143276.fb2
Agacie Ch.
Notariusz przetarł okulary.
– Nie bardzo rozumiem, dlaczego to robisz – powiedział, choć w gardle ściskało go z niepokoju. Nie płacono mu za komentarze. Pracował dla pana Johna Wathe’a od pięćdziesięciu lat. Wiedział, że starszy pan potrafił być mocno męczący, ale właśnie spisany testament zdumiał go bez granic.
John Wathe uchylił powieki. W jego oczach pojawił się młodzieńczy błysk. Zawsze mówił cicho, tym razem jego głos zabrzmiał jak grzmot.
– Jeszcze pożałują! – Blade usta starca rozciągnęły się w uśmiechu. O dziwo, prawie krzyczał. – Polują na mnie. Czekają, hieny. I nic nie mogą dla mnie zrobić, nic! Wiem wszystko! – John podniósł się na łóżku i chwycił notariusza za rękę. – Banda egoistów! Im chodzi wyłącznie o pieniądze! Zawsze! Mój wnuk Peter przegrał trzydzieści tysięcy dolarów i śmie do mnie przychodzić po tym wszystkim i prosić o czek! Był dość dorosły, żeby zrobić tej Hariett dziecko i nie chce ponosić żadnej odpowiedzialności! Wieczny chłopczyk w krótkich spodenkach! Tym razem nie!
Notariusz nie wiedział, co robić. Nigdy w czasie pięćdziesięciu lat ich znajomości milioner John Wathe nie pozwalał sobie na szkalowanie rodziny.
Tarł szkła, jakby chciał je przedziurawić.
– A Diana? Jedyna wnuczka… – ciągnął milioner John Wathe. – Ten jej absztyfikant puścił ją kantem, jak się dowiedział, że ona nic ode mnie nie dostanie! Ma do mnie pretensję, głupia, głupia, po trzykroć głupia! Wiele by dała, żeby mieć forsę i rzucić się w jego ramiona! Taka zakochana! A jej matka… stoi za nią murem… Przyszła i powiedziała, że zniszczyłem jej córce życie… Widziałem to spojrzenie… Jest zdolna do wszystkiego, wierz mi…
Notariusz siedział jak sparaliżowany.
– Ani słowa nikomu! Ani słowa! – John ściskał go mocno, za mocno jak na ciężko chorego człowieka. – Mają bardzo mało czasu… Muszę być ostrożny i czujny… Pamiętasz o tajemnicy zawodowej?
Notariusz włożył okulary i delikatnie uwolnił rękę. Nie spodziewał się zgoła, że starszy pan obarczy go tajemnicą własnej śmierci.
– Możesz na mnie liczyć.
– A więc załatwione. Jeśli mnie zawiedziesz, nie dostaniesz tych dwustu tysięcy dolarów. Zabezpieczyłem się.
Milioner John Wathe chichotał, twarz mu się wykrzywiała w spazmatycznych skurczach.
– A zięć… Ten idiota nie wie, że wiem o jego romansie z tą panną Pilar. Głupiec! Tylko idiota może myśleć, że dwudziestodwuletnia pielęgniarka kocha bezinteresownie mężczyznę pod pięćdziesiątkę. Który myśli, że za moment będzie bogaty! Cha, cha, cha, już ja im pokrzyżuję plany!
Umilkł, opadł na poduszki, a potem spojrzał prosto w oczy notariusza.
– Dziękuję ci za te wszystkie lata. Teraz wyjedź i zgodnie z umową wróć za miesiąc. Mnie już może nie być na tym świecie…
Notariusz drgnął.
– Nie mów tak. Lekarze sądzą, że… to jeszcze potrwa.
– Nie przy takiej rodzinie. Banda egoistów. Wierz mi i bądź czujny. Postępuj zgodnie ze wskazówkami, a nie pożałujesz.
Notariusz podniósł się z miejsca. Nie chciał wierzyć, że to, co mówił stary człowiek, jest prawdą. Znał córkę Johna, Kathy, od urodzenia. Był na jej ślubie z Krisem, widział, jak rosną ich dzieci, Diana i Peter. Owszem, zauważył, że pielęgniarka pojawiała się w polu widzenia Krisa częściej, niż należało. Wiedział, że Peter miał kłopoty, zdarzało mu się grywać do białego rana w kasynie w mieście. Najbardziej żal mu było Diany. Narzeczeństwo nie trwało długo, ale jaka ona była zakochana! Rzeczywiście, narzeczony po rozmowie z panem Johnem wyjechał, zostawiając krótki list: „W tej sytuacji nie mogę ci zapewnić takiego życia, do jakiego jesteś przyzwyczajona, zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Będę czekał pół roku, może coś się zmieni”. Brzydki list od małego człowieka. Diana – choć minęło pół roku – nie mogła chyba wybaczyć dziadkowi, że przyczynił się do tego rozstania.
Ale Kathy? Łagodna, dobra Kathy? Nie byłaby zdolna skrzywdzić ojca.
John Wathe wziął głęboki oddech i jego głos złagodniał.
– Byłeś dobrym przyjacielem przez te wszystkie lata. Dziękuję ci za wszystko i dotrzymaj danego mi słowa.
– Obiecuje – powiedział notariusz. – Do zobaczenia.
Starszy pan pokiwał przecząco głową.
– Żegnaj – powiedział. – Idźcie już.
Prawnik i świadek cicho zamknęli za sobą drzwi.
Inspektor David Crobe był mężczyzną po przejściach. Od kiedy w jego życiu zabrakło Helen, nie czekał na nic. Dlatego bez większego żalu odwołał rezerwację hotelu w Pushington, gdzie po raz pierwszy od dwóch lat miał cieszyć się urlopem. Telefon od szefa obudził go nad ranem.
– Milioner John Wathe nie żyje. Jedź i rozejrzyj się. Cała ta sprawa mocno śmierdzi.
