicy w Queen's Malvern. Radosna uroczystość przywołała wspomnienia wielu rodzinnych spotkań, które odbywały się w Queen's Malvern w czasach Skye O'Malley i jej męża, Adama de Marisco. Rodzinną kaplicę, która widziała niejeden ślub, ogrzewały promienie zimowego słońca. Mała Autumn Leslie kroczyła przed panną młodą w swoim pierwszym publicznym występie.
Kiedy dotarła do barierki przy ołtarzu, nagle odwróciła się i przenikliwym głosem zawołała:
– Mamo, gdzie mam teraz iść.
Rozległ się śmiech zebranych gości i Charles Frederick Stuart, który wrócił do domu na ślub Henry'ego, szybko podniósł malutką siostrzyczkę do góry i powiedział cicho:
– Teraz, moja lady Autumn wskakuje w moje ramiona. – A kiedy Autumn uśmiechnęła się do niego słodko, Charliemu przemknęło przez głowę, czy sam nie powinien zacząć szukać dla siebie żony; szybko jednak odsunął tę myśl, doszedłszy do wniosku, że jest jeszcze za młody. W końcu Henry miał niemal dwadzieścia sześć lat, on zaś zaledwie dwadzieścia dwa.
Trwała zima i chociaż dnie zaczynały być coraz dłuższe, wiały porywiste wiatry, zasypując dom śniegiem. Gdy jednak Aine Mary Devers obchodziła pierwsze urodziny, w ogrodach Queen's Malvern zakwitły narcyzy. Od czasu wizyty kapitana O'Flaherty'ego w lecie nie było żadnych wiadomości od Kierana. Ale Fortune wiedziała, że jej czas w Anglii powoli się kończy.
Pewnego dnia pojawił się gość.
– Jestem Jonathan Kira – przedstawił się, zwracając się do Jasmine. – Prowadzę interesy rodziny w Liverpoolu, milady. Moi ludzie w Irlandii poinformowali mnie, że tydzień temu statek twojej córki, „Róża Cardiffu”, znajdował się jakieś sto mil morskich od przylądka Clear. Pomyślałem, że przyjadę do Queen's Malvern żeby sprawdzić, czy nie mogę w czymś pomóc lady Fortune wybierającej się do Mary's Land oraz żeby prosić o przysługę.
– O jaką przysługę chodzi, panie Kira? – zapytała Fortune.
– Najpierw mam parę pytań, milady – odpowiedział z uśmiechem. – Czy to prawda, że Mary's Land jest dla wszystkich, bez względu na ich wiarę? A jeśli tak, czy zgodziłabyś się, żeby mój drugi syn Aaron popłynął z wami? Jeśli w Nowym Świecie znalazłoby się miejsce, gdzie nie byłby prześladowany, to ród Kira chciałby założyć tam swoją filię. Czy Żyd byłby zaakceptowany w Mary's Land?
– Mogę powiedzieć tylko to, co sama wiem. Lord Baltimore osobiście oświadczył nam, że wszyscy ludzie, bez względu na wyznawaną religię, będą mile widziani w Mary's Land. A skoro tak, to jest tam miejsce także dla pańskiego syna. Z przyjemnością mogę mu zaoferować miejsce na „Róży Cardiffu”, gdy sama będę płynąć. Wasza rodzina od pokoleń robiła interesy z moją rodziną i rodziną mojego ojczyma.
– Dziękuję, milady.
– Proszę zostać u nas na noc – doda! książę.
– Jestem bardzo wdzięczny za gościnność, milordzie. Proszę się jednak nie gniewać, że zjem tylko to, co przywiozłem ze sobą. Nasze zasady są bardzo surowe, więc podróżując, muszę zabierać własne jedzenie, żeby ich nie złamać.
– Jak więc sobie poradzi pański syn na pokładzie statku? – zapytała Fortune. – Będziemy na morzu przez parę tygodni.
– On również zabierze ze sobą swoje jedzenie. Jeśli mu się skończą zapasy, będzie robił wszystko, by trzymać się naszych zasad. W nadzwyczajnych okolicznościach można wybaczyć, że ktoś musiał złamać reguły – wyjaśniał Jonathan Kira. – A ponadto Aaron jest młody i niezbyt często męczą go wyrzuty sumienia. – Uśmiechnął się do Fortune. Do pokoju wpadł Adali, podbiegł do Jasmine, pochylił się i zaczął coś szeptać do ucha swojej pani. Jasmine wyraźnie pobladła.
– Co się stało? – zapytał żonę książę. Jasmine z niepokojem spojrzała na córkę.
– Znaleziono Rois, która była z dziećmi w ogrodzie. Leżała nieprzytomna. Brendan spał bezpiecznie w swoim koszyku, ale Aine zniknęła.
– O Boże! – zawołała Fortune, podrywając się na równe nogi.
– Czy Rois odzyskała już przytomność? – zapytał książę.
– Powoli dochodzi do siebie, milordzie, ale zadano jej bardzo mocne uderzenie. Miała szczęście, że przeżyła. Zanieśliśmy ją do domu i teraz siedzi przy niej Polly. Brendan jeszcze śpi.
– Sir Christian Denby – wybuchnęła z gniewem Fortune. – Zabiję go, gdy tylko go znajdę!
– Co? Co powiedziałaś, Fortune? – zareagowała jej matka.
– Aine została wykradziona przez sir Christiana Denby'ego. Jestem tego pewna! Odkąd tylko go poznałyśmy, bez przerwy zżymał się, że moja córka będzie wychowywana jak katoliczka. Ten człowiek jest fanatykiem, mamo. Sama to widziałaś.
– Nie możesz go oskarżać bez dowodów – powiedział książę.
– Jakich dowodów byś chciał, tato? Instynkt podpowiada mi, że to on. Kto inny mógłby zabrać Aine? I dlaczego? Czy kobiety w tych okolicach mają tak mało dzieci, że miałyby odwagę ukraść moje? A może uważasz, że to Cyganie? Nigdzie ich tu nie widziano. To ten człowiek! Każda cząstka mojego ciała mi to mówi, tato. Natychmiast musisz wysłać grupę zbrojnych, żeby znaleźli jego i moje dziecko – ze złością powiedziała Fortune. – Pojadę z wami.
– Pańska córka z pewnością ma rację, milordzie. Proszę pozwolić mi powiedzieć, co wiem. Od pewnego czasu krążą pogłoski na temat tego człowieka – odezwał się cicho Jonathan Kira.
– Jakie pogłoski? – zapytał książę.
– Chodzi o niemowlęta i małe dzieci, milordzie, katolickie, anglikańskie, nawet jedno czy dwoje żydowskich. Wszystkie zniknęły w czasie, gdy w pobliżu przebywał sir Christian Denby. Zazwyczaj były to dzieci ludzi bez znaczenia, niemających władzy, siły ani pieniędzy, żeby się skarżyć czy szukać swoich dzieci. Ponoć te dzieci są umieszczane w rodzinach wiernych purytan, by je właściwie wychowali. Wierzę, że w tym konkretnym przypadku instynkt dobrze podpowiada lady Fortune. Z jej i z twoim, milordzie, pozwoleniem, chętnie pojadę do Oakley, żeby porozmawiać z tym dżentelmenem.
– Co możesz zrobić, żeby nam pomóc? – chciał wiedzieć książę.
– Powiedzmy, milordzie, że mogę mieć pewien wpływ na sir Christiana. Najważniejszy jest czas, milordzie. Nie zdążył jeszcze pozbyć się twojej wnuczki, bo w okolicy nie ma purytańskich rodzin. Będzie musiał wywieźć ją gdzieś dalej. Dzisiaj jest już za późno, żeby wyruszał w podróż. Proszę mi pozwolić pomóc, jeśli tylko będę mógł. Zanim James Leslie zdołał cokolwiek odpowiedzieć, Fortune rzekła:
– Jedź, panie Kira. Jedź natychmiast i przywieź z powrotem moją córkę.
Jonathan Kira skłonił się grzecznie Fortune, po czym odwrócił się i pospiesznie opuścił salę.
Obserwując odchodzącego mężczyznę, James Leslie uśmiechnął się ponuro. Rodzina Kira była zdumiewająca. Ani przez chwilę nie wątpił, że jeśli sir Christian Denby więził Aine, dziewczynka zostanie im zwrócona jeszcze tej nocy.
– Adali! – zawołał. – Wyślij paru ludzi, żeby towarzyszyli panu Kirze i chronili go w razie potrzeby.
Adali ruszył wypełnić rozkazy.
Jonathan Kira wcale nie był zdziwiony, gdy po chwili otoczyli go zbrojni Lesliech. Uprzejmie skinął głową ich dowódcy i bez słowa kontynuował podróż. Był wysokim, szczupłym mężczyzną w nieokreślonym wieku, o ciemnych włosach, ciemnej brodzie i bystrych, czarnych oczach. Ubrany był na czarno w strój o najmodniejszym kroju. Ci, którzy nie widzieli jego uśmiechu, uważali go za człowieka onieśmielającego. Zwykle bardzo mu to pomagało. Po godzinie podróży Jonathan Kira znalazł się przed drzwiami Oakley Hall. Zsiadł z konia i polecił swoim towarzyszom, żeby na niego zaczekali, po czym zapukał głośno do drzwi.
Drzwi otworzył służący w liberii.
– Zaprowadź mnie do swojego pana – polecił ostro Kira.
Służący, speszony jego władczym zachowaniem, posłuchał go i wprowadził ubranego na czarno gościa do biblioteki. W chwili, gdy wchodzili do pokoju, z góry dobiegł płacz dziecka.
Jonathan Kira uśmiechnął się do siebie, odsunął służącego, zamknął za sobą drzwi biblioteki i powiedział:
– Dobry wieczór, sir Christianie.
Zaskoczony gospodarz uniósł wzrok i poderwał się z fotela, gdzie siedział, czytając Biblię.
– Kira! Co tutaj robisz? Jeszcze nie minął czas spłaty mojego długu. Zapłacę ci w terminie.
– Przyjechałem po Aine Devers, sir Christianie – prosto z mostu powiedział Jonathan Kira. – Jeśli oddasz mi dziecko, żebym mógł je zawieźć jego rodzinie, nie będziesz miał żadnych kłopotów.
– Nie wiem, o czym mówisz – rzekł sir Christian, nie patrząc na nieproszonego gościa.
– Ach, zamierzasz popełnić głupstwo. Masz szczęście, że pokojówka nie umarła, bo zawisnąłbyś za morderstwo. Gdybyś porwał jej dziecko, nie byłoby takiego hałasu, bo malec jest katolikiem po obojgu irlandzkich rodzicach. Aine Devers, bez względu na swoją religię, jest wnuczką księcia i siostrzenicą paru zamożnych dżentelmenów, z których jeden jest bratankiem króla. Nie możesz się spodziewać, że to porwanie ujdzie ci płazem.
– Wynoś się z mojego domu! – ryknął sir Christian.
– Z twojego domu? – Jonathan Kira zaśmiał się ponuro. – Dopóki nas nie spłacisz, sir Christianie Denby, to nie jest twój dom. Chociaż jestem Żydem, mam prawo domagać się od pana zwrotu długu. A jeśli to uczynię, co ci zostanie? Bezwartościowy tytuł, góra długów i nic poza tym. Czy to dziecko jest tego warte? Jak będziesz pomagał swoim purytanom w naciskach na króla, jeśli pozbawię cię resztek bogactwa? Natychmiast przynieś mi dziecko. Jeśli nie, otworzę drzwi tego domu zbrojnym księcia, którzy mi dziś towarzyszą. Przeszukają dom i znajdą dziecko, którego płacz słyszałem przed chwilą. A wówczas sprawa stanie się publicznie wiadoma i będziesz zrujnowany, sir. Jeśli jednak teraz oddasz mi małą, sprawa nie zyska rozgłosu i przez jakiś czas nie będziemy żądali od ciebie zwrotu pożyczki. Powiedziałem już wszystko, co miałem do powiedzenia. Przynieś mi dziecko!
– Szatańskie nasienie! Wszyscy Żydzi to diabelski pomiot! – warknął sir Christian. Ruszył do przodu, rzucając w stronę Jonathana Kiry: – Chodź za mną, to dostaniesz to, po co przyjechałeś tej nocy!
Z uśmiechem triumfu Jonathan Kira podążył za swoim gospodarzem, który zatrzymał się u podnóża schodów i zawołał, żeby zniesiono mu niemowlę. Polecenie szybko zostało wypełnione i pojawiła się służąca, niosąca Aine Devers.
Sir Christian szorstkim ruchem wyrwał dziecko z objęć kobiety i wcisnął w ramiona Kiry.
– Oto dziecko, które teraz skazane jest na wieczny ogień piekielny! – rzucił.
– Dziękuję – spokojnie odparł Jonathan Kira. – Gdybyś uważnie czytał swoją Biblię, sir Christianie, spostrzegłbyś, że my, Żydzi, nazywani jesteśmy narodem wybranym. Jest też faktem, że Joshua z Nazaretu, którego wy nazywacie Jezusem, też był Żydem. Dobrej nocy, panie. – Jonathan Kira wyszedł z domu ze swoją wygraną i wręczył ją kapitanowi zbrojnych Lesliech.