Inspektor David ogolił się, nie patrząc do lustra. Wiedział, co tam zobaczy. Zmęczona twarz trzydziestoczterolatka, od którego odeszła żona. Z najlepszym przyjacielem. Jak mógł do tego dopuścić? Jak mógł nie zauważyć? Helen wzięła nie tylko przyjaciela, ale i siedmioletnie oszczędności, przeznaczone na domek za miastem. Z utratą pieniędzy łatwo się było pogodzić. Gorzej z utratą Helen. Co zaniedbał? Czego jej nie dawał? Przecież kochał ją tak bardzo!
Wspomnienia już nie bolały, ale jakiś rodzaj otępienia pozostał. Pracował za dwóch. Brał trudne sprawy. Wyjeżdżał w teren. Mógł sobie na to pozwolić. Przecież nikt na niego nie czekał.
Rezydencja Johna Wathe’a była imponująca. Samochód Davida pokonywał drobne wzniesienia z ciężkim charkotem silnika. Minął z prawej jezioro leżące w przyjaznej dolinie i wjechał w cień alei lipowej. Zahamował na podjeździe, zastanawiając się, czy dobrze robi.
W drzwiach pojawiła się smukła postać. Kobieta miała włosy koloru miodu upięte w kok. Inspektor wysiadł. Kathy Childhood podała mu rękę.
– Mam nadzieję, że wyjaśni pan sprawę śmierci ojca. – W jej oczach zakręciły się łzy.
Mogła udawać, ale David czuł, że łzy są prawdziwe.
– Obiecuję pani, że dojdę prawdy.
Spojrzała na niego i teraz miał wrażenie, że się zaniepokoiła. Weszli do obszernego hallu. Kathy poprowadziła go na górę.
– Oto pański pokój. Zapraszam na obiad za godzinę, potem będziemy do pana dyspozycji.
Inspektor rzucił torbę na łóżko. Stanął przy oknie i jego wzrok padł na ładną dziewczynę w kwiecistej sukience, podobną do Kathy, która dawała gwałtowne znaki ręką komuś, kto szedł od strony stajni. David wychylił się bardziej i zauważył młodzieńca. Syn Childhoodów, Peter, i córka Diana – znał ich z fotografii.
Dziewczyna wcisnęła bratu coś do ręki i ruszyła w stronę domu. Peter przyglądał się małej paczuszce. Inspektor sięgnął po lornetkę. Z domu wyszła Kathy. Młody człowiek, zobaczywszy matkę, odwrócił się w panice i szukając miejsca dla zawiniątka, szybko pochylił się i dźwignął marmurowego amorka.
Kathy podeszła do syna. Wprawne oko inspektora uchwyciło moment, kiedy Peter chował paczuszkę pod prawą stopą uśmiechniętego bożka miłości. Matka z synem ruszyli w stronę domu. Inspektor już, już chciał odłożyć lornetkę, kiedy w polu jego widzenia zamajaczyli młoda kobieta i starszy pan. Ukryci za krzewami tamaryszku stanowili jedną plamę. Kris Childhood, zięć nieboszczyka, trzymał kobietę za dłonie, potrząsał nią, ona się wyrwała i przemknęła w stronę wejścia dla służby. On wyłonił się za chwilę, przecierając czoło. Wyraźnie zdenerwowany – zanotował inspektor.
Gong na obiad rozlał się po rezydencji cichym głębokim brzmieniem. Inspektor, już po przechadzce w ogrodzie i kilku rozmowach telefonicznych, zmienił koszulę i zszedł na dół. Kathy wskazała ręką na mężczyznę zza tamaryszku:
– Inspektorze, pozwoli pan, to mój mąż.
Mocny uścisk dłoni świadczył o tym, że Kris jest mężczyzną stanowczym.
– Moja córka Diana – głos Kathy nabrał miękkości, gdy w drzwiach stanęła śliczna brunetka. Kiedy inspektor poczuł jej dłoń w swojej, jego serce fiknęło koziołka, a w uszach zabrzmiały anielskie chóry. Dziewczyna od paczuszki patrzyła na niego błękitnymi niewinnymi oczami.
– Peter, to inspektor David, obiecał, że znajdzie mordercę dziadka.
– Miło mi – powiedział Peter.
Ręka Petera była wyraźnie niechętna dłoni inspektora.
Inspektor zastanawiał się, jak zareaguje Peter, kiedy zobaczy, że pod stopą amorka nie ma już buteleczki z lekarstwem nasercowym, które – jak dowiedział się z telefonicznej błyskawicznej rozmowy z kolegą – mogłoby zabić tuzin milionerów, zwłaszcza schorowanych.
Siadali już do stołu, kiedy drzwi do jadalni otworzyły się i stanęła w nich blondynka spod tamaryszku.
– Przepraszam za spóźnienie, w tej chwili wróciłam z zakupów.
– To panna Pilar, pielęgniarka. Opiekowała się do końca ojcem.
Blondynka wyciągnęła rękę, inspektor poczuł, że jej dłoń jest lekko spocona.
– Jestem prosto z drogi, przepraszam.
Fałsz w jej głosie był dla inspektora Davida tak wyczuwalny, jak fałsz w głosie byłej żony Helen, kiedy mówiła, że jedzie do chorej matki, a jechała wiadomo gdzie.
Dziwił się, że nikt oprócz niego tego nie zauważył. Rozglądał się ostrożnie po zebranych. Każdy z nich mógł być mordercą. Ale dlaczego tak bardzo nie chce, żeby mordercą okazała się ciemnowłosa Diana? Ona najwięcej zyskuje na śmierci Johna. Miała pół roku, żeby pogodzić się z ukochanym.
Głos panny Pilar przywołał do porządku rozbiegane myśli inspektora Davida.
– Czy pan mnie słucha, panie inspektorze? Ja wiem, kto zabił pana Wathe’a.
W ciszy, która zapadła po słowach panny Pilar, brzęk tłuczonego kieliszka zabrzmiał jak strzał armatni. Inspektor spojrzał na Krisa. Był czerwony jak burak, rozlane wino rozlało się po śnieżnobiałym obrusie niby krew. Kris stał nad stołem.
– Zabraniam pani tak mówić! – krzyknął. – Nie ma pani żadnych dowodów!
Panna Pilar pochyliła głowę, a kiedy ją podniosła, w jej oczach błyszczały prawdziwe łzy. Inspektora przeszedł dreszcz. Jak w oczach jego żony, kiedy przysięgała, że go kocha, że była u przyjaciółki, a była wiadomo gdzie.
– Muszę powiedzieć prawdę! Pan John nie zasługiwał na taki koniec! To pani! – Umalowany na złoto paznokieć skierowany był prosto na osobę siedzącą po przeciwnej stronie stołu. – Wiem, że to pani! Słyszałam pani kłótnię z panem Johnem, prosił panią o coś, a pani krzyczała „mogłabym cię zabić”.
Inspektor patrzył na dłoń pielęgniarki. Kątem oka jednak obserwował to, co działo się między Peterem a Dianą. Szybkie spojrzenie – porozumiewawcze spojrzenie – oto co dojrzał. Poza tym? Ulga? Niepokój? Niepokój Diany obudził na dobre jego martwe serce. Dlaczego ona się niepokoi? Co ma na sumieniu?
Paznokieć panny Pilar wisiał w powietrzu naprzeciwko twarzy Kathy. Kris położył rękę na ramieniu żony.
– To nie ona! Nie ona! To nie moja żona, inspektorze, proszę mi wierzyć!
– Ha! – Twarz Pilar wykrzywiła się w grymasie złości. – Proszę zapytać, czy nie rozmawiała ze mną o środkach nasercowych? Czy nie pytała pani w piątek, jaka dawka wystarczy, żeby serce przestało bić? To, co pomaga, może również szkodzić! Ale ja nie mogę milczeć, nie mogę! – Panna Pilar rozszlochała się. – Pan John był dla mnie taki dobry…
Diana spuściła głowę i przez moment inspektor David mógł patrzyć na prosty przedziałek dzielący jej włosy na dwie części. Nie wiadomo dlaczego wzbudziło to w nim dawno zapomnianą tkliwość, a anielskie chóry w uszach zabrzmiały jeszcze głośniej.
Odgłos odsuwanego krzesła był zbyt głośny jak na to kulturalne towarzystwo. Kris podniósł się i powiedział:
– Panie inspektorze, panna Pilar nie wie, co mówi. Oczywiście środki nasercowe były cały czas w naszym domu, teść je zażywał regularnie, wszyscy jesteśmy pod wrażeniem tego, co się stało, ale doprawdy, moja żona akurat nie miała z tym nic wspólnego!
Krisowi trzęsły się ręce, kiedy podnosił serwetkę, żeby otrzeć kąciki ust. Kathy trwała nieporuszona. Kłamie – pomyślał inspektor, tak jak kłamała Helen, kiedy mówiła, że wszystko między nimi w porządku.
– Panie inspektorze, ja wiem, gdzie pani Kathy schowała te środki! Widziałam, jak wynosiła je z pokoju starszego pana! Maleńka buteleczka z żółtym napisem, na mój widok speszyła się, to było dwa dni po rozmowie, na temat szkodliwości tabletek! Niech pani się przyzna! Zresztą Kris wie, gdzie to schowała, bo sam mi o tym powiedział!
Fiolka z żółtym napisem spoczywała w torbie inspektora na górze, w jego pokoju. Również notes z notatkami, które inspektor zdążył zrobić przed wyjazdem. Również wyniki sekcji i inne dokumenty.
Kathy podniosła dumnie miodowy kok i spojrzała prosto w oczy inspektora.
– Panna Pilar nie kłamie. To ja podałam ojcu śmiertelną dawkę leku. Prosił o to. Nie chciał już żyć. Guz mózgu, który ujawnił się trzy miesiące temu, zabijałby go po trochu. Wyłączałby funkcje ciała. Nie mogłam na to pozwolić. Jestem gotowa ponieść konsekwencje swojego czynu!
– Mamo! – krzyknęła Diana. Za szybko, za głośno. Peter uspokajająco położył jej rękę na kolanie.
Nic nie mogło ujść uwagi inspektora.
Ale inspektor patrzył również w brązowe oczy Kathy i widział, że kłamie.
Panna Pilar usiadła i szybkim haustem wypiła wino. Kathy czekała na reakcję inspektora. Inspektor nakładał sobie ziemniaki na talerz i powoli zbierał myśli. To nie ona, nie ona. Więc dlaczego to robi?
Panna Pilar przesłała umęczone spojrzenie Krisowi. Kris jednak stał nad stołem jak wmurowany.
Inspektor był zmęczony.
– Proszę usiąść. Czy wie pan, gdzie żona schowała fiolkę z lekarstwem?
– Nie muszę zeznawać przeciwko żonie! – wymknęło się Krisowi.
Co za gnida. Inspektor podniósł do ust kęs befsztyka. A może mu się rzeczywiście wymknęło? – pomyślał, a głośno powiedział:
– Jeszcze nikogo nie oskarżyłem.
– Jako rodzina mam prawo do odmowy zeznań…
Nic gorszego nie mógł powiedzieć. A jednak… Inspektorowi nie starczało widać wyobraźni.
– …ale z niego nie skorzystam – dokończył Kris.
Panna Pilar zamarła w zadziwieniu, Kathy zwiotczała na swoim miejscu. Po prostu siedziała tam kupka eleganckich ubrań, bez kobiety w środku.
– Ale z ciebie szuja, tato… – Peter odsunął się z krzesłem od stołu.
Diana spojrzała na inspektora i teraz zamarł inspektor. We wzroku Diany czaiła się nienawiść. Taka sama jak w spojrzeniu Helen, kiedy odchodziła.
– Wiem, gdzie schowana jest fiolka, ponieważ sam ją tam położyłem. – Kris stał naprzeciw inspektora Davida dumny i potężny. – Sam ją tam schowałem, ponieważ to ja zabiłem swojego teścia.