– Wracajmy teraz do Queen's Malvern – powiedział. Podrapał niemowlę pod brodą. – Zaliczyłaś niezłą przygodę, maleńka. Cóż, teraz jesteś już bezpieczna i jedziesz do mamy. Dzięki ci, Jahwe!
– Mama! – zawołała rozpaczliwie Aine. – Mama!
Uśmiechnął się słodko do małej, a zazwyczaj ostre rysy jego twarzy złagodniały.
– Tak, panno Aine. Jedziesz do domu do swojej mamy.
Jechali z powrotem przez wiosenny mrok, otoczeni zapachami świeżo zoranej ziemi, kwitnących wcześnie krzewów i kwiatów, które łaskotały ich w nozdrza. Fortune czekała na nich u wrót. Porwała córeczkę z ramion kapitana, przytuliła Aine do piersi i rozpłakała się.
– Mama! – cienki głosik Aine był teraz radosny.
– Tak, maleńka. Jestem twoją mamą i jesteś już bezpieczna w domu. – Pocałowała Aine w główkę. Potem przeniosła spojrzenie na Jonathana Kirę.
– Pański syn musi zabrać na pokład „Róży Cardiffu” jedynie zapas swojego jedzenia. Obiecuję, że dostanie całą resztę. Proszę też natychmiast przekazać jedną czwartą moich pieniędzy pod jego opiekę, panie Kira. A kiedy osiedlimy się już w Mary Land, proszę przekazać następną czwartą część. Pozostałą połowę pozostawię tutaj, w Anglii. Za to, co pan uczyni! dzisiaj w nocy, pan i pański syn zdobyliście moją dozgonną przyjaźń. Ale jak się to panu udało?
– Sir Christian odziedziczył zrujnowany dom i tytuł, nic poza tym. Potrzebował pieniędzy na odbudowę i zainwestowanie w przedsięwzięcie, które mogłoby zapewnić mu wystarczającą niezależność finansową, aby zainteresować kobietę o pokaźnym posagu. Przyszedł z tym do Kirów, a teraz jest naszym dłużnikiem. Musiał zdecydować, czy stracić wszystko, co dotychczas osiągnął, czy zwrócić dziecko. Na szczęście dokonał rozsądnego wyboru. Podeszli do domu.
– Dziękuję Bogu, że znalazł się pan tutaj, bo inaczej mogłabym odzyskać córeczkę jedynie siłą – rzekła cicho Fortune. Znów pocałowała dziecko i podała je Rohanie, żeby ta położyła je spać.
– A pani pokojówka?
– Odzyskała przytomność i opowiedziała nam, jak zaatakował ją sir Christian i drugi mężczyzna, prawdopodobnie jego służący. Widziała ich, bo pierwszy cios, jaki otrzymała, nie pozbawił jej przytomności. Próbowała krzyczeć, więc uderzyli ją ponownie. Ale rozpoznała obu – wyjaśniła Fortune. – Kiedy odpocznie, wszystko będzie dobrze, dzięki Bogu. Gdyby cokolwiek jej się stało, nie mam pojęcia, jak powiedziałabym o tym jej Kevinowi. Zapraszam do jadalni na kieliszek wina. Chyba może pan je pić?
– We własnym kubku – roześmiał się.
– Od jak dawna nasze rodziny są ze sobą związane? Chyba już wiele lat, prawda? – z ciekawością dopytywała się Fortune.
– Owszem – odpowiedział. – Czcigodna przodkini twojego ojczyma, potężna i wpływowa kobieta, zaprzyjaźniła się z moją szacowną przodkinią Esther Kirą Obie kobiety pomagały sobie w rozmaity sposób i dzięki wpływom jednej, drugiej przybywało mocy i bogactwa. Mówiono mi, że wszystko zaczęło się ponad sto lat temu. Potem babka twojej matki zaczęła prowadzić z nami interesy i stwierdziliśmy, że również ona jest kobietą niezwykle mądrą uczciwą i szlachetną To działo się siedemdziesiąt lat temu. Z kolei gałęzie obu rodów, splecione małżeństwem, kontynuowały interesy z Kirami. To była owocna współpraca, milady.
Oby taka okazała się również w Mary's Land – rzekła Fortune ze szczerym uśmiechem. Amen – podsumował Jonathan Kira. – Amen, milady.
Fortune stała na pokładzie „Róży Cardiffu” przy relingu i z zainteresowaniem przyglądała się wyłaniającemu się krajobrazowi nowego kraju. Jego niezwykłe piękno niemal doprowadzało ją do łez. Miała silne poczucie przynależności, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Tak. To był dom. Niepodobny do wszystkiego, co znała do tej pory. Płynęli przez ogromną zatokę. Woda zdawała się bardzo, bardzo niebieska. Z bezchmurnego nieba prażyło słońce. Jakże było inaczej niż przed miesiącem, gdy wypływali z Anglii.
Tamten wiosenny dzień byt szary i deszczowy i Fortune Lindley nagle poczuła gwałtowny strach. Stała na pokładzie statku szykowanego do wyjścia w morze ze swoją matką i jedynym ojcem, jakiego znała. Jasmine miała oczy czerwone od płaczu, chociaż wydawała się opanowana i spokojna. Nawet James Leslie, trzymający w objęciach Aine, był niezwykle cichy.
– Niedługo musimy wypływać, kuzynko – powiedział Ualtar O’Flaherty, dołączając do nich. – Wkrótce zacznie się odpływ. – Potem odszedł, aby zapewnić im prywatność, której wyraźnie potrzebowali.
– Pewnego dnia przyjedziesz nas odwiedzić – nagle odezwał się James Leslie. Fortune poczuła łzy pod powiekami.
– Nie sądzę, tato. Nie jestem odważna, nie szukam też przygód, jak mama czy India. Obawiam się, że kiedy bezpiecznie przepłynę przez ocean, już tam pozostanę. Pamiętaj, że jestem rozsądną i praktyczną córką – dodała, posyłając mu słaby uśmiech.
– Gdybyś była rozsądna, nigdy nie zakochałabyś się w Kieranie Deversie – niemal z goryczą stwierdziła Jasmine. Serce jej krwawiło na myśl o tym, że już nigdy w życiu nie zobaczy drugiej córki Rowana. Fortune odejdzie od niej tak samo jak kiedyś odszedł od niej Rowan. Jasmine czuła narastający gniew. Powstrzymała go jednak. Za zaistniałą sytuację nie mogła winić Kierana czy Fortune. Winni byli głupi i ograniczeni ludzie, którzy nie potrafili zaakceptować nikogo, kto by się choć odrobinę od nich różnił. Winni byli ludzie, którzy chcieli, żeby wszyscy tak samo wyglądali, tak samo myśleli, to samo czcili. Pozbawione radości istoty, które nie umiały zaakceptować Boga miłości, które chciały oddawać cześć potępiającemu bóstwu, ziejącemu ogniem i siarką. Jasmine było ich żal, ale jednocześnie przeklinała ich w myślach za nietolerancję, która zmuszała jej córkę do wyjazdu.
– Mamo – Fortune dotknęła jej rękawa. – Już czas, mamo. Musicie z tatą zejść na ląd. Musimy się pożegnać.
Jasmine zwróciła udręczone spojrzenie na córkę. W jej głowie jakiś głos wołał: – Nie! Znów odezwała się Fortune.
– Jestem taka wdzięczna tobie i tacie za ten wspaniały czas, jaki mieliśmy. Zawsze będę o tym pamiętać, mamo, nawet kiedy już będę staruszką. Nie płaczcie po mnie. Robię to, co chciałam. Kocham Kierana. Pokocham nasze nowe życie w Mary's Land. Będę posyłać wam listy za każdym razem, kiedy „Róża Cardiffu” będzie płynęła w tę i z powrotem. Nawet nie zauważycie, że wyjechałam. Wiem, że chcesz, bym była szczęśliwa, mamo. – Fortune zarzuciła matce ręce na szyję i przytuliła ją serdecznie. – Zegnaj, mamo. Pamiętaj, że kocham ciebie, tatę i całą rodzinę, która tu zostaje. Nie zapominajcie o mnie. – Pocałowała matkę w policzek. Oderwała się od niej i równie czule pożegnała się z księciem.
– Dziękuję, tato, że przyjąłeś najmłodszą córkę Rowana Lindleya i kochałeś ją jak własną. – Jego także ucałowała i szybko odwróciła się, żeby nie zawładnęły nią emocje, i by nie straciła resztek odwagi.
Ciepły podmuch musnął jej policzek i Fortune wróciła do rzeczywistości. Pod wpływem wspomnień miała oczy pełne łez. Rejs z Anglii minął dość spokojnie. Nie było większych burz i tylko przez parę szarych dni siąpił deszcz. Najpierw zatrzymali się w Irlandii, żeby wziąć na pokład grupę kobiet i dzieci z Maguire's Ford i Lisnanskea, które miały podróżować z nimi. Kilka dni wcześniej z Ulsteru wypłynął „Highlander” z końmi i innymi zwierzętami, które zabierali do Mary's Land. Rory Maguire nadal był jednak w Dundalk, aby ją powitać i osobiście odprowadzić osadników.
– A więc, dziewczyno, w końcu wyruszasz na spotkanie wielkiej przygody.
Gdzie jest twoja córeczka? Chciałbym ją zobaczyć, Fortune Devers – powie dział, całując ją w policzek.
Rois wystąpiła do przodu z dwójką dzieci. Na ich widok oczy Rory'ego rozbłysły. Wziął Aine na ręce.
– Ach – rzekł cicho – to śliczna dziewczynka, Fortune. – A po chwili dorzucił, zwracając się do Rois: – Spójrz na mostek, Rois. Tam jest twoja babka. Wejdź na pokład, Bride Duffy, i zobacz, jakiego wspaniałego wnuka urodziła ci twoja córka.
– Przywiozłeś ze sobą całą wioskę? – zażartowała Fortune, gdy z Aine przechadzali się po pokładzie.
– Cóż, Fergus musiał powozić jednym z wozów, na którym jechały kobiety, dzieci i ich dobytek. Nic by nie powstrzymało Bride od zabrania się z nim – zaśmiał się Rory, a Aine mu zawtórowała. – Wydaje ci się to śmieszne, co? – Połaskotał małą, pobudzając ją do dalszego śmiechu. Jego wnuczka! Pożerał Aine spojrzeniem, po czym przeniósł je na Fortune.
Jego córka. Widział je obie po raz ostatni i nie potrafił sobie tego odmówić. Westchnął. Jakaś jego część pragnęła, żeby Fortune poznała prawdę, nie mógł jednak i nie chciał niszczyć jej tożsamości, żeby ulżyć swemu bolącemu sercu. Zawsze istniało ryzyko, że znienawidziłaby go za to. Lepiej, żeby nadal ciążyła mu ta tajemnica.
– Jak się miewają moi bracia? – zapytała go Fortune.
– Bardzo dobrze – usłyszała w odpowiedzi. – Adam bez wątpienia jest stworzony do gospodarowania ziemią, a Duncan kontynuuje naukę. Obaj są lubiani.
– A w Maguire's Ford panuje spokój? Skinął głową.
– Ale poza tym nigdzie w Irlandii go nie ma. Jest coraz gorzej, Fortune, i będzie jeszcze gorzej, dopóki Anglicy nie wyniosą się z naszych ziem.
– A brat Kierana i jego rodzina? – dopytywała Fortune. – Chcę mu zawieźć wszelkie możliwe informacje.
– Sir William ze swojego łoża boleści nie przestaje tyranizować otoczenia. Nieszczęście, jakie go dotknęło, tylko sprawiło, że stał się bardziej złośliwy.
– Obawiam się, że dożyje sędziwego wieku. Podobno teraz nawet jego matka i żona się go boją. Niemal nie zauważa swojej córeczki. To smutne, ale ten człowiek zawsze będzie cierpiał nad utratą ciebie i władzy nad nogami. Fortune zaczęła teraz rozważać, czy przekaże te wiadomości mężowi. Klucz gęsi przeleciał nad statkiem na zachód, w stronę brzegu. Fortune uśmiechnęła się radośnie. Już niedługo! Już niedługo znajdzie się w ramionach męża! Ciekawa była, co ich czeka. Na porośniętych lasem brzegach ogromnej zatoki nie było ani śladu jakiejkolwiek cywilizacji. A przecież dziś mieli dopłynąć do St. Mary's Town, kolonii Calverta.
Inne kobiety również tłoczyły się przy burcie, wpatrując się w krajobraz.
– Same drzewa.
– Widzicie dzikich Indian?
– Nie wiem, co gorsze, protestanci czy Indianie.
– Jest dość ładnie.
– W Ulsterze było pięknie.
– To szansa, żeby żyć w spokoju i mieć własną ziemię. Wystarczy, żeby opuścić Ulster!
– Czy będzie tam ksiądz?
– Podobno tak.
– Dzięki Bogu! Fortune słuchała z lekkim rozbawieniem. Dobrze było wiedzieć, że te kobiety są równie zdenerwowane podróżą i jej zakończeniem, jak ona. Jaki będzie jej nowy dom? Czy „Highlander” dopłynął szczęśliwie do celu? Na pokład tego mniejszego statku zosta! załadowany cały jej dobytek, razem z końmi. A nieliczne rzeczy, należące do pozostałych osadników, rozmieszczono na obu jednostkach. Ciekawa była, co powie Kieran na widok Aine. Z boskim błogosławieństwem zamierzała dać mężowi syna najszybciej, jak tylko zdoła. Koniec z wywarami mamy.
– Patrzcie! – nagle zawołała jedna z kobiet. – Widzę zabudowania!
– Jest wieża kościelna!
– Bogu najwyższemu dzięki! Ualtar O'Flaherty zszedł na dół z mostku kapitańskiego i uśmiechnął się do kobiet.
– Cóż, dziewczyny, jeśli chcecie wyglądać jak najpiękniej na powitanie swoich mężczyzn, musicie teraz zejść na dół. Wkrótce dopłyniemy do St. Mary's Town. Kobiety zgarnęły dzieci i zniknęły pod pokładem. Do pozostałych podszedł Aaron Kira.
– To dzikie miejsce, milady. Zastanawiam się, czy będą tu jakieś interesy do prowadzenia. Czas pokaże. Ponad wodą przetoczył się odgłos armatniego strzału.
– Zobaczyli nas – ciągnął kapitan – i dali znać wszystkim mieszkańcom, że niedługo będziemy wpływać do portu. – Zwrócił się do Fortune: – No, kuzynko, jesteś już prawie w domu. Wiem, że Kieran czeka na ciebie z niecierpliwością. Musisz być przygotowana, że jest to miejsce zupełnie odmienne od tych, które znasz, Fortune. Na pewno zbudował już dom, ale nie oczekuj takiego domu, do jakiego przywykłaś. Później będziecie mieli lepszy, ale ten pierwszy w niczym nie będzie przypominał tego, co sobie wyobrażasz. Warunki życia są tu nadal bardzo prymitywne.
– Nie strasz mnie, Ualtarze – odpowiedziała.
– Nie mam takiego zamiaru. Mówię tylko, że twój nowy dom będzie bardzo różny od Queen's Malvern, zamku twojego ojczyma czy nawet Erne Rock. Bardziej będzie przypominał duży, wiejski dom – odrzekł.
– Obym tylko nie musiała mieszkać w wigwamie, jak osadnicy w zeszłym roku. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest stary świat, Ualtarze. Wszystko tu będzie nowe, poza jednym, poza miłością, jaka łączy mnie i Kierana – powiedziała i uśmiechnęła się.
– Dzielna z ciebie dziewczyna.
„Róża Cardiffu” wpłynęła bez przeszkód do mającego kształt krzyża portu w St. Mary's Town i zacumowała. Fortune i Rois stały z dziećmi na rękach, przebiegając wzrokiem tłum zebrany na przystani. Koło nich tłoczyły się inne kobiety i dzieci, niektóre już płakały na widok swoich mężczyzn. Spuszczono trap i kapitan O’Flaherty zszedł na ląd w towarzystwie swojej kuzynki. Nadal jednak nie było ani śladu Kierana. Nagle pojawi! się Kevin. Porwał w objęcia Rois i Brendana, a w jego oczach zabłysły łzy radości. Fortune zaczekała, aż się przywitają ze sobą pocałunkami i uściskami, a Kevin nacieszy się synem, którego zobaczył po raz pierwszy. Brendan nie był pewny, czy ma się rozpłakać na widok tego wielkiego mężczyzny, który tak mocno go przytulał. W końcu Kevin zorientował się, że jego pani czeka bez słowa. Oderwał się od Rois i ukłonił przed Fortune.
– Witaj w Mary's Land, milady. Powinna cię ucieszyć wiadomość, że „Highlander” zawitał do portu już tydzień temu. Konie znajdują się już na pastwisku, a twój dobytek jest bezpieczny w Kaprysie Fortuny.
– W Kaprysie Fortuny? – Patrzyła zdziwiona. Kevin uśmiechnął się.
– Pan nazywa tak posiadłość, milady – powiedział. – Zbudowaliśmy piękny dom dla ciebie i dla malutkiej.
– Gdzie jest mój mąż? Czy dobrze się czuje? Dlaczego nie wyszedł nam na spotkanie, Kevinie? – zapytała Fortune, a na jej ślicznej twarzy pojawiło się zatroskanie.
– Wszystko przez tę dziewkę służebną, milady. Sto razy mówiono jej, żeby nie włóczyła się po lesie, ale oczywiście dziś rano wybrała się tam znowu i udało jej się zabłądzić. Wiele Księżyców, stary czarownik Wicocomoco, przyprowadził ją z powrotem, płaczącą i krzyczącą, że Indianie chcą ją oskalpować. W tej sytuacji pan nie chciał jej zostawiać samej. Wiedział, że pani zrozumie, milady.
– Biedna dziewczyna – powiedziała Fortune, ale nie czuła cienia współczucia dla tej nieznanej służącej, która nie posłuchała Kierana. – Może pojawienie się pani Kaprysu Fortuny poskromi dziewczynę i nauczy ją właściwego zachowania.
– Mam ze sobą wóz, milady. Załoga statku załadowała już nań pani dobytek i najlepiej będzie, jeśli zaraz wyruszymy w drogę. Mieszkamy jakieś pięć mil od miasta – powiedział Kevin, przerywając jej rozmyślania.
– A co z innymi osadnikami? I z panem Kirą?
– Mężczyźni wiedzą, gdzie zabrać kobiety i dzieci, milady – padła odpowiedź. – Panie Kira, ten mały domek naprzeciwko portu – pokazał ręką – został kupiony dla pana, wraz ze służącym. Aaron Kira podziękował Kevinowi, pocałował Fortune w rękę i pożegnał się, po czym ruszył w stronę swojej nowej siedziby.
Kevin pomógł zająć miejsce swojej pani i żonie na twardej, drewnianej ławce wozu. Każda kobieta trzymała na kolanach dziecko. Potem sam wspiął się na wóz i dał znać, by ruszono. Po chwili pogrążył się w rozmowie z Rois. Przez chwilę Fortune słuchała ich jednym uchem, po czym jej myśli uleciały ku mężowi, który wolał zostać z rozhisteryzowaną służącą niż wyjechać na powitanie żony, niewidzianej od niemal dwóch lat. Zaczęła się zastanawiać, czemu zadała sobie trud założenia dla niego swojej najlepszej sukni. Wydawało jej się, że Kieranowi bardziej zależy na służącej niż na własnej żonie. Czy poślubienie go było błędem? Czy popełniła błąd, przepływając ocean i oddalając się od swojej rodziny? Wkrótce się przekona. Jeśli Kieran się zmienił, za parę tygodni wróci do Anglii z kapitanem O’Flahertym. Nie zostanie tam, gdzie nie będzie chciana ani kochana. Wygładziła palcami błękitny jedwab sukni. Powiew ciepłego wiatru poruszył białe pióra przy kapeluszu i musnął jej policzek.
Kieran ujrzał ją siedzącą na ławce wozu, który wjechał na pełne kurzu podwórko przed domem. Jej niebieska suknia nie była ani ciemna, ani jasna. Śnieżnobiały, obszyty koronką lniany kołnierzyk kontrastował z jedwabiem. Miała na sobie skórzane rękawiczki, wykończone delikatną, złotą koronką. Jeszcze nigdy nie widział jej w kapeluszu. Była szalenie elegancka. Dlaczego go poślubiła? Czemu przebyła całą tę drogę, żeby zamieszkać w tym dzikim miejscu? Czy nadal go kochała? Nagle spostrzegł na jej kolanach małe dziecko. Poczuł ucisk w piersiach. Kiedy wóz zatrzymał się przed nim, z trudem mógł wydobyć głos.
– Kieran! – Zapomniał już, jak słodki był jej głos. Uśmiechnęła się. – Bałam się o ciebie, kiedy nie wyjechałeś nam na powitanie. Powitasz nas teraz w domu?
– Na Boga, ależ mi ciebie brakowało! – wybuchnął. Widząc jego ogniste spojrzenie, Fortune natychmiast zapomniała o swoich wątpliwościach, tak jak on zapomniał o własnych.
Rois posadziła synka na kolanach ojca i wzięła na ręce Aine, śpiewając przy tym ulubioną kołysankę dziewczynki, żeby zaskoczone dziecko nie zaczęło płakać. W tym czasie rodzice małej mogli się wreszcie przywitać jak należy. Rois świetnie wyobrażała sobie rozczarowanie, jakie czuła jej pani, że Kieran nie wyjechał jej na spotkanie.
Właściciel Kaprysu Fortuny porwał żonę w objęcia, przytulił mocno i namiętnie ucałował. Jego wargi paliły jej usta. Czuł gotujące się w nim pożądanie i zamarzył, żeby mogli zaszyć się gdzieś na tydzień czy dwa, żeby się kochać. Fortune zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego najmocniej, jak tylko mogła, wzdychając z nieukrywaną przyjemnością, gdy bez końca całował jej usta, twarz, powieki, aż zawołała:
– Przestań, kochanie!
– Tak mi ciebie brakowało – powiedział niskim głosem. – Do tej chwili wydawało mi się, że wiem, jak bardzo. Teraz rozumiem, że nic nie wiedziałem i że moja tęsknota za tobą była nie do ukojenia. Witaj w domu, ukochana! Witaj w Kaprysie Fortuny! – I począł ją ponownie całować, a ona syciła się jego uczuciem. Wszystko będzie dobrze.
– Mama! – rozległ się cienki głosik Aine, w którym wyraźnie pobrzmiewała nuta zniecierpliwienia. – Kim był ten mężczyzna, który zabierał jej mamę?
Kieran i Fortune oderwali się od siebie z radosnym śmiechem. Fortune wzięła córkę od Rois i podała ją Kieranowi.
– To twój tata, kochanie – wyjaśniła córeczce.
Aine uważnie przyjrzała się wielkiemu mężczyźnie, który trzyma! ją na rękach. Zasłoniła rączkami twarz, po czym wstydliwie obserwowała go przez szparę pomiędzy paluszkami.
– Tata? – powiedziała, uważnie analizując słowo. Potem zaczęła się wyrywać, krzycząc: – Na dół! Na dół! Kieran postawił dziecko na ziemi.
– Nie chcę taty – zdecydowanym głosem oświadczyła Aine, odwróciła się i przywarła do matki. Na twarzy Kierana pojawiło się zaskoczenie, a potem smutek.
– Nie lubi mnie – rzekł oszołomiony. Fortune roześmiała się i przekazała córeczkę Rois.
– Nie jest przyzwyczajona do mężczyzn, to wszystko. Przez większość czasu mama i ja mieszkałyśmy same w Queen's Malvern. Kiedy przyjeżdżał mój ojciec, był bardziej zajęty czarowaniem Autumn, którą uwielbia, niż zajmowaniem się Aine. Nasza córka przyzwyczai się w końcu do ciebie, Kieranie. Ignoruj ją, a przyjdzie do ciebie, kochany. A teraz chcę obejrzeć mój dom! Odsunęła się od męża i spojrzała na swoją nową siedzibę. Budynek był wysoki na półtora piętra, zbudowany z drewnianych bali, z trzema ceglanymi kominami i drewnianym dachem. Z zadowoleniem spostrzegła, że okna miały szyby i ciężkie okiennice. Kapitan O’Flaherty miał rację, gdy mówił, że dom nie będzie podobny do niczego, co dotąd znała. Niewątpliwie był inny.
– Pod domem jest piwnica – odezwał się Kieran, mając nadzieję uzyskać od niej jakąś opinię. – Kiedyś zastąpimy go murowanym, ale teraz ledwo zdołaliśmy zrobić cegły na kominy.
Fortune kiwnęła głową. W końcu odezwała się:
– Jak duży jest w środku?
– Na parterze są cztery pokoje oraz spiżarnia i mały schowek. Służący śpią na górze, która nie jest zbyt przestronna. Kevin i Rois mają w pobliżu własny domek – odpowiedział.
– Służący? Ilu? – Była zaskoczona, ale przypomniała sobie opowieść o służącej, która zatrzymała jej męża.
– W domu są trzy służące, a w stajni czterech mężczyzn – odparł. – Kupiłem ich w Wirginii.
– Czy kupowani służący nie są po prostu przestępcami, zesłanymi do kolonii?
– Niektórzy tak, ale wielu zostało skazanych na podstawie śmiesznych oskarżeń. Są też tacy, którzy sami oddali się w niewolę, bo po siedmiu latach służby odzyskują wolność i otrzymują własną ziemię. Pani Hawkins, która jest naszą kucharką, nie mogła zapłacić medykowi opiekującemu się jej umierającym mężem. Ten kazał ją wywieźć. Dolly, którą kupiłem, żeby doglądała Aine, jest katoliczką. Służąca Comfort Rogers została przyłapana na kradzieży chleba, którym żywiła swoje rodzeństwo. Czterej mężczyźni, których nabyłem, aby pomagali w polu i przy inwentarzu, są purytanami. Takie są te ich zbrodnie, ale w Mary's Land są mile widziani. Wszyscy są dobrymi pracownikami. Nie wprowadziłbym do domu niebezpiecznych przestępców, najdroższa. Boże! Nawet w tym pokracznym kapeluszu z białymi piórami jesteś taka piękna. – Znów ją pocałował, tym razem szybko i mocno. Fortune roześmiała się.