– To nieprawda! Nieprawda!
Piskliwy głos panny Pilar przerwał ciszę. A jednak w tej ciszy inspektor usłyszał cichy wiew powietrza wypuszczanego z ust Diany. Peter opadł na krzesło i z niebotycznym zdumieniem wpatrywał się w ojca.
– Ty oszuście – piszczała panna Pilar. – Ty oszuście! Cały plan na nic! Jak mogłeś mi to zrobić? Mogliśmy być tacy szczęśliwi! Taka jest prawda, inspektorze! Mamy romans! Żona go w ogóle nie rozumiała! On nie jest z nią szczęśliwy! Co ty robisz? Dlaczego jej bronisz?
I panna Pilar rzuciła się na Krisa.
Wtedy Kathy miękko i bez słowa osunęła się na podłogę. Silne ramiona Krisa podniosły ją bez trudu. Peter zerwał się od stołu i pochylił nad obojgiem. Choć inspektor nie podsłuchiwał, usłyszał cichutkie słowa Petera:
– Tato… Ja mam tę fiolkę…
– Czy mogę żonę odprowadzić do sypialni? Nie ucieknę panu, przy żonie zostanie córka, ja wrócę za chwilę. – Głos Krisa brzmiał władczo. – A ty – zwrócił się do Pilar – jesteś zwolniona.
– Nikt nie jest zwolniony, dopóki ja tego nie zarządzę. – Inspektor nienawidził siebie samego za te słowa. Spojrzenie, które posłała mu Diana, przeszyło go na wskroś. Chóry anielskie w jego uszach zabrzmiały jak dzwon żałobny.
Kris troskliwie wziął w ramiona Kathy i wraz z synem i Dianą zniknęli w głębi domu. Panna Pilar zarumieniła się ze złości i wyszła, trzasnąwszy drzwiami.
Inspektor siedział sam przy stole i sączył wino. Wiedział, jaki był stan zdrowia Johna Wathe’a. Wiedział, że szybki spadek pozwoliłby Dianie na powrót związać się z ukochanym.
Peterowi pozwoliłby zapłacić długi i być może spłacić tę dziewczynę, która spodziewała się jego dziecka. Od Krisa nie oczekiwał wyjaśnień – to konto jego żony było obciążone na sumę 320 tysięcy dolarów, o czym dowiedział się przed obiadem.
Sprawa nie była tak prosta, jak mu się zdawało. Choć podejrzewał, no, przeczuwał, kto zabił, na samą myśl o tym przechodził go zimny dreszcz. To niemożliwe, muszę być bardzo ostrożny – myślał. – Taki szatański plan mógł wymyślić tylko głęboko zraniony człowiek.
W chwilę potem Kris i Peter pojawili się w drzwiach. Kris usiadł przy inspektorze, Peter był spokojny, choć chłód przebijał z każdego jego gestu.
Kris sięgnął po butelkę i nalał sobie pełny kieliszek wina.
– Może mnie pan aresztować, inspektorze. Nie mam nic do stracenia. Rzeczywiście miałem romans z Pilar. Moja żona… – Kris zająknął się. – Ostatnio nie działo się między nami najlepiej. Ja…
Peter wpatrywał się w ojca z napięciem.
– Ja nie wiedziałem, co robię… Chciałem zacząć nowe życie z Pilar. Do tego były potrzebne pieniądze… Pieniądze Johna… Powiedziałem Pilar, gdzie żona…
– Gdzie pan schował fiolkę? – Inspektor dopijał powoli swoje wino.
– Wszystko mi się miesza… jestem zmęczony. Ta… ta… – Kris szukał odpowiedniego słowa – wykorzystała wiadomość o długu Kathy przeciwko niej. Pan Bóg mi chyba rozum odebrał. Trudno. Przynajmniej…
– Przynajmniej pańska żona pokryje dług, który wynosi 320 tysięcy dolarów, prawda?
Peter patrzył na ojca nie rozumiejącym spojrzeniem. Kris zbladł.
– Skąd pan wie? Przecież konta objęte są tajemnicą bankową!
– Nie w przypadku śledztwa o morderstwo.
– Kathy… Ona nie wiedziała, co robi… Na co się zgadza… Ja zainwestowałem na giełdzie w zeszłym roku, ale…
– Ona miała powód, żeby zabić własnego ojca. Lada moment bankierzy weszliby na hipoteką waszego domu.
– Nie, inspektorze, nie! Ja znam tę kobietę od dwudziestu pięciu lat. Kocham ją. To niemożliwe! – Kris opanował się. – Niemożliwe, ponieważ to ja zabiłem. I te pieniądze tak naprawdę sprzeniewierzyłem ja. Powiem prawdę.
Peter wpatrywał się z napięciem w twarz ojca.
– Owszem, zapomniałem się. Panna Pilar była blisko, a Kathy… Już mnie nie kochała. Miała pretensję, że zainwestowałem jej pieniądze… i przegrałem. Nienawidziła mnie. Myślałem, że mogę zacząć od nowa… Panna Pilar mówiła, że mnie kocha. Kochała spadek po Johnie. A ten stary skąpiec nie dawał nam ani grosza. Kathy nie mogła stracić domu, w którym się wychowywała.
– Kris – kobiecy głos zabrzmiał miękko i łagodnie. – Jak mogłeś myśleć, że cię nienawidzę… – Kathy stała w drzwiach, oparta na ramieniu Diany. – Zrobiłeś to dla mnie… żebym nie straciła tego, co kocham najbardziej… Ale stracę to, jeśli jesteś winny… Mogę żyć gdziekolwiek, lecz nie bez ciebie, nie rozumiałeś tego?
Kris w sekundzie znalazł się przy żonie. Inspektorowi zakręciły się w oczach łzy. No, stanowczo był zbyt zmęczony. To na pewno uczulenie na jakieś pyłki. Odwrócił wzrok od małżonków.