– Ten kapelusz to dzisiaj szczyt mody w Londynie. Będzie przedmiotem zazdrości każdej damy w kolonii.
– Chodź do domu, moja ukochana – poprosił, biorąc ją za rękę. Weszli do domu, żeby Fortune mogła go obejrzeć. Była nieco zaskoczona odkrywszy, że ściany wewnątrz budynku są z surowego drewna, z gliną wypełniającą szpary pomiędzy belkami, aby wiatr i deszcz nie wdzierały się do środka. Przez całą długość budynku biegł centralny korytarz. Podłogi były z gołych desek. Fortune pomyślała z ulgą, że na szczęście przywiozła ze sobą indyjskie dywany. Po lewej stronie korytarza znajdowała się ich sypialnia. Po prawej usytuowany był salon. Za ich sypialnią była niewielka izba, do której można było wejść jedynie przez ich pokój. Cały tył domu zajmował pokój gospodarczy z dołączoną do niego, jakby w ostatniej chwili, spiżarnią i składzikiem.
– Trzeba natychmiast otynkować ściany – zdecydowanie oświadczyła Fortune. – Bez tego zimą będzie tu za zimno dla Aine i dla mnie. Podłogi muszą zostać wypiaskowane i wypolerowane. Gdzie są meble, które przywiozłam ze sobą?
– W salonie, poza łóżkiem, które wstawiłem do sypialni – powiedział ze znaczącym spojrzeniem. Fortune zaczerwieniła się, ale był to rumieniec radości i oczekiwania. Jej mąż był stęskniony za nią, podobnie jak ona stęskniła się za nim.
– Meble niech zostaną tam, gdzie są, dopóki nie otynkujemy domu. Będą źle wyglądać pod ścianami z gołych desek.
– Zaczniemy jutro z rana, zanim zapanuje upalna wilgoć – obiecał. – Chodź, poznasz służących – powiedział i udali się na tył domu, gdzie czekały na nich trzy kobiety. Jedna była pulchna, uśmiechnięta i miała błyszczące, brązowe oczy. To była Dolly, która miała się zajmować Aine. Od razu spodobała się Fortune. Dolly grzecznie dygnęła przed swoją panią.
– Wiesz, ile masz lat, Dolly? – zadała pytanie Fortune.
– Urodziłam się w roku, w którym próbowano wysadzić Parlament – odpowiedziała Dolly. – Nie przywiązuję wagi do takich rzeczy, milady. Dolly miała więc trzydzieści lat.
– Dobrze – powiedziała Fortune ze śmiechem. – Ja też nie przywiązuję wagi do takich spraw. Czy zrobi ci różnicę, jeśli będziesz miała do opieki więcej dzieci? Planuję urodzić więcej, a teraz będziesz też musiała zajmować się chłopcem Rois. Jest o dwa dni młodszy od mojej córki. Oboje umieją już chodzić i lubią dokazywać.
– Dam radę – odparła Dolly. – Miałam dwoje własnych dzieci, zanim choroba zabrała je i mojego męża.
Fortune poczuła łzy cisnące się jej do oczu. Wyciągnęła rękę i pocieszającym gestem dotknęła dłoni Dolly. Ich spojrzenia spotkały się w chwili zrozumienia i Fortune uśmiechnęła się do kobiety.
– To jest pani Hawkins, kochanie. Bez niej nie jedlibyśmy nawet połowy tego, co jemy – powiedział Kieran. Fortune zwróciła się do wysokiej, grubokościstej kobiety, która dygnęła.
– Widzę, że mój mąż był świetnie żywiony, pani Hawkins. Jestem wdzięczna za pani talent. Pani Hawkins uśmiechnęła się, ukazując zęby równie wielkie, jak jej cała reszta.
– Dziękuję, milady. Na kolację upiekę dużego indyka. Z radością będę pani służyć.
– A to jest Comfort Rogers, która zajmuje się domem. Dziś rano miała niemiłą przygodę – rzekł Kieran.
– Mówiono mi o tym – odpowiedziała sucho Fortune, krytycznie przyglądając się kobiecie. Podczas gdy pozostałe dwie służące były starsze, Comfort Rogers zaledwie przestała być dzieckiem. Z płowymi włosami i niebieskimi oczami była bardzo ładna.
– Czy wiesz, ile masz lat, Comfort? – Fortune była autentycznie ciekawa. W wyglądzie dziewczyny było coś chytrego, fałszywego.
– Urodziłam się w roku śmierci starej królowej, tak przynajmniej mi mówiono. Moja mama umarła przy porodzie ósmego dziecka, a wkrótce potem mój tata nas zostawił. Byłam najstarsza i zostałam wywieziona za to, że kradłam chleb dla moich braci i sióstr – rzekła Comfort Rogers.
– Co się z nimi stało? – zapytała dziewczynę Fortune.
Comfort wzruszyła ramionami.
– Nie wiem – odpowiedziała, jakby się tym nie przejmowała.
– I nie obchodzi mnie to – Fortune dosłyszała ciche mruknięcie pod nosem pani Hawkins.
– Nie chodź więcej sama do lasu, Comfort. – Fortune wbiła surowy wzrok w dziewczynę. Comfort w milczeniu wpatrywała się w Fortune.
– Nie odpowiedziałaś mi, Comfort – odezwała się jej pani.
– Nie chciałam się zgubić – odparła Comfort. – Szukałam jagód na śniadanie dla pana Kierana.
– Wychodź do lasu tylko w towarzystwie kogoś, kto będzie umiał trafić z powrotem do domu – zdecydowanym głosem rzekła Fortune.
– Nie może mi pani niczego nakazywać. Tylko pan może mi wydawać polecenia – odparła zuchwale Comfort. Zanim Kieran zdążył zaprotestować, pani Hawkins uderzyła ją mocno w pośladki ogromną drewnianą warząchwią.
– Zachowuj się przyzwoicie, ty londyńska ladacznico. To jest pani domu, do niej należy i dom, i wszystko, co się w nim znajduje. To ona będzie ci mówiła, co masz robić, a ty będziesz wykonywała jej rozkazy, Comfort Rogers, bo jeśli nie, to sprzeda cię gdzie indziej, co uważam za całkiem dobry pomysł. – Następnie zwróciła się do Fortune: – Muszę przyznać, że umie sprzątać, ale nie ma szacunku dla ważniejszych od siebie, milady. Nie nauczyła się tego w domu, jeśli istotnie miała jakiś dom i jakąś matkę, którą pamięta.
– Panie! O panie! – zawyła Comfort i rzuciła się w stronę Kierana, przywierając do niego. – Nie pozwól, żeby mnie odesłała! Proszę! – Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na Fortune.
– No już, dziewczyno, wykonuj tylko swoją robotę i poważaj moją żonę, a nie będziemy mieli żadnych problemów. Pani Hawkins zna sytuację. Dom rzeczywiście należy do mojej żony. I wobec niej przede wszystkim powinnaś być lojalna – powiedział Kieran. Odsunął od siebie dziewczynę i poklepał ją po ramieniu. Fortune wzięła męża pod rękę.
– Proszę nas zawołać, gdy obiad będzie gotowy – powiedziała do pani Hawkins, ignorując Comfort.
– Dobrze, milady – padła szybka odpowiedź.
– Dolly, chodź z nami i poznaj dzieci – rzekła Fortune.
– Krowa! – rzuciła Comfort, gdy państwo odeszli.
– Lepiej będzie, jeśli zaczniesz się przyzwoicie zachowywać, dziewczyno. Pani do pewnego czasu będzie cierpliwa, ale później wyleje się na ciebie ukrop. Pan nie jest dla ciebie i nigdy nie będzie – stwierdziła pani Hawkins.
– Gdyby go naprawdę kochała, przyjechałaby do Mary's Land razem z nim. Od ich rozstania minęły już dwa lata. Jeśli go kocha, to czemu nie przypłynęła wcześniej? Nie widzi pani, jak on na mnie patrzy? Pragnie mnie. Znam mężczyzn – powiedziała Comfort. Pani Hawkins prychnęła pogardliwie.
– Głupia jesteś, Comfort Rogers. Pan, jeśli w ogóle na ciebie patrzy, to na pewno nie w żaden specjalny sposób. Milady nie przypłynęła od razu, bo spodziewała się dziecka. Potem gubernator Calvert zakazał przyjazdu kolejnych kobiet i dzieci, dopóki nie zostaną zbudowane solidniejsze schronienia. My, jako niewolni służący, nie mieliśmy wyboru, ale pan chciał, żeby jego żona i córka były bezpieczne. Mówię ci, że zanim minie rok, w tym domu urodzi się kolejne dziecko. Dziś w nocy i podczas wielu następnych, nasz pan będzie solidnie pracował nad tym z naszą panią. – Uśmiechnęła się filuternie. Comfort wbiła wzrok w starszą kobietę.
– Nienawidzę cię – powiedziała.
Pani Hawkins zachichotała, zadowolona, że udało jej się dopiec zadzierającej nosa dziewusze. Dziewczyna od początku przysparzała kłopotów. Niestety, biedny pan nie widział tego, ale mężczyźni nigdy nie są zbyt mądrzy, jeśli chodzi o kobiety. Jednak pani natychmiast przejrzała Comfort. Teraz już dziewczyna nie zrealizuje swoich planów.
Dolly i dzieci niemal natychmiast polubiły się i Rois mogła spokojnie pomóc swojej pani w rozpakowywaniu się.
– Dopóki nie otynkujemy ścian i nie ustawimy mebli na miejscach, nie rozpakuję się – zakomunikowała Fortune pokojówce. – Chodźmy obejrzeć dom, który Kevin wybudował dla was.
Nowy dom Rois znajdował się w zasięgu wzroku od Kaprysu Fortuny.
Składał się z dwóch pokoi i poddasza. Zamiast podłogi było klepisko. W środku znajdowały się dwa kominki, a trzy okna z nasączonym olejem papierem chroniły okiennice. Mniejsze okienko zamontowano w dachu. Ciężkie, drewniane drzwi zamocowano na solidnych żelaznych zawiasach. Zadowolona Rois krążyła po swoim nowym domu, z satysfakcją kiwając głową na widok ceglanego pieca, wbudowanego w główne palenisko i żelaznego uchwytu na kociołek, który można było przesuwać na ruszcie. Poza tym domek był pusty, bo Kevin nie odważył się wstawić mebli żony, które nadal stały na podwórku.
– Wnieśmy je do środka – zaproponowała Fortune. – Nie możecie ich zostawić na noc na dworze. – Wzięła małe drewniane krzesełko.
– Och, milady, nie powinna pani! – zawołała Rois. Fortune uśmiechnęła się do swojej pokojówki.
– A kto ma to zrobić, jeśli nie my, Rois? Nie wychowano mnie na taką delikatną damę, żebym nie mogła wnieść do domu małego krzesełka. Chodź!
Pracując razem, obie kobiety wstawiły do głównej izby domu kilka krzeseł, stół i drewnianą kozetkę. Potem wniosły rozebrane na części łóżko. Kieran Devers, który przyszedł, szukając żony, zobaczył, czym zajmują się obie kobiety. Zawołał Kevina i dołączyli do swoich żon, złożyli łóżko, wnieśli materac, piernat i dużą dębową kołyskę Brendana, którą ustawili koło paleniska w pomieszczeniu przeznaczonym na sypialnię.
Nagle Rois zatrzymała się i rozejrzała się z zakłopotaniem.
– Co ja zrobię na obiad? Garnki są nierozpakowane i nie mam nic do jedzenia.
– Zjecie z nami – spokojnie powiedziała Fortune. – Pani Hawkins zapowiedziała, że upiecze indyka.
– Ależ, milady, to nie przystoi, żebyśmy zasiedli do stołu z lepszymi od siebie. Co by powiedziała pani matka i moja babcia? Tak nie można.
– Rois – cierpliwie tłumaczyła Fortune – to nie jest Anglia, Szkocja czy Irlandia, a Kaprys Fortuny z pewnością nie jest zamkiem ani wspaniałym dworem, chociaż kiedyś jeszcze nim będzie. To jest Mary Land. Mogę się założyć, że przez te wszystkie miesiące mój mąż nie zasiadał sam do posiłków, otoczony splendorem. Jadł z Kevinem i z każdym, kto usiadł za stołem. – Spojrzała na Kierana, który kiwnął głową. – No widzisz. Skończ więc z tymi głupstwami, Rois. Za jakiś czas będę miała elegancką jadalnię, ale na razie jest to pomieszczenie do wszystkiego. Pani Hawkins przygotowała dużego indyka, którego podała ze słodkimi ziemniakami upieczonymi w popiele, zielonym groszkiem, świeżym chlebem, masłem i serem. Potem był deser z suszonych jabłek i miodu. Fortune poleciła, żeby otworzyć beczułkę piwa, którą przywiozła ze sobą. Czterej służący, siedzący na końcu prostego stołu, podziękowali jej. Od dawna nie mieli w ustach dobrego angielskiego piwa. Obie mamy odkrawały drobne kawałeczki mięsa i karmiły nimi dzieci. Aine i Brendan mieli już po kilka ząbków i chętnie z nich korzystali. Dolly okazała się niezwykle pomocna, zabawiając maluchy, żeby jej pani i Rois też mogły się pożywić. Comfort Rogers nie usiadła do stołu, bo pani Hawkins zatrudniła ją do podawania posiłku.
– Kiedy będę mogła coś zjeść? Jak skończą jeść, nic nie zostanie – marudziła Comfort.
– Jeśli nie będzie indyka, możesz zjeść rozgotowane żyto. Na pewno się tym solidnie najesz – pogodnie zauważyła pani Hawkins. Po skończonym posiłku czterej służący udali się do siebie do stajni. Kevin wziął na ręce na wpół śpiącego Brendana, objął ramieniem Rois i razem ruszyli w stronę swojego domku.
– Położę panienkę spać, milady. Już zasypia – powiedziała Dolly.
– Dziękuję – rzekła Fortune. Kieran wyciągnął rękę i ujął jej dłoń.
– Chodź – powiedział. – Chcę ci wszystko pokazać jeszcze przed zachodem słońca. Gdy wyszli na zewnątrz, Fortune zobaczyła, że dom stoi na niewielkiej skale nad zatoką. Widziała łąki z pasącymi się końmi i przynajmniej dwa pola, na których coś rosło. Jak na początek lata, powietrze było bardzo łagodne. Zauważyła też, że było o wiele cieplej niż w Anglii.
– Mam tyle pytań – powiedziała. – Co uprawiamy na tamtych polach?
– Tytoń – odpowiedział. – To doskonała roślina, która przyniesie nam pieniądze. A poza tym sami będziemy potrzebować tytoniu, bo Mary's Land nie jest jeszcze zbyt cywilizowanym miejscem, jakim kiedyś się stanie. Konie, które hodujemy nie pociągną wozu, raczej dosiądzie ich jakiś dżentelmen czy dama. Może powinniśmy sprzedać parę wierzchowców w Wirginii, ale jeszcze nie teraz.
– Czy produkujemy jakąś żywność? – spytała go.
– Owszem, tak nakazuje prawo Mary's Land. Indianie nauczyli nas uprawiać jeszcze trzy rośliny, które nazywają fasolą, dynią i kabaczkiem. Sprawdziliśmy już, że nasze nasiona kiełkują w tutejszej ziemi. Zielony groszek, marchew, buraki. Uprawiamy też tutejsze słodkie ziemniaki. To urodzajna ziemia.
– Dom, który kiedyś zbudujemy z cegieł, musi stać frontem do zatoki – powiedziała Fortune. – Taki piękny widok. Nigdy jeszcze nie widziałam nic równie pięknego. – Odwróciła się i spojrzała na niego. – Dziękuję ci za nasz dom, Kieranie.
– Tak bardzo mi ciebie brakowało. Ileż to nocy leżałem, nie śpiąc, tęskniąc za tobą, Fortune, zastanawiając się, czy to miejsce spodoba ci się tak samo, jak mnie. Czy możesz być szczęśliwa w Mary's Land, tak daleko od swoich bliskich? – rzekł cicho, palcami delikatnie dotykając jej twarzy.
– Ty jesteś mi najbliższy – oświadczyła. – Ty i Aine, i inne dzieci, które będziemy mieli. To prawda, będzie mi brakowało rodziny, ale zniosę to, jeśli tylko my będziemy razem. Czuję też, że należę do tego miejsca, tak jak ty. Poczułam to, gdy płynęliśmy przez zatokę w stronę St. Mary's Town. Czułam to głęboko w sercu. Ta ziemia wzywała nas, Kieranie. Za ich plecami zachodziło słońce, a kiedy, trzymając się za ręce, wracali do domu, na niebie nad nimi pojawiły się pierwsze gwiazdy.
– Wezmę kąpiel – zakomunikowała Fortune. – Gdzieś pomiędzy moimi rzeczami jest duża dębowa balia. Każ ludziom ją znaleźć i napełnić wodą. Mogą ją postawić w naszej sypialni. Pójdę do pani Hawkins, żeby zagotowała wodę. Nie kąpałam się od sześciu tygodni, Kieranie, i moja skóra jest aż sztywna od soli. Muszę wziąć kąpiel. A potem… – uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko i znacząco -… będziemy musieli się na nowo poznać, mój panie. Uśmiechnął się radośnie.
– Dopilnuję, żeby balia się znalazła, madam. Mogę nawet dołączyć do ciebie albo pełnić rolę służącej. Fortune roześmiała się wesoło. Zaczynała mieć wrażenie, że nigdy się nie rozstawali i w jego oczach widziała, że czuł to samo.
Odnaleziono balię i ustawiono ją w sypialni. Potem wlano do niej wiele wiader wody. W końcu zostali sami. Na kominku w rogu pokoju tlił się ogień, bowiem wieczorem powietrze się ochłodziło. Okna były zasłonięte. Płomienie świec migotały. Kieran ukląkł przed żoną, która przysiadła na brzegu łóżka. Ściągnął jej buty, potem zrolował jej pończochy, nie zapominając wcześniej zsunąć podwiązek. Fortune wstała i odwróciła się do niego plecami. Rozsznurował stanik jej sukni, a w tym czasie ona rozpięła spódnicę. Stanik i spódnica zostały starannie ułożone na krześle.
Fortune, w samej bieliźnie, stanęła twarzą w twarz z mężem. Zręcznie pozbyła się halek. Podniosła do góry ręce, zebrała płomiennorude włosy i upięła je na czubku głowy. W trakcie tej czynności widział zarys jej piersi i poczuł przypływ pożądania. Wyciągnął rękę i z premedytacją zaczął rozwiązywać cienkie różowe wstążki, przytrzymujące razem poły giezła. W końcu rozchylił delikatny batyst koszulki i zsunął ją z ramion żony. Koszulka upadła na podłogę. Zrobił krok do tyłu i westchnął z czystej przyjemności.
– Na Boga, dziewczyno, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam. – Otoczył dłońmi jej kibić i powoli podniósł ją nieco, aby móc pocałować różowe sutki.
– Muszę się wykąpać – zaprotestowała łagodnie. Zaczął lizać językiem jej ciało.
– Jesteś słona – powiedział z cichym śmiechem. Nagle przestał się z nią drażnić i wstawił ją do balii. Ukląkł koło niej, wziął myjkę, namydlił ją i zaczął przecierać jej plecy i ramiona, używając drugiej dłoni, żeby ją opłukiwać. Potem zajął się jej ręką. Ściereczka przesunęła się po jedwabistej skórze. Opłukał jej rękę i ucałował każdy palec. W ten sam sposób została potraktowana druga ręka, ale tym razem powoli, znacząco ssał jej palce.
– Kiepska z ciebie służąca – powiedziała cicho. – Nie umyłeś mi ani szyi, ani uszu, Kieranie Devers. W odpowiedzi nachylił się i złożył pocałunek na jej karku, a następnie przemył go namydloną szmatką. – Zawsze miałaś bardzo wdzięczną i kuszącą szyję, madam – wymruczał. Trzymająca myjkę dłoń znikła pod wodą, wynurzyła się, wyżęła szmatkę, po czym delikatnie obmyła małe uszy. Po umyciu Kieran pocałował obie muszle uszne.
Znów namoczył i wycisnął myjkę. Namydlił ją obficie i przystąpił do mycia jej pełnych piersi, flanelową ściereczką drażniąc sutki, dopóki nie nabrzmiały i nie zaczęły sterczeć z gorącej wody.
– Wstań – powiedział napiętym głosem.
– Mogę skończyć się myć sama – zapewniła go. Serce waliło jej jak szalone. Jego wzrok był taki namiętny.
– Wstań! – powtórzył przez zaciśnięte zęby. Fortune wstała. W klęczącej pozycji wyglądał jak błagalnik u stóp bogini i tak właśnie się czuł. Obiecał jej wierność i był wierny. Nie przespał się z żadną kobietą, odkąd spał ze swoją żoną. Ze swoją piękną, uwodzicielską, słodką żoną. Kieran prawie się trząsł w oczekiwaniu.
Jego męskość była twarda z pożądania niczym skała. Ciekaw był, czy Fortune czuła to samo, więc uniósł wzrok.
Gdy ich spojrzenia się spotkały, Fortune poczuła, jak w jej lędźwiach rozpala się ogień, grożąc, że zginie uduszona w płomieniach. Czuła, jak jej sutki prężą się i drżą w oczekiwaniu. Nogi miała jak z waty, ale stała prosto, gdy ściereczką łagodnie obmywała jej brzuch i obie zgrabne nogi. Nie odrywała swoich błękitnozielonych oczu od ciemnozielonych oczu męża. Nawet gdyby zależało od tego jej życie, nie mogłaby odwrócić spojrzenia. Oczy Kierana obezwładniały ją głodnym pożądaniem, intensywnym pragnieniem, palącą żądzą.
Palcem rozchylił jej wewnętrzne wargi. Przez długą chwilę gorącym wzrokiem wpatrywał się w słodkie ciało. Potem zaczął myć ją ściereczką, prowokując i sprawiając, że zapragnęła go równie mocno, jak on jej. Kiedy pochylił się do przodu i zaczął ją lizać, jęknęła. W głębi swego jestestwa poczuła ogień.
– Kieranie! – na wpół wystękała jego imię, gdy pochwycił w dłonie jej pośladki i przyciągnął ją do siebie, aż znalazła się w najbardziej intymnym kontakcie z jego ustami.
Jej smak! Jej zapach! Szalał z pożądania. Ile to już miesięcy? Ile lat upłynęło od czasu, gdy po raz ostatni trzymał ją w ramionach i kochał się z nią namiętnie? Otarł się policzkiem o jej brzuch, wbijając palce w jej pośladki i z całych sił usiłując pohamować pożerającą go żądzę. Chciał, żeby i tej nocy, i podczas następnych, wszystko było doskonałe. Czekali tak długo, więc teraz, w ich własnym domu, posiądzie ją powoli, z miłością. Wstał.
Palce Fortune poczęły niezdarnie rozwiązywać koszulę męża. Ręce jej się trzęsły. Ściągnęła z niego koszulę i dotknęła wargami gorącej skóry. Poczuła chłód na mokrym ciele i uświadomiła sobie, że stoi w wannie. Schyliła się i zaczęła zasypywać pocałunkami jego tors i brzuch. Boleśnie pragnęła się z nim kochać. Ta wstępna gra miłosna była istną torturą. Zaczęła manipulować przy jego spodniach i Kieran roześmiał się, usiłując jej pomóc. Nagle zaklęła niecierpliwie.
– Nadal masz na nogach te przeklęte buty – powiedziała, prostując się i wbijając w niego wzrok. W odpowiedzi znów przyciągnął ją do siebie.
– Gorąca z ciebie dziewczyna – rzekł cicho, zagłębiając dwa palce w jej ciało. Fortune zadrżała z czystej rozkoszy.
– O, tak! – westchnęła. Palce poruszały się rozmyślnie i prowokująco w jej rozgorączkowanym ciele.
Fortune wiła się szaleńczo, żeby zbliżyć się do niego jeszcze bliżej. Wplątała palce w ciemne włosy męża i pociągnęła, aby zmusić go do opuszczenia głowy. Ich usta spotkały się w zgłodniałym pocałunku, języki splotły w szaleńczym pląsie. Zadygotała, gdy drażniące ją palce wywołały dreszcz rozkoszy.
– Tak, ty pazerna mała wiedźmo, to powinno cię zatrzymać na jedną czy parę chwil, ja zaś zdążę w tym czasie pozbyć się reszty ubrania. – Jego palce opuściły ciało Fortune. Patrząc jej prosto w oczy demonstracyjnie wziął je do ust, mrucząc z uznaniem:
– Wybornie smakujesz, moja kochana.
Przez długą chwilę nie mogła się poruszyć. Stała w balii pełnej ciepłej wody ciesząc się cudownym uczuciem czystej rozkoszy, którą w niej wzbudził. To było za długo. Ale jakiś głos wewnętrzny zapewniał ją, że już nigdy nie będzie tak długiej rozłąki.
Stojąc tyłem do niej, ściągnął resztę ubrania.
– A teraz, żono, twoja kolej, żeby mnie umyć – powiedział.
– Kieran, umieram z pragnienia – błagała go.
– Ja też – odpowiedział i odwrócił się. Westchnęła pożądliwie na widok jego męskości, nabrzmiałej z pożądania, sterczącej z kępy czarnych kędziorów.
– Musisz posiąść wielką sztukę kompromisu, Fortune – oświadczył, wchodząc do balii. Usiadł w wodzie i pociągnął ją w dół.