I wtedy usłyszał mocny głos Petera:
– Niczego nie stracisz, mamo, ponieważ to ja zabiłem dziadka…
Inspektorowi kręciło się w głowie. Jedno morderstwo i trzech morderców przyznających się kolejno do winy. To się zdarza tylko w powieściach. Zobaczył trupio bladą twarz Diany i rozszerzone ze zdumienia oczy Kathy. Kris trwał nieporuszony przy żonie. Inspektor David zrozumiał, że potrzebuje powietrza. W salonie było albo duszno, albo wypił za dużo wina. Słabym głosem powiedział równocześnie z Krisem:
– Słucham?
– To ja zabiłem dziadka. Fiolka po lekarstwach jest pod stopami amorka w ogrodzie.
Inspektor nie mógł przeoczyć faktu, że Diana spojrzała na brata karcąco.
– Położyłem ją tam dzisiaj przed południem. Bałem się, że będzie rewizja czy coś takiego. Byłem zadłużony. Dług karciany to dług honorowy. Harriet jest w ciąży. Myślałem, że… dziadek i tak był ciężko chory. Skróciłem mu męki. Przyniosę panu tę fiolkę. – Peter ruszył w stronę drzwi.
– Nie trzeba, młody człowieku. Dowód rzeczowy jest już u mnie. – Inspektor potarł dłonie. Jakoś dziwnie mu spotniały.
– To jedyny dowód w tej sprawie, inspektorze? – głos Diany był ciepły. Serce inspektora Davida znów fiknęło koziołka, a chóry w jego uszach poweselały.
– Ale wystarczający – powiedział, choć nie lubił siebie za to kłamstwo.
– Mamo, zadzwoń po herbatę. – Diana usiadła obok inspektora i uśmiechnęła się. – Napijmy się herbaty.
Kathy podniosła mosiężny dzwonek i zadzwoniła po służbę. Wszedł służący z imbrykiem z chińskiej porcelany i filiżankami. W takiej chwili myśleć o herbacie? I to zaraz po obiedzie? To również inspektorowi nie mieściło się w głowie. Ale z takich rąk jak ręce Diany… Nalała do pełna filiżankę, robiła to długo, pieczołowicie. Potem podała mu cukier. Jego własna żona nie podawała mu herbaty.
Wypił odrobinę, cała reszta towarzystwa trwała bez ruchu i przyglądała mu się z niepokojem. Zmarszczył czoło.
– Pamiętam pana wypowiedź, była puszczona w HBR, brał pan udział w wiecu przeciwko legalizacji eutanazji.
– Tylko krowa nie zmienia poglądów, inspektorze.
– Pamiętam również zeznanie służby… Pana Giowaniego zacytuję: „Wtedy pan Peter wybiegł wzburzony z pokoju pana Johna, krzycząc: «nie zmusisz mnie do tego»„. Czy nie chodziło o prośbę chorego, żeby skrócić mu cierpienia?
Inspektor David patrzył badawczo w twarz Petera.
– Nie. Dziadek chciał, żebym ożenił się z Harriet. Uważał, że mężczyzna musi odpowiadać za swoje czyny. A ja nie lubię, kiedy mi się dyktuje, co mam robić. To wszystko, co mam do powiedzenia…
– Ale Peter – głos Diany był cichy jak szmer – przecież ty…
– Zamknij się! – Peter ściął słowa siostry jak siekierą. – Nic nie mów!
– Czy pani chce uzupełnić zeznania brata? – Inspektor zwrócił się wprost do Diany i ku swojemu zdumieniu zobaczył, jak jej wątłe ramiona prostują się.
– Nie? – Omiótł wzrokiem zebranych.
Ładna rodzinka, nie ma co. Nic się nie zgadzało. Musiał weryfikować cały misternie ułożony przez siebie plan. Osoba najbardziej niewinna jest winna – myślał.
– Proszę mnie aresztować! – krzyknął Peter. – I skończmy tę szopkę!
Dlaczego on się tak denerwuje? David był zmęczony. Sączył herbatę, miała dziwny wschodni smak. Dzień okazał się za długi. A może to świeże powietrze tak na niego wpłynęło? Inspektor był bardzo, ale to bardzo zmęczony.
– Przepraszam państwa, lecz muszę odpocząć. Dokończymy jutro.
Inspektor wstał od stołu i chwiejnym krokiem ruszył przed siebie. Schody wydłużały się w nieskończoność, z trudem dotarł do łóżka i nie pamiętał, kiedy zasnął.
Nie mógł słyszeć, że ktoś wsunął się za nim do pokoju.
Inspektor obudził się o świcie z ciężką głową. Zwlókł się z łóżka, zrzucił ubranie i wziął długi prysznic. Okręcił się ręcznikiem i wrócił do pokoju. Spojrzał na porozrzucane w nieładzie rzeczy. Nie miał wątpliwości, że fiolka zniknęła. Podniósł i włożył do torby notes i lornetkę. Naiwność rodziny Childhoodów sięgnęła dna. Szkoda. Zanim porozmawia z Dianą, przeprowadzi krótką rozmowę z Giowanim. Parę rzeczy wymaga wyjaśnienia. Tak dali się nabrać na fiolkę leków? Jadąc tutaj, sprawdził w aptece, co, kto i kiedy kupował. Prowincjonalni aptekarze traktują swój zawód bardziej serio niż ci w mieście. Obejrzał spisy z dwóch ostatnich miesięcy. I to nie lek na serce przepisywany od lat starszemu panu wzbudził jego podejrzenia.
Ale jak w takim tempie zaczną się samooskarżać, sami wydadzą na siebie wyrok. Wcześniej czy później. Zamknął oczy i położył się w ręczniku na łóżku. Biedna Diana! Myśli, że ten facet byłby ją kochał, gdyby była bogata. Dwóch rzeczy nie można kupić – zdrowia i miłości. Ale o tej prawdzie na ogół dowiadujemy się zbyt późno. Tylko John Wathe o tym wiedział.
Inspektor David pomyślał ciepło o tym nieznanym sobie człowieku.