Fortune jęknęła z zaskoczenia i zachwytu, gdy nagle znalazła się nabita na jego miłosną włócznię.
– A teraz, moja ukochana – rzekł spokojnie, wręczając jej flanelową myjkę – umyj mnie. – Wpatrywał się w nią ciemnozielonymi oczami.
Z trudem mogła oddychać, gdy starała się przesuwać miękką ściereczkę po jego torsie. Była przeraźliwie świadoma tego, że ją wypełnia. Pulsował z pożądania w jej gorącej, wąskiej szparce. Pragnęła go. Była jednocześnie gorąca i zimna. W końcu głęboko wciągnęła powietrze i z ogromnym zdecydowaniem obmyła go, nachylając się nad jego ramionami, żeby przetrzeć szerokie plecy męża. Każdy wykonywany ruch był tak intensywny, że była bliska wykrzyczenia swojego pragnienia, zwłaszcza gdy zaczął pieścić jej piersi, leniwie bawiąc się wrażliwymi półkulami, szczypiąc brodawki, aż zaczęła błagać, żeby przestał, bo rozpadnie się na tysiące kawałków.
W odpowiedzi zdjął ją ze swojej miłosnej włóczni i wstał, pociągając za sobą.
– Przypominam sobie podobną sytuację – rzekł cicho, wychodząc z wody i wyjmując ją z balii. Z wieszaka przy kominku zdjął duży ręcznik i zaczął ją wycierać, ona zaś gorączkowo pochwyciła róg ręcznika i także starała się go wytrzeć.
– Wystarczy – rzekł w końcu i popchnął ją na łóżko. Fortune nie potrzebowała dalszych instrukcji. Natychmiast otworzyła się przed nim i głośno krzyknęła z nieukrywanej przyjemności, gdy wszedł w nią jednym szybkim, gładkim ruchem.
– Tak! – niemal załkała. – Tak!
Tego było już za dużo. Kiedy oplotła go nogami, Kieran zadygotał z rozkoszy. Zagłębił się w jej miękki, zapraszający przesmyk, pchając raz za razem. Ściany jej miłosnego korytarza zacisnęły się wokół jego męskości, zwierając się, rozluźniając, zwierając i rozluźniając, aż nie mógł tego więcej znieść i długo powstrzymywane pożądanie eksplodowało wytryśnięciem miłosnych soków w takiej obfitości, że nie pomieściły się w ciele Fortune i wypłynęły, plamiąc pachnące lawendą prześcieradło.
– Kocham cię! – zawołał.
– Tak jak ja kocham ciebie – załkała. – Mój ukochany, już nigdy więcej mnie nie zostawiaj. Aż do tej chwili nie uświadamiałam sobie w pełni, jak bardzo mi ciebie brakowało, jak bardzo za tobą tęskniłam, Kieranie. Całowali się zgłodniałe, namiętnie, miażdżąc sobie wargi, jakby nie mogli się sobą nasycić.
– Chcę więcej – mruknął prosto w jej ucho.
– Tak, proszę! Więcej i więcej i więcej! – odpowiedziała mu Fortune, gdy na krótką chwilę ich ciała się rozplotły. Roześmiał się i odgarnął pukiel włosów, które rozplotły się podczas ich namiętnego stosunku.
Z jakiegoś powodu, moja ukochana, nie uważam, żeby to była niemiła perspektywa. Nigdy więcej nie powinniśmy się rozstawać, Fortune. Nigdy! – przytaknęła.
Ściany Kaprysu Fortuny otynkowano. Podłogi wypiaskowano i wypolerowano. Zawieszono gobeliny i rozłożono indyjskie dywany. Rozstawiono meble, które Fortune przywiozła ze sobą z Anglii. Kieran Devers zaprosił irlandzkich kolonistów na wspólne świętowanie dożynek. Przybyli, by jeść, pić i tańczyć. Stali uroczyście, gdy ojciec White, jezuita towarzyszący wyprawie Leonarda Calverta, poświęcił Kaprys Fortuny. Poczucie wspólnoty było bardzo silne.
Lekarka, pani Happeth Jones, przyniosła Fortune specjalny podarunek w postaci dwóch krzewów różanych.
Przywiozłam ich tuzin z Irlandii i dobrze przyjęły się w tutejszym klimacie – wyjaśniła. – Proszę mnie odwiedzić w najbliższym czasie, milady, to dam pani wzmacniającą miksturę dla pani i dziecka, które pani nosi pod sercem. Przyszłą wiosną urodzi się mnóstwo dzieci. Wygląda na to, że wszyscy mężowie byli bardzo szczęśliwi widząc znów swe żony, milady. – Jej piwne oczy błysnęły zza okularów. Fortune roześmiała się radośnie.
Nie mów nic jeszcze Kieranowi. Moja Rois również spodziewa się dziecka. Czyż Mary's Land nie jest najcudowniejszym miejscem, Happeth Jones?
Była szczęśliwa. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej czuła się szczęśliwsza.
Ten ich Nowy Świat zdawał się być ziemią obiecaną. Gleba była niebywale żyzna. Na polach rósł tytoń. Ogromne, szpiczasto zakończone jak uszy lisa, ciemne liście wkrótce gotowe będą do zbioru. Kukurydza wybujała, a pędy dyni splątane były tak gęsto ze sobą, iż nie widać było pod nimi ziemi. Rosnąca na tyczkach fasola owocowała obficie przez całe lato. Wszystko rosło doskonale. Nasiona marchwi, buraków i zielonego groszku dawały obfity plon. Sałata lepiej rosła na wiosnę i powinna dobrze rosnąć na jesieni. Kapusta była już okrągła i zielona. Uprawiali słodkie kartofle i coś, co nosiło nazwę ziemniaków. Od Indian dowiedzieli się, że ziemniaki można przechowywać w chłodnym miejscu niemal przez całą zimę, a pieczone w popiele lub gotowane są smakowitym daniem.
Okoliczne lasy pełne były indyków i saren. W zatokach gnieździły się kaczki i gęsi. W wodzie żyły rozmaite gatunki ryb, małże i ślimaki, a także kraby i homary. Kieran dbał o to, żeby każdy z jego ludzi oddawał część swoich zbiorów do wspólnych spichrzów. Resztę magazynowali sami. Indianie pokazali im, jak mielić kukurydzę na mąkę, z której można robić chleb i inne przetwory.
Comfort Rogers nie lubiła Indian. Twierdziła, że się ich boi, zwłaszcza ich zainteresowania jej jasnymi włosami. Fortune nie bała się ich zupełnie. Chętnie rozpuszczała swoje długie, rude włosy, żeby Indianie mogli je obejrzeć i rozdawała obcięte krótko kosmyki Indiankom na pamiątkę. W rewanżu otrzymała od nich nowe imię, które oznaczało Dotknięta Ogniem.
– Pewnego dnia obudzi się pani bez skalpu na głowie – powiedziała Comfort do swojej pani, starając sieją przestraszyć. Fortune roześmiała się.
– Są tylko ciekawi – odpowiedziała. – Przecież wszystkie ich kobiety są ciemnowłose. Nigdy nie widzieli takich włosów jak nasze, blond czy rudych. Czemu się ich boisz?
– Brudne istoty. I kątem oka posyłają mi złe spojrzenia. Wiem, o czym myślą. Zastanawiają się, jak by się czuli, mogąc mnie dosiąść i słysząc moje krzyki – odparła z niesmakiem Comfort.
– Mają swoje kobiety, które są bardzo urodziwe. Wydaje mi się, dziewczyno, że ponosi cię wyobraźnia. Chyba musimy ci znaleźć męża, Comfort. Najwyraźniej dojrzałaś już do tego. Może silny mężczyzna w łóżku sprawi, że poczujesz się bezpieczniejsza – odpowiedziała Fortune.
– Wybrałam już sobie mężczyznę – rzuciła zuchwale Comfort.
– Doprawdy? – Fortune wcale nie była zdziwiona.
– Kto to jest?
– Pan jest idealnym mężczyzną dla mnie. Ty, pani, nie dasz rady mieszkać długo w tym Nowym Świecie. Niedługo wrócisz do Anglii, a wtedy wezmę go sobie. Pani jest zbyt wielką damą, żeby tu przeżyć. Jest pani miękką, rozpieszczoną damulką i nie zasługuje pani na niego. Ja zasługuję. A kiedy znajdzie się pomiędzy moimi nogami, od razu o pani zapomni! Zaskoczona zuchwałymi słowami Fortune wymierzyła dziewczynie siarczysty policzek. Wiedziała, że Comfort ma słabość do Kierana, ale sądziła, że to tylko młodzieńcza fascynacja. Przecież wykupił ją i traktował przyzwoicie.
– Moim domem jest Mary's Land, Comfort, a mój mąż nigdy nie będzie twój. Nie porzuci mnie nigdy, bez względu na okoliczności. Mamy dziecko. Spodziewam się następnego. Chyba muszę porozmawiać z panem o tobie. Może będziesz szczęśliwsza gdzie indziej, nie w Kaprysie Fortuny.
– Nie odsprzeda mnie nikomu innemu. Pan mnie lubi. Chociaż pani tego nie dostrzega, to ja widzę, jak na mnie patrzy – z satysfakcją rzekła Comfort.
– Idź wypolerować meble w salonie – warknęła Fortune. – Zaniedbujesz swoje obowiązki, wszystko jest tam zakurzone. Tej nocy, leżąc w ramionach Kierana, wypowiedziała słowa, na które tak bardzo czekał.
– Znów spodziewam się dziecka, kochany.
– Czy tym razem dasz mi syna? – zapytał, jakby mogła w tym momencie zagwarantować mu spełnienie jego życzenia.
– Tak – odrzekła łagodnie. – Tym razem noszę chłopca. Serce mi to podpowiada. Jest inaczej, niż przy Aine.
– Kiedy się urodzi, podaruję ci księżyc, gwiazdy i wszystko, czego tylko sobie zażyczysz, moja najdroższa Fortune.
– Chciałabym coś na konto twojej obietnicy – zażartowała.
– Powiedz swoje życzenie, kochanie – zachęcał ją.
– Chciałabym, żebyś odsprzedał komuś Comfort – odpowiedziała Fortune. Nie był zaskoczony jej prośbą.
– Czym zdenerwowała cię ta dziewczyna, Fortune? Wiem, że zaślepia ją uczucie do mnie, ale to tylko szesnastolatka, która miała ciężkie życie. Przecież nie jesteś o nią zazdrosna, kochanie? – Z miłością pieścił jej piersi.
– W Comfort nie ma nic dziewczęcego – rzekła Fortune. – Jest stara jak Ewa i ma zimne serce dziwki. Wiesz, co miała czelność mi dziś powiedzieć? Bał się, ale zapytał, i był zaszokowany tym, co usłyszał.
– Nie wykonuje swoich obowiązków w domu, a pani Hawkins twierdzi, że trzeba ją zmuszać do tego, żeby pomagała w kuchni. Znika na całe godziny i nikt nie wie, gdzie się podziewa. Nie pasuje do naszego domu i nie chcę jej tutaj, Kieranie. Czuję już rozwijające się we mnie nowe życie i nie mogę, nie chcę walczyć z tą dziewczyną.
– Nie będzie łatwo znaleźć kogoś, kto ją odkupi. Kupiłem ją w Wirginii i w jej cenę wliczony był koszt jej przejazdu do Mary's Land. Kiedy minie okres jej niewoli, muszę dać jej pięćdziesiąt akrów ziemi, wołu, strzelbę, dwie motyki, perkalową sukienkę, buty, pończochy, niebieski fartuch, lnianą koszulę, dwa płócienne czepki i trzy beczki zboża. Nie wiem, czy ktoś tutaj będzie ją chciał – powiedział z namysłem.
– Zawieź więc ją z powrotem do Wirginii i sprzedaj ją tam – z irytacją rzuciła Fortune. – Albo, jeszcze lepiej, kiedy następnym razem przypłynie tu „Róża Cardiffu”, dajmy jej sakiewkę z pieniędzmi i odeślijmy do Anglii. Kto będzie wiedział, że została tu zesłana za kradzież? Sama na pewno nikomu o tym nie powie, żeby nie wtrącono jej na powrót do Newgate. Za otrzymane od nas pieniądze może założyć mały sklepik albo znaleźć sobie męża, który zaspokoi trawiące ją żądze.
– Pozwól mi się rozejrzeć, czy nie znajdzie się ktoś, kto skłonny byłby ją ode mnie odkupić. Nie chciałbym tracić wszystkiego, co zainwestowałem, a przecież odpracowała już dwa lata kary. Nie dostanę za nią pełnej kwoty, Fortune – rzekł Kieran.
– Nie obchodzi mnie, czy coś w ogóle za nią dostaniesz. Jeśli znajdzie się ktoś, kto ją zechce, oddaj mu ją bezpłatnie. Chcę tylko, żeby znikła z mojego domu! – oświadczyła Fortune.
– Obiecuję, że zniknie, kiedy zaczną się żniwa – odpowiedział.
We wrześniu ścięto tytoń i rozwieszono w szopie, żeby wysechł. Potem związano go w małe pęczki i zapakowano do dużych beczek, żeby je wysłać do Anglii na pokładzie „Róży Cardiffu”. Kompania handlowa O’Malley – Small zainwestowała ostatnio w branżę tytoniową, co okazało się niezwykle intratnym posunięciem. „Róża Cardiffu” miała również zabrać do Anglii baryłki ze zbożem. Kolonia produkowała więcej zboża, niż potrzebowała, a zastrzyk gotówki zawsze był mile widziany. Zebrano plony z ogrodu, warzywa korzeniowe i kapustę złożono na zimę w piwniczkach. Mężczyźni polowali na sarny i dzikie ptactwo, żeby mieć mięso na zimę. „Highlander” powrócił z trzema mlecznymi krowami, dwoma parami wołów, dwoma tuzinami kur i z kogutem.
Wokół nich coraz więcej było oznak zbliżającej się zimy. Gęsi zbierały się w ogromne, gęgające stada, wypełniające wody zatoki. Liście drzew zaczynały czerwienieć. Klony zabarwiały się na złoto i na czerwono. Dęby stawały się czerwone i rude. Brzozy i buki przybierały cudowną, głęboką barwę złota, niemal dokładnie taką, jak odcień suszonego tytoniu. A Fortune zaczynała kwitnąć w oczekiwaniu na dziecko, podobnie jak jej pokojówka Rois.
Pewnego popołudnia, gdy obie kobiety siedziały przed domem, szyjąc ubranka dla dzieci, w polu widzenia pojawiła się Comfort Rogers. Wyglądała wyjątkowo niechlujnie. We włosach miała sosnowe igły i w jej wyglądzie było coś takiego, co skłoniło Rois do powiedzenia:
– Ciekawa jestem, milady, z kim dzisiaj spała.
– Do licha! – zaklęła Fortune. – Jeśli dorobi się brzucha, Kieran nigdy nie będzie mógł się pozbyć tej małej łajdaczki!
– Zamierza ją odsprzedać? – zapytała Rois. – Cieszę się! Powinna pani widzieć, jak ta dziewucha gapi się na mojego Kevina. Ociera się o niego przy każdej nadarzającej się okazji. Chętnie wydrapałabym jej oczy, ale nie będę robiła żadnych scen, żeby nie sprawiać ci kłopotu, milady. Nie będę płakała, kiedy stąd odejdzie! Mężczyźni plotkują między sobą, że za pół pensa Comfort Rogers rozłoży nogi przed każdym. Fortune cicho zaklęła pod nosem. Potem zapytała:
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? Tak jak podejrzewałam, dziewczyna jest ladacznicą. Musimy się jej pozbyć i to im szybciej, tym lepiej!
– Nie mogę znaleźć na nią kupca – przyznał Kieran, gdy wieczorem żona poruszyła tę kwestię.
– Rois powiedziała mi, że dziewczyna kładzie się na plecach dla każdego – gniewnie rzuciła Fortune.
– Wiem – przyznał nieszczęśliwym tonem. – Właśnie dlatego nie mogę znaleźć nikogo, kto chciałby ją odkupić. Żadna przyzwoita kobieta nie zechce mieć takiej dziwki w swoim domu. Przepraszam, kochanie, chciałem ci tylko zapewnić tutaj służbę, do jakiej przywykłaś w swoim domu. Nie chciałem, żebyś była nieszczęśliwa w Mary's Land. Fortune ze smutkiem potrząsnęła głową.
– Cóż, nie ma innego wyjścia. Będziemy musieli odesłać ją z powrotem do Anglii i dać jej pieniądze. Nie mogę pozwolić, żeby się łajdaczyła w naszym domu. Gdyby się rozniosło, że na to pozwalamy, zepsułoby to nam reputację. A jak mamy ją pohamować bez zakładania kajdanów? – Przerwała. – Może powinniśmy ją uwięzić, żeby stale nie uciekała. Sądzę, że należałoby ją wy chłostać i zakuć w dyby. Wszyscy zobaczyliby wówczas, że nie tolerujemy jej złego zachowania. A potem skulibyśmy jej nogi, żeby nie mogła się włóczyć.
– Zgadzam się, choć to bardzo drastyczne – powiedział. – „Róża Cardiffu” przypłynie jeszcze raz w tym roku. A kiedy będzie odpływać, na pokładzie statku znajdzie się Comfort Rogers, obiecuję ci to. Nie możemy zawracać sobie głowy nieobliczalną dziewczyną.
Następnego ranka Fortune wezwała swoich służących.
– Doskonale się orientuję, że niektórzy z was się źle prowadzą. Uprzedzam, że dłużej nie zamierzam tego tolerować. Odsprzedam każdego, kto nie zachowuje się po chrześcijańsku. – Obrzuciła surowym spojrzeniem czterech mężczyzn, którzy, chociaż utrzymywali, że są purytanami, byli równie rozwiąźli, jak wszyscy inni. – Comfort Rogers, nie wolno ci opuszczać domu bez mojego pozwolenia. Rozumiesz?
Comfort łypnęła ponuro na swoją panią, ale nic nie powiedziała. Fortune nie drążyła tematu. Decyzja dotycząca dalszych losów Comfort już zapadła.
– Najwyższy czas – zwróciła się do Dolly pani Hawkins. – Nie zdziwię się, jeśli stąd wyjedzie, i to szybko.
– Naprawdę sądzisz, że pani ją odsprzeda? – zapytała Dolly.
– Jeśli tylko znajdą kogoś, kto będzie chciał wziąć tę zdzirę. Jest mi niedobrze od słuchania o tym, jak to pan na nią spogląda. Mówię ci, że tej dziewczynie potrzebne jest solidne lanie – rzekła pani Hawkins.
– Pewnie nie miałaby nic przeciwko temu, żeby to pan przetrzepał jej skórę – zachichotała Dolly. – Aua! – Potarła ramię, które pani Hawkins uderzyła drewnianą chochlą.
– Za co to?
– Pilnuj swego języka, Dolly – ostrzegła ją kucharka. – Nasza pani bardzo kocha pana, a on ją. Nie chcę słuchać takiego gadania. Wstydziłabyś się.
– Nie miałam nic złego na myśli – odparła dotknięta Dolly.
– Wiem. A teraz bądź dobrą dziewczyną i pomóż mi. Mam do wypatroszenia i nafaszerowania kilka kaczek na dzisiejszy obiad. Stojąc w cieniu za drzwiami, Comfort słyszała rozmowę obu kobiet. Pani Hawkins to stara krowa, a Dolly była za miękka i za głupia. Comfort pomyślała, że gdy zostanie panią tego domu, odprawi je obie. To ona będzie mogła je odsprzedać. Pan Kieran nigdy jej nigdzie nie odeśle. Przecież ją kocha, ale nie może się do tego przyznać. Przez nią, przez tę jego nadętą żonusię z jej ognistą głową i bladą cerą. Nienawidziła jej! Jak na nią mówią Indianie? Dotknięta Ogniem. To jest to! Ciekawe, czy któryś czerwono skóry byczek chciałby się zabawić pomiędzy jej mlecznymi udami. Ależ by krzyczała. Gdyby stąd znikła, pan Kieran zwróciłby się ku Comfort. Wiedziała to! Czyż Fortune nie powiedziała, że nie wolno jej się nigdzie oddalać bez jej zgody? Pokaże jej! Będzie chodziła, kiedy i gdzie zechce. Nie pozwoli żadnej przeklętej damulce sobie rozkazywać! Dała nauczkę swojej dawnej pani w Londynie, pokaże i tej!
Musiała się wydostać z tego domu. Potrzebowała mężczyzny, który wypełni ją swoją żądzą. Uświadomiła sobie jednak, że teraz służący tu mężczyźni będą ostrożni. Niech diabli wezmą milady! Co ją obchodzi, że mężczyźni się z nią parzą? Nikogo nie krzywdziła. No tak, pani mogła być w pełni obsłużona, ona zaś nie. Cóż, już ona jej pokaże, i to niedługo!
– Pani Fortune – odezwał się Prosper, jeden z nie – wolnych służących.
Fortune uniosła głowę znad dziecinnego ubranka, które szyła, siedząc na krześle przed domem, w towarzystwie Rois.
– Tak, Prosperze, o co chodzi?
– To ta Comfort, wasza miłość. Znów poszła do lasu. Widzieliśmy ją z pola. Fortune poderwała się na równe nogi.
– Przeklęta dziewczyna! Znowu się zgubi.
– Nie, wasza miłość. Comfort zna okoliczne lasy lepiej niż ktokolwiek z nas. Nie gorzej niż Indianie – rzekł służący.
– Naprawdę? – To była dość interesująca wiadomość. Czy to możliwe, żeby Comfort celowo udawała, że się zgubiła owego dnia, gdy Fortune przybyła do Mary's Land? – Pokaż mi, gdzie ona jest – poleciła Fortune. – Rois, idź do Kierana i powiedz mu, że poszłam szukać tej dziewuchy, która stale przysparza kłopotów i że jutro zostanie zakuta w dyby w St. Mary's i otrzyma chłostę.
– Ona wróci, milady – powiedziała Rois. – Nie chodź za dziewczyną, pani.
– Celowo mnie nie posłuchała, i to w obecności innych. Jeśli jej sama nie przyprowadzę, stracę panowanie nad moimi ludźmi i całym gospodarstwem – odpowiedziała Fortune, odwróciła się i ruszyła za służącym. Poprowadził ją na skraj pola tytoniu i wskazał ścieżkę, którą oddaliła się Comfort.
– Pójdę z panią – powiedział.
– Nie – odparła Fortune. – Daleko nie odeszła, a chcę ją przyprowadzić osobiście. Zetnij mi tę witkę, Prosperze.
Wykonał polecenie i z uśmiechem podał jej witkę.
Podążając ledwo widoczną ścieżką Fortune zagłębiła się w las. Wokół niej liście mieniły się żywymi, październikowymi kolorami. Bezszelestnie opadały na ziemię. Przed sobą słyszała Comfort, nucącą jakąś piosenkę. Fortune przyspieszyła kroku, ale nie mogła dogonić dziewki służebnej.
Nagle uświadomiła sobie, że od paru minut nie słyszy jej śpiewu. Gdzie też przepadła ta przeklęta dziewucha?
Comfort słyszała, że ktoś za nią idzie. Z podnieceniem pomyślała, że może to któryś z mężczyzn. Ukryła się w zaroślach, żeby zidentyfikować, kto ją goni. Na widok Fortune torującej sobie drogę wśród krzaków, Comfort poczuła przypływ rozczarowania. Nagle jednak przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Znów zaczęła śpiewać, prowadząc swoją panią coraz głębiej i głębiej w las. Przeprawiła się przez mały strumień i ponownie się ukryła, patrząc jak Fortune przechodzi w bród na drugą stronę i podąża dalej. Z triumfalnym uśmiechem Comfort zawróciła. Jej rywalka sama zgotowała sobie swój los. Wkrótce zorientuje się, że się zgubiła i nie będzie w stanie odnaleźć drogi z lasu. Wychodząc z kniei, Comfort uśmiechała się do siebie, myśląc, że ona tymczasem będzie u boku swojego pana.
Fortune zatrzymała się. Wszędzie wokół niej rosły gęste drzewa i zarośla. Pomyślała, że musi wracać. Starała się iść po własnych śladach, ale wiodąca w las ścieżka, teraz, gdy próbowała wyjść z lasu, nie wydawała się już taka wyraźna. Przed sobą usłyszała szum wody. Strumień, przez który się przeprawiała! Ale kiedy zatrzymała się na jego brzegu, nie była wcale pewna, że to ten sam strumień. Tamten, przez który przechodziła, płynął cicho. Ten szumiał i pluskał, tocząc wody po kamienistym korycie.
Zaczynała ją ogarniać panika. Z przerażeniem pomyślała, że zabłądziła. Stała bez ruchu. Nagle bała się zrobić choć jeden krok w którąkolwiek stronę, żeby się jeszcze bardziej nie zgubić. Przecież nie szła długo, nie mogła tak bardzo oddalić się od domu. Ale w którą stronę iść? O Boże, nie wiedziała! Zaczęła płakać. Zabłądziła w tym lesie w Nowym Świecie i nikt jej nie znajdzie. Aine zostanie sierotą, a syn, bo była pewna, że to syn, którego nosiła, umrze tu razem z nią. Zwinęła się na miękkim poszyciu lasu i plącząc, zasnęła.
– Dotknięta Ogniem, obudź się – usłyszała wołający ją niski głos.
Fortune otworzyła oczy, a kiedy wstała, znalazła się twarzą w twarz z wysokim, starszym Indianinem. Wstrzymała oddech.
– Nie bój się, Dotknięta Ogniem. Jestem Wiele Księżyców, czarownik Wicocomoco.
– Znasz angielski? – Fortune była zdumiona. Uśmiechnął się.
– Wasza kobieta – czarownik, Szklane Oko, nauczyła mnie angielskiego, a ja nauczyłem ją naszej mowy. Szklane Oko? Oczywiście! Happeth Jones z jej okularami!