Telefon do notariusza również niczego nie wyjaśnił. Notariusz wspomniał tylko, że testament ma być otwarty miesiąc po śmierci Johna Wathe’a. Powiedział, że świadkiem ostatniej woli był Giowani, oraz że on sam przez najbliższy miesiąc nie będzie uchwytny.
Inspektor David nie mógł zasnąć. Widział słabego człowieka na łożu śmierci, otoczonego rodziną, która go nienawidzi. Pieniądze nie dają szczęścia.
Kiedy powtórnie otworzył oczy, blask słońca zalewał pokój. Było wpół do siódmej. Znakomita pora, żeby porozmawiać z Giowanim. Ale trzeba to zrobić umiejętnie.
Ubrał się i zszedł na dół. Nie mylił się – cały dom spał, tylko w kuchni kręciła się służba. Giowani zaparzył kawę i usiedli obaj na tarasie.
– Ale panie inspektorze, ja nic nie wiem – zastrzegł się wierny sługa. Kawa pachniała smakowicie.
– Kiedy pan John dowiedział się, że jego guz mózgu jest nieuleczalny?
– O, dawno, ale nie pamiętam kiedy.
– Czym był pan tak zburzony, że w dzień jego śmierci włożył pan buty nie od pary? – Inspektor rozkoszował się świeżym porankiem.
– Niczym, proszę pana, niczym. – Giowani był poruszony, ale David nie zwracał na to uwagi.
– Dlaczego z pana polecenia w dniu śmierci pana Wathe’a została zwolniona służąca Beatris?
– Ona… – Giowaniemu plątał się język.
– Czy nie dlatego, że wiedziała, kto zamówił w aptece za dużo leków na serce? Kto zamówił dodatkowe strzykawki?
– Ale… Przecież pan Wathe otrzymywał dożylnie środki…
– Przez wenflon na stałe wprowadzony do żyły. Zamówienie z piętnastego, robione przez pannę Pilar, obejmowało dwadzieścia sztuk. Po co komu innemu potrzebne były strzykawki?
– Ale to nie pani Kathy zamówiła strzykawki… – wyszeptał Giowani.
Inspektorowi zrobiło się przykro.
– Niech mi pan pomoże, zanim ktoś niewinny wyląduje w więzieniu.
Giowaniemu pot spływał z czoła.
– Pan John strasznie się denerwował, że oni nic dla niego nie chcą zrobić. Że chcą, żeby zdychał tak jak warzywo. Strasznie się pieklił, a oni byli dla niego tacy dobrzy… Tylko że przez niego odszedł od panny Diany ten człowiek… Najpierw starszy pan obiecał pieniądze, a potem się rozmyślił. Zupełnie nie w jego stylu. I wtedy pani Childhood bardzo go prosiła, a on krzyczał, że nic nie dostaną, skoro nic nie rozumieją! I pan Kris z nim rozmawiał, słyszałem niechcący, jak krzyczał; „Ojciec to celowo robi! Ale ja znajdę sposób!”. I pan Peter, od kiedy się ożenił, też potrzebował gotówki…
– Peter się ożenił?
Giowaniemu pot zalał czoło.
– Boże, Boże, obiecałem, że nigdy nikomu, to była tajemnica… Przecież panna Hariett była w ciąży, ale oni to już dawno planowali. Tylko pan Peter się uparł, żeby nic nie mówić, żeby się dziadek nie dowiedział, żeby nie myślał, że to pod jego naciskiem… Niech pan o tym nie wspomina…
I wtedy wzrok inspektora Davida padł na pobladłą Dianę, która wyszła zza drzewa i stanęła przy nich. Ale Diana się zachowywała tak, jakby nie widziała inspektora. Wlepiła wzrok w Giowaniego, a Giowani cofał się przed jej spojrzeniem.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – wyszeptała i David wiedział, że ma do czynienia z kobietą przestraszoną. Dlaczego nie mógł jej ochronić?
– Bo panicz zakazał. Powiedział, że przyjdzie czas, to powie… Ojej, panienko, proszę na mnie tak nie patrzeć, chciałem dobrze… Nic więcej nie mogę powiedzieć, nie mogę powiedzieć…
– Jesteś wolny, Giowani. – Diana usiadła przy inspektorze. – Niech pan go nie męczy. Musi pan porozmawiać ze mną.
Giowani spojrzał na Dianę i wstał.
– To ja zamówiłam strzykawki. Mój dziadek nie zginął od tabletek nasercowych. Wstrzyknęłam mu 400 gramów potasu. To zabije każdego. Mój brat o tym wiedział i postanowił mnie chronić – powiedziała Diana i inspektor poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. Znał wyniki sekcji i wiedział, że Diana nie kłamie.
Spojrzał na Giowaniego. Giowani wyglądał na zdruzgotanego, ale kiedy się odwrócił, w szklanych drzwiach tarasu przez sekundę inspektor widział odbicie jego twarzy.
Giowani uśmiechał się pogodnie.
Inspektor szedł z Dianą polną drogą. W głowie kłębiły mu się myśli. Wszystko to było pozbawione sensu. Diana po raz pierwszy wyglądała na odprężoną. Jej ciemne włosy lśniły w słońcu i inspektor powstrzymywał się, żeby ich nie dotknąć. Włosy morderczyni. Niewiele rozumiał z tego, co się działo, ale instynktownie czuł, że po raz pierwszy w życiu chce zrezygnować z zawodu.
– Kochaliśmy dziadka, był dobry – mówiła Diana. – Potem nagle się zmienił, wszyscy to odczuliśmy. Może to był już wpływ choroby. Mama zabrała buteleczkę lekarstw, które dziadek zamówił przez tę Beatris, zwolnioną służącą. Chciał je zażyć i skończyć ze sobą. Mama nie wiedziała, co to jest, i rzeczywiście pytała Pilar o ich moc. Mogło wyglądać, że to ona… Ojciec zachował się wspaniale, prawda? Czułam, że zawsze mamę kochał. Przyznał się, żeby ją chronić. A mama myślała, że to Peter, bo on najbardziej potrzebował pieniędzy. Hariett jest zamożna, Peter nie chciał być u niej w kieszeni i dlatego opierał się pomysłowi ślubu. Chciał stanąć na własnych nogach. Być mężczyzną. Oni się bardzo kochają.