– Zgubiłam się, Wiele Księżyców. Poszłam do lasu za nieposłuszną służącą i zabłądziłam. Czy możesz mnie zaprowadzić do domu? Skinął głową.
– Śledziłaś dziewczynę o włosach w kolorze słomy? To bardzo zła osoba, Dotknięta Ogniem. Sprowadziła chorobę na kilku naszych młodych mężczyzn, których skusiła. Pozwoliła im użyć się, jak mężczyzna używa kobiety. Potem zachorowali.
– Ma na imię Comfort, ale nie daje żadnego komfortu – mówiła Fortune, idąc obok czarownika. – Mój mąż zamierza ją stąd odesłać. Dziewczyna twierdzi, że boi się twoich ludzi. Przykro mi, że sprowadziła chorobę na waszych mężczyzn. Może pani Jones, Szklane Oko, mogłaby w czymś pomóc. Wdzięczna jestem, że mnie znalazłeś, Wiele Księżyców. Bez twojej pomocy chyb abym nie wydostała się z lasu. – Fortune widziała coraz rzadziej rosnące drzewa, a za nimi pola tytoniu. Zbliżał się zachód słońca. Zrozumiała, że miała mnóstwo szczęścia.
– Fortune! Fortune! Wołano jej imię.
– Tutaj jestem – zawołała w odpowiedzi, wybiegła z lasu i wpadła w wyciągnięte ramiona Kierana.
– Już myślałem, że cię straciłem – powiedział, całując ją wygłodniałe.
– Niewiele brakowało, ale dzięki Wiele Księżyców… – Odwróciła się. – Poszedł sobie! Och, Kieranie, chciałam, żebyś i ty mu podziękował. Odnalazł mnie czarownik Wicocomoco, który zaprzyjaźnił się z panią Jones. To on wyprowadził mnie z lasu. Wiesz, jak nazywają ją Indianie? Szklane Oko!
– Czemu poszłaś do lasu? – zapytał, kiedy zaczęli iść w stronę domu. Fortune opowiedziała mu o wszystkim, po czym dodała:
– Umieram z głodu, Kieranie!
– Pani Hawkins niedługo będzie miała gotowy obiad. Rois przybiegła, żeby powiedzieć, iż poszłaś do lasu i przepadłaś. Przez całe popołudnie przeczesywałem kraniec lasu. Niewiele brakowało, a posłalibyśmy do indiańskiej wioski z prośbą o pomoc. Do diabła, co Comfort robiła w lesie?
– Dowiedziałam się, że dziewczyna świetnie zna tutejsze lasy. I wbrew jej zaprzeczeniom, ani odrobinę nie boi się Indian. Przespała się już z paroma młodymi byczkami i zaraziła ich jakąś chorobą – oświadczyła mężowi Fortune. – Czy Rois wspomniała, że jutro rano chcę ją odesłać do St. Mary's? Kiwnął głową.
– Zakułem ją w kajdany i zamknąłem z spiżarni – poinformował żonę, gdy wchodzili do domu.
– O, milady, dzięki Bogu, że jest pani z powrotem! – zawołała Rois, podbiegając do swojej pani.
– Już wszystko jest w porządku – zapewniła Fortune służącą. – A jutro rano pozbędziemy się Comfort Rogers.
– Bez niej będzie lepiej – bezceremonialnie stwierdziła Rois.
Wczesnym rankiem płacząca Comfort została wyprowadzona ze spiżarni i wsadzona na wóz. Kevin miał pojechać ze swoim panem do St. Mary's Town. Jednak w chwili, gdy wóz ruszył spod domu, Comfort krzyknęła:
– Zabiera mnie stąd, ty suko! Będziemy razem, a ty zostaniesz sama! Wiedziałam, że mnie pragnie. Wiedziałam, że nie ciebie kocha, ale mnie!
– Dziwka! – parsknęła Rois.
– Żal mi jej – powiedziała Fortune. – Nie na tyle, żeby chcieć ją mieć w pobliżu, ale mimo wszystko żal mi jej.
Wieczorem, po powrocie mężczyzn, gdy wszyscy razem, państwo i służba, zasiedli w pokoju za stołem, Kieran Devers zaczął opowiadać, jak to cudem uniknęli wielkich problemów. Obaj z Kevinem dotarli bez przeszkód do St. Mary's. Zabrał służącą przed oblicze gubernatora i poprosił, by zakuto ją w dyby i wychłostano za złe zachowanie. Następnie zamierza! przekazać ją w ręce kapitana O'Flaherty'ego i odesłać do Anglii.
Wrzeszczącą Comfort zakuto na rynku w dyby, rozerwano jej koszulę na plecach i wymierzono dziesięć batów za niemoralne i sprośne zachowanie oraz za nieposłuszeństwo wobec swoich państwa. Po całym dniu spędzonym w dybach późnym popołudniem, przed wieczornym odpływem, miała zostać odstawiona na pokład statku. Dopilnowawszy, żeby służąca otrzymała należną karę, Kieran i Kevin zajęli się załadunkiem na „Różę Cardiffu” beczek z tytoniem. Potem udali się do Aarona Kiry. Ucieszyła ich wiadomość, że został zaakceptowany w St. Mary's i świetnie prosperował, pożyczając pieniądze.
– Co mam zrobić z dziewczyną, kiedy wrócimy do Anglii? – Ualtar O’Flaherty zapytał męża kuzynki, kiedy wreszcie zakończono załadunek i trzej mężczyźni zasiedli do posiłku w kajucie kapitana.
– Daj jej tę sakiewkę i niech sobie idzie. Nie odważy się wrócić na swoje stare śmieci, w obawie, że mogą ją złapać i aresztować. Odpracowała dopiero dwa lata swojej kary, ale ma tak fatalną reputację, że nie możemy jej nikomu odsprzedać. Nie chcę, żeby kręciła się w pobliżu mojej rodziny. Zwabiła Fortune do lasu, żeby tam zabłądziła. Moją żonę ocalił jeden z zaprzyjaźnionych Indian. Szczerze mówiąc, nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś na środku oceanu wyrzucił ją za burtę, Ualtarze. Ta podstępna dziwka nie zasługuje na nic więcej. Trzymaj ją skutą i zamkniętą, bo inaczej znajdziesz ją rozkładającą nogi przed całą załogą i będziesz miał bunt na statku. To niegodziwa łajdaczka.
Rozległo się pukanie do drzwi kabiny, które uchyliły się, ukazując chłopca okrętowego.
– Jakiś dżentelmen chce się widzieć z panem Deversem – powiedział i odsunął się na bok, żeby przepuścić towarzyszącego mu mężczyznę.
– To ja jestem Kieran Devers – powiedział Kieran, podnosząc się i wyciągając rękę.
– Anthony Sharpe, panie Devers. Ma pan służącą o imieniu Comfort Rogers?
– Owszem, od niedawna – odpowiedział Kieran.
– Mam nakaz aresztowania jej, panie. To oszustka, skazana na powieszenie za morderstwo. Podszyła się pod kobietę zmarłą w Newgate, która również miała zostać wywieziona do kolonii. Nikt by się nie dowiedział, gdyby nie rozwścieczyła innej więźniarki, która też miała być zesłana. Zuchwała dziewczyna przespała się z jej mężem. Słyszałem, że to całkiem jurna dziewka – powiedział z uśmiechem Anthony Sharpe.
– Kupiłem ją ponad dwa lata temu – rzekł Kieran. – Dlaczego tyle czasu upłynęło, zanim rząd się nią zainteresował?
– Nikt nie chciał słuchać kobiety, którą rozsierdziła, dopóki nie znalazła się tutaj, w Nowym Świecie. Przypłynęła później, na innym statku. Pan tej kobiety usłyszał całą historię, uwierzył swojej służącej i powiadomił władze. Sporządzono krótką notkę i posłano do Londynu. Wyznaczono niewielką nagrodę dla współwięźniów z Newgate, bowiem wielu osadzonych za długi nadal jeszcze tam przebywało, za wszelkie informacje o tym, co się stało z Comfort Rogers. Pieniądze świetnie przywracają pamięć. Dowiedzieliśmy się, że prawdziwa Comfort Rogers umarła, a jej nazwisko przywłaszczyła sobie niejaka Jane Gale.
– Co ona zrobiła? – zapytał Kieran.
– Zabiła swoją panią. Była przekonana, Że jej pan oszalał z miłości do niej, więc zabiła żonę, Żeby go zdobyć – padła odpowiedź.
– A pan rzeczywiście się w niej zakochał? – dociekał Kieran.
– Nie, panie, to był wytwór wyobraźni dziewczyny.
– Mój Boże, Kieran, miałeś szczęście, że nie zabiła twojej żony – powiedział Ualtar O’Flaherty, po czym zwrócił się do pana Sharpe'a, żeby opowiedzieć mu, co przytrafiło się jego kuzynce zaledwie dzień wcześniej.
– Tak, pańska kuzynka rzeczywiście miała szczęście.
– Dziewczyna jest w dybach. Właśnie mieliśmy po nią pójść. – Nie dodał, że zamierzał odesłać Comfort Rogers, a może Jane Gale, a może jeszcze jakoś inaczej, z powrotem do Anglii, żeby tylko się jej pozbyć. – Co pan z nią zrobi?
– Zabiorę ją do Anglii. Muszę tylko znaleźć statek, na którym będzie miejsce dla mnie i mojej więźniarki – padła odpowiedź.
– Wyruszam w morze dzisiaj, z wieczornym odpływem i mam dla was miejsce – szybko wtrąci! kapitan O’Flaherty. – Nie zapłaci pan za podróż, panie Sharpe, bo moja kuzynka, która jest daleką kuzynką króla, oczekiwałaby ode mnie, że udzielę pomocy władzom. Poślę paru ludzi, żeby sprowadzili ladacznicę.
– Pójdziemy z nimi. Jednak zanim opuszczę statek, chciałbym zobaczyć pański nakaz aresztowania, panie Sharpe – powiedział Kieran.
– Naturalnie, panie. – W odpowiedzi Anthony Sharpe sięgnął do kieszeni kamizelki, wyciągnął pergamin i podał go Kieranowi.
Kieran wziął do ręki urzędowo wyglądający dokument, otworzył go i przeczytał. Był to istotnie nakaz aresztowania skazanej zbrodniarki, Jane Gale, znanej także jako Comfort Rogers, kobiety w wieku lat szesnastu, o płowych włosach i niebieskich oczach. Kieran złożył na powrót pismo, oddał je panu Sharpe i odezwał się do kapitana O’Flaherty'ego:
– Oto list mojej żony do jej matki, księżnej. Zobaczymy cię na wiosnę. Mam nadzieję, że tytoń dobrze się sprzeda w Londynie. Szczęśliwej podróży. Obaj mężczyźni uścisnęli sobie ręce.
– Rodzina będzie zachwycona, gdy dowie się o nowym dziecku – rzekł kapitan.
– A więc Ualtar odpłynął do Anglii z Comfort Rogers w kajdanach. Niech Bóg ma ją w swojej opiece – podsumowała Fortune, gdy jej mąż skończył swoją opowieść.
– Możesz tak mówić po tych wszystkich kłopotach, jakich przysporzyła? – zapytał zdumiony. – Masz za dobre serce, kochanie. Inni siedzący przy stole wydali potwierdzające pomruki.
– Popatrz, Kieranie, jak łagodnie obszedł się z nami los. Zanim przybyliśmy do Mary's Land, każde z nas brnęło przez życie i nie ustawaliśmy w dążeniu do przodu. To samo próbowała robić Comfort Rogers. Chciała przeć do przodu. Być kochaną. Niestety, nie wiedziała, jak to uczynić. Ja byłam kochana przez całe moje życie, ty zaś, pomimo śmierci matki i wątpliwości dotyczących macochy, wiedziałeś, że otacza cię miłość ojca i rodzeństwa. Jakież okropne życie musiało być udziałem tej nieszczęsnej istoty, jeśli zrobiło z niej kogoś tak podłego? Dzieci rodzą się czyste i niewinne. Tylko pod wpływem wyjątkowo strasznych wydarzeń wyrastają z nich źli ludzie. Tak, próbowała mnie zabić i ukraść mi męża, ale dziś wieczorem siedzę bezpieczna u twego boku w Kaprysie Fortuny, ona tymczasem jest w drodze do Anglii, gdzie czeka ją stryczek. Niech Bóg jej pomoże, Kieranie. Niech Bóg jej pomoże!
Spojrzał na nią ciemnozielonymi oczami przepełnionymi miłością i podziwem dla tej kobiety, którą wybrał sobie za żonę. Lady Fortune Mary Lindley Devers była naprawdę zdumiewająca.
– Kocham cię. Kochałem cię wczoraj. Kocham cię dzisiaj i zawsze cię będę kochał. Naszym domem jest Mary's Land. Jesteśmy w domu i nic nas nie gna dalej! – powiedział.
Wstał i otoczył ją ramionami. A potem pocałował z całą pasją swojej celtyckiej duszy i Fortune widziała, że powiedział prawdę. Byli w domu. Byli w domu i nic nie gnało ich dalej. Co za wspaniałe uczucie!