Diana patrzyła na inspektora, a jego serce fikało koziołka za koziołkiem i czuł, że gdyby spotkał tamtego chłystka, który tak niecnie ją porzucił, toby go zabił. Za głupotę i bezmyślność. Za to, że miał w ręce taki skarb i tego nie widział. Pomyślał również, że sam był głupcem, tęskniąc za Helen, skoro po tym świecie chodziły takie dziewczyny jak Diana. Niedostępna dla niego na zawsze. Spojrzał na profil Diany, delikatny jak stara chińska rycina i zanim pomyślał, z jego ust wypłynęło pytanie:
– Warto było dla takiego chłystka?
– On się zmienił – powiedziała Diana, a inspektorowi zaparło dech w piersiach. – Już dawno nie gra. Dziecko musi mieć ojca. A on chciał chronić rodziców. Mam nadzieję, że pan to rozumie.
Teraz inspektor niewiele rozumiał. Zaraz, zaraz, ona mówi o bracie…
– Peter jest dobry. Ale ja byłam z dziadkiem związana najsilniej, każdy panu to powie. Nie mogłam patrzyć, jak on cierpi. Myślałam, że się nie wyda… Tyle leków… Potas przecież nie zostawia śladów… Dziadek brał potas… Nie męczył się, to była chwila…
– Nie mówiłem o Peterze, mówiłem o tamtym… przecież chciała pani, żeby wrócił…
– Inspektorze… – Diana uśmiechnęła się łagodnie – nie dałabym za jego powrót złamanego grosza… Zrobiłam to dla dziadka, nie dla niego… On mnie nie kochał, kochał tylko moje pieniądze… Dlatego tak trudno mi się z tym pogodzić… A Peter jest wspaniały. Ileż trzeba odwagi i męstwa, żeby podjąć taką decyzję. Hariett jest zamożna, on nie ma nic. Wahał się… To trudne dla mężczyzny. Mam nadzieję, że będą bardzo szczęśliwi. Hariett kocha jego, a nie jego pieniądze. Dobrze, że to zrozumiał.
Inspektor powziął decyzję. No cóż, straci tę pracę. Wyrzuci dowody rzeczowe. Zgubi pobrane kwity z apteki, nikt nie dojdzie prawdy. Tej dziewczynie nie należy się kara. Gdyby to wszystko miało miejsce w Holandii, nikt by nie ucierpiał. Nie, nie zgadza się z eutanazją, ale dla ukochanej kobiety warto poświęcić poglądy.
Żeby tylko milczeli. Skoro potrafili tak nieprzekonująco kłamać, niech teraz kłamią w dobrej wierze. John Wathe został cudownie ocalony. Diana ma przed sobą życie. To ona zabiła, bo tylko ona wiedziała, co było przyczyną śmierci.
Stanął przed nią i chwycił ją za rękę.
– Niech pani posłucha, Diano. Dowody winy mam w ręku. Zniszczę je. Nie dopuszczę do tego, żeby pani życie legło w gruzach. Nie zgadzam się z pani teorią o śmierci. Uważam, że tylko Bóg nam dał życie i tylko Bóg może je odebrać. Ale mniejsza z tym. To już pani sumienie. Jednak nie mogę przyłożyć ręki do pani zguby. Wiem, co to znaczy, jak bliski człowiek odejdzie. Ale życie na tym się nie kończy. Niech pani żyje szczęśliwie. Pojadę do miasta po południu. Niech pani porozmawia z rodziną. Ustalcie wersję, która nie będzie sprzeczna. Śledztwo zostaje umorzone wobec braku dowodów winy. Niech panią Bóg ma w swojej opiece.
Fiołkowe oczy Diany znalazły się niepokojąco blisko. Zanim inspektor się zorientował, wilgotne usta dziewczyny dotknęły jego ust.
– Cudowny z pana człowiek. Mogłabym pana pokochać. Ale nie przyjmę tego prezentu. Tak będzie najprościej.
Zanim David zdążył się zorientować, Diana odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę domu. Stał przez chwilę w miejscu i próbował ochłonąć. Dlaczego kiedyś wydawało mu się, że kocha Helen, byłą żonę?
A potem z szybkością błyskawicy przez mózg przeleciała mu scena, kiedy pierwszy raz zobaczył Dianę. Przypomniał sobie jej sukienkę w różowe kwiaty i moment, kiedy fiolkę z lekarstwami oddawała Peterowi. I jego ściśnięte bólem serce nagle znów fiknęło radosnego koziołka.
Równo miesiąc po śmierci pana Johna Wathe’a inspektor przyjechał do rezydencji Childhoodów. Stary notariusz siedział w salonie. Peter i kobieta, w której inspektor domyślił się Harriet, odwrócili się ku niemu i Peter uśmiechnął się szeroko. Diana stała przy kominku. Inspektor nie wiedział, czy powiadomiła o wszystkim rodzinę. O tym, że on, David, przyjął jej oświadczyny. Ostatecznie był prawdziwym mężczyzną, a ona obiecała, że będą żyli na poziomie, jaki on jej zapewni. Miłość była ważniejsza niż pieniądze. Inspektor nie bardzo wiedział, jak się zachować. Ale był tutaj w innym celu. Obiecał, że wszystko wyjaśni. Notariusz zadzwonił do niego wczoraj wieczorem i poprosił o przybycie. Kathy Childhood podeszła do niego z wyciągniętymi ramionami.
– Witam pana serdecznie, Davidzie. Tak się cieszę!
Kris mocno potrząsał jego ręką. A Diana podeszła i po prostu pocałowała go w usta. Inspektor David poczuł, że robi się czerwony jak burak.
Peter przyjaźnie poklepał go po ramieniu.
– Inspektorze, to moja żona Harriett. Czy mogę do pana w tej sytuacji mówić po imieniu?
Diana uśmiechnęła się promiennie i zaprowadziła go do barku.
– Czego się napijesz?
Notariusz skończył gwałtowne przecieranie okularów, które cudem przeżyły ten zabieg.
– Mogę zaczynać?
Nie, najpierw inspektor wyjaśni, jak na to wpadł.
David poczuł na sobie spojrzenia wszystkich obecnych i wziął głęboki oddech.
– Byłem w prostszej sytuacji niż reszta państwa – zaczął. – Już przyjeżdżając tu, wiedziałem, że John Wathe umarł od wstrzykniętego dożylnie potasu. A tymczasem pierwszą sceną, którą widziałem, było niezdarne chowanie słynnej fiolki z lekiem nasercowym, o którą awanturowało się wiele osób. A pańska – tu zwrócił się do Krisa – szarpanina z panną Pilar nie pasowała mi do całości. Pan chciał ją przed czymś powstrzymać. Tak się nie zachowują ludzie, którzy przygotowali morderstwo. Poza tym tylko morderca wiedział, że to nie te lekarstwa spowodowały śmierć. Było dla mnie jasne, że oskarżenie panny Pilar, w tej sprawie również niewinnej, jest fałszywe. Przyznanie się do winy Krisa też nie było przekonywające. Myślał, że to tabletki, które widział u swojej żony. Peter wpadł w ten sam kanał. Pomógł mi nieco Giowani.
Giowani siedzący sztywno przy stole podniósł wzrok na inspektora.
– Ja nie mogłem panu pomóc, proszę pana – powiedział cicho. – Ja zawsze dotrzymuję słowa.
– Pomógł mi pan. Wtedy kiedy Diana przyznała się do winy, nie mógł pan powstrzymać uśmiechu. Pan, który ją nosił na barana i kochał jak własne dziecko, nie mógł się przecież cieszyć, że pana pupilka okazała się morderczynią. Jeśli zaś Diana… – Inspektor zająknął się. – Dla Diany była szokiem wiadomość o ślubie brata. Wtedy podjęła decyzję, że weźmie na siebie winę Petera. Zrobiła to tak dobrze, że jej przez moment wierzyłem. Ale coś mi nie dawało spokoju. Jeśli była morderczynią, to pierwsza scena, którą niechcący zobaczyłem z okna, była bez sensu! Dlaczego zajmowała się fiolką? Przecież musiała wiedzieć, że to dowód bez znaczenia. I dlaczego podała mi herbatę, po której byłem nieprzytomny? Dlaczego chciała dostać się do pokoju i usunąć dowód rzeczowy, który nie był dowodem? Ale to olśnienie spłynęło na mnie później. Od razu powinienem był skojarzyć pewne fakty. Dlaczego starszy pan, który miał świetny słuch, tak bardzo krzyczał, rozmawiając z notariuszem?
Dlaczego nie zwróciłem uwagi na notes, w którym miałem notatki ze śledztwa? Dlaczego złodziej fiolki nie wziął zaświadczenia z apteki, o kupnie strzykawek?
Mógł być jeden powód. Bo nie wiedział, że to jest istotne. Natomiast zdążył przeczytać akt zgonu i poznać prawdziwą przyczynę śmierci. Diano, nabrałaś mnie. – Inspektor David przesłał uśmiech Dianie i nie speszył się, kiedy ona przesłała mu pocałunek. – John Wathe zrobił to samo. Odnalazłem lekarza, który pół roku temu przepisał mu potas. Pomogła mi zwolniona przez was i niesłusznie posądzona służąca Beatris. To ona na prośbę Johna Wathe’a zamówiła strzykawki. Starszy pan sam przygotował się na najgorsze. Wiedział, co go czeka. Mam nadzieję, że dalsze wyjaśnienia znajdziemy tutaj…
– My już znamy treść testamentu, ale chcemy, żebyś ty również, Davidzie, wysłuchał, co miał do powiedzenia dziadek, szczególnie teraz, kiedy prawie należysz do rodziny!
Notariusz nałożył okulary i zaczął czytać.
„…i dlatego postanowiłem was sprawdzić. Wszyscy mi odmówiliście, z czego byłem niezadowolony, ale szanuję wasze decyzje i cieszę się, że wychowałem swoją córkę na człowieka godnego najwyższego szacunku. Niestety nie mam pewności, czy z moich pieniędzy zrobicie właściwy użytek. Kris nie słuchał moich rad, również Peter i Diana wiedzą lepiej, co dla nich dobre. Diana nie może zapomnieć o człowieku niewartym jej jednej łzy, Peter odrzuca kobietę, która jest wartościowa i dobra. Kris myśli, że panna Pilar może przewyższyć dobrocią moją córkę. Niech przekonają się zatem wszyscy, jakimi są ludźmi.
Niech nie moje rady, ale trudna dla nich sytuacja wyzwoli to, co najlepsze. Majątek mój przekazuję wszystkim tym, którzy w sytuacji zagrożenia będą w stanie zrobić coś dla drugiego człowieka. Tym, którzy nie okażą się egoistami i będą umieli przedłożyć interes cudzy nad własny. Kocham was”.
Diana płakała, Kathy ocierała oczy, mężczyźni również byli poruszeni.
Notariusz odłożył okulary.
– Zaprosiłem pana – zwrócił się do inspektora Davida – na prośbę Diany i przy absolutnie jednomyślnej decyzji rodziny Childhoodów, ponieważ musimy dbać o uczciwe wykonanie ostatniej woli zmarłego. Diana opowiedziała, że chciał pan, wierząc przez moment w jej winę, uchronić ją, nie bacząc na konsekwencje. Dlatego należna panu część wynosi…
Suma, którą wymienił notariusz, na chwilkę zamroczyła Davida. A potem poczuł ramiona Diany wokół swojej szyi i wiedział, że miłość jest ważniejsza niż pieniądze i silniejsza niż śmierć.